Jeszcze dwa rozdziały i historia dobiega końca.
Elliott jęknął jakby przez
sen, ale już był na wpół obudzony. Coś było inaczej niż zawsze, kiedy budził
się ostatnio z twardym jak skała członkiem. Tym razem rozlewała się
w nim przyjemność. Tak błoga, tak cudowna.
— Otwórz oczy.
Gdy, niczym na rozkaz
otworzył oczy zapomniał wręcz jak ma oddychać. Przez chwilę sądził, że to jeden
z nawiedzających go ostatnio snów. Odkąd zaczęli zbliżać się z Ryanem
intymnie, jego ciało chciało więcej niż okazjonalna masturbacja, której w sumie
wcześniej nawet nie potrzebował. Dużo śnił, miał o wiele więcej fantazji
erotycznych i właśnie jedna z nich się spełniała.
Leżał na plecach, jego kutas był twardy, Ryan właśnie nabijał się na niego. Chciał się uszczypnąć, aby sprawdzić, czy na pewno mu się nie śni, czy na pewno znów nie dojdzie w spodnie od piżamy, ale to była prawda. Jego biodra same pchnęły w górę, penis gładko wszedł do środka. Uniósł nogi rozchylając je, stopy mocno opierając na materacu. Dłonie zacisnął na biodrach mężczyzny. Wpatrzył się w stojącego na baczność penisa Ryana, który owinął wokół niego palce, gładząc się. Potem go puścił, dłonie oparł na udach chłopaka. Podparł się mocno na silnych nogach, uniósł się, rozchylił uda, dając doskonały widok Elliottowi na to, jak penis wchodzi w ciało Ryana. Jak maleńka dziurka rozciąga się na nim.
— O cholera.
— Podoba się? — wysapał
pytanie Ryan, ujeżdżając Elliotta. Było mu wspaniale.
Rano gdy się obudził zobaczył jak bardzo Elliott jest twardy. Leżał odkryty i wszystko było dobrze widać. Od razu sobie przypomniał o czym wczoraj chłopak mówił, więc przygotował się i nabił na niego. Dopiero wtedy partner obudził się.
— Wiesz, że tak. I już wiem,
że lubię cię w sobie, ale kocham być w tobie.
— A ja wiem, że warto
było czekać i widzieć jak bardzo się rozbudzisz seksualnie i jaki
będziesz chętny. Wiem także jak bardzo mnie kochasz.
Ryan coś czuł, że weekend
spędzą głównie w łóżku, lub na każdej możliwej płaskiej powierzchni
ciesząc się sobą. Opadł na kutasa, ruszając się na nim. Kochanek pchnął w niego
by po chwili razem odnaleźć wspólny rytm. Ich ciała trawiła gorączka
namiętności. Silna, wolna oraz nieskrępowana.
— Zaraz dojdę — wymruczał Elliott, jakoś nie mogąc się dzisiaj przed tym powstrzymać. Wczoraj oddalał ten moment, jednak rano było mu trudniej.
Owinął palcami penisa Ryana
zaczynając mu trzepać szybko, tak jak mężczyzna lubił. Czuł jak odbyt kochanka
zaciska się na nim, głęboki jęk jaki wyrwał się z ust partnera
oznajmił, że ten zaraz dojdzie.
Ryan wygiął biodra, dla
większej przyjemności, by mocniej stymulować swoją prostatę. Orgazm silny
niczym taran przebił się przez niego, potem go uwolnił. Dochodząc patrzył
jak białe smugi jego spermy znaczą ciało Elliotta. To tylko wzmocniło
przeżywaną rozkosz i zacisnął się mocniej na kutasie, co tylko posłało
dodatkową stymulację przez ciało Rossa, który szczytował prawie równo z nim.
Skończyli w tym samym momencie patrząc sobie w oczy.
Dziewiętnastolatek
stwierdził, że oczy Ryana wyglądają teraz bardzo dziko i mrocznie.
Mężczyzna wciąż siedział na nim, on trzymał jego biodra w stalowym
uścisku.
— Mogę zostać w tobie
przez cały dzień?
Ryan zaśmiał się. Chwycił
dłonie Rossa, potem powoli zsunął się z niego. Nachylił się nad
chłopakiem, kładąc obie jego ręce wokół głowy i szepnął mu do ucha:
— Jeżeli będziesz we mnie
cały dzień, to kiedy ja będę mógł być ponownie w tobie?
Elliot uniósł głowę i pocałował
go zachłannie. Położyli się obok siebie, wciąż się całując, podczas gdy ich
spełnione ciała odpoczywały. Potem leżeli tak jeszcze przez wiele długich
minut. Może godzinę. Ryan przykrył ich, bo zrobiło się chłodno, gdy pot na ich
ciałach wysechł.
— Lubię to — szepnął
Whitener, przesuwając palcem po zaznaczonej przez jego spermę piersi chłopaka.
— Co takiego?
— Moją spermę na tobie.
Naznaczył bym cię nią wszędzie.
— To zrób to. Nie mam nic
przeciwko. Ale nie sądziłem, że masz taki fetysz.
— Jedyny jaki mam i lubię
go. Moja sperma na twoim ciele — mówił i po każdym zdaniu całował
Elliotta. — Pomiędzy twoimi udami, na jądrach — całował go mocniej,
przetaczając się na niego, Ross rozsunął dla niego nogi — w tobie,
na pośladkach.
Sięgnął po żel i nałożył
go na swój twardniejący członek, po którym przesunął dłonią szybkimi ruchami
usztywniając go. Potem chciał wziąć prezerwatywę, ale chłopak powstrzymał go.
— Wiem, że dosiadłeś mnie
bez tego. Wczoraj też mogliśmy… Jesteśmy czyści… badaliśmy się.
— Nie wiedziałem, że tego
chcesz. Tyle ich nakupiłeś.
— Żebyśmy zawsze mogli ich
użyć, kiedy będziemy uprawiać spontaniczny seks bez żadnych przygotowań —
odpowiedział mając na myśli, że wtedy kiedy nie wypłucze się pod prysznicem.
Przestał wkrótce gadać i rozchylił bardziej nogi, Ryan wsunął w jego dziurkę palce. Potem gdy zastąpił je swoim nagim członkiem, kochając się ponownie z bardzo chętnym i spragnionym Elliottem, wiedział, że nigdy nie chce przestać tego robić. A gdy chłopak znów wygiął się pod nim nazywając go Bogiem, kiedy ich ciała pogrążone w gorączce spływały od potu, jakby właśnie wzięli prysznic, ich usta były spuchnięte od pocałunków, pokochał go jeszcze mocniej.
*
Korn, od dwóch godzin przeszukiwał szafę w poszukiwaniu ubrania. Wiedział, że Micaha nie interesuje to jak się ubierze. Mimo to, chciał wyglądać dla niego ładnie. W końcu zapukał do pokoju Martina, ale szybko przypomniał sobie, że kuzyn jest w swoim mieszkaniu. Zadzwonił do niego pytając, czy może pożyczyć jakąś z jego koszul i do tego sweter. Otrzymawszy zgodę, wszedł do pokoju chłopaka by zajrzeć do jego garderoby. Ta nie była wielka, ale rzędy półek i wieszaków potrafiłyby niejednego doprowadzić do zawrotu głowy. Na szczęście, Martin utrzymywał skrzętny porządek wśród swoich rzeczy, w których przeważał kolor biały, więc łatwo było wszystko znaleźć. Wybrał prostą, o sportowym kroju białą koszulę i granatowy sweter.
Pół godziny później był
gotowy. Swetra nie zakładał, jedynie zarzucił go na plecy i przewiązał
rękawy na piersi. Widział wiele razy coś takiego u Martina. Na dworze było
ciepło, więc niczego innego nie potrzebował. Może poza butami, o których
przypomniała mu ciocia. Szmaciane kapcie raczej nie nadawały się na wyjście. Co najwyżej
do ogrodu i to wtedy kiedy nie było rosy.
Przed kinem pojawił się
punktualnie. Zauważył Micaha od razu. Chłopak siedział na murku i przeglądał
coś na telefonie. Ubrany był w proste spodnie i koszulkę z długim
rękawem. Nic wymyślnego w porównaniu do Korna, który już wiedział, że za
bardzo się wystroił. Mieli iść tylko na przedpołudniowy seans jednego z filmów
Walta Disneya, potem kawę i może spacer. Nie umówili się wieczorem,
bo Micah dzisiaj śpiewał w klubie u wujka, tak wczesne pójście
do kina kojarzyło się Kornowi, że będą prawie sami.
— Hej — przywitał się, po
tym jak w końcu znalazł miejsce parkingowe i podszedł do chłopaka.
Micah schował telefon do
kieszeni i podniósł się. Spojrzał na Mahawana zbyt entuzjastycznie, miał
wyglądać na obojętnego. Tak sobie ustalił. Jakoś nie wyszło. Tak samo jak to,
by nie oczekiwać tej jedynej ich randki z niecierpliwością.
— No to… To idziemy, co?
Wskazał na wejście do kina,
bo bez tego to chyba patrzyliby się na siebie przez kolejną godzinę.
— No tak, tak.
Thapakorn, aż skrzywił się
wewnątrz siebie za dar elokwencji. Chciał wziąć Micaha za rękę, ale zrezygnował
z tego pomysłu. Znajdowali się w publicznym miejscu i nie miał
pojęcia jak na coś takiego zapatruje się siedemnastolatek. Już w nocy
kupił bilety przez Internet, także tylko podszedł do kasy je odebrać. Potem
udali się by kupić ogromne pudełko popcornu oraz dwa kubki coli z lodem.
Seans miał odbyć się w sali na pierwszym piętrze, więc udali się tam. Od razu mina Korna zrzedła, kiedy zobaczył rodziny z dziećmi wchodzące do środka sali kinowej.
Micah zauważywszy jego minę
zaśmiał się.
— Co? Sądziłeś, że będziemy
sami w pustym kinie i będziesz bezkarnie mógł mnie trzymać za rękę? —
zapytał z krzywym uśmiechem.
Grzywka opadła mu na oczy
i Mahawan z trudem powstrzymał się, aby ją odgarnąć.
— No, tak jakby…
— To się przeliczyłeś. Może
Kraina lodu to stary film, ale wciąż
go o tej porze puszczają w tym kinie i jak widzisz, wciąż jest
nim zainteresowanie.
— Ale mogą go obejrzeć
w telewizji lub necie.
Micah zaśmiał się cicho na
słowa chłopaka.
— My też mogliśmy, jesteśmy
tutaj.
— Wtedy nie spotkałbyś się
ze mną. Pomyślałbyś, że mam niecne plany co do ciebie, gdybym zaprosił cię do
swojego pokoju.
— A nie masz? — zapytał
Micah i nie czekając na odpowiedź skierował się ku wejściu do sali
kinowej.
Korn stał przez chwilę
z otwartymi ustami, coś pomruczał o tym, że nie ma, jak ma to
nie teraz, ale w końcu westchnął ruszając za chłopakiem z cierpiętniczą
miną. Czekał go seans z tłumem dzieciaków. Niech go ktoś zabije za pomysł
z tym kinem.
— Ej, nie marudź tylko
chodź i daj te bilety — zawołał do niego siedemnastolatek.
— No idę, już idę.
*
Elliott sprawdził na swoim
kanale, czy ukazał się film, którego premierę ustawił już przedwczoraj.
Wszystko poszło zgodnie z planem na całe szczęście. Film także miał dobrą
jakość, bo ten, który wrzucił poprzednio był katastrofą. YouTube jak zwykle
odwalało. To ucinało zasięgi, kasował komentarze, usuwał polubienia, to film
przetwarzał się długimi godzinami. Ciekaw był też jak sobie radzi Christopher
i wszedł na jego kanał. Chłopak już miał sporą ilość filmów. Subskrybentów
mu także przybywało. Szczególnie od czasu, gdy Ryan podczas wejścia na żywo
pokazał swoim widzom kanał Christophera.
— Co tam oglądasz? —
zapytał Ryan podając partnerowi herbatę.
W końcu, po długich godzinach wygrzebali się z łóżka. Wspólnie uznali, że bardzo potrzebują prysznica, pościel nadawała się już tylko do prania. Dziwili się , że po tym maratonie jeszcze mogą obaj chodzić.
— Zerkam na kanał Chrisa.
Dobrze mu idzie. Dzięki, że pokazałeś ostatnio jego filmy. To nie kanał o grach,
ale…
— Ale to twój przyjaciel,
poza tym chcę także pokazywać inne kanały, które są interesujące, nie
mają z grami niczego wspólnego.
— Nie wszyscy są tacy.
Odłożył telefon i wziął
herbatę. Pachniała truskawkami i był to ich wspólny ostatni zakup w herbaciarni.
— Nie boję się, że stracę
widzów, bo odkryją coś innego interesującego. Jak zaczynałem, mnie nikt nie
pomógł. Dlatego chcę pomóc.
Elliott pocałował Ryana
w policzek i chciał się odwrócić, aby wyjść na taras i usiąść
w słońcu, ale mężczyzna owinął rękę wokół jego pasa zatrzymując go i zapytał:
— Czy nie boli cię?
— Co ma mnie boleć? —
zapytał, potem patrząc w oczy Ryana, które wskazywały na jego niższe
partie ciała, westchnął: — Nawet bym ci nie powiedział.
— Bo to był twój pierwszy
raz i przesadziliśmy.
— Nie jestem dziewczyną,
u której coś nie coś musi się zagoić. Daj spokój. Poza tym…
— Co? — zaciekawił się
Ryan. Gdyby miał psie uszy, te teraz uniosłyby się z ciekawości.
— Może nagram jakiś film,
któremu nadam tytuł — mówiąc, wycofywał się w stronę otwartych drzwi
tarasu — pomyślmy. Może tak. „Jak wejść w kochanka bez bólu? Zagadać go.
Raczej sprawić, aby on gadał. Polecam Ryan Whitener” — dodał ironicznie i uciekł.
— Stworzyłem potwora —
powiedział. Chcąc złapać chłopaka zaczął go gonić, ale zatrzymał się, bo przez
to przechylił kubek i wylał połowę herbaty na podłogę.
Elliott tylko się
roześmiał. Dobrze mu było przy tym mężczyźnie, w jego domu, u jego
boku. Nauczył się przy nim pewności siebie. Już nie chciał wymieniać swojego
mózgu. Może czasem, kiedy mylił kierunki, czy zapominał, w której klasie
miał kolejną lekcję.
Usiadł wygodnie na krześle.
Upił łyk herbaty, kiedy rozdzwonił się jego telefon. Osobą, która się do niego
dobijała, był Quinn. Tęsknił trochę za przyjacielem. Od dawna nie spędzili
wspólnie czasu.
— Hej, co tam? — zapytał
kiedy odebrał.
Na taras wszedł Ryan
i miał się wycofać, ale Elliott postukał w krzesło każąc mu usiąść.
— Spotkałem się z mamą
— powiedział Quinn z entuzjazmem — i ona wraca do Adincton.
Powiedziała, że chce mnie odzyskać. Przeprosiła za swoje zachowanie. Zrozumiała
co liczy się w życiu. Nadal będzie jeździć po świecie, ale jej dom będzie
tutaj, nie w Nowym Jorku.
— To chyba dobrze, nie?
— Kurwa, najlepiej. I wiesz
co?
— Co takiego?
— Powiedziała, że jej
zdanie zmieniło to, co jej ostatnio powiedziałem. I nawet nie musiała myśleć co
ma zrobić. Jej menager się wściekł, więc go zwolniła…
Elliott pozwolił mówić
przyjacielowi, słuchając go w miarę uważnie, podczas gdy siedział na
tarasie, pił herbatę, u boku miał
swoją jedyną miłość. Nie mogło być lepiej. Może jeszcze przydałaby mu się
wiedza, że dobrze zda zbliżające się testy, skończy szkołę i dostanie się
na studia. To jednak ważniejsze było później. Teraz było tu i teraz,
tych chwil nie zamierzał na nic zamienić.
*
Korn jednak nie narzekał więcej, że oglądał film z dzieciarnią. Te małe i większe ludziki siedziały z dala od nich, on mógł w spokoju skoncentrować się na spędzaniu czasu z Micahem. Wiele razy ich dłonie dotknęły się, kiedy obaj jednocześnie sięgali po prażoną kukurydzę. Chłopak szybko zabierał rękę, ale wrażenie mrowienia po tym dotyku towarzyszyło Kornowi przez cały film. Nawet później, kiedy już wyszli i kupili mrożoną kawę na wynos w pobliskiej kawiarni.
— To co, jak ci się podobał
film w towarzystwie…
— Nie kończ. Dobra, pomarudziłem, ale nie było źle. Było miło. Gówniarzeria siedziała daleko, ja bezkarnie mógłbym trzymać cię za rękę.
— To dlaczego tego nie
robiłeś?
Na to pytanie Korn aż
przystanął. Szybko jednak ruszył dalej w górę ulicy w stronę
niewielkiego parku, kiedy chłopak zaczął się śmiać.
— Dlaczego się śmiejesz?
— Bo chciałeś mnie
trzymać za rękę i sądziłeś, że nie możesz. Jesteś niedomyślny.
Kolejny raz szok przeszedł
przez Mahawana. Już niczego nie rozumiał. Kiedy ich dłonie spotykały się
w kubełku popcornu, to Micah zabierał dłoń. Chciał jednak być za nią
trzymany. Albo chłopak sobie z niego żartował, albo on był już całkiem
głupi. Na szczęście po minie siedemnastolatka zrozumiał, że chodziło o to
pierwsze. Przewrócił jedynie oczami, potem objął ustami rurkę wstawioną
do kubka z kawą.
W parku usiedli na ławce,
niedaleko stawu. Korn usiadł tak, aby jego ręka i udo niby to przypadkowo
stykały się z ciałem Micaha. Długo nic nie mówili, aż w końcu to Korn
przerwał ciszę.
— Zdradzisz mi w końcu jak masz na nazwisko? Na fejsie podpisujesz się jako Micah X. Znalazłem cię jedynie po fotce. Nawet nie wiesz ile nocy zarwałem przeszukując naszą szkolną grupę. Dopiero potem Martin powiedział, abym przeszukał jedynie ludzi z klas niżej.
— Po prostu cenię
sobie prywatność. Mam na nazwisko Horton. Micah, konkretnie Micael Horton. Mama
zawsze nazywała mnie Micah i tak zostało. Tata chciał Michaela, ale poszli
na kompromis.
— Micael, ładnie — odparł
Korn.
Sięgnął po dłoń chłopaka, który tym razem nie odsunął ręki, kiedy Mahawan ją chwycił. Splótł ze sobą ich palce i odetchnął. Coraz bardziej chłopak wkradał się do jego serca. Miał nadzieję, że w ciągu tych kilku tygodni razem, Micah i jemu pozwoli na to. Jakby nagle jakieś licho usłyszało jego myśli, telefon w jego kieszeni zawibrował. Nie chcąc puszczać dłoni siedemnastolatka, odstawił kubek jeszcze do połowy pełny i gimnastykując się, by wyjąć urządzenie z wąskiej kieszeni, w końcu odebrał.
Micah starał się nie słuchać rozmowy, ale mimowolnie coś usłyszał i wiedział, że dzwoniła ciocia chłopaka. Spojrzał na ich złączone dłonie. Jak bardzo by z sobą nie walczył, z tymi rodzącymi się uczuciami oraz strachem, że się za jakiś czas rozstaną, to miło mu było trzymać rękę Korna. Zanim udał się na ich spotkanie, wujek podrzucił go pod kino, to wiele razy pisał do chłopaka, by zrezygnować z tej, jak to nazywali, randki, po chwili kasował wiadomości. Wygrało w nim coś, co bardzo interesowało się Kornem Thapakornem Mahawanem. Nie żałował, że się pojawił. Nie żałował wczorajszego, pierwszego dla niego pocałunku. Łapał siebie, że chce więcej spotkań, pocałunków, rozmów, nawet tych chwil, kiedy byli obok siebie nic nie mówiąc. Przywiązanie do kogoś było złe według niego, ale może na chwilę mógłby odpuścić. Może.
Korn odłożył po rozmowie
telefon i spojrzał na chłopaka.
— Dzwoniła ciocia. Dziwnie
brzmiała. Mam wrócić do domu, bo musi mi coś powiedzieć. Mam ogromną nadzieję,
że nic nie stało się wujkowi.
— To zbierajmy się w takim
razie. I tak miałem zaraz iść, bo umówiłem się z wujkiem na obiad.
— Odwiozę cię. I nie
sprzeciwiaj się — dodał, kiedy chłopak chciał zaprotestować.
Jechali w ciszy. Korn
nie mógł wyzbyć się dziwnego niepokoju. Wszystko przez głos cioci, który
wyzbyty był tej całej radości, jaką zazwyczaj ta kobieta rozsiewała wokół. Może
to tylko jego głupie wymysły i nie chodziło o nic złego.
Zatrzymał się przed
budynkiem, w którym Micah wynajmował pokój.
— Dzięki, miło było —
powiedział Micah i nacisnął klamkę.
— Poczekaj.
Korn pochylił się na, tyle
na ile mu pozwalał pas, położył dłonie na policzkach chłopaka i musnął
czule jego usta. Potem zrobił to jeszcze raz i jeszcze do chwili, aż
pocałunki nie zostały oddane. Pocałował go teraz dłużej, ciesząc się tymi
pełnymi, miękkimi wargami. Odsunął się i zrobił to raz jeszcze, aby po
chwili z trudem wrócić na miejsce i pozwolić Micahowi opuścić
samochód. Chłopak jeszcze pomachał do niego, on odsunął szybę by
krzyknąć, że zadzwoni umówić się na kolejne spotkanie, na co siedemnastolatek
udał, że puszcza pawia, ale szybko uśmiechnął się i odszedł.
Mahawan zasunął szybę, bo
włączył dzisiaj klimatyzację i po chwili ruszył do domu wujostwa.
Stworzyłeś demona sexu, cieszysz się czy nie musisz teraz z tym żyć.
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie ta sceną z rana, że Ryan od razy przeszedł do rzeczy. Wow
Co do drugiej pary to jestem pozytywnie zaskoczona i nastawiona na nowe doznania.
Mam nadzieję że im się ułoży.
Pozdrawiam Serdecznie.
Mam nadzieję że pijesz dużo wody w te upalne dni.
Pozdrawiam
Deia
Po kilku latach odwiedzam cię znowu i trochę mnie zaskoczyło, jak bardzo twój warsztat pisarski zubożał. Kiedyś tworzyłaś naprawdę ciekawe historie i postacie, w teraz mam wrażenie jakby pisałaś wszystko z pomocą Chat GPT. Na pewno wrócę do twojej dawnej twórczości, ale to tutaj przypomina dramat wypalonej pisarki
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńporanek również bardzo cudowny u Eliotta i Rayana yam jsk noc ;) a jednak Miho zależy na Kornie, tylko ten telefin bardzo niepokoi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńi spełniła się fantazja Eliotta, tak tak budzić się to zawsze pewnie by chciał... ranka bardzo miła, ale telefon niepokoi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia