2022/09/25

W rytmie miłości - Rozdział 56

Dziękuję za komentarze. :) 

 

Pierwszy dzień grudnia dla Elliotta stał się najbardziej pechowym czasem jaki go spotkał od dnia narodzin. Nic mu się nie udawało. Narzekał, że to wina tego, że wstał lewą nogą. Wylanie na siebie kawy, czy runięcie jak długi w kuchni wprost pod stopy chichoczącej siostry, kiedy ta już upewniła się, że nic mu się nie stało, to tylko jeden z wielu przypadków. W szkole dostał dwie złe oceny, co mógł zrzucić na to, że się nie uczył, ale zrzucenie winy na pecha, było lepszym wyjściem. Do tego wszedł w ścianę na wuefie, bo źle wymierzył kroki podczas ćwiczeń. Od razu zaczęła mu z nosa lecieć krew, więc go zaprowadzono do szkolnej pielęgniarki, która mu nie tylko udzieliła pierwszej pomocy, ale też odprawiła do domu, by wypoczął. Nos go do tej pory bolał. Cudem go nie złamał. Najgorszym dla Elliotta jednak okazał się fakt, że po lekcjach nagrał kolejny film z nowej gry, a potem gdy chciał go zmontować, by jutro móc go wrzucić na YouTube okazało się, że nagrany został jedynie jego głos. Potem zaczął się śmiać, by wkrótce zacząć płakać.

Wycierał właśnie oczy dłońmi, kiedy pukanie do drzwi jego pokoju, dość już natarczywe, trwające od dobrej chwili, w końcu zwróciło jego uwagę.

— Właź.

Emilly najpierw wsunęła głowę do środka, a potem stwierdziwszy, że jest bezpiecznie i nic na nią nie spadnie kiedy wejdzie do pokoju dzisiejszego największego na świecie pechowca, wkroczyła do jaskini króla pechowców. Powstrzymała śmiech na widok stojących i zaplątanych włosów brata. W środku jednak zwijała się ze śmiechu.

— Wsadziłeś palce do gniazdka?

— Cicho, nie czepiaj się. Do jutra nie wstanę z tego fotela. Wszystkiego czego się dzisiaj chwytam, to się wali.

— I z tego powodu ryczałeś?

Chłopak wzruszył ramionami. Zrobił smutną minę, chcąc współczucia i wsparcia, ale siostra zaczęła przeglądać jego półkę, na której trzymał podręczniki oraz wiele innych książek, których potrzebował do nauki.

— Czego szukasz?

— Muszę zrobić pracę domową na temat jednego z osiemnastowiecznych poetów. Mam wypisać tytuły jego wierszy. Zacytować jakiś i opisać jego znaczenie.

— A nie masz neta?

— No właśnie, niewiele znalazłam. Jakby się nikt nie interesował tym gościem. A ty tu miałeś taką książkę, która by mi pomogła.

— Co to za autor?

— Jakiś William Peters.[1] Pisał na początku osiemnastego wieku. Z tą książką, może i w necie jakieś wiersze znajdę. Ale muszę mieć tytuły.

— Górna półka, piąta książka od lewej. Ta gruba.

Emilly była niższa od Elliotta, więc sięgnięcie przez nią na górną półkę było nie lada wyczynem. Choćby robiła cuda, bez drabinki nie byłaby w stanie sięgnąć tak wysoko. Podskoczyła kilka razy nie uzyskując pożądanego efektu. Spojrzała więc błagalnie na brata.

— Obiecałem sobie się stąd nie ruszać. Nie wstaję.

Złapał podłokietniki krzesła na wszelki wypadek jakby bliźniaczka chciała go z niego ściągnąć.

— Ale proszę, podasz mi ją i znikam z twoich oczu. Jestem twoją ukochaną siostrą bliźniaczką.

— Jedyną.

— No właśnie.

Westchnął. Po tym jak opuścił swoje bezpieczne miejsce podszedł do regału i sięgnął po książkę. Ta była dość gruba i ciężka. Zawierała bowiem spis wielu pisarzy, a także poetów oraz tytuły utworów jakie napisali. Przy niektórych wymienionych postaciach zostały dodane też fragmenty tego co stworzyli. Dlatego pięćset stron, pięknie oprawionego wydania było czymś bardzo pożądanym przez dziewczynę, która musiała napisać pracę domową. Elliott chwycił opasły tom, chcąc go wyjąć, ale po chwili zachwiał się i cała górna półka książek poleciała na niego.

Emilly odskoczyła, ale jej brat nie zdążył i kilka spadających wolumenów uderzyło go w głowę. Chłopak spojrzał na nią z wściekłością. Wyciągnął przed siebie to, co ją interesowało.

— Weź to i znikaj.

Sięgnęła ostrożnie po książkę z pytaniem:

— Ten pech to nie jest zaraźliwy, co?

— Zaraz cię kopnę. Spadaj.

Po chwili został sam otoczony bałaganem, którego nie chciało mu się sprzątać. Obawiał się, że jakby zaczął to wszystko układać, to jeszcze regał by na niego poleciał. Nie miało kompletnie znaczenia to, że mebel został solidnie przymocowany do ściany. Jak pech to pech.

Spojrzał na komputer. Powinien cofnąć zapis w grze i jeszcze raz nagrać odcinek, ale ostatecznie stwierdził, że to nie ma sensu. Nie dzisiaj. Chociaż chwilę się musiał nad tym zastanowić. Nie będzie miał co jutro wrzucić, a starał się zawsze trzymać ramówki, którą stworzył. Widzowie to lubili i doceniali. Nie miał też filmów na zapas. Ostatnio mało nagrywał. Wieczorami nie miał czasu, bo Ryan robił prawie codziennie wejścia na żywo. Każdego dnia święta Bożego Narodzenia były coraz bliżej i mężczyzna przez to grudzień miał zajęty. Tak było co roku, odkąd Elliott go obserwował. Dlatego starał się być na każdym streamie jako moderator. Mógł odmówić, byli przecież inni którzy pomagali mężczyźnie. Nie chciał jednak tego robić.

Nadal nie powiedział Ryanowi, że nagrywa filmy na YouTube i kim tam jest. Quinn namawiał go by to w końcu zrobił on jednak wciąż się wahał. Poza tym inni, poza Oliverem, także nie wiedzieli co robi. Nigdy nie czuł potrzeby by o tym opowiadać.

— Cholera, może powinienem im powiedzieć.

Usiadł na łóżku z telefonem w dłoni i otworzył czat grupowy. Wpatrywał się przez chwilę we fragmenty ich ostatniej rozmowy, a potem aplikacja wyłączyła się. Jęknął głośno. Odwrócił się na brzuch i wcisnął twarz w poduszkę. Zaraz ją jednak podniósł, bo wydawało mu się, że z jego dzisiejszym pechem, może się udusić.

Położył się na plecach zamierzając obserwować sufit oraz nie ruszać się, ale jego telefon, a raczej osoba, która chciała się z nim skontaktować miała inne zdanie. Sprawdził kto dzwoni i aż usiadł, kiedy zobaczył, że to Ryan. Ostatnio rzadko się widywali. Niektóre wspólne plany musieli odwołać. Mężczyzna często wyjeżdżał na kilka dni. Miał promocje, spotkania oraz bywał na organizowanych ostatnio dość często zlotach miłośników gier. Nawet takich starych sprzed dwudziestu lat, które ostatnio nawet on polubił. Popularne Tetris, Final Fantasy, czy Diablo II przecież do dzisiaj miały wielu zwolenników.

— Hej.

— Hej, panie E. Masz ochotę na szybki wypad na jakieś dobre jedzonko? Może kino? Dzisiaj popołudnie i wieczór mam wolny. Streama zacznę późno, bo koło dwudziestej drugiej.

Elliot z ekscytacją, która go nawiedziła, aż wstał.

— Pewnie, że tak.

— To co powiesz na to, że za godzinę podjadę po ciebie, a potem po filmie znajdziemy jakąś knajpkę z grillem. Mam ochotę na coś grillowanego.

— Jestem za. Będę na ciebie czekać.

— To jesteśmy umówieni. Do zobaczenia.

— Do zobaczenia.

Ross rzucił telefon na łóżko, a potem podbiegł do szafy. Lustro zawieszone na jednych z drzwi pokazało mu odbicie chłopaka o czerwonych oczach, rozczochranych włosach, których ujarzmienie zajmie mu wieki, oraz w powyciąganym swetrze i opadających spodniach.

— Człowieku ogarnij się. Nie zdążę. Na pewno nie zdążę — powtarzał raz zarazem wybierając szybko ubrania. — Powinienem wziąć prysznic?

Powąchał się pod pachami i nie skrzywił, więc nie było źle, ale na wszelki wypadek i tak chwilę później popędził do łazienki. Musiał coś zrobić z włosami, a umycie po raz kolejny zębów też nie zaszkodzi. Tak na wszelki wypadek.

Nagle zapomniał o swoim pechu, ponieważ teraz miał w głowie tylko to, by zdążyć na czas.

 

*

 

JD Whitener wpatrywał się w swojego brata. Lekki uśmiech na ustach chował za kubkiem aromatycznej, tym razem czarnej, mocnej herbaty.

— Nie poznaję cię. Ty naprawdę wpadłeś. Wychodzisz częściej z domu. Uśmiechasz się. Hmm… Zakochałeś się w moim uczniu. Nie wiem czy to mnie przeraża, czy cieszy.

— Jest twoim uczniem, nie moim.

— A jak zostanie moim szwagrem?

Ryan posłał bratu spojrzenie typu: „chcesz przeżyć, zamknij się”.

— Tak daleko nie sięgam w moich planach. Lubię go. Może i zakochałem się, jak mówisz. Nie planuję jednak na razie życia z nim, ani z nikim innym.

— Tak, tylko mów.

— Co tam mruczysz pod nosem? — zapytał Ryan brata zakładając koszulkę z długim rękawem. — Co sądzisz o tej? Tamta była lepsza?

— Czarna. Tamta też była czarna.

— Ale miała inny napis. Wiem, założę tę, którą miałem na sobie podczas naszego pierwszego spotkania.

Pobiegł na górę do garderoby znajdującej się obok jedynej na piętrze sypialni. Wśród wielu ubrań, których część była podarunkami od fanów czy od firm, znalazł koszulkę, której szukał. Po drodze na dół przebrał się. Jego brat nadal siedział przy stole w tej samej pozycji.

— Przyrośniesz do tego krzesła.

— Dobrze mi tu. Stroisz się jak panna, która idzie na swoją pierwszą randkę.

Ryan nie uważał, że to źle chcieć się podobać tej drugiej osobie, na której nam zależało. Szczególnie, że to co działo się pomiędzy nim a Elliottem było dopiero początkiem czegoś. Jeszcze sam nie był pewny do czego zmierza ich relacja, ale wiedział jedno, że chce częściej spotykać się z tym chłopakiem. Praca mu jednak zabrała ostatnie dwa tygodnie. Dlatego dzisiejszy luźniejszy dzień zaplanował tak, aby po południu znaleźć czas dla Elliotta Rossa.

— Tak już bez żartów — zagadnął JD wstając i idąc do kuchni umyć kubek — to jak poważne jest to, co czujesz? Szybko to idzie pomiędzy wami. Nikogo wcześniej nie zapraszałeś do swojego domu. I przypominam, on ma dopiero osiemnaście lat.

— Za dwa dni skończy dziewiętnaście — odpowiedział Ryan. Oparł się o wyspę kuchenną, założył ręce na piersi, a nogi skrzyżował w kostkach. — Dzieli nas pięć lat, ale nie ma to dla mnie znaczenia. Jest w nim coś, co mnie przyciąga. Na tyle, że po tamtym dniu w szkole, wziąłem jego rzeczy do siebie i kazałem mu przyjechać. Co do mojego domu… On jest pierwszym facetem, który mógłby zostać w moim domu na zawsze — dodał, po czym zamyślił się.

Nie mógł zobaczyć reakcji brata na swoje słowa. Gdyby jednak mógł to zrobić, łatwo dojrzałby zadowolenie na jego twarzy.

 

*

 

Elliott zbiegł po schodach na parter. W domu poza siostrą nie było nikogo innego, ale i tak wolał wyjść przed dom by tam poczekać na Ryana. Potem po prostu wsiądzie do jego samochodu, najlepiej najszybciej jak się da. Ucieknie przed siostrą, jej pytaniami i chęcią poznania jego wybranka. Wolał, na razie nie konfrontować mężczyzny ze swoją rodziną. Uznał, że to było zdecydowanie za wcześnie.

Poprawił swój fioletowy płaszcz i sprawdził czy jego włosy są idealne. Próbował przejrzeć się w oknie, ale słońce akurat tak świeciło, że nic nie widział.

— Jesteś piękny, kochanie.

Elliott przymknął oczy i odetchnął mówiąc sobie, żeby być spokojnym. Niewiele to jednak dało, więc zrezygnował z tej mantry. Odwrócił się w stronę skąd pochodził głos.

— Co ty nie powiesz.

— Humorek nie dopisuje? — zapytał Tobias.

— Dopisuje. Jest wręcz idealny. Czekam na kogoś — powiedział Ross, wsuwając ręce do kieszeni. Trochę mu zmarzły dłonie.

— Na tajemniczego pana w czarnym samochodzie, który kilka dni temu cię odwiózł?

— Taa. Może. A ty też gdzieś się wybierasz.

— Zdecydowanie tak. Idę na randkę. Muszę lecieć, bo moi faceci na mnie czekają.

— Faceci. Czyli plotki okazują się prawdą.

Słyszał coś nie coś, ale Tobias, a także Chris jeszcze niczego oficjalnie nie potwierdzili. Nie był zwolennikiem trójkątów, ale jak ktoś chce tego, to on nie będzie się temu sprzeciwiał. Nikogo tym nie krzywdzili. Cała trójka była dorosła i wiedziała czego chce.

— Może niedługo nie będą to plotki. To lecę, bo widzę, że twój książę już jedzie.

Elliott omal nie skręcił sobie karku, kiedy gwałtownie odwrócił głowę w stronę skąd miał nadjechać Ryan. Automatyczny, ale pełen szczerości uśmiech rozkwitł na ustach Elliotta niczym kwiat, którego kielich jest zamknięty do chwili aż nie ujrzy słońca. Dla niego Ryan Whitener był takim słońcem. Rozkwitał przy nim. Czuł się pewniejszy siebie.

Mężczyzna wjechał na podjazd i zatrzymał się. Potem pochylił się nad siedzeniem pasażera i otworzył drzwi.

— Zapraszam.

Ross żwawym krokiem zbliżył się do samochodu i już miał wsiąść, kiedy pośliznął się na czymś i przewracając się wpadł do wnętrza pojazdu. Nie byłoby to niczym najgorszym, ale kiedy wylądował z twarzą tuż w pobliżu krocza mężczyzny zaczął modlić się, aby w tej chwili ziemia go pochłonęła.

Ryan próbował się nie śmiać. Naprawdę próbował. Kosztowało go to wiele wysiłku, ale wygrał. Patrząc w dół, zapytał:

— Wygodnie ci tam?

Elliott szybko poderwał się, co sprawiło, że uderzył czubkiem głowy w jego brodę. Chłopak nie mógł być bardziej czerwony niż w tej chwili.

— O Boże, przepraszam. Za to i za to — dodał wskazując na krocze mężczyzny i na jego brodę.

— To było dość interesujące przywitanie — stwierdził Ryan masując się po brodzie.

Na jego słowa Elliott jęknął. Wcisnął się w siedzenie chcąc udawać, że go tu nie ma.

— Przepraszam. Mam dzisiaj ogromnego pecha. Miałem w planach nie wstawać z łóżka do jutra.

— Nie wierz w to. Pecha to sobie ludzie wmawiają. Zdarzają się takie dni, kiedy nic nie wychodzi. Nie przejmuj się tym.

— Łatwo ci mówić, bo to nie ty wylądowałeś twarzą… — nie dokończył tylko zaczął machać rękoma próbując określić co miał na myśli. Wstydził się powiedzieć to na głos.

— Nie narzekałem — rzucił Ryan. — Zamknij drzwi, zanim tamten chłopak padnie ze śmiechu.

Przerażony Elliott spojrzał w stronę zwijającego się ze śmiechu Tobiasa. Grant widział wszystko co się stało. Ross jeszcze bardziej chciał paść trupem. Gorzej być nie mogło.

— To Tobias. Mój sąsiad i jak tylko komuś o tym powie, to przestanie być przyjacielem.

Zamknął drzwi, trochę za mocno, a po chwili spostrzegł, że dół jego płaszcza został nimi przytrzaśnięty. Od tej chwili mógł tylko modlić się, aby dalsza część dnia upłynęła o wiele spokojniej.



[1]Fikcyjna postać stworzona przeze mnie tylko dla tej sceny.

2022/09/18

W rytmie miłości - Rozdział 55

 Zapraszam na kolejny rozdział. Dziękuję za komentarze. :)


Czekanie w sali widzeń na człowieka, którego już nie uważał za swojego ojca i zamierzał przestać tak go nazywać, było czasem w którym starał się przemyśleć wszystko to o co chciał go zapytać. Mimo tego, w chwili kiedy ujrzał go, wszystko legło w gruzach. Miał ochotę rzucić się na tego potwora i sprawić, aby zniknął z tego świata. Potężnie zbudowany mężczyzna został przyprowadzony do stolika. Oczy, które były odbiciem oczu Tobiasa spojrzały na chłopaka z wyrazem triumfu.

— W końcu przyszedłeś odwiedzić swojego staruszka.

— Nie byłeś i na pewno nie jesteś moim ojcem. Mógłbyś dla mnie zdechnąć. Nie przejąłbym się tym.

Norman Grant na słowa syna zaśmiał się jedynie. Usiadł naprzeciwko nastolatka z rękoma skutymi kajdankami. Strażnik, który go przyprowadził stanął w rogu sali, a drugi także znajdował się niedaleko. Kilka stolików dalej siedziała para. Kobieta, która przyszła na widzenie płakała. Tobias nie zwracając na nią uwagi wpatrywał się w tego, który go spłodził.

— Domyślasz się pewnie po co tutaj jestem. Trenton Lowery…

— Jak się ma twój pedalski braciszek. Nadal żyje?

Tobias wiedział, że ojciec chce go sprowokować. Ledwie usiedział na krześle nie rzucając się na tego potwora. Wyrzucono by go gdyby tak zrobił, a Norman Grant byłby zadowolony ze zwycięstwa.

— Nie przyszedłem tu rozmawiać o nim, tylko o Lowerym — odpowiedział. — Twoim drogim kumplu.

— Nie wiem co u niego. Dawno go nie widziałem. Właściwie, odkąd siedzę tutaj przez ciebie oraz twojego ciotowatego brata.

Tobias roześmiał się.

— Przez nas? Czy może przez siebie? Zabiłeś kogoś, pamiętasz? Próbowałeś zabić własnego syna…

— To coś nie jest moim synem. Za to ty tak. Nawet wyglądasz jak ja dwadzieścia lat temu.

— To jest moje przekleństwo.

Nie znosił tego, że z wyglądu był tak bardzo podobny do tego człowieka. Kilka lat temu prawie okazało się, że odziedziczył także jego charakter. Przecież tak łatwo przychodziło mu bicie ludzi, napadanie na nich. Dla niego, kiedy miał czternaście, piętnaście lat, granica pomiędzy dobrem a złem, była bardzo cienka. Potem spotkał Gabriela. Zakochał się w nim, a kiedy mężczyzna zniknął, Tobias zrozumiał, że musi zmienić swoje życie. Zawsze jednak, cokolwiek się działo, był dobry dla brata i jego mamy. Najwspanialszej kobiety, która otworzyła swoje serce. Przygarnęła go, mimo że przypominał jej o zdradzie męża. Wiele kobiet odrzuciłoby takie dziecko, ale nie ona.

— Dlaczego Lowery kręci się przy moim domu? — zadał pytanie Tobias, robiąc to głosem pełnym tnących sztyletów. Pochylił się, opierając łokcie na kwadratowym blacie. — Dlaczego udaje kogoś innego? Słyszałem, że nadal odwiedza ciebie. Jako jedyny. Co kombinujesz?

— Synu…

— Nie jestem twoim synem. Dzielimy tylko to samo nazwisko, ale w przyszłości zamierzam je zmienić. Mój brat tak samo. Przyjęcie nazwiska przyszłego męża będzie dla nas wybawieniem.

Norman Grant zmrużył oczy. Tobias dostrzegł moment, kiedy ten człowiek zrozumiał o czym mówi.

— Jesteś pierdolonym pedałem? Wiesz co z takimi robiło się u nas na dzielnicy.

— Prawdę mówiąc jestem biseksualny, ale bardziej mnie ciągnie do facetów — wyznał otwarcie i obojętnie. Nie zamierzał przyznawać, że szczególnie ciągnie go do dwóch młodych mężczyzn, którzy znaleźli swoje miejsce w jego sercu.

— Lowery nic nie powiedział — szepnął do siebie Norman. — Nie wie, bo by mi powiedział.

— Czyli właśnie przyznałeś, że nadal się widujecie i że to ty go posłałeś do mojego domu.

— Tak. Zrobiłem to, by wiedzieć co robicie. Ta głupia Martha, która nigdy nie interesowała się swoją siostrą, zajęła się wami, a liczyłem, że skończycie na ulicy. Wiesz dlaczego go do was wysłałem? By wiedzieć o was wszystko, by wam pokazać, że Norman Grant nadal ma władzę i siłę i może decydować o waszym życiu — mówił Grant podnosząc się i nachylając w stronę syna. — Nie znasz dnia, ani godziny, a ja wrócę. Nie dzisiaj, nie jutro, ale wrócę i dokończę, to co powinienem był zrobić.

Potem zaczął się śmiać i odwrócił się do strażnika, mówiąc mu, że zakończył tę wizytę.

— Czekaj! — krzyknął Tobias.

Norman zatrzymał się i obejrzał na chłopaka. Twarz miał pełną złości, ale i czegoś co przeraziło jego syna.

— Nie znasz dnia ani godziny — powtórzył.

— Jeżeli spróbujesz ich skrzywdzić, to zabiję cię! Obiecuję ci to!

— Nie masz jaj, aby to zrobić — rzekł Norman i zniknął za drzwiami, które oddzielały pokój wizyt od reszty więzienia.

Tobias uderzył pięściami w stolik, który zachybotał się.

— Niech go szlag trafi.

Po chwili został wyproszony z sali i odprowadzony przez wiele okratowanych drzwi do wyjścia z więzienia. Czuł się otumaniony i wściekły zarazem. Nawet nie wiedział, kiedy znalazł się w samochodzie, a potem w ramionach Christophera.

— Jeżeli on choćby spróbuje skrzywdzić moją rodzinę, zabiję go.

— Jedziemy do Gabriela — zdecydował Nicholls. Po chwili uruchomił silnik samochodu. — Powiesz o tej wizycie swojej rodzinie?

— Nie dzisiaj. Ciocia poszła z koleżanką do kina i zostanie u niej, a Oli… Oli mam nadzieję, że spędzi dobrze tę noc — odpowiedział Tobias.

Znał plany brata. Mógł tylko życzyć mu cudownych chwil, zanim opowie o tym czego się dowiedział .

 

*

 

Gerard Frost przyłożył kartę do czytnika i zamek kliknął. Podekscytowany a jednocześnie bardzo zdenerwowany wszedł do pokoju pogrążonego w półmroku. W pomieszczeniu świeciło się kilka małych światełek, w tym jedno przy łóżku. Od razu zobaczył Olivera stojącego przy oknie. Chłopak miał rozpuszczone włosy i patrzył na niego. Jedynym jego ubraniem była długa asymetryczna tunika i te cholerne pończochy. Przez ciało Gerarda przemknęło podniecenie, a stres wzrósł.

— Denerwuję się trochę — wyznał.

Oliver uśmiechnął się. Pociągnął za sznurek przy zasłonach, które automatycznie zasłoniły ogromne okno. Potem podszedł do Gerarda sięgając do jego płaszcza rozpinając go i zdejmując.

— Nie masz się czym denerwować. To tylko ja.

Przesunął rękoma po piersi Frosta, zatrzymując jedną z nich na pasku jego spodni. Ciało Gerarda reagowało gwałtownie na wrażenie ciepła, które powodowały palce poruszające się tuż nad paskiem od spodni. Pochylił się lekko, by nosem trącić włosy Olivera.

— Ależ ty pachniesz. Już twój zapach doprowadza mnie do szaleństwa.

— Poczekaj na to co będzie później — odparł pewny siebie Oliver.

Tunika chłopaka miała bardzo duży dekolt, więc odsłonięta, kremowa skóra przyciągała wzrok Frosta niczym magnes. Podniósł rękę, aby przesunąć palcami po nagim ramieniu.

— Oli, jesteś pewny… — urwał, bo gorące usta chłopaka nakryły jego, a on mógł jedynie oddać pocałunek przyciągając Olivera do siebie. Spijał miętowy smak pocałunku, odurzał się zapachem tego wyjątkowego dla jego serca chłopaka i czuł się jakby został upojony tym wszystkim.

Grant oderwał ich usta od siebie i popchnął Gerarda w stronę łóżka.

— Usiądź.

Frost usiadł patrząc na to jak wyglądał jego chłopak. Inny niż na co dzień. Pełen zmysłowości, która rozpalała Gerarda. Już czuł, że jest twardy. Miał tylko nadzieję, że nie dojdzie za szybko. Co było bardzo prawdopodobne, kiedy patrzył jak Oliver przesuwa dłonią po swoim udzie. Coraz wyżej, by zahaczyć o krótszy dół tuniki i podnieść ją. Powoli odsłaniał swoje ciało. Gerard miał ochotę sam je odkryć swoimi dłońmi, ale powstrzymał się. Zdecydowanie podobało mu się to co robił chłopak. Długie nogi Olivera wydawały mu się jeszcze dłuższe.

— Cholera — wyrwało się Frostowi w momencie, kiedy Oliver złapał tunikę i zdjął ją z siebie pozostając jedynie w pończochach i czarnych, koronkowych majtkach, które jednocześnie niczego nie zakrywały, ale z drugiej zaś strony zakrywały zbyt wiele.

Brzuch chłopaka był płaski, a widoczne na nim mięśnie Gerard miał ochotę polizać. Oliver był pięknie zbudowany. Jego stonowane ciało, o jasnej skórze wydawało się być bez skazy. Urzeczony patrzył jak dłonie jego chłopaka wędrują po własnym ciele, a Frost wyobrażał sobie, że to są jego dłonie. Te wróciły do brzucha, a palce zaczepiły o materiał od paska do pończoch.

Widział pod bielizną zarys półtwardego penisa, a jego własny chciał wybić mu dziurę w dżinsach na ten widok. Oliver nie poruszał się, kiedy Gerard spijał jego widok. Frost chciał coś powiedzieć, ale miał tak wyschnięte gardło i usta, że żadne słowo nie chciało przez nie przejść. Mógł jedynie w myślach zaskomlić, kiedy Oliver odwrócił się, a doskonała linia jego pleców, na których punkcie Gerard miał obsesję, wydała mu się zbyt doskonała. Potem zapomniał jak się oddycha, kiedy przesunął wzrok niżej do pośladków i bielizny, która podciągnęła się odsłaniając częściowo pośladki.

Gerard podniósł wzrok by zobaczyć, że Oliver spogląda na niego przez ramię. Oczy chłopaka błyszczały od chmary emocji i pożądania. Frost wstał, chociaż nie wiedział jak nadal utrzymywał się na nogach miękkich niczym z waty. Zdjął koszulkę rzucając ją gdzieś na podłogę, a potem stanął za Oliverem obejmując go od tyłu. Plecy przywarły do jego piersi, a wrażenie tarcia skóry o skórę, były dla Gerarda wprost niesamowite. Wszelki stres odszedł w zapomnienie, a jego miejsce przejęło pragnienie, by dotykać i całować Olivera.

— Jesteś tak cholernie piękny — wyszeptał do jego ucha. — Tak zmysłowy, cudowny. Tak namiętny — mówił, a dłonie przesuwał po jego ciele. Usta opadły na ramię Olivera całując je. — Tak gorący.

Oliver odchylił głowę pozwalając się całować po szyi. Ręce i usta chłopaka na jego ciele paliły jak ogień i chciał się temu poddać. Oddać mu się teraz, natychmiast. Jednak powstrzymywała go przed tym jedna myśl. To będzie pierwszy raz Gerarda i chciał, aby chłopak to zapamiętał. Jednocześnie bał się, że Frosta poniesie i mimo, że lubił ostry seks, tak tym razem chciał iść powoli na początku. Jego chłopak był niedoświadczony i bał się tego trochę. Dlatego odwrócił się w jego ramionach, a potem popchnął go na łóżko przejmując kontrolę.

Gerard zajął miejsce na łóżku, a Oliver usiadł okrakiem na jego udach. Zarzucił mu ręce na szyję, a on położył dłonie na jego biodrach. Potem Oli pocałował go. Wpierw delikatnie, by zwiększyć siłę nacisku ust, by Frost chwilę później całował go jak szalony. Naprawdę próbował ograniczyć się jedynie do całowania, ale nie potrafił powstrzymać rąk przed wędrowaniem po ciele Olivera.

Siedząc prawie nagi na kolanach Gerarda czuł jego silne ciało przy swoim. Także to jak bardzo twardy jest jego chłopak. Tak, Gerard Frost był w końcu jego, a on należał do niego całym sobą. Nie mógł być bardziej szczęśliwy, a ta myśl jakoś go jeszcze bardziej podnieciła. Bycie z kimś kto go kocha, a on tę osobę, sprawiło, że wszystkie jego zmysły jeszcze bardziej się wyostrzyły, a ciało czuło o wiele więcej.

Wziął głęboki oddech, kiedy te gorące, duże dłonie przesunęły się z jego pleców na biodra, a potem na tyłek. Oczy Gerarda po otępiającym pocałunku podążały po jego ciele, a potem spotkały się z jego oczami. Dzięki temu Oli ujrzał, że Gerard go w pełni akceptuje. Podoba mu się jego ciało, jego bielizna, a także dusza. Całkowicie rozluźnił się, czując jak palce Frosta muskają jego skórę i materiał majtek, których przód był już cały mokry, a Oliver twardy.

— Kocham cię — wyznał Gerardowi.

— I ja kocham ciebie, Oli.

Słysząc to, wsunął palce we włosy Gerarda i ponownie mocno go pocałował. Jego chłopak oddał pocałunek z zapałem, a ich języki walczyły o dominację. Do chwili, kiedy zabrakło im tchu nie oderwali ust od siebie. Oli poruszał się na kolanach chłopaka, chcąc już więcej. Jego skóra była rozgrzana, kutas twardszy od skały.

— Chcę więcej — wyznał.

Gerard patrzył urzeczony na tę zmysłową postać siedzącą mu na kolanach. Palcami pogłaskał go po skórze szyi, a potem zjechał w dół do jednego sutka, który lekko musnął, czując jego wypukłość pod palcem. Potem podążył w dół, do brzucha, który chciał dotykać i całować. Ominął pas od pończoch, zaczepiając skraj majtek. Faktura koronki podrażniła go przyjemnie. Przesunął palce trochę niżej, a Oli krzyknął czując jak materiał dociskany dłonią drażni wrażliwego członka.

— Chcę się z tobą kochać, Oliverze.

Zamroczony przyjemnością Oli mógł tylko skinąć głową. Trzymany mocno przez Gerarda został odwrócony tak, że teraz leżał na plecach, a zimne prześcieradło spotykając się z jego rozgrzaną skórą, dodało nowych wrażeń. Wygiął się chcąc uciec od chłodu i chciał tam pozostać. Gerard pocałował go. Całował tak długo, aż wił się pod nim. Niesamowite wręcz były usta chłopaka. Przestały odbierać mu oddech gdy jego język przesunął się po szyi Olivera na klatkę piersiową gdzie pobawił się sutkami. W tym czasie dłoń sunęła po udzie, do biodra znów drażniąc Granta, kiedy jego chłopak na nowo odkrywał materiał bielizny.

Po raz pierwszy Oliver spotkał kogoś, komu podoba się to co on ma na sobie. Czuł się dzięki temu piękny, chciany oraz kochany. Każdy dotyk, pocałunek Gerarda, to jak na niego patrzył mówiły mu, że tak właśnie jest. W dodatku chłopak doprowadzał go do szału. Może Frost nie był doświadczony, ale instynkt podpowiadał mu co miał robić, dzięki czemu Oli drżał będąc coraz bardziej podnieconym.

Chłopak zjechał ustami do jego brzucha, a potem niżej. Oliver sądził, że oszaleje, kiedy poczuł usta na wciąż okrytym majtkami penisie. Nie sądził, że Frost zrobi dzisiaj coś takiego. Nie zamierzał go jednak przed tym powstrzymywać. Nawet przez materiał czuł, że usta Gerarda są gorące. Potem to cudowne uczucie minęłoby powrócić ze zdwojoną siłą z pocałunkami składanymi na całym jego ciele.

— Mogę dotykać cię wszędzie gdzie chcę? — zapytał Gerard zanim znów pocałował swojego chłopaka. Tym razem krótko i szybko. — Mogę zobaczyć cię nagim?

— Pod jednym warunkiem.

— Jakim?

— Że ja pierwszy zobaczę cię nago.

Gerard przełknął ślinę. Trochę wstydził się. Nie był tam ogromny. Nawet jak się zmierzył, to podobno był mniejszy niż przeciętny, ale za to grubszy. Wydawało mu się, że Oli jest większy. Zaczął znów się stresować, ale nagły pocałunek jaki otrzymał odepchnął to w dal. Oli naparł rękoma na jego pierś, każąc mu się położyć na plecach. Frost zrobił to, podciągając na siebie chłopaka.

— Nie wiem o czym myślisz, ale przestań — szepnął mu chłopak. — Teraz chcę cię nagim.

Grant zsunął się z Frosta i klęcząc na nim, zaczął mu rozpinać pasek. Gerard skorzystał na tym, by go obserwować. Nie miał pojęcia jak pod tymi skąpymi majtkami mieści się penis chłopaka, ale zamierzał to sprawdzić, zdejmując je z niego. Pomógł mu zdjąć sobie spodnie, a potem skarpetki. Butów nie miał, bo pozbył się ich tuż po wejściu do pokoju. Na sobie miał jedynie czarne, obcisłe bokserki, które niczego nie ukrywały. Oliver pochylił się, pocałował jego udo, a potem przesunął się dalej, by złożyć pocałunek tuż nad bielizną. Przeciągnął językiem po skórze, a Gerard westchnął.

— Wszystko to jest dla mnie nowe i tym bardziej ekscytujące i przestań jeżeli chcesz to pociągnąć dalej.

Chwycił go za ramiona i wciągnął na siebie. Oliver zaśmiał się.

— Sądzisz, że nie dałbyś rady być dla mnie ponownie twardy? — zapytał, specjalnie ocierając się o penisa chłopaka.

— Dałbym, ale…

— To czego się obawiasz?

Oliver zsunął się w dół. Doskonale wiedział co czuje Gerard i chciał się nim później nacieszyć, kiedy ten będzie w nim. Dlatego zamierzał teraz doprowadzić go do końca, aby mogli się później dłużej kochać. Frost był napalony zbyt mocno i mógł dojść, zanim by w niego wszedł. Zamierzał to opóźnić, robiąc mu dobrze teraz. Posłał iście szatański uśmiech swojemu chłopakowi mówiąc:

— Tyłek do góry.

Gerard podniósł biodra, pozwalając rozebrać się całkowicie. Ich oczy wciąż były w siebie wpatrzone, kiedy Oliver owinął palce wokół członka, a potem trącił czubek główki językiem. Frost zobaczył gwiazdy, a przez jego ciało przepłynęła silna fala zbliżającego się orgazmu. Ledwie został tam dotknięty, a był tak blisko. Próbował to powstrzymać Oli jednak miał inne plany. Wziął go do ust od razu ssąc i używając jak najwięcej języka. Gerardowi zakręciło się w głowie, jądra napięły się, iskry rozkoszy znów przepłynęły przez jego ciało, a potem doszedł. Ledwie Oliver wziął go do ust, a orgazm uderzył w niego tuż po chwili.

Grant wyssał wszystko do ostatniej kropelki. Lekko jeszcze podrażnił penisa, który jego zdaniem był idealny. Trochę zmiękł, ale nie do końca. Wypuścił go, a potem wspiął się po ciele swojego ukochanego, który twarz zasłonił dłońmi. Złapał je i odsunął.

— Co się dzieje?

— Ledwie mnie dotknąłeś, a doszedłem. Czyż to nie powód do wstydu? I nie jestem tam wielki — wyznał i nie rozumiał dlaczego jego chłopak zaczął się śmiać.

— Ty naprawdę wierzysz w to, że czym większy tym lepszy? Nie wielkość się liczy, a to co nim potrafisz zrobić. Malutki nie jest przecież, więc przestań. Poza tym obwód… — Na samą myśl, jak mocno go chłopak rozciągnie, jego dziurka zacisnęła się. — Będzie idealny dla mnie, kiedy go we mnie wsuniesz.

Gerard wiedział, że po takich słowach, będzie w stanie nie tylko stwardnieć w jednej chwili, ale bycie w tym chłopaku go uzależni. Chwycił go i przewrócił ponownie na plecy. Uklęknął pomiędzy jego nogami i uniósł jedną. Przesunął dłońmi po łydce w górę, aby odpiąć klamerkę przytrzymującą pończochę. Złapał czarny materiał zsuwając go powoli. Skóra Olivera była gładka. Pozbawiona włosów, pachnąca i delikatna w dotyku. Odrzucił pończochę na bok, całując łydkę. Posuwał się coraz wyżej i wyżej, nie przestając obserwować Olivera, który oddychał coraz ciężej, a palcami skubał swoje sutki.

Dotarłszy do pachwiny chłopaka przytknął do niej nos wąchając go i zapamiętując zapach. Wyciągnął język i przesunął po mokrym od preejakulatu materiale. Jego podniecenie znów wracało, a myśl, że zaraz weźmie do ust penisa, o czym od jakiegoś czasu nie mógł przestać myśleć, zawróciła mu w głowie. Złapał zębami brzeg majtek próbując je zsunąć. Oli pomógł mu w tym, a jego penis wyskoczył w końcu uwolniony. Gerard polizał go bez wahania.

Grant patrzył jak głowa chłopaka znajduje się pomiędzy jego udami. Jak usta biorą jego penisa do środka. Może Frost nie miał praktyki, ale znów instynkt go prowadził. Chłopak trącił go zębami.

— Ostrożnie.

—Pszepszaszam — powiedział Frost, wciąż mając penisa w ustach. Penisa, który mu smakował. Zaskoczyło go to, ale i ucieszyło. W przyszłości będzie mógł dogadzać swojemu chłopakowi jeszcze w ten sposób. Tylko musi nauczyć się to robić. Podekscytowany tą myślą próbował wziąć go głębiej, ale zakrztusił się.

— Nie musisz tak głęboko, tak też jest dobrze.

Gerard coś do niego zamruczał, a potem znów go pieścił w ten sposób. Oliver przymknął powieki poddając się tej przyjemności. Jego ciało kłuły iskry rozkoszy, kiedy Gerard go ssał, mimo że na razie robił to nieumiejętnie. I tak było mu bardzo dobrze. Chciał już więcej.

— Potrzebuję cię — wyznał.

Pociągnął chłopaka za włosy odsuwając go od swojego nazbyt już wrażliwego penisa. Frost pozwolił mu na to. Ich usta spotkały się w pocałunku, a potem Oli wsunął w dłoń Gerarda żel i prezerwatywy. Kupił kilka o różnym rozmiarze.

— Też mam, ale zostały w płaszczu.

— Będą na kolejny raz. Rozbierz mnie.

Nie trzeba było tego Gerardowi drugi raz mówić. Odsunął się od Olivera zdejmując z niego drugą z pończoch, pas do nich, a potem majtki. Widząc teraz w pełni swojego chłopaka, który rozsunął dla niego nogi był pewny, że gdyby nie wcześniejszy orgazm, właśnie doszedłby. Jego kutas już był twardy, a teraz stwardniał jeszcze mocniej.

— Co mam robić?

— Weź, proszę, żel i nałóż go na palce. Musisz mnie przygotować. Pokażę ci jak.

Oliver odwrócił się na brzuch. Podciągnął nogi tak, by unieść tyłek. Oparł się na łokciu jednej ręki, a potem obejrzał się. Uśmiechnął się na widok Gerarda, na którego twarzy wymalował się szok.

— Zamknij usta, kochanie i przygotuj mnie — powiedział Oliver, sięgając palcami do swojego odbytu i masując go. — Nalej trochę żelu tutaj.

Gerard, któremu odebrało mowę i prawie władzę nad swoim ciałem, odepchnął kciukiem zatyczkę butelki i nalał trochę za dużo żelu pomiędzy pośladki swojego chłopaka. Chłopaka, który wyglądał tak bardzo seksownie, że ledwie mógł wierzyć, że to nie jest jego sen. To było lepsze niż sny, które miał.

Patrzył jak Oliver okrąża palcem swoją dziurkę, masuje ją, a potem naciska i wsuwa go środka.

— Daj mi swój palec — powiedział Oli.

Gerard tak zrobił i Oliver wysunął swój, aby chwycić palec Gerarda i nim pokierować.

— Wsuń go do środka. Nie bój się.

Tak też Frost zrobił i uderzyło w niego jak tam jest ciasno. Nie miał pojęcia jak się ma tam zmieścić, ale sama myśl o tym była miłą. Pozwalał, aby jego chłopak nim kierował, a z czasem sam nauczył się co ma robić. Drugi palec wsunął się obok pierwszego i zaklął.

— Faktycznie bym już doszedł.

Nie tylko dotykał, ale też patrzył na to co robił. Oliver mu w tym pomagał. Poruszając się na jego palcach wyginał ciało seksownie. Instynktownie wiedział, że trzeci palec nie zostanie przyjęty tak łatwo, więc nie śpieszył się. Pochylił się, całując plecy Oliego, nie przestając go przygotowywać. Dopiero kiedy chłopak mu na to pozwolił, do dwóch dołączył kolejny palec. Wszystko to było tak bardzo ekscytujące. Gwałtowność uczuć i odczuć uderzyła w Gerarda. Ocierał się swoim członkiem o udo tego, z którym zamierzał się kochać. Dociskał się do niego i gdyby nie to, że chciał więcej, mógłby tak skończyć.

Oliver wyczuł jak bardzo Gerard jest rozgorączkowany. Po tym jak niemalże pieprzył jego udo, pozostawiając na nim mokre ślady preejakulatu. Jeszcze chwilę pozwolił mu na to, aż będzie bardziej gotowy go wziąć w siebie, po czym powiedział:

— Połóż się na plecach. Proszę.

Syknął, kiedy chłopak zbyt szybko wysunął z niego palce. Poczuł jak ten się odsuwa i podniósł się. Szybko usiadł okrakiem na jego biodrach. Wziął jedną z saszetek z prezerwatywą i rozerwał ją. Chwycił kutasa chłopaka, który był tak bardzo mokry. Podobało mu się to, że aż tyle preejakulatu wypływa z niego. Sięgnął po leżące niedaleko chusteczki i wytarł go, aby kondom nie zsunął się. Potem nałożył go i nawilżył. Przez cały ten czas ręce Gerarda nie były spokojne. Jedna dotykała jego tyłka, sięgając do dziurki, a druga nie oparła się dotykaniu jego członka.

— Potrzebuję cię — szepnął Oliver, a potem przesunął się trochę. Ustawił się nad penisem, który trzymał w dłoni po czym zaczął się na niego opuszczać.

Gerard wypuścił gwałtowne przekleństwo, gdy główka jego penisa została połknięta w ciasny, najgorętszy chwyt, jaki kiedykolwiek mógł sobie jedynie wyobrazić. Chwycił Olivera za biodra, aby pomóc mu utrzymać równowagę, gdy ten brał go w siebie. Wydawało się, że trwa to wiecznie, zanim gorące, zmysłowe ciało całkowicie połknęło penisa Gerarda. Wyraz twarzy Oliego ukazywał mieszankę rozkoszy i bólu, gdy podniósł się i powoli z powrotem opadł. Frost ledwie powstrzymał się przed tym, aby nie pchnąć bioder w górę i nie wbić się mocniej. Zamiast tego skupił się na tym, jak jego chłopak zaczął gubić się w swojej własnej przyjemności, kiedy jechał na nim.

Żałował, że nie może widzieć, jak ciało Olivera pochłania go w siebie, ale mieli jeszcze na wszystko dużo czasu. Teraz skupił się na tym co robił chłopak, u którego wyraz bólu na twarzy stopniowo znikał, pozostawiając czystą rozkosz. Jęk wyrwał się z ust jego chłopaka, kiedy zakręcił biodrami. Naprzemiennie to poruszał się w górę, to w dół, to kołysał się, samym widokiem doprowadzając Gerarda do szaleństwa.

Frost pchnął w górę, a Oliver oparł się rękoma na jego piersi. Otworzył oczy scalając się z jego oczami i pozwolił mu uderzać w siebie raz za razem. Gerard oparł mocno stopy na materacu, podrzucając biodrami coraz szybciej. Oli wydobywał z siebie różne dźwięki, niemalże skomlał schwytany kajdanami przyjemności.

— Gerardzie… Więcej…

Gerard wiedział, że jego chłopak jest blisko. Wysunął się z niego i usiadł. Przytrzymał go mocno i obrócił układając chłopaka pod sobą. To widział w wielu swoich snach. Przytrzymując swojego penisa odnalazł jego miękką, mokrą, lekko nabrzmiałą dziurkę. Wsunął się w niego, a ręce Oliego owinęły się wokół jego szyi. Natomiast długie nogi owinął wokół jego bioder tak mocno, że penis chłopaka został niemalże zgnieciony pomiędzy ich ciałami dostając dodatkowe, cudowne tarcie potęgujące przyjemność.

— Mocniej, Gerardzie. Pieprz mnie. Kochaj mnie.

Frost oparł łokcie obok głowy Olivera i uderzył w niego mocniej. Raz, drugi i kolejny. Ciało Oliego poddawało mu się, a sam chłopak jęknął z rozkoszy. Chwycił Gerarda jedną ręką za tyłek, drugą trzymając się jego pleców i oddał mu się całkowicie.

— Tak, dobrze. Dobrze — powtarzał, próbując tak się pod Gerardem ustawić, aby chłopak uderzał szczególnie w to jedno miejsce. — Teraz tak.

Gerard posłuchał swojego chłopaka, chociaż ciało podpowiadało mu, aby uderzał na oślep i sam pędził do celu. Wyczuwał jak pod nim Oli wije się, otwiera na niego. Włosy chłopaka były rozrzucone na poduszce, a powieki przymykały się, to otwierały. Skóra była mokra od potu, rozgrzana, a ciało przyjmowało penisa w siebie z łatwością. Znów uderzył w to samo miejsce, w które wykonał pchnięcie wcześniej, a Oli krzyknął w ekstazie. Posłał tam swojego chłopaka kolejny raz.

— Zaraz dojdę — oznajmił Grant, którego ciało nie mogło już dłużej znieść tego co w nim się budowało od dłuższego czasu.

Wcisnął swojego chłopaka kolejny raz w materac. Mocniej. Kolejny raz. Szybciej. Kiedy Oli doszedł wykrzyknął jego imię, jednocześnie rozlewając się pomiędzy ich ciałami. Trzymał się Gerarda wbijając paznokcie w jego plecy, kiedy ten bezustannie go pieprzył prowadząc coraz wyżej, gdzie mógł już tylko krzyczeć oznajmiając jak mu dobrze.

Ciało Gerarda również zrezygnowało z walki. Mięśnie Olivera zaciskały się mocno na jego kutasie. Kiedy i on doszedł opuścił usta na szyję swojego chłopaka. Ciągle wpychał się w niego, ale Oli nie protestował przeciwko brutalnym pchnięciom. Co więcej, trzymał go mocniej. Dopiero kiedy Frost opadł na chłopaka głośno dysząc, uścisk Olivera rozluźnił się, a palce zaczęły gładzić jego plecy i kark.

Grant czuł jak wstrząsy wtórne przedzierały się przez ciało jego chłopaka. Nie próbował nawet kazać mu by się z niego wysunął. Chłopak nawet próbował się podnieść, by go nie przygniatać, ale Oli zatrzymał go mówiąc:

— Zostań.

I Gerard został.