2021/09/26

W rytmie miłości - Rozdział 16

 Przed Wami kolejny rozdział. Nie wiem czy za tydzień coś się ukaże. Wszystko zależy od pewnych rzeczy i od wyników badań męża, bo może być super, a może świat się zawalić. Także jak widzicie u mnie na razie nie ma spokoju i dużo rzeczy odchodzi teraz na drugi lub trzeci plan. Przewalony ten rok. Ale trzymajcie kciuki by wyniki badań wyszły dla nas pomyślne. 

Przypominam, że do kupienia jest najnowsza część cyklu "Uśmiech losu" https://bucketbook.pl/pl/p/Budka-z-pocalunkami-tom-3-e-book/427

Pamiętajcie też o trzeciej części Partnerów. Chyba nie cieszy się ta seria Waszym zainteresowaniem, więc raczej już nigdy do chłopaków nie wrócę. 

Teraz dziękuję za komentarze i zapraszam na rozdział. :)


— Dobrze słyszę? Zakochałeś się w nim? — zapytał zaskoczony Elliott. — Czy może Tobiasowi coś w łeb walnęło i już nie wie co mówi. Ałć, nie bij mnie — jęknął chłopak, kiedy siedzący obok niego Tobias pacnął go w głowę.

— To nie mnie coś walnęło. Zawsze to ty jesteś walnięty — odpowiedział Grant.

— Boli mnie to, ale muszę się w tym z tobą zgodzić. To jak, zakochałeś się we Froście? — Ross ponownie zwrócił się do Olivera. — Dobra, ciacho z niego niezłe, ale charakter do bani.

Oliver potarł dłonią czoło. Zabije brata podwójnie. Wcześniej, skaże go na bardzo bolesne tortury. Poczyta o tym co robili w średniowieczu.

— Zakochał się w nim jako on i jako Oliana — wyjaśnił Tobias. Wiedział, że źle robi, ale sam już nie był w stanie odciągnąć brata od Frosta i liczył, że uda się to tej małej grupce. Co prawda nie liczył na Maxa, który wyglądał na znudzonego.

— Że co, kurwa?!

Głośny krzyk połączony z przekleństwem zwrócił uwagę przyjaciół. Nawet Max oderwał wzrok od telefonu. Niedaleko nich stał Gerard Frost, który wpatrywał się w Olivera wściekle.

— Co on, kurwa, powiedział?! — krzyknął Gerard i zrobił krok do przodu, ale przystanął, kiedy Martin chwycił go za łokieć i zatrzymał.

Tymczasem, Oliver odwrócił spojrzenie od tego, do którego biło jego serce. Przecież Frost i Martin wyszli z pizzerii. Dlaczego się wrócili? Dlaczego Gerard usłyszał to, czego nie powinien? Nie tak chłopak miał się dowiedzieć. Wątpił, że teraz znajdzie się sposób, na odwrócenie tej sytuacji w formę żartu. Nagle drgnął, kiedy jego telefon zaczął dzwonić. Wiedział kto to, a ta osoba wiedziała, że to dzwoni jego telefon. Gerard doskonale znał melodię jaką sobie Oliver, a raczej Oliana ustawiła.

— Ty chuju, pokaż telefon! Pokaż!

Frost w to nie wierzył. To nie mogła być prawda. Ten jebany pedałek nie mógł być jego Olianą. Nigdy w życiu nie pozwoliłby się mu tak do siebie zbliżyć, gdyby wiedział, że dziewczyna, którą pokochał, to przebieraniec.

— Pokaż ekran telefonu przebierańcu! — wrzasnął, nie zważając już na nic.

Czuł jak w żyłach krew zaczęła mu szybciej płynąć, a adrenalina podnosi się wzbudzając w nim agresję. Tym większą, że właśnie dziwak uniósł telefon ze zwróconym w jego stronę ekranem, na którym wyraźnie pisało: „Mój GF”. Tak właśnie był zapisany w telefonie Oliany. Oliany, która okazała się być kimś innym. Przebranym za nią chłopakiem. Słabą ciotą, którą właśnie miał ochotę zgnieść.

Oliver odskoczył na kanapie, kiedy Gerard nie zważając na nic, odepchnął przyjaciela i rzucił się do przodu, aby go zaatakować. Jednak w tej samej chwili Tobias i Chris poderwali się z siedzisk i złapali Frosta, zanim ten zdołał się do niego zbliżyć i mu przywalić. Chłopak szamotał się tak bardzo, że dwóch silnych młodych mężczyzn ledwie dawało mu radę. Oli wiedział, że gdyby nie oni właśnie byłby bity. Może już leżałby we własnej krwi. Mimo tego i tak to mniej by bolało niż to co czuł w sercu. Gerard go nienawidzi. Nigdy nie będzie miał szansy poznać go lepiej, być z nim, pokazać mu powoli kim jest. Pokazać, że kochanie chłopaka przez chłopaka nie jest złe. Nauczyć, że miłość jest piękna i dla niej nie ważna jest płeć. Wszystko zostało stracone. Kochał kogoś, kto nigdy go nie pokocha i nigdy nie zechce. Znów to samo. W kółko się wszystko powtarza. Na zawsze pozostanie sam, bo nigdy dla nikogo nie będzie dobry. Ledwie słyszał wrzaski, przekleństwa i obietnice wykończenia go przez Gerarda. Ledwie poczuł, że telefon wypada mu z dłoni, a on obsuwa się na kanapie. Potem już tylko poczuł jakby coś znajomego ściskało go w piersi, dusiło, odbierało oddech, a on zaczął się dusić i nawet czyjś krzyk tego nie odgonił.

Quinn krzyknął, sam nie wiedział co, kiedy zauważył, że Oliver zaczął się dusić. W jednej chwili wstał, aby znaleźć się przy chłopaku, ale szybko został odepchnięty przez Tobiasa, który pojawił się nagle tak blisko. Greenwood obejrzał się na Gerarda odciąganego przez Chrisa i Martina. Chłopak wyglądał niczym diabeł gotowy na zemstę. Nie odrywał oczu od Olivera, a potem zniknął za drzwiami pizzerii, kiedy w końcu pojawiła się ochrona. Potem oczy Quinna powędrowały do braci Grant. Tobias z dłońmi na policzkach Olivera szeptał coś do niego próbując uspokoić chłopaka, który dusił się w panice.

— Oli, oddychaj. Będzie dobrze, ale musisz zacząć oddychać — powtarzał w kółko Tobias.

Już od dawna jego brat nie miał ataku paniki. Ostatnio zdarzyło się to w szpitalu po ataku ojca. Tylko wtedy jego brat był przerażony tym, że przeżył po tym, kiedy własny rodzic prawie go zabił. Teraz atak miał inne podstawy. Żałował, że otworzył usta i cokolwiek powiedział. Mógł ugryźć się w język. Tylko skąd mógł wiedzieć, że Frost wróci. Z drugiej strony teatrzyk dobiegł końca. Oli przejdzie przez to i nie zakocha się bardziej w Gerardzie. Pytanie tylko, czy już nie pokochał tego chłopaka zbyt mocno?

— Kurwa, Oli, oddychaj, błagam cię. Tak, tak powoli — szepnął, kiedy jego brat w końcu wziął płytki, ale oddech. Po nim nastąpiły kolejne. — Doskonale. Jeszcze raz. Myśl o oddychaniu. Będzie dobrze.

— Gówno… będzie… a nie dobrze — wyszeptał ledwie słyszalnie Oliver, który czuł wciąż jak blisko niego są pułapki, które sprawiają, że opanowuje go panika. Za każdym razem próbował wziąć głębszy oddech, ale każdy z nich był trudny. Dla wielu oddychanie jest normalną czynnością. Czymś o czym w ogóle nie muszą myśleć. Dla niego w tej chwili jest czymś bardzo ciężkim do zrobienia.

— Teraz tak sądzisz, bracie, ale potem…

— To wszystko… twoja… wina — powiedział Oliver i spojrzał twardo w oczy brata.

Tobias wytrzymał to spojrzenie pełne wściekłości na niego i bólu.

— Nie mogę cofnąć czasu — odpowiedział, a potem odetchnął, kiedy Oliver wziął kolejne oddechy normalnie.

W dalszej kolejności smutek go otoczył, w chwili, gdy z oczu brata popłynęły łzy z powodu złamanego serca. Tak jak bardzo Tobias by chciał, tak nic nie mógł w tej sprawie poradzić. Wierzył jednak, że za kilka dni Oli to przetrawi. Przecież nie można kochać kogoś tak mocno. Nie wierzył w to. Próbował spojrzeć na chłopaków, którzy byli z nimi i nie mieli pojęcia co robić, by zapytać się ich czy możliwe jest, by kogoś kochać tak bardzo aż do bólu, ale nie był w stanie tego zrobić. Bał się co usłyszy, a przecież on sam nie wierzył w miłość. Nie w taką na zawsze, na dobre i na złe. Dlatego starał się ufać temu, że Oliver tylko przeżył zauroczenie Frostem i mu przejdzie. Teraz ważniejsze było zabranie go do domu i zamierzał to zrobić.

 

*

 

— Uspokój się! — krzyknął Martin.

Razem z Gerardem byli na parkingu przed galerią handlową. Próbował go namówić na wejście do samochodu i powrót do domu.

— Musisz ochłonąć i jasno myśleć. Wsiadaj, ja poprowadzę, a potem wrócę po swój samochód.

— Zabiję go, rozumiesz?! Przebieraniec jebany. A ja sądziłem… Sądziłem… — Uderzył pięścią w dach swojego samochodu. — Oliana była piękną, mądrą dziewczyną. Ale pod nią krył się ten chory ktoś. Nie będzie miał życia ten pedał. Oj, zapamięta sobie na zawsze co to znaczy trafić na Gerarda Frosta. Tak go załatwię, że rodzona matka go nie pozna.

— Nie nakręcaj się. Mówiłem, że z tą dziewczyną jest coś nie tak.

— Mieli nawet ten sam zapach, a nie skojarzyłem tego.

— Wąchałeś go? — zapytał prześmiewczo Martin.

Cały czas obserwował przyjaciela. Ten mógł w każdej chwili zawrócić do budynku a nie dałby sobie sam z nim rady. Pomyśleć, że mogli nie wracać się do tej pizzerii. Tylko przyszło im na myśl, że zamówią pizzę na wynos, a tu dostali garść informacji o osobie, w której jego przyjaciel zauroczył się. Co tam, zakochał się. Nawet udawany związek Gerarda z Daisy nie był tak romantyczny jak ten z Olianą.

— Wtedy w szkole, kiedy go popchnąłem. Byłem blisko niego i teraz wiem, że pachniał jak Oliana. Bo jakżeby inaczej, kiedy to ta sama osoba. Rozwalę go. Rozpierdolę!

Frost nawet teraz chciał zawrócić i zając się oszustem. Nie rozumiał, co miało na celu wciągnięcie go w tę mistyfikację, ale nie pozwoli by to uszło na sucho temu kto to zaplanował.

— Rozprawię się z nim. Tylko niech skończy się weekend i…

— Dobra, dobra, uspokój się, powiedziałem. — Reynolds poklepał chłopaka po plecach. — Groźby są karalne. Spuść z tonu.

— Martin, czy ty nie wiesz co się stało?! — wykrzyknął Frost w stronę przyjaciela. — Ta ciotka przebrała się za babę i spotykała się ze mną. W dodatku mówiła, że jest niemową. No musi być, bo jakby ukryła swój męski głos. — Chwycił Martina za poły od bluzy i je ścisnął. Spojrzał mu głęboko w oczy. — Zajebię go. Przysięgam. Będzie przeklinał to, że żyje.

— No cóż… możesz mnie puścić z łaski swojej? Ta bluza kosztowała majątek.

Frost zrobił to o co został poproszony, a potem uśmiechnął się niczym szaleniec. Wyobrażał sobie jak skopie dupę temu klaunowi. Sobie także powinien, bo podniecał go facet w sukience. Co z tego, że myślał iż jest to dziewczyna. Pierwsza do której coś poczuł fizycznego. Marzył o wsunięciu ręki pod jej sukienkę. To by go wtedy spotkała niespodzianka. Na samą myśl o tym zaśmiał się gorzko.

— To dziwadło przeklnie dzień, w którym mnie poznał.

 

*

 

Oliver nie zamierzał rozmawiać z bratem. Tobias już za dużo zepsuł. Pozwolił tylko by chłopak odwiózł go do domu, a potem ledwie przywitawszy się z ciocią zamknął się w swoim pokoju. Nie zamierzał stąd nigdy wychodzić. Najlepiej jakby umarł. Miałby spokój. Jak wtedy kiedy ojczulek prawie go zabił po tym jak dowiedział się, że ma homoseksualnego syna. Nie dość, że niedojdę, bo był wątłym szesnastolatkiem, to jeszcze z jego nasienia narodził się pedał. Nigdy nie zapomni tamtego dnia. Tego momentu, kiedy wykrwawiał się po tym jak dużo silniejszy mężczyzna chwycił nóż, jego ręce i podciął mu żyły krzycząc, że woli mieć martwego syna. Nawet Tobias nie był w stanie powstrzymać ojca pogrążonego w amoku. Mimo tego, to brat uratował mu tamtego dnia życie.

Oli usiadł na łóżku i spojrzał na swoje ręce. Po chwili zaczął zdejmować z niego bransoletki. To co ciągle zasłaniało mu nadgarstki, bo nie miał pojęcia jak miał pozbyć się blizn pozostałych po tak głębokim cięciu. Lekarze wiele godzin wszystko zszywali, bo ostry niczym brzytwa nóż poczynił duże szkody. Pamiętał, że jak się obudził kilka dni później, wpadł w panikę, bo bał się żyć. Także tego, że rodzic wróci i dokończy co zaczął. Przecież rok wcześniej zabił jego mamę, za co trafił za kratki, a mimo to był w stanie uciec z więzienia. Także wiadomość, że znów siedział nie cieszyła go. Przez kolejne miesiące Oliver i tak bał się jego powrotu. To był jeden z jego największych strachów. Teraz ma kolejny. Ten, który mówi mu, że już nigdy nie będzie miał szansy na rozmowę z Gerardem i bycie z nim.

Przesunął palcami po dwóch bliznach, po jednej na każdym nadgarstku i żałował, że wtedy nie udało się ojcu dokończyć roboty. Po tym wszystkim miał ochronę w Olianie. Obecnie już nie chciał jej znać. Jego jasno błękitne oczy powędrowały w stronę szafy. Wstał i podszedł do niej. Po tym jak otworzył drzwi przyjrzał się sukienkom, które tak lubił, a teraz miał ochotę je rozerwać na strzępy. Frost miał rację, był przebierańcem.

Chwycił kilka wieszaków z ubraniami i rzucił je na podłogę. Potem zrobił to z kolejnymi. Zajrzał do szuflady, gdzie trzymał swoje ulubione, seksowne majteczki. Teraz wydawały mu się obrzydliwe, a jeszcze rano zastanawiał się, które założy, kiedy będzie chciał spędzić noc z Gerardem. Tuż po tym jak mu opowie o wszystkim, a chłopak mu wybaczy i zrozumie wszystko. Zaakceptuje go.

— Kogo ja oszukuję?

Powoli osunął się na kolana i oparł o szafę. Potem pozwolił swoim łzom płynąć, by przynajmniej trochę pozbyć się niszczącego go od wewnątrz bólu.

 

*

 

Daisy spoglądała na Gerarda, który chodził po jej pokoju zachowując się jej zdaniem niczym słoń w składzie porcelany. Już rozbił jej kubek, który przypadkiem trącił na biurku, kiedy kopnął dany mebel. Zrzucił książki, prawie podeptał jej plecak oraz zniszczył ulubiony długopis. Ten w silnych rękach przyjaciela pękł na pół.

— Nie wiem po co Martin cię tutaj przywiózł. Chyba po to, aby zdemolować mój pokój.

— Musimy pogadać. Wiesz już co się stało, więc musimy zaplanować naszą dalszą zabawę w chłopaka i dziewczynę. Wszyscy sądzą, że cię zostawiłem dla tej... dla… Oliany. — Skrzywił się wypowiadając imię dziewczyny. — Ale my mieliśmy plan. Ty i ja. — Przysunął sobie krzesło do łóżka Daisy i usiadł na nim okrakiem, a ręce oparł na oparciu. Dziewczyna siedziała na łóżku wśród kolorowych poduszek i robiła kocyk na szydełku. — Mieliśmy udawać, że jesteśmy razem. Ja miałem mieć spokój od dziewczyn, ty od chłopaków. Mieliśmy na koniec liceum zdobyć koronę króla i królowej. Także róbmy tak nadal.

— Nie, Gerardzie. To niemożliwe. Każdy sądzi, że mnie zdradziłeś. Nie jestem dziewczyną, która wybacza. Za kogo będą mnie mieć? Byłeś moją przykrywką, a ja twoją.

Odłożyła robótkę na bok i zsunęła się na kraj łóżka. Wyciągnęła dłonie, które położyła na rękach przyjaciela. Paznokcie miała długie, pomalowane na czerwono, a na nich doklejone były maleńkie białe kwiatki. Gerard zawsze zastanawiał się jakim cudem ktoś może coś takiego zrobić. Dla niego była to robota nie do wykonania. Oliana zazwyczaj nie miała pomalowanych paznokci. Widać dla tego klauna takie ciągłe malowanie to byłby problem — pomyślał. Ale podobało mu się to, że Oliana wydawała mu się być taka naturalna. Dobrze mu się z nią rozmawiało. Coś w nim będzie tęsknić za tym kogo znał, ale odrzucał to, co mu podpowiadał wewnętrzny głos.

— Słuchasz mnie?

— No — odpowiedział.

— Może czas przestać udawać i być sobą. Ja już nie chcę udawać, Gerardzie.

— Co chcesz przez to powiedzieć? — Zmarszczył brwi.

— Oboje jesteśmy homoseksualni, więc może bądźmy sobą w końcu — zaproponowała otwarcie. — Mam dość udawania głupiej cheerleaderki. Poza tym… Zaczęłam się z kimś spotykać. To fajna dziewczyna. Może i ty byś także…

Frost odskoczył tak szybko od przyjaciółki, że byłby nie tylko przewrócił krzesło, ale i sam leżałby jak długi na miękkim dywanie.

— Nie jestem gejem. Nawet do tej głupiej Oliany coś… No wiesz… Przecież sądziłem, że jest dziewczyną.

— A co jeśli podświadomie wiedziałeś, że nią nie jest? — zapytała Daisy powracając do swojej robótki. Chciała dzisiaj skończyć ten kocyk dla swojej siostrzenicy.

— Nie wiedziałem! I wiesz co… Chrzanię i ciebie! Rób co chcesz. Chcesz być lesbą, to nią bądź. Ja nie jestem pedałem.

— Ja jestem lesbą, a ty pedałem i pogódź się z tym — rzuciła, nie przejmując się swoimi słowami i tym jak nazwala ich oboje. Nie miała z tym problemów. Już nie.

— Wiesz co, Daisy, wal się — powiedział Gerard i wypadł z jej pokoju jak burza.

Na szczęście dziewczyna była sama w domu, więc nie miał problemów z tym, że jej mama zatrzyma go na rozmowę. Przeszedł przez podwórko do samochodu i warknął pod nosem.

— Przecież kazałem ci spierdalać — fuknął do Martina.

— Nie będziesz prowadził w takim stanie. Jestem twoim kierowcą. — Pomachał kluczykami. — Wsiadaj, bo nie będę wiecznie twoim szoferem. Muszę jeszcze na niedzielę znaleźć odpowiednie ubranie. Idę na proszony obiad. — Martin uśmiechnął się tajemniczo. — Czuję, że może być interesująco.

— Niedziela nie jest jutro. Masz czas. Poza tym co ma być interesującego na obiedzie, na którym będzie ten rudy konus, który pewnie działał w całym tym Olianowym spisku. Wszystkich rozpierdolę i będzie ekstra.

Martin tylko przewrócił oczami na słowa przyjaciela. Zmusił go do zajęcia miejsca pasażera, a sam usiadł za kierownicą. Zanim jednak uruchomił silnik, dodał:

— A może to wszystko co się dzieje da ci okazję do bycia w końcu sobą.

Gdyby wzrok mógł zabijać Reynolds już padłby trupem.

— Pewnie pisała do ciebie. No pewnie, że pisała. Głupia Daisy. I nie mów, że ja mam być sobą. Obaj wiemy, że też udajesz. Co nie znaczy, że ja udaję.

— Jasne. Ja siebie nie okłamuję, jak ty robisz sam ze sobą. Także jak ty nie udajesz, to ja jestem królem Ameryki. Jak wiemy, nie ma takiej funkcji, a do każdego króla mi daleko. Przyznaj, że tak samo lubisz kutasy jak ja, tylko jeszcze nie spróbowałeś. A byłeś blisko tego chłopaka, prawda, mogłeś spróbować.

— Wal się, Reynolds. Nie wiem dlaczego wciąż jesteśmy przyjaciółmi.

— Bo znamy się jak łyse konie i niejedną beczkę soli razem zjedliśmy. Wiemy o sobie dużo, chłopie. — Uruchomił silnik, który zawył piękną, czystą muzyką.

Gerard jedynie warknął coś pod nosem i wpatrzył się w boczne okno. Doskonale wiedział, że Martin Reynolds jest gejem. Był to jednak jedyny chłopak, którego seksualność akceptował w swoim towarzystwie. Martin nigdy nikomu nie mówił jaki jest. Nikt w szkole nie znał prawdy o jego przyjacielu. Chłopak także był od zawsze również dość silną osobą, a przecież Gerard nienawidził słabości. Zawsze ją utożsamiał z homoseksualizmem. Dla niego taki ktoś jest słaby, a Martin mimo wszystko jest przeciwieństwem tego. Tak samo jak Christopher Nichols. Mimo tego on gejem nie jest. Na pewno nie takim, który zakłada sukienki i paraduje jako dziewczyna uwodząc innego chłopaka. Na samą myśl o dziwaku zacisnął pięści. Może to odłoży się w czasie, ale wbije mu je w buźkę. Już nie będzie taka ładna. Nie, żeby była ładna. Nie uważał tak.

— To gdzie ma cię zawieźć twój kierowca?

— Do domu i stul dziób.

 

*

 

W innym końcu miasta chłopak o którym, mimo wszystko, Gerard nie potrafił przestać myśleć, wziął prysznic po tym jak ochłonął i wypłakał się. Rzeczy Oliany wrzucił na dno szafy. Nie będą mu potrzebne. Szufladę z bielizną wsunął na miejsce, bo nikt mu nie odbierze tego co lubi i tego jak czuje się seksowny w takiej bieliźnie jako on Oliver. Jedne majteczki, ulubione, zielone z ozdobami koronkowymi założył na siebie, a potem narzucił szlafrok. Mimo, że nie był chętny na rozmowy z ludźmi, a złość na brata mu nie minęła, zszedł na parter by spędzić z ciocią trochę czasu i by się nie martwiła. Nie chciał pocieszenia i go nie dostał. Obejrzeli we trójkę film, którego akcji nie zapamiętał. Potem z butelką wody wrócił do pokoju i zakopał się pod kołdrą z telefonem w dłoni. Odnalazł numer Gerarda i kliknął na wiadomość. Wyświetliło się okienko do jej wpisania, więc zrobił to. Utworzył jedno, jedyne słowo. Możliwe, że ostatnie jakim zwróci się do tego chłopaka.

Przepraszam.

Potem długo leżał wpatrując się w ekran. Wiadomość na pewno dotarła do właściciela, ale pozostała bez odpowiedzi. Przypuszczał, że tak będzie, ale mimo to serce Olivera ponownie zapłakało.

2021/09/19

W rytmie miłości - Rozdział 15

 Hejka. Zanim zaproszę Was do przeczytania kolejnego rozdziału, to najpierw info o nowej części serii "Uśmiech losu". Już można ją zakupić tutaj: https://bucketbook.pl/pl/p/Budka-z-pocalunkami-tom-3-e-book/427

Za każdy zakup serdecznie dziękuję. Rozdziały tej serii nie będą publikowane na blogu. Chyba, że za kilka lat. 


Dziękuję za komentarze. :)


W tym czasie kiedy bracia Grant wybierali się do pizzerii, Elliott i Christopher już w niej byli, czekając na resztę towarzystwa. Czekali również z zamówieniem czegoś do jedzenia, popijając pepsi. Rozmawiali o przebiegu dzisiejszego dnia, kiedy temat powoli zszedł na Quinna i jego chłopaka.

— Nadęty bubek i tyle — rzucił Chris. — Nie lubię go. Coś kombinuje. Czuję to.

— Może jest zakochany w Quinnie — wtrącił Elliott. — Co niby miałby kombinować? Chciał go mieć w łóżku, to ma. Przecież wielu tylko o to jedno chodzi. Szczególnie chłopakom w naszym wieku, kiedy libido szaleje.

— Mówisz o sobie? — zapytał Nicholls unosząc sceptycznie brew.

— Mnie chodzi o miłość.

— Jak tam relacje z Ryanem?

— Chris, ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

Christopher wzruszył ramionami.

— To jestem w piekle. — Nagle wyprostował się. — Chyba znajduję się bardzo głęboko w piekle. Co on tu robi?

Elliott zmarszczył brwi i obejrzał się w stronę wejścia do pizzerii. Jedyne osoby jakie ujrzał przy wejściu, to Oliver i jego brat. Tobias podszedł do lady by zapewne zamówić coś do picia, a oczy Christa śledziły go uważnie.

— Emmm… Co masz do niego? Przeleciałeś go czy jak?

Nicholls odchrząknął.

— Raczej on mnie. Zanim zapytasz kiedy to zrobił, to odpowiem, że w szkole na imprezie integracyjnej. Zintegrowałem się z nim bardzo mocno, a teraz on sądzi, że chcę z nim związku. Tylko, że seks, kurwa, nie oznacza związku.

— Dla mnie tak — odparł Ross. — Miłość, związek, potem seks. I nie tak od razu. Seks dla mnie jest uzupełnieniem miłości i tylko wtedy bywa spełniony. Rządza ciała, która pozostaje spełniona tylko na chwilę, tworzy pustkę. Przynajmniej dla mnie. Seks jest… — urwał, bo patrząc przez cały czas na Chrisa, zauważył, że chłopak spogląda gdzieś za niego. — Stoją za mną, tak?

— No, stoimy i dobrze wiedzieć, że na świecie są jeszcze takie osoby jak ty. Gratuluję wytrwania. — Tobias mocno uderzył dłonią w plecy Elliotta, który poleciał do przodu.

— Za co to? — jęknął chłopak prostując się.

— Za nic. Przywitałem się tylko sąsiedzie.

— A to nie można powiedzieć zwykłego cześć?

— Można, ale po co.

Oczy Tobiasa powędrowały w stronę Christophera. Nadal nie przemyślał jego propozycji. Może powinien się zgodzić. Jemu nie przeszkadzał seks bez miłości. Obywało się wtedy bez większości problemów, które niosły ze sobą  związki.

— Cześć — zwrócił się do Chrisa, po czym usłyszał pełen pretensji głos Elliotta:

— Z nim się tak nie witasz jak ze mną.

— Bo tak witam tylko ulubionych sąsiadów. — Zajął miejsce na kanapie obok Rossa, podczas gdy milczący Oliver usiadł obok Chrisa. — Co jemy? Jestem głodny jak wilk.

— Czekamy na Quinna. Jest na zakupach — odpowiedział Elliott.

— W takim razie co jemy i pijemy? — ponowił swoje pytanie Tobias.

Jak już zdążył poznać rudzielca, to chłopak szybko się nie pojawi. Szczególnie kiedy robi zakupy. Na dwa ostatnie spotkania przyszedł jako ostatni, tłumacząc się tłumami w galerii handlowej. Raz nawet zapomniał o spotkaniu, bo utknął w sklepie z antykami, który wyczyścił mu pamięć.

— Chyba przyszedł i to nie sam — rzucił Oli.

Chris spodziewał się Maxa towarzyszącego jego przyjacielowi, tymczasem jedynym towarzystwem jakie miał chłopak były liczne torby z zakupami. Greenwood niemalże targał je ze sobą, a nie niósł. Zwracał na siebie uwagę pozostałych klientów dość dużego lokalu. Na szczęście nie było ich wielu.

— Może błędem było to, że umówiliśmy się w pizzerii w galerii — burknął pod nosem Nicholls.

— I tak miał iść na zakupy. Mnie próbował wydrzeć z domu na to coś.

— Mnie też — dodał Chris. — Pójdę pomóc temu kretynowi — dodał i wstał z kanapy.

Poczekał chwilę, aż Oliver go wypuści. Potem podszedł do Quinna. Mógłby przysiąc, że czuł wzrok Tobiasa na swoim tyłku. Cóż, termin jego propozycji minął. Teraz chłopak może sobie tylko popatrzeć.

— Czegoś ty nakupował?

— Wszystkiego po trochu. — Podał kilka toreb Chrisowi. — Mam ubrania, kilka płyt, ubrania i znów ubrania. Kupiłem Elliottowi koszulkę za którą mnie zabije. Popatrz.

Rzucił wszystkie pakunki na podłogę i nie przejmując się tym, że robi z siebie widowisko. Wyjął z jednej z papierowych toreb różową koszulkę i z wielkim uśmiechem spojrzał na jej przyszłego właściciela.

— Jeżeli chcesz nadal pozostać moim przyjacielem, nie podarujesz mi tego. – usłyszał.

Pomimo słów Elliotta Quinn dumnie zaprezentował koszulkę z wielkim tęczowym logo na piersi, którego napis głosił: „Szukam miłości”.

— Jest idealna dla ciebie. Jak ją zobaczyłem, wiedziałem, że musi być twoja.

— Wychodzę stąd.

Elliott podniósł się, ale przez to, że rozbawiony Tobias siedział na brzegu kanapy i nie zamierzał wstać, by go wypuścić, zmuszony był zająć ponownie swoje miejsce. Żałował, że nie może przebić się przez ścianę, którą miał po prawej stronie. Czuł jak jego policzki zaczynają płonąć i nie miał wątpliwości, że były już całe czerwone.

— Trzeba było iść ze mną na zakupy. Jakaś kara musi być — powiedział Greenwood i rzucił przyjacielowi jego prezent.

Elliott złapał koszulkę i usiadł na niej.

— Będzie dobra do wycierania kurzu.

Quinn udał oburzenie, ale szybko się ponownie uśmiechnął. Kto go znał, wiedział doskonale, że ten chłopak potrafi uśmiechać się ciągle, a wiele razy jego radość i pozytywna energia udzielała się niejednej osobie.

— Mam coś dla każdego z was.

Ogólne jojczenie rozległo się po sali.

— Ej, nie robię aż tak złych prezentów. Koszulka dla Rossa to żart. Ja lubię różowy on nie. No, ale ja nie szukam miłości, więc nie oddasz mi tego co dostałeś — dodał, kiedy wyczuł, że przyjaciel chce mu zwrócić niechciany prezent. — Ja swoją miłość znalazłem, więc… O, moja miłość już jest tutaj — rzucił, kiedy kątem oka zobaczył, że do pizzerii wszedł Max.

Podszedł do chłopaka i zarzucił mu ręce na szyję, a potem pocałował.

— Czy oni zawsze muszą to robić? — jęknął Elliott i udał, że wymiotuje.

— Ja nadal jestem głodny — wtrącił Tobias. — Może jak oni przestaną się lizać, to w końcu coś zamówimy. Pizzę… lub pizzę.

Oliver prychnął z powodu niecierpliwości brata, a Chris udawał, że nie słucha tego chłopaka, a zarazem nie widzi co robi Quinn z dupkiem. Może nie kochał przyjaciela tak jak mu się wydawało, ale chłopak miał być jego przybranym bratem i wciąż pozostawał przyjacielem, także nie chciał jego krzywdy. Żałował, że nie wie co kombinuje Max. Zresztą nawet jakby chłopakowi zależało na Greenwoodzie, to samo to, że zostawił go wtedy pijanego na imprezie, nie zajął się nim, skreślało Maxa w jego oczach.

Kiedy Quinn witał swojego chłopaka, Chris i Oliver ułożyli torby z zakupami przy stoliku, a potem zamówili trzy ogromne pizze ku radości Tobiasa. W końcu Max i Quinn przysunęli sobie krzesła do stolika. Dzięki temu, że nie siedzieli na kanapie, nie mogli się obłapiać. Nie przeszkadzało to im jednak w przesyłaniu sobie buziaków. Także zanim dotarło do nich zamówienie Elliott walił głową w blat stolika, Tobias proponował mu w tym pomoc mówiąc, że będzie go trzymał za głowę, Oliver jako Oliana napisał kilka wiadomości Frostowi, a Christopher miał ochotę wyjść z siebie, przez co za dobrą radę uznał powiedzenie im:

— Znajdźcie sobie pokój może, co? My tu chcemy coś zjeść, nie puścić pawia.

Quinn na te słowa przewrócił jedynie oczami, a potem przypomniał sobie o prezentach jakie wszystkim kupił. Na szczęście drobne upominki nie były tak kontrowersyjne jak koszulka Elliotta. Oliverowi podarował przepiękną opalizującą błękitno białą bransoletkę. Tobiasowi płytę z nowym albumem ulubionego zespołu chłopaka.

— Skąd wiedziałeś, że ich lubię? — zapytał Grant.

— Raz podsłuchałem czego słuchasz, a media społecznościowe dopowiedziały resztę. Mój tata też ich lubi i wczoraj wspomniał, że chce kupić ich nowy album. Także dla niego też mam upominek. A i musisz mi dać swój numer telefonu. Chciałem wziąć cię na zakupy, ale nie miałem go. Ale to potem. — Odwrócił się w stronę Christophera. — Dla ciebie mam coś  czego cholernie potrzebujesz i co pomoże ci w tym o czym rozmawialiśmy.

Quinn sięgnął pod stolik po niewielką torbę i podał ją przyjacielowi. Nicholls bał się tego co się w niej znajduje, ale wyjął opakowanie, które jasno mówiło co w nim jest.

— To telefon.

— Brawo zgadłeś, wygrałeś milion na loterii. Pewnie, że telefon. Ten co masz, to szajs. A tym cackiem możesz nagrywać filmiki w bardzo dobrej jakości. Będziesz robił te swoje ciasta, nagrywał i wstawiał na YouTube.

— Masz zamiar nagrywać? — zapytał podekscytowany Elliott Ross, który w dłoni trzymał właściwy upominek od Quinna. Był nim biały kubek z czarnym napisem „Jestem kim jestem i nie zmieniaj mnie. Zaakceptuj.”

Christopher podrapał się po głowie.

— Teraz chyba będę musiał. Nie musiałeś, Quinn. Naprawdę.

— Chciałem. Jesteś moim drugim najlepszym przyjacielem, prawie bratem. Chciałem. — Wstał i ucałował Nichollsa w policzek. Miał łatwe zadanie, bo chłopak siedział na brzegu kanapy, a Oliver wcisnął się pod ścianę. — I dzięki, że jesteś moim przyjacielem. Ty, Elliott również. Jesteśmy jak trzej muszkieterowie. Wy dołączycie do nas — zwrócił się cały radosny do Tobiasa i Oliego — a Max jest mój.

— Quinn, co się dzieje? — zapytał Elliott, dopiero teraz zwracając szczególną uwagę na zachowanie rudzielca.

— Nic. — Usiadł ponownie na krześle. — Po prostu kocham was. No i jak robiłem zakupy dzwoniła pani Clay informując, że zapisała mnie na ten konkurs.

— To super. — Ucieszył się Ross.

— Nie tak super. Muszę współpracować z tym homofobicznym, skretyniałym dupkiem. Ratujcie mnie przed tym.

Udał, że płacze, ale nikt nie zawracał sobie głowy dramatyzmem królowej, jak to nazwał Elliott. Ich myśli pochłonęło zamówienie, które dotarło do ich stolika. Każdy zajął się jedzeniem i piciem. Quinn w końcu machnął na to ręką i również pozwolił sobie na konsumpcję pyszności jakie się przed nim pojawiły. Część jednej z dużych pizz należała cała do niego, bo tylko on uwielbiał taką z ananasem.

— Wracając do prezentów, Max kochanie. To mam coś co pokażę ci prywatnie. Kupiłem…

— Ja pierdolę — wymsknęło się Elliottowi — nie przy jedzeniu. Nikt nie chce wiedzieć co kupiłeś.

— Ja chcę — wtrącił Tobias.

— Ty siedź cicho, bo on gotów powiedzieć nam wszystkim co kupił — poradził Ross.

— Dobrze, bo ja chcę wiedzieć.

— Nie wie… — urwał Elliott i dodał z cierpieniem w głosie: — Ich tu tylko brakowało.

Wszyscy spojrzeli tam, gdzie patrzył chłopak. Oliverowi serce szybciej zabiło na widok Gerarda. Nie była to dawka strachu przed tym chłopakiem, czy przed rozpoznaniem go jako Oliana. Jego serce wybijało rytm miłości. Tak to odbierał. Nie mógł oderwać spojrzenia od Frosta do chwili, zanim brat kopnął go pod stołem. Dopiero wtedy był w stanie spuścić wzrok. Szybko go jednak podniósł, kiedy Quinn wstał zamaszyście i podszedł do chłopaka, który towarzyszył Gerardowi. Rudzielec wycelował palec w Martina i powiedział:

— Nie lubię ciebie. Ty nie lubisz mnie. Pani Clay zwariowała, ale wierzy w nas. Weźmiemy udział w tym konkursie i zagramy tak, że wszystkim majtki pospadają.

— Dobra, jak tam chcesz, a teraz spadaj. I nie celuj we mnie tym paluchem. — Odtrącił rękę Quinna, a potem zwrócił się do przyjaciela: — Chodźmy stąd, bo towarzystwo, które się tutaj znajduje mi nie odpowiada.

Dopiero po tych słowach, Gerard oderwał wzrok od telefonu, na którym czytał ostatnie wiadomości Oliany. Rozejrzał się i z łatwością zauważył blondyna, który doprowadzał go do szału za każdym razem jak go widział.

— Masz rację. Towarzystwo jest do bani.

W czasie kiedy on patrzył na blondyna, chłopak także spojrzał na niego, a po kręgosłupie Gerarda przeszły dreszcze. Nienawidził tego. Za każdym razem jak chłopak na niego popatrzył właśnie działy się z nim te niesamowite rzeczy. Tak reagował na Olianę, która była dziewczyną. Dlaczego więc reaguje w ten sam sposób na tego dziwaka? Bo ten chłopak to dziw nad dziwy i nic więcej. Denerwowało go to i niepokoiło. Przecież nigdy nie zainteresowałby się czymś takim. Nawet jakby był gejem, a nim nie był, co udowadniała za każdym razem Oliana. Po prostu czekał na tę jedyną dziewczynę i koniec kropka.

Pierwszy oderwał spojrzenie od blondyna, a nawet wtedy czuł jak każdy włosek na karku podnosi się. Dlaczego on wciąż się na mnie gapi — pomyślał. W jakiś sposób wiedział, że dziwadło na niego patrzy.

— Wynosimy się stąd, bo towarzystwo przy tamtym stoliku śmierdzi — zarządził i ruszył do wyjścia z pizzerii, a Martin podążył za nim.

— Co za skurwiel z tego Frosta. I ty się w nim zakochałeś, Oli? — zapytał Tobias, po czym, kiedy wokół zapadła absolutna cisza zrozumiał, że pod wpływem chwili powiedział to głośnio.

Oliver obsunął się prawie pod stolik udając, że go nie ma. Rozważał, jak zabić brata w taki sposób, aby ten dłuuuuugo cierpiał.