2021/05/09

Największy skarb - Rozdział 10 ostatni ( W cieniu ludzi tom 5)

 Przed Wami ostatni rozdział tego tomu i ostatni tej serii. Do czerwca nastąpi przerwa na blogu, a od 6 czerwca zaczynam publikację W rytmie miłości. Mam trochę rozdziałów, więc myślę, że na blogu będą się regularnie pojawiać, a ja w tym czasie będę pisać nowe. :)


 Dziękuję za komentarze. :)


– Od dawna czekałem, żeby w końcu się ciebie pozbyć – powiedział przesiąkniętym nienawiścią głosem Arlik.

Jason nie rozumiał, jak to jego? Po chwili do niego dotarło.

– Od początku chodziło ci o mnie? Te napisy, groźby to twoja sprawka?

– Pewnie, że moja. Nawet nie wiesz jak się śmiałem, kiedy wszyscy myśleliście, że chcę zabić księcia. Co za łatwowierni debile. Mój plan doskonale zadziałał. Jego pilnują, a ciebie nie. Skutecznie odwróciłem waszą uwagę od tego co oczywiste.

– Może dla ciebie. – Przesunął ręką w stronę przycisku z alarmem umieszczonego pod blatem biurka.

– Na twoim miejscu nie robiłbym tego. Grzeczny chłopiec – dodał, kiedy Jason usiadł spokojnie. – Przyznam, że z początku nie miałem planu. Zamierzałem cię zabić przy najbliższej okazji, ale wiedziałem, że mnie zaraz dopadną. Później usłyszałem jak twój partner rozmawia z tym nowym w kuchni o zabitym braciszku. Nadarzyła się świetna okazja, żeby powołać do życia seryjnego mordercę, który zabija rudych chłopców. Uwierzyliście, że to ten sam, który zamordował dzieciaka. Nawet ten Ash, jak mu tam, miał wątpliwości. Dowiedziałem się, że to żołnierz Rady. Chyba źle szkolą swoich ludzi, bo inaczej zorientowałby się szybko jaka jest prawda. Tymczasem pod jego nosem pojawiały się napisy, zdjęcia. Pewnie stracił wyczucie, kiedy zabito mu braciszka. Bardzo mu współczuję – szyderstwo wychodziło z jego ust potokami słów.

– Dlaczego to robisz?

– Dlaczego? To ja powinienem był być na twoim miejscu z moją królową u boku. To twoja wina, że jej tu nie ma. – Potrząsnął bronią. Ciągle trzymał palec na spuście, żeby w każdej chwili mógł strzelić. – Ty odnalazłeś tego blondasa, który nie jest godzien swojego stanowiska. Przywódca ma być ze swoją grupą. Ja bym był.

– Władza, to jest to za co ludzie zabijają. Czekałeś dwa lata, żeby mnie zabić? Chyba masz nie po kolei w głowie. Trzeba było zrobić to od razu. – Musiał coś wymyślić. Przecież nie pozwoli się zastrzelić. Nie kiedy miał dla kogo żyć.

– Jeszcze miałem nadzieję, że coś się zmieni. Że odejdziesz. Nawet to rozważałeś. Wiesz, nie lubię zabijać. Ale kiedy wrócił ten rudzielec i staliście się parą nie miałem wyjścia jak tylko postanowić, że muszę się ciebie pozbyć. Młody książę umrze z tęsknoty, a ja jako dobry przyjaciel rodziny zaopiekuję się klanem. Może moja królowa kiedyś wróci.

– Masz na myśli mamę Sebastiana? Ona nie wróci. Żyje w innym świecie. Na nic nie reaguje. Byliśmy u niej z Sebastianem. Nie ma nadziei, nawet jakby wyzdrowiała, że opuści swoją celę. Zabiła wielu zmiennych. – Jason wstał i powoli krok za krokiem obszedł biurko.

– Pomagałem jej. Musieliśmy usuwać z drogi naszych przeciwników. Nie ruszaj się! – Cofnął się o krok, bo mężczyzna znalazł się za blisko niego. – Zabiję cię.

– Zabij. Na co czekasz? – Rozłożył ręce wypinając pierś do przodu. – Jeśli jesteś taki odważny, to zrób to.

– Chcesz szybciej umrzeć? Nie masz więcej pytań?

– Mam. To ty wypuściłeś powietrze z opon od samochodu Sebastiana? – Ponownie podszedł bliżej Alrika. Gdyby znalazł się na tyle blisko, żeby wytrącić mu broń… Nie, lepiej gdyby złapał go za rękę i odciągnął ją od siebie. Musi coś wymyślić.

– Nie. Nie wiem kto to zrobił, ale to nie ja. Powiedziałem stój! – Cofnął się tym razem wymierzając broń prosto w głowę Jasona. – Jeden twój ruch i strzelę. Rozpierdzielę ci łepetynę!

– Spokojnie. Pogadajmy. – Jason podniósł ręce do góry.

– Chcesz przedłużyć swoją nędzną egzystencję? – Starł płynącą po nosie kropelkę potu.

– Nie chcę… – urwał ponieważ drzwi do gabinetu się otworzyły i modlił się, żeby to nie była ta osoba, której w tej chwili nie chce widzieć.

– Jason, zszedłem do kuchni i usłyszałem, że krzycz… – Sebastian wszedł do pomieszczenia i stanął jak wryty na widok dramatycznej sytuacji. Alrik celował właśnie w jego partnera, a gdy zobaczył Sebę dopadł do Jasona i owijając ramię wokół szyi mężczyzny stanął za nim przystawiając mu broń do skroni.

– Jeden twój ruch, książę, a on zginie.

Sebastian poczuł jak strach zaczyna pętać jego ciało. Strach o życie jego ukochanego partnera. Poczuł ból brzucha w dole, ale nie przejął się tym patrząc tylko na scenę przed sobą.

– Seba, błagam cię wyjdź – poprosił rozpaczliwie Jason. Jeszcze tego mu brakowało, żeby zaczął martwić się o życie partnera i ich dziecka.

– Zamknij się, Logan, a ty młodzieńcze siadaj. – Alrik wskazał stojącą niedaleko Sebastiana kanapę.

Sparaliżowany strachem Sebastian nie potrafił się ruszyć. Wiedział czego ten mężczyzna od nich chce, ale nogi go nie słuchały. Do tego brzuch zaczął go coraz bardziej boleć.

– Powiedziałem, żebyś sobie usiadł książę – warknął coraz bardziej zdenerwowany Arlik. Rozjuszony tym, że chłopak go nie słuchał skierował broń prosto na niego. – Nie słuchasz mnie. Chyba powinienem się ciebie pozbyć. Mogłem zacząć od ciebie, a Logan również by padł.

Jason wiedział, że Alrik nie żartował i w każdej chwili może zastrzelić Sebastiana.

– On jest przestraszony. Daj mu spokój.

– Co kochasz go, tak?

– Kocham. Ty nie wiesz co to miłość.

– Kochałem swoją królową. – Zacisnął mocniej przedramię na szyi Jasona. – A przez ciebie jej nie ma. Dam wam wszystkim nauczkę. – Z powrotem skierował broń w skroń Jasona.

W tym czasie Sebastian wrzasnął z bólu kuląc się i opadając na kolana chwycił się za brzuch. Alrik zaskoczony tym co się stało ponownie skierował broń na chłopaka, ale tym razem zdeterminowany Jason, któremu podrósł poziom adrenaliny, nadepnął napastnikowi na stopę, uderzył łokciem w brzuch mężczyzny i w tej samej chwili, gdy Alrik go puścił, odtrącił rękę z bronią. Pistolet wystrzelił. Jason miał wielką nadzieję, że nie popełnił błędu i kula nie trafiła w jego partnera. Nie miał jednak czasu na myślenie, bo Alrik odzyskał nad sobą panowanie i rzucił się na niego. Jason chwycił jedną dłonią rękę mężczyzny w przegubie i zaczął się z nim siłować, kiedy napastnik próbował w niego wycelować.

– Skończ już z tym, Alrik.

– Nie ma mowy, zatłukę cię.

– Nie pozwolę ci na to. – Miał wielką ochotę sprawdzić co z Sebastianem, ale mała nieuwaga mogłaby się dla niego skończyć utratą życia. Usłyszał, zbliżające się głosy, a potem rumor wbiegających do pokoju osób. Nie obejrzał się. – Alrik, poddaj się.

– Nigdy! – Zamierzał kopnąć kolanem w brzuch Jasona, ale mężczyzna zrobił unik.

– Odsuń się Logan, mam go! – krzyknął za plecami Logana Ash. Mógłby strzelać, ale bał się, że trafi Jasona.

Wściekły Jason popchnął Alrika na ścianę i z całej siły uderzył jego dłonią kilka razy w ścianę. Z kostek mężczyzny zaczęła lać się krew, a palce otworzyły się wypuszczając broń. Wtedy Logan wymierzył potężny cios prosto w szczękę Alrika, a po chwili kolejny. Zamroczony bólem zmienny osunął się na podłogę.

– To za Sebastiana, za dziecko, za mnie i wszystkich innych, których skrzywdziłeś! – wrzasnął Jason i kopnął Alrika. – Jest twój, Ash, bierz go, bo go zabiję – powiedział z jadem w głosie odwracając się i biegnąc do zwijającego się z bólu Sebastiana.

Chłopak miał wrażenie, że ktoś rozkrajał mu żywcem brzuch, który dodatkowo palił ogniem. Leżał na podłodze i płakał usiłując rozorać deski paznokciami. Nie wiedział co się wokół niego dzieje. Pragnął tylko, żeby to się skończyło, bo ból go zabijał. Poczuł, czyjeś dłonie na sobie, słyszał kojący szept, ale to i tak nie pomagało.

– Boli, boli, boli – powtarzał w kółko.

Jason sprawdził szybko czy Sebastian nie jest ranny, a potem zrozumiał, że to dziecko sprawia partnerowi potworny ból.

– Coś jest nie tak, bardzo nie tak. Musimy zabrać go do lekarza – powiedział do kucającego obok mężczyzny, jednego z ochrony. Kątem oka widział jak Alrik jest wyprowadzany z gabinetu, ale miał go gdzieś. Niech go zamkną na zawsze, on teraz musi zająć się Sebastianem, sam cierpiąc bo nie może mu pomóc. Starał się nie popaść w panikę, bo to w niczym nie pomoże. Racjonalne myślenie to  było to czego potrzebował, pomimo że serce mu się krajało gdy widział pogrążonego w cierpieniu ukochanego. – Musimy jak najszybciej znaleźć się u lekarza. Pomóżcie mi Sebę przenieść do samochodu. I niech ktoś zadzwoni do doktora Barneya. Nie mamy czasu. Oby nie było za późno.

 

* * *

 

Chodził po poczekalni w klinice wydeptując dziurę w dywanie. Denerwował się coraz bardziej. Od godziny nie miał żadnych wiadomości o Sebastianie. Po przywiezieniu chłopaka, lekarz widząc jego stan od razu zbadał go i natychmiast wziął na salę operacyjną. Jemu powiedział tylko, że to przedwczesny poród nic więcej nie dodając. W jego oczach Jason odczytał, że jest bardzo źle. Na nieszczęście dziecko rodziło się o miesiąc za wcześnie. Ta świadomość jeszcze bardziej napędzała jego niepokój.

Miał ochotę wyrywać sobie włosy z głowy, bo nie wytrzymywał napięcia, które mu towarzyszyło. Nie tak to powinno się odbywać. Co jak dziecko nie rozwinęło się do końca? To zmienny i w drugim miesiącu już powinno być wszystko wykształcone, ale co z płucami małej?

– Przeklęty, Alrik. – Uderzył pięścią w ścianę i skrzywił się z bólu. Wyprostował i zgiął palce, żeby sprawdzić czy ich sobie nie połamał. Tym bardziej, że po pięści zostało niewielkie wgłębienie. Po co Sebastian wchodził do tego gabinetu? – Miałeś spać. – Oparł czoło o ścianę zakładając ręce na karku. Po sekundzie znów chodził nerwowo w tę i z powrotem. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Dopóki nie dowie się co dzieje się za tymi drzwiami nie zazna spokoju. – Może jego już nie ma i dziecka.

 Nie pierz głupot i nie kracz – odezwał się karcący kobiecy głos.

– Ailis. Jak dobrze, że jesteście. – Z ulgą powitał przyjaciela i jego partnerkę.

– Wiedziałbyś gdyby… Czułbyś to – dodała zmienna ognistego smoka kładąc w uspokajającym geście rękę na ramieniu Jasona.

– Niby wiem, ale… – Usiadł kładąc łokcie na kolanach i chowając twarz w dłoniach. – A było wszystko w porządku. Seba, przestraszył się, że Alrik mnie zabije i… – Ponownie wstał. – Nie usiedzę na miejscu. Barney już mógłby wyjść i coś nam powiedzieć. – W oczach Jasona pojawiły się łzy, kiedy spojrzał na Briana. – Ja… Ja… nie wiem co zrobię…

– Daj spokój. – Brian z jednej strony miał ochotę nim potrząsnąć, a z drugiej rozumiał go. Na jego miejscu pewnie rozniósłby w oczekiwaniu klinikę. – Ash, czeka na zewnątrz. Chciałby z tobą porozmawiać. 

Jason już miał powiedzieć, że nie ma na to ochoty, lecz może to na chwilę odciągnie jego myśli na inny tor. Kiwnął głową i Brian zawołał Ashera, który po wejściu przywitał się stając na baczność.

– Co masz dla mnie? – zapytał Logan.

– Nie musicie się bać, że Alrik wyjdzie na wolność. Nie ma takiej mowy. Rada skaże go na wiele lat wiezienia i ciężkiej pracy. Jeśli będzie się źle sprawował zostanie wykonany na nim wyrok, który z przyjemnością wypełnię. Chciałem jeszcze przeprosić za kilka małych kłamstw.

– Słucham? – Jason zmarszczył brwi.

– Nie przybyłem do waszego domu przypadkiem. Prawdą jest, że straciłem brata, w tym względzie nie było grama kłamstw. Natomiast kłamałem co do podróży. Nie podróżuję po kraju. – Odetchnął głęboko. – Wiecie kim jestem. Nie mogłem zdradzić po co pojawiłem się u was.

– Po co się pojawiłeś? – Jason miał dość krętactw.

– Mama Sebastiana na chwilę odzyskała świadomość. – Spodziewał się, że ujrzy szok na ich twarzach i tak się stało. –  Zdarzyło się to jeden raz, ale w tym czasie zdołała powiedzieć lekarzowi, który w tamtej chwili ją badał, że jej syn może być w niebezpieczeństwie. Podejrzewała, że ktoś może chcieć go skrzywdzić. Lekarz przekazał tę wiadomość swojemu przełożonemu, a potem ona poszła dalej. Mnie wysłano w celu zbadania jaka jest prawda. To ja wypuściłem powietrze z opon. Dlatego, że nie chciałem, aby Sebastian pojechał do miasta swoim samochodem. Bałem się, że ktoś mógł go uszkodzić, a nie miałem czasu, żeby go sprawdzić. Chciałem chronić twojego partnera, Jason. Jak się okazało jemu nic nie groziło. Cały czas to ty byłeś celem. Nawet kiedy mama Sebastiana mówiła swoje słowa, również miała na myśli ciebie. Chciała odwrócić uwagę, aby łatwiej było zabić partnera jej syna.

– Ale jak? Alrik był u niej? – zapytał Brian. – Skąd mogła wiedzieć co on knuje? A może ona jednak jest zdrowa.

– To był tylko przebłysk zdrowia – odpowiedział Ash. – Została zbadana najlepszą aparaturą przez wielu lekarzy. Z tego czego się dowiedziałem to godzinę wcześniej był u niej Alrik. Być może to wywołało u niej jakiś wstrząs i się ocknęła. W tej chwili jest pogrążona w głębokiej katatonii. A wiedziała o planie zabicia Jasona, bo go usłyszała z ust Alrika w tamtej chwili.

– Czyli wbrew temu, co mówili wasi lekarze ona wszystko słyszała.

– Część na pewno. To ludzka powłoka jest chora. Bestii nic nie jest. Jakoś się porozumiała ze swoim wiernym pracownikiem. Być może byli kochankami i utworzyli więź, dzięki której na chwilę powróciła ze świata iluzji.

– Oby już nigdy nie wróciła. Dziękuję ci, Ash, że chroniłeś mojego partnera.

– Nie do końca mi się to udało. Powinienem był wiedzieć, że to Alrik. Tym bardziej, że dzisiaj wysłał mnie, abym przejrzał ogrodzenie. Gdybym był w domu...

– Wszystko się rozegrało w jednej chwili. Nie da się wszystkiemu zapobiec – rzucił Brian.

– Niestety, nie. Wyjeżdżam i chcę się pożegnać – powiedział Ash po czym skłoniwszy głowę w wyrazie szacunku odwrócił się i wyszedł.

W tej samej chwili drzwi prowadzące do sal klinicznych otworzyły się. Wyszedł z nich doktor Barney zdejmując czepek z głowy.

– Doktorze? – zapytał ostrożnie Jason. Serce mu podchodziło do gardła ze strachu.

– Jest słaby. Żyje, ale był o krok od śmierci – tłumaczył powoli lekarz. Wyglądał na bardzo zmęczonego. – Macie córeczkę. Jest w inkubatorze, ale za kilka dni nie będzie jej już potrzebny. Muszę ci jeszcze powiedzieć…

Chwilowa ulga, którą zdołał uzyskać Jason ponownie zamieniła się w lęk.

– Niech pan mówi.

– Było bardzo źle. Nie będziecie mogli mieć więcej dzieci. Musiałem wyciąć mu coś w rodzaju macicy inaczej wykrwawiłby się. Szok spowodowany tym co ujrzał sprawił, że nastąpił wewnętrzny krwotok. Jeszcze kilka minut i dziecko by się utopiło we krwi. W tej chwili oboje odpoczywają. Twój partner będzie potrzebował teraz twojej uwagi i opieki.

– I tak Sebastian prawdopodobnie nie mógłby zajść w kolejną ciążę. Sam pan mówił, że ona by go zabiła. To nie jest ważne. Najważniejsze, że oboje żyją. Mogę ich zobaczyć?   

Cały się trząsł idąc za lekarzem. Nerwowo pocierał o siebie dłonie próbując połknąć tkwiącą w gardle gulę. Starszy mężczyzna zaprowadził go do jednego z pokoi. Zanim Jason tam wszedł, wziął kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. To i tak nie pomogło, bo kiedy zmusił swoje nogi do pokonania kilku kroków znów czuł to samo. Niemal się załamał widząc śpiącego na łóżku Sebastiana w otoczeniu monitorów. Chłopak był blady, a on miał wrażenie, że nawet piegi zrobiły się jaśniejsze. Obok łóżka stał inkubator, w którym coś się poruszyło. Gula w gardle Jasona urosła.

– Zostawiam was samych – poinformował lekarz i wyszedł.

Jason podszedł do inkubatora i ujrzał swoją córeczkę, która na główce miała kilka ciemnych włosków, a na nosie... kilka piegów. Słyszał, że one nie występują u niemowląt, a tym bardziej u noworodków. Uśmiechała się.

– Jesteś przez to wyjątkowa – szepnął. – Połączenie Sebastiana i mnie.

– Jeśli się zgodzisz, chcę nazwać ją Alexia – powiedział słabo Sebastian.

Jason odwrócił głowę słysząc najukochańszy głos na świecie.

– To silne imię, mocne. – Obszedł inkubator i ukucnął przy łóżku ostrożnie biorąc partnera za rękę.

– Takie jak ona sama. To największy na świecie skarb.

– Nasz skarb, kochanie. Do tego najpiękniejszy i najcudowniejszy. – Ucałował jego dłoń nie potrafiąc powstrzymać łez. Tak się bał, a teraz miał ich oboje przy sobie. Dwie najukochańsze istoty pod słońcem.

 

* * *

 

 

Trzy miesiące później.

 

Sebastian stanął na progu pustego domu. Chwilę temu chodził, wspominał każdą chwilę, które pamiętał. Te z dzieciństwa, z wieku nastoletniego. Nie zawsze było źle. Czasami czuł się tutaj bardzo szczęśliwy. Ale tylko czasami. Mimo tego, żal było mu opuszczać to miejsce. Czekało na nich coś lepszego. Coś, gdzie zacznie życie od nowa wraz z córeczką, partnerem i innymi diamentowymi smokami. Nie będzie się martwił o to, że nie może się przemienić, bo ktoś go zobaczy, że jego córka nie będzie miała wolności, ciągle musząc się kontrolować. On i Jason zrobią wszystko, żeby była bezpieczna i mogła żyć w przeświadczeniu, że nie jest kimś gorszym. Nadal będą musieli grać wśród ludzi, ale teraz mają już swoje miejsce. Przez ostatnie tygodnie się pakowali, wywozili rzeczy. Jemu nadal nie można było dźwigać, nawet własną córkę mógł potrzymać, kiedy siedział i to z pomocą Jasona. Żałował, że nie ma daru samo leczenia, dzięki niemu już zapomniałby o cesarskim cięciu. Gdy dowiedział się, że wycięli mu macicę nie żałował tego, bo ważniejsze dla niego było, że Alexia się urodziła zdrowa i on przeżył. Do tej pory myślał, że był tak blisko postawienia stóp na tamtym świecie. Na szczęście wszystko się udało i dzisiaj może cieszyć się z tego, że ma rodzinę i kochających przyjaciół. Wczoraj dostał wiadomości od Mai i Brada. Mieli odwiedzić go za miesiąc. Do tego Brian i Ailis zdecydowali się wyjechać z nimi. Zamieszkają u nich zanim Ogniste Smoki sprowadzą się na swój teren. Wierzył w świetlaną przyszłość ich wszystkich.

Odwrócił się i ujrzał stojącego niedaleko Jasona z córeczką na rękach. Malutka wyglądała jakby miała już kilka miesięcy. Czarnowłosa pieguska. Naprawdę była wyjątkowa i nie tylko pod względem wyglądu.

– Kocham was – powiedział posyłając im buziaki, a potem spojrzał na fotografię trzymaną w dłoni i przedstawiającą ich trójkę zaraz po wyjściu ze szpitala. Poczuł jak ogrania go szczęście. Po chwili zamknął drzwi. Przekręcił klucz w zamku. Dom został wystawiony na sprzedaż. Natomiast dom Jasona zostaje dla nich. Zamierzają tutaj wracać i spędzać w nim kilka dni co jakiś czas. Nie mógł pozbyć się czegoś, gdzie spędził najpilniejsze chwile swojego życia i gdzie poczęła się ich córeczka.

Schował klucz do kieszeni, a potem uśmiechnięty, odrzucając na plecy swoje włosy podszedł do partnera, który objął go jedną ręką w pasie, oraz Alexii dając jej całusa w malutki nosek. Gdy wsiadali do samochodu obejrzał się jeszcze na dom. W myślach pożegnał się demonami tego miejsca.

– Wsiadaj. Brian i Ailis wyjechali przed chwilą. Spotkamy się z nimi przed stacją benzynową – powiedział Jason, kiedy już zajął miejsce za kierownicą po tym jak umieścił Alexię w foteliku.

– Tak, już.

Chwilę później cała trójka wyruszyła do nowego, lepszego życia.

 

KONIEC

2021/05/02

Największy skarb - Rozdział 9 ( W cieniu ludzi tom 5)

 Dziękuję za komentarze. :)


Sebastian leżał spokojnie na kozetce patrząc w monitor. Co rusz uśmiechał się, gdy lekarz pokazywał gdzie dziecko ma nóżki, rączki. Młode rosło jak na drożdżach. Rozwijało się prawidłowo, z czego był bardzo dumny. Starał się dbać o siebie tak, żeby to służyło dziecku. Udawało mu się to, pomimo że fizycznie źle znosił ciążę. Częściej spał, męczył się jeszcze szybciej niż zazwyczaj. Stał się ociężały, co podobno było w jego stanie normalne. No i zaczął wymiotować. Podobno ludzkie kobiety wymiotowały na początku ciąży. Jemu przytrafiło się to dopiero po kilku tygodniach. Nauczył się dość szybko, że bardzo pomagają mu krakersy, więc Jason zakupił mu ich ogromną ilość. Do tego miał zachcianki. I to jakie. Wczoraj obudził w nocy partnera i poprosił go o bakaliowe lody, czekoladę miętową oraz kiszone ogórki. Dodał, że może zrobić z tego sałatkę. Nie rozumiał dlaczego Jason zrobił się blady i wypadł jak burza z sypialni. Przecież to była dobra mieszanka i nawet ona bardzo pomagała mu w mdłościach. Kiedyś zachciało mu się arbuza, a gdy go dostał zapragnął mandarynek. W końcu Jason się wkurzył i powiedział, że ma jeść to co jest, bo nic więcej nie dostanie. Rozumiał, że swoim zachowaniem denerwował partnera, co miał jednak zrobić? Siła wyższa nim rządziła i podejrzewał, że ich dziecko będzie miało dziwne zwyczaje smakowe. Niemniej dalej nie rozumiał co jest takiego złego w ogórkach, lodach i czekoladzie zmieszanych razem.

– Chcecie poznać płeć dziecka? – zapytał doktor.

– Jason? – Wyciągnął rękę do ukochanego. Ten chwycił jego dłoń.

– Nie wiem. Chyba tak. Chcemy wiedzieć?

– Chcemy. Doktorze? Jest ogonek czy nie ma ogonka?

– Nie ma. Będziecie mieli dziewczynkę. Gratuluję.

Sebastian bardzo się ucieszył. Każde dziecko płci żeńskiej było gorąco wyczekiwane. Spojrzał na również uradowanego partnera.

– Cieszyłbym się także z syna, ale zawsze marzyłem o córce – powiedział Jason ze łzami w oczach. Przez to wszystko co ostatnio się działo, ta chwila przyniosła mu mnóstwo radości i ukojenia. Ciepłe uczucia wlewały mu się do serca i otaczały obu partnerów mackami miłości.

– Już widzę jak odganiasz każdego jej adoratora.

– Tym bardziej jeśli będzie podobna do ciebie.

– Jason, jestem piegowatym typkiem, którego uważasz za ładnego. Nie wiem dlaczego. Wolę oszczędzić jej tego.  To do ciebie powinna być podobna.

– Uważam, że…

– Przepraszam panowie – wtrącił doktor – ale mogę coś powiedzieć? – Już się przyzwyczaił, że ich dyskusja mogłaby trwać wieki zanim dopuściliby go do głosu.

– Tak. – Sebastian zarumienił się i wziął od lekarza ręczniki papierowe, by wytrzeć swój brzuch.

– Więc tak. Dziecko rozwija się nadal dobrze. Macie żwawą córkę.

– Wiem coś o tym – dodał chłopak.

– Sebastianie mam już wyniki twoich badań krwi. Są lepsze niż ostatnio. Uzupełniłeś witaminy w organizmie, z czego jestem bardzo zadowolony. W ogóle wszystkie wyniki są doskonałe. Jak nigdy. Ciąża ci służy.

– Raczej mojemu organizmowi. Bo patrząc na to z innej strony czuję się kiepsko.

– Ciąża to dla każdego trudny okres. Rzeczywiście ty ją bardziej przeżywasz. Ciężej, ale patrząc na to z innej strony z początku wszyscy baliśmy się o ciebie. Teraz wierzę, że idzie ku dobremu. Musisz dużo odpoczywać. Zawsze, mimo problemów, byłeś energicznym chłopakiem, dlatego tym bardziej ciężko ci zostać uwięzionym w domu. Pamiętaj, że do dla dobra twojego dziecka. Przepiszę ci coś na wzmocnienie. – Usiadł za biurkiem i wziął plik recept. – Jak tam twoja astma?

– Od paru dni, nawet jak się zdenerwuję, nie pojawia się. Craig dosłał mi wczoraj nowy transport leków.

– Doskonale. Nie zapominaj o jedzeniu.

– Zrobię się gruby – jęknął Sebastian z pomocą partnera podnosząc się z kozetki.

– Zrzucisz, a maleństwo musi mieć się czym żywić. To też tobie dobrze robi. Tym bardziej, że za miesiąc rodzisz. Rozmawiałem z tym waszym przyjacielem, Craigem. Powiedział, że przyleci na czas porodu i mi pomoże. Tak dawno nie odbierałem męskiej ciąży. Cesarka niby taka sama jak z kobietą, a jednak inna – marudził pod nosem przybijając pieczątki.

– Bo to nie jest naturalne, żeby facet zachodził w ciążę, doktorze – powiedział Sebastian.

– A jednak w naszym gatunku nieliczni mają taką możliwość. Proszę. – Podał receptę młodzieńcowi. – Stosuj wszystko dokładnie tak jak tu wypisałem. – Postukał palcem jedną z kartek. – Zawsze rano przed śniadaniem.

– Dziękuję, doktorze Barney.

– Do widzenia. Widzimy się za dwa tygodnie na kolejnych badaniach.

Jason zaprowadził partnera do samochodu. Chłopak usiadł ciężko w fotelu, odchylając głowę na poduszkę. Sam zajął miejsce za kierownicą i zamierzał jechać prosto do domu. W lusterku widział, że za nimi stoi samochód ochrony. Tak bardzo chciał już prywatności, lecz dopóki nie znajdą tego kto grozi Sebastianowi nie może z niej zrezygnować. W ciągu ostatnich tygodni jeszcze kilka razy pojawiał się ten sam napis, zdjęcia. Ostatnio doszły groźby typu „Twój koniec już się zbliża”, „Nic cię nie uratuje, księciuniu”. Nie wszystko udawało się mu ukrywać przed partnerem. Był taki wściekły na siebie, że nie potrafił znaleźć winnego. Ktoś nadal udawał, że jest z zewnątrz. Ostatnio znaleziono ślady włamania do domu. W domu i w ogrodzie zamontowano kamery, które niczego nie nagrały. Dziwnym zrządzeniem losu zawsze przestawały działać w najważniejszym momencie. Nie miał wątpliwości, że ktoś je wyłączał. Pytanie kto i dlaczego to robił. Sebastian nikomu nie zagrażał. Co więcej, nie był nawet przywódcą klanu, którym nadal pozostawał nieodwołalnie Christian. Oni obaj tylko mu pomagali utrzymać wszystko na odległość. Od myślenia o tym wszystkim tylko bolała go głowa, a stres wzmagał się każdego dnia. Starali się w miarę normalnie żyć. Załatwiali przenosiny w góry, w bardzo piękne miejsce z tego co widział ze zdjęć, które zrobił Brian. Christian przytakiwał ich pomysłowi wyniesienia się z centrum miasta. Dziwne zrządzenie losu. Przecież to właśnie w dużym skupisku ludzi powinni być bardziej niewidoczni, a tymczasem to tu więcej im zagrażało. Jakoś wilki potrafiły żyć z ludźmi, a smoki nie. Oni potrzebowali przestrzeni, miejsca gdzie pozwolą swoim bestiom wyjść. Potrzebowali swojego Camas.

Poczuł dłoń na udzie i spojrzał na Sebastiana.

– Od paru minut ściskasz kierownicę tak, jakby ci zrobiła krzywdę – powiedział chłopak.

– Po prostu tak wiele się dzieje. Nie wiem co mam zrobić, żeby dowiedzieć się kto ci grozi, dlaczego. Gdybyśmy dowiedzieli się dlaczego, odpowiedź przyszłaby pewnie od razu.

– Nie dowiemy się, bo jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, aby ktoś kto należy do klanu mógł mi zagrażać. Przecież wszyscy jesteśmy jedną rodziną.

– Kochanie, nawet w rodzinie zdarzy się czarna owca. – Naprawdę się bał, że dopiero kiedy ten ktoś zaatakuje Sebastiana oni dowiedzą się kim jest ta osoba. Wtedy może być za późno.

– Niestety. Jedźmy do domu. Muszę się położyć. Kręgosłup mi wysiada.

– Zrobić ci masaż? Ostatnio ci pomógł.

– Chętnie. Może jedźmy do twojego domu, co?

– Tam nie ma ochrony…

– Właśnie. Bezpieczniej czuję się z tobą niż z nimi. Poza tym tobie też należy się odpoczynek.

– Dobrze. Zawiadomię tylko Briana, że wrócimy później. – Uległ mu, bo w sumie Sebastian miał rację. Co z tego, że dom jest chroniony, jak pomimo tego i tak nikt nie był tam bezpieczny. Nikomu nie ufał, poza Brianem i o dziwo Asherem Quinnem. – Jeszcze wykupię ten lek na wzmocnienie.

– Spoko.

 

* * *

 

Sebastian wziął długą kąpiel starając się zrelaksować. W domu Jasona, zawsze panowała ta specyficzna atmosfera dzięki której zapominał o problemach. Nawet zastanawiał się czy nie lepiej byłoby gdyby tutaj zamieszkali, lecz Jason się temu sprzeciwił mówiąc, że on, Sebastian powinien mieszkać z głównym domu klanu. To prawda, takie zawsze były tradycje i prawa, ale czyż praw nie łamie się? Zresztą teraz nie miało to znaczenia. Gdy dziecko podrośnie, wynoszą się stąd. Z tego co słyszał to przywódcy ognistych smoków planują to samo. Ojciec Ariona podobno kupił ogromny teren rozciągający się na całe mile  i przylegający do tego, który oni kupili. Cieszył się z tego, bo będzie miał przyjaciółkę przy sobie, a ich dzieci będą razem dorastały.

Pogłaskał się po brzuchu po tym jak wyszedł z wanny. Był taki czas, że nie chciał mieć dzieci. Nie zamierzał ich mieć, a teraz nie wyobrażał sobie tego, by było inaczej. Może za parę lat, znów z Jasonem zdecydują się na dziecko. O ile wszystko będzie dobrze i on przeżyje. Co z tego, że badania wskazują, na idealny stan, kiedy ryzyko zawsze istnieje. Ale obaj z Jasonem starali się o tym nie myśleć.

Zarzucił na siebie szlafrok i przeszedł do sypialni. Tam czekał na niego posiłek składający się z owoców i mięsa.

– Kiedy udało ci się to zrobić?

– Kiedy się kąpałeś. Lodówka tutaj zawsze pozostaje pełna. Zjedz coś, a potem połóż się, to wymasuję ci plecy.

– Jesteś fantastycznym partnerem. – Sebastian włożył sobie do ust kawałek brzoskwini. – I skąd wiedziałeś, że mam na nie ochotę?

– Nie wiedziałem. Jak sam zauważyłeś na talerzu znalazła się niezła mieszanka.

– Bosko. Zadzwonię później do Christiana i powiem mu jakiego cudownego mam partnera. – Nabił na widelec kawałek usmażonego kurczaka. Pomaczał go w sosie i ze smakiem zjadł.

– Bardzo dużo ze sobą rozmawiacie. – Nalał partnerowi soku.

– Uwielbiam go. Dużo pisze mi o tym jak było, kiedy sam spodziewał się dzieci. Trojaczki. Uwierzysz jaki miał brzuch? – mówił po przełknięciu kolejnych kawałków z posiłku. – Powinieneś częściej dla mnie gotować. Dobre to. Same witaminki. – Otarł usta serwetką i napił się soku.

Jason nie potrafił oderwać od niego wzroku. Sam kończył swoje jabłko, bo nie był głodny. Po kilku minutach pozbierał wszystko i zaniósł do kuchni po czym wrócił z olejkiem w ręku. Kupił taki, który nie szkodził partnerowi szczególnie jego zapach, a relaksował go. Uklęknął na łóżku za chłopakiem i zsunął mu z ramion szlafrok. Wylał trochę olejku na dłoń i zaczął masować spięte mięśnie ramion oraz szyi.

– Kocham twoje dłonie – zamruczał Sebastian. – Jak dobrze. Miałem wrażenie, że dźwigam na nich potężny ciężar.

– Cieszę się, że mogę ci pomóc. Jak skończę z ramionami położysz się jakoś na boku tak żebym wymasował ci plecy.

– Na brzuchu nie mogę. Szkoda. Urósł mi. – Objął swój brzuch czule. – Będziemy mieli córkę. Jak ją nazwiemy? Albo nie. Imię wymyślimy jak się urodzi.

– Żeby nie zapeszyć?

– Nie, żeby wiedzieć jakie do niej pasuje. O tak, pomasuj nad łopatką. Super, kocham cię. – Chwycił za jego ręce i przyciągnął mężczyznę do siebie tak, że ten przywarł do jego pleców. – Lubię mieć cię blisko, czuć się.

– Ja ciebie też. – Nie chciał myśleć o tym, że może go stracić. Jak nie przy porodzie tak… Otrząsnął się z tych myśli. Pocałował Sebastiana w ucho i poprosił go, żeby się położył. Poprawił trzymający się za pomocą paska na jego biodrach szlafrok i znów nalał na dłonie olejku. – Powiedz mi gdzie najbardziej cię boli.

– Dół kręgosłupa i górna część pomiędzy łopatkami. – Podłożył dłonie pod policzek i przymknął powieki.

– Załatwione. Będziesz jak nowo narodzony.

– Dobre porównanie, skarbie, biorąc pod uwagę moją ciążę.

Jason zaczął masować go powolnymi, kolistymi ruchami uciskając niektóre punkty mocniej. W ostatnim miesiącu przeszedł szybki kurs masażu, pamiętając, że nie umiejętny masaż może zaszkodzić, a on chciał pomóc Sebastianowi w jego bólach pleców. Dzięki temu mógł przynieść ulgę partnerowi, który za miesiąc miał wydać na świat ich córeczkę. Już widział małą biegającą wokół nich, śmiejącą się, wołającą do nich tato, a może papo do jednego z nich. Czekał ich naprawdę cudowny, acz mimo wszystko trudny czas. Ailis mówiła im o nocnych pobudkach, brudnych pieluchach, kaszkach, ślinotoku. On był na to gotów. Modlił się tylko, żeby wszystko poszło dobrze. Kolejne cztery tygodnie zadecydują o wszystkim.

– Znów się zamyśliłeś.

– Masz rację. Wybacz. – Wznowił masaż tym razem rozpoczynając go wyżej kręgosłupa.

– Będzie dobrze, Jason. Nie myślę, że może być inaczej. Nie mogę się denerwować. Tym bardziej, że dziecko czuje mój niepokój – powiedział Sebastian kilka minut później, kiedy przekręcił się na plecy. – Zawsze miałem się za byle co. Od czasu kiedy ciebie spotkałem wszystko się zmieniło. Pamiętasz ten dzień?

Jason otarł dłonie w ręcznik i usiadł przy partnerze po turecku. Trochę był zaskoczony zmianą toru rozmowy.

– Włóczyłem się po całym kraju bez celu – wyznał Jason. – W końcu trafiłem na was. Byłem tak zaskoczony, że naprawdę istniejecie. Poprosiłem twoją mamę o pobyt w mieście, ale nigdy nie przyłączyłem się do niej.  Tamtego dnia, gdy wszedłem pierwszy raz do twojego domu, schodziłeś po schodach. Miałeś piętnaście lat, a już byłeś bardzo wysoki.

– Przywitałem się z tobą i zapytałem kim jesteś. Byłeś pierwszą osobą, do której od kilku dni się odezwałem. Dawniej wolałem tylko swoje towarzystwo.

– Wiem. Na szczęście dużo się zmieniło, Seba. Wstąpiła w ciebie energia jak nie wiem.

– Dziwna to była znajomość. Myślę, że już wtedy nasze więzi do siebie ciągnęły, tylko my o tym nie wiedzieliśmy.

– Być może, bo właśnie w tamtej chwili coś mi powiedziało, że mam zostać. – Położył się obok Sebastiana najpierw całując jego brzuch, potem usta. – Cieszę się, że zostałem. Nie oddałbym tego za nic w świecie. – Przesunął kłykciami po policzku chłopaka, którego włosy tworzyły areolę wokół głowy.

– Ja też. Wiesz co?

– Hm?

– Ta chwila teraz była nam potrzebna. Czuję się odprężony, spokojny. Możemy tu zostać jeszcze do wieczora?

– Czemu nie. – Jeśli miało spotkać ich coś złego, to spotka ich wszędzie, a teraz faktycznie szkoda tych chwil, podczas których odpędzili troski na bok.

Dopiero kiedy Sebastian przy nim zasypiał znów zaczął się zastanawiać kto zagraża jego partnerowi i znów przeżywał frustrację, że nie zna odpowiedzi, a przecież tak dużo w tej sprawie robił. Niestety, ciągle był daleko od rozwiązania tego.  

 

* * *

 

Dwa tygodnie później Sebastian spał na piętrze, a Jason zostawił go postanawiając zająć się pracą. Tym bardziej, że Brian razem z Ailis pojechali z córką na badania. Małej nic nie dolegało, ale woleli dmuchać na zimne. Przecież była ich oczkiem w głowie. Sam już nie mógł się doczekać kiedy weźmie na ręce swoje dziecko.

Usiadł przed komputerem nie mając ochoty uruchamiać sprzętu, a jeszcze bardziej na to, żeby wprowadzić te wszystkie dane, które znajdowały się w jednej z teczek. Do tego musiał wykonać kilka telefonów i zaczął od tego. Pierwszy był tym najprzyjemniejszym.

– Cześć, Christian? Jak się masz? Jak partnerzy, dzieci? – Słuchając relacji Chrisa śmiał się. Dzieciaki jego króla były już duże i zaczęły im uciekać ciekawe świata. Chris bał się co będzie kiedy przejdą pierwszą przemianę, bo już teraz nie mógł nad nimi zapanować i żałował, że je tak rozpuszczał. Nazywał ich małymi potworkami, które kochał nad życie. Później ponarzekał na partnerów, na przyjaciół, a potem zaczął ich wychwalać. Arion z Craigiem pracowali w klinice. Arion uczył się na lekarza. Luis z Alessiem nadal kochali się i pieprzyli jak króliki z czego też się śmiał i miał nadzieję, że kiedyś ich pozna. Dalej Jason poruszył temat przeprowadzki i młody zmienny kolejny raz to pochwalił. W czasie rozmowy Jason wysłał mu plany terenu i jego zagospodarowania, bo jako król diamentowych smoków ostatnie słowo należało właśnie do Christiana. Na koniec porozmawiali jeszcze o interesach, by w końcu mógł się pożegnać. W czasie kiedy odkładał słuchawkę do gabinetu wszedł Alrik.

– Szefie możemy pogadać?

– Pewnie. Co tam? Trafiłeś może na coś? – Strącił łokciem długopis i pochylił się by zebrać go z podłogi.

– Trafiłem. Tak jakby trafiłem szefie.

Jason wyprostował się z długopisem w ręku i zamarł na widok broni z tłumikiem skierowanej prosto w jego stronę.