Przepraszam, ale nie mam dzisiaj możliwości wstawienia rozdziału.
2023/02/26
2023/02/19
W rytmie miłości - Rozdział 72
Co tam u Was?
Ja już sądziłam, że przyjdzie wiosna, bo zrobiło się ciepło i w końcu przekonałam się, że słońce istnieje, gdyż ostatnie dni były bardzo słoneczne. Niestety dzisiaj jedna wielka masakra. To deszcz, to deszcz ze śniegiem. Ech.
Zapraszam na kolejny rozdział i życzcie mi weny, gdyż obecny tekst, który pisze idzie mi jak krew z nosa. Po prostu tworzę go po jednym zdaniu. Zawsze styczeń, luty, były dla mnie idealnymi miesiącami do pisania. W tym roku, tego powiedzieć nie mogę.
Dziękuję za komentarze. :)
— Wiem co chcesz
zrobić — powiedział Chris do swojego chłopaka, który wyglądał jakby lada chwila
uszami miała buchnąć mu para. Chwycił Tobiasa za rękaw od bluzy i dodał: —
Nie rób tego.
Zirytowany Tobias
spojrzał na Nichollsa i syknął:
— Czego mam, kurwa,
nie robić?
Szarpnął ręką, by
Chris go puścił i wyszedł do ogrodu odcinając się od wszystkich. Niestety
nie od swojego chłopaka, który chciał mu czegoś zakazać.
— Chcesz znowu
spotkać się z ojcem. Nie myślisz, tylko działasz. To nie ma sensu…
— Co, kurwa mać, nie
ma sensu?! — krzyknął Grant. — Grożenie mojemu bratu? To, że ten jebany chuj
siedząc za kratkami wciąż mu zagraża?! A może to, że ci popierdoleni Frostowie
mają jakiś z nim związek?! Powiedz mi, co nie ma sensu?!
Christopher nacisnął
dwoma palcami nasadę nosa licząc w myślach do dziesięciu. Potem spojrzał
na Tobiasa, mówiąc:
— Nie chcę się
z tobą kłócić.
— To tego nie rób. Nie zakazuj mi tego bym do niego poszedł i zażądał wyjaśnień.
— Będę tak robił, bo
w ten sposób tylko pokazujesz mu, że się boisz. Na twoim miejscu…
— Chris, kurwa,
nie jesteś mną i nie będziesz na moim miejscu. Zrobię co zechcę, ty
nie masz nic do gadania!
Już wiedział, że
ostatnie słowa nigdy nie powinny opuścić jego ust. Zraniona twarz chłopaka,
była tym czego nigdy nie chciał oglądać. Przecież ceni go i kocha. Nie był
zbyt wylewny i nie powtarzał tego ciągle, ale to co czuł było prawdziwe.
Ranienie ukochanej osoby nie było w planach.
— Chris, słuchaj…
Wyciągnął rękę, by
chwycić dłoń Chrisa, ale Nicholls cofnął się.
— Masz rację —
szepnął przygnębiony Christopher — nie mam nic do gadania. Nie idź za mną.
Po tych słowach
odwrócił się i wszedł do salonu skąd przez chwilę, jak drzwi były otwarte,
dochodziły do uszu Tobiasa głosy rozmów przyjaciół. Drzwi po chwili zamknęły
się odcinając hałas i pozwalając mu zatonąć w wieczornej ciszy. Przez
to myśli stały się o wiele głośniejsze, słowa, które tak
niefortunnie wypowiedział do swojego chłopaka, odbijały się echem w jego
głowie. Spieprzył. Nikt mu nie musiał tego mówić. Znowu w złości
powiedział słowa, które nie powinny paść.
— Powinienem sam
sobie przywalić — warknął do siebie pod nosem.
Przesunął palcami
przez włosy burząc je i ruszył śladem Christophera. Chłopaka nie było
w salonie, więc zajrzał do kuchni przyłapując swojego brata i Gerarda
na całowaniu. Dawniej rzuciłby jakimś żartem, ale teraz nie miał na to
nastroju.
— Widzieliście
Chrisa? — zapytał, ale ci dwaj nawet go nie usłyszeli.
Zawrócił więc do
salonu. Quinn rozmawiał z Martinem, którego mina jasno wskazywała, że
chciałby być wszędzie, ale nie tutaj. Rozumiał go. Podszedł do nich pytając
o Nichollsa.
— Wziął ode mnie
kluczyki — odpowiedział Quinn — mówiąc, że ma coś ważnego do zrobienia i wyszedł.
Coś się stało?
— Dzięki —
odpowiedział Tobias, ignorując pytanie przyjaciela.
Teraz tylko musiał odnaleźć swojego chłopaka. Co, jak przypuszczał, może nie być łatwe. Odszedł na bok. Wyjął telefon z kieszeni i zadzwonił do niego. Niestety po długim oczekiwaniu chłopak nie odebrał. Po drugim razie nagrał mu się na pocztę głosową:
— Przepraszam. Jak
zawsze palnąłem gówno. Proszę, odezwij się do mnie, martwię się.
Potem zadzwonił do
drugiej osoby, która doskonale zrozumie jego niepokój.
— Co tam, Tobiasie? —
zapytał Gabriel, który natychmiast odebrał. — Jak tam spotkanie? Wszystko
wyjaśnione?
— Proszę, pomóż mi
odnaleźć Chrisa — powiedział, będąc już w drodze do swojego samochodu.
*
— Porozmawiasz
z Martinem? — zapytał Oliver, kiedy na chwilę zaspokoił swoje pragnienie
całowania Gerarda.
Nadal stali objęci, jakby po tych tygodniach kiedy czuli się bez siebie bardzo samotni, musieli na nowo naładować się obecnością tej drugiej osoby.
— Próbowałem, ale
udawał, że mnie nie słyszy. Spartaczyłem, co nie?
— Tak, ale ja ci
wybaczyłem. Miałeś powody, aczkolwiek powinieneś nam wszystko powiedzieć.
— Tak bardzo byłem
przerażony — powiedział Gerard. Przysiadł na brzegu szafki, Oliver oparł
się o niego. — Nie wiedziałem co robić. Byłem pewny tylko tego, że chcę
cię chronić. To ciągle miałem w głowie. Nawet, kiedy obudziłem się w szpitalu,
to było moim celem.
— Ja to rozumiem, ale dla Martina jesteś niczym brat. Trudno więc mu zrozumieć, że nie ufałeś przyjacielowi na tyle, aby go wtajemniczyć. Spróbuj jeszcze z nim porozmawiać — poprosił Oliver i cmoknął szybko usta Gerarda. — A potem będziesz już tylko mój. Zostaniesz, prawda? Ciocia wróci niedługo z kina, gdzie wybrała się z koleżanką, wszystko jej opowiemy, potem zostań ze mną.
Frost mocniej
przyciągnął do swojego ciała Olivera. Pocałował go w skroń, zatrzymując na
niej dłużej usta i szepnął:
— Z tobą na zawsze.
Chwilę później, z niechęcią, puścił swojego chłopaka i skierował się do salonu. Elliott siedział z posępną miną wciąż na kanapie. Korciło go, aby zapytać co męczy chłopaka chociaż wiedział, że powinien zostawić go w spokoju, ale ciekawość wygrała. Tym bardziej, że dostrzegł wcześniej, że Martin wchodzi do łazienki. Także miał chwilę, czekając na przyjaciela. W każdym razie miał nadzieję, że wciąż nimi są.
— Co tam? — zagadnął
do Rossa, który zaskoczony spojrzał na niego.
Niby byli w jednej paczce, ale niewiele mieli ze sobą interakcji. Zazwyczaj po prostu byli z innymi w jednym pomieszczeniu, nie rozmawiając ze sobą. Dlatego Elliott w pierwszej chwili miał ochotę rozejrzeć się, czy Frost na pewno jemu zadał pytanie. Powstrzymał się jednak przed tym gestem, nie chcąc głupio wyglądać.
— Co masz na myśli?
— Masz minę,
jakby ktoś rzucił ci pod nogi kłopoty całego świata — odparł Frost i usiadł
na kanapie skierowany przodem ciała w stronę Elliotta.
— Naprawdę chcesz się
ze mną integrować i pytasz co mi leży na sercu?
Gerard zaśmiał się
pod nosem, potem wzruszył ramionami.
— W końcu mamy
wspólnych przyjaciół, prawda? A do tego mój najlepszy przyjaciel nie widzi
świata poza twoim najbliższym przyjacielem.
— Dobra, dobra, bo
jak jeszcze raz w jednym zdaniu usłyszę słowo „przyjaciel”, to zacznę
krzyczeć. Dana nie wyciągnęła ze mnie o co chodzi, sądzisz, że tobie
się uda?
— Przecież nic nie
może być gorsze od moich gównianych starych. A wyglądasz jakby tak było.
— Bo mój facet zgodził się zjeść w niedzielę obiad z moimi rodzicami. A moja mama chyba go nie lubi. Tyle razy swatała mnie z różnymi chłopakami, nagle ma coś przeciw Ryanowi. Do tego wymyśla głupie powody. Choćby to jak on się ubiera — potok słów płynął z ust Rossa jakby puściła jakaś tama — czy to, że jest starszy. Fakt, zazwyczaj umawiała mnie z kimś kto ma tyle lat co ja lub jest młodszy, ale pięć lat, w tym wieku, to już nie jest przepaść. Nie mam szesnastu lat, dziewiętnaście. Za kilka miesięcy zaczynam studia.
— A może ona boi się,
że cię straci. Z tym Ryanem wygląda mi to na coś bardzo poważnego.
— Bo tak jest. Gdyby mi się dzisiaj oświadczył, jutro wziąłbym z nim ślub. To cholernie poważne. Czuję to. Tak było od pierwszej chwili. Jakbyśmy już w innym życiu byli razem teraz znów odnaleźli siebie — przerwał na chwilę, kiedy wreszcie dotarło do niego to co powiedział Gerard. — Mówisz, że boi się, że mnie straci, bo wie, że to bardzo poważne. Ja i on? Ale nigdy tak się nie stanie. Z kimkolwiek będę, wciąż będzie moją mamą.
— Chyba musisz
porozmawiać ze swoją mamą. Zazdroszczę ci jej, więc ciesz się, że taka jest
i martwi się o ciebie. Nie czekaj z rozmową. Ja muszę także
z kimś pogadać.
Wstał, zerkając co chwilę na Martina, który wyglądał jakby zbierał się do wyjścia.
— Dzięki, Frost. Nie
jesteś taki zły.
Gerard skinął głową. Ta rozmowa była prosta, ale czekała go teraz ciężka przeprawa. Kątem oka spostrzegł, że do salonu wszedł Oliver. Chłopak uniósł kciuk do góry. Wsparcie Oliego wiele dla niego znaczyło. Nawet nie chciał wiedzieć co czułby, gdyby jego chłopak mu nie wybaczył. Na szczęście tak się stało. Ciężarem na sercu był jednak Martin.
— Możemy pogadać?
— Już mówiłem, że nie
mamy o czym. Zresztą wychodzę. Quinn, zbieraj się — zwrócił się do swojego
chłopaka, który wąchał kwiatki doniczkowe, te które kwitły, było ich
w salonie całe mnóstwo.
— Martinie,
próbowałem sobie wyobrazić jak czułbym się będąc na twoim miejscu…
— Chujowe
uczucie, prawda? — przerwał Gerardowi. — Nie może być inne, kiedy dowiadujesz
się, że ten którego nazywasz bratnią duszą, nie ufa tobie. Pomógł bym ci. Razem
znaleźlibyśmy rozwiązanie. Ale tego nie zrobiłeś.
— Gdybyś był na moim
miejscu…
— Zwróciłbym się po
radę do tego, któremu ufam — odpowiedział Martin, kiedy Greenwood do
niech podszedł, chwycił swojego chłopaka za rękę i pociągnął w stronę
wyjścia.
Gerard stał i patrzył na odchodzącego Martina i czuł, że ktoś w jego sercu przekręca nóż. Sam był jednak winien całej sytuacji. Nie zaufał. Taka była prawda. Poczuł ręce swojego chłopaka, które obejmowały go od tyłu. Pocałunek ciepłych ust na karku, sprawił, że do jego płuc napłynęła świeża fala powietrza. Tak jakby siły, które zaczął tracić patrząc na odchodzącego przyjaciela, na nowo powróciły.
— Daj mu czas.
— Chyba nie mam
wyjścia, Oli.
— Dzwoniła ciocia, zaraz będzie. Restauracja, do której miała iść z koleżanką po kinie, jest zamknięta więc wróci wcześniej.
— To dobrze.
Porozmawiam z nią. Mam nadzieję, że też mi wybaczy, to na co cię
naraziłem.
Oliver westchnął
i obszedł swojego chłopaka, stając tuż przed nim.
— Cierpiałem,
ale wiem, że mnie chroniłeś, to dla niej będzie liczyć się najbardziej.
Prosiła, abyśmy przygotowali coś do jedzenia i pogadamy. A raczej
powiedziała, abyś ty to zrobił, bo nie chce, żebym wysadził kuchnię w powietrze.
— Kiedyś nauczę cię
gotować.
— W tym względzie
jestem tępym uczniem. Ale potrafię zrobić dobrą kawę.
— Mój
utalentowany chłopak — powiedział Gerard i położywszy dłoń z tyłu
głowy Oliego, przytrzymał ją i pocałował go w czoło. — Co powiesz na
tosty, ale zrobione na patelni z jajkami, ziołami i kilkoma
dodatkami?
— Jestem za —
odpowiedział Oliver. Obejrzał się na jeszcze dwie osoby, które pozostały
i zapytał: — Dołączycie do jedzenia?
— Też się zbieramy —
rzekła Dana. — Miłego wieczoru i nocki — dodała, puszczając im oczko. —
Elliocie, idziemy. Dziwny ten wieczór, prawda? — zapytała Rossa.
Oli nie słyszał już
odpowiedzi chłopaka, ale sam w duchu przyznał jej rację. Aczkolwiek może
wieczór był dziwny, jak i część tego dnia, ale powróciło do niego
szczęście. Z tą myślą przytulił się do Gerarda, którego ramiona były dla niego
domem.
— Co tam, Oli?
— Nic. Po prostu cię
kocham.
— Ja ciebie także
kocham. Mocno. Bardzo mocno.
— Zostańmy tak chwilę, co? — poprosił Grant.
— Mhm. Nie mam nic
przeciw — odparł Frost, tuląc do siebie miłość życia.
*
Tymczasem kiedy jedni byli szczęśliwi, inni mieli wrażenie, że serce płacze w rozdzierającym smutku. Chris nigdy nie sądził, że kiedykolwiek usłyszy od Tobiasa, że nie ma nic do gadania w jego sprawach. Sądził, że są razem. Coś ich łączy. Może to nie trwa lata, ale przecież ani to, ani to w jakim są wieku nie miało znaczenia. Wiedział, że Grant potrafi być nadpobudliwy i łatwo wpadał w złość, ale i tak bolało.
Siedział w parku na ławce, wpatrując się w niewielkie jezioro. Księżyc odbijał się w wodzie i nie musiał patrzeć w górę, aby go widzieć. Otulił się szczelniej bluzą. Noc była chłodniejsza niż przepowiadały serwisy pogodowe. Powinien wracać do domu, ale nie potrafił się ruszyć. Nogi i tyłek jakby przyrosły mu do ławki. Nie miał pojęcia ile czasu upłynęło, ale na tyle dużo, aby nastała już noc. Spędzanie czasu samotnie w parku nie było dobrym pomysłem, ale nie przejmował się tym. Nic nie będzie gorsze od tego co czuł.
Mimo to, kiedy
usłyszał za sobą trzask gałązki, wzdrygnął się. Obejrzał się za siebie. Światła
dwóch latarek z telefonu podpowiedziały mu, że zbliżają się do niego dwie osoby.
Serce mu mocniej zabiło. Jeżeli ktoś go napadnie, to odda. Umiał się bić. Zaraz
jednak odetchnął, kiedy dwie znajome sylwetki zbliżyły się, światło
księżyca je oświetliło.
Dwóch mężczyzn
podeszło do niego i usiadło po obu jego stronach. Dwie pary rąk objęły go.
Dwie pary ust ucałowały, potem usłyszał:
— Przepraszam.
Tyle wystarczyło, by to, co ściskało serce Christophera rozproszyło się niczym pył na wietrze. Wziął głęboki, drżący oddech. Poczuł się dobrze. Na tę chwilę niczego więcej nie potrzebował.
2023/02/12
W rytmie miłości - Rozdział 71
Wpadam z kolejnym rozdziałem. Przypominam, że całą serię można zakupić na https://bucketbook.pl/
Dziękuję za komentarze. :)
Martin Reynolds czuł się zdradzony
przez najlepszego przyjaciela. Nie wierzył, że Gerard tak bardzo mu nie ufał.
Przecież zawsze mówili sobie wszystko. Nigdy nie zdradził zaufania Frosta. Tym
razem także, gdyby chłopak mu powiedział prawdę, to pomógł by mu. Na pewno
w tym, aby znaleźć jakieś rozwiązanie. Znacznie lepsze niż to jakie wybrał
przyjaciel.
— Niech cię szlag, Frost —
szepnął do siebie.
Stał na ganku domu Grantów
z rękoma w kieszeni. Patrzył na cień przechodzący przez ulicę i okoliczne
domy mieszkalne, kiedy chmura powoli przysłaniała słońce. Wziął głęboki oddech,
ale nie potrafił się uspokoić. Kłucie w piersi nasilało się za każdym
razem jak tylko pomyślał o przyjacielu. Zdrada, zawód i złość stały
się w ostatnich godzinach jego towarzyszem. Nie rozumiał dlaczego chłopak
nic mu nie powiedział. Jakby nie był jego bratem, bo za takiego uważał Gerarda.
Przetarł twarz dłonią
i wrócił do salonu, w którym znajdowała się paczka przyjaciół. Byli
wszyscy poza Kornem, którego ta sprawa nie dotyczyła. Nie wypatrzył tylko
Gerarda i Olivera. Para jakiś czas temu poszła na górę i nie wróciła.
— Nie wierzę, że mój
brat tak mu łatwo wybaczył — marudził nieustannie Tobias, nakręcając się coraz
bardziej. — Na jego miejscu bym mu najpierw przypier… — umilkł, kiedy gorąca
i tak bardzo znajoma ręka znalazła się na jego ramieniu.
— Na jego miejscu — odezwał
się Christopher — cieszyłbyś się, że ten którego kochasz pamięta ciebie.
— To chcę, kurwa,
poznać w końcu powody dla których Frost okłamał nas wszystkich sprawiając,
że Oli cierpiał. Kit ze mną, gdyby ten idiota nie był chłopakiem mojego brata,
to bym olał sprawę. Gówno by mnie obchodziło czy udawał amnezję, czy nie. Nawet
Martin się wkurwił. Mogliby już zejść na dół.
— Daj im chwilę dla siebie
— powiedział Chris, potem chwycił palcami brodę Tobiasa i pocałował
go czule. — Oni tego potrzebują, ty tego, aby przez ten czas uspokoić
się.
— Musi mieć kurewsko dobre wyjaśnienia, co do powodu jaki nim kierował, abym się uspokoił. Cholernie dobre.
Martin słysząc co mówi
Tobias, przyznał mu rację. Także czekał na wyjaśnienia. Nie miał pojęcia co
kierowało Gerardem. Próbował wysnuć jakieś wnioski i można się było wielu
rzeczy domyślić, które miały związek z państwem Frost, ale zdrada jakiej
doświadczył od przyjaciela, przysłaniała wszystko.
Podszedł do Quinna, który
przyjechał jako ostatni i rozmawiał z Daną. Objął swojego chłopaka od
tyłu, oparł brodę na jego ramieniu i przymknął oczy. Tylko tyle
potrzebował na tę chwilę.
— W porządku? — zapytał
Greenwood. Położył dłonie na obejmujących go rękach.
— Kiedy jestem przy
tobie, to jest lepiej. Zdecydowanie lepiej — dodał, przytulając się bardziej.
*
Tymczasem w pokoju Olivera na łóżku, leżała przytulająca się do siebie para. Oli nadal nie potrafił wypuścić Gerarda ze swoich objęć, zresztą z wzajemnością. Jak tylko Frost pomyślał o tygodniach rozstania, miał ochotę już na zawsze zostać tylko z nim, tulić go i całować.
— Powinniśmy zejść na dół —
szepnął Oliver opierając głowę na piersi swojego chłopaka, słuchając bicia jego
serca.
— Za chwilę. Poczekają. Nie
ja kazałem im tu przyjechać.
— Chcą poznać prawdę.
Trzeba im powiedzieć.
On już tę prawdę znał.
Gerard wszystko mu opowiedział. Każde słowo bolało go, ale też zrozumiał
dlaczego chłopak tak postąpił. Może dzięki temu mu łatwo wybaczył. Chęć
chronienia ukochanej osoby bywa w wielu przypadkach tak silna, że człowiek
jest zdolny do wielu rzeczy. Niekoniecznie wybiera dobre wyjście, szczególnie
kierowany emocjami, ale łatwiej można mu przebaczyć.
— Powiem im. Dla mnie na tę
chwilę, najważniejsze jest to, że jesteś przy mnie, mogę cię dotknąć.
Odwrócił się na bok i bardziej
objął Olivera. Wcisnął nos w jego szyję wąchając tak znajomy mu zapach.
Tęsknił tak bardzo. Czasami miał wrażenie, że dusi się. Nigdy nie przypuszczał,
że pokocha kogoś tak nadzwyczajnie mocno. Tak, że bez tej osoby czułby się jak
ktoś kto zaraz zniknie. Każdy dzień bez Oliego był dla niego walką o przetrwanie.
Pamiętał dzień, kiedy najbardziej się załamał.
Zamknął
drzwi do swojego pokoju i usiadł na podłodze. Ledwie dzisiaj wytrzymał
pierwsze spotkanie z Oliverem. Chłopak wrócił po coś do klasy, on
nie był na to gotowy. Mało brakowało, chwyciłby go w ramiona i wszystko
wyznał. Potem musiał udawać. Wytrwać w tym co postanowił. Dopiero kiedy
wrócił do domu, mógł pozwolić sobie na odpuszczenie. Także siedział i płakał.
Po raz kolejny w ostatnim czasie, ale sam to sobie zafundował. Wszystko po
to, aby chronić Olivera. Najważniejszą z dwóch osób w jego życiu. Tą
drugą był jego brat, który wszedł do pokoju jakby myśl o nim przywołała
go.
Chłopiec
usiadł przy nim, gdy Gerard popatrzył na niego, to Willy zapytał migając:
—
Dlaczego płaczesz? Mogę ci pomóc?
—
W tej chwili nikt nie może mi pomóc — odpowiedział, Willy czytał z jego
ust.
Potem
stało się coś pięknego, coś czego nigdy nie zapomni. Willy wyciągnął ręce
i objął go, on oparł głowę o jego małą, chudą pierś i płakał.
Chłopiec głaskał go po głowie i ten gest wystarczył za wszystkie słowa
świata. W tamtej chwili dostał więcej sił, do znalezienia rozwiązania, które
nijak nie chciało do niego przyjść.
Gerard ponownie znalazł się
w rzeczywistości. Nie mógł i już nie chciał przed nią uciekać.
Przyszła pora, aby jego przyjaciele poznali prawdę. Szczególnie Martin.
Próbował zagadać do chłopaka, kiedy wyszli z Olim po ich małej, czułej
chwili w klasie, ale ten po prostu odszedł. Zabolało. Nie miał jednak do
przyjaciela pretensji, bo to nie Martin był winien.
— Chodź na dół, powiem im
wszystko.
— Będę przy tobie.
Zrozumieją — odpowiedział Oliver.
Zanim wstali pocałował
jeszcze Gerarda, potem zsunęli się z łóżka. Frost nie zauważył, że
z tylnej kieszeni spodni wypadł mu telefon. Ten zaczął dzwonić dużo
później po tym jak właściciel pokoju i jego chłopak wyszli z pomieszczenia.
*
Frost nie wiedział od czego
zacząć. Każdy schodek w dół przybliżał go do konieczności wyjaśnienia
wszystkiego. Oliverowi opowiedzieć o tym było trudno, ale nie
przypuszczał, że jeszcze gorzej będzie, kiedy wiele par oczu będzie patrzeć na
niego z miejsca go osądzając. Fakt, dostrzegł to tylko w oczach
Martina i Tobiasa, ale tyle wystarczyło.
Chłodna dłoń Olivera wsunęła się w jego dłoń. Oli był przy nim. Rozumiał i wybaczył. To było najważniejsze.
— W końcu jesteście —
odezwał się Tobias — już miałem iść po was. Czekamy na wyjaśnienia o tym
co, jak i dlaczego.
— Jak przestaniesz mówić,
to może w końcu Gerard będzie miał szansę coś powiedzieć — wtrącił Elliott
siedzący na fotelu i jeszcze chwilę temu piszący z Ryanem.
— To niech mówi — prychnął
Tobias Grant siadając na podłokietniku fotela, tuż obok siedzącego w fotelu
Chrisa.
Chłopak położył mu dłoń na
udzie i tyle wystarczyło, aby go uziemić. Nic więcej nie powiedział. Tak
samo jak Martin, który stał w najdalszym kącie pokoju i nawet nie
patrzył na przyjaciela.
— Zanim Gerard cokolwiek
powie — zaczął Oliver — to pamiętajcie o jednym. Ja wciąż go kocham
i bardzo cieszę się, że znów mogę z nim być. W dodatku rozumiem dlaczego
tak postąpił. Tobiasie nie patrz tak. Ciesz się, że nie jesteś na miejscu
żadnego z nas — dodał, potem pociągnął swojego chłopaka na kanapę.
Nie zamierzał pozwolić, aby ten stał jak na przesłuchaniu.
Frost czując uścisk w piersi powrócił myślami do tamtego wieczoru. Wieczoru, który miał być piękny, okazał się okrutny.
Nie
miał pojęcia, o czym chcieli z nim rozmawiać rodzice i dlaczego
to jest tak ważne, że musiał natychmiast przyjechać. Jakby to coś nie mogło
poczekać do jutra. Chciał wieczór spędzić z Oliverem i ich paczką
oraz rodzinami solenizantów. Miał nadzieję, że rozmowa z rodzicami minie
szybko, on zdąży na przyjęcie urodzinowe.
Nie
wchodził do mieszkania jak do swojego domu. Wolał zapukać. Tata natychmiast
otworzył drzwi, jakby czekał na niego tuż przy nich. Po wyrazie twarzy ojca
Gerard wyczytał, że nie będzie to miłe spotkanie. Rzadko które jednak takie
było, więc się nie przejmował.
—
Jeżeli znów zaczniecie temat, że zrobicie wszystko, aby mi odebrać Willy’ego,
to od razu mówię, że nie macie na to szans. Po ukończeniu liceum będę mógł go
adoptować.
Mama
siedziała na kanapie. Przed nią stał drink z dużą ilością lodu, w dłoni trzymała kopertę. Wyciągnęła
rękę, aby mu ją podać.
—
Obejrzyj to sobie.
Zmarszczył brwi. Biorąc kopertę do ręki zaczął czuć niepokój. W ustach mu wyschło kiedy ją otwierał. Zanim zajrzał do środka, obawiając się jej zawartości, spojrzał na rodziców. Znał te osądzające miny. Ponownie skupił się na kopercie i wyjął znajdujące się w niej zdjęcia. Było ich kilka i na każdym z nich znajdował się on i Oliver. Serce mu szybciej zaczęło bić. Czyli dowiedzieli się. W jaki sposób nie miał pojęcia, ale wiedzieli.
—
Ta dziewczyna — zaczęła mama — wydawała mi się jakaś dziwna. Już od razu mi nie
spasowało, że nie mówi. Ty naprawdę nie znasz normalnych ludzi tylko
upośledzonych?
Na
jej słowa Gerard miał ochotę wrzasnąć i pouczyć ją, że tak się nie mówi.
Jednak nie dała mu na to szansy, bo kontynuowała swoją przemowę.
—
Ale mniejsza o to — machnęła ręką niedbale — to i tak nic w porównaniu
z odkryciem, że to babochłop. Chłopak w sukience jest chorym wytworem
i w dodatku mój syn spotyka cię z czymś takim. Naprawdę sądziłam, że
to całe bycie gejem to tylko był żart. Jak dobrze, że córka moich przyjaciół,
którzy tu byli tego dnia, kiedy przyprowadziłeś to coś do nas, chodzi do tej
samej szkoły co ty. Przypadkiem się z nią spotkaliśmy i wszystko nam
pokazała. Ten cudak…
—
Nie mów tak o nim — warknął Gerard. Jego mogli nazywać jak chcieli, ale
nie mieli prawa wyzywać Olivera. — On ma na imię Oliver. Kocham go i zamierzam
z nim spędzić życie.
—
Dwóch chłopaków nie może być razem! — krzyknął ojciec.
—
Mylisz się. Może być razem. Rozumiem, że czasami dwóm facetom jest ciężko
utrzymać związek, ale jestem zdania, że jak coś rozpoczynasz, to walczysz
o to i starasz się z całych sił budować z drugą osobą coś
pięknego.
—
Chorego, nie pięknego — wtrąciła mama. — Mój syn nie będzie pedałem.
—
Jestem nim i będę — oznajmił Gerard, coraz bardziej denerwując się. — Po
za tym pedały są przy rowerze. Naucz się to rozróżniać. Nic tu po mnie —
powiedział zaczynając iść w stronę drzwi wyjściowych.
—
Jeżeli z nim nie zerwiesz i nie będziesz normalny, to zrobię
wszystko, aby zniszczyć mu przyszłość — rzekła dosadnie Margaret Frost. — Nie
będzie miał szansy na studia, wyleci z obecnej szkoły. Poza tym pewnie
tęskni za tatusiem. Może byśmy go uszczęśliwili i pewnego dnia powita ojca
w progu domu. Co ty na to?
Gerard
zatrzymał się. Lodowate zimno zaczęło kłuć go po kręgosłupie, potem
rozprzestrzeniło się na całe ciało. Nie pytał skąd wiedzieli o Normanie
Grancie. Mieli na to swoje sposoby. Na pewno prześwietlili wszystko co jest
związane z Oliverem.
—
O czym ty mówisz? — zapytał.
—
O tym, że jeżeli nie zerwiesz z tym babochłopem, to będzie on skończony.
Nie będzie miał żadnej przyszłości. Sprawię — mówiła Margaret — że stanie się
pośmiewiskiem. O ile przeżyje po spotkaniu z kochanym tatusiem. Zniszczę
każde jego marzenie. Jeżeli nie zejdzie z drogi mojego syna, znajdzie
spokój dopiero na tamtym świecie. Mój syn nie jest i nie będzie pedałem.
Przez niego się taki stałeś. Sprawię, że znów będziesz normalny.
Gerard
zacisnął pięści i krzyknął:
—
Jestem normalny! Nie macie prawa grozić ani jemu ani mnie. Nie macie prawa nas
rozdzielać! Nic nie jesteście w stanie zrobić!
Potem patrzył jak rodzicielka bierze swój telefon do ręki, szuka czegoś w nim. Gdy to znalazła, uśmiechnęła się tak, że zmroziło to krew w żyłach Gerarda. Potem pokazała mu fotografię. Tylko raz, na jakimś starym zdjęciu, Frost widział Normana Granta. Nie miał jednak wątpliwości, że osoba, która stoi obok jego taty, to ten sam mężczyzna. Starszy, ale wciąż ten sam. Norman zarzucił rękę na ramiona Liama Frosta i obaj wyglądali jak najlepsi kumple.
—
Co to… Co to znaczy?
—
Jak sądzisz? Byliśmy w stanie zrobić takie zdjęcie. Jesteśmy w stanie
zrobić wszystko — rzekła kobieta. — Mamy znajomości — przypomniała. — Jeżeli,
nie ważne w jaki sposób, nie odsuniesz ze swojego życia tego chłopaka, to
moje groźby się wypełnią. Ten cały Oliver będzie taki szczęśliwy w ramionach
ojca. Dawno go nie widział, prawda? A co mu powiesz na to, kiedy jego
przyszłość zostanie…
Gerard już nie słuchał. Wzburzony, z kotłującymi się w głowie emocjami, wybiegł z mieszkania. Wciąż słyszał głos mamy opowiadającej mu, że zniszczy Olivera. Była w stanie to zrobić. Fotografia stała się dowodem na to. Kiedy biegł niekończącym się korytarzem panika wezbrała w nim. W chwili kiedy wsiadał do samochodu pogrążając się w coraz większej furii i opanowującym go strachu, czuł, że cały się trzęsie. Miał ochotę uciec od tego wszystkiego co go w danej chwili otaczało.
Obawa.
Przerażenie.
Ból.
Strach.
Wściekłość.
Jak
miał odsunąć ze swojego życia Olivera, którego kochał tak mocno? Jak miał go
ochronić przed rodzicami i ich groźbami?
—
Nie są moimi rodzicami. Od tej pory nie są i nigdy nie będą! — wrzasnął
naciskając coraz bardziej pedał gazu. — Nienawidzę ich. Nienawidzę z całego
serca!
Przyśpieszył.
— Potem pamiętam, że
straciłem panowanie nad kierownicą. A dalej to już obudziłem się w szpitalu
— kończył swoją opowieść Gerard. — I podjąłem decyzję. Wtedy sądziłem, że to
najlepszy sposób. Teraz wiem, że źle zrobiłem — dodał patrząc prosto w oczy
Olivera, którego czuły dotyk dłoni poczuł na swoim policzku. — Ale chcę cię
tylko chronić.
— Nie boję się gróźb twoich
rodziców. Nie, kiedy jesteś ze mną — odpowiedział Oliver.
Tymczasem w Tobiasie
gotowało się. Znów wmieszany był w to Norman Grant. Chyba potrzeba będzie
kolejnego spotkania, aby dowiedzieć się czegoś. Nie zamierzał o tym mówić
bratu, ani nikomu innemu. Nadal poza Chrisem i Gabrielem nikt nie
wiedział, że kilka tygodni temu widział się z tym człowiekiem. Nie sądził,
że jeszcze raz pójdzie do niego w odwiedziny.
Niemiło cię będzie znów
zobaczyć — pomyślał.
2023/02/05
W rytmie miłości - Rozdział 70
Dziękuję za komentarze. :)
— Co się tu, kurwa, dzieje?
Ktoś zapytał, ale Olivera
nie obchodziło kto to był. Nikt i nic nie miało znaczenia, po za tym, że
widział klęczącego przy nim Gerarda. Chłopak patrzył na niego z troską.
Palcami przeczesywał mu włosy, odgarniając je z twarzy. Oli sądził, że to
sen. Niemożliwe, żeby Gerard był tutaj. Przecież go nie pamiętał. Znów
traktował go jako coś obrzydliwego na świecie. Dlaczego, w takim razie,
chłopak wyglądał i zachowywał się jakby Oli znów znaczył dla niego
wszystko?
— Nie martw się, jestem
przy tobie — powiedział czule Gerard.
Łzy paliły go w oczach,
ale nie pozwolił im wypłynąć. Patrzył tylko na Olivera, który w końcu
zaczął normalnie oddychać. Wokół nich znajdowali się ludzie, ale on widział
tylko Olivera.
— Ale ty… ty mnie nie
pamiętasz — szepnął Oliver.
— Pamiętam. Pamiętam
wszystko. Niczego nie zapomniałem nawet na chwilę — oznajmił Frost.
— Co ty pierdolisz? —
zapytał ze złością Tobias.
Gerard podejrzewał, że
leżałby już na murawie, gdyby ktoś nie powstrzymywał Tobiasa. Nie śmiał
spojrzeć na Martina, na którego kolanach Oli wciąż trzymał głowę.
— Ale jak… Przecież…
— Ciii… Nic nie mów, Oli.
Wszystko ci wyjaśnię.
— Proszę się odsunąć —
powiedział ktoś.
Gerard ze złością spojrzał
na tę osobę, którą okazał się pielęgniarz z karetki. Przesunął się trochę,
zanim wstał. Wcześniej zapewnił Olivera, że będzie tuż obok. Odszedł kawałek,
ale niedaleko. Tak by być ciągle w zasięgu wzroku swojego chłopaka. O ile,
to nadal jest jego chłopak. Oliver może go odepchnąć czując się oszukanym
i zranionym. Miał jednak powody, aby tak zrobić. Dzisiaj zrozumiał, że źle
zrobił, ale tamtego dnia, gdy obudził się w szpitalu, był pewny, że
dokonuje słusznego wyboru. Miał jeden cel.
Chronić Olivera.
W chwili kiedy Olivera zabrali do karetki, aby go zbadać, Martin podszedł do swojego przyjaciela i zrobił coś czego nigdy się po sobie nie spodziewał. Zawinął dłoń w pięść i przywalił tak mocno Gerardowi, jak tylko był w stanie to zrobić.
— Jesteś pierdolonym
dupkiem! — wrzasnął.
Frost, który ledwie
utrzymał się na nogach, przyłożył dłoń do bolącej szczęki.
— Należało mi się.
— Należy ci się o wiele
więcej! Co ty odpierdalasz, pieprzony kłamco?!
— Mam powody — odpowiedział
spokojnie Gerard.
Doskonale rozumiał
wzburzenie przyjaciela. Od każdego z nich należał mu się jeden cios lub
nawet więcej. Szczególnie od tego, którego nieustannie kocha. Spojrzał w stronę
karetki, gdzie znajdował się Oliver. Drzwi samochodu były otwarte, Grant
siedział na krzesełku. Ktoś mierzył mu ciśnienie, ktoś inny pytał się go
o coś. Chłopak tylko kiwał głową, cały czas patrząc na niego.
— Jakie to masz powody, aby
tak, cholera jasna, krzywdzić mojego brata?! — zapytał Tobias. Jego głos był
podniesiony, tak że prawie krzyczał. Chris wciąż go trzymał i dobrze, że
to robił, bo gdyby tylko mógł podszedłby do Frosta i stłukł bardziej niż
Reynolds. — Zaufałem ci! Miałeś opiekować się nim, nie krzywdzić! Miałeś
go chronić!
— Właśnie to robiłem!
— odkrzyknął Gerard. — Od samego początku go chroniłem! Nie jestem idealny, ale
kocham go i choćby ochrona jego miała oznaczać, że nie będę z nim,
to… — urwał, kiedy znajome ręce objęły go wokół pasa, ciało przytuliło
się do niego od tyłu. — Oli…
— Nigdy mnie nie zostawiaj.
Przymknął na chwilę powieki
czerpiąc siły z tej bliskości. Odwrócił się, Oliver wpadł w jego
ramiona. Uścisnął go bardzo mocno. Po tylu tygodniach było to dla niego niczym złapanie
oddechu dla Oliego. Przez cały ten czas bez niego dusił się. W każdej minucie
życia umierał nie wiedząc co robić. Po każdym spotkaniu z Oliverem, kiedy
musiał go odpychać od siebie, udając, że go nie pamięta i krzywdzić,
modlił się, aby ktoś go zabił i zakończył cierpienie. Pamięta jeden
z dni, kiedy roztrzęsiony nie mógł się pozbierać po tym jak wyzywał wtedy
chłopaka od najgorszych, nawet popchnął go. Pomimo, że lekko, by go nie
skrzywdzić i tak go to niszczyło od środka. Powrócił myślami do tamtego
dnia. Dnia, którego już nigdy nie chciał powtórzyć. Gdyby tak się stało, mógłby
śmiało powiedzieć, że tak dla niego wygląda piekło. Wieczne cierpienie, które
powtarzało się w kółko i było nie do zniesienia.
—
Jesteś nic nieznaczącą szmatą — powiedział do Olivera na szkolnym korytarzu.
Raniąc go ranił siebie, ale wciąż przekonany, że musi go chronić, nie myślał
wiele. Stał się Gerardem Frostem sprzed przemiany. — Ciotą, która nie ma prawa
istnieć.
—
To są twoje standardy, Gerardzie — powiedział Oliver. — Martin, Chris mogą być
gejami, bo są męscy, duzi, ale ja… Nie jestem ciotą. Jestem facetem, który lubi
innych facetów. Zwyczajnym chłopakiem.
Gerard
roześmiał się zimno, pomimo że tak bardzo chciał chwycić w ramiona
Olivera, całować go i przepraszać za swoje słowa. Wszyscy patrzyli na
niego jak na największego drania, którym w tej chwili był. On jednak
cierpiał katusze. Raniąc Olivera ranił siebie podwójnie. Tak być musi,
powtarzał sobie w kółko. Tak mu pomogę.
—
Zwyczajnym? Nie wydaje mi się, pedale.
—
Gdybyś tylko pamiętał ostatnie miesiące, wiedziałbyś…
Popchnął
Olivera. Nie zrobił tego zbyt mocno, ale na tyle, aby okazać jaki jest zły.
Potem uciekł. Gdyby tego nie zrobił, wyznałby wszystko. Lepiej, aby Oliver go
nienawidził, jeśli dzięki temu był bezpieczny.
Biegł.
Miał tylko jeden cel. Znaleźć się tam, gdzie nikt go nie zobaczy. Tam gdzie
zostanie odgrodzony od wszystkiego. Gdzie jeszcze może marzyć i śnić
o lepszych dniach.
Tym
miejscem było mieszkanie babci i dziadka. Jedyny dom jaki znał od
niepamiętnych czasów. O tej porze nie było w nim nikogo, więc mógł się tu
ukryć. Ręce mu się trzęsły kiedy wsuwał klucz do zamka, potem otwierał
drzwi. Wszedł do środka, od razu przekręcając zamek. Znajomy zgrzyt uspokoił go
nieco, ale nie odpędził od niego maltretujących go odczuć.
Wkradł
się do swojego pokoju niczym złodziej i osunął się po drzwiach na podłogę.
Spojrzał na swoją dłoń. Na tę samą, którą popchnął Olivera. Potem rozpłakał
się. Ukrył twarz w dłoniach i płakał. Nie miał pojęcia jak długo.
Płakał nad sobą, nad Olim, nad wszystkim.
„Gdybyś
tylko pamiętał ostatnie miesiące.”
Rozrywający
ból rozprzestrzenił się w sercu Gerarda. Problemem nie było to, że
zapomniał. Problemem było to, że pamiętał. Pamiętał wszystko. Każdy szczegół,
dotyk, słowo, uśmiech. Każdą chwilę, tę miłą i wprost przeciwnie. Nawet
uderzenia serca. Wszystko.
Rozpaczliwie przycisnął
usta do czoła Olivera. Rękoma obejmował jego ciało i nie zamierzał go
nigdy wypuścić. Kątem oka widział jak Tobias rozmawia z lekarzem lub
z pielęgniarzem. Nie miał pojęcia kim była ta osoba. Też chciał podejść,
dowiedzieć się czegoś, ale wolał stać i tulić Oliego. I tak by mu niczego
nie powiedzieli.
— Jak się czujesz?
— Teraz, kiedy jesteś
przy mnie, to dobrze się czuję — odpowiedział Oliver. Położył dłoń na lewym
policzku Frosta. — Boli?
— W porządku. Należało
mi się. Wybacz, wybrałem złe wyjście. Teraz to wiem. Kocham cię, Oli. Kocham
najbardziej na świecie. Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Wtedy myślałem, że to
naprawdę dobre wyjście. Niczego nie zapomniałem. Pamiętam każdą chwilę. Każdą
sekundę z tobą. Jesteś dla mnie wszystkim. Nie mógłbym zapomnieć.
Przepraszam — dodał łamiącym się głosem.
Oliver mocniej objął
Gerarda. Wcisnął twarz w jego szyję. Pociągnął głośno nosem i powiedział:
— Wiem, że miałeś powód.
Teraz jestem tego pewny. Wierzyłem, że straciłeś pamięć, bo wydarzyło się coś
bardzo złego i twój mózg tak ciebie ochronił. Teraz wiem, że to mnie
chroniłeś. I chcę — uniósł głowę by spojrzeć na Gerarda — wiedzieć, co się
stało tamtego wieczoru.
Frost jedną ręką wciąż
owijał wokół pleców Olivera, drugą uniósł, by palcami otrzeć łzy z jego
policzków. Tym razem nie powstrzymywał swoich łez, które spłynęły będąc dowodem
ulgi jaką czuł, ale i zarazem cierpienia, które obaj przeżyli przez
ostatnie tygodnie.
— Powiem ci wszystko. Na
razie jednak, proszę, pozwól mi siebie trzymać, abym uwierzył, że nie śnię.
I Oli pozwolił.
*
Tobiasa szlag trafiał.
Gdyby tu nie było jego brata i Chrisa, to Frost na zawsze zapamiętałby
jego pięść. Kiedy patrzył na tych dwóch przytulających się chłopaków, nie mógł
uwierzyć, że Oliver tak łatwo wybaczył temu skurwysynowi. W dodatku dzisiejszy
atak paniki Olivera, tak bardzo go przestraszył, że do tej pory trząsł się. Na
szczęście lekarz wyjaśnił mu, że jego bratu nic nie jest. Zalecił jedynie
odpoczynek i mniej stresu. Mniej stresu? Głupi jesteś doktorku — pomyślał
ze złością.
— Odpuść — poprosił
Christopher. — Frost na pewno wszystko wyjaśni.
— Niech tylko spróbuje tego
nie zrobić. Ale nie wierzę, że mój brat tak łatwo daje się temu skurwielowi.
Tak łatwo wybacza.
— Twój brat wiele razy
mówił, że w tym wszystkim jest drugie dno.
— Wierzył, że Frost
stracił pamięć. Nie było mowy o kłamstwach. Jaki miał w tym cel ten
kłamliwy dupek? Nie wierzę… Po prostu nie wierzę… Chyba śnię.
— W co nie wierzysz? —
zapytał Oliver, kiedy podeszli do Tobiasa i Chrisa.
— We wszystko. Szczególnie
w to, że tak mu wybaczasz. Nawet Reynolds ma chyba go dość — powiedział,
wskazując na Martina opartego o drzewo, jedno z nielicznych jakie
pozostało po budowie boiska sportowego. — Wygląda jakby miał cię rozszarpać,
Frost. Jesteś nam winien wyjaśnienia, szczególnie mojemu bratu. Czy wiesz
co się z nim działo przez ten czas?! Jak się czuł, kiedy go wyzywałeś?!
Gerard nie odpowiadał na
żadne z pytań. Wiedział, że jest winny, ale chciał tylko chronić Olivera.
Wybrał złą drogę. Teraz to wiedział. Wtedy inaczej to wszystko odbierał.
— Zanim zaczniesz mnie
oceniać, może poznasz prawdę i dopiero zdecydujesz co byś zrobił na moim
miejscu — zwrócił się do Tobiasa, patrząc mu prosto w oczy.
Rozumiał wzburzenie
chłopaka. Na jego miejscu także nie byłby spokojny. Także miałby ochotę rzucić
się na kogoś kto skrzywdził ważną osobą w jego życiu i sprać go
bardzo mocno. Tak, aby sińce utrzymywały się na ciele tego kogoś bardzo długo.
Możliwe, że tak by się stało, gdyby nie Christopher. W przeciwnym wypadku
pozwoliłby Grantowi się zbić. Nie broniłby się.
— To gadaj, dupku o co
chodzi.
— Tobiasie, przestań —
zwrócił się do brata Oliver. Jego głos był zmęczony, ale szczęśliwy.
Stał u boku Gerarda,
który go obejmował jedną ręką. Jedyne czego chciał na tę chwilę, to spędzić
czas ze swoim chłopakiem. Wyjaśnienia mogły przyjść później. Dawał wiarę w to,
że Gerard miał powody, by tak postąpić. Zresztą samo to, że wtedy wydarzył się
ten wypadek miało duże znaczenie. Wierzył, że wszystko wiąże się z rodzicami
chłopaka.
— Jak mam przestać? Na
twoim miejscu…
— Na szczęście nie
jesteś na moim miejscu. Zanim Gerard zacznie wszystko wyjaśniać, dajcie mi
chwilę z nim. A wy mieliście trening, więc może pójdziecie pod prysznic.
Martinie, ty też. Może to wam pozwoli ochłonąć — zarządził stanowczo Oliver.
Po tej przemowie chwycił
swojego chłopaka za rękę i nie zważając na nic, poprowadził go do szkoły.
Po korytarzach chodzili tylko nieliczni uczniowie. Ci co mieli zajęcia do
późna. Szczególnie pozostały młodsze klasy muzyczne i te osoby, które
potrzebowały dodatkowych zajęć z tańca. To mu przypomniało o Darrenie.
Wyjął telefon i szybko do niego napisał, informując, że nie może dzisiaj
się z nim spotkać. Potem sprawdził każde drzwi licząc na to, że któraś
z klas jest otwarta. Czasami były. Znalazł taką na drugim piętrze i weszli
do niej razem z Gerardem. Ledwie tylko zamknął drzwi sięgnął po usta
chłopaka całując go tak intensywnie jakby ten pocałunek miał uratować jego
życie.
Gerard natychmiast sapnął
oddając pocałunek. Wytęskniony tygodniami rozłąki całował Olivera doprowadzając
ich obu do oszołomienia. Doskonale pamiętał miękkie, dla niego idealne, usta
tego chłopaka. Jego język ślizgający się po jego języku i ciało, tak
dobrze pasujące do jego ciała. Miał wrażenie, że każda komórka w jego
ciele zapłonęła. Oliver był jedyną osobą, której nigdy nie chciał przestać
całować. Powiedział mu o tym odrywając na chwilę usta od jego.
— Nawzajem — odpowiedział
Oliver, potem spragniony bliskości połączył ich wargi ponownie.
Już nigdy nie chciał
przeżywać tego, co w minionym czasie. Umierał w środku każdego dnia,
kiedy nie mógł być z Gerardem. Teraz czuł jakby narodził się na nowo.
Jakby w końcu złe chwile uleciały daleko niczym piórko na wietrze.
Przycisnął się do jego ciała, ale nie było w tym nic seksualnego. Mimo, że
go pragnął najbardziej na świecie, teraz chciał jedynie czuć go blisko, by
uwierzyć, że to jest naprawdę chłopak, którego wierzył, że nigdy nie przestanie
kochać.
— Kocham, kocham, kocham
naprawdę mocno — wyznał Frost, kiedy Oliver pozwolił mu zaczerpnąć oddechu.
Objął dłońmi twarz
chłopaka, który patrzył na niego tak jak patrzy się na bezcenny skarb.
— Również kocham… Tak mi
ciebie brakowało — szepnął Oliver, jego głos przy ostatnim słowie złamał
się.
— Mnie ciebie także.
Uwierz, że cierpiałem każdego dnia. Kiedy cię krzywdziłem, cierpiałem. Ale wybacz
mi. Wszystko wyjaśnię, zmienię to, co złe w dobre. I już nigdy nie
pozwolę, by ktokolwiek nas rozdzielił.
Przytulił Olivera do siebie
i pozwolił mu płakać. Przyrzekł sobie, że zrobi wszystko, aby obronić
miłość swojego życia przed swoimi rodzicami i tym do czego są zdolni.
Lodowate dreszcze przebiegły mu po kręgosłupie na samą myśl o tym co mu
powiedzieli. Ścisnął mocniej chłopaka, jakby jego ramiona mogły dać Oliemu na
zawsze bezpieczne schronienie.