2022/12/31

Noworoczne życzenia

 


꧁༺ 𝓝𝓲𝓮𝓬𝓱 𝓝𝓸𝔀𝔂 𝓡𝓸𝓴 𝔃𝓪𝓫ł𝔂ś𝓷𝓲𝓮 𝓽ę𝓬𝔃𝔂 𝓴𝓸𝓵𝓸𝓻𝓪𝓶𝓲
𝓘 𝓻𝓸𝔃𝓼𝔂𝓹𝓲𝓮 𝓼𝓲ę 𝓷𝓪𝓭 𝓰ł𝓸𝔀𝓪𝓶𝓲 𝓼𝔃𝓬𝔃ęś𝓬𝓲𝓮 𝓲 𝓾ś𝓶𝓲𝓮𝓬𝓱ó𝔀 𝓶𝓸𝓬, 𝔃𝓭𝓻𝓸𝔀𝓲𝓪, 𝓼𝔃𝓬𝔃ęś𝓬𝓲𝓪, 𝓹𝓸𝓶𝔂ś𝓵𝓷𝓸ś𝓬𝓲 𝓷𝓪 𝓴𝓸𝓵𝓮𝓳𝓷𝓮 12 𝓶𝓲𝓮𝓼𝓲ę𝓬𝔂 𝓲 𝓭𝓾ż𝓸, 𝓭𝓾ż𝓸 𝓶𝓲ł𝓸ś𝓬𝓲 𝓷𝓪 2023 𝓻𝓸𝓴. ༻꧂


2022/12/24

Bożonarodzeniowe życzenia

 Wiary, która odmieni nasze serca,
Nadziei, że jutro będzie lepsze,
Miłości, która przetrwa najgorsze momenty w życiu.
I zdrowia, którego wszyscy potrzebujemy.
Wesołych świąt Bożego Narodzenia, szczęścia, pomyślności, dużo miłości, pięknych chwil  w te świąteczne dni. :* 

 


 

2022/12/18

W rytmie miłości - Rozdział 65

 Hejo. Przypominam, że do kupienia są dwa ostatnie tomy serii: "Uśmiech losu". Oba dostępne na Bucketbook wraz z całą serią, jak i innymi moimi tekstami. :) 

https://bucketbook.pl/pl/producer/Luana/25

 

 Zapraszam na kolejny rozdział chłopaków z Rytmu miłości. Jest to także ostatni rozdział w tym roku. Robię przerwę do nowego roku. Wracam 8 stycznia. Wy także poświęćcie ten czas rodzinie, przyjaciołom, czy komukolwiek z kim macie kontakt z kim jesteście, kogo lubicie. Wrócę jeszcze przed świętami z życzeniami. :)

 

Siedzenie na tarasie i powolne popijanie herbaty od jakiegoś czasu stało się ulubioną rozrywką Elliotta. Najważniejsze było, aby ten taras należał do pewnego mężczyzny,  i herbata zrobiona była przez tego samego mężczyznę. Wszystko, co miało związek z Ryanem Whitenerem, było dla dziewiętnastolatka czymś niesamowitym. Tak jak tego dnia, kiedy owinięty kocem półleżał na leżaku, obserwował przyrodę i czekał, aż jego partner skończy nagrywanie kolejnego filmu. Ryan przeważnie stremował, ale od czasu do czasu wrzucał do sieci także filmy.

Dzisiaj Ross również powinien nagrać coś na swój kanał, ale ostatnio stracił do tego zapał. Czuł się przygnębiony. Głównym powodem było to, że nadal nie powiedział Ryanowi co robi, że ma swój kanał, widzów. Coś go powstrzymywało przed powiedzeniem prawdy. Quinn męczył go z tego powodu i wręcz nakazał wyznać wszystko, ale Elliott ciągle zwlekał. Nie rozumiał czego się boi. Przecież jeżeli nic nie powie,  Ryan pozna prawdę z innego źródła, to ta bajka w jakiej żyją rozpadnie się. Przecież wiedział, że mężczyzna nie znosi kłamstw i kłamców.

— A co jak po prostu nic nigdy nie powiem i zrezygnuję z tego co robię? — szepnął do siebie chłopak.

Pech chciał, że w tej samej chwili na tarasie pojawił się Ryan i go usłyszał.

— Komu i czego nie powiesz oraz z czego zrezygnujesz?

Elliott spojrzał przestraszony na partnera. W myślach skarcił siebie, że znów wypowiedział coś głośno.

— Tak tylko gadam do siebie.

Ryan przysiadł na kraju drugiego leżaka. Na sobie miał jedynie czarne spodnie i bezrękawnik. Dzięki czemu nowy, zrobiony miesiąc wcześniej, tatuaż na jego prawej ręce był dobrze widoczny. Na doskonale zrobionym obrazie widniała postać Desmonda Milesa z ulubionej gry mężczyzny. Whitener uwielbiał Assassin’s Creed. Kochał wszystko co się z tym łączy. Gry, filmy, książki. Także Elliott nie był zaskoczony, kiedy zobaczył główną postać serii jako tatuaż. Postać stała na tle statku,  u jej stóp rozpryskiwały się fale. Tatuaż zaczynał się tuż nad łokciem,  kończył na ramieniu, gdzie sięgały żagle.

— Piękny. Zrobił go Gabriel?

Ryan spojrzał na swój tatuaż,  potem ponownie na chłopaka.

— Tak — odpowiedział. — Już go widziałeś. Zmieniasz temat.

Elliott upił kolejny łyk jaśminowej herbaty, którą bardzo polubił. Wiedział, że jak nie powie prawdy, to będzie źle.

— Nie zimno ci? — zapytał wskazując na bezrękawnik mężczyzny i bose stopy.

— Zimno, ale chciałbym wiedzieć dlaczego mój chłopak jest przygnębiony i co ukrywa.

Whitener czuł, że Ross coś skrywa. To uczucie męczyło go od jakiegoś czasu. Było niczym natrętna mucha latająca koło nosa. Podejrzewał o co mogło chodzić, ale stuprocentowej pewności nie miał. Mógł wprost go zapytać czy Elliott to Tollie, ale czekał aż chłopak sam o tym powie.

Elliott zrozumiał, że nadeszła pora wyznania prawdy. Zamierzał też wyjaśnić dlaczego od razu nie powiedział Ryanowi tego, że także nagrywa to jak gra w gry, że czasami robi wejścia na żywo i ma już ponad sto tysięcy subskrybentów. I o tym jaki był dumny kiedy dostał przesyłkę ze srebrnym przyciskiem od YouTube.

— Wejdźmy do środka, bo się przeziębisz. Pokażę ci coś.

Odgarnął koc i wstał. Idąc w stronę szklanych drzwi obejrzał się przez ramię. Ryan był tuż za nim,  z miny mężczyzny niczego nie mógł odczytać. Mógł mieć tylko nadzieję, że partner go zrozumie,  także to dlaczego tak długo o niczym nie powiedział. Whitener pewnie nawet nie miał pojęcia, że istnieje coś takiego jak kanał Tollie na YouTube.

Dziewiętnastolatek podszedł do wyspy kuchennej i odstawił kubek. Potem udał się do holu, gdzie wisiała jego bluza, jaką dostał w prezencie na urodziny od Quinna. Wyjął z niej telefon. Wróciwszy do salonu włączył aplikację,  potem wszedł na swój kanał. Czuł jak w gardle rośnie mu gula, kiedy podał telefon Ryanowi.

— Przepraszam — powiedział tak cicho, że ledwie sam siebie usłyszał.

Whitener wziął telefon patrząc cały czas na swojego chłopaka. Ten denerwował się coraz bardziej i nie rozumiał dlaczego. Miał ochotę podejść, przytulić go, ale najpierw musiał się upewnić, czy to na pewno chodzi o to, o czym myślał. Przeniósł spojrzenie z Elliotta na ekran. Głośno wciągnął nosem powietrze. Zostało to źle zrozumiane przez Rossa, który szepnął:

— To nie tak, że cię okłamałem. Po prostu nie wiedziałem jak ci o tym powiedzieć — dodał łamiącym się głosem. Nie chciał płakać, ale nie potrafił tego powstrzymać, tak bardzo był zdenerwowany. — Wybacz, że to ukryłem. Ale bałem się, że pomyślisz… Że pomyślisz, że ja zbliżam się do ciebie, bo chcę coś ugrać dla siebie na kanał. A to nieprawda — mówił, kiedy Ryan przeglądał jego filmy. Oparł się o wyspę, czując, że nie da rady utrzymać się na nogach. — Wiem, że nienawidzisz kłamców. Ale nie kłamałem. Po prostu nie wiedziałem jak powiedzieć o tym kanale i o tym co robię. Wiem, że jestem głupi i powinienem od razu powiedzieć o tym, ale… ale bałem się i nie wiedziałem jak zareagujesz. Bałem się, że mnie odtrącisz,  ja…  ja bardzo ciebie kocham — wyznał płacząc. — A czym dłużej to trwało, to nie umiałem… I coraz ciężej było mi o tym powiedzieć i… — urwał zaskoczony, kiedy silne ramiona owinęły się wokół niego,  ciało mężczyzny przylgnęło do jego ciała, obejmując go bardzo mocno.

— I czemu płaczesz? Nie płacz. Wiem już, że jesteś jednym z najszczerszych ludzi jakich poznałem. Jeżeli mój chłopak boi się o czymś mi powiedzieć, bo sądzi, że będę zły, czy go odtrącę, to oznacza, że jestem złym partnerem lub mi nie ufasz. Ale nie martw się. Sprawię, że mi zaufasz. I ja ciebie także kocham.

Odsunął się trochę i kciukami otarł łzy z policzków Elliotta. Chłopak patrzył na niego ze zdumieniem, ale i ogromną nadzieją w oczach.

— Nie jesteś zły? I… i kochasz mnie?

— Kocham — odpowiedział, całując delikatnie usta chłopaka. — Wiedziałem na dziewięćdziesiąt procent, że ty to Tollie. To anagram twojego imienia,  poza tym znam twój głos. Kochanie, nawet mikrofon nie jest w stanie zmienić twojego głosu, ani tego jak mówisz. Jak przeciągasz samogłoski w niektórych słowach. Przecież wiesz, że mam w zwyczaju odwiedzać inne kanały na YouTube. Szukać osób, które mają te same pasje co ja. Pomagać im.

— Ale nie chciałem, abyś sądził, że spotykam się z tobą, bo chcę, żebyś mi pomógł w ten sposób. Sam doszedłem do tego co mam i…

— Wiem. Wiem, że nie jesteś teraz w moim domu, nie mówisz, że mnie kochasz, bo chcesz mnie wykorzystać. Wiem to. Przyznam, że jeszcze niedawno nie znałem twojego kanału. Jeden z widzów mi go podsunął. Robisz bardzo dobrą robotę. Jeszcze masz w dodatku czas, aby moderować moje streamy,  przecież masz też szkołę. I kochasz mnie — dodał uśmiechając się szeroko.

Elliott jeszcze wciąż pozostający w osłupieniu stał i patrzył na mężczyznę, który wydawał mu się teraz kimś jeszcze bardziej niezwykłym. W chwili, kiedy ciemne oczy spojrzały na niego,  potem Ryan delikatnie dotknął ustami jego ust patrząc mu w oczy, Ross powstrzymał jęk będący wynikiem silnego wrażenia jakiego doświadczył wraz z tym pocałunkiem. Na chwilę zapomniał co robić, kiedy ręka owinęła się wokół jego talii i przyciągnęła go bliżej mężczyzny. Ciało partnera było gorące,  usta miękkie w słodkim pocałunku. Ryan smakował herbatą z miętą i cytryną z nutką miodu. Oddał pocałunek także czyniąc go powolnym i czułym. Ręce owinął wokół pleców Whitenera pozwalając sobie na to by przestać myśleć i tylko czuć.

Ryan nigdy nie wierzył, że po prostu całując kogoś można doprowadzić się do pomieszania zmysłów. Nie pogłębiał pocałunków, nie śpieszył się do niczego,  mimo to, kiedy jego usta dotykały ust Elliotta, wewnętrznie spalał się w szaleństwie pragnień. W swoim życiu całował wiele osób, ale zawsze miał ochotę przestać to robić. Z Elliottem jest wprost przeciwnie. Mógłby już tak pozostać, łącząc ich wargi razem w najsłodszym pocałunku, będąc pogrążonym w ciszy jaka panowała w jego domu. Chwycił lekko zębami dolną wargę chłopaka i pociągnął ją, by ponownie stopić się swoimi ustami z jego. Trzymał go mocno przy sobie, jakby Ross miał mu uciec, ale po tym jak dziewiętnastolatek przylgnął do niego, przypuszczał, że o żadnej ucieczce nie było mowy. Kusiło go by wsunąć ręce pod jego koszulkę, dotknąć skóry, podążyć w górę kręgosłupa i zbadać go palcami, ale tylko objął go mocniej, całując jeszcze przez chwilę.

Elliott był doskonale świadomy tego co odczuwał. Sam pocałunek stał się zbyt delikatny, zbyt mały do tego czego potrzebował. W chwili, kiedy poczuł jak mężczyzna odsuwa się, chwycił jego wargę zębami i nie puścił. Nie chciał myśleć o tym skąd znalazł na to odwagę. Powtarzał sobie w myślach to, że jest przy Ryanie. Kocha tego człowieka z wzajemnością. Jeszcze czuł na swoich policzkach zasychające łzy, ale to odchodziło w niepamięć, kiedy partner odpowiedział na zaczepkę i tym razem słodko przemieniło się w namiętnie.

Mężczyzna pocałował go mocno,  on poddał się temu. Gdy śliski język spotkał się z jego, synapsy rozpaliły się co było wielokroć lepsze niż jakiekolwiek wyobrażenia. Elliott czuł, jakby jego ciało wibrowało. Każdy zmysł odbierał wszystko intensywniej,  ogień pożądania zaczął się po nim wspinać. Przycisnął się całym ciałem do Ryana, gdy był całowany głęboko i zaborczo. Nagle cały świat zmniejszył się do tej chwili. Do salonu. Do mężczyzny. Do nich.

Ryan naprawdę chciał to przerwać, ale przecież wolno mu było całować swojego chłopaka dłużej. Tak jak tego pragnął wsunął palce pod jego koszulkę,  gorąca skóra powitała je. Pogłaskał lekko kręgosłup chłopaka, który jęknął w jego usta. Zrobił to kolejny raz,  Elliott zadrżał. Zapamięta to sobie na przyszłość. Powoli przerwał pocałunek, by zacząć całować chłopaka po szczęce  po chwili przenieść się na jego szyję.

Ross chwycił się mocniej mężczyzny, kiedy ten całował go po szyi,  on ulegle odchylił głowę. Ręce Ryana wsunęły się głębiej pod jego koszulkę pieszcząc wrażliwy kręgosłup i pozwolił na to, nie mając sił, by ugasić te rozpalające się płomienie. Tak bardzo zamierzał poczekać na coś więcej. Kiedy jednak czuł podniecenie Ryana, to jak mężczyzna próbował powstrzymywać się, to, że wiedział o tym co ich łączy, nie pozwalało na czekanie. Uniósł dłonie i chwycił głowę mężczyzny, aby ten na niego spojrzał. Moment gdy ich oczy się spotkały, nie potrzebował słów. Whitener znów pocałował go głęboko,  potem odwrócił go i poprowadził do kanapy.

Ryan pchnął lekko Elliotta na kanapę, po czym sam położył się obok niego. Tak, by wsunąć swoje uda pomiędzy jego,  górną częścią ciała pochylić się nad nim. Leżał i patrzył na błyszczące, pełne pragnienia oczy Rossa. Przesunął dłonią wzdłuż jego ciała,  potem wsunął ją pod chłopaka, aby dotknąć wrażliwego kręgosłupa tuż przy pasku spodni. Tak jak się spodziewał Elliott wygiął się,  jego biodra pchnęły w górę. Chłopak otarł się o jego udo i jęknął. Ich oczy nawet na chwilę nie oderwały się od siebie. Nawet kiedy Ryan sięgnął by odpiąć spodnie Elliotta. Jedynie chłopak powiedział:

— Nie chcę jeszcze iść na całość.

— To nie przeszkadza nam popieścić się i sprawić, abyś doszedł — powiedział, ale zatrzymał się, zauważając, że chłopak zawstydził się.

Elliott gwałtownie wziął głęboki oddech. Chciał tego, ale wstyd pojawił się znikąd. Może nigdy nie uprawiał seksu, ale zdarzało mu się coś nie coś z innymi chłopakami, zanim stwierdził, że chce czekać na tę jedyną osobę,  mimo to, nagle zawstydził się. Podniósł jednak rękę, aby wsunąć palce w spięte włosy Ryana. Odnalazł spinkę i zdjął ją,  kurtyna czarnych włosów opadła wokół nich. Przymknął na chwilę powieki,  kiedy je uniósł szepnął:

— Też chcę abyś doszedł. Ale…

— Ale nie jesteś jeszcze gotów na to byśmy byli przy sobie nadzy — odparł Whitener,  jego ręka przesunęła się na twardego penisa chłopaka, którego wyraźnie czuł pod spodniami. — Nie jesteś gotów, ale chcesz dojść — mówił dalej Ryan, przesuwając się i kładąc na swoim chłopaku, który automatycznie rozsunął nogi. — Też chcę dojść.

Ross poczuł ciężar ciała tego mężczyzny na sobie. Mężczyzny, o którym nie jednokrotnie miał sny i fantazje. Teraz był tak blisko niego. Dzieliły ich ubrania, ale to nie miało znaczenia. Nie kiedy Ryan poruszył się na nim, napierając mocno biodrami na jego biodra. Poczuł tarcie na swoim penisie i czuł jak bardzo mokra jest bielizna w miejscu, gdzie znajdowała się główka członka. Ryan ponownie pchnął, tym razem ocierając się mocniej,  on chwycił mężczyznę rozumiejąc do czego ten dąży. Obaj chcieli przeżyć przyjemność, ale on nie był jeszcze gotów być nagim, nawet częściowo, przy Ryanie. Dlatego mieli szczytować będąc ubranymi. Zawstydzało to Elliotta, ale i podniecało.

Zadrżał, kiedy partner znów wykonał ruch jakby był w nim. Ross zaczął się zastanawiać jakby to było, mieć w sobie penisa tego mężczyzny, czuć go, czuć jak ten się na nim porusza. Myślał też o tym, jakby było być w nim,  jego podniecenie wzrosło i był tak blisko orgazmu. Chwycił się go jeszcze mocniej. Oplótł nogi wokół bioder partnera, pozwalając mu na poruszanie się na nim, na tarcie ich kroczy o siebie, na dziwne wrażenie ubrań, które stały się dodatkowym stymulantem. Ryan poruszał się coraz szybciej, bardziej na niego naciskał,  on na to odpowiadał. Mężczyzna pochylił się do jego szyi całując go tam, podgryzając i liżąc,  kiedy uniósł głowę i ich oczy spotkały się, Elliott poczuł jak przez całe jego ciało przebiega prąd i … doszedł.

Ryan patrzył jak ten wspaniały chłopak rozpada się dzięki niemu. Jak sprawia mu rozkosz, robiąc tak by ta trwała, ale sam także był już blisko. A kiedy w wyobraźni zobaczył, że naprawdę się kochają, są nadzy przy sobie, rozpaleni w gorączce namiętności, skoczył z tej skały szczytując.

Tym razem to Elliott, mimo zamroczenia jeszcze rozlewającą się w nim przyjemnością, patrzył i czuł jak Ryan dochodzi. Trzymał mocno mężczyznę, który próbował wcisnąć go w kanapę, tak mocno się o niego ocierał i go ściskał. Dopiero w chwili, kiedy partner skończył uspokoił się. Ross znów zaczął zastanawiać się jak mocno mężczyzna by w niego uderzał będąc w nim. Zrozumiał, że chce tego. Kocha go i pragnął być jego w każdy sposób. Na tę chwilę jednak uśmiechnął się. Przeżyli wspólnie swój orgazm, byli brudni, ale on uśmiechał się jak głupiec.

— Nie obchodzi mnie to, że prawdopodobnie mam plamę na spodniach. Nie obchodzi mnie to, że doszedłem w ten sposób i się tego nie wstydzę — powiedział, kiedy Ryan popatrzył na niego zadając pytanie oczami, dlaczego on się tak uśmiecha. — Mam to gdzieś. Obchodzi mnie tylko to, że bardzo ciebie kocham. I jesteś jedynym, z którym chcę dzielić wszystko. A uśmiecham się, bo jestem szczęśliwy.

— Jak na kogoś, kto kilka tygodni temu, nie potrafił ze mną przez telefon rozmawiać, to teraz stałeś się gadatliwy.

— Przeszkadza ci to?

— Nie — odpowiedział Ryan,  potem pochylił się do jego ucha i szepnął: — A szczególnie nie przeszkadza mi to, że mnie pragniesz i kochasz. I także jestem szczęśliwy — dodał, po czym go pocałował.

Gdy skończył długi pocałunek przesunął się na bok,  Elliott ułożył się na boku, twarzą do niego. Ross wiedział, że powinien pójść do łazienki i wyczyścić się trochę, zanim wróci do domu, ale dobrze mu się leżało obok człowieka, któremu oddał serce. Serce, które znalazło już na całe życie tego jedynego.

— Zaraz muszę wracać do domu. Obiecałem mamie, że wieczorem pojadę z nią na zakupy, bo tata wyjechał na kilka dni,  moja siostra spędza noc u koleżanki. Ale chcę jeszcze zostać przez chwilę.

— Możesz zostać tak długo jak zechcesz — powiedział Ryan. Chciał powiedzieć, że chłopak może zostać już na zawsze, zamieszkać z nim, ale wolał ugryźć się w język, aby gonie wystraszyć.

Poleżeli chwilę, patrząc na siebie, całując się ponownie słodko i niewinnie, jakby kilka minut wcześniej nie przeżyli chwili szaleństwa. Rossowi trudno było wstać i wyjść. Niemniej musiał wracać do domu. Pocałował jeszcze raz Ryana i wstał. Najpierw udał się do łazienki, by chociaż trochę się wyczyścić i sprawdzić czy ma jakąś plamę na spodniach. Nie żałował jednak tego co się stało. Dzięki temu dowiedział się, że Ryan Whitener to ta właściwa osoba.

Nie mógł przestać się uśmiechać nawet kiedy wychodził z łazienki. Nawet kiedy mężczyzna całował go na pożegnanie,  potem kiedy wsiadał za kierownicę. Nawet w chwili, kiedy pomachał do stojącego w drzwiach Ryana. Po prostu czuł się najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Do tego kochał i był kochany, więc niczego więcej nie potrzebował.

 

2022/12/11

Dwa nowe tomy i infromacja

 Hej, przepraszam, ale dzisiaj nie pojawi się rozdział. Robiłam format laptopa i nie sądziłam, że to tak długo potrwa. Nie mam zainstalowanych programów, niczego właściwie i nie jestem w stanie skopiować nawet fragmentu rozdziału. Nawet nie mam jeszcze ich na laptopie. Także kolejny rozdział ukaże się za tydzień. 

Ale mam dla Was informacje. Na Bucketbook.pl są już dostępne w sprzedaży dwa ostatnie tomy serii: "Uśmiech losu" Zostawiam Wam link do mojego profilu w sklepie: https://bucketbook.pl/pl/producer/Luana/25



2022/12/04

W rytmie miłości - Rozdział 64

 Zapraszam na kolejny rozdział. Korzystając z okazji zostawiam info, że w grudniu zostaną wydane dwa ostatnie tomy cyklu: "Uśmiech losu". Mam nadzieję, że do połowy grudnia uda się je dać do sprzedaży. Tym samym zakończę przygodę z miasteczkiem Denton i jego bohaterami. Od stycznia nowe historie zaczną się pisać. :)


Dziękuję za komentarze. 


— Ja… — zająknął się Oliver, zaskoczony nagłą obecnością Gerarda przy nim.

— Ty, co? Nie umiesz chodzić, czy jak? Patrzy się na drogę,  nie grzebie w torebeczkach, ciotuniu. Złaź mi z drogi — powiedział lodowato Frost. — Dotknąłeś mnie i brzydzę się tym. Muszę zmienić koszulkę.

Zabolało. Pomimo tego, że Oliver wiedział dlaczego tak się dzieje, że to dawny Gerard przemawia,  ten prawdziwy gdzieś w nim jest, to i tak przyjęcie tych słów było jak dźgnięcie nożem. Nie był w stanie wydusić z siebie głosu. Dawniej, kiedy nic go nie łączyło z Frostem, mógł z nim walczyć. Obecnie, był w stanie tylko patrzeć, próbując odgonić wypełniające oczy łzy. Tak bardzo chciał, aby ten chłopak go sobie przypomniał. Przecież tyle ich łączyło. Tyle razem dzielili. Ich pierwszy pocałunek wyrył się w sercu Olivera na zawsze. To wspomnienie ostatnio często go nawiedzało.

 

— Mogę cię pocałować?

Grant nie odezwał się, tylko przytaknął. Bał się, że jak przerwie ciszę, która właśnie zapanowała, obudzi się z tego snu. Ponownie wstrzymał oddech, kiedy Frost przesunął dłoń z policzka na kark i lekko pochylił się w jego stronę. Oliver wiele razy się całował, ale nigdy nie było to dla niego tak ważne jak teraz. Zmrużył oczy,  kiedy ich twarze były blisko siebie,  Frost zawahał się, to on zrobił ostatni krok.

Kiedy ich usta dotknęły się, obaj mieli wrażenie, jakby gdzieś hen daleko ktoś krzyknął „Nareszcie!”. Oli nie zapomniał smaku ust Gerarda i ich miękkości,  zarazem chęci napierania chłopaka na jego wargi. Tylko wtedy Frost całował Olianę,  dla niego samego nie było to nic ważnego w tamtej chwili. Dzisiaj, po raz pierwszy Frost całował właśnie jego i było to wrażenie tak niesamowite, że wkradało się do serca niczym złodziej nocą do opuszczonego domu.

Po długiej chwili, może po całej wieczności lub po kilku sekundach, Gerard przerwał pocałunek, potarł ich nosy o siebie i szepnął:

— Kocham cię, Oliverze. Tak naprawdę to kocham cię od dawna, ale teraz wiem, że to jest prawdziwe.

 

Oliver tak bardzo chciał znów usłyszeć te słowa skierowane do niego. Jeden jedyny raz wystarczyłby i o nic więcej już by nie prosił.

— Frost daj mu spokój — wtrącił się Martin, łapiąc przyjaciela za ramię i próbując wyciągnąć go z klasy.

— Masz rację, idziemy, bo tu śmierdzi pedalstwem — zaszydził Gerard.

— Co tu się, kurwa, dzieje? — zapytał Tobias.

Jak tylko wszedł do klasy, od razu ocenił sytuację i przyciągnął brata do siebie. Przywaliłby chętnie Frostowi, może to by mu zwróciło pamięć. Zacisnął dłonie w pięści, ale dotyk Olivera powstrzymał go przed wymierzeniem ciosu.

— Obrońca się znalazł — prychnął Frost. — Podobno jesteś jego bratem, ale nie powiedziałbym tego widząc jak go bronisz.

— Skrzywdź mojego brata,  nogi ci połamię.

— Gerardzie, idziemy do cholery — powiedział stanowczo Reynolds.

Stał krok za Frostem i wzrokiem próbował uspokoić Tobiasa. Tych dwóch znów nie przepadało za sobą. Nawet pomimo tego, że Grant wiedział, dlaczego Gerard się tak zachowuje, to i tak tracił panowanie nad sobą.

— Idziemy, idziemy, nie zamierzam gadać z tymi…

— Dobra, zamknij się już.

Wnerwiony Martin mocniej chwycił ramię przyjaciela i siłą wyciągnął go na zewnątrz. Chciał, żeby ktoś dał mu dużo cierpliwości, by przez to wszystko przejść. Powiedział Gerardowi, że odkąd spotykał się z Quinnem, zbliżył się też do przyjaciół chłopaka, ale Frost tego nie akceptował. W dodatku ciągle pytał o dawnych kumpli.

— Gdyby Lowell i Avery tutaj byli, to by mu dali popalić.

— Też jestem pedałem, pamiętasz? — warknął Martin.

— Ty jesteś normalny,  ta ciota z długimi włosami i tymi bransoletkami, nie jest. To pedał. Ty nie.

— Cholera, jak ty wszystko to potrafisz pięknie rozdzielać na to co dobre,  co nie. Co tobie pasuje,  co nie pasuje, mimo że chodzi o to samo. Nie widzę żadnej różnicy pomiędzy nim  mną. Mnie akceptujesz,  Oliego nie.

— Bo mnie wkurwia. Po nim od razu widać, że to ciota. Jedziemy po szkole na grób Daisy?

— Taa…

Kilka dni temu powiedział Gerardowi, że ich przyjaciółka nie żyje. Bał się jak chłopak to przyjmie, ale musiał wiedzieć, że świat nie stał w miejscu,  życie trwało przez te miesiące, które on stracił. Życie i śmierć. Frost jak tylko usłyszał wiadomości o śmierci Daisy, zamknął się w swoim pokoju i nie chciał wyjść. Potem kazał zawieść się na jej grób. Od tego czasu często tam jeździł,  Reynolds był jego szoferem.

 

*

 

— Szlag mnie trafi — burknął Tobias Grant, kiedy z Olim i Daną oddalili się od reszty.

— To moja wina, powinnam była go powstrzymać przed powrotem do klasy.

— To nie jest niczyja wina, tylko tego dupka. Oberwał w łeb i stracił pamięć? Dostanie w łeb i ją odzyska.

— Uspokój się, to nic nie da — szepnął Oliver. — Po prostu żyjmy z dnia na dzień i miejmy nadzieję.

Dana przytuliła go mocno, mówiąc:

— Będę mieć tę nadzieję razem z tobą.

Tobias nie potrafił być tak optymistyczny. Może lepiej by było, gdyby brat nie robił sobie głupich nadziei. Nikt mu nie obiecał, że Frost wróci do siebie. Lekarze też gówno wiedzieli.

— Przypomni sobie o mnie. Nie widzę innej możliwości.

— To mu pokaż zdjęcia i wszystko opowiedz — radził Tobias. — Przecież jakieś fotki w końcu zobaczy. Nie ma ich na swoim kompie?

— Wszystko trzymał na telefonie,  ten został zniszczony — wyjaśnił Oliver. — Nie chcę mu nic mówić, bo to może pogorszyć jego stan. Już nie wiem co mam robić, poza czekaniem. Cieszę się jednak, że mogłem go zobaczyć. Nawet jeżeli znów potraktował mnie jak śmiecia — dodał smutno.

— Zastanawiające jest to, że stracił pamięć od tamtej chwili, kiedy ciebie poznał — wtrąciła Dana.

— Bo wtedy zaczęło się zmieniać jego życie i usunął to z pamięci. Dlatego wierzę, że powodem spotkania Gerarda z rodzicami byłem ja.

— Chciałbym poznać te pierdolone powody — warknął Tobias. — Wybiłbym im te powody. Przecież poznali cię jako Olianę, więc jakby mieli wiedzieć o tobie? Chciałbym ich poznać i…

— Za bardzo się nakręcasz, bracie. Chodźmy na lekcję i nie martwcie się o mnie. Dla mnie to i tak dużo, że mogę go widzieć.

Tobias tylko pokręcił głową. Oliverowi łatwo przychodziło mówić, że ma się o niego nie martwić. Przecież nie było takiej możliwości, aby traktował to obojętnie. Całe życie mieli tylko siebie i zawsze się jeden o drugiego troszczył i nie zamierzał tego zmieniać. Prawda, że powinien panować nad nerwami, ale nie potrafił. Jeżeli, któregoś dnia Frost przesadzi, to siłą mu o wszystkim przypomni.

 

*

 

Martin Reynolds na prośbę Gerarda zostawił go na cmentarzu. Chłopak był dorosły, więc sobie poradzi, także nie oponował przed tym. Chciał coś kupić Quinnowi i pojechać do niego. Chłopak opiekował się nim, gdy był chory,  teraz on zamierzał to odwzajemnić. Dlatego też zrobił małe zakupy w sklepie spożywczym, kupując ulubione przekąski Greenwooda i pojechał do jego domu.

Obecnie w domu mieszkał tylko Quinn, Christopher i jego siostra. W święta odbył się ślub rodziców tej trójki  obecnie nowożeńcy wypoczywali na Hawajach, które zawsze były marzeniem Jocelynn. Ślub był piękny, uroczysty i dzięki temu, że nie było na nim wielu gości stał się miłym, kameralnym wydarzeniem.

Martin wszedł do ogromnego domu i przy wejściu zdjął buty oraz bluzę. W samych skarpetkach udał się do kuchni, gdzie zastał gospodynię Greenwoodów, która tu nocowała opiekując się dziewczynką.

— Dzień dobry — przywitał się.

— Witaj, Martinie — odpowiedziała Sheriee. — Quinn śpi na kanapie w salonie. Oglądał telewizję, ale zasnął.

— Jak on się czuje?

— Lepiej. Lekarz był rano i powiedział, że to tylko ostre przeziębienie. Za kilka dni wróci do zdrowia. Połknął już leki, ale jeden musieli dopiero przygotować na miejscu i muszę po niego pojechać.

— To ja to zrobię — zaproponował.

— Nie, nie. Zostań z nim. Od razu odbiorę Sophię ze szkoły. Quinn czekał na ciebie. Daj te przekąski, wypakuję je,  ty idź do niego.

— Dziękuję.

Quinn nie spał  jedynie leżał na kanapie przykryty kocem. Martin usiadł obok niego. Odgarniając mu z czoła spocone włosy, przyłożył do niego dłoń.

— Masz temperaturę. Zrobię ci chłodny okład.

— Nic mi nie jest — odpowiedział chłopak i zaczął kaszleć. Nie chorował często, nawet wcale, ale czasami bywały wyjątki i go coś dopadło.

— No, nic ci nie jest. Opiekowałeś się mną, jak zachorowałem, to teraz moja kolej.

Udał się do łazienki, gdzie z szafki wyjął niewielkich rozmiarów ręcznik. Do miski nalał chłodnej wody i wrócił do salonu. Tak jak Quinn jemu, tak on teraz zamoczył ręcznik w wodzie, wycisnął go. Najpierw delikatnie przemył mu twarz,  potem położył okład na czole.

— O, jak fajnie — jęknął Quinn z ulgą. Od jakiegoś czasu miał wrażenie, że się roztapia, tak było mu gorąco.

— Dlaczego nie pójdziesz do łóżka?

— Tu jest lepiej. Mam Sheriee, nie musi biegać po schodach,  teraz mam i ciebie. Jak powrót Frosta do szkoły?

Żałował, że nie mógł tam być i wszystkiego widzieć. Niestety, wczoraj po spotkaniu poczuł się źle  przez noc tylko się pogorszyło. Najgorzej, że bolało go gardło,  tego nie znosił.

— Jak domyślasz się, nie było miło. Prawdę mówiąc przez chwilę Gerard wyprowadził mnie z równowagi — zaczął opowiadać, nie pomijając żadnego szczegółu. Szczególnie momentu spotkania z Oliverem.

— Przekichane — szepnął Quinn. W ten sposób mówiło mu się o wiele lepiej i nie kaszlał. — Ten nie pamięta, drugi przez to cierpi. Nigdy nie chcę o tobie zapomnieć.

— Nigdy o tobie nie zapomnę — powiedział Reynolds, nachylając się i całując swojego chłopaka w policzek.

— Ej, mogę zarażać, więc odsuń się.

— Będziemy razem chorować.

— Wychodzisz z założenia, że jako para musimy dzielić wszystko? — zapytał Greenwood.

— Czy to złe?

— Absolutnie nie.

— Zjesz coś? Przyniosłem twoje ulubione przekąski.

— Chipsy? — ożywił się chłopak.

— Z buraków — odpowiedział Martin,  Quinn skrzywił się. Każdy wiedział, że z całego serca nienawidził buraków ćwikłowych.

— I mówisz, że mnie kochasz. Musisz się mną opiekować, dawać jak najlepsze rzeczy,  nie... buraki…

— No już, nie dąsaj się. Zaraz wrócę.

Zanim wyszedł z salonu, wziął ręcznik i miskę z wodą. Zajął się tym w łazience,  potem poszedł do kuchni po paczkę suszonych owoców, które Quinn uwielbiał. Chipsy też kupił, ale obawiał się, że dla chorego gardła nie były najlepszą opcją. Pozostał więc przy owocach, zrobił herbaty. Z tym wszystkim wrócił do salonu. Postawił tacę na stoliku,  kiedy spojrzał na swojego ukochanego chłopaka, zauważył, że ten zasnął. Otulił go więc bardziej kocem i uklęknął przy łóżku.

Kocham cię najbardziej na świecie — pomyślał, wpatrując się w twarz Quinna. Kochał go całego. Nawet te drobne piegi na jego nosie i ciele. Te często marszczące się brwi i zaciskające usta. Oczy patrzące na niego tak, jakby był jedyny na świecie.

— Dla mnie także jesteś jedyny na świecie — szepnął najciszej jak mógł i nie powstrzymał się przed pocałowaniem go ponownie w policzek. Chłopak poruszył się trochę, ale nadal spał.

Martin zostawił go w spokoju. Wstał, wyjął z kieszeni telefon oraz słuchawki i podłączył je. Usiadł w fotelu, by posłuchać muzyki. Miał nadzieję, że ona zagłuszy gonitwę myśli w jego głowie. Martwił się o Quinna, bo chciał, aby ten szybko wyzdrowiał. Wciąż też nieustająco gnębił go Gerard i Oliver oraz ich smutny los. Tak bardzo chciał, aby stało się coś, co to odmieni na dobre. Spokojna, relaksująca muzyka z jego playlisty, sprawiła, że stał się senny. Zamknął więc powieki. Na chwilę.

Jakiś czas później przebudził się Quinn. Uśmiechnął się trafiając wzrokiem na śpiącego Martina. Wiedział, że chłopak ostatnio bardzo mało sypia. Powoli podniósł się z kanapy i podreptał do niewielkiego pokoju przyległego do salonu. Tam otworzył szafkę, wyjął koc. Wróciwszy przykrył z troską partnera i ponownie położył się. Patrząc na niego zasnął z uśmiechem na twarzy.