2023/04/30

W rytmie miłości - Rozdział 80

 Dziękuję za komentarze. :)


Elliott budził się powoli. Nie spieszyło mu się dzisiaj. Nie szedł do szkoły. Ryan, jak w każdy poniedziałek ma wolne i to dlatego Ross wybrał ten dzień na coś szczególnego. Miał kupić swój pierwszy samochód. Taki, który będzie tylko jego. W końcu uzbierał taką sumę, by nie musieć kupować rozwalającego się grata. Dzięki temu był z siebie bardzo dumny. Nie planował kupować niczego drogiego, ale na pewno fundnie sobie taki samochód, który zdobędzie jego serce. W grę wchodziło też to, aby mu służył dłuższy czas. Nie chciał jednak tego zakupu dokonywać samotnie. Owszem, ktoś z przyjaciół by mu w tym pomógł, ale tak ważną chwilę chciał celebrować z wyjątkową dla siebie osobą.

Dlatego bardzo ucieszył się, kiedy Ryan zgodził się mu w tym pomóc. Będzie też dodatkowym głosem rozsądku. Inaczej Elliott zakocha się w jakimś gruchocie, którego remont pochłonie dwa razy tyle co kupno.

— Kiedy widzę twój uśmiech, mam ochotę dać sobie nagrodę za to, że sprawiam ci tyle szczęścia.

Ross słysząc pełen sympatii głos uśmiechnął się szerzej.

— Skromny jesteś. Moje gratulacje. To prawda, że jestem szczęśliwy. Teraz jednak, nie ty jesteś tego powodem.

Otworzył oczy i podparłszy się na łokciach, spojrzał na stojącego w drzwiach Ryana. Mężczyzna wyglądał imponująco. Już ubrany, świeżo po prysznicu na co wskazywały wilgotne włosy. W dłoniach trzymał drewnianą tacę ze śniadaniem.

— Co tam masz dobrego?

— Kawa zbożowa z mlekiem dla ciebie, bo wiem, że lubisz taką z rana. Dla mnie herbata. Do tego rogaliki i dżem.

— Nagle zrobiłem się głodny. Kiedy wstałeś, aby pojechać do piekarni? W okolicy żadnej nie widziałem.

Elliott skuszony śniadaniem na słodko, zapachami oraz miłym towarzystwem, usiadł.

— Nie kupiłem ich. Zrobiły je moja mama i siostra. Mam niezły zapas tego w zamrażarce. Kiedy trzeba — postawił tacę na łóżku, obok chłopaka — wyjmuję kilka, rozmrażam, potem do piekarnika na trochę i są jak dopiero upieczone.

Pochylił się nad Elliottem mówiąc mu dzień dobry, po czym pocałował go w policzek.

— Wolałem wstać wcześniej, bo za bardzo kusiłeś — wyznał, obserwując przy tym rumieniące się policzki partnera.

— Może następnym razem zamiast uciekać, to przekonaj się jak mocno potrafię cię skusić — wymsknęło się Rossowi. Pokraśniał jeszcze bardziej. — Jedzmy, co?

Zakłopotany potarł dłonią po karku. Wciąż głębsza intymność czyniła go nieśmiałym, ale to mijało, gdy Ryan go całował i kiedy zbliżali się do siebie. Po prostu wstydził się o tym mówić.

— Czyli następnym razem…

Ryan pozostawił zdanie niedokończone z wiszącym pomiędzy nimi bardzo silnym przyciąganiem. Spojrzał głęboko w oczy Elliotta, który ułamał kawałek rogalika, zamaczał go w dżemie i wsadził do ust mężczyzny.

— Nie mów nic więcej — szepnął, jedząc drugi kawałek i popijając go kawą.

— Zapamiętam to, co wcześniej mówiłeś — uprzedził, pełnym namiętności głosem Ryan, po tym jak przełknął co dostał. — Uwielbiam dżem truskawkowy. Też go mama zrobiła. Teraz jeszcze bardziej go lubił… — ponownie zamilkł.

Nabrał na palec trochę dżemu i potarł nim rozchylone wargi Elliotta. Chłopak nie oponował przed tym krokiem, jak i tym, który po nim nastąpił. Z chęcią oddał pocałunek,  smak ust Ryana wymieszał się ze smakiem czarnej herbaty oraz truskawek.

 

*

 

Tajemnicza wiadomość od Gabriela zaniepokoiła Tobiasa. Mężczyzna zadzwonił z rana każąc im czekać w domu. Zarówno jemu, Oliemu jak i ich cioci. Dodał, że przywiezie ze sobą gościa, potem szybko się rozłączył, mówiąc, że nie może rozmawiać, bo prowadzi. Przez to zarówno on jak i Oliver nie poszli do szkoły. Ciocia Martha szła do pracy dopiero na popołudnie, więc nic nie musiała zmieniać.

— Nie wziął ze sobą słuchawek i bał się, że znów dostanie mandat. Chyba sam był czymś zaskoczony — wytłumaczył Tobias.

— Czy może chodzić o ojca?

Oliver cicho zadał pytanie, którego pozostała dwójka unikała. Tobias wzruszył ramionami. Nie znał odpowiedzi. Wolał, na razie, nie gdybać o co może chodzić. Szybko podszedł do drzwi gdy tylko usłyszał znajomy odgłos silnika.

Gość Gabriela okazał się być czterdziestoletnim mężczyzną o przenikliwych oczach, dających wrażenie, że łatwo mogą prześwietlić duszę. Człowiek ten był schludnie ubrany w szarą koszulkę polo i ciemnogranatowe dżinsy o niezbyt wąskich nogawkach. Włosy miał krótko ścięte z siwymi oznakami, że młodzieńczy wiek ma już za sobą. Broda i wąsy były starannie przycięte. Jego ciało wyglądało na silne, wysportowane,  to jak się poruszał aż krzyczało, że jest policjantem i na pewno nie zwykłym krawężnikiem.

— Cześć, Tobiasie. — Gabriel nie oparł się temu, aby nie objąć swojego partnera. Nie całował go, bo obaj nie czuli potrzeby, aby robić to kiedy ciocia i obcy dla Tobiasa mężczyzna patrzyli na nich.

— Hej. Twój gość, to?

— Może najpierw zaproś gości do środka — odezwała się Martha stojąc za plecami Tobiasa.

Chłopak obejrzał się na nią i przyłapał ciocię na poprawianiu swoich puszystych włosów. Znał ten gest.

— Ktoś ci wpadł w oko — szepną nachylając się do jej ucha.

Pacnęła go lekko w ramię. Zaprosiła gości do salonu. Szybko przyniosła herbatę i ciasteczka, które uprzednio wyjęła z pieczołowicie zachomikowanego, metalowego pudełka. Gdyby go nie schowała, jej siostrzeńcy dawno pozbyliby się zawartości, którą były cytrynowe łakocie.

— Przepraszam, ale niestety skończyła się kawa — przeprosiła gościa, który wydał jej się bardzo szarmancki i przystojny. Do tego jego ciepły, ale zdecydowany głos, także sprawiał, że szybciej zabiło jej serce. Nie chciała dawać sobie jednak nadziei. Tyle razy się sparzyła, że już wolała dmuchać na zimne.

— Nie przeszkadza mi to. Nie mogę pić kawy — odpowiedział mężczyzna. — Pijałem jej zdecydowanie za dużo. Litrami. Mój żołądek nie toleruje jej teraz, jak i pikantnego jedzenia — mówił, nie odrywając od kobiety oczu.

— Proszę o siebie zadbać. Mam nadzieję, że żona dba o pana — dodała, jakby badając grunt. Mężczyzna nie miał obrączki na palcu, ale nie każdy je nosi. Szczególnie policjant pracujący w służbach specjalnych.

— Nie mam żony. Jestem po rozwodzie. Chętnie spróbuję ciasteczek. Przyznam, że mam zbyt dużą słabość do słodkiego.

— Jest pan wysportowany i na pewno nie przytyje pan od kilku ciasteczek.

Martha podsunęła gościowi talerzyk. Gabriel przewrócił oczami. Znał swojego kumpla i doskonale wiedział jakim ten jest łakomczuchem. W dodatku zauważył, że spodobała mu się Martha. Co nie było złe, bo oboje zasługiwali na kogoś dobrego w swoim życiu.

— Może najpierw cię przedstawię, zanim zjesz cały talerz ciastek. To detektyw…

— Emerytowany, na całe szczęście, detektyw — przerwał mężczyzna. — Brendan Hamilton — przedstawił się.

— Tak, emerytowany od miesiąca — potwierdził Lawrence. — Pracował w wydziale do spraw tak zwanych specjalnych — mówiąc to zarysował palcami w powietrzu cudzysłów. — Ale o tym się głośno nie mówi. To Brendan ukrył mnie jako świadka trzy lata temu, kiedy on oraz jego zespół aresztowali Bossa i jego gang. To on dał mi cynk, bym zabrał stamtąd Tobiasa.

— Dzięki temu zeznawałeś przeciwko twojemu szefowi.

Gabriel nie chciał wracać do tamtych czasów. Był wtedy taki głupi. Jako siedemnastolatek uciekł z domu, bo zacofane Denton i dom rodzinny wydawały się go tłamsić. Teraz wiedział, że rodzice byli w porządku, ale dla młodego rozumu, który czuje się uwięziony wyjście było tylko jedno. Ucieczka. Gdyby jednak tego nie zrobił, nigdy nie poznałby Tobiasa.

— To pan wtedy załatwił mi wizytę z ojcem — wtrącił Tobias od razu zdając sobie sprawę z tego co powiedział.

— Widziałeś się z tatą? Kiedy? Dlaczego nic nie powiedziałeś?

— Oli, po tym jak odkryliśmy prawdę o byłym lowelasie cioci, musiałem spotkać się z naszym starym.

— Porozmawiamy o tym później. Ale sądziłam, że w tym domu nie ukrywamy przed sobą niczego. Nawet trudnych spraw — skarciła Tobiasa Martha. Jeszcze chwilę patrzyła na niego,  potem zwróciła się do Hamiltona: — Jest pan tu w związku z Normanem?

Dzwonek do drzwi nie pozwolił na odpowiedź, ale ta nie musiała paść. Imię Normana zawisło nad nimi niczym topór kata nad skazańcem.

— Otworzę — odezwał się Tobias.

Był pewny, że to jeden z akwizytorów, którzy ostatnio zbyt często się tu kręcili nie rozumiejąc, że nikt nie chce niczego kupić,  już na pewno nie, nieudanych podróbek znanych firm. Ich kolejnym gościem jednak okazał się Gerard.

— Robi się tu tłoczno — mruknął pod nosem chłopak. — Co cię sprowadza? Nie jesteś w szkole?

— Z Olim w porządku? Napisał mi, że dzisiaj nie idzie do szkoły, ale nie odpisał dlaczego.

— Właź i sam zobacz, że twój chłopak jest cały i zdrowy.

Zaniepokojony Gerard niemalże wbiegł do salonu. Naprawdę przestraszył się wiadomości od niego. Mieli się dzisiaj spotkać w szkole, spędzić ze sobą każdą przerwę. W nocy jeszcze o tym pisali. Bał się, że chłopak zachorował i nie chce mu o tym powiedzieć. Szybko jednak uspokoił się, kiedy zobaczył całego i zdrowego Olivera.

Podszedł od niego, usiadł obok na kanapie i przytulił.

— Następnym razem napisz coś więcej niż to, że nie możesz iść dzisiaj do szkoły.

— Przepraszam — doparł zawstydzony Oliver. — Nie chciałem ciebie przestraszyć. To jednak ważne.

Ruchem głowy wskazał na detektywa. Dopiero wtedy Gerard zauważył, że nie są sami. Oliver przedstawił ich sobie,  nazwisko Frost zwróciło szczególną uwagę Brendana Hamiltona.

— Zna pan Liama Frosta?

Po kręgosłupie Gerarda przebiegł zimny dreszcz. Mimo wszystko, spokojnie odpowiedział:

— Wstyd mi przyznać, ale to mój tata.

— Tak się składa, że to co mam do opowiedzenia — mówił mężczyzna — ma też związek z twoim ojcem i Normanem Grantem.

Poczęstował się ciastkiem oraz herbatą,  potem opowiedział o wszystkim czego dowiedział się od czasu, kiedy Gabriel zadzwonił do niego z kolejną prośbą.

 

*

 

W innej części miasta Ryan i Elliott odwiedzali dilera używanych samochodów. To już był kolejny na ich liście. Ogromna reklama przy wejściu, stojąca obok głównej drogi głosiła, że są tu najlepsze modele starych samochodów i nowych, ale już pochodzących z tak zwanej drugiej ręki.

— Mam dziesięć tysięcy,  nie mam co wybrać — jęknął Elliott zawiedziony tym, że wszystko tak długo trwa. Cieszył się tym, że jest z Ryanem, ale planował szybciej kupić samochód.

— Coś na pewno kupimy. Zobacz, tu jest duża ilość samochodów. Sporo też klientów.

— Mam nadzieję. Jeżeli nie kupimy, to przed wizytą u kolejnego, idziemy do jakiejś kawiarni.

— Z tobą zawsze i chętnie — odpowiedział Ryan.

Mogli już kilka razy coś kupić, ale Elliott wybierał i przebierał w modelach. Nie był zdecydowany czego tak naprawdę chce, po za tym, że samochód musi mieć duszę i zdobyć jego serce. Zbyt wiele modeli mu się podobało i w tym był problem.

— Nie ma znaczenia czy auto będzie mieć dwoje, czworo drzwi. Musi mieć jednak to coś. Inaczej bym u ostatniego dilera wziął tamten samochód, który oglądaliśmy,  handlarz już zacierał ręce, że ubije dobry interes. Ale brakłoby mi dwóch tysiaków. A chcę za sumę, którą mam na samochód, opłacić jeszcze ubezpieczenie, dokumenty i tak dalej. No i mechanika, bo przecież jakiś przegląd trzeba będzie zrobić i sprawdzić czy wszystko działa, czy jest coś do naprawy.

Chłopak mówił,  Ryan już jakiś czas temu odkrył, że uwielbia go słuchać. Lubił też te obecne chwile z nim. Kiedy jeździli i szukali czegoś co mieli kupić. To był samochód dla Elliotta. Nic co będzie ich wspólne, ale on i tak się czuł, jakby kupowali coś dla ich wspólnego domu. Wyobraził sobie, że Elliott wprowadza się do niego. Jego dom był już urządzony, ale jakby chłopak zamieszkał z nim, to mógłby zmienić co tylko zechce. Nikomu innemu by na to nie pozwolił. Nawet mamie. Tylko jego studio musiałoby zostać nietknięte. Tam było jego miejsce pracy, jego królestwo.

Elliott Ross przez dłuższą chwilę przyglądał się partnerowi, zanim zapytał:

— Nad czym tak intensywnie myślisz? Wciąż marszczysz brwi. Zawsze tak robisz kiedy nad czymś się mocno zastanawiasz.

Whitener uśmiechnął się na to, że chłopak zapamiętał tak, zdawałoby się nieważną rzecz. To mu mówiło, że partner go uważnie obserwował. To było miłe dla niego. Bez oporów wyjaśnił mu o czym myślał. Po tym jak skończył, chłopak przysunął się bliżej niego i trącił ramieniem jego ramię.

— Proponujesz mi wspólne mieszkanie?

— Za szybko, co?

— Na razie tak, ale mogę pomieszkiwać u ciebie w weekendy i dłuższe wolne od szkoły. Zamierzam wysłać papiery do miejscowej uczelni. Jeśli mnie przyjmą, to pomyślimy może o wspólnym zamieszkaniu. A twój dom podoba mi się taki jaki jest i nie zamierzam niczego zmieniać. Może tylko garderobę posprzątać, aby znalazło się miejsce na moje rzeczy. Jest duża, ale masz tyle ubrań, w których… — umilkł wpatrując się w coś. — To jest ten samochód.

Ryan podążył wzrokiem tam gdzie patrzył jego chłopak. Zobaczył kabriolet koloru cytrynowego i przeraził się, że to właśnie ten samochód chce kupić Elliott. Oczy Rossa błyszczały niczym diamenty, kiedy stał i patrzył w tamtym kierunku.

Nagle przy nich, jak spod ziemi, wyrósł sprzedawca węszący dobrą okazję. Korpulentny, o bujnych włosach i poskręcanym wąsie mężczyzna od razu zaczął zachwalać swój towar,  Elliott tylko stał i patrzył.

— Jest sprawna i wyjątkowa. To stary model, ale nie ma ogromu na liczniku. Ma niezłe osiągi i sportowy pazur — mówił mężczyzna, opisując po chwili dokładnie to, co znajduje się pod maską. — Poprzedni właściciel bardzo o nią dbał. Megankę sprowadził z Europy. Teraz tylko biedna stoi i się kurzy, bo nikt nie chce kabrioletu z dwutysięcznego trzeciego roku. Proszę spojrzeć.

Ryan poszedł za mężczyzną, który z lubością pogłaskał Renault Megane I Cabrio.

— Proszę spojrzeć, ani jednego zadrapania. Nic. A stare auta są zdecydowanie lepsze niż te nowe. Mój brat kupił nowego i co? Już dwa razy do serwisu oddawał. A to, pojeździ jeszcze długo.

Ryan oglądał samochód. Kolor mu nie pasował, ale jeżeli podobał się Elliottowi, to nie jego sprawa. Chłopak kupuje sercem,  on był rozumem, który powinien mu odradzić zakup. Ale co miał mu powiedzieć, że to kolor jest zły? Bardziej pasował Quinnowi niż Elliottowi, ale przecież nie dobiera się koloru samochodu do człowieka. To ma jeździć i być sprawne,  nie stać ciągle w warsztacie. Sam, swój pierwszy samochód, wybrał sercem. Nawet nie było wiadomo jakiego był koloru, tak był pokryty różnymi lakierami, którymi poprzedni właściciele chcieli zakryć korozję. Mimo to był tak szczęśliwy jak nigdy, kiedy zaparkował pod blokiem i pokazał zakup mamie. Wtedy miał zaledwie osiemnaście lat, wielkie marzenia i swój pierwszy samochód.

Sprzedawca rozkręcał się coraz bardziej zachwalając zalety, nie wspominając w ogóle o wadach oglądanej meganki. Wyraźnie było jednak widać, że samochód jest w dobrym stanie. Pytanie, co z tym czego od razu nie widać, ale to pytanie zamierzał zadać znajomemu z warsztatu, gdzie będzie chciał, aby przejrzeli samochód. Może nawet zaprosi go tutaj. Cena pojazdu nie była wygórowana, bo tylko pięć tysięcy, ale może dałoby się zbić jeszcze trochę.

— Jesteś zdecydowany go kupić? — zapytał Elliotta, sądząc, że chłopak stoi obok niego. Ten jednak stał nadal w tym samym miejscu patrząc na niego jak na wariata. — O co chodzi? — dopytał Whitener.

— Nie chcę tego. Chcę tamto co stoi za cytrynką. Nie lubię żółtego. Lubię wiśniowy — dodał i podszedł do samochodu jaki wybrał.

 

*

 

— Powiedziałeś — ciocia zwróciła się bezpośrednio do detektywa — że Frost faktycznie zrobił sobie zdjęcie z Normanem? Przecież siedzi, takie coś nie jest możliwe.

— Naczelnik więzienia, w którym osadzono Normana Granta kocha pieniądze. Powiedziano mi, że przyjął sporo gotówki za specjalne widzenie u Normana. Grant nie miał pojęcia po co i dlaczego ktoś sobie robi z nim zdjęcie. Nawet dano mu koszulkę, by się dobrze prezentował. Na pewno lepiej niż w więziennym wdzianku. Znajomy strażnik zdradził mi, że mężczyzna, który robił sobie zdjęcie z więźniem, nie był zadowolony z tego. Podporządkował się jednak kobiecie, która wręcz szaleńczo nalegała na to. Nawet groziła mężowi.

— Mama — szepnął Gerard,  jego twarz pobladła.

— Potem wyszli — kontynuował Hamilton. — Dalsza część, którą opowiem dotyczy już samego Normana. Jakąś godzinę później bardzo się wkurzył. Wtedy nikt nie wiedział o co. Dostał wiadomość, po której rozwalił celę. Poprosił o widzenie z naczelnikiem. To, co teraz opowiem, nagrało się. Naczelnik nie miał już możliwości usunąć tego. Tak samo jak nagrało się jego spotkanie z Frostami. W tym przypadku był zbyt pewny siebie, aby pozbyć się nagrania. Norman wpadł w szał, po tym jak się okazało, że szef więzienia nie chce mu odpalić nawet procenta za te głupie zdjęcia. Byli sami w gabinecie, bo naczelnik nie chciał mieć świadków tej rozmowy. To był błąd. W czasie kłótni, Norman kilkukrotnie ranił mężczyznę nożem do otwierania listów. Naczelnik trzy dni później zmarł.

Tobias nerwowym gestem przeczesał dłonią włosy. Jego ojciec po raz kolejny kogoś zamordował. W dodatku spiskował z naczelnikiem. Jedna myśl go przeraziła.

— Czy mój stary planował ucieczkę z więzienia? Czy naczelnik miał mu w tym pomóc?

Poczuł na swoim ramieniu wspierającą dłoń Gabriela. To przyniosło ulgę, ale i strach o to, że Lawrence już wszystko wiedział,  na jego pytania mogła być tylko twierdząca odpowiedź.


2023/04/23

W rytmie miłości - Rozdział 79

 Hejo, po nowe informacje co u mnie zapraszam na fejsa (link po prawej stronie) lub na instagram do mnie: opowiesci_luany


Dziękuję za komentarze przypominam, że na Bucketbook ukazał się mój kolejny tekst. Link do niego macie jak klikniecie na okładkę po lewej stronie. Zapraszam na rozdział. :)


Ryan z łatwością wyczuwał stres u Elliotta. Nawet mimo tego, że spotkanie z jego rodzicami przebiegało wyśmienicie. Obiad był bardzo dobry,  i dobrze mu się rozmawiało z tatą Elliotta. Z mamą także nie poszło źle. Co prawda przesłuchiwała go, ale rozumiał to. Nagle w życiu jej syna zjawił się dorosły mężczyzna, który tak naprawdę zakochał się w nim od pierwszej chwili. Zanim go jeszcze osobiście poznał. Teraz o tym już wiedział, wcześniej trudno było się domyślić o co chodzi z tą całą sympatią i chęcią ciągłej rozmowy z Nieznajomym. Elliott nadal miał ten nick na jego streamach. Wciąż je moderował. Na czacie krążyły już plotki o nich i był już czas, aby ich poinformować, że są razem.

To jednak planował zrobić wieczorem o ile Elliott się zgodzi. Na razie skupiał się na tym co działo się obecnie. Na obiedzie była też babcia i dziadek jego partnera. Starsi państwo przyjechali tuż po mszy, więc jak tylko przybyli podano obiad. Dziadek okazał się drobnym, chorowitym mężczyzną,  do tego upartym, bo nie chciał wziąć leków, które strzegły go przed kolejnym zawałem serca. Na szczęście dał się na to namówić wnuczce. Za to babcia Ellliotta wyglądała jakby zakochała się w Ryanie. Whitener nie sądził, że spotka tak otwartych ludzi, nie licząc jego rodziny. Co więcej, podobało mu się , kiedy babcia pytała ich o datę zaręczyn.

Także Ryan nie miał wątpliwości, że czuł się tutaj bardzo dobrze i na każdym kroku starał się zapewnić swojego partnera, że wszystko mu się podoba. Najbardziej chłopak jednak denerwował się w momencie, kiedy Whitener zaproponował pani Eleanor pomoc w zmywaniu. Kobieta z chęcią skorzystała z pomocy. Dzięki temu, w tamtej chwili, mogli porozmawiać na spokojnie. W kuchni, poza nimi, nie było nikogo innego. Każdy, jak tylko usłyszał o zmywaniu, zniknął w salonie, gdzie niedługo miało pojawić się ciasto i kawa.

Elliott dobrze został odczytany przez Ryana. Faktycznie przez całe popołudnie był zestresowany. Nawet mało zjadł,  na obiad mama podała naprawdę dobry posiłek. Żołądek jednak miał ściśnięty. Nawet wtedy, kiedy szło wszystko dobrze. Dopiero dwie godziny później, kiedy on i Ryan poszli na spacer chłopak wypowiedział swoje obawy.

— Po prostu wiedziałem, że moja mama zrobi ci przesłuchanie. Wiem, że nie jesteś zbytnio towarzyskim człowiekiem. Ale postarałeś się wczoraj w klubie i dzisiaj i…

— Ej, ej, o czym ty mówisz? — zapytał Whitener.

Szli po chodniku, przy ulicy, przy której mieszkał Elliott. Trzymali się za ręce. Ross nigdy nie ukrywał się i nie zamierzał tego robić. Chętnie chwycił partnera za dłoń i nie planował jej wypuszczać.

— Tak, wolę zamknąć się w domu, ale to nie znaczy, że to źle mieć od czasu do czasu kontakt z ludźmi. I to nie jest tak, że chcę unikać tych, których znam i lubię. Podobało mi się wczoraj i dzisiaj. Przesłuchanie twojej mamy także mi nie przeszkadzało. Szczerze odpowiedziałem na jej pytania. W sumie jest bardzo podobna do mojej mamy. Przekonasz się już niedługo. Rozumiem, że martwi się o ciebie. Tak robi dobra matka. Ale też nie zakazuje ci niczego. To twoje życie i ona wie o tym.

Przystanęli na końcu ulicy skąd już był tylko ślepy zaułek i widok z góry na część innej ulicy. Ryan chwycił drugą rękę Elliotta i położył obie na swojej piersi. Stali blisko siebie, wpatrując się sobie w oczy, które wyrażały więcej niż słowa.

— Kocham cię, Elliocie Ross. Nasza znajomość zaczęła się nietypowo, chociaż w tych czasach, w erze znajomości i przyjaźni internetowych wszystko jest możliwe — dodał — ale wiem, że z mojej strony to nie jest zabawa.

— Z mojej także nie. Kocham ciebie — wyznał Elliott, co nie było jego pierwszym wyznaniem, ale i tak zawsze lekko się wtedy rumienił. Pocałował swojego partnera w usta. Lekko, czule. Ot, podarował mu jedynie muśnięcie, ale tyle wystarczyło na teraz.

— Mam pytanie — zaczął Whitener — czy możemy dzisiaj na streamie powiedzieć innym o nas?

—Ale nie będę musiał się pokazywać do kamery?

— Nie, jeżeli nie chcesz. Dlaczego tak się tego boisz? Czemu nie pokażesz innym jak wygląda Tollie? Jeszcze nie powiedziałeś nawet o nim przyjaciołom.

— Nie wiem czego się boję — odpowiedział Ross po chwili namysłu. Zawrócili, więc szli wolnym krokiem w stronę jego domu. — Może oceniania. Nie wiem. Dobrze mi z tym jak jest teraz. To znaczy powiem innym co robię, chociaż i tak pewnie wiedzą tylko nic nie mówią, ale nie chcę się pokazywać. Zawsze proszę moich widzów o to, by to uszanowali. Wczoraj robiłem Live i ciągle o to pytali. Ale nie ugnę się. Takie mam zasady i się tego trzymam. Co będzie za pół roku, rok, nie wiem. Może zmienię zdanie, może nie.

— To twoja decyzja i ją szanuję. Ale co powiesz na to, byś w chwili kiedy powiem innym o nas był blisko mnie? Zza kamery, ale przy mnie?

Elliott wiedział, że dzisiejszy stream Ryana zaczyna się dopiero o dwudziestej drugiej. To by oznaczało, że zostanie na noc u mężczyzny. Nic wielkiego, bo spędzał w jego domu wiele czasu, też powoli zbliżali się do siebie intymnie, ale nie wiedział co oznacza wspólna noc.

Ryan ponownie łatwo odczytał myśli Elliotta. Przyciągnął go do swojego boku, zarzucił mu rękę na ramiona i pochylając się do jego ucha, szepnął:

— Będziesz bezpieczny. Gwarantuję ci to. Ale marzy mi się już spanie u twojego boku.

Elliott przełknął ślinę. Tak otwarcie miał w domu powiedzieć, że spędzi noc u Ryana? Od razu każdy pomyśli, że będzie robił tam niecne rzeczy. Już wyobrażał sobie żarty taty i przytyki o prezerwatywach i nawilżeniu. Z drugiej strony, to nie było złe. Pokiwał więc głową i uśmiechnął się do partnera dając mu tym samym jasną odpowiedź.

 

*

 

— Nie chcę przerwy, ale rozumiem — szepnął Martin.

Leżał z Quinnem na łóżku. Quinn był małą łyżeczką, on większą i trzymał chłopaka, jakby to był ostatni raz kiedy mógł go dotknąć. Na razie Greenwood nie kazał mu się wynosić, ale czuł, że ta sytuacja nie potrwa długo. Powinien sam wyjść, ale nie potrafił. Wciągnął nosem znajomy zapach, chcąc go zapamiętać na długo. Nie miał pojęcia na jak długo.

Quinn nie był, tak naprawdę, pewny co zrobić. Nie potrafił po prostu kazać wyjść Martinowi,  równocześnie nie umiał go na tę chwilę traktować tak jak zawsze. Jeszcze nie był w stanie zapomnieć tego co widział.

— Lepiej będzie jak już wrócisz do domu.

W końcu to zdanie musiało paść. Tylko co z tego, jak wciąż trzymał rękę Martina przy swojej piersi. Słowa  czyny to dwie różne rzeczy. To te drugie szczególnie mówiły czego chcemy. Słowa mogą kłamać, ale czynami ciężko oszukać. Dlatego Martin wiedział dobrze, że jeszcze mógł chwilę tak poleżeć. Quinn wbrew temu co mówił, chciał go tutaj.

— Ja bardzo… — zaczął, ale chłopak mu przerwał.

— Lepiej nic nie mów. Po prostu leż.

Quinn poczuł za plecami jak Martin głęboko oddycha na te słowa. Ten spokój nie trwał jednak długo. W końcu, parę minut później, puścił rękę chłopaka, odsunął się od niego i usiadł na kraju łóżka. Reynolds wiedział co ma robić. Wychodząc spojrzał na Greenwooda smutnymi oczami. Nie było w nich tej znajomej iskry. Ona także zniknęła z oczu Quinna. Chłopak był zbyt smutny, aby pozostał w nich jakiś jej zalążek.

Nie miał pojęcia jak długo tak siedział. Pół godziny, godzinę, dwie. Nikt mu nie przeszkadzał. Nikt nie próbował zagadywać. Dzięki temu mógł myśleć. Mimo to, nijak nie potrafił sobie odpowiedzieć na pytanie, co zrobić z tym wszystkim. Jak miał postąpić? Czy traktować to jako jakiś rodzaj zdrady, czy spróbować zapomnieć,  przede wszystkim wybaczyć? Nie sądził, że ma w pewien sposób tak głupiego chłopaka. Pomagać komuś całując go. To nawet byłoby złe, gdyby tamten umierał i powiedział, że chce dowiedzieć się jak to jest całować się. Może nie tak okrutne jak wersja, którą opowiedział mu Martin, ale równie bolesna. Są rzeczy, które można zrobić inaczej. Na pewno, jeżeli chodziło o sytuację z klubu.

Pukanie do drzwi upewniło Quinna, że jego czas samotności skończył się. Podreptał, aby je otworzyć. Harry patrzył na syna z niepokojem i jeszcze czymś co tak szybko uleciało, że chłopak nie umiał tego wyłapać.

— Masz gościa — powiedział jedynie mężczyzna.

— Kto to?

— Twoja mama przyjechała.

Quinn zacisnął pięści i wyprostował je. Pokręcił niezadowolony głową. Ta kobieta przypomniała sobie w końcu o nim. Od tygodni jakoś nie miała czasu nawet z nim porozmawiać. Ciągłe koncerty, wywiady, które jesienią i zimą nasilały się, nie sprzyjały rodzinnym kontaktom. Podejrzewał, że gdyby tego chciała, to znalazłaby czas dla niego. Zawsze jednak to ona była ważniejsza, jej kariera i to czego chce. Dlatego nie mogła tego pogodzić z byciem żoną, matką i życiem w jednym domu i ich zostawiła.

— Ten dzień nie mógł być gorszy — szepnął chłopak ni to co siebie ni to do taty.

Nie chciał, ale po chwili zszedł na dół, aby się zobaczyć z mamą.

 

*

 

Tymczasem w innej części miasta Martin wrócił do domu. W pierwszej chwili zamierzał pozostać w swoim mieszkaniu, gdzie wciąż czekały na niego rozsypane na stole zdjęcia,  z nimi wspomnienia, ale czuł, że to nie najlepszy wybór. Wolał być tam gdzie są ludzie, jego psy, z którymi pobawił się w ogrodzie. Wyszalały się,  on je poprzytulał,  nawet zwierzył im się. Nie dały mu żadnych rad, ale wzmocniły jego bolące serce swoją psią miłością.

— Jestem głupi. Sam siebie doprowadziłem do takiego stanu.

Wraz z psami wrócił do wnętrza domu. W kuchni nasypał im do misek karmy, nalał świeżej wody. Po chwili już spały. On umył ręce, wziął sobie szklankę wody z miętą i cytryną, którą zawsze przygotowywała jego mama i poszedł do salonu.

— Gdzie są rodzice? — zapytał Korna.

— Ciocia i wujek poszli na romantyczny spacer — odpowiedział Thapakorn i westchnął ciężko.

— Też masz nienajlepszy dzień?

— Miłość jest durna — odpowiedział Mahawan.

Siedział na kanapie, z okularami na nosie udając, że czyta. Książka jednak leżała na jego kolanie od dawna nie ruszana,  on wpatrywał się w ścianę.

— Podobno, kiedy jest miłość jest i ból — rzekł Martin. — To rzeczy, które są nierozłączne.

Dołączył do kuzyna na kanapie. Milczeli. Żaden nie pytał drugiego o co chodzi, czemu wyglądają jakby właśnie przegrali życie. Do chwili, aż Korn odezwał się mówiąc:

— Dzwoniłem do niego, nie odbiera. Piszę, nie odpisuje i nie czyta moich wiadomości.

Jeszcze rano był w euforii,  teraz czuł jakby zapadał się w coraz głębszy dołek.

— Dał ci w końcu numer telefonu?

— Kiedy poszedł do łazienki, to go sobie spisałem. Muszę mu powiedzieć, aby lepiej zabezpieczał telefon. Aby w ogóle to zrobił.

— Po co go ścigasz, jak za parę tygodni wyjedziesz na dobre?

— Bo jest pierwszym, który zobaczył we mnie osobę,  nie kogoś do zdobycia. Nie wiem w sumie. Coś w nim jest, co mnie do niego ciągnie. Nie chcę się jeszcze poddawać.

Wstał, mając ochotę wrócić do pokoju i pobrzdąkać na gitarze. Może napisze jakąś piosenkę, którą pokaże Micahowi, że nie żartuje sobie z niego. Liczył, że namówi chłopaka na wspólny koncert na marcowym evencie. Aczkolwiek wiedział, że łatwiej byłoby wejść na szczyt góry.

Słowa kuzyna utkwiły Martinowi w głowie. Też nie zamierzał się poddawać. Tylko, na jakiś czas pozwoli się ukarać, bo na to zasłużył. Sięgnął po pilota i włączył telewizor. Akurat puszczali jakiś romans, więc przełączył na inny kanał. To samo i znów to samo. W końcu zostawił telewizor w spokoju i także udał się do swojego pokoju. Korciło go, aby napisać do Quinna, ale wolał mu nie przeszkadzać, mimo że brak kontaktu z nim bolał.

— Zasłużyłeś na to, kretynie — skarcił sam siebie, pewny, że jego chłopak właśnie to by mu powiedział.

Miałby rację. Jak zawsze.

 

*

 

— Jak dobrze cię widzieć, Quinnie. Stęskniłam się za tobą — mówiła kobieta, po tym jak przytuliła syna do piersi. Teraz patrzyła na niego, nie dostrzegając, że jest smutny czy nie cieszy się z jej wizyty. Widziała zawsze tylko to, co chciała.

— Dlaczego nie uprzedziłaś mnie, że przyjedziesz? — zapytał chłopak.

Znajdowali się w salonie, w którym kilka miesięcy temu Martin grał na fortepianie. Instrument nadal stał w tym samym miejscu. Od tamtego czasu, nikt go nie używał. Nawet on stracił serce do grania na swoich skrzypcach. Tylko tyle robił, by zaliczyć lekcję czy egzamin. Kochał skrzypce, ale zrozumiał, że nie wiąże przyszłości z nimi czy muzyką. Przeciwnie niż Martin. Chłopak jednak chciał nauczać. Nawet zaproponował mu, by w przyszłości robili to razem, ale on wolał znaleźć dla siebie inne zajęcie. Wspólna praca nie zawsze wychodziła na dobre. W sumie, nie wiedział czego chciał od życia zawodowo. Wiedział jedynie na chwilę obecną, że wolałby być wszędzie, ale nie z mamą, która wciąż opowiadała o sobie.

— I wyobraź sobie, jak ucieszyłam się, kiedy mój menager powiedział mi o koncercie w Adincton i okolicach. Przyjęłam tę wiadomość z pełnią szczęścia. Mam nawet bilety, dla ciebie i Martina i twoich przyjaciół.

— Kiedy ten koncert?

— Dzisiaj. Nie wspomniałam o tym? — zapytała zdezorientowana.

Sięgnęła do eleganckiej torebki i wyjęła pięć zaproszeń. Jej paznokcie były jak zawsze doskonale zrobione. Tak jak cała ona. Idealna pod każdym względem. Rude włosyzostały pięknie upięte przez zawodowego fryzjera, który zawsze z nią jeździł. Sukienka została także na pewno wybrana przez kogoś, kto się na tym doskonale znał. Szkoda tylko, że nie było nikogo, kto by powiedział tej kobiecie, że syn za nią tęskni. Nawet by ją uspokoić po tym, jak w listopadzie krzyczała na niego dowiadując się, że przez chłopaka nie wziął udziału w tak znanym konkursie. Dla niego to był tylko konkurs szkolny, dla niej jakby był światowy.

Nie zapomniał jej ostrych słów i tego, że powiedziała: „Do niczego się nie nadajesz”.

— Dziękuję, mamo, ale już za późno na takie prezenty.

— Dlaczego? Mam koncert o dwudziestej pierwszej. Po nim wyjeżdżam i bardzo chciałabym…

— Mamo, jest niedziela wieczorem. Jutro muszę iść do szkoły. Jeszcze lekcji nie odrobiłem. Do tego mam z angielskiego napisać do jutra wypracowanie…

— Jak zwykle czekasz do samego końca. Gdybym ja tak czekała, nie byłabym w tym miejscu w którym jestem…

— Tak, wtedy byłabyś po prostu moją mamą! — wykrzyknął łamiącym się głosem. — Mam gdzieś, to co robisz, że jesteś sławna. Ja po prostu czasami potrzebuję mamy — dodał i uciekł, pozostawiając kobietę z otwartymi ustami i łzami w oczach.

 

*

 

Mijały godziny. Elliott doskonale spędzał czas siedząc z laptopem w pokoju, w którym Ryan stremował. Chłopak moderował dzisiejszy czat. Nie miał dużo pracy, bo ludzie zachowywali się dobrze i przestrzegali regulaminu. W dodatku nie był sam. To właśnie inni moderatorzy na prywatnym czacie ciągle pytali Ryana o to, dlaczego mężczyzna spogląda nieustannie poza kamerę. Podobne pytania można było też znaleźć na ogólnym czacie.

 — Bo tam, znajduje się miłość mojego życia — odpowiedział im godzinę po rozpoczęciu nadawania na żywo. — Znacie Nieznajomego. Ja znam go trochę lepiej. Oddałem mu serce.

Ja również oddałem serce Ryanowi.

Napisał Elliott. Wtedy zaczęły padać pytania o to kiedy się pokaże.

— Mój partner ceni sobie prywatność, więc go nie zobaczycie. Może kiedyś zmieni zdanie. Na razie mówi wam cześć i cieszymy się, że tak dobrze przyjęliście tę wiadomość. Oczekuję, że nie będziecie nas męczyć i unikniecie pytań o naszą prywatność. To było coś czym chcieliśmy się z wami podzielić. Jeżeli zechcemy o czymś powiedzieć, to sami to zrobimy. A teraz, pożegnam się już z wami na dzisiaj i zapraszam na wtorek.

Ryan wymienił jeszcze gry, jakie miał testować we wtorkowy wieczór i zakończył streaming wcześniej niż planował. Dzisiaj chciał położyć się do łóżka i zasnąć u boku Elliotta.

— Chyba dobrze poszło — powiedział Ross, wyłączając laptopa i po chwili podszedł do mężczyzny. Już po tym jak był pewny, że kamera jest wyłączona. Nawet to sprawdził.

— Doskonale. Nigdy nie udawałem, że będę kiedyś z kobietą, więc nie było zaskoczenia z kim się związałem. Jednak są i będą ciebie ciekawi.

Wziął chłopaka za rękę i zaprowadził na piętro, gdzie znajdowała się jedynie sypialnia, łazienka oraz garderoba.

— Kiedyś pewnie wyłapią jakieś nasze wspólne zdjęcie. Ale to co innego — odpowiedział Elliott. — Mogę pierwszy do łazienki?

— Idź. Ja pójdę do tej na dole.

W łazience Elliott wziął, kolejny już dzisiaj prysznic,  potem założył spodenki i koszulkę, w których lubił spać i na szczęście były świeżo wyprane. Potem umył zęby. Wziął z domu wszystko swoje, przygotowując się, jakby miał zostać tu na zawsze. Wysuszył dokładnie włosy i wrócił do łóżka. Ryan już na niego czekał. Mężczyzna podniósł kołdrę,  Ross wsunął się pod nią.

— Spokojnie, będę grzeczny — obiecał Ryan.

Chętnie mógłby posunąć się dalej, ale czuł, że chłopak nie był gotów na nic więcej niż pieszczoty, czy wspólne ocieranie się i dojście na kanapie. Mógł czekać. Dzisiaj chciał po prostu spać z nim. Wyłączył lampkę i zgarnął w swoje ramiona Elliotta. Także miał na sobie piżamę, mimo że zazwyczaj spał nago lub w bieliźnie. Pościel też zmienił zanim pojechał do Rossów. Miał już wtedy nadzieję, że Elliott zgodzi się spędzić noc u niego.

— Twoja mama mnie lubi — szepnął, by rozwiać wszelkie wątpliwości jakie mógł mieć chłopak w związku z mamą i Ryanem. — Poznała mnie bliżej. Wie, że ciebie szanuję. No i twoja babcia już mnie kocha, więc to ogromny krok do sukcesu.

— Jesteś w łóżku ze mną. Możesz nie mówić o innych,  szczególnie o mamie i babci? — zapytał Elliott śmiejąc się cicho. — Wolałbym, abyś mnie pocałował na dobranoc.

To życzenie Ryan spełnił z radością. Zawisł nad chłopakiem, spojrzał mu w oczy. Dzięki temu, że w pokoju mimo zgaszonego światła wciąż było nie ciemno,  szaro przez włączoną stację pogodową, która mocno świeciła, mógł dobrze widzieć Elliotta. Potem pochylił się i pocałował go. Ich usta zetknęły się w miękkim, słodkim pocałunku pełnym miłości. Wargi otarły się o siebie już dobrze zaznajomione ze sobą. Nie było obaw, niepewności. Była czułość i delikatność,  potem uśmiech, kiedy ostatni raz ich usta dotknęły się.

— Dobrej nocy — szepnął Ryan.

— Dobranoc — powiedział Elliott.

Nie miał pojęcia jak zaśnie, taki był podekscytowany. Tylko, że kiedy ułożył głowę na ramieniu partnera, zmęczenie szybko dało o sobie znać. Wczesna pobudka, stres,  teraz poczucie, że jest bezpieczny i szanowany, spowodowało u Rossa szybkie nadejście snu.

Ryan jeszcze długo leżał, przysłuchując się spokojnemu, równemu oddechowi Elliotta. Pamiętał, że zegar w stacji pogodowej wskazywał pierwszą w nocy, kiedy poczuł jakby mu w oczy ktoś sypnął piachem i również zasnął.