2022/02/27

Magnetyzm serc - fragment i info o nowym tekście

 Przed Wami kolejny fragment z moich tekstów. Tym razem "Magnetyzm serc". Jest to pierwszy rozdział tekstu, który jest dostępny tutaj: https://bucketbook.pl/pl/p/Magnetyzm-serc-e-book/241

Przypominam, że te teksty można jedynie kupić na Bucketbook. Fragmenty tekstów wrzucane przez ostatnie trzy niedziele nie będą publikowane na blogu.

 

Kolejna wiadomość jest taka, że możecie już kupować czwarty tom cyklu "Uśmiech losu". Także zapraszam ponownie na Bucketbook, tutaj: https://bucketbook.pl/pl/p/Zapisane-w-gwiazdach-tom-4-e-book/454

Z góry dziękuję za wsparcie finansowe, dzięki temu mogę dalej na spokojnie pisać. :)

 

 

Są takie dni, które pozostają na zawsze w naszej pamięci i takie, które umknęły nam, jakby nigdy ich nie było. Doktor Gabriel Langston na początku rozpoczętego dnia bardzo chciał by spotkało go to pierwsze, bo wieczór jakiego z niecierpliwością oczekiwał, zapowiadał się idealnie. Dzisiaj mijała piąta rocznica jego związku i udało mu się przypadkiem dowiedzieć o rezerwacji stolika w jednej z najlepszych restauracji w Louisville. To nie było wszystko co go cieszyło, bo składało się na to coś jeszcze. Coś czego pragnął, ale nigdy nie miał odwagi pierwszy poprosić o rękę swojego partnera. Spodziewał się, że Darryl dzisiaj mu się oświadczy, bo po cóż innego kupowałby dwa tygodnie temu obrączki. Jego partner sądził, że ukrył przed nim ten zakup, ale miał pecha, gdyż przyjaciel Gabriela, Brian miał siostrę, która pracowała w sklepie jubilerskim, gdzie dokonano zakupu. Od razu poinformowała o tym brata, a ten nie potrafiąc zachować tego dla siebie, przekazał radosną nowinę Langstonowi.

Gabriel tego dnia czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, wyczekując tego co miało się wydarzyć. Kiedy jednak nadszedł wieczór, nie spodziewał się, że zapragnie, aby ten dzień na zawsze zniknął z jego życiorysu, a najlepiej by nigdy nie nadszedł. Już wchodząc do domu na przedmieściach miasta, w którym się urodził, wychował, a teraz pracował, poczuł dziwny ucisk w piersi i niepokój, dostrzegając stojące w holu walizki, które należały do Darryla. Znał to aż za dobrze, bo mając na swoim koncie trzydzieści trzy lata życia, doświadczył podobnych sytuacji. Nie spodziewał się tego po tym mężczyźnie, który od pięciu lat zapewniał go, że go kocha. Dlatego mimo wszystko wmawiał sobie, że nie chodzi tu o to co widzi, bo na pewno istniało jakieś inne wytłumaczenie obecności walizek.

Zdjął płaszcz i schował go do wbudowanej w ścianę szafy, która znajdowała się tuż przy wejściu. Zmienił też buty na kapcie i nieśpiesznie, jakby chcąc oddalić od siebie odpowiedzi, przeszedł długim korytarzem wyłożonym czarnobiałymi kafelkami do sypialni. Jego partner znajdował się w przylegającej do pokoju łazience, wynosząc stamtąd swoje kosmetyki.

– Wyjeżdżasz? – zapytał Gabriel, w którym znikała nadzieja na to, że jest wytłumaczenie tego co widzi. Tym bardziej, że Darryl zabierał rzeczy, które zawsze zostawiał, kiedy musiał wyjechać. Nigdy też nie potrzebował wtedy tylu rzeczy. – Nic mi o tym nie wspominałeś. – Oparł się o framugę krzyżując nogi w kostkach, a ręce na piersi.

– Sądziłem, że uda mi się wyjść zanim wrócisz. – Darryl wrzucił do podręcznej torby kosmetyki i zasunął zamek.

– Czyli chciałeś uciec w dniu naszej rocznicy?

Darryl zamarł i spojrzał na partnera jakby był całkowicie obcym człowiekiem, a po kręgosłupie Gabriela przeszedł zimny dreszcz.

– Nie pamiętałem, że rocznica wypada dzisiaj.

– Nie? A zarezerwowany stolik… – Langston nie wypowiedział nic więcej rozumiejąc, że miejsce na dzisiejszą kolację zostało zarezerwowane nie po to, aby uczcić pięć lat związku. Jak mógł być taki głupi. To zawsze był ten sam schemat, tylko tym razem wszystko trwało o wiele dłużej niż kilka miesięcy. Dlatego to go uśpiło. Nie wiedział czy ma się śmiać, czy płakać z tego powodu, ale na pewno zastanawiał się co było z nim nie tak, że nie potrafił zatrzymać przy sobie mężczyzny. – Nie zamierzałeś mi nawet tego powiedzieć w twarz, tylko chciałeś uciec? – zapytał ostrzej. – Nie chciałeś też niczego wyjaśniać?

– Wolałem uniknąć konfrontacji – wyjaśnił mężczyzna, nie patrząc Langstonowi w oczy. – Nie chciałem, żebyś się zdenerwował.

W pokoju rozległ się śmiech Gabriela, który nawet przez chwilę nie przypominał niczego radosnego. Zawierał w sobie nutę zranienia, zawodu i czegoś zimnego.

– Nie chciałeś mnie denerwować. – Podszedł do Darryla, chowając ręce w kieszenie. Spojrzał na niego w górę. Jego wkrótce już były partner był dużo od niego wyższy, co zawsze mu się podobało. Tak jak jego brązowe włosy i piwne oczy, które jeszcze nie tak dawno temu patrzyły na niego z miłością. Biorąc jednak pod uwagę to, co się właśnie działo przypuszczał, że nawet one kłamały. Dał się oszukać. – A możesz mi przynajmniej powiedzieć, kiedy zamierzałeś przekazać mi tę cudowną wiadomość o zerwaniu i zniszczeniu tego co, jak sądziłem, nas łączyło? Od jak dawna to planowałeś?

Darryl cofnął się w stronę komody, na której leżał jego portfel i dokumenty. Wziął je sprawdzając czy ma wszystko, a Gabriel czekał na odpowiedź coraz bardziej się denerwując.

– Powiesz coś, czy po prostu wyjdziesz?

– Doskonale wiesz, że od jakiegoś czasu nam się nie układało. – Mężczyzna spojrzał na lekarza, z którym spędził ostatnie pięć lat życia. – Kiedy ostatni raz spędziliśmy razem czas? Albo kiedy kochaliśmy się? Ciągle tylko pracowałeś i nawet będąc w domu myślałeś o swoich pacjentach lub zamykałeś się w pokoju, klejąc te swoje głupie modele. Nie interesowałeś się mną, tym co ja czuję, co robię. Zapytałeś się mnie ostatnio co u mnie w pracy? Nie. Byłeś tylko ty i nic więcej.

Gabriel wysłuchał tych zarzutów wiedząc, że część z nich dotyczących jego pracy jest prawdą, ale nie wszystkie. Mógłby wyliczać bez końca momenty, kiedy chciał pobyć z Darrylem, a mężczyzna zawsze miał jakieś wymówki. Często nie było go w domu, kiedy Gabriel miał wolne weekendy. Podobno wtedy odwiedzał swoich rodziców, których mu nigdy nie przedstawił. Zawsze mówił, że nie są szczęśliwi z jego związku z mężczyzną, ale Langston zrozumiał, że to nie oto chodziło. Darryl nigdy nie planował spędzić z nim życia, więc dlaczego miałaby poznawać go ze swoją rodziną.

– Nie byłem święty, nikt taki nie jest, ale nie zrzucaj na mnie winy za wszystko co i ty zrobiłeś – odezwał się lekarz.

– Nie będziemy tego już roztrząsać. Było, minęło, Gabrielu. Uznajmy, że obaj jesteśmy temu winni. – Wziął leżącą na łóżku niewielką torbę i rozejrzał się. – Pora na mnie – powiedział i ruszył w stronę wyjścia. – Klucze zostawiłem w kuchni. Dom jest twój, więc nie mam nic do powiedzenia. Zabrałem tylko to z czym przyszedłem. Zostawiam też wszystkie prezenty, które mi dałeś.

– Masz kogoś? – zapytał Langston, nie powstrzymując się przed tym. Musiał to wiedzieć, chociaż nie był pewien, jak przetrwa kolejną zdradę. – Dla kogo kupiłeś obrączki? Dla kogo zamówiłeś stolik? – Hardo spojrzał w oczy byłemu już kochankowi, ignorując coraz mocniej bolące serce.

Darryl zatrzymał się przy drzwiach i przymknął powieki. Kiedy je otworzył, nie patrzył na Gabriela tylko gdzieś przed siebie. Jego postawa wykazywała zniecierpliwienie z tego powodu, że został zatrzymany. Ewidentnie nie chciał niczego wyjaśniać, tłumaczyć, a na pewno rozmawiać z Gabrielem.

– Spotykałem się z tą osobą od roku. Dzisiaj się oświadczę – powiedział i wyszedł ani razu nie spoglądając na Langstona.

Gabriel zachwiał się czując, że nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Poczuł jakby właśnie znalazł się w krzywym zwierciadle, do tego w jakimś filmie, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Nikt w realnym życiu nie powiedziałby tak bezdusznie i bezosobowo, że oświadczy się komuś innemu, a nie mężczyźnie, z którym mieszkał przez kilka lat i tego dnia mijała ich rocznica. Okrutność słów i sytuacji sprawiła, że powróciły wspomnienia, a każde z nich niczym nie różniło się od tego, co stało się chwilę wcześniej. Każdy jego związek tak się kończył. Ktoś odchodził do kogoś innego, wpierw zdradzając go, a w międzyczasie udając uczucia, których tak naprawdę nie było lub wypaliły się. Szkoda tylko, że on nie mógł, ot tak przestać czuć i zapomnieć o tym dniu, który jak na złość pozostanie w jego pamięci.

Drgnął, kiedy usłyszał silnik odjeżdżającego samochodu. Podszedł do okna, by ujrzeć jak czarne Porsche wyjeżdża z podjazdu. Obserwował przez chwilę pojazd, który zniknął za zakrętem i przycisnął pięć do ust, by powstrzymać krzyk pełen cierpienia, jaki się w nim budował. Kolejny raz ktoś go zostawił, jakby nic nie znaczył. Wyrzucił jego uczucia na śmietnik niczym coś śmierdzącego. Cokolwiek by robił i tak w ten sposób się wszystko kończyło.

– Nie ma sensu kochać – szepnął, odchodząc od okna i kierując się prosto ku wyjściu z sypialni, w której nie miał ochoty przebywać.

Łóżko stojące na środku, kupił razem z Darrylem. Dwa miesiące temu odmalowali sypialnię, decydując się na łososiowy kolor, by ocieplić nowoczesne pomieszczenie. Tak wiele mieli planów, a może to tylko on je miał. Czy był na świecie jedynym homoseksualnym mężczyzną, pragnącym stałego związku na całe życie, szacunku, oddania i miłości? Miłości, która jak się okazywało, nie miała żadnego sensu. Po cóż więc kochać?

W holu nałożył buty oraz płaszcz, bo marcowa temperatura nie wynosząca więcej niż plus dziesięć stopni przypominała, że mimo wiosny nie można było zapomnieć o ciepłej odzieży. Wyszedł na dwór w chwili, kiedy z nieba lunął deszcz i Gabriel zaśmiał się na pogodę, idealnie określającą jego stan. Podbiegł do samochodu i usiadł za kierownicę. To co chciał teraz zrobić nie było mądre, ale w innym wypadku załamie się. Uruchomił silnik srebrnej Chevrolete Corvette i ruszył przed siebie. Potrzebował teraz prędkości, zapomnienia i zatracenia się w uciekającym krajobrazie.

Wyjechał z podmiejskiej ulicy, przy której kupił jednopoziomowy dom z dwoma sypialniami. Skierował się ku drodze, którą mijał każdego dnia wyjeżdżając z domu. Wyciągnął rękę i włączył odtwarzacz, by zagłuszyć muzyką huczący silnik i dobijające myśli, które wkradały mu się do głowy. Z głośników zaczęła płynąć jego ulubiona play lista utworów i zaśmiał się niczym szaleniec, kiedy rozpoznał pierwsze nuty swojego ulubionego utworu Still Loving You, zespołu Scorpions. Utworu jego zdaniem tak genialnego, który nigdy się nie starzał i nigdy nie przeminie. Ballada od lat była ucztą dla jego uszu, serca, duszy ucząc go, żeby przez głupotę nie zniszczyć tego, co się budowało w związku z miłością i tego co się z nią wiązało. Uczyła go, by nie zabić miłości, bo potem nie można już odbudować tego co było. A on chociaż walczył z całych sił, to inni to wszystko deptali, nie pozostawiając nic poza zranionym sercem.

Zacisnął palce na kierownicy, nadepnął na pedał gazu, a licznik pokazywał coraz większą prędkość z każdą mijającą sekundą. Patrzył przed siebie wjeżdżając w ostry zakręt na niedawno wyasfaltowaną ulicę, przy której w przyszłości miało powstać osiedle, a która kończyła się kilka metrów dalej, zamieniając w zawsze pokrytą kurzem drogę. Przyśpieszył. Serce biło mu szybko, adrenalina zaczęła krążyć w żyłach, a oddech pogłębił się. Droga przed nim była pusta, otoczona rozległymi polami, na których latem złociło się zboże, a które teraz skąpane były w deszczu. Za nim unosiła się chmura pyłu i wody, kiedy osiągał coraz większą prędkość. Wycieraczki nie nadążały zbierać wody z szyby, a utwory muzyczne płynące z głośników kłuły jego uszy swą głośnością i wbijały się w jego duszę niczym nóż w serce, bo każdy z nich opowiadał o miłości, o jej różnych aspektach i rodzajach. Przy Never Tear Us Apart zespołu INXS, kiedy rozległ się energetyczny głos Michaela Hutchence’a, w którym się podkochiwał jako nastolatek, a który śpiewał o zetknięciu się dwóch światów dwójki osób i o tym, że nic już ich nie rozdzieli, miał ochotę wrzeszczeć z coraz mocniej pochłaniającego go bólu.

Każdy utwór wpędzał go w czarną czeluść, a on pozwalał sobie pogrążać się w niej, pędząc przed siebie i mając świadomość, że droga wkrótce się skończy tuż nad rzeką. Zapragnął, aby jego cierpienie tam też dobiegło końca. Marzył by już nigdy nie poczuć się jak gówno. Nienawidził myśli, że było z nim coś nie tak, kiedy każdy z kim się spotykał, zdradzał go prędzej czy później. Wiedział, że większość homoseksualnych mężczyzn nie potrafi dotrzymać wierności, a on od siedemnastego roku życia trafiał na każdego, kto nie miał o niej pojęcia. To tak jakby wisiało nad nim jakieś fatum. Czym bardziej pragnął kochać i być szczęśliwym, tym bardziej to tracił. Był zły na siebie, że zaufał Darrylowi, a ten i tak w końcu go zdradził. Prawdopodobnie nie był to pierwszy raz, a on niczego się nie domyślał lub nie chciał o niczym wiedzieć, woląc udawać, że wszystko jest w porządku. A tu nagle widziana przyszłość w kolorach tęczy, zamieniła się w czerń. Więcej już nie przetrwa.

– Najlepiej to nigdy już nie kochać! – krzyknął tak głośno, że zagłuszył ryk muzyki. Rzeka przed nim zbliżała się coraz bardziej, a on zacisnął jeszcze mocniej dłonie na kierownicy, szybciej oddychając. Miał tylko kilka metrów zanim pojawi się przed nim skarpa, a potem koniec drogi jaki nastąpiłby w rzece Ohio, której stany wód miały tak duże wahania, że potrafiły prowadzić do katastrofalnych powodzi.

Ulewa coraz bardziej przysłaniała mu widok, a droga zrobiła się śliska i bardzo błotnista, kiedy ziemia coraz bardziej nasiąkała wodą nie mogąc od razu jej wchłonąć w siebie. Mimo tego nie zwolnił i gdyby mógł, jeszcze by przyśpieszył. Silnik ryczał tak głośno, jakby chcąc przekrzyczeć się z wciąż płynącą muzyką. Dla Gabriela wszystkie utwory zlały się w jedno, a po chwili kiedy ujrzał blask wody przed sobą, przestał cokolwiek słyszeć. Jedyne czego pragnął to przestać cierpieć. W jego głowie jednak pojawili się ludzie, którzy na niego liczyli. Jego pacjenci, których odwiedzał nawet w domach. Został lekarzem z powołania. Jego celem było pomaganie ludziom. I nadal mógł to robić. Może przetrwać i żyć dalej. Wystarczy zrezygnować z miłości.

Wrzasnął w ostatniej chwili naciskając hamulec, a samochód zaczął obracać się na mokrej powierzchni, wyrzucając spod kół zwały błota. Gabriel ledwie zapanował nad pojazdem, który dopiero po długiej chwili zatrzymał się na niedużej skarpie, wisząc maską nad przepaścią. Langston cały dygotał, próbując dojść do siebie i uzmysławiając sobie, co chciał zrobić. Roztrzęsiony przez złamane serce i tym, że z własnej głupoty prawie stracił życie rozpłakał się, a wraz z nim ciągle płakało niebo.

 

*

 

– Doktorze Langston? Doktorze? Słyszy mnie pan?

Gabriel ocknął się, spoglądając na pielęgniarkę.

– Tak? Mówiłaś coś?

– Wszystko w porządku? – zapytała dziewczyna, która od niedawna pracowała w szpitalu, gdzie przyjmował pacjentów.

Nie znał odpowiedzi na to pytanie, bo nie był pewny czy wszystko było w porządku. Dzisiaj mijał rok odkąd zostawił go Darryl, a on prawie wjechał samochodem do rzeki. Nie udało mu się zapomnieć o tamtym czasie i chyba nigdy to się nie uda. Nie ważne jak tego chciał. Przeczesał swoje ciemno blond włosy dłonią i odparł:

– W porządku. Jestem tylko zmęczony. – Ostatnio dużo pracował, więc to nie było kłamstwem. Dzisiaj od rana przyjmował pacjentów w przyszpitalnej przychodni i po tym jak ostatni wyszedł, miał za dużo czasu na wspomnienia. – Stało się coś?

– Zjawił się u nas jakiś mężczyzna i nie chce powiedzieć co mu dolega. Doktor Archer chciała go przyjąć, ale on powiedział, że chce lekarza mężczyznę, a nie kobietę. Nie mogę znaleźć doktora Burnetta, więc pomyślałam o panu.

– Nie mam teraz żadnych pacjentów, więc mogę zobaczyć o co chodzi. – Wstał zza biurka, biorąc ze sobą stetoskop i założył go na szyję.

Wyszli z gabinetu na korytarz pełen ludzi. Część z nich była pacjentami czekającymi na wizytę u lekarza, a część im towarzyszyła. Przeszedł za pielęgniarką do gabinetu zabiegowego, w którym oczekiwał na niego podenerwowany, wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Szare oczy spojrzały na niego, a grube brwi zmarszczyły się, jakby oceniając Langstona. Krótki zarost na jego szczęce mógł mieć zaledwie dwa dni, a szczupła sylwetka wyglądała na wysportowaną. Mężczyzna był od niego wyższy o kilka centymetrów. Przed sobą trzymał zwiniętą bluzę zasłaniając krocze, a jego sportowa zapinana, zwężana koszula nie ukrywała mięśni.

– Jesteś lekarzem? – zapytał podenerwowany pacjent, wyglądający na cierpiącego z bólu. Miał sińce pod oczami jakby od dawna nie spał.

– Doktor Gabriel Langston. Jestem internistą.

– To dobrze. Dobrze. To taki lekarz pierwszego kontaktu czy coś, nie? – Pacjent skrzywił się, podchodząc powoli do lekarza. – Mam problem. Myślałem, że to przejdzie, ale jest coraz gorzej. – Spojrzał na pielęgniarkę. – Może pani wyjść? To bardzo wstydliwa sprawa.

– Ale ja powinnam…

– Zostaw nas samych, proszę. Zawołam cię kiedy będziesz potrzebna – powiedział Gabriel domyślając się, że sprawa z którą przyszedł pacjent może być intymnej natury.

Pielęgniarka kiwnęła głową i wyszła, a Gabriel zamknął za nią drzwi i odwrócił się do mężczyzny.

– Teraz proszę mi powiedzieć, co panu dolega.

– Cholernie boli. Sądziłem, że przejdzie, ale to nie ustępuje. – Na czole mężczyzny pojawiły się kropelki potu.

– Co pana boli? I proszę usiąść. – Wskazał na kozetkę.

Pacjent spojrzał na wskazane miejsce i się skrzywił.

– Nawet siedzieć nie mogę, bo jest tylko gorzej. – Nadal trzymając jedną ręką bluzę i zasłaniając nią krocze, drugą potarł kark. – Chodzi o to, że mam erekcję od wielu godzin. Nie dość, że boli, to nie mogę się nawet wysikać.

– Proszę się położyć. – Gabriel obserwował, jak mężczyzna z trudem kładzie się na kozetce, wciąż trzymając bluzę. – Niech mi to pan odda i obsunie spodnie. – Odłożył na bok bluzę pacjenta, a potem z pudełka stojącego na stoliku przy kozetce wyjął rękawiczki oraz wziął cienkie prześcieradło, by zasłonić po badaniu mężczyznę. – Jak się pan nazywa?

– Cholera jasna – zaklął pacjent, rozpinając spodnie – to znaczy, nie tak się nazywam. Po prostu boli i tak sam z siebie przeklinam. Alan T. Turner.

Gabriel okrył na razie nogi pacjenta, a potem pomógł mu odsłonić krocze. To co zobaczył sprawiło, że zapytał nieco ze złością:

– Co pan brał? Ile niebieskich tabletek pan wziął i jak długo trwa erekcja? – Penis mężczyzny był nabrzmiały, miejscami fioletowy od nabiegłej krwi. Musiał sprawiać ogromny ból. Nie wierzył, że mężczyzna to znosił i nie przyszedł wcześniej. – Muszę pana dotknąć.

– To trwa od siedemnastu godzin. Coś koło tego… Nie jestem pewien. – Turner pocił się coraz bardziej i skrzywił się z bólu, kiedy lekarz go badał. – Wziąłem tylko dwie tabletki kupione w aptece i mające sprawić… że będzie tylko przyjemniej. Chciałem uczcić urodziny, które wczoraj miałem. Skończyło się na tym, że chłopak, z którym byłem z początku był bardzo zadowolony, było super, ale potem zaczęło się piekło. Erekcja nie mijała, a wręcz było gorzej. Nikt by tego nie wytrzymał. Nie byłem w stanie dojść. On miał dość i wyszedł, a ja zostałem z problemem, który nie mijał choćbym się o to bardzo starał.

– Dlaczego pan wcześniej nie przyszedł? Wie pan co panu grozi? – zapytał Langston, kończąc badać mężczyznę i okrył go. – Czy miał pan wcześniej problemy z potencją?

– Nigdy nie miałem. Wczoraj skończyłem dopiero trzydzieści lat, człowieku. Chciałem tylko by było lepiej.

– Takich leków nigdy nie bierze się bez porozumienia z lekarzem. Bez względu na to co reklamują w telewizji. Nie bierze się ich szczególnie wtedy, kiedy podniecenie i erekcja następuje naturalnie bez wspomagaczy. – Gabriel nie rozumiał dlaczego coraz więcej osób decyduje się na takie rzeczy, nie zważając na to, na co się narażają.

– A co mi grozi, doktorku?

– Już po dwóch godzinach powinien pan iść do lekarza.

– Skąd miałem wiedzieć? Myślałem, że mi przejdzie, jak mówiłem. Nawet stałem pod zimnym prysznicem, a to nawet nie ruszyło. Co mi grozi? – zapytał cierpiący Turner.

– Po tylu godzinach grozi panu martwica członka, a na pewno by to się stało po dwudziestu pięciu godzinach. Jeżeli ona nastąpi, chcąc ratować pana życie, penis będzie musiał zostać amputowany.

– Co?! – Mężczyzna chciał szybko podnieść się, ale opadł ponownie na kozetkę. – O czym ty mówisz doktorku? Nie mogą mi go obciąć. Rozumiesz? Jestem facetem. Potrzebuję go, rozumiesz mnie, nie? Też jesteś facetem. Mój penis musi zostać na miejscu.

Gabriel westchnął i powiedział:

– Pańskie życie jest ważniejsze niż członek, który i tak się panu do niczego nie przyda jeżeli stanie się martwy. Z tym wiąże się wiele innych powikłań, które mogą doprowadzić do pańskiej śmierci. Dlatego proszę pozwolić mi działać. Wezwę pielęgniarkę, którą pan wyprosił. Trzeba panu założyć cewnik, a potem wezmę urologa, który pana przyjmie na oddział.

– Ale możecie coś z tym zrobić, nie?

– Musimy coś zrobić. Jeszcze ma pan szansę, że po lekach lub nakłuciu penisa erekcja ustąpi. – Gabriel wezwał pielęgniarkę i zadzwonił do jednego z lekarzy na urologii, by zszedł na oddział ratunkowy.

– Cholera. W życiu już nie wezmę żadnego świństwa, nie amputujcie go tylko. – Turner przyglądał się co pielęgniarka i lekarz robią, a potem się przeraził widząc długą rurkę, którą trzymał w ręku doktor Langston. – Co to jest?

– To jest cewnik, który panu założę.

– Będzie boleć?

– Pana niestety tak – odpowiedział Gabriel, pochylając się nad pacjentem i starając się być delikatny wiedząc, że w tym przypadku nawet dotyk piórka spowodowałby ogromne fizyczne cierpienie.

Kilka minut później pojawił się urolog, a Langston oddał mu pacjenta, który z własnej głupoty doprowadził siebie do tak poważnego stanu. Zostając sam, usiadł na krześle w pokoju zabiegowym, mając chwilę dla siebie i prychnął na wspomnienie słów, które skierował do niego Turner, kiedy go wywożono z sali.

– Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy doktorku, ale w lepszych okolicznościach.

Gabriel natomiast miał nadzieję, że już nigdy się nie spotkają.

2022/02/20

Druga szansa - fragment

 Dzisiaj wstawiam fragment innego z moich tekstów. Jest to kolejny, tym razem 5 tom serii "Obrazy miłości". Można go kupić tutaj: https://bucketbook.pl/pl/p/Druga-Szansa-cz.-1-tom-5-e-book/74 Jest to pierwsza część z dwóch. 

Za tydzień kolejne przypomnienie, jakiegoś tekstu, a w pierwszą niedzielę marca zamierzam zacząć publikować kolejny tom "W rytmie miłości". Mam nadzieję, że nic planów nie zmieni. Także niczego nie obiecuję.

Przypominam, że fragmenty tekstów wrzucane przez ostatnie trzy niedziele nie będą publikowane na blogu. Są dostępne tylko do kupienia.


– Tato!

Chude rączki wyciągnęły się ku niemu. Uniósł pięcioletniego syna do góry. Dziecko oplotło rączkami szyję ojca i zaczęło rozprawiać o tym, co robiło dzisiaj w przedszkolu. Garry słuchał małego Christiana z zainteresowaniem, co jakiś czas zadając synkowi pytanie, na które ten ochoczo odpowiadał. Mężczyzna rzadko kiedy miał okazję pobyć z najmłodszym dzieckiem oraz pozostałą trójką, która z racji wieku już nie przybiegała do niego i nie tuliła się kiedy wracał z pracy. Niemniej późne powroty do domu nie dawały szans na większy kontakt z dziećmi. Nie mógł winić o to nikogo innego poza sobą. Uczelnia, na której był wykładowcą fizyki zajmowała mu większość dnia, a często i popołudnia.

Nie zawsze tak było.

Jeszcze dwa lata temu starał się wracać do domu najwcześniej, jak tylko miał możliwość. Bywało, że odwoływał mniej ważne zajęcia, bo naszła go ochota, aby pobyć z rodziną lub najczęściej kiedy go potrzebowali.

Jeżeli ona go potrzebowała.

Był zawsze na jej zawołanie. Istniał dla niej. Żył dla niej i kochał bezgranicznie. Od wielu lat w związku byli tacy szczęśliwi. Mieli wspaniałe, zdrowe dzieci, nie brakowało im pieniędzy. Stać ich było na wszystko. Dom, który wybudowali tętnił życiem. Zawsze panował w nim rozgardiasz, a miłość przepełniała ściany domostwa.

Potem to się skończyło.

Chwila, która bywa tak ulotna niczym jedno mrugnięcie powieki, trwała wiecznie. Niemalże tak, jakby czas się zatrzymał, kiedy lekarz przekazał tragiczną wiadomość. Nie czuł się na to przygotowany w nawet najmniejszym stopniu. Jak można się przygotować na śmierć ukochanej osoby?

Od tamtego momentu żył jakby w półśnie. Nie czuł się na siłach by funkcjonować. W pierwszych dniach dopadło go takie odrętwienie, że nie miał pojęcia co się wokół niego dzieje. Nie  był w stanie  nawet przygotować pogrzebu żony. Jadł, oddychał, chodził, bo mu tak kazali. Jedynym powodem, dla którego co rano, po nocy pełnej koszmarów, otwierał oczy to dzieci. Bez nich mógłby zasnąć na wieki.

Byłby z nią.

Z mijającymi tygodniami, a potem miesiącami powrócił do życia, a praca stała się jego znieczuleniem. Mimo tego, smutek pozostał ujawniając się w długie, samotne noce.

– Panie Stallman podać panu kolację? – zapytała gospodyni po tym, jak wyszła z kuchni. Była jasnowłosą kobietą o ciepłym spojrzeniu, kilka lat starszą od niego, o pociągłej twarzy i współczującym uśmiechu. Miała na sobie szary, dwurzędowy skromny kostium i biały fartuszek z kieszonką na piersi i wzorem truskawkowej babeczki.

– Nie, dziękuję. – Poprawił synka na rękach wdzięczny swojej gospodyni za wyrwanie ze świata wspomnień. – Gdzie reszta moich dzieci? – Co wieczór po powrocie z pracy zadawał to pytanie.

– Natalii zamknęła się u siebie w pokoju, a chłopcy są nad basenem.

– Też byłem nad basenem – powiedział z dumą pięciolatek – ale sobie poszedłem, bo Christopher nie chciał mnie wziąć do wody – poskarżył się.

– Dobrze zrobił. Niedawno chorowałeś – przypomniał chłopcu. Skierował się na patio, gdzie kilka lat temu jego żona przygotowała część ogrodu na to, by przeznaczyć go na basen, który był jej marzeniem. Kochała pływać.

– Ale już jestem zdrowy. Jest lato.

– Tak, wiem. Cześć chłopaki.

Dwaj chłopcy w wieku szesnastu i osiemnastu lat obejrzeli się na przybysza. Starszy Christopher właśnie pływał, a młodszy siedział na leżaku z telefonem w ręce.

– Właśnie, tato, zaczęły się wakacje – zagadnął Nicholas – a my nadal siedzimy w domu.

– Prawda – przyznał Christopher siadając na brzegu basenu. – Wyjechalibyśmy gdzieś. Tylko nie mów, że nie masz czasu. Dawniej go miałeś. Kolejne wakacje mamy siedzieć w domu? – Czarnowłosy chłopak patrzył na ojca z oskarżeniem.

– To, że wy macie wakacje, nie znaczy, że studenci których uczę też je mają. Mam dużo pracy.

– Zawsze tylko praca – burknął osiemnastolatek. Wstał, porwał z jednego z leżaków biały szlafrok, ubrał się i posyłając zawiedzione spojrzenie tacie wyszedł do salonu, z którego na patio prowadziły duże, szklane drzwi.

Garry spojrzał na średniego syna.

– Też tak sądzisz?

Szesnastolatek westchnął. Od zawsze był dużo spokojniejszy od brata i bardziej nieśmiały. Nie zawiązywał tak łatwo nowych znajomości jak reszta jego rodzeństwa. Ale za to ten, komu zaufał, miał w nim dobrego przyjaciela. Dlatego teraz z dozą nieśmiałości i szacunku do ojca pokiwał głową.

Fizyk przymknął na moment powieki, po czym otworzył je czując pocałunek na policzku.

– Nie smuć się tato. Ja mogę zostać w domu – oznajmił Christian przytulając się do rodzica.

Christian był dzieckiem spragnionym czułości. Tulił się do każdego, ale co najdziwniejsze, nie ufał każdemu. Bywało, że widział po raz pierwszy kogoś i już go nie lubił lub lubił tak bardzo, że ciężko go było od tej osoby odciągnąć. Od czasu gdy stracił matkę w wieku trzech lat potrzebował dużo więcej czułości i garnął się do każdego, kogo kochał. Przy tym tak patrzył, że Garry nabierał nowych sił do przetrwania kolejnych dni.

 

*

 

Rozebrał się z trzyczęściowego garnituru który był nieodłącznym elementem jego wizerunku. Założył na siebie spodnie dresowe oraz biały podkoszulek. Dopiero po tym udał się na rozmowę z córką. Natalii miała pokój na końcu korytarza, więc musiał przejść całą jego długość. Zapukał.

– Proszę – odpowiedziała brązowowłosa czternastolatka o zielonych oczach. Leżała na brzuchu wymachując nogami i rozmawiając przez telefon.

– Podobno nie zeszłaś na kolację – powiedział po wejściu do środka i obrysowując spojrzeniem typowy pokój nastoletniej dziewczyny.

– Słuchaj, Ann, oddzwonię później.  – Zakończyła rozmowę telefoniczną. – Nie byłam głodna. – Wstała. Podeszła do taty i uśmiechnęła się słodko, co dla Gary’ego było znakiem, że jego czternastoletnia córka czegoś chce. Na co dzień Natalii nie była uczuciową osobą, patrzyła na wiele spraw z chłodem, a gdy coś chciała osiągnąć była w tym bardzo wytrwała.

– O co chodzi? – Założył ręce na piersi.

– W połowie lipca Ann wyjeżdża z rodzicami do ich domku letniskowego. Zaprosili mnie. Zgodzisz się…

– Nie ma mowy.

Dziewczyna prychnęła niezadowolona z odpowiedzi.

– Dlaczego? Od śmierci mamy nigdzie nie byliśmy. Siedzimy zamknięci w klatce. Jestem nastolatką, chcę gdzieś pojechać. Zabawić się, coś zobaczyć. Mama by tego chciała. Zawsze nam urozmaicała wakacje i nas gdzieś zabierała. Ty nie. – Tymi ostatnimi zdaniami wbiła szpilę w serce ojca i nie obchodziło jej to. Kochała mamę, ale też była pewna, że wie czego by dla niej chciała rodzicielka.

– Nie przeciągaj struny, Natalii – powiedział Garry Stallman. – Będzie tak jak ja powiem. Nigdzie z Ann i jej rodzicami nie pojedziesz. Ciągle jeszcze pamiętam co było, kiedy zostałaś u nich na weekend.

– Porzuć ten swój ton wykładowcy, tato. Jestem twoją córką, nie studentką. A teraz proszę wyjdź, bo chcę zostać sama. – Położyła się na łóżku z pozycji, w której zastał córkę i wzięła telefon do ręki.

Mężczyzna nic nie odpowiedział, bo pomimo wykształcenia, doświadczenia, na które składało się trzydzieści dziewięć lat życia, nie miał pojęcia jak rozmawiać z własną córką. Spojrzał na zdjęcie w ładnej, pozłacanej ramce stojące na jej biurku. Kobieta o brązowych włosach uśmiechała się jakby pocieszająco, a jej oczy mówiły: „Dasz sobie radę”.

Jesteś pewna? Szkoda, że cię ze mną nie ma, pomyślał. Jakoś od dwóch lat odnosił nieustające wrażenie, że z tym „dawaniem sobie rady” nic nie wychodzi.

Opuścił pokój córki z ciężkim sercem i świadomością, że poza żoną traci też dzieci. Przynajmniej dwójkę z nich. Pokręcił z rezygnacją głową nad swoją bezsilnością w tym względzie. Niby wiedział, że wychowywanie nastolatków to ciężka sprawa, ale myślał, że będzie łatwiej. W tym znów widział swoją winę - tak mało czasu im poświęcał. Powinien to zmienić.

Przeczesał palcami swoje czarne włosy ze śladami siwizny, które pojawiły się jak skończył trzydziestkę. To jednak nie postarzało go, a wręcz dodawało uroku, jak mówiła jego żona. Udał się do sypialni, która była utrzymana w jasnych kolorach. Jej centralnym punktem było łóżko. Ogromne łóżko. Kupił je z Samantą kilka lat temu, a parę godzin później na nim począł się Christian. Przesunął ręką po kremowej narzucie. Żona zrobiła ją na drutach. Zajęło jej to dużo czasu, ale w końcu ją skończyła.

Usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Tego dnia wspomnienia atakowały go na każdym kroku. Dzisiaj była rocznica ich ślubu. Dlatego dzień miał bardzo ciężki. W przerwie w pracy wyszedł do kwiaciarni i pojechał na cmentarz z bukietem białych róż. To nadszarpnęło jego emocje. Dobrze, że był w stanie pozbierać się i podczas spotkania ze swoimi studentami znów wrócił doktor fizyki Garry Stallman.

Telefon zabrzęczał gdzieś w sypialni i Garry zorientował się, że nie wyjął go z kieszeni marynarki. Ta wisiała przewieszona przez oparcie krzesła. W dwóch krokach był przy nim i wyjął komórkę. Dzwoniła druga kobieta jego życia. Ktoś o złotym sercu, kto zawsze potrafił wyczuć, gdy coś niedobrego się z nim działo.

– Dobry wieczór, mamo.

 

*

 

Pub tętnił życiem. Gwar rozmów, śmiechy, głos komentatora sportowego, przeplatały się z podnieconymi okrzykami kibicujących klientów kiedy ich ulubiona drużyna bejsbolowa zdobywała kolejne punkty prowadzące do zwycięstwa.

Nico Callaway nie kibicował w przeciwieństwie do znajomych, którzy od kilku dni nie mogli doczekać się tak ważnego meczu. Fani Dodgersów[1] krzyczeli, podskakiwali podekscytowani niczym dzieci, które po długim czekaniu dostały wymarzone prezenty. On natomiast spokojnie popijał piwo nie rozumiejąc tego szaleństwa, przez co znajomi nazywali go dziwakiem. Nie krzyczał, nie kibicował, więc było z nim coś nie tak. Nie znaczyło to, że Nico nie lubił się zabawić. Uwielbiał poszaleć, ale zdecydowanie robiąc coś innego. Sport jakoś do końca go nie fascynował. Jeśli już, to wolał biegi i pływanie. A pływać umiał bardzo dobrze. Tańczyć również - i wolałby pójść tak spędzić czas, jednak chciał pobyć  z przyjaciółmi. Niestety w żadnym klubie nocnym nie mogliby obejrzeć meczu, więc wylądowali w zaprzyjaźnionym pubie.

Nico jednak wierzył, że to nie koniec wieczoru. Noc dopiero miała się zaczynać za kilka godzin, więc chętnie poszaleje w nocnym klubie, który był poniekąd jego domem, bo spędzał tam mnóstwo czasu. Pracował jako barman i kochał nocne życie, tak samo jak uwielbiał spacery po plaży. Czego nic mu nie utrudniało, bo mieszkał w Los Angeles, a do tego miał dom na plaży, więc sposobność do wyjścia na spacer o różnych porach była zawsze.

– Kurwa, a to nam dopierdzelili. Czy ten pałkarz jest ślepy? – odezwał się głosem pełnym zawodu Mark. Jego żona siedząca obok poklepała męża po ręce. – Nasi muszą teraz przyłożyć się do roboty.

– Spokojnie, kochanie, nie wkurzaj się. Dadzą radę – powiedziała Maddie.

– Dokładnie – poparł przyjaciółkę Nico. – To co, może po jeszcze jednym piwie?

– Teraz to mówisz z sensem – rzucił Lucas. Obok niego wpatrzony w ekran Stuart nie zwracał na nikogo uwagi.

– Ja już podziękuję – dodała jedyna pośród nich kobieta.

– Dobra, to zaraz wracam. – Nico zebrał szklanki i przecisnął się pomiędzy ludźmi do baru. W międzyczasie coś ważnego się stało, bo goście pubu ponownie zaczęli krzyczeć z radości. – Jeszcze cztery ciemne – powiedział do znajomego barmana, kiedy w końcu udało mu się dopchać do wyznaczonego celu.

– Się robi, Nico. – Barman pozbierał brudne szklanki.

– Macie gorący wieczór – zagadnął znajomego Callaway. Musiał przekrzykiwać tłum, żeby mógł sam siebie usłyszeć.

– Oby więcej takich. W takie to mamy zarobek, jak nie wiem – mówił biorąc spod lady czyste szklanki. – Klienci gaszą pragnienie. Piją, bo trzeba nagrodzić zwycięską drużynę lub zapić smutek po przegranej. Nie byłeś tutaj jak są mecze futbolowe.  To dopiero jazda. – Podał piwa Callaway’owi. – A ty, jak tam?

– Mam urlop i świętuję. Ale mam ochotę się zabawić zupełnie inaczej niż oni. – Wskazał ruchem głowy gdzieś, gdzie przy stoliku siedzieli jego przyjaciele. – Wpadnij kiedyś do klubu i pogadaj ze starymi znajomymi, Andre.

– Na razie nie mogę. Ale kiedyś wpadnę świętować narodziny córy.

– O, to już ci się urodziła? Gratuluję. – Przybił piątkę znajomemu ignorując nikłe uczucie zazdrości. – Idę do nich, bo pomyślą, że im zwiałem. Trzymaj się. – Wziął ostrożnie z lady cztery szklanki.

– Ty też.

Ponownie lawirując pomiędzy ludźmi i kwadratowymi stolikami dotarł do swojej grupy. Postawił piwa na stoliku, na którym spoczywała misa z orzeszkami.

– No, nareszcie jesteś. – Lucas sięgnął po piwo. – Straciłeś niesamowitą akcję.

– Coś cudownego – dodał Stuart. – Gdybyś widział ten rzut naszych! Pałkarz przeciwnej drużyny nie miał szans.

– A w ogóle, co tak długo zagadywałeś tego barmana? Słodki jest. – Maddie zaciekawiła się zupełnie czymś innym niż jej mąż i mężczyźni, których znała od studiów.

– Mam ci przypominać, że Andre to stuprocentowy heteryk? Córka mu się urodziła. – Podniósł szklankę i stuknął nią o inne. – To, jak mówią w Polsce, na zdrowie.

– Skąd wiesz jak mówią w Polsce? – Mark zerkną na Nico krótko.

– Powiedzmy, że dawno temu miałem jednego Polaka w łóżku. Nie będę ci więcej opowiadał, bo jeszcze by ci się spodobało, a twoja wyobraźnia by zaczęła działać nie tak, jak powinna i słodka Maddie musiałaby poszukać sobie kogoś innego, nie takiego skurczybyka, jak ty. – Puścił oczko przyjaciółce.

– Dobra, dobra. Nawet tak nie żartuj. Fuj. Wiesz, że toleruję to, że jesteś pedziem – powiedział Mark – ale trzymaj mnie z dala od takich opowieści.

Callaway tylko się zaśmiał. Lubił Marka. Nie przeszkadzało mu, że ten facet nie raz go nazywał pedałem, bo nie była to mowa nienawiści, szczególnie kiedy w oczach Marka igrały iskry rozbawienia. To właśnie najbardziej na nim i na Lucasie mógł polegać i ich cenił najwyżej, nie licząc Maddie. Stuart natomiast trzymał się trochę na uboczu.

– Mógłbyś sobie kogoś na stałe znaleźć. Wziąć ślub i żyć. – Na sercu Maddie zawsze leżało to, że jej przyjaciel jest samotny. Nie lubiła jego przygodnych facetów, którzy na całe szczęście od jakiegoś czasu nie pojawiali się w życiu Nico.

– Jeszcze się taki nie trafił, aby zdobyć moje serce, moja droga. Nawet nie wiem, czy taki ktoś mnie przeznaczony istnieje. I gdzie jest.

– Wierzę… – urwała jednak, bo jej przerwał krzyczący Lucas.

– No kurwa, dalej! – Mężczyzna aż wstał spostrzegając, że jeden z zawodników jest w stanie zdobyć bazę domową. – No leć. Kurwa, leć. Tak! Jest!

W całym barze nastąpiło wielkie szaleństwo, mimo że to nie był koniec meczu. Nico tylko się pod nosem uśmiechał przyglądając się wszystkim ludziom zarówno mężczyznom jak i kobietom, nie ustępującym w przekrzykiwaniu brzydszej z płci. Maddie niemalże tańczyła i ściskała męża, przy którym ta drobna kobieta wyglądała bardzo krucho.

Spędził w barze jeszcze jakiś czas, a później wyrwał się od nich i udał do nocnego klubu, żeby wytańczyć się i zostawić na parkiecie calutką energię. Dlatego wrócił do domu zmęczony. Ledwie tylko rozebrał się do bielizny padł na łóżko, a przed snem w pamięci zawirowały mu jego własne słowa: „Nawet nie wiem, czy taki ktoś mnie przeznaczony istnieje. I gdzie jest.”

– Pewnie jak się zestarzeję to się pojawi – wymamrotał zasypiając.



[1] Los Angeles Dodgers – profesjonalna drużyna baseballowa, występująca w zachodniej dywizji National League ligi Major League Baseball. Siedziba drużyny mieści się w Los Angeles w stanie Kalifornia. (przyp. Wikipedia)