2022/07/31

W rytmie miłości - Rozdział 48

 Hejo, zapraszam na kolejny rozdział. Mam też wiadomość, że od wczoraj na Bucketbook można kupować ostatni tom tej historii. Wydanie zawiera epilog, dostępny wyłącznie na bucketbook.pl Epilog jest podziękowaniem dla osób, które zakupiły, zakupią serię. Na bloga nie zostanie wstawiony. 

Tom można zakupić tutaj: W rytmie miłości tom 3.

Tymczasem zapraszam na kolejny rozdział części drugiej. Dziękuję za komentarze. :)


 

Tobias odstawił do schowka pod schodami odkurzacz. Nienawidził odkurzać. Mógł kosić trawnik, zajmować się roślinami, myć podłogę, ale odkurzanie to nie jego bajka. Niestety ciocia zmusiła go do wykonania tego szacownego zadania. Gdyby mógł, oddałby je Oliverowi, ale ten od godziny siedział w pokoju z Gerardem i podobno coś ważnego ustalali. Jemu natomiast przypadło sprzątanie. To nie było tak, że nie poczuwał się do obowiązków domowych. Po prostu dzisiaj nie miał na to najmniejszej ochoty. Niedawno wrócił do domu, posłuchał muzyki, a potem dostał zadanie od cioci. Ta wyszła na randkę, a Tobias był coraz bardziej ciekawy tego jej faceta. Mężczyzna cały czas unikał spotkania z nim i Oliverem. Obaj widywali go tylko przelotnie.

Zamknął drzwi schowka, w którym było wszystko to, co jest potrzebne i co już dawno powinno zostać wyrzucone. Nie chciał, by nadszedł dzień, kiedy będzie musiał zrobić tu porządek. Umył ręce i zadowolony, że czekał go wolny wieczór zamierzał udać się do swojego pokoju. Tymczasem dzwonek do drzwi zmienił jego plany. Ruszył by je otworzyć i potknął się o szczotkę od odkurzacza. Całkiem o niej zapomniał. Kopnął ją pod ścianę, a potem otworzył drzwi. Pierwsze co zobaczył, to ogromny bukiet stworzony z czerwonych róż. Duży na tyle, że ledwie mógł zobaczyć kuriera, który wyglądał zza kwiatów. Mężczyzna wręczył mu przesyłkę, potem kazał podpisać dokument, że została odebrana i odszedł zostawiając Tobiasa z koszem kwiatów.

— Romantyczny ten twój facet, ciociu — burknął pod nosem schylając się po kosz.

Zaniósł go do kuchni zamierzając zostawić na stole i iść do swojego pokoju. Pomiędzy różami dostrzegł jednak wizytówkę, więc ponownie zmienił swoje plany. Ciekawość zwyciężyła i sięgnął po nią. Tłumaczył to sobie tym, że chce sprawdzić mężczyznę, z którym spotyka się ciocia. Chciał, aby była bezpieczna. Wyjął z koperty kartkę i zdębiał.

— Pojebało go.

 Wiadomość na karteczce brzmiała:

Dla Tobiasa od Gabriela. Nie umiem pisać wierszy, więc mogę jedynie rzec w tym zacnym pisanym słowie, że od dawna jesteś częścią mojego serca. Tym fragmentem, o którym nigdy nie zapomniałem, a który zamierzam ponownie zdobyć. Byłem, jestem i będę twój na zawsze. Tylko, proszę, pozwól mi znów cię kochać.

Potem był podany adres miejsca spotkania, data oraz godzina.

— Pojebało go doszczętnie. Romantyczności mu się zachciało.

Nie potrafił jednak przed sobą samym ukryć, że coś w nim poruszyło się na każde z tych słów, w które wciąż wpatrywał się. Nie mógł nic nie czuć, bo tak naprawdę nigdy nie przestał kochać tego drania. Na jego telefon przyszła wiadomość, którą natychmiast otworzył.

— Pojebało go dwukrotnie — szepnął, patrząc na zdjęcie Christophera z takimi samymi różami. Drugim, była fotografia bileciku, na którym wiadomość brzmiała:

Dla Christophera od Gabriela. Nie spotkasz wiersza w tym miejscu, bo najzwyczajniej w świecie nie umiem ich pisać. Chcę ci jedynie przekazać, że od pierwszej chwili poczułem z tobą więź. Już zdążyłeś zawładnąć moim sercem i mam nadzieję, że przyjmiesz moje. Jeżeli mi tylko pozwolisz, będę twój od teraz i na zawsze.

Natychmiast zrobił takie same zdjęcia i wysłał Nichollsowi z dopiskiem:

Odwaliło mu.

Po chwili otrzymał odpowiedź:

Robi to czego chcieliśmy. Stara się o nas. W tym co napisał, jest szczery.

Piwo, chipsy i dobry mecz, to też staranie.

Odpisał i nie minęła minuta, kiedy miał na to odpowiedź.

Bądź trochę romantyczny, Tobiasie. Spróbuj. Nie zapadniesz się z tego powodu pod ziemię.

Nic już nie wysyłał do Christophera tylko zadzwonił do Gabriela.

— Powaliło cię? Skąd pomysł z tymi kwiatami? Tu jest z pięćdziesiąt róż.

— Dokładnie dziewięćdziesiąt dziewięć.

— Dlaczego aż tyle i po co to?

— Sądziłeś, że nie jestem romantyczny? Co do ich ilości, sprawdź znaczenie. Zrób też to, co jest napisane na kartce. Będę na was czekał.

Później Tobias długo wpatrywał się w telefon zaskoczony, że Lawrence ot tak się rozłączył.

— Apodyktyczny dupek.

— Kto jest apodyktycznym dupkiem i dla kogo te kwiaty? — zapytał Oliver, który dla zamyślonego Tobiasa pojawił się w kuchni nagle, niczym duch.

— Od kiedy tu jesteś i gdzie jest twoja druga połówka?

— Pojechał właśnie do domu, a ja dopiero tu wszedłem — odpowiedział Oli wąchając róże. — Od kogo są?

— Od Gabriela. Nie patrz tak. Chrisowi też je wysłał. — Tobias podał bilecik bratu.

— Walczy chłopak o was. Musiał się nieźle wykosztować. Taki kosz nie jest tani. — Przeczytał co jest napisane na karteczce. — Naprawdę poważnie do tego wszystkiego podchodzi. Dlaczego nie jesteś pod prysznicem? Poza tym masz jakąś elegancką koszulę?

— Na co mi ona?

Oliver przewrócił oczami.

— Adres tutaj mieści się niedaleko szkoły tańca, do której chodziłem i mam zamiar wrócić. Gabriel zaprosił was do restauracji, w której chodzi się w krawacie, nie w podartych dżinsach i koszulce.

— Kurwa — zaklął Tobias, a potem wybiegł z kuchni.

Oliver słysząc jego mocne kroki na schodach, zaśmiał się cicho. Jego brat ma randkę z dwoma chłopakami na raz. Miał nadzieję, że wszystko się ułoży i ci trzej będą razem. Wierzył, że im się uda. Jeszcze raz powąchał róże, a potem udał się na górę, wybrać dla brata ubranie, zanim ten rozrzuci na cały pokój zawartość szafy.

 

*

 

Tobias zaparkował przed domem Greenwoodów, gdyż miał zabrać stąd Christophera. Ze złością poprawił krawat. Czuł się tak, jakby go to ścierwo dusiło. Narzekałby nadal na swoje ubranie, gdyby nie zobaczył Nichollsa. Chłopak wyglądał seksownie z przewieszonym przez rękę płaszczem, czarnej koszuli, wąskich, ale eleganckich spodniach i krawacie, za który Grant chciał go chwycić i przyciągnąć do siebie. Może krawaty nie są do końca takie złe — pomyślał. Z niecnym zamiarem podszedł do Chrisa, ale ten wysunął rękę przed siebie.

— Nie ma mowy. Wiem, co chcesz zrobić. Obiecaliśmy mu.

— Nie wiesz co chcę zrobić.

Tobias wsunął ręce do kieszeni płaszcza. Tylko w ten sposób jakoś nad sobą mógł zapanować.

— Znam cię. Na pocałunku mogłoby się nie skończyć. Szczególnie, że w domu nie ma nikogo.

— Nie ma nikogo? To zaproszenie.

— Harry i mama pojechali do kina. Moja siostra nocuje u koleżanki, a Quinn pewnie zabawia się z Martinem. Ma wrócić dopiero jutro. Jedziemy, czy będziesz się na mnie gapił?

— Mam ochotę nie tylko się gapić.

— Kilkudniowy post miesza ci w głowie.

Chris wyciągnął płaszcz przed siebie, a Tobias go wziął. Obszedł Christophera i stając za jego plecami, bardzo blisko, pochylił się, by szepnąć do ucha chłopaka:

— Ty mi mieszasz w głowie. Wziąłbym cię chętnie na masce mojego samochodu, a Gabriel by patrzył zanim dołączyłby do nas.

Już samo to, że pomyślał o Gabrielu, dużo Tobiasowi powiedziało. Tymczasem na jego słowa gorący żar przetoczył się przez ciało Chrisa. Naprawdę chętnie zgodziłby się na to wszystko. Tobias potrafił go nakręcić paroma słowami. Nawet one nie były potrzebne. Wystarczyło, że na niego spojrzał i był dla niego gotów. Gdyby chłopak tak na niego nie działał, wtedy nie uprawiałby z nim seksu na szkolnej imprezie. Od tygodni powoli obaj zbliżali się do siebie, a on zakochiwał się w nim. Teraz do ich dwójki miał dołączyć Gabriel, który sprawiał, że miał gęsią skórkę na samą myśl o nim i nie było to nic nieprzyjemnego. Raczej mógłby to nazwać czymś podobnym do wstrząsu elektrycznego, kiedy mężczyzna był obok.

— O czym myślisz? — zapytał Tobias pomagając Nichollsowi założyć płaszcz.

— O tobie i o nim. O nas. O tym jak na mnie działacie. Dużo jest w tym pożądania, ale i coś więcej. Wiem co do ciebie czuję i wiem, że pojawiają się uczucia w stosunku do Gabriela. Może to głupie, bo go nie znam, ale gdy o nim myślę, serce bije mi szybciej. — Poczuł jak Tobias obejmuje go od tyłu, a czuły pocałunek na karku, upewnił go, że jego serce dobrze wybrało. — Mam nadzieję, że nam się uda. Nie wiem jak to ma działać jeżeli chodzi o związek, ale wiem, że tego chcę.

Tobias przypomniał sobie znaczenie dziewięćdziesięciu dziewięciu róż. Odnalazł je w Internecie zaraz po tym jak wyszedł spod prysznica.

— Wiesz co oznacza tyle róż ile każdemu z nas przysłał? Cytuję „ Będę cię kochał do końca życia i nie opuszczę aż do śmierci.” Dzięki temu wiem, że uda się. Najważniejsze, aby w to nie wkradła się zazdrość, aby któryś z nas nie chciał zgarnąć tego drugiego dla siebie, zostawiając trzeciego samego. Nie zawsze będziemy razem. Nie zawsze będziemy razem uprawiać seks. Czasami mogę to ja być z tobą, on z tobą, ja z nim i tego trzeciego nie będzie obok. Nie możemy być wtedy zaborczy. Co innego w stosunku do osób spoza nas. Z czasem przyjdzie i miłość.

— Przestałeś się już przed nią bronić? — zapytał Chris odwracając się do Tobiasa.

Grant poprawił płaszcz chłopaka, który najchętniej zdjąłby z niego, a potem pozbyłby się reszty ubrań. Musiał się opanować. Miał teraz takie dni, że szczególnie brakowało mu seksu. Czuł się tak jakby szedł przez pustynię i nie miał ani kropli wody.

— Tylko kiedy dotyczy ciebie i Gabriela — odpowiedział, a potem chwycił chłopaka za rękę i zaprowadził do samochodu.

 

*

 

Gabriel czekał na nich w prywatnej sali na piętrze. Na środku stał okrągły stół pięknie nakryty. Zapalił świece, kiedy tylko dano mu znać, że jego goście są w drodze.. Denerwował się trochę tym spotkaniem, bo od niego wiele zależało. Może nawet wszystko. Bardzo się starał, aby to zaplanować. Chris i Tobias chcieli, aby ich zdobył, więc to robił. Nie musiał działać w ten sposób, bo coś prostego też byłoby dobre, ale uważał, że na to zasłużyli. Rachunek, który zapłacił za kwiaty i to pomieszczenie, był ogromny, ale warto było zobaczyć ich miny, kiedy obaj prawie zbierali szczęki z podłogi, jak tylko weszli do pokoju.

— Cholera, chyba jednak to lepsze niż piwo i mecz — rzucił Tobias.

Obaj wyglądali niesamowicie i Lawrence nie mógł oderwać od nich oczu. Sam także prezentował się elegancko w granatowej koszuli, której górny guzik rozpiął. Garniturowe spodnie doskonale układały się na jego długich nogach, a lśniące buty dopełniały całości.

— Nie masz krawata — zauważył Tobias.

— Tu na górze nie muszę go mieć. To prywatna sala.

Podszedł do obu, miał nadzieję, że swoich przyszłych partnerów, i pomógł im zdjąć płaszcze. Położył je na jednej z dwóch kanap, tuż obok swojego. Zaśmiał się kiedy spostrzegł, że Tobias odrzucił swój krawat.

— Nigdy tego nie lubiłeś.

— To chomąto chce udusić człowieka.

— To krawat, Tobiasie, nie chomąto – odezwał się Chris, trochę się stresując. Nie mógł oderwać oczu od Gabriela. Przyrzekłby, że w miejscu, gdzie koszula mężczyzny rozchylała się widział tatuaż, ale pewności nie miał.

— Co za różnica, jedno złe i drugie złe. Jemy czy pieprzymy się?

Gabriel zaśmiał się. Takiego Tobiasa znał. Chłopak czuł się swobodnie i walił prosto z mostu nie bawiąc się w różne zawiłości, w przeciwieństwie do Christophera. Lawrence wyczuwał, że Nicholls denerwował się. Starał się to ukrywać, ale łatwo było go odczytać dla wprawnego oka. Miał nadzieję, że z czasem to minie, a on postara się o to.

— Dam znać, żeby podali jedzenie.

— Zamówiłeś już? — zapytał Chris.

— Tak. Mam nadzieję, że to nie problem.

— Absolutnie. Zjem wszystko — rzucił Grant.

Obserwował ukradkiem jak Chris działał na Gabriela i odwrotnie. Obaj reagowali na siebie, tak jak on na nich. Ten wieczór będzie zabójczy jeżeli będą mieli tylko jeść i rozmawiać, a potem po prostu wrócić do domu. Do rana ręka mu odpadnie z powodu masturbacji, jeżeli nic się pomiędzy nimi nie wydarzy.

— Uspokój się — skarcił go Chris.

— Tobias był zawsze niecierpliwy — dodał Gabriel, po tym jak poprosił przez telefon, by przyniesiono na górę jedzenie.

— Wydaje się być ciągle napalony i gotowy — odparł Christopher.

— Opanowanie się to dla niego trudna sztuka — powiedział Lawrence.

— Czasami bywa jak ogień, który dostał tlenu i…

— Przestańcie w końcu pieprzyć — przerwał im Tobias. — Wiem co chcecie osiągnąć. Ty — wycelował palec z Gabriela — i ty — potem ten sam palec skierował na Nichollsa — jesteście pewni, że pierwszy się poddam. Ale nie, panowie. Myślę tą głową — postukał się po skroni — a nie tą na dole. Nie poddam się. Będę opanowany i zimny jak grób.

Chris skrzywił się na to porównanie, ale nic nie powiedział, bo właśnie przyniesiono jedzenie. Kelner postawił trzy talerze na stole i odszedł. Gabriel w tym czasie otworzył wino. Mogli się dzisiaj napić. Później zamówi taksówkę. Nalał białego trunku do kieliszków.

— Ten gatunek idealnie pasuje do pieczonego łososia z kremowym sosem. Zdążyłem się już zorientować, że obaj lubicie ryby. Ja jem tylko łososia, więc wybrałem dla naszej trójki taki o to kompromis.

— Idealnie — powiedział Chris.

— Chcę was uprzedzić, że ten wieczór, to dopiero początek przygody jaką dla was zaplanowałem — poinformował ich Gabriel, podając po kieliszku wina. — Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni i każdy zostanie zaspokojony — dodał, a w jego oczach pojawiła się iskra, która obiecywała wiele.

2022/07/24

Hejo

 Kochani, przepraszam, ale dzisiaj  nie będzie rozdziału. Jestem na wakacjach u rodziny i zapomniałam go wstawić. Rozdział pojawi się za tydzień.

Pozdrawiam :)

2022/07/10

W rytmie miłości - Rozdział 47

 Hejo. 

Wpadam z nowym rozdziałem i informacją, że tom 3 tej historii został ukończony. Będzie to trzeci i ostatni tom. Także będę go publikować na blogi. Ale tom 3 zawierał będzie epilog (blisko 30 stron), który będzie dostępny tylko w wersji płatnej tomu. Bez epilogu tekst będzie ukończony. Epilog zawiera treść "kilka lat później". 

Nie wiem kiedy będzie tom do kupienia. Chciałabym go już wydać w lipcu, ale wciąż jest w poprawie, potem jeszcze trzeba kilka prac przy nim zrobić. Jak się nie uda w tym miesiącu, to na pewno sierpniu on będzie. :)

W poprzednim rozdziale uśmierciłam Daisy. Mając wybór kogo mam uśmiercić wolałam to zrobić z nią niż zabić któregoś z chłopaków. Takie jest życie. Dzisiaj jest pięknie, a jutro nas nie ma. Dziewczyny nie uważały, sądziły, że są młode i mogą wszystko, a tu okazało się, że tak nie jest i wjechały pod ciężarówkę. Szkoda mi było tej postaci, ale ja też o niej zapominałam. Do tego stopnia, że traktowałam tę postać jakby nie istniała. Także mogąc wybierać wolałam pożegnać się z nią. 


Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział. :)


Ryan odpisywał na wiadomości czekając w małej lodziarni na swoją randkę. To spotkanie nazywał randką, nie zamierzał tego zmieniać. Co więcej, nie chciał tego robić. Wiedział czego chciał i po kilku wątpliwościach, jakie nawiedziły go kilka razy, postanowił z niczym nie czekać. Owszem miał z Rossem spotkać się twarzą w twarz dopiero drugi raz, ale czuł, że to, co robi jest właściwe. Nie poznali się przecież wczoraj. W dodatku każda rozmowa z tym chłopakiem, nie ważne czy werbalna czy pisana, przybliżała go do niego. Tamtego dnia, kiedy przez drobne kłamstwo mogło się wszystko rozlecieć, dobrze zrobił zapraszając Elliotta do swojego domu. Bez tego, bez tej godziny, nie czekałby teraz na niego.

Od razu zauważył chłopaka gdy ten wszedł do lokalu. Nagle, czas jakby zwolnił, a wszystko wokół zamgliło się. Serce Ryana przyśpieszyło, a oczy spijały widok, który obserwowały. Wyglądało to jak wiele takich scen z filmów romantycznych. Nigdy nie wierzył, że coś takiego może zdarzyć się w realnym życiu, ale właśnie to przeżywał. Dostrzegał tylko Elliotta. Chłopak wyglądał zdecydowanie inaczej niż na zdjęciach jakie obejrzał na jego Facebooku. Dzisiaj miał uczesane do tyłu włosy, które musiały być czymś spryskane, aby fryzura pozostawała na swoim miejscu. Dzięki czemu odsłonięta została twarz. Ładna twarz o pięknych oczach, które spotkały się z jego. Aczkolwiek Ryan wolałby, by włosy Rossa nadal pozostawały nigdy nie ujarzmione. Wciąż nie opuszczała go ochota na zrobienie w nich jeszcze większego bałaganu.

— Hej — przywitał się Elliott dotarłszy do stolika.

— Hej tobie — odpowiedział zauroczony Ryan.

Osiemnastolatek nie mając pojęcia jak odbierać to jak wpatruje się w niego Ryan, zdjął swój czarny, długi i bardzo elegancki płaszcz, by czymś się zająć. Odłożył go na wolne krzesło i usiadł naprzeciwko mężczyzny.

— Dlaczego tak na mnie patrzysz? Mam coś na twarzy? — zapytał, unosząc rękę, ale zanim dotknął swojego policzka, jego nadgarstek został owinięty przez długie palce. Ciarki od razu przeszły go całego i bynajmniej nie były z rodzaju tych nieprzyjemnych. Wpatrywał się tam, gdzie mężczyzna go dotykał i chciał więcej.

Ryan dopiero po chwili spostrzegł co zrobił. Puścił rękę chłopaka, mówiąc:

— Przepraszam.

Elliott czuł zimno na skórze, która jeszcze przez chwilę paliła żywym ogniem. Ułożył rękę na kolanie, mając ochotę nigdy nie umyć miejsca, gdzie został dotknięty.

— Nic… Nic się nie stało. Ale naprawdę nie mam nic na twarzy?

— Nie. Po prostu wyglądasz inaczej niż na zdjęciach, które obejrzałem.

Elliott lekko zawstydzony fotografiami, które umieścił na Facebooku, żałował, że nie usunął ich, zanim przyjął Ryana do grona znajomych.

— Zapomniałem je usunąć.

— Dlaczego? Nie wstydź się ich. Poza tym… — Ryan na chwilę urwał, przyglądając się chłopakowi. Jego oczom rzucał się granatowy sweter, jaki Ross miał na sobie. — Może to wydać ci się zbyt szybkie, ale… — urwał ponownie. Pochylił się bardziej w stronę osiemnastolatka, mimo że, stolik o kwadratowym blacie, nie oddzielał ich zbytnio. — Ale lubię zarówno tego chłopaka, który siedzi tu przede mną jak i tego , który jest na zdjęciach. W jego oversizowych ubraniach, włosach, które przeważnie wyglądają jakby przeszedł przez nie huragan i oczach, które niesamowicie błyszczą. Chcę poznać tego chłopaka. Dzisiaj wyglądasz jakbyś zszedł z okładki czasopisma o modzie, następnym razem chcę zobaczyć tego ze zdjęć.

Elliott spojrzał po sobie. Prawda, dzisiaj wyglądał bardzo elegancko. Nawet spodnie miał z kantem, ale pogrzeb na którym był, wymagał bardziej formalnego stroju. Wspomnienie o Daisy sprawiło, że posmutniał. Przez to Ryan źle rozumiejąc minę chłopaka i sądząc, że to co wypowiedział, zasmuciło Rossa, zaczął się tłumaczyć i go przepraszać:

— Słuchaj, wybacz. Po prostu chcę ciebie poznać i nie chciałem…

Tym razem to Elliott położył swoją dłoń na dłoni mężczyzny, który nie zastanawiając się wiele, odwrócił swoją, a ich palce splotły się ze sobą automatycznie, tak jakby w końcu odnalazły swoje idealne miejsce.

— Nie o to chodzi. Nie powiedziałeś niczego złego. Nie mam zamiaru się tak zawsze ubierać. A posmutniałem, gdyż byłem na pogrzebie koleżanki.

— Wspominałeś o tym, że odeszła. Przykro mi — odpowiedział Whitener patrząc to na twarz Elliotta, to na ich złączone dłonie i chciał, aby już nic ich nie rozdzieliło. Nigdy nie miał tego uczucia w sobie będąc z kimś. Dlatego wiedział, że to, co teraz się dzieje i co może się z tego narodzić, jest wyjątkowe.

— Nie była mi bliską osobą. Może z czasem by się to zmieniło. Mimo to, ciężko przejść nad tym do porządku dziennego.

— Chcesz o tym porozmawiać?

— Raczej nie. Chcę zamówić lody, kawę i spędzić czas z tobą, na poznawaniu ciebie.

Ryan zaśmiał się, a Elliott nie mógł oderwać oczu od niego. Ścisnął lekko jego dłoń, będąc pewnym, że tym razem znalazł swoją drugą połówkę, na którą czekał.

— To zamówmy coś — rzekł Ryan — i poznajmy się bliżej.

 

*

 

Gerad i Oliver po wspólnym obiedzie, na którym byli wszyscy poza Elliottem, wybrali się na spacer. Nie byle gdzie, bo do swojego ulubionego parku, który teraz uśpiony czekał na przyjście wiosny. Wokół nie było ludzi, mimo słonecznego dnia. Czasami ktoś przeszedł alejką i szybko znikał. Ktoś przyszedł z psem, aby się wybiegał, a potem także umykał. W oddali było tylko słychać śmiech dzieci z pobliskiego placu zabaw. Tak to wokół znajdowały się jedynie drzewa i krzewy, towarzysząc parze chłopaków, którzy szli blisko siebie, trzymając się za ręce.

— Czasami chciałbym, aby w naszym rejonie mógł spaść śnieg — powiedział Oliver. — Mógłbym ulepić bałwana z tobą i zrobić aniołki na śniegu. Chciałbym się nauczyć jeździć na nartach.

Frost spojrzał na swojego chłopaka, który miał zwykłe marzenia. Nie chwytać gwiazd, lecieć na księżyc, czy zdobywać górskich szczytów. Zanotował sobie w głowie, to co mówił chłopak, bo wiedział, że te jego proste marzenia może spełnić. Nie od razu, może niedługo. Musiał się tylko upewnić, że jest to możliwe.

— Nie tęsknię za śniegiem — wyznał Gerard — bo zawsze kojarzył mi się z zimnem i mrozem.

— Wspominałeś, że tam gdzie mieszkałeś w dzieciństwie, to większość roku była zimna.

— Tak, to było przy granicy z Kanadą. Wtedy jeszcze sądziłem, że mam dobrych rodziców. Ale miałem pięć lat, więc co mogłem wiedzieć.

— Dużo — odparł Oliver. — Pięcioletnie dziecko jest naprawdę mądre. Może też wtedy twoi rodzice byli inni.

— Zawsze tacy byli odkąd się ze sobą związali. Nigdy się nie zmienią. A po tym jak odrzucili Williama, łączy mnie z nimi tylko krew. Nic więcej.

Gerard przystanął, spojrzał w górę, potem przesunął wzrok na swojego chłopaka.

— Mogę cię o coś zapytać?

— Zawsze możesz, Gerardzie.

— Tego dnia, kiedy dowiedzieliśmy się o śmierci Daisy, powiedziałeś, że wierzysz. Nie tylko w Boga, ale w to, że kolejny dzień będzie lepszy.

— Pamiętam.

— Wierzysz nawet wtedy, kiedy ten następny dzień okazuje się jeszcze gorszy?

— Tak — odpowiedział chłopak, nawet przez chwilę nie zastanawiając się nad tym. — Nawet wtedy. To mi pozwala wytrwać. Poza tym w końcu jest lepiej, prawda?

Gerard przyglądał się lekkiemu uśmiechowi swojego chłopaka. Położył dłoń na jego policzku, który był zimny. Miał ochotę go ogrzać. Przyglądał się jego oczom, tak błękitnym i jasnym, jak niebo w ich mieście w letnie dni. Spojrzał niżej, na pełne usta. Od razu przypomniał sobie jak Oli pocałował go w kącik jego ust. Przesunął kciukiem po jego dolnej wardze i mógłby przysiąc, że Oliver wstrzymał oddech. Od jakiegoś czasu chciał czegoś więcej, ale nie miał odwagi by to zrobić. Czekał na odpowiednią chwilę, ale jak będzie tak robił, to nigdy ona nie nadejdzie, bo w sumie do tego każda może być tym odpowiednim momentem.

— Mogę cię pocałować?

Grant nie odezwał się, tylko przytaknął. Bał się, że jak przerwie ciszę, która właśnie zapanowała, obudzi się z tego snu. Ponownie wstrzymał oddech, kiedy Frost przesunął dłoń z policzka na kark i lekko pochylił się w jego stronę. Oliver wiele razy się całował, ale nigdy nie było to dla niego tak ważne jak teraz. Zmrużył oczy, a kiedy ich twarze były blisko siebie, a Frost zawahał się, to on zrobił ostatni krok.

Kiedy ich usta dotknęły się, obaj mieli wrażenie, jakby gdzieś hen daleko ktoś krzyknął „Nareszcie!”. Oli nie zapomniał smaku ust Gerarda i ich miękkości, a zarazem chęci napierania chłopaka na jego wargi. Tylko wtedy Frost całował Olianę, a dla niego samego nie było to nic ważnego w tamtej chwili. Dzisiaj, po raz pierwszy Frost całował właśnie jego i było to wrażenie tak niesamowite, że wkradało się do serca niczym złodziej nocą do opuszczonego domu.

Gerard na chwilę przerwał pocałunek, odsuwając się, ale tylko na tyle, by móc spojrzeć w oczy swojego chłopaka. Dojrzał w nich miłość i prośbę o więcej. Także tego chciał, więc powrócił do całowania go. Oli rozchylił lekko wargi pozwalając mu to robić i oddając pocałunek. Chłopak uniósł ręce zaplatając, je wokół jego szyi, a on swoją owinął wokół pasa Olivera, a drugą wsunął w jego włosy, poluzowując trzymającą je spinkę. Pocałował go mocniej. W grę nie weszły zęby, języki, ale może właśnie dzięki temu był to pocałunek pełen uczucia, nie namiętności, która trawiła Gerarda od środka, ale nie pozwolił jej wypłynąć. Czuł, że to nie jest ten czas. Teraz chciał po prostu całować go, czerpiąc przyjemność z kontaktu ich warg i ciepła jakie ostatecznie zakorzeniło się w jego sercu.

Po długiej chwili, może po całej wieczności lub po kilku sekundach, Gerard przerwał pocałunek, potarł ich nosy o siebie i szepnął:

— Kocham cię, Oliverze. Tak naprawdę to kocham cię od dawna, ale teraz wiem, że to jest prawdziwe.

Oczy Granta natychmiast wypełniły się łzami wzruszenia. Niespodziewane wyznanie, wypowiedziane z ogromną czułością, uderzyło w niego z pełną mocą. Także trudno było mu powstrzymać łzy i to jak po chwili objął Gerarda wciskając twarz w jego szyję. Czuł jak chłopak przyciska go do siebie, jak jego ręce owijając się wokół pleców, trzymając go stanowczo, ale nie tak mocno, by mu zrobić krzywdę.

— Ja ciebie także kocham — powiedział Oli do ucha Frosta, a potem ponownie ukrył twarz w jego szyi, wiedząc już, że warto było czekać na tę chwilę.

Gerard trzymał chłopaka przy sobie, a słowa, które ten wypowiedział dudniły mu w głowie powtarzając się bezustannie. Wiedział, że Oli go kocha. Dostrzegał to w jego gestach, oczach, ale kiedy to powiedział, wszystko nabrało prawdziwości. To nie był sen. Musiały minąć długie tygodnie, by nadszedł ten moment. Przede wszystkim musiał sam siebie zaakceptować, by móc teraz cieszyć się tym uczuciem, jakim został obdarowany i oddać je dwukrotnie mocniej. Chciał mu tak wiele powiedzieć, ale kiedy otworzył usta, aby to zrobić, jego telefon zaczął wygrywać znaną mu melodię. Melodię, którą przeznaczył tylko dla dwóch osób.

Nagle Oliver poczuł jak czar ich pięknej chwili pryska, kiedy ciało Gerarda napięło się, a chłopak odsunął od niego. Nie na tyle, by wkradło się jakieś złe odczucie, bo wciąż stał blisko, a jedną rękę nadal trzymał na jego plecach.

— Tę melodię ustawiłem tylko dla dwóch osób — wyjaśnił Frost, sięgając do kieszeni płaszcza po telefon. — Moich rodziców.

Nie zamierzał odbierać. Nagle po tylu tygodniach przypomnieli sobie o nim i zakłócili tak ważną chwilę. Jakby wyczuli, że coś się takiego dzieje. Odrzucił połączenie.

— Nie chcesz z nimi porozmawiać?

— By usłyszeć, że jestem wyrodnym synem i pedałem? Nie chcę. Dzisiaj chcę być tylko z tobą w tym parku. Spacerować i całować ciebie. Bo jak zacząłem, zamierzam to ciągle powtarzać.

Oliver przytulił się do niego, szepcząc, że nie ma nic przeciwko temu.

 

*

 

Śmiech Elliotta rozległ się w lodziarni. Kilku klientów spojrzało na niego jak na wariata, a inni uśmiechnęli się.

— Naprawdę to zrobiłeś? Wszedłeś do tej firmy i powiedziałeś, że chcesz testować ich grę?

— Przypominam, że miałem wtedy siedemnaście lat — odpowiedział Ryan celując w chłopaka łyżeczką. — I kochałem ich gry. Moim marzeniem było z nimi współpracować. Moja siostra Molly namówiła mnie by tam iść.

— A ty jako dobry i przykładny brat poszedłeś.

— Wywalili mnie wtedy. To mnie nie zniechęciło. Dwa lata temu tam wróciłem i do dzisiaj z nimi współpracuję. Ty masz jakieś zawstydzające rzeczy z przeszłości?

Ross udał, że zastanawia się nad tym co odpowiedzieć. Postukał się łyżeczką po ustach.

— W sumie wiele rzeczy. Opowiadałem ci, że mój mózg czasami ma niezłe spięcia, a moje usta bywa, że mówią szybciej, niż zadziała to, co ukrywa się pod czaszką. W dzieciństwie było wiele takich, bardziej rodzinnych sytuacji. Ale to opowieść na inny czas. Tak biorąc w przybliżeniu czasy obecne, to chwila jak poznałem Tobiasa.

Nie musiał wyjaśniać kto kim jest, dlatego że wiele już opowiedział Ryanowi zarówno dzisiaj, jak i przez ostatnie tygodnie.

— Opowiadaj, bo po twojej minie, wydaje mi się, że to będzie hit.

Chłopak podrapał się po karku.

— To było głupie. Naprawdę głupie. Nie wiem co sobie wtedy myślałem. To było jak usłyszałem słowa Emilly „Ale on jest taki wielki. Nie zmieści się.” Wpadłem do…

Nie pomijając żadnych szczegółów, nawet tego jak bardzo był wtedy zawstydzony, zaczął opowiadać o chwili, kiedy po słowach siostry wpadł do jej pokoju chcąc bronić jej cnoty niczym przykładny brat bliźniak. Ryan śmiał się, ocierając łzy z twarzy, a Elliott, kiedy skończył, również pozwolił sobie widzieć tę krępującą sytuację w bardziej komediowej formie.

— Gdybym wiedział, że ta pijawka będzie ode mnie wysysać rzeczy, za to bym mógł wziąć samochód, który co drugi dzień jest mój, to bym jej nie ratował.

— Kochasz ją. Nawet jak się kłócicie to ci na niej zależy.

Elliott przytaknął, a potem dokończył swoje lody. Nie pytał o rodzeństwo Ryana, bo mężczyzna o nich także mu opowiedział. Ross tylko nie mógł uwierzyć w to jaki był jego matematyk jako nastolatek. Czuł się dziwnie, kiedy pomyślał, że spotyka się z bratem mężczyzny.

— Chyba tak jest z rodzeństwem. Kocha się ich, ale czasami bywają dni, że chciałoby się ich pozbyć — powiedział, kończąc swoje lody. — Mówiłeś, że twoja siostra Molly, chce studiować aktorstwo… — zagadnął Elliott, by kontynuować ich rozmowę, która jeszcze trwała dłuższy czas.

Pożegnali się dopiero, kiedy Ryan musiał wracać do domu, bo za dwie godziny siadał do dwudziestoczterogodzinnego wejścia na żywo. Streamer zapłacił rachunek i razem wyszli na zewnątrz. Słońce już chyliło się ku zachodowi i nie sądzili, że tak dużo czasu minęło. Mieli wrażenie, że nie siedzieli w lodziarni tak długo.

— Zróbmy sobie zdjęcie — zaproponował Ross i wyjął telefon.

Obaj ustawili się na tle lodziarni, by ta została na pamiątkę ich pierwszej randki. Ryan stanął obok chłopaka i przysunęli swoje głowy do siebie. Po chwili wziął telefon od Elliotta, mówiąc, że ma dłuższe ręce i zrobił kilka ich wspólnych selfie. Wysłał je sobie, a potem oddał urządzenie.

— Odprowadzę cię do samochodu — zaproponował.

Kiedy szli, Elliott wrzucił na Facebooka post z ich wspólnym zdjęciem, podpisując go:

Jestem szczęśliwy.

Ryan widząc to uśmiechnął się. Od razu na swoim telefonie odpisał pod postem:

Ja również.

Nie minęło dużo czasu, a pod zdjęciem nie tylko pokazały się różne reakcje, ale i komentarze. Dużo osób pytało kim jest dla niego ten przystojniak, ale Elliott nie reagował na to.

— Dana, jest niesamowita — rzekł osiemnastolatek i pokazał Ryanowi jej komentarz:

Dana Ashford: Tak się cieszę. Ale tylko tyle. Chcę buziaka, obłapiania i wszystkiego. I miłości.

Elliott pokręcił głową.

Elliott Ross: Znajdź sobie w końcu chłopaka.

Dana Ashford: Chcę was widzieć, głupku. Wasze buziaki i serduszka. Co do Twojego komentarza, to może porwę sobie twojego faceta, mogę?

Elliott Ross: Wara ci od niego. On jest tylko mój.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Głupi, głupi mózg. Spojrzał ze skruchą na Ryana. Mężczyzna jednak nie był zły. Co więcej wyglądał na zadowolonego, a po chwili coś napisał. Ross spojrzał na ekran, odczytując na głos:

— To prawda, jestem tylko jego.

— Naprawdę, wygląda na to, że jestem tylko twój — rzekł Ryan, a potem pochylił się i ucałował Elliotta w policzek.

Zaskoczony chłopak położył dłoń na policzku. Jego też nie zamierzał już nigdy więcej umyć. Po chwili Ryan zarzucił na jego ramiona rękę, przyciągnął go do swojego boku i ruszyli w stronę parkingu, który jakiś czas temu tu wybudowano.

— Tam zaparkowałeś?

— Mhm.

— Cieszę się, że potrafię odebrać komuś głos. Pamiętaj, że nasze kolejne spotkanie jest w moim domu. Nadal mam twój notatnik.

Elliott nadal nie potrafił nic powiedzieć, bo w głowie miał tylko to, że Ryan go pocałował. Tylko w policzek, ale to się liczyło, prawda? A może nie. Może nie mógł tego nazwać pocałunkiem.

— Za dużo myślisz — stwierdził Whitener.

 Czasami to chciałbym, aby można było wymieniać mózgi na lepsze egzemplarze — wyznał Ross, odzyskując w końcu panowanie nad głosem. Ręka Ryana na jego ramionach paliła go i wydawała mu się cudowna. Odważył się objąć mężczyznę w pasie i żałował, że już zbliżają się do samochodu.

— Nie mów tak. Nie umniejszaj siebie — poradził Ryan, któremu nie podobało się to, że tym razem te słowa nie są żartem. — Lubię cię takiego jakim jesteś.

— Także ciebie lubię.

Gdyby w tamtej chwili, ktoś ich obserwował, zobaczyłyby dwie uśmiechnięte twarze, które wyglądały tak, jakby właśnie zawitało do nich oczekiwane szczęście.

 

*

 

Podczas gdy spotkanie Ryana i Elliotta dobiegało końca, w innej części miasta Gerard kończył rozmowę z matką. Musiał w końcu odebrać, bo ta co chwilę dzwoniła. Nie mógł wyłączyć telefonu na wypadek gdyby jego brat chciał się z nim skontaktować. Willy rozumiał, że nie zawsze może mu od razu odpisać, ale jak był w szkole. Poza nią, chłopiec oczekiwał kontaktu z nim.

— Ma stanąć na twoim? — zapytał mamy. Rozmowę przełączył na głośnomówiący, by i Oliver ją słyszał. Zrobił to, kiedy ta opowiedziała mu o swoim planie.

— Jestem twoją mamą…

— Mamą? To słowo dla takich jak ty powinno być zakazane — odpowiedział odważnie.

Poczuł jak Oli kładzie dłoń na jego udzie, uspokajając go. Siedzieli w samochodzie, przed domem chłopaka.

— Nie mów tak do mnie, gówniarzu. Masz pojawić się jutro u nas po południu ze swoją dziewczyną. Jeżeli nie, to ja ci tu jakąś znajdę. Przed moimi przyjaciółmi, nie będę się wstydzić takiego syna. Z ojcem nie przyjmujemy do wiadomości, że jesteś tym kim powiedziałeś, że jesteś. To chore. Jeżeli się nie zjawisz, nigdy nie pozwolę, abyś adoptował brata. Zrobię wszystko w tym kierunku. Jutro o szesnastej.

Po tych słowach rozłączyła się. Jak wcześniej jeszcze Gerard nie chciał iść do nich, tak teraz nie miał wyjścia. Ta kobieta mogłaby naprawdę sprawić, że nie adoptuje brata. Co więcej, mogłaby odebrać go dziadkom. Znała ludzi, którzy znali innych ludzi, a ci takich, co mają władzę.

— Nie wiem co mam robić. Muszę tam iść. Daisy by ze mną poszła, gdyby…

Na samą myśl ból przeszył jego ciało. Pożegnał dzisiaj przyjaciółkę. Potem spędził czas z nowymi przyjaciółmi, później już wspaniałe chwile ze swoim chłopakiem. Sądził, że dalej już będzie dobrze i ten dzień nie błędzie do końca taki zły. Mylił się.

Oliver dłuższą chwilę zastanawiał się nad tym wszystkim. Nie poznał tej kobiety, ale nawet jej głos, rozkazujący ton w jakim mówiła, mroził mu krew w żyłach. Chciałby odciągnąć od niej Gerarda. W pierwszej chwili zamierzał mu nie pozwolić tam iść, ale kiedy usłyszał jej groźbę, wiedział, że nie ma wyjścia.

— Znasz może jakąś dziewczynę, która będzie idealną przyszłą synową, a która nie przerazi się moich rodziców? — zapytał Gerard.

— Znam kogoś — odparł Oliver. — Będzie to idealna dziewczyna. Jest dobrą aktorką. Tylko musisz mi pomóc.

Ich oczy spotkały się, a Frost szybko zrozumiał o co i kogo chodzi. Tak, rodzice będą zachwyceni, a on będzie miał Olivera cały czas przy swoim boku. Nie wiedział, kiedy na jego ustach pojawił się uśmiech.