2022/08/28

W rytmie miłości - Rozdział 52

 :))

Oli nie sądził, że jeszcze kiedyś zobaczy Olianę. Stał przed lustrem i patrzył na nią. Miała na sobie długą do kolan, czarną, rozkloszowaną sukienkę. Falbana wokół ramion była długa, zasłaniająca część torsu i ukrywająca to, że ma płaską klatkę piersiową. Pozostało Oliemu zasunąć zamek od sukienki i owinąć wokół szyi szal, by zasłonić jabłko Adama. Pełny makijaż już był gotowy. Nie zakładał peruki. Od kiedy Gerard znał jego tożsamość, nie potrzebował ukrywać swoich włosów. Upiął je tylko w misternie ułożony kok tuż przy czubku głowy, a wokół twarzy wypuścił podkręcone na lokówce kosmyki.

— Wyglądasz uroczo. Przyszli teściowie będą zadowoleni z synowej — powiedział do siebie.

Pochylił się bardziej do lustra, usuwając palcem kropkę z tuszu, która znalazła się tam gdzie nie powinna. Usłyszał za plecami klik klamki, a potem otwarcie drzwi.

— Oli, Tobias powiedział…

Gerard zamilkł. Mimo tego, że wiedział kogo dzisiaj zobaczy, ale i tak zamurowało go. Wpatrywał się w Olianę, której prawdziwą tożsamość znał bardzo dobrze, ale i tak miał wrażenie, jakby w pokoju jego chłopaka znalazła się jakaś piękna dziewczyna. Na nogach miała nawet pończochy i cholernie chciał wiedzieć czego się one trzymają. Potrząsnął głowę odganiając te myśli. Nie pora na nie.

— Będziesz tak stał, czy zapniesz mi sukienkę? — zapytał Oliver, specjalnie zostawiając tę czynność Gerardowi.

Sam doskonale by sobie z tym poradził, ale kuszenie swojego chłopaka było tym czego chciał najbardziej. Obserwował go w lustrze. Chłopak miał na sobie ciemny garnitur i krawat. Wyglądał bardzo elegancko i przystojnie.

Frost zamknął drzwi i podszedł do Olivera. Stanąwszy za jego plecami nie mógł powstrzymać się przed przesunięciem wzrokiem po nagich plecach chłopaka. Oliver wczoraj był u lekarza i nie miał już na sobie bandaży. Dzięki temu mógł dostrzec smukłe plecy tancerza i długą szyję. Odchylający się materiał sukienki odsłaniał także ramiona. Wyciągnął drżącą rękę i dotknął opuszkami palców skóry tuż przy karku Olivera. Powoli przesunął nimi w dół, po kręgosłupie, uważnie śledząc wzrokiem to co robił. Rozpięcie sukienki sięgało bardzo nisko. Tak nisko, że mógł zobaczyć kawałek pasa podtrzymującego pończochy i te cholerne, koronkowe majteczki. Gerard zbliżył się jeszcze bardziej do chłopaka i pocałował go w nagie ramię, w tym czasie na ślepo chwytając uchwyt od suwaka.

— Kusisz, Oliverze.

— Cieszę się, że to działa — odpowiedział otwarcie Grant. Nie zamierzał kłamać na ten temat.

Frost uśmiechnął się na te słowa, a potem powoli przesuwając zamek w górę, spojrzał z nad ramienia chłopaka, prosto w lustro przed którym stali. Ponownie jego serce straciło jedno bicie, a oddech utkwił mu w piersi. Odbicie Olivera, a szczególnie jego oczu wpatrzonych w niego, było czymś co Gerard chciał zapamiętać na zawsze. Oczy jego chłopaka, były pełne płomiennego, zniewalającego spojrzenia, które przyciągało jak magnes. Frost objął go ręką wokół piersi. Dłoń położył w miejscu serca Granta, chcąc poczuć jak szybko i mocno bije jego . Przez cały czas nie odrywali od swoich odbić spojrzenia.

— Oliverze, mówił ci ktoś, że potrafisz zwalić z nóg?

— Jeżeli jeszcze stoisz, to widać za mało się staram — szepnął Oliver powoli odwracając się twarzą do swojego chłopaka. — Podoba ci się to, co widzisz?

Gerard z czułością odgarnął na bok jeden z kosmyków, który zasłaniał oko chłopakowi.

— Podoba mi się to, co widzę teraz i podoba mi się to, co widzę na co dzień. Nie ważne czy jesteś Olianą, czy nie, bo wiem, że to ty. Po prostu mój Oliver.

Oliver Grant poczuł ze wzruszenia gulę w gardle.

— To najmilsze co ostatnio usłyszałem. Dziękuję. Bałem się… Nie obecnie, ale jeszcze te parę tygodni temu, że będziesz widział we mnie tylko Olianę, a nie mnie — wyznał Oli. Dotknął dłonią policzka Gerarda. — Cholernie się tego bałem. Teraz jednak wiem, że zawsze widzisz we mnie tego kim jestem. Nie ważne, czy mam na sobie sukienkę czy cokolwiek innego.

— Lub jak nic nie masz — wyrwało się Frostowi i od razu powiedział: — Przepraszam.

Przeklinając siebie w duchu oparł czoło na ramieniu Olivera, który zaśmiał się i wsunął palce w jego włosy.

— Kiedy tylko zechcesz, to mogę i nic nie mieć lub mieć tylko to…

Nie dokończył, a jedynie chwycił rękę Gerarda by wsunąć ją pod sukienkę. Chłopak natychmiast dotknął jego uda, a głośny wdech jaki wziął, był niczym muzyka dla uszu Olivera. Przesunął dłoń wyżej po zewnętrznej stronie uda, aż do fragmentu koronkowej bielizny. Zdążył już zauważyć, że Frost nie tylko nie ma nic przeciw temu, ale jak przypuszczał mogło to kręcić chłopaka. W przyszłości zamierzał to sprawdzić. Nie był nieśmiały, aby tego nie wypróbować. Tak jak teraz, kiedy palce jego chłopaka same pogłaskały brzeg bielizny.

— Oli, kusisz.

— Taki był plan. Szkoda jednak, że musimy wyjść.

Jakby nigdy nic odsunął się od Gerarda, który miał ochotę wyć. Nie dość, że nocami męczyły go erotyczne sny z tym diabelskim kusicielem, to jeszcze na żywo dostał coś, po czym trudno mu było ochłonąć. Patrzył jak Oliana wsuwa stopy w szpilki, a potem podchodzi z gracją do szafy. Zdjęła wiszący na drzwiach biały, jedwabny szalik i owinęła go sobie wokół szyi. Potem wyjęła płaszcz i sięgnęła po torebkę, także koloru białego jak wszystkie dodatki. Włącznie z kolczykami. Frost miał ochotę wyrzucić ten płaszcz przez okno i całą resztę, by nie musieli nigdzie wychodzić. Jednak myśl o miejscu, gdzie muszą się udać, nagle podziałała jak zimny prysznic.

— Idziemy? — zapytał Grant przewieszając granatowy płaszcz przez rękę. Zauważywszy wahanie w oczach swojego chłopaka, dodał: — Zrobimy co trzeba i wyjdziemy wcześniej. Zapowiem Tobiasowi, aby do mnie zadzwonił za góra dwie godziny. Co tam, znacznie wcześniej. To znaczy napisał do mnie. Muszę pamiętać, że Oliana nie mówi.

Nagle Gerard roześmiał się.

— W sumie będziesz idealną synową dla moich rodziców. Oliana jest niemową, a mój brat głuchoniemy i się go pozbyli. Karma wraca. Chcę zobaczyć ich miny, kochanie. Idziemy — powiedział zdecydowanie Frost.

Razem wyszli z pokoju i od razu natknęli się na Tobiasa. Chłopak obrysował wzorkiem to, co miał na sobie jego brat.

— Nie sądziłem, że jeszcze Oliana wróci.

— Wróciła, aby pomóc swojemu chłopakowi — odpowiedział Oliver. Potem poprosił brata, o napisanie do niego za półtorej godziny po tym jak dotrą na miejsce. — Wyślę ci transmisję lokalizacji, to będziesz wiedział gdzie jedziemy i kiedy tam dotrzemy.

— Nie wiem o co chodzi i co planujecie…

— Jadę poznać swoich teściów — rzucił Oliver, nie tłumacząc niczego więcej Tobiasowi. Ruszył w stronę schodów, idąc na szpilkach jak doświadczona modelka, a Gerard patrzył na jego długie nogi, nie mogąc oderwać od nich oczu.

— Oli, ale twoje plany…

— Moje plany czasami wychodzą na dobre — rzucił przez ramię chłopak.

Jego spojrzenie padło na Frosta, jasno mówiąc bratu, że to, co było planem zemsty na Gerardzie, doprowadziło do tego, że są razem. Gdyby ktoś cofnął czas i pozwolił mu iść tą samą drogą, to bez wahania powtórzyłby każdy krok.

 

*

 

Siedzieli w samochodzie przed wieżowcem, w którym mieszkali rodzice Gerarda. Frost trzymał w dłoni dłoń Olivera, nie będąc teraz pewnym czy dobrze robią. Rano rozmawiał z babcią i zapewniła go, że rodzice nie mają prawa odebrać im Willie’go, a jemu zabronić walczyć o adopcję brata. Nie był jednak do końca o tym przekonany, dlatego wolał dmuchać na zimne.

— Twoi rodzice robią to po to, aby zobaczyć twoją dziewczynę. Pokażę im, że wybrałeś najlepszą partię. Przedstaw im Olianę Grant.

— W porządku. Czym szybciej tam pójdziemy, tym szybciej wyjdziemy od nich.

Zanim wysiadł Oli położył rękę na jego udzie i powiedział:

— Nie martw się, Oliana da sobie z nimi radę. Pokochają ją. Niewinna, urocza, słodka i z dobrymi manierami. Kto by jej nie kochał.

Gerarda to nie przekonywało. Martwił się. To chyba jednak oznaczało, że kocha Olivera. Inaczej byłoby mu obojętne to, jak chłopak zostanie potraktowany przez Margaret i Liama Frostów.

— Najważniejsze, że ja kocham ciebie, Oli, nie zależnie od tego kim jesteś.

— Ja ciebie również, ale chodźmy już.

Obaj opuścili samochód Gerarda, który podszedł do swojego chłopaka i wyciągnął rękę. Oliver podał mu swoją, chłodną jak zawsze i Frost miał ochotę ogrzać dłonie chłopaka. Powstrzymał się jednak, bo czas leciał, a nie chciał się spóźnić. Rodzice wypominaliby mu to.

— Jak się czujesz z tym, że zobaczysz ich po tylu tygodniach? — zapytał Oliver, kiedy jakiś czas później znaleźli się w windzie. — Ostatnio widziałeś ich wtedy kiedy wykrzyczałeś kim jesteś i uciekłeś.

— Moja ucieczka to dopiero było głupie zachowanie. Dzisiaj nie postąpiłbym w ten sposób. Z drugiej strony, dzięki temu mogłem rozmawiać z panem McPhersonem. Dużo mi dały te spotkania. Mogłem się otworzyć nie tylko przed innymi, ale i przed sobą samym. Mogłem siebie zaakceptować. Wtedy też zrozumiałem, co chcę robić w przyszłości. Wcześniej nie wiedziałem.

— Ja od zawsze wiedziałem, że chcę tańczyć, ale chcę kształcić się z psychologii tańca. Głównie będę chciał pracować z dziećmi i nastolatkami. Także od tańca nie zamierzam odejść.

Drzwi od windy otwarły się i Gerard poprowadził Olivera w dół korytarza.

— Ich mieszkanie jest na samym końcu. Tęsknisz za tańcem? — zapytał, ściskając mocno dłoń Oliany.

— Bardzo. Ale od stycznia mogę do tego wracać. Mogę już mieć rozciągające ćwiczenia i zamierzam od jutra się tym zająć, by powoli wrócić do formy. Chcę, żebyś kiedyś zobaczył jak tańczę.

— Nie zamierzam się przed tym bronić — odpowiedział Gerard.

Stanęli przed drzwiami mieszkania jego rodziców. Nie wahając się, zapukał.

— Nie denerwuj się — poradził mu Oliver, wyczuwając nastrój swojego chłopaka.

To były na razie ostatnie słowa jakie powiedział, bo drzwi zostały otwarte. W przejściu stała kobieta, która już od pierwszej chwili wydała się Oliemu zimna, wręcz lodowata. Aura, którą roztaczała sprawiała, że Grant chciał uciec stąd jak najdalej. Mimo tego przytłaczającego uczucia, jakie go nawiedziło, trzymał się dzielnie, a dłoń Gerarda w jego dodała mu sił. On jako Oliana uśmiechnął się do mamy swojego chłopaka.

— Witaj, mamo — powiedział Gerard głosem pozbawionym emocji.

— Jak dobrze, że jesteście. Moi przyjaciele już też są. Wejdźcie proszę.

Margaret Frost wpuściła syna i jego dziewczynę do mieszkania, które bardziej wyglądało jak futurystyczne muzeum niż dom. Oliver zawsze był zwolennikiem klasycznego wyglądu mieszkań i domów. Tylko obawiał się, że jakkolwiek by nie było urządzone to miejsce i tak nie miałoby przytulnej atmosfery. Zimno. To słowo cisnęło mu się na usta. Oślepiająca biel przywodziła na myśl śnieg. Tylko śnieg kojarzył mu się z dobrą zabawą, nawet jak mróz daje w kość. Tutaj zimno jakie odczuwał, pochodziło z głębi serc obecnych osób. Teraz jeszcze bardziej cieszył się, że Tobias miał napisać do niego za półtorej godziny i wyciągnąć ich stąd.

— W porządku? — zapytał Gerard pomagając Olianie zdjąć płaszcz. Z łatwością wyczuwał, że jego chłopak bardzo źle się tu czuje. Oli był wrażliwy na ludzkie emocje, a kiedy te złe przeważały dusiły jego chłopaka.

Oliver jako Oliana zamigał do niego, mówiąc gestami:

— Dam radę. To tylko półtorej godziny.

— Język migowy? Twoja dziewczyna nie słyszy? Nie sądziłam, że…

— Mamo, zanim powiesz za dużo, to wiedz, że Oliana cię słyszy. Ona tylko nie mówi z powodu wypadku jaki miała. Schowaj swoje uprzedzenia.

— Nie miałam niczego złego na myśli — odpowiedziała kobieta, do której podszedł jej mąż.

— Gerardzie przedstawisz nam swoją piękną dziewczynę?

— To jest Oliana Grant. Jedna z osób w moim życiu, która kocha mnie takiego jakim jestem. Dla której chcę być coraz lepszym człowiekiem. Oliano, to są moi rodzice, ale tylko z nazwy, bo moimi rodzicami są babcia i dziadek — powiedział Gerard, otwarcie sprzeciwiając się tej dwójce, która z zaskoczeniem na niego patrzyła.

— Jak możesz tak… — zaczęła kobieta ze złością, ale jej mąż przerwał jej, mówiąc:

— Kochanie, może zaprosimy gości do stołu. Tak elegancka dziewczyna jak pani Oliana, nie powinna tak stać tu w przejściu. Pora podać posiłek.

Chłopak poprowadził Olianę do salonu, który swoją wielkością przewyższał znacznie mieszkanie w którym Oli mieszkał z mamą i bratem. Przedstawiono Olianę znajomym jego rodziców. Była ich czwórka. Równie zimnych ludzi jak państwo Frost. Sztuczne uśmiechy, pochlebstwa, nic nie znaczące rozmowy, plus sztywna atmosfera, nie były najlepszym miejscem do spędzenia miło czasu przy posiłku. Mimo to, Oliana doskonale grała swoją rolę, cichej, miłej i ciągle uśmiechającej się dziewczyny. Doskonale też zdała test przy posiłku, na którym podano luksusowe dania. Stół zastawiony był pięknie, a obok talerzy leżała taka ilość sztućców, że kto nie wiedział przykładowo jaki widelec do jakiego dania pasuje, z łatwością mógł się pogubić.

Gerard miał wrażenie, że testują jego dziewczynę. On sam miał gdzieś to wszystko i jadł, a raczej skubał każdy posiłek tym samym widelcem lub łyżką. Za to Oliana doskonale sobie radziła. Wiedziała jaki widelec wziąć do ryby, a jaki do deseru. Także jej maniery przy stole były bez zarzutu. Jego rodzice patrzyli na nią jakby byli oczarowani tą dziewczyną, a chwilowe zdegustowanie tym, że nie mówi, minęło. Gdyby wiedzieli, co ukrywa pod sukienką — przemknęło przez myśl chłopakowi. Miał wielką ochotę im powiedzieć prawdę. Chciał zobaczyć miny każdej z tych osób. Nie uzgodnił tego jednak z Oliverem, więc milczał. Odliczał jedynie każdą minutę, która przybliży ich do wyjścia stąd.

Po obiedzie podano kawę w salonie. Znów wszystko było idealne. Gerard zaczynał nienawidzić tego słowa. Cieszył się, że Willie nie musi żyć w tym sztucznym świecie.

— Mam ochotę niby to przypadkiem rozbić tę cholerną filiżankę — szepnął do Oliany, kiedy odeszli na bok. W dłoni trzymał wytworną porcelanową filiżankę. Pamiętał, że rodzice sprowadzili z Chin cały zestaw. Mógł nawet przypuszczać, że to jedno naczynie, które trzymał w dłoni jest dużo starsze od jego taty.

Oliana pokręciła głową, a potem zamigała, mówiąc:

— Spokojnie. Zaraz Tobias do mnie napisze.

— Mam ochotę wrzeszczeć. Spójrz na nich. Na całą szóstkę. Są tacy nieszczerzy. Każdy z nich wbiłby nóż w plecy. Dobrze, że znam rodziców Martina, którzy mają kasy jak lodu, a są normalni. Inaczej sądziłbym, że każdy bogacz jest taki. Ale co ja mówię, moi starzy tylko takich udają, żeby mieć znajomości. Nigdy bogaci nie byli. Wciąż się zadłużają. Ta kobieta obok mojej mamy jest prokuratorem. To właśnie jej siostra, mogłaby mi bardzo utrudnić lub uniemożliwić adopcję Willie’go. Facet obok pani prokurator, to…

— Synu, nie wypada tak stać na uboczu i stronić od towarzystwa.

— To nie moje towarzystwo, ojcze. Mam swoich przyjaciół.

— Jednak twoja dziewczyna…

— Moja dziewczyna, ma tych samych przyjaciół co ja. Szczerych.

— Wciąż masz niewyparzony język, synu. Dobrze jednak, że nie okazało się prawdą to całe twoje gejostwo. Nie miałbyś prawa przekroczyć progu tego domu.

Gerard westchnął. Żałował, że dla świętego spokoju musiał udawać.

— Nic nie jest takie jak się wydaje, tatku. Kiedyś podobno byłeś normalny.

Mógłby powiedzieć znacznie więcej, ale telefon Oliany przerwał ich rozmowę. Oliver przeczytał wiadomość i pokazał ją Gerardowi.

Dobra, dzieciaki, nie wiem co robicie, ale chyba nie bawicie się dobrze, więc daję wam pozwolenie byście stamtąd spadali. Do zobaczenia w domu, dzieciaczki. :P

— Ten to ma pomysły — szepnął pod nosem Gerard, a potem zwrócił się do ojca informując go, że rodzice Oliany chcą, aby już wróciła do domu. — Muszę ją odwieźć. Także zbieramy się. Dziękujemy za gościnę.

Oliverowi chciało się śmiać, kiedy widział jak jego chłopak dostał niezwykłego wigoru i śpieszy się. Nie minęło dużo czasu jak jako Oliana żegnał się z państwem Frost i ich znajomymi. Przy wyjściu usłyszał jak mama Gerarda mówi do jego chłopaka, że bardzo polubiła Olianę i, aby ją jeszcze kiedyś przyprowadził.

— Po moim trupie — warknął Gerard, kiedy zamknęły się za nimi drzwi od mieszkania. — Spadamy stąd.

— Jestem jak najbardziej za — odpowiedziała Oliana, zakładając na siebie w biegu płaszcz.

Razem przeszli długim korytarzem w stronę windy śmiejąc się i czując jakby właśnie odzyskali wolność.

— Dusiłem się tam — rzekł Oliver.

— Wiem. Dlatego gdzieś cię zabiorę.

Piętnaście minut później wyjechali za miasto, a potem po opuszczeniu samochodu Gerard wrzasnął ile miał sił w płucach. Oliver, wciąż jako Oliana, zaśmiał się głośno, a potem także zaczął krzyczeć. Od razu poczuł , jak cały ciężar opada z niego. Długo razem darli się wniebogłosy, a świadkami tego były okoliczne rozświetlone przez słońce wzgórza. Potem Gerard przyciągnął swojego chłopaka do siebie i pocałował go nie zważając na obrzydliwy smak szminki. Całował i całował i …..

— Nie wiem jak mogłem trwać tyle czasu bez całowania ciebie.

— To całuj, a nie gadaj — odpowiedział Oliver, chwytając swojego chłopaka za krawat i całując go.

Frost nie zamierzał odmawiać. Pocałował swojego chłopaka gorąco i mocno, a ten z trudem łapał oddech. Potem objął go, zamierzając chronić, kochać i dać mu wszystko czego ten będzie potrzebował.

— Pokrzyczmy jeszcze — zaproponował Oliver.

Wiatr podwiał mu sukienkę, więc przytrzymał ją, a potem zaczął krzyczeć i Gerard wkrótce dołączył do niego, by po chwili znów mogli śmiać się, a złe wrażenie spotkania w mieszkaniu Frostów opuściło ich na dobre.

2022/08/21

W rytmie miłości - Rozdział 51

 Dziękuję za komentarze. :)


Martina obudził ruch tuż przy nim. Otworzył oczy, więc mógł dostrzec jak Quinn we śnie przysuwa się do niego. Wyciągnął więc rękę i pozwolił chłopakowi ułożyć głowę we wgłębieniu ramienia. Ucałował go w jej czubek, a potem ponownie zasnął.

Następne jego przebudzenie było dość bolesne, kiedy Quinn śpiąc kopnął go w łydkę. Spanie z tym chłopakiem było czasami jak wejście na pole minowe. Nigdy nie wiedział, kiedy otrzyma cios. Młody Greenwood potrafił spać spokojnie, ale bywały noce, że lepiej byłoby założyć ochraniacze. W przeciwieństwie do Martina, który potrafił przespać całą noc w jednej pozycji, Quinn zmieniał je ciągle. To raz się do niego przytulał, by za chwilę chcieć skopać go z łóżka. Uniknął kolejnego kopnięcia zabierając nogę. Poderwał się i przewrócił chłopaka na plecy.

— Kwiatuszku, obudź się.

— Jak jeszcze raz nazwiesz mnie kwiatuszkiem, stracisz zęby — burknął jeszcze mocno zaspany Quinn.

— Nie chcesz być moim kwiatuszkiem?

— To dobra nazwa dla dziewczyn. Chcę spać.

Quinn próbował odwrócić się na bok, ale Martin mu na to nie pozwolił. Ułożył dłonie po bokach jego ciała i zaczął go łaskotać. Greenwood zaczął wić się i śmiać, próbując przy okazji uciec.

— Przestań, proszę, przestań.

— Nie przestanę. To za dzisiejsze kopniaki i za nie pozwolenie mi nazywania ciebie kwiatuszkiem.

— Dobra, przepraszam, nie będę cię kopał. We śnie — dodał i próbował tak się wywinąć, aby kopnąć swojego chłopaka. Niestety przegrał i teraz jeszcze trudniej było mu się ukryć przed napastnikiem zadającym mu łaskoczące tortury. — Nie będę już, obiecuję. Proszę, stop — błagał, śmiejąc się przy tym głośno.

Martin także śmiał się i postanowił zakończyć torturowanie swojego chłopaka. Przytrzymał go, podniósł koszulkę w której chłopak spał i pochylił się, aby przyłożyć usta do jego brzucha. Wydał głośne burczenie, co wzbudziło w Quinnie jeszcze więcej śmiechu.

— Powiedział ci ktoś, że jesteś draniem?

— Ale kochanym, co nie? — zapytał Reynolds zawisając nad chłopakiem.

Quinn pokręcił głową, za co znów dostał serię łaskotek.

— Dobra, dobra… Jesteś kochanym draniem. Poddaję się.

— To świetnie. Wygrałem. A nagrodą dla mnie jest…

— Seks? — zapytał Quinn z błyskiem w oczach. Już mu się nie chciało spać.

— Pójdziemy pobiegać — oznajmił Reynolds zrywając się z łóżka.

Spodnie od piżamy wisiały mu na chudych biodrach, na których spoczęły oczy Greenwooda.

— Wolałbym coś innego.

— Słońce pięknie świeci. Idziemy biegać. Potem prysznic i lecimy się zbadać. Wiem, że wszystko jest dobrze, ale chcę mieć pewność. Wstajesz… Kwiatuszku?

Uciekł, zanim oberwał pierwszą rzeczą jaką jego chłopak znalazł pod ręką. Nie chciał wiedzieć co to było, ale uderzyło w drzwi.

— I tak cię kocham. Całe moje życie ciebie kocham — szepnął, uśmiechając się lekko, po czym poszedł do łazienki umyć zęby i skorzystać z toalety.

Tymczasem Quinn próbował zwlec się z łóżka marudząc pod nosem, że każą mu w niedzielny poranek biegać. Trwało to kilka minut zanim usiadł, nogi opuszczając na podłogę. Wsunął palce we włosy i podrapał się mocno po głowie.

— Ja mu pokażę kwiatuszka. Znalazł się ornito… Nie, czekaj, to chyba ten od ptaków. Ten od kwiatów to kto? W sumie bez znaczenia — mruczał pod nosem rozmyślając nad nazwami i w końcu się poddał. — Znalazł się ogrodnik.

— Po co ci ogrodnik? — zapytał Martin wchodząc do sypialni i załapując się na ostatnie słowa swojego mało zadowolonego chłopaka. — I nie rób takiej miny. Bieg to zdrowie. W tygodniu możemy pójść na siłownię. Muszę odnowić karnet. Jak z twoim?

— Mój jest ważny jeszcze przez miesiąc. Elliott chciał zapisać się na siłownię, to może razem byśmy się wybrali. Środę chyba mamy luźniejszą.

— Chyba tak. Odkąd mamy za sobą ten konkurs, na który zresztą nie pojechaliśmy, nagle zrobiło się nam dużo więcej wolnego czasu — mówił Martin wyjmując rzeczy do biegania z szafy. Dla Quinna również. Kupił mu je jakiś czas temu, by ten nie miał wymówki od biegania z nim.

— Nawet nie żal mi, że nie pojechaliśmy. Co prawda pani Clay była z tego powodu smutna, ale zrozumiała, że chory nie mogłeś pojechać. Co to jest?

Quinn wskazał na męskie legginsy, bluzę, które idealnie nadawały się do biegania o tej porze roku. Obie rzeczy miał w kolorach żółto-zielonych. Drugi zestaw biało-szary należał do Martina.

— Jeżeli ty nie wiesz co to jest, to ja też nie. Zbieraj się, bo nie przestanę nazywać cię kwiatuszkiem.

Greenwood wstał, obrzucił swojego chłopaka ostrym spojrzeniem i powiedział:

— Dobra, tylko muszę do kibla najpierw.

Z kwaśną miną ruszył do wyjścia z sypialni. Martin jednak wiedział, że chłopak teraz bardziej udaje niezadowolenie. Przygotował mu także buty do biegania, także w kolorze zielonym, wręcz neonowym. Należały do Quinna, który jakiś czas temu je tu zostawił, więc nie martwił się, że nie będą dla chłopaka wygodne. Chciał z nim przeżyć aktywnie poranek. Poza tym na dworze faktycznie tak pięknie świeciło słońce, że szkoda byłoby ten dzień spędzić w łóżku.

Zanim Greenwood wrócił Reynolds już zdążył się ubrać i upiąć włosy w niedbały kok. Rzucił w swojego chłopaka bluzą, mówiąc:

— Ubieraj się.

— Apodyktyczny dupek — psioczył Quinn.

— Którego kochasz — szepnął Martin, po tym jak podszedł do drugiej połówki swojego serca. Wsunął mu palce pod brodę, nakierowując twarz chłopaka w swoją stronę i dodał: — I który ciebie kocha.

Potem pochylił się, by pocałować swojego chłopaka. Zanim jednak dotknęły się ich usta Greenwood cofnął się o krok.

— Nie ma całowania, jest bieganie.

Zanim jednak zdołał powiedzieć coś więcej, to Martin przyciągnął go do siebie z powrotem owijając rękę wokół talii chłopaka i cmoknął go w usta, po czym powiedział:

— Jest całowanie i bieganie, kwiatuszku.

— Zginiesz marnie jak to jeszcze raz powiesz — zagroził chłopak.

 

*

 

Spokojny poranek, pełen czułości, śmiechu i dobrych wspomnień po spędzonej razem nocy mieli także Chris z Tobiasem i Gabrielem. Razem zjedli także śniadanie, podczas którego długo rozmawiali. Żaden nigdzie nie śpieszył się. Podczas tej nocy puściły wszelkie bariery, również te, które były wynikiem niepewności i obaw. Te, w których istniał wstyd, a także zastanawianie się co będzie dalej. Cała trójka wiedziała, że nie będzie im łatwo. Związki zawsze wymagały dużo pracy. Przecież z czasem ta pierwsza miłość, pełna uniesień i fascynacji zmieniała się na inny rodzaj miłości. Tej, która mogła skruszyć się jak lód lub mogła przetrwać wszelkie burze i przeciwności. Pragnęli tego drugiego, ale zdawali sobie sprawę z tego, że im szczególnie będzie dużo ciężej.

— Nie wiem jak mama na to zareaguje — martwił się Chris.

Postanowił wyznać swoje obawy, po tym jak wyszli z restauracji najedzeni i każdy musiał wrócić do swojego domu. Bardzo chciał powiedzieć mamie o wszystkim, ale na samą myśl bolał go brzuch. Akceptowała go takim jakim jest, ale usłyszenie, że związał się z dwoma mężczyznami jednocześnie, a ci dwaj także są razem i z nim, może nie być niczym łatwym dla niej.

— Wiem jedno, że cokolwiek będzie nie zejdę z tej drogi. Nie zamierzam się wycofać — zapewnił swoich mężczyzn.

— Twoja mama to mądra kobieta — rzekł Tobias. — Moja ciocia, nie będzie mieć nic przeciw. Wie, że to moje życie. Poza tym, wie też o mnie wszystko. Natomiast Oliver mi kibicuje.

— W ogóle co u niego? — zapytał Gabriel. Całą trójką szkli na postój taksówek. Żaden nie czuł się na siłach prowadzić. Za dużo wczoraj wypili. — Ostatnio widziałem go jak miał piętnaście lat.

— Nie poznałbyś go teraz. Wtedy był wystraszonym chłopcem. Ale to, co go w życiu spotkało, ukształtowało go takiego jakim jest teraz. Silniejszego chłopaka nie spotkałem. Ja bym się poddał, po tym co przeszedł, nawet kilka tygodni temu, on wciąż walczy. I ma chłopaka. W końcu spotkał kogoś kogo kocha i kto kocha jego. — Wsunął ręce do kieszeni i spojrzał w jasne niebo. — Wszystko jest jeszcze nowe, ale mam przeczucie, które jest głęboko w moim sercu, że obaj są sobie przeznaczeni i to z nimi, to co ich łączy jest już na zawsze.

— Wciąż jesteś z nim blisko — stwierdził Gabriel.

— Nieustająco będę go kochał. Jest moim bratem, przyjacielem, ale i kimś więcej. Kimś, kto zawsze będzie w moim sercu. Z innego powodu niż wy, ale Oliver nigdy nie przestanie mieć dla mnie znaczenia.

Czasami wydawało mu się, że gdyby nie był bratem Olivera, mógłby poczuć do niego romantyczną miłość. Los jednak przeznaczył im coś innego i cieszył się z tego. Oli miał kogoś kogo kocha, a w jego sercu zamieszkało dwóch mężczyzn idących po jego bokach. Z tego powodu nie mógł przestać się uśmiechać.

— Weźmiemy jedną taksówkę — zarządził Lawrence. — Odwiezie po kolei każdego z nas.

Chris i Tobias zgodzili się i kilka minut później zajęli miejsce w taksówce, podając kolejno kierowcy adresy. Najpierw odwieźli Christophera, który powstrzymał się przed pocałowaniem ich obu. Umówili się, że spotkają się jutro całą trójką. Dalej przyszła kolej na Tobiasa i jak tylko podjechali pod dom chłopaka, ten od razu zauważył samochód mężczyzny, z którym spotyka się jego ciocia. Już miał wysiąść w nadziei, że w końcu będzie miał okazję porozmawiać z tym człowiekiem i osobiście zaprosi go w następną niedzielę na obiad, kiedy ręka Gabriela zatrzymała go.

— Co jest?

— Znam tego kolesia, który wyszedł z twojego domu. Tak mi się wydaje, że go znam. Jak się nazywa?

— Chyba Mark jakiś tam…

— Mark… Gość o którym myślę, nie ma tak na imię, ale bardzo mi go przypomina. I nie jest to miły facet. Będę musiał coś sprawdzić, ale jeżeli to ten sam człowiek, twoja ciocia niech trzyma się z daleka od niego.

— Ale o czym ty mówisz? Kto to może być? Kurwa, Gabe, mów.

— Kumpel twojego starego. Możesz go nie pamiętać, ale ja go pamiętam. Mogą być po prostu podobni.

Tobias wyskoczył z taksówki jakby go wewnątrz niej miał dopaść potwór i podbiegł do pary zamierzającej wsiąść do samochodu. Czuł, że Gabriel depcze mu po piętach.

— Może byśmy się w końcu poznali — powiedział Grant zbliżając się do tajemniczego mężczyzny. Za nic w świecie nie mógł go sobie przypomnieć. Tylko że w tamtym czasie nie miał za wiele kontaktów ze znajomymi ojca. — Widzieliśmy się wtedy, kiedy rozwalił nam pan skrzyknę pocztową, a to było jeszcze latem.

Mężczyzna odchrząknął i powiedział:

— Przepraszam, ale uważam, że na poznawanie… — nie dokończył kiedy jego wzrok padł na Gabriela.

To zawahanie się tego człowieka upewniło Lawrenca, że mógł być to ten sam mężczyzna o którym myślał. Może teraz ma eleganckie ubranie, dobry samochód, ale nigdy nie zapomni kogoś, kto współpracował także z jego szefem z gangu.

— Co tutaj robisz, Lowery?

— Pomylił mnie pan z kimś. Nazywam się Mark Turner. A teraz przepraszam, zabieram Marthę na wycieczkę.

— Tobiasie, porozmawiamy wieczorem — zarządziła kobieta, zanim wsiadła do samochodu.

Grant patrzył jak odjeżdżają i zastanawiał się co z ciocią Marthą robi ktoś, kto zna jego ojczulka.

— Policjant, który mi pomagał, ma u mnie dług — wyszeptał Gabriel — zadzwonię do niego i sprawdzi tego faceta. Jestem jednak pewny, że to nie jest Mark Turner.

Tobias skierował spojrzenie na partnera i powiedział:

— Zrób to, proszę. Nikt nie zagrozi mojej rodzinie. Nie pozwolę na to.

 

*

 

Wspólne bieganie, jak i prysznic, były przyjemną rzeczą tego dnia. Jednak wizyta w przychodni i badania zepsuły dobry nastrój Martina oraz jego chłopaka. Niestety było koniecznością, to, aby zrobili wszystko, by obaj byli bezpieczni. Po rozmowie z lekarzem, który wiele im uświadomił, a potem po pobraniu krwi, wybrali się na śniadanie do pobliskiego baru, w którym rano serwowano głównie omlety i sałatki. Żaden z nich jednak nie miał apetytu. Martin w dodatku przekręcał pierścień znajdujący się na kciuku lewej dłoni. To była wyraźna oznaka jego zdenerwowania; Pierścień służył mu po to, aby się uspokoić. Dlatego Quinn położył dłoń na jego, mówiąc:

— Z tego co nam ten lekarz wyjaśnił, to jesteśmy bezpieczni.

— Nie chcę, aby coś ci się stało — odpowiedział smutno chłopak.

— Nic mi się nie stanie, Martinie. Zjedzmy, a potem może pójdźmy do kina na jakiś przedpołudniowy film.

— Na jakiś horror? — zaproponował Reynolds ożywiając się.

— A w życiu. Do dzisiaj jak pomyślę o tym ostatnim horrorze, to robi mi się słabo. Wtedy ty wybrałeś film, teraz moja kolej.

— Ale nie jakieś romansidło. Nie przetrwam tego.

Quinn oburzył się i wycelował widelcem w swojego chłopaka.

— Nie oglądam jedynie tego. Oglądam wiele rzeczy. Lubię nawet filmy biograficzne.

— Jeszcze gorsza nuda. Zjedz tego omleta, bo wystygnie. Może po prostu po śniadaniu wrócimy do domu i zwyczajnie spędzimy czas razem. Jak chcesz film, to mam pokaźną kolekcję…

— Porno? — zapytał z nadzieją, Greenwood.

— Żadnego seksu do czasu, aż nie otrzymamy wyników badań — zarządził Martin.

Quinn udał, że płacze, ale rozumiał chłopaka. Reynolds przestraszył się, bo nie uważali w chwili słabości. On jednak nie żałował. Chciał z Martinem być blisko, jak najbliżej, ale mógł poczekać. Poza tym prezerwatywy nie są takie złe. W dodatku związek nie polegał jedynie na seksie.

— Dzisiaj niedziela, chcę się zrelaksować i pobyć z tobą. Może po śniadaniu idźmy na spacer, a dalej to zobaczymy. Hm? Popołudniu mam ochotę poczytać, a ty byś mógł obejrzeć swój horror, tylko zakładając słuchawki.

Martin chwycił dłoń Quinna i trzymając ją w swojej, powiedział:

— Dzięki, że robisz wszystko bym nie martwił się. Dzięki temu wiem, że ci na mnie zależy, a to co nas od lat łączy jest ważne i silne. Kocham cię.

— Ja ciebie także kocham — odpowiedział Quinn, będąc pewnym, że dobrze zrobił pozwalając sercu dojść do głosu.

 

*

 

Tobias nie mógł sobie znaleźć miejsca. Chodził w kółko tam i z powrotem. Jego brat coś robił na górze i to było mu na rękę. Nie chciał na razie nic mówić Oliverowi. Dopiero, kiedy uzyska pewność i dowie się czego ten facet chce, to wszystko mu opowie. Na tę chwilę, nie było co go martwić. I tak czekała go rozmowa z ciocią, która wydawała się zła jak to do niego mówiła. Do tej pory jednak może się czegoś dowie i wyjaśni jej kilka rzeczy.

Szybkie kroki na piętrze, a potem na schodach podpowiedziały mu, że jego brat schodzi na dół. Usiadł więc na kanapie i wziął do ręki leżącą na niej książkę. Otworzył ją udając, że czyta.

— Widziałeś moją szczotkę do włosów? — zapytał Oliver rozglądając się.

Na sobie miał szlafrok, a świeżo umyte włosy spiął spinką na środku głowy. Dostrzegłszy zaczytanego brata, co było nowością, zajrzał co takiego sprawiło, że Tobias wziął do ręki książkę. Rozpoznał, że ta należała do niego i powinien ją już dawno oddać do biblioteki.

— Nie wiedziałem, że umiesz czytać do góry nogami i to po francusku.

— Co?

— To chyba moja lektura. Ty nie uczysz się francuskiego. W dodatku nawet ja bym nie umiał czytać trzymając książkę do góry nogami. Ale jak masz taki talent, to nie przeszkadzam. Szukam tylko swojej szczotki.

Tobias wskazał półkę na regale, a Oliver podbiegł szybko do mebla.

— Jak ona się tutaj znalazła? — Zdjął spinkę i zaczął powoli czesać włosy. Wbił przy tym swoje oczy w brata i powiedział: — Coś ci leży na sercu. Gdybym nie musiał zrobić makijażu i miałbym więcej czasu, to wyśpiewałbyś mi wszystko. Muszę jednak lecieć. Jak przyjedzie Gerard, to wyślij go na górę — powiedział i już go w salonie nie było.

Tobias wybiegł za bratem i krzyknął w górę schodów:

— Co ty znowu kombinujesz?!

Oliver nieraz robił sobie makijaż, kiedy wychodził, ale ten zazwyczaj był lekki i podkreślający jedynie jego oczy. Ostatnio jednak w ogóle tego nie robił. Dlaczego więc nagle zamierzał się umalować i potrzebował na to więcej czasu niż zwykle? I dlaczego Tobias nagle zaczął się martwić?