Cam
Nie wiem jak długo stałem i
patrzyłem na zamknięte drzwi baru Almy za którymi zniknął Josh, zanim zdecydowałem
się poruszyć i pójść do piekarni po pączki. Dzisiaj była moja kolej, aby je dla
wszystkich kupić. Wciąż byłem pod wrażeniem sceny, która rozegrała się przed
moimi oczami. Buck jest psem, który nie każdemu ufa, a garnął się do Finleya
jakby znał go od dawna. Śmieszne było to, kiedy obaj wylądowali na ziemi, ale
piękniejszą scenę ujrzałem chwilę później. Josh głaskał psa, uśmiechał się i
rozmawiał z moją siostrą jakby był zupełnie innym człowiekiem.
Podejrzewałem, że w tamtym momencie stał się sobą. Tym bardziej chciałem się
wszystkiego o nim dowiedzieć.
Wszedłem do piekarni, a przyjemne
zapachy od razu mnie otoczyły. Właścicielka tego miejsca Aurora Fleming
popatrzyła na mnie i od razu wzięła duże pudełko do którego zaczęła pakować
pączki.
— Tyle samo co zwykle?
— Tak — odpowiedziałem, jednak po
chwili wpadłem na pewien pomysł. — Zapakuj jeszcze cztery sztuki, ale do
osobnego pudełka. Tego przeźroczystego. I niech każdy będzie z innym
nadzieniem.
— Dobrze. Dla kogoś szczególnego
ten prezent? — zapytała popatrując na mnie sugestywnie.
Aurora i ja byliśmy w tym samym
wieku i w szkole zawsze trzymaliśmy się razem. W klasie nawet mieliśmy stoliki
obok siebie i często na nudnych lekcjach wymienialiśmy się głupimi rysunkami.
Raz, miałem wtedy piętnaście lat, nauczyciel od historii przyłapał mnie, kiedy
rzucałem Aurorze zwiniętą w kulkę kartkę. Natychmiast ją zabrał i rozwinął.
Obrazek który zobaczył sprawił, że poczerwieniał ze złości i z zażenowania.
Natychmiast wezwał moich rodziców do szkoły i przy dyrektorze oraz przy mnie
pokazał im co narysowałem. Moja mama wtedy wzruszyła ramionami, spojrzała po
nas wszystkich i powiedziała: „To chyba dobrze, że mój syn rysuje dwa
penisy, które się dotykają, jest przecież gejem. Gorzej gdyby były trzy lub
cztery czy więcej. No, ale co kto lubi.” W tamtym momencie prawie spaliłem się
ze wstydu i miałem ochotę zapaść się pod ziemię. W dodatku wyautowała mnie
przed nauczycielami, a do tej pory niewiele osób wiedziało o mnie. Powiedziałem
tylko rodzinie, wiedząc, że mogę na nich liczyć, Aurorze i paru innym osobom.
Tylko jedna się ode mnie odsunęła, reszta wspiera po dzień dzisiejszy. Nigdy
też nie miałem problemów z przyznaniem się przed samym sobą jaki jestem. Od
początku siebie akceptowałem i to też pomagało w chwilach, kiedy nie każdy
popierał to kim jestem. Na szczęście z biegiem lat to się zmieniało i cieszyłem
się, że mieszkam w miejscowości w której większość osób była tolerancyjna.
— Cam, nie wiem jak daleko
odpłynąłeś myślami, ale twoje zamówienie czeka na ciebie.
— Wybacz. Wspominałem ten dzień i
sławne dwa penisy, które odkrył pan Shackelford. — Sięgnąłem do kieszeni po
portfel.
— O, tak, pamiętam to. —
Roześmiała się i otarła wyimaginowane łzy. — Cała klasa była ciekawa co takiego
zobaczył historyk, że wyglądał jak te postaci animowane, którym uszami para
wychodzi. Stare, dobre czasy. Zdradzisz dla kogo te pączki?
— Może dla mnie. — Puściłem jej
oczko i zapłaciłem za zakupy.
Wyszedłem we wtórze jej śmiechu,
który momentami przypominał rechot żaby. Zawsze mnie to bawiło. Kiedy była mała
dzieciaki jej z tego powodu bardzo dokuczały. Broniłem jej i nazywała mnie
swoim rycerzem. Mieliśmy wtedy może po pięć lat, a nasi rodzice już nas
widzieli jako parę. Życie jednak pokazało dla mnie i Aurory zupełnie inną
drogę. Ona wybrała za męża piekarza, a ja byłem sam. Sytuacja pod tym względem
byłaby inna, gdybym kilka lat temu wszystkiego nie zepsuł. Poddałem się i to
był koniec. Nie chcę powtórzyć tego błędu. Ta myśl sprawiła, że w jednej chwili
wszystko się zmieniło i postanowiłem spróbować zawalczyć. Zresztą podświadomie
zrobiłem to już wcześniej, czego dowodem były cztery pączki.
Wracając na posterunek spotkałem Sida
Callowaya, który skończył swojego papierosa i zamierzał go wyrzucić na chodnik
zamiast do znajdującego się niedaleko kosza.
— Sid, jeżeli to zrobisz
będę musiał wypisać ci mandat. Barbara nie będzie zadowolona.
— Dzieciaku, nie możesz mi
rozkazywać — powiedział mężczyzna. — Mam sześćdziesiąt osiem lat i więcej w
swoim życiu przeszedłem niż ty.
— Zgadzam się i nie umniejszam
tego, ale ja tu jestem szeryfem. Tam jest kosz.
— Jesteś upierdliwy. — Zaśmiał
się przyjaźnie Sid.
— Nie bardziej niż twoja żona.
Dziękuję i miłego dnia — życzyłem mu, kiedy wrzucił peta tam gdzie powinien się
znaleźć. Nie wątpiłem jednak w to, że następnym razem resztka papierosa upadnie
tam gdzie nie powinna. Taki był Sid. Nie lubił przestrzegać zasad. Mówił, że
całe życie musiał to robić a teraz czuł się wolny.
Pełen energii wpadłem na
posterunek i postawiłem pudło z łakociami na jednym z biurek i
powiedziałem moim ludziom, aby się częstowali.
— Idę na lunch — poinformowałem
ich.
— Na lunch? Przecież to pora
śniadania — zauważył Morgan Flowers, który miał dzisiaj poranną zmianę.
— To będzie długi lunch. Gdyby
coś się działo to będę u Almy.
— Czyje serce chcesz zdobyć tymi
pączkami, szeryfie? — zapytała Anette.
Popatrzyłem na nią i miałem
wrażenie, że się rumienię. Czy tak wyraźnie było widać, że to co trzymam w
dłoni nie jest dla mnie? Nawet nie wiedziałem czy Josh lubi pączki. Najwyżej je
wyrzuci.
— Z kawą u Almy będą najlepiej
smakować.
— Ej, mamy tu dobrą kawę — jęknął
Felix Samuelson. Pracował na posterunku dłużej ode mnie. Był najstarszy z mojej
załogi i uwielbiał kawę. Mógłby ją pić litrami.
— Jakby co, to wiecie gdzie mnie
znaleźć — powtórzyłem i wyszedłem.
Jak tylko znalazłem się na ulicy
na moich ustach rozkwitł szeroki uśmiech. Podejrzewałem, że jestem obserwowany
przez moich ludzi, ale nie obejrzałem się. Przeszedłem przez ulicę i ruszyłem w
stronę baru Almy.
Jak tylko przekroczyłem próg
lokalu, głowy wszystkich obecnych w barze osób skierowały się na mnie. W porze
śniadania zawsze było mniej klientów niż kiedy przychodziłem na lunch, co było
moim stałym nawykiem od kilku lat. Podejrzewałem, że zrobiłem niemałą sensację
pojawiając się tutaj dużo wcześniej i to z pudełkiem pączków. Skinąłem głową im
wszystkim, a niektórych pozdrowiłem i podszedłem do lady, gdzie Kate podawała
klientce smakowicie pachnący omlet.
— Jak się masz, szeryfie? —
zapytała uśmiechając się do mnie. — Coś na śniadanko polecić? Chyba, że to
będziesz jadł? — Wskazała na pudełko, które trzymałem.
— Nie, dziękuję. W sumie do Almy
przyszedłem.
— Pączki jej w prezencie dać?
— Nie, to nie dla niej. — Czułem
się zakłopotany. Mogłem po prostu wieczorem zawieźć słodycze do domu Josha.
Zostawiłbym je pod drzwiami dając mu tylko znać, że to ode mnie. Wymyśliłem
jednak sposób, który wzbudzał u ludzi większą ciekawość. Po prostu chciałem dać
Joshowi te pączki jak najwcześniej. Najlepiej gdybym je wręczył osobiście.
Mógłbym wtedy spojrzeć w jego oczy, o ile on spojrzałby w moje i nie odwrócił
głowy jak to zwykle robi.
— W porządku. Zawołam szefową. —
Kate postanowiła mnie więcej nie torturować, co przyjąłem z ulgą.
— Jestem, jestem. — W tej samej
chwili, kiedy kelnerka zamierzała spełnić swoją obietnicę, dotarł do mnie głos
Almy. — Widzę, że prezent przyniosłeś.
— Mówi, że to nie dla ciebie —
szepnęła jej Kate, a ja miałem wrażenie, że wszyscy klienci baru nastawiali
uszu chcąc dosłyszeć każde słowo.
— O. Nie dla mnie. Chodź na
zaplecze, Cam— zawołała mnie Alma od razu rozumiejąc sytuację.
— Nie chcę go wystraszyć —
powiedziałem od razu do niej jak tylko znaleźliśmy się w bardziej prywatnej
przestrzeni. — Mam dla niego zapłatę za wczorajszą pomoc, a to ode mnie. —
Uniosłem pudełko z czterema pączkami.
— Podtuczyć go chcesz, to bardzo
dobrze. Jest za chudy. Nie wystraszysz go. Mówił mi o pieniądzach, ale
powiedziałam, że ich nie przyjmę, bo sam ma je odebrać. Nie wiem kto i co mu
zrobił, ale serce się kraje na samą myśl o tym co to mogło być. Może kiedyś
zaufa i opowie o swojej przeszłości.
Bardzo chciałbym aby tak zrobił.
Chętnie bym go wysłuchał, ale raczej to nie ja będę odbiorcą jego słów.
— Chodź, nie stójmy tu tak w
przejściu, bo jeszcze Kate uderzy nas drzwiami.
Przeszliśmy w stronę kuchni,
gdzie Josh stał przy zlewie myjąc naczynia. Nie usłyszał nas z powodu grającej
tutaj muzyki, więc mogłem przez chwilę mu się przyjrzeć i po raz kolejny
dowiedzieć się, że moje serce wariowało z jego powodu. Część z tego była po
prostu nerwami spowodowanymi tym jak zareaguje widząc mnie tutaj i czy przyjmie
mój prezent. Nagle zwątpiłem w to czy dobrze zrobiłem przynosząc dla niego
pączki. Alma musiała coś dostrzec i zrobiła wyraźnie mówiącą minę, że jestem
głupcem i za dużo myślę.
— Może nie powinniśmy tak go
zaskakiwać — szepnąłem, a ona na to pokręciła głową.
— Musi się nauczyć, że może nam
zaufać.
Uważałem, że nic na siłę nie
powinno się robić, ale ona znała go lepiej ode mnie. Może powinienem
porozmawiać z mamą o Joshu.
— Josh, kochanie, przyszedł do
ciebie Cameron.
Widziałem jak ramiona chłopaka
spinają się, a mnie prawie zatrzymało się serce i do głowy wpadły myśli,
że ucieknie. Alma jednak podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu. Coś
szepnęła do ucha, a on zakręcił wodę i wytarł ręce. Nagle wyschło mi w ustach,
kiedy się do mnie odwrócił, i nie byłem pewny czy wydobędę z siebie jakiekolwiek
słowo.
— Cześć, Josh. — Udało mi się coś
powiedzieć. Chłopak nie patrzył na mnie, a ja się do niego nie zbliżałem.
Wyjąłem z kieszeni munduru kopertę i nie wiedziałem co z nią zrobić. —
Przyniosłem twoją zapłatę za wczorajszą pomoc. W banknotach tak jak prosiłeś.
No i… To jest dla ciebie ode mnie. — Wskazałem na pudełko z pysznościami. Josh
wciąż na mnie nie patrzył, ale dostrzegłem, że jego wzrok zatrzymał się na
pączkach. — Dziękuję za wczoraj. Komputery teraz dobrze działają. Internet
również. Szczególnie Paddy jest zadowolony — paplałem będąc podenerwowany.
Nigdy mi się nie zdarzyło okazywać niepewności wobec innego mężczyzny. Tylko,
że po raz pierwszy próbowałem rozmawiać z kimś kto się mnie tak bardzo bał. Jak
miałem się do niego zbliżyć i sprawić, aby przynajmniej nie widział we mnie
kogoś kto chciałby go skrzywdzić.
— Jak mówiłem system był
przestarzały — odezwał się Finley. — W takim przypadku nawet najlepsze
zabezpieczenia nie pomogą. Powinniście mieć dobrego informatyka.
— Mamy, ale wyjechał na wakacje z
żoną, a ci z Twin Fals nie zawsze mają dla nas czas. W razie jakiejkolwiek
awarii leżymy. Chyba, że ty mógłbyś nam w przyszłości pomagać.
— Nie sądzę. Nie mam
kwalifikacji.
— Ale znasz się na tym —
wtrąciła Alma. — Uratowałeś mojego laptopa przed wyrzuceniem.
— Muszę wracać do pracy —
powiedział Josh, a ja nie chciałem, aby mi uciekł więc powiedziałem pierwsze co
mi przyszło do głowy:
— Dziękuję, że pomogłeś dzisiaj
mojej siostrze.
Od razu się tym zainteresował, a
jego dwukolorowe oczy na moment skupiły się na moich. Ponownie moje serce
zaczęło galopować, jakby chciało wystartować w jakimś wyścigu.
— Emma to moja siostra — dodałem.
— Jest miła. Buck jest świetny —
szepnął, ale spojrzał w bok, a ja już zatęskniłem za jego pięknymi oczami.
— Świetny, ale zachciało mu się
uciekać. Lubisz psy? — zapytałem, a w mojej głowie powoli zaczął kiełkować
plan, który z każdą minutą przybierał wyraźniejsze kontury.
— Lubię. Naprawdę muszę wracać do
pracy.
— W porządku. — Nie chciałem
go dłużej powstrzymywać przed odejściem. Wolałem, aby wspominał mnie dobrze, a
nie jako kogoś kto nadużył jego cierpliwości. — Zostawiam to tutaj. — Położyłem
pączki na jakiejś szafce i nie mogłem sobie odmówić tego, aby jeszcze raz na
niego spojrzeć. — Gdybyś czegoś potrzebował, to chętnie pomogę. Dam ci numer
telefonu do mnie. — Wpadłem nagle na ten pomysł i dostrzegłem kątem oka,
że Alma przewraca oczami, ale jej usta lekko uśmiechnęły się.
— Dam ci coś do zapisania. —
Oddaliła się na chwilę, a chłopak wyglądał tak jakby się skulił w sobie. Tak
bardzo chciałem do niego podejść, przytulić go i powiedzieć, że ktokolwiek go
skrzywdził już nigdy tego nie zrobi. Mój instynkt wołał mnie do tego bym go
chronił, a moje serce bym kochał Josha. Czy zdołam się kiedyś przebić przez
otaczający go mur zanim sam upadnę?
Alma szybko przyniosła karteczkę
i długopis. Napisałem numer swojego prywatnego telefonu. Zostawiłem wszystko
obok pączków i koperty.
— Gdybyś czegoś potrzebował
dzwoń. Nie ważne o jakiej porze. I wiedz, że zrobię wszystko, abyś był
bezpieczny. — Jego oczy ponownie na chwilę zatopiły się w moich, zanim nie
uciekł spojrzeniem, jak robił to zawsze.
— Dziękuję — powiedział, zerkając
na to co mu zostawiłem i wrócił do pracy.
Wycofałem się, a Alma
odprowadziła mnie do wyjścia z zaplecza.
— Też muszę wracać do pracy, bo
Kate już mnie wołała — rzekła kobieta. — Byłeś tak zaaferowany Joshem, że
niczego nie widziałeś. Postaram się, aby wziął twój numer i zjadł pączki.
Nie je dużo, ale weźmie je do domu. Wpadniesz na lunch?
— Nie odpuściłbym sobie jajek na
bekonie z frytkami i twojej kawy. — Ucałowałem ją w policzek, co zaskoczyło
Almę.
— Jaki zadowolony jesteś. —
Zaśmiała się.
Jak mógłbym nie być zadowolony.
Josh ze mną rozmawiał. Wczoraj i dziś, po dwóch miesiącach mogłem przynajmniej
przez chwilę się tym nacieszyć. Wyszedłem już nie czując niepewności. Czułem
się wprost przeciwnie, a plan w mojej głowie właśnie wykiełkował.
Witam ponownie. 💜
OdpowiedzUsuńMałymi kroczkami może Josh otworzy sie do ludzi. I uda mu się stworzyć nowy związek. Zapomnieć o przeszłości, która go ściga i nie chce puścić.
Dalej mnie nurtuje co mu sie takiego stało że tak sie boi. Przeraża mnie to.
Dziękuję bardzo za nowy rozdział.
Życzę Ci dużo weny, zdrowia. Oczywiście byś pamiętała o odpoczynku i o sobie.
Pozdrawiam
Hejka,
OdpowiedzUsuńoch wspaniale, spędził trochę czasu z Joshem i takie małe przekupstwo... niech pokazuje że to czego pragnie to go chronić... biedny Cameron tak wyałtowany przez własną matkę... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, och Cam spędził trochę czasu z Joshem ;) i takie malutkie przekupstwo... niech pokazuje, że chce go chronić i wspierać... haha biedny Cameron... tak wyałtowany przez własną matkę... ;) ale to było boskie...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Cameron nagle stał się taki niepewny, ale na bardzo dobry pomysł wpadł... może właśnie takimi gestami uda mu się przełamać strach Josha i pokaże, że chce go chronić, zapewnić mu bezpieczeństwo... ogólnie że zrobi wszystko aby był bezpieczny i szczęśliwy, i że Josh będzie ważniejszy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka