Ebooków się nie pożycza jak książek papierowych. Tekstów skopiowanych z bloga także nie. Tak, robiłam w przeszłości coś takiego, ale od dawna tego nie robię, bo wiem, jako autorka, co to znaczy. To jest wszystko wyłącznie do dyspozycji osoby, która tekst kupiła. Jeżeli ktoś nie ma możliwości (nie ma możliwości podkreślam, a nie że nie chce kupić), to można napisać do autorów i na pewno znajdzie się sposób na to, aby dostać ebooka. Ja przecież wiele tekstów płatnych publikuję na blogu, bo wiem, że nie każdy może sobie pozwolić na ich zakup. Ale ja jako autorka staram się być dla Was uczciwa i uczciwa jestem wobec innych autorów. Nie pożyczam ebooków. Tekst pisze się ciężko. Nawet coś krótkiego to często droga przez mękę. My autorzy, chcemy zarobić parę groszy. Nie obłowimy się na tym, nie wybudujemy za to willi, ale mamy możliwość, aby pisać. Może teraz rzadziej piszę, ale mam też swoje prywatne życie. Ostatnio remont zabrał mi wszystkie siły, ale powoli wracam do pisania Partnerów 2. Staram się i Wy starajcie się również. Nie pożyczajcie ebooków. Skopiowaliście tekst z bloga? Proszę bardzo, też tak robiłam, bo nie lubię czytać opowiadań na blogu, wolę je w pliku, ale to jest też plik tylko dla Was. :)
Teraz już zapraszam na rozdział i dziękuję za komentarze. :)
JOSH
Uderzenie. Ból. Krew. Słowa.
— Jesteś nic nie wart. Jesteś gównem.
Poniżanie. Sianie niepewności. Krzyki.
— Nic nie umiesz! Do niczego się nie nadajesz!
Mój płacz. Kolejne ciosy. Nowy ból.
Obudziłem się z krzykiem, zlany
potem i łzami płynącymi po policzku. Mój oddech był taki, jakbym przebiegł
maraton. W piersi czułem znajomy ból. Nie miał nic wspólnego z zawałem. Wiązał
się z tym, że ktoś komu ufałem, rozerwał mnie na strzępy. Zniszczył tego kim
byłem dawniej. Wystarczyło na to tak niewiele czasu.
Wziąłem kilka głębokich oddechów
i otarłem dłońmi łzy. Miałem świadomość tego, że już nie zasnę i nawet nie
chciałem tego. Sen ponownie porwałby mnie w kolejny koszmar. Poza tym kiedy
spojrzałem na telefon ujrzałem godzinę, o której i tak musiałem wstać, aby
wyrobić się ze wszystkim i pójść do pracy. Kusiło mnie by tego nie robić.
Zostać tutaj gdzie jestem. W swojej kryjówce, z dala od innych. Alma by jednak
po mnie przyszła. Mogła pozwolić mi ukryć się przez dzień, ale nie przez
kolejny. Ta kobieta dawała mi siłę, nie litowała się nade mną. Nie wiedziała
niczego o mojej przeszłości, ale robiła wszystko bym o niej zapomniał. Tego
zrobić nie mogę. Gdybym zapomniał to on by mnie dopadł. Wiem, że mnie szuka i
ściga. Mogłem zmieniać nazwisko, ale wiedziałem, że on w końcu mnie znajdzie.
Wyniesienie się z tego miasta
byłoby dobrym pomysłem. Szczególnie, że zbyt dużo turystów tutaj przyjeżdżało.
Ktoś mógłby mnie zobaczyć, ktoś kto znał mnie i jego. Wtedy byłoby za późno na
wszystko. Bywały też takie dni, że chciałem, aby to zrobił. Wiedziałem, że mnie
wtedy zabije, ale w końcu odpocząłbym od mojej egzystencji i samego
siebie. Mimo chęci na to i tak walczyłem. Uciekałem przez ostatnie dwa lata od
człowieka, który okazał się zły. W chwili kiedy go poznałem na imprezie
sylwestrowej w klubie, do którego wybrałem się z grupą przyjaciół, wydawał się
inny. Wtedy nie wiedziałem, że miał dwie twarze.
Dwa i pół roku temu
— Josh, dawaj nam tu kolejne
piwska, bo te się kończą — zawołał z daleka mój przyjaciel, Will.
— Już, już niosę. Cierpliwości.
Mógłbyś podnieść tyłek i mi pomóc. — Postawiłem kufle pełne piwa na stoliku.
Nie było dla mnie trudne przeniesienie przez tłum kilku szklanek. Dorabiałem
jako kelner w jednej z restauracji i nie takie rzeczy musiałem nosić.
— Znając jego szczęście wszystko
po drodze wylałby na siebie — powiedziała Heather dając sójkę w bok Willowi,
który był jej chłopakiem.
— Nie wylałbym.
— Wylałbyś, bo jesteś niezdarą.
Kto rano strącił z szafki cały garnek z wodą? Dobrze, że była zimna.
Zaśmiałem się tak samo jak reszta
mojego towarzystwa. Usiadłem przy stoliku obok moich przyjaciół. Niektórych
poznałem na studiach, ale dwójka z nich, właśnie Will i Heather miałem
wrażenie, że jest ze mną od zawsze. Poznałem ich w pierwszej klasie liceum i
już się nie rozstaliśmy. Cieszyło mnie to, że szybko zawarli znajomość z Gilbertem,
Simonem oraz z Virginią, która w tej chwili śledziła wzrokiem jedną z dziewczyn
siedzącą przy barze.
— Idź i zagadaj do niej —
poradziłem, wrzucając do ust kilka orzeszków.
— A jak kogoś ma?
— To odmówi. Poza tym to tylko
taniec.
Virginia uwielbiała tańczyć.
Kilka razy w tygodniu chodziła na lekcje tańca i raz nawet startowała w jednym
z tych programów telewizyjnych szukających nowych talentów. Zajęła trzecie
miejsce i była z tego bardzo dumna.
— Tylko taniec, mówisz? — Wstała,
poprawiła swoją błyszczącą, czarną sukienkę, po czym usiadła. — Nie mogę.
Poczekam jeszcze chwilę.
— Jak chcesz, ale gdybym był
tobą, to bym ją zaprosił do tańca. — Upiłem łyk piwa krzywiąc się, bo nie mieli
mojego ulubionego i wziąłem takie jakie chcieli inni.
— Tak? To może zaprosisz jakiegoś
faceta — odparowała.
— Nie ma tu dla mnie tego, z
którym chciałbym zatańczyć.
— On szuka ideału — wtrącił
Gilbert rozsiadając się wygodnie i obserwując dziewczyny. — Czy one wszystkie
to lesbijki? Może któraś jest Bi, a może jakaś by chciała spróbować z facetem.
Ałć. — Schylił się kiedy dostał po głowie od Virginii. — Za co?
— Kretyn. Czy ty zawsze musisz
myśleć przyrodzeniem? Dlaczego połowa z was hetero facetów myśli, że każda na
niego poleci. Nawet lesbijka?
Po jej słowach wywiązała się
dyskusja tej dwójki, a ja się odłączyłem. Znałem doskonale ich argumenty i nie
zamierzałem tego ponownie słuchać. Rozejrzałem się po klubie, w którym tego
roku spędzaliśmy sylwestra. Nie miałem problemów, by namówić moich, w
większości, hetero przyjaciół, abyśmy zabawili się w klubie LGBTQ. Miałem to
szczęście, że trafiłem na wspaniałych ludzi, który nie mieli problemów z moją
orientacją. Co więcej, nieraz próbowali mnie swatać, ale ja szukałem mojego
księcia z bajki. Do tej pory spotykałem się z kilkoma chłopakami, ale były to
tylko małe przygody nic co można by nazwać poważnym związkiem. Szukałem takiego
mężczyzny, do którego moje serce zacznie śpiewać, kiedy go zobaczy. Mojego
wymarzonego ideału. Na moje nieszczęście do tej pory na nikogo takiego nie
trafiłem.
Poszedłem po jeszcze jedną
kolejkę piwa. Składałem zamówienie, kiedy ktoś ogłosił, że do północy zostało
dwadzieścia minut. Uśmiechnąłem się, bo niecierpliwie czekałem na koniec tego
roku. Nie wydarzyło się w nim nic ciekawego i liczyłem, że nowy przyniesie
mnóstwo interesujących rzeczy. Podziękowałem barmanowi odbierając tym razem
tylko trzy kufle z piwem. Simon oraz dziewczyny spasowały. Zresztą dostrzegłem,
że Virginia w końcu nabrała odwagi i zaprosiła do tańca dziewczynę która jej
się podobała.
Manewrując pomiędzy dobrze się
bawiącymi klientami klubu ponownie uważałem, aby nie rozlać piwa. Potrąciłem
bardzo kolorowego chłopaka, który miał na sobie tak przeróżne odcienie ubrań,
że mieniły mi się w oczach. Włosy pomalowane miał w kolory tęczy i fantastyczny
makijaż. Mojemu byłemu facetowi nie podobało się to, że chłopaki noszą makijaż,
ale ja nie miałem nic przeciw. Niektórym to pasowało. Pozdrowiłem tego chłopaka,
bo nieraz widywałem go w klubie. Zapatrując się na niego wpadłem na kogoś
innego. Spojrzałem najpierw na szeroką pierś, na której znajdowało się moje
piwo, a potem spojrzałem w górę. Bardzo w górę. W pierwszym momencie
miałem wrażenie, że mężczyzna ma ponad dwa metry wzrostu. Nie miał tyle, ale
wydawał się bardzo wysoki, mimo że ja sam nie byłem niski. Miałem metr
osiemdziesiąt i byłem z tego dumny. Aczkolwiek mój tata nadal był ode mnie
wyższy. Zakodowałem sobie w głowie, aby o północy, kiedy wypiję szampana z
przyjaciółmi i złożę im życzenia, zadzwonić do rodziców, którzy wraz ze
znajomymi i rodziną spędzali tę noc przed telewizorem.
— Przepraszam. Zapłacę za pranie
koszulki — powiedziałem spoglądając w ciemne oczy tego na kogo wpadłem.
— Nie trzeba, bo to mój
szczęśliwy wieczór. — Nieznajomy odezwał się tak głębokim i niskim głosem, że
poczułem go w całym ciele. Rozważałem nawet jakbym się czuł słysząc go, będąc z
tym mężczyzną w łóżku. Uwielbiałem seks i rzadko go odmawiałem. Tak rzadko, że
zdarzyło się to tylko dwa razy. Za pierwszym razem chłopak mi się nie podobał,
za drugim był w związku, a ja nie byłem z tych, którzy pchają się do łóżka
komuś zajętemu.
— Szczęśliwy? — zapytałem
flirtując. To również uwielbiałem robić. — Co cię tak uszczęśliwiło?
— To, że spotkałem ciebie — odpowiedział,
a moje serce zaśpiewało tak jak zawsze tego pragnąłem.
— To faktycznie masz szczęście.
— Zatańczysz ze mną? — zapytał, a
ja nie odmówiłem. Natychmiast pozbyłem się szklanek i poddałem się urokowi oraz
przyciąganiu jakie poczułem do niego.
Tańcząc z nim, objąłem go za
szyję i przycisnąłem ciało do jego ciała. Poczułem jak cały świat wokół nas
znika. Ciemne oczy patrzyły na mnie adorując i jakby nie widząc innych
mężczyzn. Byliśmy tylko ja i on.
— Gdzie byłeś całe moje życie? —
zapytał w tanim podrywie, ale działało to na mnie.
— Czekałem na ciebie — odparłem w
chwili kiedy wybiła północ.
Wszędzie wokół strzelały korki od
szampanów, rozlegały się gwizdy, opadały srebrno-złote konfetti i każdy składał
sobie życzenia. Natomiast ja tańczyłem znajdując się w silnych ramionach,
najprzystojniejszego faceta na świecie i czułem, że wkroczyłem w bajkę
opowiadającą o wielkiej miłości.
— Chcę spędzić z tobą życie —
powiedział w pewnej chwili, tuż przed tym zanim pierwszy raz mnie pocałował.
Obecnie
Wzdrygnąłem się z obrzydzeniem na
to wspomnienie. Wtedy byłem taki głupi, zaślepiony i zakochany. Wierzyłem, że
spotkałem miłość swojego życia. Niestety moja bajka, szybko stała się
koszmarem. Czymś przed czym uciekałem, a co mnie cały czas goniło,
prześladowało. Tak samo jak ten, który mnie złamał.
— Nie myśl, przestań — skarciłem
siebie.
Sprawdziłem jeszcze raz godzinę i
naprawdę musiałem wstawać. Powoli wysunąłem się z mojego posłania i spojrzałem
na nietknięte łóżko, na którym sypiali normalni ludzie. Potem przeniosłem wzrok
na miejsce gdzie spałem i czułem się bezpiecznie. Mogłem śmiało powiedzieć, że
wróciłem do szafy. Tylko jeżeli o mnie chodziło miało to inne znaczenie. Na jej
dnie leżały dwa koce przykryte prześcieradłem i poduszka. Trzecim kocem
obleczonym w poszwę przykrywałem się i to był mój zakątek. Sypiałem w szafie,
bo tylko w takim miejscu byłem w stanie zasnąć. Tylko tu się mogłem ukryć.
Ściana szafy chroniła moje plecy i nigdy nie spałem do niej przodem. Czasami
przymykałem drzwi, ale tej nocy tego nie zrobiłem.
Poszedłem do łazienki, w której
wykonywane czynności zajęły mi piętnaście minut. Dawniej tak nie było. Długo
potrafiłem stać przed lustrem układając włosy czy goląc się. Teraz wystarczyła
mi na to chwila. Robiłem wszystko jak najszybciej, by jak najkrócej na siebie
patrzeć. W kuchni przygotowałem jedną kanapkę, której zjadłem tylko połowę.
Oberwałbym za to od Almy. Będzie pytać czy jadłem śniadanie, a ja powiem, że
tak. Ona uda, że mi uwierzy, a potem wmusi we mnie posiłek.
Wypiłem odrobinę kawy, ale jak
zawsze nie czułem jej smaku. Denerwowałem się tego dnia bardziej niż wcześniej.
Przyczyną był szeryf, który od wczoraj nie mógł opuścić mojej głowy. Kiedy nie
uderzały we mnie wspomnienia z przeszłości, myślałem o nim. O tym co
czułem, kiedy pojawił się przed moim domem. O jego ciepłym głosie i oczach
pałających dobrocią. Mimo tego i tak się go bałem, więc nie mogłem wpuścić
Archera do domu, a nawet poprosiłem go, aby odszedł. Choćby miał najlepsze
intencje nie potrafiłem zaufać.
Czasami były momenty, że chciałem
być dawnym sobą, przynajmniej częściowo. Może wtedy byłbym w stanie pozwolić
sobie na bliskość z kimś, choćby na zwykłe objęcie. Bardzo mi tego brakowało.
*
Wyszedłem z domu rozglądając się
uważnie. Może popełniłem błąd wynajmując dom z dala od zabudowań miasta, bo
każdy znając moją sytuację radziłby coś innego. Wśród grupy jest się
bezpiecznym. Problem w tym, że nigdzie się tak nie czułem, więc wolałem
oddalenie. Przynajmniej żaden sąsiad mi nie przeszkadzał próbując się
zaprzyjaźnić.
Miałem rower, ale zostawiłem go
wczoraj pod barem Almy, więc czekało mnie przejście piechotą do pracy. Nie
przeszkadzało mi to, bo czasami tak robiłem. O siódmej rano, były dni, kiedy
zaczynałem pracę po dziewiątej, Sunriver dopiero budziło się do rozpoczęcia
nowego dnia, więc na ulicach nie było zbyt wielu ludzi. Kiedy czułem się
dobrze, lubiłem iść spacerkiem i obserwować okolicę. Nieraz zdarzyło mi się
dostrzec wiewiórkę wspinającą się po drzewie. Siadała na gałęzi i patrzyła na
mnie nie ruszając się. Bała się mnie nie wiedząc, że nie zrobię jej krzywdy.
Sądziła, że każdy człowiek jest zagrożeniem. W tym po części byliśmy podobni,
ale po części też różniliśmy się. W przeciwieństwie do niej zdawałem sobie
sprawę z tego, że nie każdy człowiek jest zły.
Minąłem ulicę, przy której stały
jednorodzinne domy. Potem kolejną aż dotarłem do centrum miasteczka. Tutaj już
zaczynało tętnić życie. Ludzie otwierali swoje zakłady oraz sklepiki.
Przechodząc koło piekarni poczułem dolatujący do mojego nosa zapach, który
nęcił i kusił każdego. Mnie rzadko. W każdą sobotę kupowałem tutaj trzy
bułeczki jagodowe i wystarczyły mi na cały weekend. Często byłyby jedynym
posiłkiem, gdyby znowu nie wtrącała się w to Alma. Ta kobieta była bezcenna.
Tak jak moja mama. Zabolało mnie serce, gdy o niej pomyślałem. Robiło tak za
każdym razem. Nie mogłem się z nią skontaktować, dowiedzieć się tego co u niej,
u taty i mojego brata. Johnny pewnie już skończył liceum. Nawet na pewno, bo
miał już dwadzieścia lat. Czy poszedł na studia? Nie był zdecydowany co do
tego.
— Buck, wracaj tutaj!
Usłyszałem za sobą krzyk
nastolatki i przystanąłem odwracając się. W moją stronę biegł duży owczarek
berneński. Znałem się na rasach, bo bardzo kochałem psy i miałem dużo książek o
nich. Za nim biegła może z trzynastoletnia dziewczyna.
— Buck, wracaj, musimy iść do
domu! — wołała.
Pies jednak nie zamierzał jej
słuchać, a ja zrobiłem coś czego się po sobie nie spodziewałem, stanąłem na
drodze tego psiego wielkoluda. Próbował przede mną zahamować, ale był tak
rozpędzony, że wpadł na mnie, a po chwili straciłem równowagę i wylądowałem na
tyłku. Jęknąłem boleśnie, a potem pies zaczął lizać mnie to twarzy.
Uśmiechnąłem się, co nie zdarza mi się często, i wsunąłem palce w długie futro
owczarka.
— Buck, co ty robisz? —
Nastolatka przybiegła do nas cała zdyszana. Oparła ręce o kolana i popatrzyła
na nas. — Przepraszam, że przewrócił pana. Nie wiem co mu się stało. Zawsze
mnie słuchał. Wyszłam z nim na spacer i już miałam wracać, a on nagle
postanowił mi uciec — tłumaczyła. — Przepraszam.
— Nic się nie stało —
powiedziałem nadal siedząc na chodniku z psem znajdującym się na mnie. — Mogłem
go za to poznać. — Czułem się dobrze. Zwierzęta zawsze mnie uspokajały, a
nastoletniej dziewczyny nie bałem się. — I nie mów do mnie na „pan”. Czuję się
staro.
— Aha, to dobrze. To znaczy, że
nic się nie stało. No i, że mogę ci mówić na „ty”. Masz na imię Josh, tak? —
Nie czekając na odpowiedź kontynuowała: — A ja jestem Emma, a to jest Buck.
Następnym razem, Buck, pójdziesz na smyczy. — Pogroziła mu palcem. Burza rudych
loków zafalowała wokół jej twarzy.
— Pewnie zobaczył kota i chciał
go gonić. Pieszczoch z ciebie. Fajny jesteś, co? Fajny, fajny — gruchałem do
psa, który doskonale znał to słowo, bo pomachał mocniej ogonem i znów próbował
mnie polizać.
— Możliwe. Lubi gonić koty. Na
szczęście ich nie krzywdzi. I patrz. On rzadko chce ludzi całować w
przeciwieństwie do Blue. Polubił ciebie.
Jeszcze raz potarmosiłem psa po
futrze i odepchnąłem go by móc wstać. Moja kość ogonowa, na którą spadła
znaczna część uderzenia, dała o sobie znać.
— Też go polubiłem. Buck —
powiedziałem do psa — twoja pani chce wracać do domu. — Pies wsunął łeb pod
moją rękę żądając głaskania.
— Nie szłabym tak szybko, ale
muszę iść do szkoły. Na szczęście już zbliża się jej koniec. Jego wzięłam na
poranny spacer, a mój brat zajął się Blue. To nasza suczka. To border collie
chociaż nie tak do końca, bo to mieszanka. Wzięliśmy ją ze schroniska. A tego
— mówiąc to, pogłaskała psa — mój starszy brat uratował z jednej z tych
hodowli, gdzie traktują suki jak rzeczy, zmuszając je do płodzenia maluchów, bo
liczy się tylko kasa. Był chudym, głodnym szczeniakiem. Do tego zarobaczonym.
Ma teraz dwa lata, a Blue pięć. Ale za dużo gadam. Jak zawsze. O psach mogę
mówić godzinami. W przyszłości chcę zostać weterynarzem. — Wyciągnęła rękę
w moją stronę, a mnie mocniej zabiło serce, ale przecież nie mogła mnie
skrzywdzić. Podałem jej swoją dłoń, którą uściskała. — Dziękuję, bo goniłabym
go przez całe miasto. — Puściła moją dłoń. — Miło było cię poznać. Znikam, bo
jeszcze rodzice pomyślą, że chcę iść na wagary.
— Nara — pożegnałem się z nią i
przez chwilę patrzyłem jak nastolatka oddala się z psem idącym przy jej nodze.
Coś do niego mówiła, ale nie słyszałem co.
Uśmiechnąłem się, a potem
odwróciłem i zamarłem. Po drugiej stronie ulicy stał szeryf przyglądając mi
się. Uśmiechnął się do mnie i skinął głową. Zrobiłem to samo, a potem
uciekłem do baru Almy.
Moja szefowa stała za barem
wycierając go i ustawiając patery z deserami na ladzie. Przywitałem się z nią
idąc na zaplecze, by zniknąć, bo zaraz otwierała i bałem się, że szeryf tutaj
przyjdzie, ale jej głos zatrzymał mnie.
— Widziałam co się stało. Z tobą
w porządku?
— Tak. Tylko moja duma
ucierpiała. Nie boję się psów.
— To było widać. Buck to świetny
pies.
— Tak. Na pewno. Przygotuję się
do pracy.
— Mamy jeszcze chwilę. Nawet Kate
nie ma. Jadłeś śniadanie?
— Kanapkę — odpowiedziałem.
— Pewnie znów uszczknąłeś
tylko kawałek. Chodź, podtuczymy cię trochę. — Zostawiła swoją pracę i razem
weszliśmy na zaplecze, gdzie czekał już na mnie przygotowany lekki posiłek, bo
wiedziała, że nic innego z rana nie przełknę.
W tamtej chwili, kiedy po umyciu
rąk zasiadłem przy małym stoliku, by zjeść sałatkę owocową i kawałek bułki z
masłem, pomyślałem, że kiedy siedziałem na chodniku z proszącym o pieszczoty
psem, przez tę krótką chwilę czułem się jakbym był dawnym sobą. Szkoda, że tak
nie mogło już zostać.
Oj dziewczyno.... Żałuję że nie mogę pozwolić sobie na wykupienie e-booka. W brzuchu mam ogromne stado motyli 😝 i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Szkoda że są takie krótkie 😔
OdpowiedzUsuńZ każdym rozdziałem jestem coraz bliższa kupna e-booka. Niestety w tym miesiącu wykożystałam już limit pieniędzy na przyjemności😔. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ☺
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, to wspomnienie przeszłości Josha, wielka krzywda go spotkała, ale zastanawiam się czy jest poszukiwany, rodzice na pewno się martwią o niego, a to spotkanie z Buck'iem wyszło cudownie, to już szeryf ma wiedzę jak powoli przełamywać ten jego strach...
weny, weny...
Pozdrawiam Basia
Nie zw bardzo lubię e-book więc nie pomogę. Ale myśle by kiedy kupić twoje dzieła
OdpowiedzUsuńTeraz trudno z kasą, ale kiedyś.
Super rozdział. miło tak z punktu widzenia Josha.
Życzę weny i dużo zdrówka.
Pozdrawiam
Nie no rozdział mi się podobał!
OdpowiedzUsuńJosh mega mnie zaintrygował. Czuje, że ten chłopak ma jeszcze dużo przed sobą. Mam nadzieję, że przyjemnych chwil, gdyż na to zasługuje.
Wspaniałe emocje i oczywiście jak zawsze chcę więcej. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Ściskam mocno i czekam na nowy rozdział!
Co się temu biedakowi przydarzyło? O.O Liczę, że Cam stanie mu się coraz bliższy :3 (Wiem, że to wiadome), ale wiadomo również, że to nie będzie łatwe :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :D
~Tsubi
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, mamy wspomnienie przeszłości Josha, bardzo wielka krzywda go spotkała... ale zastanawia mnie czy jest poszukiwany, czy zaginiecie zostało zgłoszone, bo rodzice to na pewno się martwią o niego... to spotkanie z Buck'iem wyszło no cudownie, nasz szeryf ma już wiedzę jak powoli przełamywać ten strach Josha... ;)
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, naprawdę wielka krzywda spotkała Josha, a to spotkanie z Buck'iem wyszło świetnie, to już nasz szeryf ma wiedzę jak powoli przełamywać ten strach Josha...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka