2020/07/26

Skrawek nadziei - Rozdział 4

Hej Kochani. Na początek chciałabym poruszyć pewien temat. Niespodziewanie wypłynął on na jednym z mediów społecznościowych, a mianowicie pewna osoba pisała do ludzi proponując wymianę ebooków. Ona da choćby ebooki Shikat Tales i moje,  a będzie chciała inne. Mógł być to początek afery, gdyż takie działanie jest nielegalne. Kochani, nie na darmo w moich ebookach piszę pewną notkę, którą wielu z Was może zna. Zacytuję ją tutaj i jest to wersja zaczerpnięta z anglojęzycznych tekstów literatury LGBT: "W przeciwieństwie do książek w papierowej wersji, udostępnianie ebooków to, to samo co ich kradzież. Naruszasz prawo i szkodzisz autorowi udostępniając lub rozpowszechniając elektroniczne wersje książek, w części lub w całości, za opłatą lub za darmo, bez uprzedniej pisemnej zgody właściciela praw autorskich. Pomimo tego, że uwielbiasz dzielić się historiami, które kochasz, jeżeli udostępniasz książki elektroniczne — czy to z dobrą, czy złą intencją — okradasz autora i utrudniasz, a nawet uniemożliwiasz mu to, aby mógł sobie pozwolić na pisanie historii które kochasz."
Ebooków się nie pożycza jak książek papierowych. Tekstów skopiowanych z bloga także nie. Tak, robiłam w przeszłości coś takiego, ale od dawna tego nie robię, bo wiem, jako autorka, co to znaczy. To jest wszystko wyłącznie do dyspozycji osoby, która tekst kupiła. Jeżeli ktoś nie ma możliwości (nie ma możliwości podkreślam, a nie że nie chce kupić), to można napisać do autorów i na pewno znajdzie się sposób na to, aby dostać ebooka. Ja przecież wiele tekstów płatnych publikuję na blogu, bo wiem, że nie każdy może sobie pozwolić na ich zakup. Ale ja jako autorka staram się być dla Was uczciwa i uczciwa jestem wobec innych autorów. Nie pożyczam ebooków. Tekst pisze się ciężko. Nawet coś krótkiego to często droga przez mękę. My autorzy, chcemy zarobić parę groszy. Nie obłowimy się na tym, nie wybudujemy za to willi, ale mamy możliwość, aby pisać. Może teraz rzadziej piszę, ale mam też swoje prywatne życie. Ostatnio remont zabrał mi wszystkie siły, ale powoli wracam do pisania Partnerów 2. Staram się i Wy starajcie się również. Nie pożyczajcie ebooków. Skopiowaliście tekst z bloga? Proszę bardzo, też tak robiłam, bo nie lubię czytać opowiadań na blogu, wolę je w pliku, ale to jest też plik tylko dla Was. :)

Teraz już zapraszam na rozdział i dziękuję za komentarze. :)



JOSH

Uderzenie. Ból. Krew. Słowa.
— Jesteś nic nie wart. Jesteś gównem.
Poniżanie. Sianie niepewności. Krzyki.
— Nic nie umiesz! Do niczego się nie nadajesz!
Mój płacz. Kolejne ciosy. Nowy ból.

Obudziłem się z krzykiem, zlany potem i łzami płynącymi po policzku. Mój oddech był taki, jakbym przebiegł maraton. W piersi czułem znajomy ból. Nie miał nic wspólnego z zawałem. Wiązał się z tym, że ktoś komu ufałem, rozerwał mnie na strzępy. Zniszczył tego kim byłem dawniej. Wystarczyło na to tak niewiele czasu.
Wziąłem kilka głębokich oddechów i otarłem dłońmi łzy. Miałem świadomość tego, że już nie zasnę i nawet nie chciałem tego. Sen ponownie porwałby mnie w kolejny koszmar. Poza tym kiedy spojrzałem na telefon ujrzałem godzinę, o której i tak musiałem wstać, aby wyrobić się ze wszystkim i pójść do pracy. Kusiło mnie by tego nie robić. Zostać tutaj gdzie jestem. W swojej kryjówce, z dala od innych. Alma by jednak po mnie przyszła. Mogła pozwolić mi ukryć się przez dzień, ale nie przez kolejny. Ta kobieta dawała mi siłę, nie litowała się nade mną. Nie wiedziała niczego o mojej przeszłości, ale robiła wszystko bym o niej zapomniał. Tego zrobić nie mogę. Gdybym zapomniał to on by mnie dopadł. Wiem, że mnie szuka i ściga. Mogłem zmieniać nazwisko, ale wiedziałem, że on w końcu mnie znajdzie.
Wyniesienie się z tego miasta byłoby dobrym pomysłem. Szczególnie, że zbyt dużo turystów tutaj przyjeżdżało. Ktoś mógłby mnie zobaczyć, ktoś kto znał mnie i jego. Wtedy byłoby za późno na wszystko. Bywały też takie dni, że chciałem, aby to zrobił. Wiedziałem, że mnie wtedy zabije, ale w końcu odpocząłbym od mojej egzystencji i samego siebie. Mimo chęci na to i tak walczyłem. Uciekałem przez ostatnie dwa lata od człowieka, który okazał się zły. W chwili kiedy go poznałem na imprezie sylwestrowej w klubie, do którego wybrałem się z grupą przyjaciół, wydawał się inny. Wtedy nie wiedziałem, że miał dwie twarze.

Dwa i pół roku temu

— Josh, dawaj nam tu kolejne piwska, bo te się kończą — zawołał z daleka mój przyjaciel, Will.
— Już, już niosę. Cierpliwości. Mógłbyś podnieść tyłek i mi pomóc. — Postawiłem kufle pełne piwa na stoliku. Nie było dla mnie trudne przeniesienie przez tłum kilku szklanek. Dorabiałem jako kelner w jednej z restauracji i nie takie rzeczy musiałem nosić.
— Znając jego szczęście wszystko po drodze wylałby na siebie — powiedziała Heather dając sójkę w bok Willowi, który był jej chłopakiem.
— Nie wylałbym.
— Wylałbyś, bo jesteś niezdarą. Kto rano strącił z szafki cały garnek z wodą? Dobrze, że była zimna.
Zaśmiałem się tak samo jak reszta mojego towarzystwa. Usiadłem przy stoliku obok moich przyjaciół. Niektórych poznałem na studiach, ale dwójka z nich, właśnie Will i Heather miałem wrażenie, że jest ze mną od zawsze. Poznałem ich w pierwszej klasie liceum i już się nie rozstaliśmy. Cieszyło mnie to, że szybko zawarli znajomość z Gilbertem, Simonem oraz z Virginią, która w tej chwili śledziła wzrokiem jedną z dziewczyn siedzącą przy barze.
— Idź i zagadaj do niej — poradziłem, wrzucając do ust kilka orzeszków.
— A jak kogoś ma?
— To odmówi. Poza tym to tylko taniec.
Virginia uwielbiała tańczyć. Kilka razy w tygodniu chodziła na lekcje tańca i raz nawet startowała w jednym z tych programów telewizyjnych szukających nowych talentów. Zajęła trzecie miejsce i była z tego bardzo dumna.
— Tylko taniec, mówisz? — Wstała, poprawiła swoją błyszczącą, czarną sukienkę, po czym usiadła. — Nie mogę. Poczekam jeszcze chwilę.
— Jak chcesz, ale gdybym był tobą, to bym ją zaprosił do tańca. — Upiłem łyk piwa krzywiąc się, bo nie mieli mojego ulubionego i wziąłem takie jakie chcieli inni.
— Tak? To może zaprosisz jakiegoś faceta — odparowała.
— Nie ma tu dla mnie tego, z którym chciałbym zatańczyć.
— On szuka ideału — wtrącił Gilbert rozsiadając się wygodnie i obserwując dziewczyny. — Czy one wszystkie to lesbijki? Może któraś jest Bi, a może jakaś by chciała spróbować z facetem. Ałć. — Schylił się kiedy dostał po głowie od Virginii. — Za co?
— Kretyn. Czy ty zawsze musisz myśleć przyrodzeniem? Dlaczego połowa z was hetero facetów myśli, że każda na niego poleci. Nawet lesbijka?
Po jej słowach wywiązała się dyskusja tej dwójki, a ja się odłączyłem. Znałem doskonale ich argumenty i nie zamierzałem tego ponownie słuchać. Rozejrzałem się po klubie, w którym tego roku spędzaliśmy sylwestra. Nie miałem problemów, by namówić moich, w większości, hetero przyjaciół, abyśmy zabawili się w klubie LGBTQ. Miałem to szczęście, że trafiłem na wspaniałych ludzi, który nie mieli problemów z moją orientacją. Co więcej, nieraz próbowali mnie swatać, ale ja szukałem mojego księcia z bajki. Do tej pory spotykałem się z kilkoma chłopakami, ale były to tylko małe przygody nic co można by nazwać poważnym związkiem. Szukałem takiego mężczyzny, do którego moje serce zacznie śpiewać, kiedy go zobaczy. Mojego wymarzonego ideału. Na moje nieszczęście do tej pory na nikogo takiego nie trafiłem.
Poszedłem po jeszcze jedną kolejkę piwa. Składałem zamówienie, kiedy ktoś ogłosił, że do północy zostało dwadzieścia minut. Uśmiechnąłem się, bo niecierpliwie czekałem na koniec tego roku. Nie wydarzyło się w nim nic ciekawego i liczyłem, że nowy przyniesie mnóstwo interesujących rzeczy. Podziękowałem barmanowi odbierając tym razem tylko trzy kufle z piwem. Simon oraz dziewczyny spasowały. Zresztą dostrzegłem, że Virginia w końcu nabrała odwagi i zaprosiła do tańca dziewczynę która jej się podobała.
Manewrując pomiędzy dobrze się bawiącymi klientami klubu ponownie uważałem, aby nie rozlać piwa. Potrąciłem bardzo kolorowego chłopaka, który miał na sobie tak przeróżne odcienie ubrań, że mieniły mi się w oczach. Włosy pomalowane miał w kolory tęczy i fantastyczny makijaż. Mojemu byłemu facetowi nie podobało się to, że chłopaki noszą makijaż, ale ja nie miałem nic przeciw. Niektórym to pasowało. Pozdrowiłem tego chłopaka, bo nieraz widywałem go w klubie. Zapatrując się na niego wpadłem na kogoś innego. Spojrzałem najpierw na szeroką pierś, na której znajdowało się moje piwo, a potem spojrzałem w górę. Bardzo w górę. W pierwszym momencie miałem wrażenie, że mężczyzna ma ponad dwa metry wzrostu. Nie miał tyle, ale wydawał się bardzo wysoki, mimo że ja sam nie byłem niski. Miałem metr osiemdziesiąt i byłem z tego dumny. Aczkolwiek mój tata nadal był ode mnie wyższy. Zakodowałem sobie w głowie, aby o północy, kiedy wypiję szampana z przyjaciółmi i złożę im życzenia, zadzwonić do rodziców, którzy wraz ze znajomymi i rodziną spędzali tę noc przed telewizorem.
— Przepraszam. Zapłacę za pranie koszulki — powiedziałem spoglądając w ciemne oczy tego na kogo wpadłem.
— Nie trzeba, bo to mój szczęśliwy wieczór. — Nieznajomy odezwał się tak głębokim i niskim głosem, że poczułem go w całym ciele. Rozważałem nawet jakbym się czuł słysząc go, będąc z tym mężczyzną w łóżku. Uwielbiałem seks i rzadko go odmawiałem. Tak rzadko, że zdarzyło się to tylko dwa razy. Za pierwszym razem chłopak mi się nie podobał, za drugim był w związku, a ja nie byłem z tych, którzy pchają się do łóżka komuś zajętemu.
— Szczęśliwy? — zapytałem flirtując. To również uwielbiałem robić. — Co cię tak uszczęśliwiło?
— To, że spotkałem ciebie — odpowiedział, a moje serce zaśpiewało tak jak zawsze tego pragnąłem.
— To faktycznie masz szczęście.
— Zatańczysz ze mną? — zapytał, a ja nie odmówiłem. Natychmiast pozbyłem się szklanek i poddałem się urokowi oraz przyciąganiu jakie poczułem do niego.
Tańcząc z nim, objąłem go za szyję i przycisnąłem ciało do jego ciała. Poczułem jak cały świat wokół nas znika. Ciemne oczy patrzyły na mnie adorując i jakby nie widząc innych mężczyzn. Byliśmy tylko ja i on.
— Gdzie byłeś całe moje życie? — zapytał w tanim podrywie, ale działało to na mnie.
— Czekałem na ciebie — odparłem w chwili kiedy wybiła północ.
Wszędzie wokół strzelały korki od szampanów, rozlegały się gwizdy, opadały srebrno-złote konfetti i każdy składał sobie życzenia. Natomiast ja tańczyłem znajdując się w silnych ramionach, najprzystojniejszego faceta na świecie i czułem, że wkroczyłem w bajkę opowiadającą o wielkiej miłości.
— Chcę spędzić z tobą życie — powiedział w pewnej chwili, tuż przed tym zanim pierwszy raz mnie pocałował.

Obecnie

Wzdrygnąłem się z obrzydzeniem na to wspomnienie. Wtedy byłem taki głupi, zaślepiony i zakochany. Wierzyłem, że spotkałem miłość swojego życia. Niestety moja bajka, szybko stała się koszmarem. Czymś przed czym uciekałem, a co mnie cały czas goniło, prześladowało. Tak samo jak ten, który mnie złamał.
— Nie myśl, przestań — skarciłem siebie.
Sprawdziłem jeszcze raz godzinę i naprawdę musiałem wstawać. Powoli wysunąłem się z mojego posłania i spojrzałem na nietknięte łóżko, na którym sypiali normalni ludzie. Potem przeniosłem wzrok na miejsce gdzie spałem i czułem się bezpiecznie. Mogłem śmiało powiedzieć, że wróciłem do szafy. Tylko jeżeli o mnie chodziło miało to inne znaczenie. Na jej dnie leżały dwa koce przykryte prześcieradłem i poduszka. Trzecim kocem obleczonym w poszwę przykrywałem się i to był mój zakątek. Sypiałem w szafie, bo tylko w takim miejscu byłem w stanie zasnąć. Tylko tu się mogłem ukryć. Ściana szafy chroniła moje plecy i nigdy nie spałem do niej przodem. Czasami przymykałem drzwi, ale tej nocy tego nie zrobiłem.
Poszedłem do łazienki, w której wykonywane czynności zajęły mi piętnaście minut. Dawniej tak nie było. Długo potrafiłem stać przed lustrem układając włosy czy goląc się. Teraz wystarczyła mi na to chwila. Robiłem wszystko jak najszybciej, by jak najkrócej na siebie patrzeć. W kuchni przygotowałem jedną kanapkę, której zjadłem tylko połowę. Oberwałbym za to od Almy. Będzie pytać czy jadłem śniadanie, a ja powiem, że tak. Ona uda, że mi uwierzy, a potem wmusi we mnie posiłek.
Wypiłem odrobinę kawy, ale jak zawsze nie czułem jej smaku. Denerwowałem się tego dnia bardziej niż wcześniej. Przyczyną był szeryf, który od wczoraj nie mógł opuścić mojej głowy. Kiedy nie uderzały we mnie wspomnienia z przeszłości, myślałem o nim. O tym co czułem, kiedy pojawił się przed moim domem. O jego ciepłym głosie i oczach pałających dobrocią. Mimo tego i tak się go bałem, więc nie mogłem wpuścić Archera do domu, a nawet poprosiłem go, aby odszedł. Choćby miał najlepsze intencje nie potrafiłem zaufać.
Czasami były momenty, że chciałem być dawnym sobą, przynajmniej częściowo. Może wtedy byłbym w stanie pozwolić sobie na bliskość z kimś, choćby na zwykłe objęcie. Bardzo mi tego brakowało.

*

Wyszedłem z domu rozglądając się uważnie. Może popełniłem błąd wynajmując dom z dala od zabudowań miasta, bo każdy znając moją sytuację radziłby coś innego. Wśród grupy jest się bezpiecznym. Problem w tym, że nigdzie się tak nie czułem, więc wolałem oddalenie. Przynajmniej żaden sąsiad mi nie przeszkadzał próbując się zaprzyjaźnić.
Miałem rower, ale zostawiłem go wczoraj pod barem Almy, więc czekało mnie przejście piechotą do pracy. Nie przeszkadzało mi to, bo czasami tak robiłem. O siódmej rano, były dni, kiedy zaczynałem pracę po dziewiątej, Sunriver dopiero budziło się do rozpoczęcia nowego dnia, więc na ulicach nie było zbyt wielu ludzi. Kiedy czułem się dobrze, lubiłem iść spacerkiem i obserwować okolicę. Nieraz zdarzyło mi się dostrzec wiewiórkę wspinającą się po drzewie. Siadała na gałęzi i patrzyła na mnie nie ruszając się. Bała się mnie nie wiedząc, że nie zrobię jej krzywdy. Sądziła, że każdy człowiek jest zagrożeniem. W tym po części byliśmy podobni, ale po części też różniliśmy się. W przeciwieństwie do niej zdawałem sobie sprawę z tego, że nie każdy człowiek jest zły.
Minąłem ulicę, przy której stały jednorodzinne domy. Potem kolejną aż dotarłem do centrum miasteczka. Tutaj już zaczynało tętnić życie. Ludzie otwierali swoje zakłady oraz sklepiki. Przechodząc koło piekarni poczułem dolatujący do mojego nosa zapach, który nęcił i kusił każdego. Mnie rzadko. W każdą sobotę kupowałem tutaj trzy bułeczki jagodowe i wystarczyły mi na cały weekend. Często byłyby jedynym posiłkiem, gdyby znowu nie wtrącała się w to Alma. Ta kobieta była bezcenna. Tak jak moja mama. Zabolało mnie serce, gdy o niej pomyślałem. Robiło tak za każdym razem. Nie mogłem się z nią skontaktować, dowiedzieć się tego co u niej, u taty i mojego brata. Johnny pewnie już skończył liceum. Nawet na pewno, bo miał już dwadzieścia lat. Czy poszedł na studia? Nie był zdecydowany co do tego.
— Buck, wracaj tutaj!
Usłyszałem za sobą krzyk nastolatki i przystanąłem odwracając się. W moją stronę biegł duży owczarek berneński. Znałem się na rasach, bo bardzo kochałem psy i miałem dużo książek o nich. Za nim biegła może z trzynastoletnia dziewczyna.
— Buck, wracaj, musimy iść do domu! — wołała.
Pies jednak nie zamierzał jej słuchać, a ja zrobiłem coś czego się po sobie nie spodziewałem, stanąłem na drodze tego psiego wielkoluda. Próbował przede mną zahamować, ale był tak rozpędzony, że wpadł na mnie, a po chwili straciłem równowagę i wylądowałem na tyłku. Jęknąłem boleśnie, a potem pies zaczął lizać mnie to twarzy. Uśmiechnąłem się, co nie zdarza mi się często, i wsunąłem palce w długie futro owczarka.
— Buck, co ty robisz? — Nastolatka przybiegła do nas cała zdyszana. Oparła ręce o kolana i popatrzyła na nas. — Przepraszam, że przewrócił pana. Nie wiem co mu się stało. Zawsze mnie słuchał. Wyszłam z nim na spacer i już miałam wracać, a on nagle postanowił mi uciec — tłumaczyła. — Przepraszam.
— Nic się nie stało — powiedziałem nadal siedząc na chodniku z psem znajdującym się na mnie. — Mogłem go za to poznać. — Czułem się dobrze. Zwierzęta zawsze mnie uspokajały, a nastoletniej dziewczyny nie bałem się. — I nie mów do mnie na „pan”. Czuję się staro.
— Aha, to dobrze. To znaczy, że nic się nie stało. No i, że mogę ci mówić na „ty”. Masz na imię Josh, tak? — Nie czekając na odpowiedź kontynuowała: — A ja jestem Emma, a to jest Buck. Następnym razem, Buck, pójdziesz na smyczy. — Pogroziła mu palcem. Burza rudych loków zafalowała wokół jej twarzy.
— Pewnie zobaczył kota i chciał go gonić. Pieszczoch z ciebie. Fajny jesteś, co? Fajny, fajny — gruchałem do psa, który doskonale znał to słowo, bo pomachał mocniej ogonem i znów próbował mnie polizać.
— Możliwe. Lubi gonić koty. Na szczęście ich nie krzywdzi. I patrz. On rzadko chce ludzi całować w przeciwieństwie do Blue. Polubił ciebie.
Jeszcze raz potarmosiłem psa po futrze i odepchnąłem go by móc wstać. Moja kość ogonowa, na którą spadła znaczna część uderzenia, dała o sobie znać.
— Też go polubiłem. Buck — powiedziałem do psa — twoja pani chce wracać do domu. — Pies wsunął łeb pod moją rękę żądając głaskania.
— Nie szłabym tak szybko, ale muszę iść do szkoły. Na szczęście już zbliża się jej koniec. Jego wzięłam na poranny spacer, a mój brat zajął się Blue. To nasza suczka. To border collie chociaż nie tak do końca, bo to mieszanka. Wzięliśmy ją ze schroniska. A tego — mówiąc to, pogłaskała psa — mój starszy brat uratował z jednej z tych hodowli, gdzie traktują suki jak rzeczy, zmuszając je do płodzenia maluchów, bo liczy się tylko kasa. Był chudym, głodnym szczeniakiem. Do tego zarobaczonym. Ma teraz dwa lata, a Blue pięć. Ale za dużo gadam. Jak zawsze. O psach mogę mówić godzinami. W przyszłości chcę zostać weterynarzem. — Wyciągnęła rękę w moją stronę, a mnie mocniej zabiło serce, ale przecież nie mogła mnie skrzywdzić. Podałem jej swoją dłoń, którą uściskała. — Dziękuję, bo goniłabym go przez całe miasto. — Puściła moją dłoń. — Miło było cię poznać. Znikam, bo jeszcze rodzice pomyślą, że chcę iść na wagary.
— Nara — pożegnałem się z nią i przez chwilę patrzyłem jak nastolatka oddala się z psem idącym przy jej nodze. Coś do niego mówiła, ale nie słyszałem co.
Uśmiechnąłem się, a potem odwróciłem i zamarłem. Po drugiej stronie ulicy stał szeryf przyglądając mi się. Uśmiechnął się do mnie i skinął głową. Zrobiłem to samo, a potem uciekłem do baru Almy.
Moja szefowa stała za barem wycierając go i ustawiając patery z deserami na ladzie. Przywitałem się z nią idąc na zaplecze, by zniknąć, bo zaraz otwierała i bałem się, że szeryf tutaj przyjdzie, ale jej głos zatrzymał mnie.
— Widziałam co się stało. Z tobą w porządku?
— Tak. Tylko moja duma ucierpiała. Nie boję się psów.
— To było widać. Buck to świetny pies.
— Tak. Na pewno. Przygotuję się do pracy.
— Mamy jeszcze chwilę. Nawet Kate nie ma. Jadłeś śniadanie?
— Kanapkę — odpowiedziałem.
— Pewnie znów uszczknąłeś tylko kawałek. Chodź, podtuczymy cię trochę. — Zostawiła swoją pracę i razem weszliśmy na zaplecze, gdzie czekał już na mnie przygotowany lekki posiłek, bo wiedziała, że nic innego z rana nie przełknę.
W tamtej chwili, kiedy po umyciu rąk zasiadłem przy małym stoliku, by zjeść sałatkę owocową i kawałek bułki z masłem, pomyślałem, że kiedy siedziałem na chodniku z proszącym o pieszczoty psem, przez tę krótką chwilę czułem się jakbym był dawnym sobą. Szkoda, że tak nie mogło już zostać.

8 komentarzy:

  1. Oj dziewczyno.... Żałuję że nie mogę pozwolić sobie na wykupienie e-booka. W brzuchu mam ogromne stado motyli 😝 i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Szkoda że są takie krótkie 😔

    OdpowiedzUsuń
  2. Z każdym rozdziałem jestem coraz bliższa kupna e-booka. Niestety w tym miesiącu wykożystałam już limit pieniędzy na przyjemności😔. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ☺

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniale, to wspomnienie przeszłości Josha, wielka krzywda go spotkała, ale zastanawiam się czy jest poszukiwany, rodzice na pewno się martwią o niego, a to spotkanie z Buck'iem wyszło cudownie, to już szeryf ma wiedzę jak powoli przełamywać ten jego strach...
    weny, weny...
    Pozdrawiam Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zw bardzo lubię e-book więc nie pomogę. Ale myśle by kiedy kupić twoje dzieła
    Teraz trudno z kasą, ale kiedyś.

    Super rozdział. miło tak z punktu widzenia Josha.
    Życzę weny i dużo zdrówka.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no rozdział mi się podobał!
    Josh mega mnie zaintrygował. Czuje, że ten chłopak ma jeszcze dużo przed sobą. Mam nadzieję, że przyjemnych chwil, gdyż na to zasługuje.
    Wspaniałe emocje i oczywiście jak zawsze chcę więcej. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Ściskam mocno i czekam na nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  6. Co się temu biedakowi przydarzyło? O.O Liczę, że Cam stanie mu się coraz bliższy :3 (Wiem, że to wiadome), ale wiadomo również, że to nie będzie łatwe :)
    Pozdrawiam i weny życzę :D
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    cudownie, mamy wspomnienie przeszłości Josha, bardzo wielka krzywda go spotkała... ale zastanawia mnie czy jest poszukiwany, czy zaginiecie zostało zgłoszone, bo rodzice to na pewno się martwią o niego... to spotkanie z Buck'iem wyszło no cudownie, nasz szeryf ma już wiedzę jak powoli przełamywać ten strach Josha... ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    cudowny rozdział, naprawdę wielka krzywda spotkała Josha, a to spotkanie z Buck'iem wyszło świetnie, to już nasz szeryf ma wiedzę jak powoli przełamywać ten strach Josha...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)