— Faul! — wrzasnął Quinn. —
To był cholerny faul!
Krzycząc prawie wpadł na
boisko. Tak się wściekł, kiedy zawodnik przeciwnej drużyny kopnął jego Martina.
Nikt nie miał prawa tykać jego chłopaka, tym bardziej go kopać.
— Puść mnie — wydarł się na Tobiasa, który go złapał, nie pozwalając wejść na boisko. — Muszę skopać dupę temu skurwielowi! Puść!
— Nie możesz wejść na
boisko — powiedział Grant, starając się nie wydrzeć na Quinna. Chłopak szarpał
się, więc musiał owinąć wokół niego ręce, by ten nie wyrwał się mu. Nie sądził,
że Greenwood jest taki silny.
— Mam to gdzieś, rozszarpię
go. Kopnął Martina, widziałeś?
— Widziałem. Sędzia także. Ale ich trener jest pojebany. Jak wejdziesz na boisko, to zażąda oddania meczu walkowerem, wrzeszcząc, że cywil przeszkodził w rozgrywce. Zachowuje się jakby to była walka zawodowców o puchar świata, nie szkolne rozgrywki. Martin raczej nie chciałby tego.
Po tych słowach wyczuł, że
chłopak przestaje się szarpać i nie musiał go trzymać tak mocno.
— Taki dupek ma popieprzoną
drużynę. To był faul! — wrzasnął do sędziego.
— Przypominam, że sędzia
wie o tym i już dał mu czerwoną kartkę. Obiecasz, że jak cię puszczę,
to nie wlecisz na boisko i nie rzucisz się na tego chujka?
— Nic nie obiecuję, ale nie
polecę — rzekł Quinn.
Patrzył jak ratownik
spryskuje czymś nogę Martina. Potem jak pyta go o coś. Reynolds pokręcił
głową. Potem kolejny raz, potem gdy mężczyzna zaczął oglądać jego nogę,
aż skrzywił się. Teraz Quinn chciał walnąć ratownika, ale stał w miejscu cierpliwie.
Co opłacało się, bo po chwili Christopher i Gerard podnieśli chłopaka. Z
ich pomocą dotarł na ławkę. Quinn natychmiast podbiegł do niego i usiadł
obok.
— Jak się czujesz? Co
z nogą?
— Nic się nie stało.
Tylko ta część przy kostce napierdala porządnie. Nie ma złamania, ani niczego
takiego, ale muszę jechać na prześwietlenie.
— I mówisz, że nic się nie
stało? Ten sukinsyn dał ci niezłego kopa. Mógł ci rozwalić kostkę.
— Nie jest złamana, jak
wspomniałem. Więzadło też nie poszło.
— Jak zawsze mówisz tak,
aby uniknąć wizyty u lekarza — powiedział Quinn i zaczął macać
chłopaka. Po rękach, po torsie czy udzie. — Coś cię jeszcze boli?
— Tyłek, mnie jeszcze
boli, bo na niego upadłem. Pomasujesz? — zapytał flirciarskim głosem Martin.
Siedzący obok niego Tobias,
prychnął, Quinn spojrzał na Reynoldsa ze sztyletami w oczach.
— Noga za mało cię boli? To
jak w nią przywalę…
— Nie, nie, nie —
zaprotestował Martin. — Naprawdę boli wystarczająco. Ale odchodzi w niepamięć,
kiedy jesteś przy mnie, martwisz się i chcesz skopać dupę tego który mnie
sfaulował. Kochasz mnie. Inaczej by ciebie to nie obchodziło — dodał głosem
wypełnionym ciepłem.
— Czy kiedyś powiedziałem,
że nie kocham? I co się tak głupio szczerzysz?
— Bo jesteś przy mnie.
Jestem szczęśliwy.
— Pff. Szczęśliwy, też coś.
Mimo swoich słów, kiedy
odwrócił się, by wyjąć z pojemnika wodę dla Martina, uśmiechnął się.
Odkręcił ją i podał chłopakowi.
— Masz pij i nie
gadaj. Zaraz zabieram cię do szpitala.
— Po meczu. Chcę być
do końca i widzieć jak moja drużyna skopie tyłki przeciwnikom.
— Ale potem jedziemy do
lekarza — zarządził Greenwood.
— Z tobą pojadę wszędzie.
Wyciągnął rękę z otwartą
dłonią i poczekał na to czy Quinn poda mu swoją. Kiedy chłopak położył
swoją dłoń na jego, ich palce splotły się ze sobą, ulga zalała Martina.
Będzie dobrze — pomyślał. Miał ogromną nadzieję, że to koniec ich przerwy.
*
Elliott urwał się wcześniej ze szkoły. Dzień sportowy w ogóle go nie interesował. Osobiście też nie przepadał za piłką nożną. Jedynie mógł kibicować swojej drużynie. Robił to przez pierwszą połowę. W czasie przerwy wyszedł. Miał o wiele ważniejsze sprawy. To było ważniejsze nawet od meczu i jutrzejszego eventu. Ryan zabierał go dzisiaj na spotkanie ze swoją rodziną. Miało to się stać kilka tygodni temu, ale jakby coś ciągle temu przeszkadzało. To Whitener miał nagle o wiele więcej pracy, bo rozpoczęły się targi firm produkujących gry, podczas których musiał być obecny, bo tego wymagał jego kontrakt z jedną z firm. Potem zaczął się zlot graczy z całego kraju, który trwał trzy dni. Były też inne imprezy, dni nagle uciekały nie wiedzieć kiedy. Nawet mieli o wiele mniej czasu dla siebie.
Kiedy wszystko się
skończyło, okazało się, że mama Ryana z mężem wyjeżdżają na dwa tygodnie
do jego rodziny. Przez to wszystko nie było okazji na zorganizowanie
czegokolwiek, Ryan uparł się, że to musi być ważne spotkanie, nie
wpadnięcie i wypadnięcie z domu. Dzisiaj była do tego doskonała
okazja. Nawet brat Ryana Danny miał przyjechać ze swoją narzeczoną. Na pewno
będzie też JD z mężem i najstarsza siostra Ryana Lori.
Na myśl o tym Elliott
powinien się bardzo stresować, ale czuł się spokojny. Stres zjadał go jak jego
partner miał oficjalnie zapoznać jego rodziców. Teraz już także kiedy Ryan
bywał w jego domu, tamto zdenerwowanie wydawało mu się głupie.
— Wtedy wszystko dobrze
było i teraz też tak będzie — szepnął do siebie, kiedy wsiadał do swojego
czerwonego samochodu.
Z czułością pogłaskał
kierownicę mustanga. Nareszcie coś było jego. Zapracował na to. Poza tym kochał
ten samochód. Raz pozwolił przejechać się nim siostrze, ale tym razem to on
zażądał zapłaty. Miał teraz pełną szafkę chipsów. Miał nadzieję, że mustang
posłuży mu długo. Zamierzał o niego dbać. Uruchomił silnik i wsłuchując
się w jego dźwięk wyjechał ze szkolnego parkingu.
Nigdy nie zapomni chwili,
kiedy przyprowadził go do domu. Był taki podekscytowany i podniecony.
Potem w kuchni pozwolił sobie na tak dużo z Ryanem. Od tamtego czasu
bardzo się do siebie zbliżyli intymnie. Odkrywali swoje ciała, uczyli się ich.
Nie posunęli się dalej poza dotyk i zrobienie sobie przyjemności rękoma
czy ustami, ale coraz bardziej Elliott czuł potrzebę by kochać się z partnerem.
Na samą myśl gorąco wybuchało w jego brzuchu. Chciał złączyć ich ciała ze
sobą. Pragnął by poruszali się wspólnym rytmem spokojnie, to szaleńczo.
Potrzebował tego on i jakaś jego pierwotna część.
Nigdy nie interesował go seks. Teraz kiedy kochał Ryana i był przez niego kochany, do głosu doszło pożądanie. Wspinało się po nim coraz wyżej, by doprowadzić do punktu w którym podjął decyzję. Jego partner wciąż na niego cierpliwie czekał. To też mówiło mu jak ważny jest dla Whitenera. Nie było jak u wielu par „daj mi dowód miłości”. Ryan mu go właśnie dawał, czekając.
Musiał odepchnąć te myśli
w głąb umysłu. Nie były potrzebne dzisiejszego popołudnia na spotkaniu
z rodziną partnera.
— Cześć, mamo — powiedział,
kiedy już znalazł się w domu. — Już jestem.
Zajrzał do salonu w którym
jego mama przeglądała biblioteczkę.
— Jak mecz? — zapytała,
zerkając na syna.
— Do przerwy było jeden zero. Wygrywamy, ale co jest teraz nie wiem. Martin został sfaulowany i ma jechać na prześwietlenie. Ale raczej nie ma niczego złamanego, bo by nie stanął na tej nodze. A ty jak się czujesz? — zapytał, bo mama rano narzekała na ból kręgosłupa i ogólne zmęczenie. Przypuszczał, że tak jest na tym etapie ciąży.
Eleanor położyła dłoń na
bardzo dużym już brzuchu.
— Nadal zmęczona. Szukam
czegoś relaksującego do czytania. O ile mi twój brat na to pozwoli. Chyba urządził
sobie w moim brzuchu mecz. Kopie dzisiaj jak nie wiem.
Elliott dotknął jej
brzucha. Od razu wyczuł, jak dziecko kopnęło. Chłopiec jeszcze nie miał
imienia. Rodzice zdecydowali, że nadadzą mu je, kiedy się urodzi. Myśleli
jednak już nad imionami i ostatnio stanęło na trzech: Evan, Eryk i Michael.
Wygrywało to pierwsze.
— O, jej, silny kop.
Faktycznie urządził sobie jakiś mecz, ty jesteś piłką.
— Wyglądam jak przerośnięta piłka. Ale co się dziwić. To ósmy miesiąc. Dobrze, że w nocy daje pospać. Ale ty dzisiaj wychodzisz. O której Ryan będzie?
— Za dwie godziny. I wcale
się nie stresuję, więc nie patrz tak. Lecę wziąć prysznic i znaleźć coś do
ubrania.
— Tylko nie zakładaj
niczego formalnego. To nie niedzielny obiad. Ale ubierz się ładnie.
— Spoko, nie założę
powyciąganych ubrań. A do czytania proponuję coś młodzieżowego. Zawsze lubiłaś
takie książki.
Zanim dotarł do pokoju miał już w głowie co założy. Zwykłe, czarne spodnie z wąskimi nogawkami i obowiązkowo bez kantów oraz koszulkę z krótkim rękawem w kolorach zieleni i błękitu, które przeplatały się tworząc ombre. Okazało się, że jest z nią problem jak tylko wyciągnął ubrania z szafy. Koszulkę trzeba było wyprasować po ostatnim praniu. Pachniała płynem do płukania, ale była bardzo wymięta.
Skrzywił się, bo nie znosił
prasowania. Wolał już być przypiekany na ogniu. Żałował, że nie ma przy nim
Quinna. Chłopak relaksował się prasując. On przeciwnie.
— To tylko jedna koszulka.
Nic więcej — powtarzał sobie. — Dla Quinna byłoby to za mało.
Myśl o przyjacielu
sprawiła, że napisał do niego.
Jak
tam mecz?
Odpowiedź nadeszła od razu.
Wygrywaliśmy,
ale teraz to nie wiem. Zabieram Martina do lekarza. Jak będę coś wiedział, to
dam znać.
Nie
ważne. Zajmij się swoim chłopakiem. Ja będę walczyć z prasowaniem
koszulki.
Zazdroszczę.
Nie narzekaj. To relaks. Włącz dobrą muzykę i samo pójdzie. Dobra, muszę
lecieć.
Zdecydowanie jego najlepszy przyjaciel nie jest normalny. Kochać prasowanie na pewno nie było normalnym. Nawet przy dobrej muzyce. Wysłał mu emotkę z wystającym językiem. Potem jeszcze napisał do Ryana, informując go, że jest w domu i będzie na niego czekał.
Mężczyzna odpisał równie
szybko jak Quinn wcześniej.
Zabierz
trochę rzeczy. Zostajesz dzisiaj u mnie. Cztery dni razem. Już się cieszę.
Na te słowa Elliott
uśmiechnął się. Pamiętał o tym. Już wczoraj spakował torbę. Napisał do
partnera, że już to zrobił, potem spróbował sprawić, żeby jego koszulka
nie była aż tak wymięta.
— No to do dzieła. Tylko
gdzie jest żelazko. Mamo…
*
Drzwi od mieszkania Martina
otworzyły się. Quinn wpuścił swojego chłopaka do środka i wyjął klucz
z zamka. Reynolds podpierając się na kuli, zdjął buty tuż przy wejściu,
potem podszedł do stołu. Odsunął sobie krzesło i usiadł z głośnym
stęknięciem. Nie lubił lekarzy, szczególnie czekania na wizytę. Nie miało
znaczenia to, że czekał tylko godzinę.
— Nie narzekaj, szybko zrobili ci prześwietlenie. Masz szczęście, że to tylko silne stłuczenie. Ten chujek tak cię kopnął, że mógł zrobić coś gorszego.
Quinn postawił papierową torbę na stole. Zawierała żel chłodzący i maść, która miała pomóc jego chłopakowi. Miał nią przez tydzień smarować stopę i kostkę. Mógł chodzić, ale z pomocą kuli. Najlepiej jakby odpoczywał.
— Dobrze, że przegrali.
Należało im się za to co zrobił ich zawodnik. Pal licho walkę o puchar.
— Lepiej nie mów tego innym
— rzekł Martin. — Zależy im na tym pucharze.
Wyjął z torby maść, by
przeczytać ulotkę. Szczególnie tę część dotyczącą przeciwwskazań i skutków
ubocznych.
— Daj mi to. — Quinn wyrwał
Reynoldsowi ulotkę. — Znów się naczytasz, potem powiesz, że nie będziesz
nogi smarować.
— Tam pisało coś o wysypce.
— Nic takiego tam nie
pisało. Mogła ci pęknąć torebka stawowa, ty martwisz się wysypką? Umyj
ręce, ja zamówię pizzę.
Chciał pójść po bluzę,
którą zostawił na wieszaku przy drzwiach,
w jej kieszeni telefon, ale Martin pociągnął go na swoje kolana.
— Możemy chwilę
porozmawiać? Czy nasza przerwa skończyła się?
Quinn owinął rękę wokół
karku chłopaka i powiedział:
— Wybaczone. Przerwa się
skończyła, ale jak jeszcze raz wywiniesz taki numer lub gorszy, to ci utnę
jaja. Wtedy nie będziemy już razem i nikomu nie będą potrzebne.
— Będę zawsze miał to na
uwadze. Kocham cię — powiedział z radością Martin i pocałował Quinna
z tęsknotą tak wielką, że trudno by to było zmierzyć czymkolwiek.
Greenwood uśmiechnął się w jego usta i oddał pocałunek. Plany co do zamówienia pizzy oddaliły się, wspólny prysznic stał się o wiele bardziej pociągający od posiłku. Kiedy później kochali się, zatracając się w sobie ponownie, było to niczym uderzenie fal o skalisty brzeg. W momencie, kiedy Martin wsunął się do ciała swojego chłopaka, Quinn oddał mu się z miłością, ich serca na nowo biły wspólnym rytmem. Rytmem, który na chwilę zagubił się, lecz powrócił o wiele silniejszy z mocniej wiążącą ich więzią.
Tak mnie cieszy że znów są razem.
OdpowiedzUsuńAle teraz jeszcze bardziej mnie ciekawą te cztery dni które spędza ze sobą razem Eliot i Ryan.
Jak tam u cb? Zdrówko dopisuje?.
U mnie teraz jest tak ciepło i jasno że umieram.
Nie lubię słońca, wtedy mnie oczy bolą.
Pozdrawiam Serdecznie.
Deia
Dziękuję, u mnie super. W końcu ogarnęłam ogród. Posadziłam pomidory, cukinie itd. Roboty miałam od rana do nocy, ale udało się. Teraz będzie dużo czasu potrzeba na doglądanie wszystkiego, ale powoli się wszystko zrobi. Zdrówko okej. To ja kocham słońce. Może potrzebujesz chronić czymś oczy przed słońcem.
UsuńPozdrawiam serdecznie. :)
Lu
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńciekawe jak wypadnie to spotkanie z rodziną Rayana, no i nie ma stresu, a może teraz to Rayan trochę się stresuje... Quinn mało brakowało a by rozszarpał tamtego chłopaka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńQuinn to by rozszarpał tamtego chłopaka z przeciwnej dryżyny... ale Martin dostał dowod, że Quinnowi jednak na nim bardzo zależy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga