Hejo. Pozostało jeszcze kilka tygodni do zakończenia tej historii. Przypominam, że każdy tom ma 30 rozdziałów. Tom trzeci zawiera epilog, ale jest i będzie on zawsze dostępny tylko w wersji kupnej, co jest podziękowaniem dla osób, które kupiły tę serię. https://bucketbook.pl/pl/p/W-rytmie-milosci-tom-3-e-book/536
Nie mam już serca prowadzić bloga, zaglądać tutaj (prawie nikt już tutaj z czytelników także nie wchodzi). Moje życie jest już inne niż te 15 czy 10 lat temu. Także już dzisiaj informuję, że "W rytmie miłości" jest ostatnim tekstem, który publikuję na blogu, Wattpadzie czy Chomiku. Czy kiedyś coś jeszcze tutaj wstawię. Nie wiem. Jeżeli coś napiszę, to tylko historię, która będzie pisana wyłącznie na bloga.
Do pisanie także mam od wielu tygodni mało serca... Tak to czasami bywa i oby to się zmieniło.
Zapraszam na rozdział i dziękuję za komentarze. :)
— Nie ma na to stuprocentowych
dowodów — odpowiedział na pytanie Tobiasa Brendan Hamilton. — Przypuszcza się,
że tak. Niestety wszelkie inne nagrania z poprzednich dni, które dotyczyły
Normana, zostały wykasowane. Gdyby nie to, co się stało nikt by o niczym
nie wiedział.
— Tata uciekłby z pomocą
naczelnika. Wierzę w to znając go. Przyjechałby, aby dokończyć co zaczął —
szepnął Tobias, pamiętając jak mężczyzna odgrażał się.
Spojrzał na cichego brata,
który bardzo dobrze zrozumiał jego słowa. Gerard trzymał jego trzęsące się
dłonie w swoich, wspierając go jak tylko mógł. Przez chwilę Oliver
zamierzał pojechać do szkoły tylko na taniec i by ułożyć z Darrenem
choreografię na ich występ. Nie miał jednak na to sił.
— Co teraz będzie z… wiadomo kim? — dopytała Martha.
— Po tym jak naczelnik
zmarł, Norman z miejsca otrzymał wyrok dwa razy po pięćdziesiąt lat. Ponad
to został oznaczony jako więzień szczególnie niebezpieczny. Wyszło też na jaw,
że jakiś czas temu zaatakował współwięźnia i ranił go. Sędzia, na którego
trafił, był nieustępliwy. Grant został przeniesiony do innego więzienia o wyjątkowo
zaostrzonym rygorze. Stamtąd nie ma ucieczki.
— To też niby było dobre
i planował uciec, jak możemy mieć pewność, że już nie zagrozi ani mojemu
bratu, cioci, ani mnie? — zapytał Tobias.
— Tamto więzienie jest
strzeżone bardziej niż Fort Knox. Prędzej z Fortu ukradną składowane
sztabki złota, niż Norman kiedykolwiek będzie miał szansę choćby wyściubić
palec poza bramy więzienia.
— Czyli nie muszę się już
obawiać tego, że wróci? — zapytał cicho Oliver.
— Nie ma szans — odparł
zdecydowanym głosem Hamilton. — Stamtąd nikt nie uciekł. Chyba że… — zawiesił
na chwilę głos, ale szybko dokończył: — Chyba że do grobu. Innej drogi wyjścia
nie ma.
Po tym co usłyszeli dzień od razu stał się lepszy. Norman Grant dostał to na co zasłużył, jego synowie, których spłodził, jednego z żoną, drugiego z kochanką, w końcu są bezpieczni.
Jakiś czas później detektyw
i Gabriel wyszli. Lawrence chwilę porozmawiał na boku z partnerem
upewniając się, że na pewno może go zostawić, ale Tobias czuł się lepiej niż
kiedykolwiek.
— Hamilton wpadł w oko
cioci — szepnął do Tobiasa Oliver, kiedy ich goście odjechali.
— Z wzajemnością. Widziałem jak dał jej swój numer telefonu.
— Nie mam nic przeciw —
odpowiedział Oli na słowa brata. — Wydaje się być porządnym facetem.
Chłopak wrócił do salonu
i przebywającego w nim wciąż milczącego Gerarda. Przytulił się do
jego pleców. Zadowolenie, że ojciec nie ma już szans na powrót do nich,
przyćmiło trochę to, co zrobili rodzice jego chłopaka. Niemniej jednak było
w tym coś dobrego. Norman i Frostowie nie współpracowali ze sobą.
Chodziło tylko o to zdjęcie, aby szantażować syna.
— Nie wiem co o tym
wszystkim myśleć — odezwał się po długiej chwili Gerard. — Ten facet
powiedział, że mój ojczulek nie był zadowolony z tego do czego go zmuszała
moja matka. Czy jest jeszcze szansa, że gdzieś w nim jest ten dawny,
normalny chłopak? Ten, o którym opowiadali babcia z dziadkiem?
Mówili, że zanim poznał mamę był właśnie normalny. Miał dwadzieścia lat i wiele
marzeń. Potem ona się pojawiła i zmienił się. Świata poza nią nie widział.
Zaczął też pić. Ciągle się awanturował. Szybko mnie spłodzili. Wzięli ślub.
Muszę się z nimi zobaczyć — dodał, jakby tknięty nagłą potrzebą. — Jeszcze
dzisiaj.
Odwrócił się do Olivera.
Chłopak wpatrywał się w niego z miłością, ale też oczami pełnymi
niepokoju.
— Nie pojedziesz sam. Jadę
z tobą i powiem im co myślę.
W pierwszej chwili Gerard chciał odmówić, by za wszelką cenę chronić swojego chłopaka. Zrozumiał jednak, że ten chłopak jest się w stanie sam obronić. W dodatku pełen determinacji głos Olivera od razu mówił, że nie zgodzi się na żaden sprzeciw.
— Dobrze. Pojedziesz ze
mną.
— Dasz mi godzinę? —
poprosił Oli.
Gerard tylko skinął głową.
Oliver szybko pobiegł do swojego pokoju. Nie miał planu na rozmowę z rodzicami
jego chłopaka, ale miał plan na to jak spędzić resztę dnia z Gerardem.
Chciał odwrócić uwagę Frosta od wszystkiego i w końcu odzyskać go
całkowicie po tych tygodniach niechcianego przez nich rozstania. Plan zawierał
trochę pocałunków, seksu, przytulania i jeszcze więcej innych rzeczy.
Z miną godną złoczyńcy,
który zaplanował swój pierwszy skok, udał się pod kolejny tego dnia prysznic.
Tym razem o wiele dokładniejszy. Frost mu dzisiaj nie ucieknie. Coś
powstrzymywało chłopaka przed intymnością pomiędzy nimi, Oli nie
zamierzał znowu czekać. Chciał być znów z nim blisko. Tak blisko, że
bliżej już być nie można.
*
Gerard co rusz spoglądał na
wejście do kuchni. Minęła ponad godzina od kiedy Oli poszedł się przebrać.
— Spokojnie, zaraz
zejdzie — zapewniła go rozmarzona Martha, która wyglądała tak, jakby zaraz
miała tańczyć po kuchni. — Co sądzisz o tym detektywie, Gerardzie?
Przystojny, prawda? Ale to nie jest tak ważne jak to, jaki jest.
Chłopak wzruszył jedynie
ramionami i podał kobiecie miskę, którą umył. Nie było dużo naczyń do
mycia po poczęstunku, więc nie widzieli sensu by wkładać je do zmywarki. Nawet,
jakby miały czekać w tym urządzeniu na inne. Nie umiał ocenić wyglądu tego
człowieka. Miał inny typ. Oli był w jego typie. Skłamałby gdyby
powiedział, że nigdy nie zawiesił oczu na chłopaku, który z budowy ciała,
gestów jakie wykonywał, był podobny do Olivera. Zresztą chyba od zawsze znał
swój typ mężczyzny, chłopaka.
— Jesteś oczarowana tym
mężczyzną — powiedział Frost.
Od jakiegoś czasu zwracał
się do niej albo po imieniu, albo ciociu. Obie te rzeczy ona zaproponowała,
mówiąc mu, że należy do tej rodziny. On nie miał nic przeciwko temu.
— Tak. Jest szarmancki.
Wydaje się taki poukładany. Miesiąc temu przeszedł na emeryturę, więc już nie
wykonuje tak niebezpiecznego zawodu. Zakłada agencję detektywistyczną, bo nie
zamierza siedzieć bezczynnie w domu.
— Czyli zadzwonisz do
niego?
— Pewnie, że tak. Czuję, że
to jest właśnie ten, którego szukałam. Tym razem nie przegapię szansy.
Gerard słysząc zbliżające
się kroki przez chwilę miał nadzieję, że to Oliver, ale szybko ją utracił.
— Jadę do pracy —
poinformował Tobias. — Skoro nie idę do szkoły, to zadzwoniłem do stadniny
i zapytałem czy nie potrzebują pomocy. Wrócę późno.
— Ja też jak skończę tutaj,
pojadę wcześniej do pracy — powiedziała kobieta. — Dzisiaj prowadzę warsztaty
plastyczne i na spokojnie wszystko przygotuję. — Odstawiła kubki, które
wytarła, do szafki. — Z ciekawością będę obserwować moich
osiemdziesięcioletnich podopiecznych. Ona jest wdową po jakimś wojskowym, on
wdowcem i samotnym człowiekiem. Bardzo ostatnio przypadli sobie do gustu.
Kto wie, może szykuje się u nas w ośrodku jakiś ślub. Mam na to
nadzieję… Oli, wyglądasz fantastycznie.
Zaskoczony słowami kobiety Gerard odwrócił się od zlewu, który płukał z piany. Utkwił swoje spojrzenie w Oliverze i zaschło mu w ustach na widok chłopaka. Oli miał na sobie szpilki. Niezbyt wysokie, ale jego długie, mocne, zawsze pozbawione włosów nogi, wyglądały w nich bardzo seksownie. Od razu do głowy Gerarda wpadły niezbyt czyste myśli i obrazy. Kończąca się nad kolanami plisowana, ciemnozielona spódnica sprawiała, że Frost zaczął się zastanawiać, jaka się pod nią znajduje bielizna. Wiedział jakiego może być typu, bo już przekonał się o tym co ma jego chłopak, ale nie miał pojęcia o jej kolorze. Biała, zwiewna bluzka bez rękawów, z dekoltem V, nie miała żadnych ozdób w postaci falban, które mogły zasłonić płaską pierś. Tym razem Oli tego nie osłaniał. Nie udawał już, że ma piersi. Włosy rozpuścił, ich końce podkręcił lokówką i zarzucił na plecy. Makijaż miał bardzo delikatny, lub nie miał go wcale. Stąd, gdzie stał, Gerard nie mógł tego dokładnie zobaczyć.
— Wyglądasz… Wyglądasz…
— Brak słów, to najlepszy
komplement — powiedział Oliver.
Tak, był Oliverem. Nie Olianą, która odeszła. Już nie musiała go chronić. Mógł być sobą, nawet kiedy zakładał sukienkę czy spódnicę. Teraz miał siłę, aby sam siebie chronić i Gerarda u boku. Nie zamierzał także wyrzucać pięknych ubrań, które miała Oliana. Wiedział, że podobał się w nich Frostowi, bo chłopakowi błyszczały oczy kiedy go w nich widział.. Żałował tylko, że nie zna w tej chwili jego myśli. Miał nadzieję, że dotyczą czegoś więcej niż trzymania za rękę.
— To jedziemy? — zapytał
Oli.
Wyciągnął rękę do swojego chłopaka. Ten wytarł swoje, odłożył ścierkę i niczym ćma lecąca do ognia podszedł do Olivera. Tylko tym razem nikt nie miał sparzyć się, ani spłonąć. Chyba, że chodziło o cielesne uniesienie, jakim został owładnięty umysł Frosta.
*
Elliott był zachwycony
swoim zakupem i jeszcze bardziej szczęśliwy, że mógł przyprowadzić swój
samochód do domu. Teraz chodził wokół Forda Mustanga GT z dziewięćdziesiątego
piątego roku, który był też kabrioletem. Przesuwał dłonią po czystej już
karoserii, gdyż był na myjni, aby go wymyć i nawoskować. Nie mógł oprzeć
się, by go nie pieścić dłonią, ku zazdrości jaką czuł Ryan.
Mężczyzna opierał się o swój samochód i zazdrościł tej kupie metalu. Nawet zastanawiał się jak namówić swojego chłopaka na to by zwrócił samochód. Elliott jednak nie byłby szczęśliwy z tego względu, także dzielnie znosił pieszczoty dawane nie jemu. Z drugiej jednak strony, widząc tak szczęśliwego chłopaka, sam także czuł się szczęśliwy.
— Dzięki, że zadzwoniłeś po
tego znajomego i mógł jeszcze przed zakupem sprawdzić mustanga.
— Dobrze, że ten handlarz
się na to zgodził — odparł Ryan. — Samochód jest sprawny. Wymaga wymiany
pękniętego zderzaka i naprawy dachu, który nie opada, ale dzięki temu
mogliśmy utargować sumę jaką miałeś.
Ross skinął głową. Ford kosztował więcej niż miał pieniędzy. Brakowałoby mu do zakupu dwóch tysięcy. Ryan pożyczyłby mu pieniądze, ale na szczęście udało się obniżyć cenę o tę nadwyżkę, której nie miał. Na remont zarobi.
— A co to za cudo? —
zapytał Tobias podchodząc do nowego nabytku sąsiada. — Ładny kolor.
— Przez chwilę myślałem, że
kupi cytrynowe coś. Tak bardzo cytrynowe, że oczy oślepiało.
Ryan opowiedział o swojej
pomyłce, o tym jak handlarz napalił się, że sprzeda coś czego od dawna
nikt nie kupił.
— Stałem i patrzyłem
na nich i czekałem, aż któryś zorientuje się, że chodziło mi o ten
samochód — rzekł Ross i ponownie pogłaskał wiśniowe cudo.
— Nie widziałem go z miejsca,
gdzie stałem. Wystarczyło mi zrobić krok w twoją stronę, ale przynajmniej
będzie ciekawa historia do opowiadania.
— Nie myli się ten co nic
nie robi. Niech ci dobrze służy. Lecę do pracy. Bądźcie grzeczni.
Tobias podał jeszcze rękę
Ryanowi, poklepał Elliotta po plecach i ruszył w stronę swojego
samochodu.
— Dzięki — powiedział
Elliott, kiedy spojrzał na partnera.
— Za co?
— Za to, że dzisiaj byłeś
ze mną.
— Z tobą wszystko. — Ryan
podszedł do Elliotta. Odsunął palcem jego grzywkę i pocałował go w czoło.
— I dla ciebie wszystko.
Elliott odetchnął. Przytulił się na chwilę do Ryana, potem wziął go za rękę i zaprowadził do domu. Obaj umyli ręce, w kuchni tak pustej w porze południowej, bo wszyscy byli w pracy lub w szkole, nastawił wodę. . Przygotował kubki wrzucając do nich po torebce ekspresowej herbaty. Ryan objął go od tyłu, ucałował w szyję i szepnął:
— Cieszy mnie, że jesteś
taki szczęśliwy.
— Jak tu nie być
szczęśliwym, kiedy w końcu nie muszę dzielić samochodu z siostrą
szantażystką.
— Ona jest twoją
bliźniaczką?
— Tak i ciągle mi
o tym przypomina.
Woda się zagotowała, więc
wychylił się po czajnik. Ryan wciąż go trzymał i nie przeszkadzało mu, że
mężczyzna to robi. Już nie pamiętał chwil, kiedy byli dla siebie obcy, on
przy nim był tak niepewny. Zalał torebki herbaty wodą. Ryan w domu miał
różne zestawy herbat, on tylko miał czarną, ale wiedział, że Whitener często
taką pija. Ta była dobrego gatunku. W domu pili ją tylko do śniadania czy
kolacji, Emilly w ogóle herbat nie lubiła, więc on także niczego nie
kupował. Tym bardziej, że wiele nowych smaków mógł zakosztować będąc u Ryana.
— Proszę — powiedział,
podając kubek partnerowi, który stał mu się najbliższym pod słońcem
człowiekiem.
*
Tymczasem w centrum
miasta, w jednym z bloków, gdzie mieszkania były bardzo drogie Gerard
i Oliver poczuli obawę stając przed znajomymi drzwiami mieszkania Frostów.
Gerard zawahał się przed naciśnięciem dzwonka. Tak bardzo chciał konfrontacji,
ale kiedy miało to nadejść niemalże stąd uciekł. Na szczęście miał przy sobie
Olivera, który położył rękę na jego ramieniu, ścisnął, pocałował w policzek
i szepnął:
— Razem damy sobie z nimi
radę. Tym razem jestem tu jako Oliver i zamierzam ciebie wspierać. Nie
proś mnie tylko, abym nie mówił Margaret ostrych słów. Dzwoń.
Gerard nie miał innego
wyjścia. Nie chciał innego wyjścia. Uniósł rękę i nacisnął dzwonek.
Myślę, że wchodzi. Czy to na blogu pierwszym czy drugim czy aktualnym. Super się czyta co piszesz więc weny życzę i Powodzenia
OdpowiedzUsuńDziękuję za wenę i pozdrawiam. :)
UsuńNiestety blogi nie są już tak popularne jak kiedyś. Bardzo dużo osób, które kiedyś pisały nawet mając kilkadziesiąt komentarzy teraz już nie piszą, a ich blogi wieją pustką i niedokończonymi pracami, wiele zostało też usuniętych, bo autorom znudziło się pisanie. I ja to rozumiem. Pisanie zwłaszcza z wątkami homo kiedyś się każdemu nudzi, dorastamy, mamy pracę, zmieniają się nasze zainteresowania… Pisanie to często rozdział, który zamykamy w pewnym okresie życia.
OdpowiedzUsuńJa tu wchodzę cały czas, czytam, obserwuję. I dziękuję za lata trwania i dokończenia każdej opowieści :)
Dużo autorów pisanie traktowało jako hobby, może ucieczkę od czegoś. Ja traktuję to poważnie, dlatego też wzięłam się za wydawanie ebooków. Tylko czasami przychodzi moment, że na jakiś czas ma się tego dość. Brak chęci, weny, czasu, pomysłów i wiele innych rzeczy się na to składa. Dawniej dużo czytałam i jak widziałam jakiś blog z niedokończonymi tekstami, to już się za nie nie brałam. Mam zasadę, że jak coś zaczynam i pokazuję to publicznie, to trzeba historię skończyć. Dlatego w swoim czasie czytałam na blogach, tylko zakończone opowieści.
UsuńCo do pisania o wątkach homo, to akurat jest impuls, bym pisała. To jedyny wątek o którym mogę pisać. Żadna hetero opowieść by mnie w swoje pisanie nie porwała. :)
Miło wiedzieć, że ktoś tu jest więcej poza dwiema czy trzema osobami. Pozdrawiam. :)
W tym momencie moje serce zostało zniszczone.
OdpowiedzUsuńCzekam na każdy rozdział na blogi, nie wspomnę ile razy w tygodniu sprawdzam czy już jest nowy rozdział, mimo ze wiem że jest raz w tygodniu. Znalazłam tego bloga przypadkiem kilkanaście lat temu i wrócę tu jeszcze za następne 10 lat.
Miło mi się czyta każdą napisaną przez ciebie opowieść.
Mam nadzieję że jeszcze coś się pojawi, będę sprawdzać co tydzień czy coś się nowego pojawi po tym opowiadaniu , z nadzieją że jednak coś z tej pasji do pisania zostało.
Życzę dużo zdrowia.
Pozdrawiam Serdecznie
Deia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, można powiedzieć że bracia teraz już będą bezpieczni, ojciec już im na pewno nie zagraża... ciekawe co wyjdzie z tego spotkania Gerarda z rodzicami... och Rayan zazdrosny o samochód o to uczucie Elliota, ale raczej nie ma o co, bo Elliot tylko jego widzi...
kochana nie powiem, że już mi smutno, ale do końca tego opowiadania jeszcze trochę czasu więc wiele może się zdarzyć... no a tak apropo ja tu zaglądam, czytam...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńmożna uznać że bracia już mogą czuć się bezpiecznie... och Rayan zazdrosny o tą uwagę jaką Elliot poświęcił samochodowi... trzeba było się położyć na masce ;)
kochana rozumiem wszystko, choć już teraz jest mi smutno... ale jest jeszcze kilka tygodni więc wiele może się zmienić... ja tutaj zaglądam i bardzo wyczekuje tego jednego dnia... Twoje opowiadania są fantastyczne, wszystko wspaniale opisujesz...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
O nie.... To przykre...bo zawsze tu zaglądam zerknąć co nowego się pojawiło a tu taka przykra niespodzianka.... ;(
OdpowiedzUsuńZ jednej strony to rozumiem...(sama zamknęłam bloga i zniknęłam, ponieważ coś się zmieniło i pojawił się brak weny jak i czasu na pisanie.) Ty ,Luano byłaś i jesteś moją inspiracją, idolka jeśli chodzi o autorki opowiadań o wątkach homo. Przeczytałam chyba z 90% Twoich tekstów, cześć z nich zakupiłam.
Jako czytelniczka jestem zasmucona. Ale zapewniam, że zawsze chętnie kupię ebooka jeśli mi się spoba opis, bo uwielbiam Twoj styl pisania.
Mam nadzieję, że ten gorszy czas minie i jeszcze tu wrócisz...
A jeśli nie, to przynajmniej mam nadzieję, że będzie sporo ebooków Twojego autorstwa do kupienia.
Tego Ci życzę. Oczywiście również życzę dużo weny, wytrwałości i wspaniałych wydanych historii.
Pozdrawiam
Jamie Hart