2023/05/14

W rytmie miłości - Rozdział 82

 

— Pytam o twoją siostrę — mówił Ryan — gdyż nie obchodziła tamtego wieczoru urodzin, kiedy ty i reszta mieliście imprezkę.

— Ona nie obchodzi urodzin od kiedy skończyła sześć lat. Uznała, że tego nie lubi, zmusza to ludzi do wydawania pieniędzy na prezenty, które w dziewięćdziesięciu procentach nie są trafione. Zawsze jednak coś jej z rodzicami podrzucimy. Każdy wtedy udaje, że to nie jest prezent urodzinowy. Nie pytaj, co ją do tego tak naprawdę skłania, bo nie wiem.

— Nie pytam. Na razie to czego chcę, to trzymać ciebie w ten sposób.

Mocniej ścisnął Elliotta, obejmując go jedną ręką.

— Dobry sposób na dobre towarzystwo przy piciu herbaty — odparł Ross, wpatrując się głęboko w oczy Ryana, który upił łyk gorącego napoju.

— Bardzo dobra, ale od rana mam ochotę zasmakować czegoś innego. Jestem przez to nawet zazdrosny o samochód.

Elliott wziął z ręki mężczyzny kubek i odstawił go. Potem objął go rękoma wokół piersi, przez co stali naprawdę blisko siebie i zapytał zalotnie:

— Pokażesz na co masz ochotę?

Ryan uwielbiał to, że Ross staje się przy nim tak pewny siebie i do tego coraz bardziej uczy się jak go kusić. Przechylił lekko głowę na bok, zbliżył swoje usta do jego ust i zanim je pocałował, szepnął:

— Pokażę ci.

Elliott wiedział co się stanie, ale wyrwało się z jego ust niekontrolowane westchnienie, kiedy poczuł jak Ryan nakrywa je swoimi. Partner pocałował go mocno i głęboko, pokazując jak bardzo go pragnie. Trzymał go jeszcze mocniej przy sobie, jakby bojąc się, że Elliott wycofa się. Jednak gwałtowność pocałunku, silne ciało mężczyzny przy nim, sprawiły, że otarł się o niego i jęknął. Jęk utonął w ustach Ryana, którego język czynił cuda,  jego biodra docisnęły się bardziej do bioder Rossa.

Whitener czuł, że chłopak jest twardy, jemu też niewiele brakowało do tego stanu. Mógłby to przerwać, ale nie chciał. Potrzebował tego jak spragniony wody na pustyni. Po tym jak reagował chłopak, domyślił się z łatwością, że obaj nie mają w planach odsunięcia się od siebie. To tym razem Elliott pocałował go głęboko i pierwszy zaczął odpinać guzik w jego spodniach, potem zamek. Chwycił więc rękę Rossa, ale nie po to, aby go powstrzymać, ale by ten go chwycił za członka, ale nie przez bieliznę. Dziewiętnastolatek nie sprzeciwiał się temu.

— Bez obaw, możesz mnie dotykać. Jestem czysty. Chodzi o higienę i w ogóle — powiedział na chwilę odrywając się od ust Elliotta. Chciał go zapewnić, że wszystko jest w porządku również wydawałoby się w tak zwyczajnych sprawach jak higiena. Sięgnął do jego spodni.

— Wiem. Ja też i przestań gadać — odparł Ross, owijając palce wokół jedwabistej i twardej długości.

Wyjął na wierzch penisa mężczyzny,  kiedy ten uwolnił także jego członka, Elliott spojrzał w dół i sapnął. Ryan był równie twardy jak on. Nie tylko tym razem go czuł, ale też widział. Przez jego ciało przebiegł prąd pożądania, silny jak nigdy wcześniej.

Ryan chwycił ustami usta Elliotta, na powrót całując go gorąco. Przysunął biodra bliżej chłopaka i swoją dużą dłonią objął ich członki razem. Ross zrobił to samo splatając przy tym ich palce. Obaj drżeli ze zbyt długo powstrzymywanej potrzeby, która teraz uwolniła się w pełni.

Całowali się namiętnie, ich języki ocierały się o siebie, zęby kąsały wargi,  ich dłonie coraz szybciej poruszały się na ich twardych jak skała kutasach, doprowadzając wysoko, prawie na szczyt przyjemności. Sączący się obficie preejakulat dawał doskonały poślizg,  ich zamroczone rozkoszą umysły przysłaniały wszelki rozsądek. Obaj byli zbyt mocno spragnieni, by myśleć nad tym gdzie są, że ktoś może wrócić do domu, nakryć ich w tak intymnej sytuacji. Potrzebowali siebie, uwolnienia z kajdan namiętności,  chęć orgazmu była silniejsza niż wszystko.

Elliott pokazał Ryanowi, że potrzebuje by go trzymać mocniej. Jego ciało, jego penisa. Mężczyzna zawarczał podniecony jeszcze bardziej i chętny sprawić partnerowi przyjemność. Głęboko w duchu cieszył się, że Ross pokazuje mu czego i jak potrzebuje, by było mu dobrze. On zaś uczył się i zapamiętywał każdy najdrobniejszy szczegół. Nawet ten, że kiedy przesunął kciukiem po główce penisa chłopaka, Elliott jęknął głośniej i zaczął dochodzić. Przez to Whitener otrzymał impuls, który również posłał go ku orgazmowi.

Doszli gwałtownie, szybko i mocno. Sperma lała się po ich dłoniach, znaczyła ubranie, kiedy wspólnie szczytowali pochłonięci rozkoszą, której tak chętnie się poddali. Ryan pocałował chłopaka, wsuwając mu język do ust, który Elliott chętnie zaczął ssać, wciąż nie przestając wić się przy nim, jakby mu nadal było mało. Mimo, że ich ciała powoli zaczęły odczuwać błogość,  napięcie seksualne opadało. Pocałunek z gwałtownego zamienił się w pełny czułości, aż zakończyło go słodkie cmoknięcie w kącik ust. Było to doskonałym kontrastem tego co działo się jeszcze przed chwilą.

— Potrzebowałem tego — wyznał Ryan, całując oba policzki partnera, czoło.

— Ja też. Jak sądzisz, dlaczego tak wyjątkowo pieściłem swój samochód dłonią? Widziałem co się z tobą dzieje. Wyobrażałem sobie, że trzymam cię w ten sposób — mówiąc to przesunął lekko po mięknącym członku.

Sam jeszcze był twardy. Chciałby jeszcze. Chciałby, aby Ryan znów przy nim doszedł. Oznaczył go spermą, mówiąc, że należy tylko do niego. Niektórzy mówili, że człowiek nie może należeć do człowieka, bo to oznacza odebranie mu wolności, ale nie sądził tak. Chciał być Ryana. Na każdy sposób.

— Ty cholerny, podstępny diable — szepnął Ryan. — Dlatego zaprosiłeś mnie na herbatę.

— Nie tylko dlatego — odpowiedział i sięgnął czystą rękę po stojący niedaleko ręcznik papierowy. Nie zdążył jednak urwać ani kawałka, bo Ryan opadł przed nim na kolana. — Co ty… — urwał, bo jakże miał mówić, kiedy mężczyzna pochylił się i wsunął sobie jego członek do ust. Uśmiechnął się przy tym, gdy spojrzał w oczy Elliotta, po czym zaczął mocno ssać jego kutasa.

Ross poddał się Ryanowi. Jego ustom, językowi. W tej chwili mógłby dać wszystko, aby to się nie skończyło. W dodatku Whitener na kolanach przed nim był widokiem, który zapisał się w jego głowie już na zawsze. Coś w nim aż krzyczało, że tylko on mógł go już takim widzieć. Palcami czystej dłoni chwycił jego długie, miękkie włosy. I już poznał znaczenie cytatu: „Trwaj chwilo, jakże jesteś piękna”.[1]

Patrzył jak jego penis wystający ze spodni chował się, to pojawiał, kiedy wchodził i wychodził z ust Ryana. Pomiędzy wargami pozostawała sama główka członka. Whitener po chwili znów brał go całego, aż do gardła.

— O cholera — wyrwało się Rossowi.

Oczarowany i w pełni już ponownie pobudzony zaczął pieprzyć usta partnera. Figlarny błysk w oku Ryana oznajmił, że to jeszcze nie koniec. Obsunął mu trochę spodnie. Wziął członek głębiej do ust, aż nosem dotknął równo przyciętych włosów łonowych. Rękę, na której wciąż miał swoją i Elliotta spermę sięgnął za chłopaka. Patrząc Rossowi głęboko w oczy, wsunął palec pomiędzy jego pośladki, odnajdując maleńką dziurkę. Partner sapnął, ale nie oponował przed tym krokiem. Nie przestawał też wsuwać mu się do ust,  wręcz teraz przyśpieszył, kiedy on masował miejsce, gdzie jeszcze nikt inny Elliotta nie dotknął. Palec był wciąż mokry, więc ostrożnie wsunął czubek.

Ross napiął się, ale nie zatrzymał mężczyzny. Cały czas nie odrywał od niego spojrzenia. Ufał mu w pełni. Poczuł jak palec wsuwa się w niego, jak go rozciąga. Nie było to dla niego niekomfortowe, lecz przyjemne i na pewno nowe doznanie. To samo odczucie pędziło od jego kutasa do całego ciała. Pełne, cudownie zarysowane usta Ryana rozciągały się wokół jego kutasa robiąc mu dobrze.

Ryan poruszył w nim palcem. Wsunął go i wysunął. On zacisnął swoje na włosach mężczyzny. Nagle, gwałtowna rozkosz przemknęła przez każdą komórkę w ciele Elliotta. Wiedział co to jest, ale nie sądził, że jest to aż tak wspaniałe i silne odczucie. Takie wręcz nie do wytrzymania,  chce się, aby ono nigdy nie ustało. Doszedł ponownie,  świat wokół niego zawirował.

Ryan przełknął tę odrobinę spermy jaka wypłynęła z członka Elliotta. Wysunął z niego palec, robiąc to powoli, by nie sprawić mu nawet małego ukłucia bólu, jakimś gwałtownym ruchem. Wylizał do czyta penisa, który tym razem zmiękł do końca, jakby to co dostał było w końcu wystarczające. Chciał koniecznie wiele razy sprawdzać, czy Ross może często szczytować dwa razy pod rząd. Potem podniósł się i wciąż zamroczonego Elliotta pocałował leniwie, wręcz sennie. Zapiął mu spodnie i objął.

— Nie wiem czy jestem w stanie ustać — szepnął chłopak czując się jakby nie miał już sił.

Ryan zaśmiał się cicho po czym, wziął chłopaka na ręce. Elliott zaczął protestować mówiąc, że jest ciężki, ale Whitener się z tym nie zgodził. Zaniósł go do jego pokoju. Ross zasypiał mu w ramionach. Ułożył go na łóżku i nakrył kocem. Sam poszedł do łazienki, gdzie umył ręce oraz wyczyścił ze śladów nasienia koszulę. Potem wziął mokry ręcznik i wrócił do Elliotta. Wytarł mu porządnie rękę, na której także były ślady spermy. Porzucił ręcznik na podłodze i wsunął się pod koc.

— Zostanę z tobą przez chwilę — szepnął.

Dziewiętnastolatek nie miał nic przeciwko temu. Chętnie wtulił się w gorące ciało partnera. Mając w głowie to, co przeżyli, oraz jak później się nim Ryan zaopiekował, zasnął uśmiechając się. W tej chwili byli tylko dla siebie. Dla nich obu od dzisiaj zaproszenie na herbatę, nabrało nowego znaczenia.

 

*

 

Liam stanął w otwartych drzwiach. Widok zmęczonej twarzy ojca, któremu jakby nagle przybyło lat, podpowiedział Gerardowi, że nie był to ten sam człowiek, z którym ostatnio się spotkał. Oczy Liama chwilę spoczęły na Oliverze i jego stroju. Gerard przygotował się do walki z mężczyzną. Ten jednak tylko westchnął i odsunął się wpuszczając ich do środka.

— Co tu się stało? — zapytał już po chwili chłopak, omiatając wzrokiem pomieszczenie, które zapamiętał jako nieskazitelnie czyste, wiecznie białe, jakby sterylne.

Teraz śledził wzrokiem rozlane na stoliku i dywanie wino. Rozbitą butelkę, która podzieliła los wazonu. Tylko, że ten leżał pod ścianą, jakby specjalnie ktoś nim w nią uderzył. To miejsce, w ogóle wyglądało jak pole walki. Fotel leżał na boku, tak jak krzesło w części jadalnej mieszkania. Knapa była przesunięta,  obrazy na ścianach, które były wręcz chlubą pani domu, zrzucone leżały smutno na podłodze. Zbierane przez Margaret Frost porcelanowe figurki, których stałe miejsce znajdowało się na półce nad kominkiem, także podzieliły los wazonu i obrazów. Jakby ktoś jednym ruchem ręki zmiótł je z ich stałego miejsca. Wszystko to było tylko małym procentem tego, co widział Gerard.

— Huragan tu przeszedł?

— Twoja mama — padła odpowiedź tak samo zmęczonym głosem, na jaki wskazywał wygląd Liama.

Gerard obejrzał się na ojca.

— Mama?

— Godzinę temu zabrali ją karetką do szpitala psychiatrycznego. Ona całkiem oszalała. Co ja mówię — przeciągnął dłonią przez twarz, na której jakby w jednej chwili przybyło zmarszczek — cały czas była szalona. Cały ten czas, te minione lata. Szalona — powtórzył. — Uświadomiłem to sobie wtedy w więzieniu. Wtedy zobaczyłem kryjącego się w niej potwora. Ukrywał się w jej głowie cały ten czas. Tamtego dnia pokazał się. Dzisiaj wyszedł.

Gerard spojrzał na Olivera, który również na niego patrzył. W spojrzeniu chłopaka odnalazł dużo troski. Potem ponownie zwrócił uwagę na ojca, który usiadł ciężko na kanapie, bezradnie rozglądając się wokół zniszczeń.

— Widziałem to w niej w ostatnich dniach, jak furia narastała. Była ciągle zła,  jej plany mnie przerażały. Chciała wszystkich zniszczyć. Tych którzy odebrali jej idealność pod każdym względem. Idealność — zaśmiał się ponuro — co to w ogóle za słowo. Często go używała. Chciała być bogata, ceniona w świecie, mieć ważnych znajomych, nawet za cenę wszystkiego. Wszystko co jej przeszkadzało potępiała i niszczyła. Nawet swoich synów. Willy jest głuchy, więc nie pasował do jej wyobrażeń. Ty… — westchnął równie ciężko jak to co go przygniotło. — Chciała cię wyzwolić. Planowała zmusić cię do terapii, byś się wyleczył z tego jaki jesteś. Byłem głupi i nie widziałem, że to ona jest chora i potrzebuje pomocy. Teraz jest za późno. Widziałem minę lekarza. Jest źle.

— Co się dzisiaj stało? — zapytał ostrożnie Gerard.

Postawił fotel na małe, chromowane nóżki i usiadł na nim. Oliver przystanął niedaleko, nie wtrącając się w rozmowę. Martwił się, ale nie o tę kobietę,  o swojego chłopaka. Tym, jak ten to zniesie. Spojrzał po sobie i nagle jego strój oraz plany, które miał, przestały mieć znaczenie. Chcieli tu przyjechać. Skonfrontować się z rodzicami Gerarda. Powiedzieć im, że znają całą prawdę i odciąć się od nich. Pokazać, że dla Gerarda nie ma znaczenia, to jak ubrany jest Oliver. Czy nosi spodnie, czy sukienkę, nie miało znaczenia, kiedy łączyły ich bezcenne uczucia. Tak się jednak nie stało, bo zastali miejsce bez Margaret i pełne bałaganu.

— Margaret — kontynuował Liam — usłyszała, że Norman Grant został przeniesiony do innego więzienia i jej plan pomocy mu w ucieczce nie wypalił. Chciała, aby dokończył to co powinien jej zdaniem zrobić te parę lat temu.

Oliver mimo, że wiedział o tym, to na te słowa aż wzdrygnął się. Zimne dreszcze wspięły się po jego kręgosłupie,  on miał ochotę otulić się ciepłym płaszczem. Dotknął jednego z nadgarstków, uprzednio przesuwając wyżej bransoletki. Wśród nich była ta, której bliźniaczy odpowiednik nosił jego chłopak. W jednej chwili zdecydował się skorzystać z propozycji Gabriela. Chciał zapomnieć.

— Potem na dokładkę — mówił dalej Liam Frost — zobaczyła twoje zdjęcie i twojego… — zawiesił głos, jakby to słowo nie mogło przejść mu przez usta — chłopaka. Tak, twojego chłopaka. Wściekła się. Już wiedziała, że plan rozdzielenia was nie powiódł się. Zaczęła wszystko wokół siebie rozwalać. Była nie do opanowania. Jakby demon szaleństwa ją całkowicie już opętał. Gdyby, w tamtej, chwili ktoś poprosił mnie, abym opisał wygląd demona, wskazałbym mu moją żonę. Wrzeszczała, że nas pozabija. Potem wyszła na balkon i chciała skoczyć. Złapałem ją. Walczyła ze mną. Nie sądziłem, że może mieć tyle siły. Zamknąłem ją w łazience. Całkiem ją zniszczyła. Nawet swoje ukochane lustro stłukła w drobny mak. Wtedy nawet nie myślałem, że może wziąć szkło i podciąć sobie żyły. Ale tak się nie stało. Albo już nie myślała o zabiciu siebie, albo… Sam nie wiem. Zadzwoniłem po pomoc. Przyjechali szybko. Lekarz dał jej silne leki, ale te ledwie zadziałały. Kiedy ją zabierali krzyczała, że zemści się na mnie za to co jej zrobiłem. A ja ją tylko kochałem.

Liam wstał i podszedł do okna. Chwilę pozostawał w ciszy, jakby chcąc poukładać sobie w głowie dalsze słowa, potem mówił dalej:

— Margaret prawdopodobnie nigdy nie opuści szpitala psychiatrycznego. Dzwoniłem tam przed waszym przyjściem. Została na razie zamknięta w izolatce. Załatwię jej dobrą opiekę, ale tylko tyle mogę zrobić. Nie chcę jej więcej widzieć. Mam dość. Zniszczyła mi życie. Zostawiła w długach. Sprzedam to mieszkanie by je spłacić. Może wyjdę na zero, ale pewności nie mam. Może spełnię swoje marzenie z młodości.

— Jakie? — zapytał Gerard robiąc to cicho, jakby zadanie tego pytania głośniej, miało zniszczyć chęć spełnienia marzenia ojca.

— Chciałem zostać kierowcą autobusu. Dla twojej mamy było to zajęcie nie do pomyślenia. A ja od zawsze kochałem autobusy.

Gerard przypomniał sobie, że jako mały chłopiec odkrył w piwnicy kolekcję modeli, która spakowana wciąż czekała na właściciela. Modele robione były przeróżną techniką. Zwykły plastik czy klejone, pięknie wykonane autobusy, jedne większe od dłoni dorosłego mężczyzny, inne mniejsze, były dla kogoś czymś cennym.

— Co do ciebie, synu, to żyj jak chcesz. Ja ci nie będę przeszkadzał. Nawet w adopcji Williama. I nie myśl o matce, która tak naprawdę nią nie była. Ciesz się życiem. Idź na studia, pracuj i kochaj. Idźcie już — rzekł, nie patrząc na nich. — Ja tu posprzątam. Tak samo zamierzam zrobić w swoim życiu. Najwyższa na to pora. Powiedz babci i dziadkowi co się tutaj stało. Dodaj, że ich odwiedzę. Nie oczekuję wybaczenia, ale przeprosić muszę. W końcu klapka z oczu spadła. Zmykajcie.

Gerard chciał zaproponować, że zostanie i pomoże sprzątać, ale wyczuwał, że Liam chciał zostać sam z potworami, które także jeszcze w nim tkwiły głęboko. Minie dużo czasu zanim je pokona. Czy jednak do końca się ich pozbędzie, tego nikt nie wiedział. Wyrwał się jednak spod złego wpływu toksycznej żony.

— Możesz być kierowcą autobusu — powiedział wychodząc.

Po raz pierwszy dostrzegł na twarzy ojca uśmiech, kiedy ten się odwrócił w jego stronę.

 

*

 

Godzinę później Gerard rozłączył się po tym jak rozmawiał z Martinem. Chłopak zrobił pierwszy krok, ku powrocie ich przyjaźni. To nic, że głównie pytał o radę, jak sprawić, aby Quinn mu wybaczył. Dla Frosta to wiele znaczyło. Niewiele mu poradził, poza tym, aby Reynolds był cierpliwy. Łatwe to nie będzie, ale w końcu zostanie mu wybaczone. Nie mógł mu jednak powiedzieć, że to będzie łatwe i szybko się stanie.

— Jest niecierpliwy — powiedział do stojącego na zewnątrz Olivera.

Znajdowali się na dobrze już sobie znanym wzgórzu. Na tym, na którym krzyczeli po spotkaniu z rodzicami Gerarda. Wtedy krzyczeli ile sił w płucach, teraz po prostu chcieli tu przez chwilę pobyć.

— Znajdzie cierpliwość. Całował się z innym, Quinn nie odpuści łatwo — odparł Oliver przysiadając na masce. Jego spódnica podwinęła się odsłaniając dużą część uda.

Oczy Gerarda od razu tam podążyły,  grzeszne myśli wróciły. Podszedł do chłopaka i stanąwszy przed nim, przesunął palcami po nagiej, gładkiej skórze. Od dawna się już nie kochali i coraz bardziej tego chciał. Nie umiał jednak o tym powiedzieć swojemu chłopakowi, ani pokazać gestem o co mu chodzi. Tygodnie rozłąki zrobiły swoje i chwilami czuł się tak, jakby dopiero zaczynali bycie razem.

— Dostaniesz wszystko czego chcesz — szepnął Oliver.

Po spotkaniu z Liamem sądził, że nie powinien dzisiaj zaciągać Gerarda do łóżka, ale po tym jak chłopak właśnie przesunął palcami po jego udzie, kierując się na wewnętrzną stronę, jego plan na nowo rozpalił w nim ogień. Odchylił lekko nogę, aby pozwolić swojemu chłopakowi zbadać wewnętrzną część uda. Dłoń Gerarda przesunęła się wyżej,  wzrok który posłał Oliverowi mówił, czego chce. Mogliby znów być tak blisko siebie. Mówić, że chcą tego,  przede wszystkim oddać się sobie pełni pasji.

— Czego chcesz, Gerardzie? — zapytał Grant, wychylając się do tyłu i podpierając na łokciach.

— Ciebie — odpowiedział Frost, którego penis, już twardniał, kiedy widział takiego Olivera.

Chłopak wyglądał tak, jakby się miał mu oddać na masce jego samochodu. Wokół nie było żywej duszy, nigdy nikt tu nie przyjeżdżał, czy w takim razie mógłby znaleźć się tu, głęboko w nim schowany,  Oli oplatałby jego biodra swoimi długimi nogami. Pochylił się nad chłopakiem, który wpuścił go między swoje uda i pocałował go. Opierając się na jednej ręce, drugą przesunął w górę jego uda.

Oliver poddał się głębokiemu pocałunkowi. Język Gerarda splatał się z jego, kiedy on rozłożył nogi i uniósł je, by nimi docisnąć chłopaka do siebie. Czuł jak palce Frosta zahaczają o pasek jego koronkowych majtek. Potem przesuwają się na pośladek, ściskają go.

— Jakie to wygodne jak masz na sobie sukienkę lub spódnicę — szepnął Gerard, całując teraz chłopaka po szyi. — Mógłbym teraz…

— Wejść we mnie. Dokończ to mówić. Wejść we mnie.

— Wejść w ciebie. Zatonąć w twojej małej, ciasnej dziurce i rozkoszować się, tym jak ci dobrze — mówiąc to odsunął materiał majtek i dotknął miejsca o którym mówił. Trafił na coś, co było wsunięte w odbyt Olivera.

— Nawet nie wiesz, jak to cholerstwo mnie pobudza — oznajmił Grant, kiedy chłopak odnalazł wtyczkę analną, która go rozciągała i pieściła. Zrobił to po to, aby być gotowym dla swojego chłopaka. — Zdejmij je i wsuń się we mnie — mówiąc to sięgnął do spodni Gerarda, aby je rozpiąć. Nie chciał czekać. Chciał go poczuć w sobie. Chciał szybko i teraz.

Jęknął przeciągle, kiedy Frost poruszył wtyczką analną. Odrzucił na kark głowę i rozchylił nogi. Jego spódnica uniosła się wyżej, prawie owijając się wokół jego bioder. Gerard teraz widział czarne, koronkowe majtki i penisa uwięzionego w nich. Pochylił się trochę i docisnął usta do twardego kutasa. Materiał bielizny był cały mokry. Polizał go,  potem docisnął język do twardej długości. Chłopak zafalował biodrami, jęczał cicho.

— Odwróć się — poprosił Olivera, co ten szybko zrobił.

Gerard aż głośno wciągnął powietrze przez nos, mają prawie przed swoją twarzą jędrne pośladki. Były twarde od ćwiczeń. Jedną ręką zdjął majtki i rzucił je na trawę. Rozchylił pośladki i wyjął ostrożnie wtyczkę. Potem pochylił się polizał rozluźnioną dziurkę. Oliver natychmiast wypiął się,  głośny, kolejny już jęk, wyszedł z jego ust.

— Tak mi rób. Właśnie tak — powtarzał Grant raz za razem, kiedy jego chłopak lizał go. Chciał szybkiego seksu, by się nasycić, ale nie umiał z tego zrezygnować. Frost miał niesamowicie dobry język i bardzo lubił mu to robić.

— Gdybym mógł, lizałbym cię tak ciągle.

— Nie zawsze możemy, ale teraz tak. Przygotowałem się dzisiaj dla ciebie.

— Wiem — odparł i ponownie przesunął płaską częścią języka po dziurce odbytu.

Rozpiął spodnie, wyjmując swojego penisa. Poruszał po nim dłonią,  język starał się wsunąć do mokrej od śliny i użytego wcześniej żelu intymnego dziurki. Jego jądra zaciskały się, jakby miał zaraz dojść, ale chciał stopić się z tym chłopakiem. Odsunął się i opuścił go tak, aby ten wciąż leżał na masce, ale jego wypięty tyłek znalazł się tuż przy kroczu Gerarda.

Oliver obejrzał się przez ramię. Sięgnął za siebie, by odchylić palcami pośladki.

— Wsuń się już.

Gerard patrzył na to jak jego penis masuje wejście, w które się wsunie. Pomógł sobie ręką i powoli zatonął w ciepłym wnętrzu. Gdy tylko tam się znalazł okrył swoim ciałem ciało Olivera. Nie oparł się temu, aby nie poruszać się w nim. Tylko był tak blisko szczytowania, że nawet za pierwszym razem nie był tak szybki.

— Przepraszam — powiedział, kiedy zrobił o jeden ruch za dużo.

Oliver czuł, jak chłopak dochodzi w nim,  potem na niego, kiedy wysunął się i dokończył ręką. Znów się obejrzał i widział z jaką fascynacją Frost przygląda się jego pośladkom i odbytowi pokrytym spermą. Tak, dzisiaj chciał być brudny dla swojego chłopaka. Ale chciał też mieć go w sobie i dojść, kiedy ten kutas nabije go na siebie.

— Przepraszam, po prostu za długo. Chodź do mnie.

Zamierzał dokończyć chłopaka w swoich ustach lub ręką, ale Oliver nie tego pragnął.

— W porządku. Rozumiem. Ale poczekajmy aż dotrzemy do domu.

— Nie chcesz? — zapytał Frost patrząc na twardego kutasa Olivera. Główka była cała czerwona,  kiedy chłopak wstał, nawet spódnica nie potrafiła zasłonić tej twardości.

— Chcę. Och, chcę. Ale poczekam, aż będziesz we mnie. Co stanie się szybko.

Schował penisa Gerarda do jego spodni, ale nie zapinał go. Potem wrócił do samochodu. Na siedzenie położył swoją bluzę, której ostatnio zapomniał i usiadł. Kiedy Gerard znalazł się obok, zrobił dla chłopaka przedstawienie. Zaczął dotykać i masować się po kroczu, przez spódnicę.

— Jedź do domu.

Frostowi nie trzeba było niczego dwa razy powtarzać. Nie, kiedy jego chłopak tuż obok masturbował się, potem wsunął dłoń pod bluzkę i pieścił swoje sutki. W dodatku wyginał się przy tym i jęczał zachowując się jak kotka w rui.

— Kurwa, mam nadzieję, że nie będzie korków i świadków tego jak wysiadamy z samochodu.

— Wjedziemy do garażu. Wziąłem pilota — wysapał Oliver unosząc spódnicę i owijając palce wokół swojego członka.

— Chciałbym abyś się teraz spuścił w ten sposób. Zrób to, kochanie.

Oliver spojrzał na Gerarda spod wpółprzymkniętych powiek. Jeszcze tego nie robił w ten sposób. Nie kiedy jechali i każdy mógł go zobaczyć przez szybę samochodu, kiedy stanęli na światłach. Ale miał to gdzieś. Objął palcami swojego kutasa, opuścił się niżej by unieść nogi i je rozłożyć. Tylko po to, aby sięgnąć palcami drugiej ręki do swojej dziurki, wciąż chcącej penisa w sobie.

Gerard mało nie oszalał obserwując to przedstawienie. Jego penis ożywił się natychmiast. To, że nie był w zapiętych spodniach,  nawet dobrze schowany w bieliźnie sprawiło, że główka wystawała lekko. Przeklinał ciągle wlekącą się drogę. Chciał dołączyć do Olivera, dotykać go, być w nim. Przyjemnie jednak się oglądało to jak chłopak sam sprawiał sobie rozkosz,  potem jak doszedł pieprząc się palcami i wbijając w swoją pięść. Sperma wylądowała na spódnicy,  on chciał wylizać to wszystko.

Jednak kiedy piętnaście minut później dojechali na miejsce,  Oli przez całą resztę drogi wciąż się dotykał, by w końcu znów być twardym, myślał już tylko by go wziąć . Dlatego jak tylko opuścili samochód w zamkniętym garażu, docisnął Oliego do ściany, chwycił go i uniósł.

Oli owinął nogami biodra Gerarda, kiedy ten opuszczał go na swojego penisa. Trzymał go mocno, by wbić się ostro w niego. Tym razem Frost nie wyglądał jakby zaraz miał dojść. Mimo to obaj wiedzieli, że to będzie szybkie. Nawet Gerard jęczał i rozkoszował się, dociskając do ściany swojego chłopaka,  co dopiero Oliver, który czuł całym swoim ciałem sprawianą mu przyjemność jak i siłę tego, którego kochał.

Gerard wbijał się niego niemalże karnymi ruchami. Całował go po szyi. Spódnica ponownie była owinięta wokół jego bioder,  jej właściciel wychrypiał prosząco:

— Pieprz mnie. Mocno.

To było dla Frosta niczym rozkaz. Poruszał się w nim szybciej, wciąż nie czując się zmęczonym trzymaniem chłopaka. Ściana mu pomagała,  silne nogi wciąż owinięte wokół bioder także. Opuszczał i podnosił Olivera na siebie, czując jak ogarnia go szaleństwo pożądania i namiętności. Patrzył jak penis jego chłopaka cieknie pomiędzy nimi i kochał to. Wbił się mocniej w niego, warcząc jak dzikie zwierzę.

Wkrótce orgazm targnął Oliverem i doszedł tak jak chciał. Mając twardego penisa w sobie, pieszczącego jego prostatę. Gerard dołączył dużo później, tym razem wypełniając go sobą bez końca. Obaj sapali zmęczeni, ale wciąż jakby nie nasyceni.

— To jeszcze nie koniec, przystojniaku — szepnął Oliver Gerardowi do ucha.

Tak, to nie był koniec. W pełni sił witalnych, w wieku który pozwalał na dużo, wkrótce zaliczyli schody, pieprząc się szybko. Kilkanaście minut później już mierzwili pościel, tym razem kochając się już powoli, ale długo i czule. Potem znów, gdy nadszedł wieczór Oliver wziął go w siebie, po tym jak się przespali i odpoczęli. Jakby musieli nadrobić stracone tygodnie,  chęć bycia blisko łączyła się z pożądaniem czyniąc z tego mieszkankę wybuchową. W końcu nie wiedzieli, gdzie kończy się jeden,  zaczyna drugi, tak byli ze sobą spleceni.

Tego dnia byli tylko oni. Nie ważne było co przyniosą kolejne dni i tygodnie. Liczyła się ta chwila. Nawet kiedy już zasnęli, tym razem naprawdę wykończeni, nic nie miało znaczenia, poza tym, że nic i nikt już im nie zagraża i w końcu mogą być razem.



[1]Johann Wolfgang von Goethe, Faust.

 

3 komentarze:

  1. OMG.
    Obie pary widzę że dziś poszły po całości. Moja ulubiona para szczególnie. Eliot staje się napiętym kochankiem i to mnie cieszy. Ryan będzie miał co upolować.

    Dziękuję ci za ten rozdział. Teraz muszę się uzbroić w cierpliwość i czekać tydzień na nowy.

    Życzę ci dużo zdrówka, weny i dużo słoneczka.

    Pozdrawiam Serdecznie
    Deia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    cudnie, to w kuchni między Elliotem a Rayanem było cudownie, z Elliota to kusiciel, prowokował Rayana, a później o tak bardzo zatroszczył się o partnera, choć cały czas miałam w głowie wyobrażenie że matka Eliotta nakrywa ich ma tej scenie ;) a jeszcze cudnie między Oliverem a Gerardem, może nie cóż odzyska Gerard ojca...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    fantastycznie, Eliott kusił Rayana i to bardzo skuteczne jak się okazało... nikt ich nie nakrył na tej scenie w kuchni a może? ;) ale Rayan bardzo zatroszczył się o partnera...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)