2023/04/30

W rytmie miłości - Rozdział 80

 Dziękuję za komentarze. :)


Elliott budził się powoli. Nie spieszyło mu się dzisiaj. Nie szedł do szkoły. Ryan, jak w każdy poniedziałek ma wolne i to dlatego Ross wybrał ten dzień na coś szczególnego. Miał kupić swój pierwszy samochód. Taki, który będzie tylko jego. W końcu uzbierał taką sumę, by nie musieć kupować rozwalającego się grata. Dzięki temu był z siebie bardzo dumny. Nie planował kupować niczego drogiego, ale na pewno fundnie sobie taki samochód, który zdobędzie jego serce. W grę wchodziło też to, aby mu służył dłuższy czas. Nie chciał jednak tego zakupu dokonywać samotnie. Owszem, ktoś z przyjaciół by mu w tym pomógł, ale tak ważną chwilę chciał celebrować z wyjątkową dla siebie osobą.

Dlatego bardzo ucieszył się, kiedy Ryan zgodził się mu w tym pomóc. Będzie też dodatkowym głosem rozsądku. Inaczej Elliott zakocha się w jakimś gruchocie, którego remont pochłonie dwa razy tyle co kupno.

— Kiedy widzę twój uśmiech, mam ochotę dać sobie nagrodę za to, że sprawiam ci tyle szczęścia.

Ross słysząc pełen sympatii głos uśmiechnął się szerzej.

— Skromny jesteś. Moje gratulacje. To prawda, że jestem szczęśliwy. Teraz jednak, nie ty jesteś tego powodem.

Otworzył oczy i podparłszy się na łokciach, spojrzał na stojącego w drzwiach Ryana. Mężczyzna wyglądał imponująco. Już ubrany, świeżo po prysznicu na co wskazywały wilgotne włosy. W dłoniach trzymał drewnianą tacę ze śniadaniem.

— Co tam masz dobrego?

— Kawa zbożowa z mlekiem dla ciebie, bo wiem, że lubisz taką z rana. Dla mnie herbata. Do tego rogaliki i dżem.

— Nagle zrobiłem się głodny. Kiedy wstałeś, aby pojechać do piekarni? W okolicy żadnej nie widziałem.

Elliott skuszony śniadaniem na słodko, zapachami oraz miłym towarzystwem, usiadł.

— Nie kupiłem ich. Zrobiły je moja mama i siostra. Mam niezły zapas tego w zamrażarce. Kiedy trzeba — postawił tacę na łóżku, obok chłopaka — wyjmuję kilka, rozmrażam, potem do piekarnika na trochę i są jak dopiero upieczone.

Pochylił się nad Elliottem mówiąc mu dzień dobry, po czym pocałował go w policzek.

— Wolałem wstać wcześniej, bo za bardzo kusiłeś — wyznał, obserwując przy tym rumieniące się policzki partnera.

— Może następnym razem zamiast uciekać, to przekonaj się jak mocno potrafię cię skusić — wymsknęło się Rossowi. Pokraśniał jeszcze bardziej. — Jedzmy, co?

Zakłopotany potarł dłonią po karku. Wciąż głębsza intymność czyniła go nieśmiałym, ale to mijało, gdy Ryan go całował i kiedy zbliżali się do siebie. Po prostu wstydził się o tym mówić.

— Czyli następnym razem…

Ryan pozostawił zdanie niedokończone z wiszącym pomiędzy nimi bardzo silnym przyciąganiem. Spojrzał głęboko w oczy Elliotta, który ułamał kawałek rogalika, zamaczał go w dżemie i wsadził do ust mężczyzny.

— Nie mów nic więcej — szepnął, jedząc drugi kawałek i popijając go kawą.

— Zapamiętam to, co wcześniej mówiłeś — uprzedził, pełnym namiętności głosem Ryan, po tym jak przełknął co dostał. — Uwielbiam dżem truskawkowy. Też go mama zrobiła. Teraz jeszcze bardziej go lubił… — ponownie zamilkł.

Nabrał na palec trochę dżemu i potarł nim rozchylone wargi Elliotta. Chłopak nie oponował przed tym krokiem, jak i tym, który po nim nastąpił. Z chęcią oddał pocałunek,  smak ust Ryana wymieszał się ze smakiem czarnej herbaty oraz truskawek.

 

*

 

Tajemnicza wiadomość od Gabriela zaniepokoiła Tobiasa. Mężczyzna zadzwonił z rana każąc im czekać w domu. Zarówno jemu, Oliemu jak i ich cioci. Dodał, że przywiezie ze sobą gościa, potem szybko się rozłączył, mówiąc, że nie może rozmawiać, bo prowadzi. Przez to zarówno on jak i Oliver nie poszli do szkoły. Ciocia Martha szła do pracy dopiero na popołudnie, więc nic nie musiała zmieniać.

— Nie wziął ze sobą słuchawek i bał się, że znów dostanie mandat. Chyba sam był czymś zaskoczony — wytłumaczył Tobias.

— Czy może chodzić o ojca?

Oliver cicho zadał pytanie, którego pozostała dwójka unikała. Tobias wzruszył ramionami. Nie znał odpowiedzi. Wolał, na razie, nie gdybać o co może chodzić. Szybko podszedł do drzwi gdy tylko usłyszał znajomy odgłos silnika.

Gość Gabriela okazał się być czterdziestoletnim mężczyzną o przenikliwych oczach, dających wrażenie, że łatwo mogą prześwietlić duszę. Człowiek ten był schludnie ubrany w szarą koszulkę polo i ciemnogranatowe dżinsy o niezbyt wąskich nogawkach. Włosy miał krótko ścięte z siwymi oznakami, że młodzieńczy wiek ma już za sobą. Broda i wąsy były starannie przycięte. Jego ciało wyglądało na silne, wysportowane,  to jak się poruszał aż krzyczało, że jest policjantem i na pewno nie zwykłym krawężnikiem.

— Cześć, Tobiasie. — Gabriel nie oparł się temu, aby nie objąć swojego partnera. Nie całował go, bo obaj nie czuli potrzeby, aby robić to kiedy ciocia i obcy dla Tobiasa mężczyzna patrzyli na nich.

— Hej. Twój gość, to?

— Może najpierw zaproś gości do środka — odezwała się Martha stojąc za plecami Tobiasa.

Chłopak obejrzał się na nią i przyłapał ciocię na poprawianiu swoich puszystych włosów. Znał ten gest.

— Ktoś ci wpadł w oko — szepną nachylając się do jej ucha.

Pacnęła go lekko w ramię. Zaprosiła gości do salonu. Szybko przyniosła herbatę i ciasteczka, które uprzednio wyjęła z pieczołowicie zachomikowanego, metalowego pudełka. Gdyby go nie schowała, jej siostrzeńcy dawno pozbyliby się zawartości, którą były cytrynowe łakocie.

— Przepraszam, ale niestety skończyła się kawa — przeprosiła gościa, który wydał jej się bardzo szarmancki i przystojny. Do tego jego ciepły, ale zdecydowany głos, także sprawiał, że szybciej zabiło jej serce. Nie chciała dawać sobie jednak nadziei. Tyle razy się sparzyła, że już wolała dmuchać na zimne.

— Nie przeszkadza mi to. Nie mogę pić kawy — odpowiedział mężczyzna. — Pijałem jej zdecydowanie za dużo. Litrami. Mój żołądek nie toleruje jej teraz, jak i pikantnego jedzenia — mówił, nie odrywając od kobiety oczu.

— Proszę o siebie zadbać. Mam nadzieję, że żona dba o pana — dodała, jakby badając grunt. Mężczyzna nie miał obrączki na palcu, ale nie każdy je nosi. Szczególnie policjant pracujący w służbach specjalnych.

— Nie mam żony. Jestem po rozwodzie. Chętnie spróbuję ciasteczek. Przyznam, że mam zbyt dużą słabość do słodkiego.

— Jest pan wysportowany i na pewno nie przytyje pan od kilku ciasteczek.

Martha podsunęła gościowi talerzyk. Gabriel przewrócił oczami. Znał swojego kumpla i doskonale wiedział jakim ten jest łakomczuchem. W dodatku zauważył, że spodobała mu się Martha. Co nie było złe, bo oboje zasługiwali na kogoś dobrego w swoim życiu.

— Może najpierw cię przedstawię, zanim zjesz cały talerz ciastek. To detektyw…

— Emerytowany, na całe szczęście, detektyw — przerwał mężczyzna. — Brendan Hamilton — przedstawił się.

— Tak, emerytowany od miesiąca — potwierdził Lawrence. — Pracował w wydziale do spraw tak zwanych specjalnych — mówiąc to zarysował palcami w powietrzu cudzysłów. — Ale o tym się głośno nie mówi. To Brendan ukrył mnie jako świadka trzy lata temu, kiedy on oraz jego zespół aresztowali Bossa i jego gang. To on dał mi cynk, bym zabrał stamtąd Tobiasa.

— Dzięki temu zeznawałeś przeciwko twojemu szefowi.

Gabriel nie chciał wracać do tamtych czasów. Był wtedy taki głupi. Jako siedemnastolatek uciekł z domu, bo zacofane Denton i dom rodzinny wydawały się go tłamsić. Teraz wiedział, że rodzice byli w porządku, ale dla młodego rozumu, który czuje się uwięziony wyjście było tylko jedno. Ucieczka. Gdyby jednak tego nie zrobił, nigdy nie poznałby Tobiasa.

— To pan wtedy załatwił mi wizytę z ojcem — wtrącił Tobias od razu zdając sobie sprawę z tego co powiedział.

— Widziałeś się z tatą? Kiedy? Dlaczego nic nie powiedziałeś?

— Oli, po tym jak odkryliśmy prawdę o byłym lowelasie cioci, musiałem spotkać się z naszym starym.

— Porozmawiamy o tym później. Ale sądziłam, że w tym domu nie ukrywamy przed sobą niczego. Nawet trudnych spraw — skarciła Tobiasa Martha. Jeszcze chwilę patrzyła na niego,  potem zwróciła się do Hamiltona: — Jest pan tu w związku z Normanem?

Dzwonek do drzwi nie pozwolił na odpowiedź, ale ta nie musiała paść. Imię Normana zawisło nad nimi niczym topór kata nad skazańcem.

— Otworzę — odezwał się Tobias.

Był pewny, że to jeden z akwizytorów, którzy ostatnio zbyt często się tu kręcili nie rozumiejąc, że nikt nie chce niczego kupić,  już na pewno nie, nieudanych podróbek znanych firm. Ich kolejnym gościem jednak okazał się Gerard.

— Robi się tu tłoczno — mruknął pod nosem chłopak. — Co cię sprowadza? Nie jesteś w szkole?

— Z Olim w porządku? Napisał mi, że dzisiaj nie idzie do szkoły, ale nie odpisał dlaczego.

— Właź i sam zobacz, że twój chłopak jest cały i zdrowy.

Zaniepokojony Gerard niemalże wbiegł do salonu. Naprawdę przestraszył się wiadomości od niego. Mieli się dzisiaj spotkać w szkole, spędzić ze sobą każdą przerwę. W nocy jeszcze o tym pisali. Bał się, że chłopak zachorował i nie chce mu o tym powiedzieć. Szybko jednak uspokoił się, kiedy zobaczył całego i zdrowego Olivera.

Podszedł od niego, usiadł obok na kanapie i przytulił.

— Następnym razem napisz coś więcej niż to, że nie możesz iść dzisiaj do szkoły.

— Przepraszam — doparł zawstydzony Oliver. — Nie chciałem ciebie przestraszyć. To jednak ważne.

Ruchem głowy wskazał na detektywa. Dopiero wtedy Gerard zauważył, że nie są sami. Oliver przedstawił ich sobie,  nazwisko Frost zwróciło szczególną uwagę Brendana Hamiltona.

— Zna pan Liama Frosta?

Po kręgosłupie Gerarda przebiegł zimny dreszcz. Mimo wszystko, spokojnie odpowiedział:

— Wstyd mi przyznać, ale to mój tata.

— Tak się składa, że to co mam do opowiedzenia — mówił mężczyzna — ma też związek z twoim ojcem i Normanem Grantem.

Poczęstował się ciastkiem oraz herbatą,  potem opowiedział o wszystkim czego dowiedział się od czasu, kiedy Gabriel zadzwonił do niego z kolejną prośbą.

 

*

 

W innej części miasta Ryan i Elliott odwiedzali dilera używanych samochodów. To już był kolejny na ich liście. Ogromna reklama przy wejściu, stojąca obok głównej drogi głosiła, że są tu najlepsze modele starych samochodów i nowych, ale już pochodzących z tak zwanej drugiej ręki.

— Mam dziesięć tysięcy,  nie mam co wybrać — jęknął Elliott zawiedziony tym, że wszystko tak długo trwa. Cieszył się tym, że jest z Ryanem, ale planował szybciej kupić samochód.

— Coś na pewno kupimy. Zobacz, tu jest duża ilość samochodów. Sporo też klientów.

— Mam nadzieję. Jeżeli nie kupimy, to przed wizytą u kolejnego, idziemy do jakiejś kawiarni.

— Z tobą zawsze i chętnie — odpowiedział Ryan.

Mogli już kilka razy coś kupić, ale Elliott wybierał i przebierał w modelach. Nie był zdecydowany czego tak naprawdę chce, po za tym, że samochód musi mieć duszę i zdobyć jego serce. Zbyt wiele modeli mu się podobało i w tym był problem.

— Nie ma znaczenia czy auto będzie mieć dwoje, czworo drzwi. Musi mieć jednak to coś. Inaczej bym u ostatniego dilera wziął tamten samochód, który oglądaliśmy,  handlarz już zacierał ręce, że ubije dobry interes. Ale brakłoby mi dwóch tysiaków. A chcę za sumę, którą mam na samochód, opłacić jeszcze ubezpieczenie, dokumenty i tak dalej. No i mechanika, bo przecież jakiś przegląd trzeba będzie zrobić i sprawdzić czy wszystko działa, czy jest coś do naprawy.

Chłopak mówił,  Ryan już jakiś czas temu odkrył, że uwielbia go słuchać. Lubił też te obecne chwile z nim. Kiedy jeździli i szukali czegoś co mieli kupić. To był samochód dla Elliotta. Nic co będzie ich wspólne, ale on i tak się czuł, jakby kupowali coś dla ich wspólnego domu. Wyobraził sobie, że Elliott wprowadza się do niego. Jego dom był już urządzony, ale jakby chłopak zamieszkał z nim, to mógłby zmienić co tylko zechce. Nikomu innemu by na to nie pozwolił. Nawet mamie. Tylko jego studio musiałoby zostać nietknięte. Tam było jego miejsce pracy, jego królestwo.

Elliott Ross przez dłuższą chwilę przyglądał się partnerowi, zanim zapytał:

— Nad czym tak intensywnie myślisz? Wciąż marszczysz brwi. Zawsze tak robisz kiedy nad czymś się mocno zastanawiasz.

Whitener uśmiechnął się na to, że chłopak zapamiętał tak, zdawałoby się nieważną rzecz. To mu mówiło, że partner go uważnie obserwował. To było miłe dla niego. Bez oporów wyjaśnił mu o czym myślał. Po tym jak skończył, chłopak przysunął się bliżej niego i trącił ramieniem jego ramię.

— Proponujesz mi wspólne mieszkanie?

— Za szybko, co?

— Na razie tak, ale mogę pomieszkiwać u ciebie w weekendy i dłuższe wolne od szkoły. Zamierzam wysłać papiery do miejscowej uczelni. Jeśli mnie przyjmą, to pomyślimy może o wspólnym zamieszkaniu. A twój dom podoba mi się taki jaki jest i nie zamierzam niczego zmieniać. Może tylko garderobę posprzątać, aby znalazło się miejsce na moje rzeczy. Jest duża, ale masz tyle ubrań, w których… — umilkł wpatrując się w coś. — To jest ten samochód.

Ryan podążył wzrokiem tam gdzie patrzył jego chłopak. Zobaczył kabriolet koloru cytrynowego i przeraził się, że to właśnie ten samochód chce kupić Elliott. Oczy Rossa błyszczały niczym diamenty, kiedy stał i patrzył w tamtym kierunku.

Nagle przy nich, jak spod ziemi, wyrósł sprzedawca węszący dobrą okazję. Korpulentny, o bujnych włosach i poskręcanym wąsie mężczyzna od razu zaczął zachwalać swój towar,  Elliott tylko stał i patrzył.

— Jest sprawna i wyjątkowa. To stary model, ale nie ma ogromu na liczniku. Ma niezłe osiągi i sportowy pazur — mówił mężczyzna, opisując po chwili dokładnie to, co znajduje się pod maską. — Poprzedni właściciel bardzo o nią dbał. Megankę sprowadził z Europy. Teraz tylko biedna stoi i się kurzy, bo nikt nie chce kabrioletu z dwutysięcznego trzeciego roku. Proszę spojrzeć.

Ryan poszedł za mężczyzną, który z lubością pogłaskał Renault Megane I Cabrio.

— Proszę spojrzeć, ani jednego zadrapania. Nic. A stare auta są zdecydowanie lepsze niż te nowe. Mój brat kupił nowego i co? Już dwa razy do serwisu oddawał. A to, pojeździ jeszcze długo.

Ryan oglądał samochód. Kolor mu nie pasował, ale jeżeli podobał się Elliottowi, to nie jego sprawa. Chłopak kupuje sercem,  on był rozumem, który powinien mu odradzić zakup. Ale co miał mu powiedzieć, że to kolor jest zły? Bardziej pasował Quinnowi niż Elliottowi, ale przecież nie dobiera się koloru samochodu do człowieka. To ma jeździć i być sprawne,  nie stać ciągle w warsztacie. Sam, swój pierwszy samochód, wybrał sercem. Nawet nie było wiadomo jakiego był koloru, tak był pokryty różnymi lakierami, którymi poprzedni właściciele chcieli zakryć korozję. Mimo to był tak szczęśliwy jak nigdy, kiedy zaparkował pod blokiem i pokazał zakup mamie. Wtedy miał zaledwie osiemnaście lat, wielkie marzenia i swój pierwszy samochód.

Sprzedawca rozkręcał się coraz bardziej zachwalając zalety, nie wspominając w ogóle o wadach oglądanej meganki. Wyraźnie było jednak widać, że samochód jest w dobrym stanie. Pytanie, co z tym czego od razu nie widać, ale to pytanie zamierzał zadać znajomemu z warsztatu, gdzie będzie chciał, aby przejrzeli samochód. Może nawet zaprosi go tutaj. Cena pojazdu nie była wygórowana, bo tylko pięć tysięcy, ale może dałoby się zbić jeszcze trochę.

— Jesteś zdecydowany go kupić? — zapytał Elliotta, sądząc, że chłopak stoi obok niego. Ten jednak stał nadal w tym samym miejscu patrząc na niego jak na wariata. — O co chodzi? — dopytał Whitener.

— Nie chcę tego. Chcę tamto co stoi za cytrynką. Nie lubię żółtego. Lubię wiśniowy — dodał i podszedł do samochodu jaki wybrał.

 

*

 

— Powiedziałeś — ciocia zwróciła się bezpośrednio do detektywa — że Frost faktycznie zrobił sobie zdjęcie z Normanem? Przecież siedzi, takie coś nie jest możliwe.

— Naczelnik więzienia, w którym osadzono Normana Granta kocha pieniądze. Powiedziano mi, że przyjął sporo gotówki za specjalne widzenie u Normana. Grant nie miał pojęcia po co i dlaczego ktoś sobie robi z nim zdjęcie. Nawet dano mu koszulkę, by się dobrze prezentował. Na pewno lepiej niż w więziennym wdzianku. Znajomy strażnik zdradził mi, że mężczyzna, który robił sobie zdjęcie z więźniem, nie był zadowolony z tego. Podporządkował się jednak kobiecie, która wręcz szaleńczo nalegała na to. Nawet groziła mężowi.

— Mama — szepnął Gerard,  jego twarz pobladła.

— Potem wyszli — kontynuował Hamilton. — Dalsza część, którą opowiem dotyczy już samego Normana. Jakąś godzinę później bardzo się wkurzył. Wtedy nikt nie wiedział o co. Dostał wiadomość, po której rozwalił celę. Poprosił o widzenie z naczelnikiem. To, co teraz opowiem, nagrało się. Naczelnik nie miał już możliwości usunąć tego. Tak samo jak nagrało się jego spotkanie z Frostami. W tym przypadku był zbyt pewny siebie, aby pozbyć się nagrania. Norman wpadł w szał, po tym jak się okazało, że szef więzienia nie chce mu odpalić nawet procenta za te głupie zdjęcia. Byli sami w gabinecie, bo naczelnik nie chciał mieć świadków tej rozmowy. To był błąd. W czasie kłótni, Norman kilkukrotnie ranił mężczyznę nożem do otwierania listów. Naczelnik trzy dni później zmarł.

Tobias nerwowym gestem przeczesał dłonią włosy. Jego ojciec po raz kolejny kogoś zamordował. W dodatku spiskował z naczelnikiem. Jedna myśl go przeraziła.

— Czy mój stary planował ucieczkę z więzienia? Czy naczelnik miał mu w tym pomóc?

Poczuł na swoim ramieniu wspierającą dłoń Gabriela. To przyniosło ulgę, ale i strach o to, że Lawrence już wszystko wiedział,  na jego pytania mogła być tylko twierdząca odpowiedź.


4 komentarze:

  1. Czyli to jest ten moment kiedy aktywuje się ojciec Oliwiera. A niech gość spada na drzewo jabłka zbierać.

    Niech nie niszczy mu tu dobrych chwil naszych bohaterów.

    OMG, noc spędzona u ryana mrrr ale biedny jest trochę bo trudno się powstrzymać przy takim Eliocie. Ale może teraz Ryan będzie częściej go atakował i zaczepiał by coś zainicjować i żeby młody się przyzwyczaił do jego dotyku.

    Mieszkanie z kimś jest fajne ale trzeba się dotrzeć by nie powstawały zgrzyty.


    Pozdrawiam Serdecznie
    Deia.
    🥰

    OdpowiedzUsuń
  2. Robi się coraz poważniej. Sprawa starego Granta coraz bardziej nabiera tempa. Mam nadzieję, że nie pojawi się w życiu swoich synów ponownie. Cioteczka miejmy nadzieję ,ciastkami kupi sobie sympatię detektywa. W końcu przez żołądek do serca.

    Dziękuję za rozdział. Jak zawsze sprawia mi czytanie Twoich dzieł niezwykłą przyjemność. Już straciłam nawet rachubę, który to rok.

    Japonia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    co za wspaniały rozdział, kurcze ledwo zaczęłam czytać a to już koniec rozdziału... no fantastycznie, rozwiązuje się sprawa rodziców Frosta z ojcem Olivera i Tobiasa, i tak mi przemknęło przez myśl że to matka Gerarda jest tą siłą napędową, że z ojcem by się jeszcze dało dogadać... samochód Eliotta... och wyobraźiłam sobie jak Rayan wzdycha "uff" jak okazuje się, że Eliott nie mówił o "cytrynce" ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    cudownie, ale odnoszę wrażenie, że ojciec Gerarda nie jest taki zły, że z wszystko to matka jest odpowiedzialna... szkoda, że nie było jednego wielkiego "uff" id Rayana, na wieść, że to nie cytrynka zainteresowała Eliotta...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)