Dziękuję za komentarze. :)
Elliott budził się powoli.
Nie spieszyło mu się dzisiaj. Nie szedł do szkoły. Ryan, jak w każdy
poniedziałek ma wolne i to dlatego Ross wybrał ten dzień na coś
szczególnego. Miał kupić swój pierwszy samochód. Taki, który będzie tylko jego.
W końcu uzbierał taką sumę, by nie musieć kupować rozwalającego się grata.
Dzięki temu był z siebie bardzo dumny. Nie planował kupować niczego drogiego,
ale na pewno fundnie sobie taki samochód, który zdobędzie jego serce. W grę
wchodziło też to, aby mu służył dłuższy czas. Nie chciał jednak tego zakupu
dokonywać samotnie. Owszem, ktoś z przyjaciół by mu w tym pomógł, ale
tak ważną chwilę chciał celebrować z wyjątkową dla siebie osobą.
Dlatego bardzo ucieszył
się, kiedy Ryan zgodził się mu w tym pomóc. Będzie też dodatkowym głosem
rozsądku. Inaczej Elliott zakocha się w jakimś gruchocie, którego remont
pochłonie dwa razy tyle co kupno.
— Kiedy widzę twój uśmiech,
mam ochotę dać sobie nagrodę za to, że sprawiam ci tyle szczęścia.
Ross słysząc pełen sympatii
głos uśmiechnął się szerzej.
— Skromny jesteś. Moje
gratulacje. To prawda, że jestem szczęśliwy. Teraz jednak, nie ty jesteś tego
powodem.
Otworzył oczy i podparłszy
się na łokciach, spojrzał na stojącego w drzwiach Ryana. Mężczyzna
wyglądał imponująco. Już ubrany, świeżo po prysznicu na co wskazywały wilgotne
włosy. W dłoniach trzymał drewnianą tacę ze śniadaniem.
— Co tam masz dobrego?
— Kawa zbożowa z mlekiem
dla ciebie, bo wiem, że lubisz taką z rana. Dla mnie herbata. Do tego
rogaliki i dżem.
— Nagle zrobiłem się
głodny. Kiedy wstałeś, aby pojechać do piekarni? W okolicy żadnej nie
widziałem.
Elliott skuszony śniadaniem
na słodko, zapachami oraz miłym towarzystwem, usiadł.
— Nie kupiłem ich. Zrobiły je moja mama i siostra. Mam niezły zapas tego w zamrażarce. Kiedy trzeba — postawił tacę na łóżku, obok chłopaka — wyjmuję kilka, rozmrażam, potem do piekarnika na trochę i są jak dopiero upieczone.
Pochylił się nad Elliottem
mówiąc mu dzień dobry, po czym pocałował go w policzek.
— Wolałem wstać wcześniej,
bo za bardzo kusiłeś — wyznał, obserwując przy tym rumieniące się policzki
partnera.
— Może następnym razem
zamiast uciekać, to przekonaj się jak mocno potrafię cię skusić — wymsknęło się
Rossowi. Pokraśniał jeszcze bardziej. — Jedzmy, co?
Zakłopotany potarł dłonią
po karku. Wciąż głębsza intymność czyniła go nieśmiałym, ale to mijało, gdy
Ryan go całował i kiedy zbliżali się do siebie. Po prostu wstydził się
o tym mówić.
— Czyli następnym razem…
Ryan pozostawił zdanie
niedokończone z wiszącym pomiędzy nimi bardzo silnym przyciąganiem.
Spojrzał głęboko w oczy Elliotta, który ułamał kawałek rogalika, zamaczał
go w dżemie i wsadził do ust mężczyzny.
— Nie mów nic więcej —
szepnął, jedząc drugi kawałek i popijając go kawą.
— Zapamiętam to, co wcześniej mówiłeś — uprzedził, pełnym namiętności głosem Ryan, po tym jak przełknął co dostał. — Uwielbiam dżem truskawkowy. Też go mama zrobiła. Teraz jeszcze bardziej go lubił… — ponownie zamilkł.
Nabrał na palec trochę
dżemu i potarł nim rozchylone wargi Elliotta. Chłopak nie oponował przed
tym krokiem, jak i tym, który po nim nastąpił. Z chęcią oddał pocałunek,
smak ust Ryana wymieszał się ze smakiem czarnej herbaty oraz truskawek.
*
Tajemnicza
wiadomość od Gabriela zaniepokoiła Tobiasa. Mężczyzna zadzwonił z rana
każąc im czekać w domu. Zarówno jemu, Oliemu jak i ich cioci. Dodał,
że przywiezie ze sobą gościa, potem szybko się rozłączył, mówiąc, że nie może
rozmawiać, bo prowadzi. Przez to zarówno on jak i Oliver nie poszli do
szkoły. Ciocia Martha szła do pracy dopiero na popołudnie, więc nic nie musiała
zmieniać.
— Nie wziął ze sobą
słuchawek i bał się, że znów dostanie mandat. Chyba sam był czymś
zaskoczony — wytłumaczył Tobias.
— Czy może chodzić o ojca?
Oliver cicho zadał pytanie,
którego pozostała dwójka unikała. Tobias wzruszył ramionami. Nie znał
odpowiedzi. Wolał, na razie, nie gdybać o co może chodzić. Szybko podszedł
do drzwi gdy tylko usłyszał znajomy odgłos silnika.
Gość Gabriela okazał się
być czterdziestoletnim mężczyzną o przenikliwych oczach, dających
wrażenie, że łatwo mogą prześwietlić duszę. Człowiek ten był schludnie ubrany
w szarą koszulkę polo i ciemnogranatowe dżinsy o niezbyt wąskich
nogawkach. Włosy miał krótko ścięte z siwymi oznakami, że młodzieńczy wiek
ma już za sobą. Broda i wąsy były starannie przycięte. Jego ciało
wyglądało na silne, wysportowane, to jak się poruszał aż krzyczało, że
jest policjantem i na pewno nie zwykłym krawężnikiem.
— Cześć, Tobiasie. —
Gabriel nie oparł się temu, aby nie objąć swojego partnera. Nie całował go, bo
obaj nie czuli potrzeby, aby robić to kiedy ciocia i obcy dla Tobiasa
mężczyzna patrzyli na nich.
— Hej. Twój gość, to?
— Może najpierw zaproś
gości do środka — odezwała się Martha stojąc za plecami Tobiasa.
Chłopak obejrzał się na nią
i przyłapał ciocię na poprawianiu swoich puszystych włosów. Znał ten gest.
— Ktoś ci wpadł w oko
— szepną nachylając się do jej ucha.
Pacnęła go lekko w ramię.
Zaprosiła gości do salonu. Szybko przyniosła herbatę i ciasteczka, które
uprzednio wyjęła z pieczołowicie zachomikowanego, metalowego pudełka.
Gdyby go nie schowała, jej siostrzeńcy dawno pozbyliby się zawartości, którą
były cytrynowe łakocie.
— Przepraszam, ale niestety skończyła się kawa — przeprosiła gościa, który wydał jej się bardzo szarmancki i przystojny. Do tego jego ciepły, ale zdecydowany głos, także sprawiał, że szybciej zabiło jej serce. Nie chciała dawać sobie jednak nadziei. Tyle razy się sparzyła, że już wolała dmuchać na zimne.
— Nie przeszkadza mi to. Nie mogę pić kawy — odpowiedział mężczyzna. — Pijałem jej zdecydowanie za dużo. Litrami. Mój żołądek nie toleruje jej teraz, jak i pikantnego jedzenia — mówił, nie odrywając od kobiety oczu.
— Proszę o siebie
zadbać. Mam nadzieję, że żona dba o pana — dodała, jakby badając grunt.
Mężczyzna nie miał obrączki na palcu, ale nie każdy je nosi. Szczególnie
policjant pracujący w służbach specjalnych.
— Nie mam żony. Jestem po
rozwodzie. Chętnie spróbuję ciasteczek. Przyznam, że mam zbyt dużą słabość do
słodkiego.
— Jest pan wysportowany
i na pewno nie przytyje pan od kilku ciasteczek.
Martha podsunęła gościowi
talerzyk. Gabriel przewrócił oczami. Znał swojego kumpla i doskonale
wiedział jakim ten jest łakomczuchem. W dodatku zauważył, że spodobała mu się
Martha. Co nie było złe, bo oboje zasługiwali na kogoś dobrego w swoim
życiu.
— Może najpierw cię
przedstawię, zanim zjesz cały talerz ciastek. To detektyw…
— Emerytowany, na całe
szczęście, detektyw — przerwał mężczyzna. — Brendan Hamilton — przedstawił się.
— Tak, emerytowany od
miesiąca — potwierdził Lawrence. — Pracował w wydziale do spraw tak
zwanych specjalnych — mówiąc to zarysował palcami w powietrzu cudzysłów. —
Ale o tym się głośno nie mówi. To Brendan ukrył mnie jako świadka trzy
lata temu, kiedy on oraz jego zespół aresztowali Bossa i jego gang. To on
dał mi cynk, bym zabrał stamtąd Tobiasa.
— Dzięki temu zeznawałeś
przeciwko twojemu szefowi.
Gabriel nie chciał wracać
do tamtych czasów. Był wtedy taki głupi. Jako siedemnastolatek uciekł z domu,
bo zacofane Denton i dom rodzinny wydawały się go tłamsić. Teraz wiedział,
że rodzice byli w porządku, ale dla młodego rozumu, który czuje się
uwięziony wyjście było tylko jedno. Ucieczka. Gdyby jednak tego nie zrobił,
nigdy nie poznałby Tobiasa.
— To pan wtedy załatwił mi
wizytę z ojcem — wtrącił Tobias od razu zdając sobie sprawę z tego co
powiedział.
— Widziałeś się z tatą?
Kiedy? Dlaczego nic nie powiedziałeś?
— Oli, po tym jak
odkryliśmy prawdę o byłym lowelasie cioci, musiałem spotkać się z naszym
starym.
— Porozmawiamy o tym
później. Ale sądziłam, że w tym domu nie ukrywamy przed sobą niczego.
Nawet trudnych spraw — skarciła Tobiasa Martha. Jeszcze chwilę patrzyła na
niego, potem zwróciła się do Hamiltona: — Jest pan tu w związku
z Normanem?
Dzwonek do drzwi nie
pozwolił na odpowiedź, ale ta nie musiała paść. Imię Normana zawisło nad nimi
niczym topór kata nad skazańcem.
— Otworzę — odezwał się
Tobias.
Był pewny, że to jeden z akwizytorów, którzy ostatnio zbyt często się tu kręcili nie rozumiejąc, że nikt nie chce niczego kupić, już na pewno nie, nieudanych podróbek znanych firm. Ich kolejnym gościem jednak okazał się Gerard.
— Robi się tu tłoczno —
mruknął pod nosem chłopak. — Co cię sprowadza? Nie jesteś w szkole?
— Z Olim w porządku?
Napisał mi, że dzisiaj nie idzie do szkoły, ale nie odpisał dlaczego.
— Właź i sam zobacz,
że twój chłopak jest cały i zdrowy.
Zaniepokojony Gerard
niemalże wbiegł do salonu. Naprawdę przestraszył się wiadomości od niego. Mieli
się dzisiaj spotkać w szkole, spędzić ze sobą każdą przerwę. W nocy
jeszcze o tym pisali. Bał się, że chłopak zachorował i nie chce mu
o tym powiedzieć. Szybko jednak uspokoił się, kiedy zobaczył całego
i zdrowego Olivera.
Podszedł od niego, usiadł
obok na kanapie i przytulił.
— Następnym razem napisz
coś więcej niż to, że nie możesz iść dzisiaj do szkoły.
— Przepraszam — doparł
zawstydzony Oliver. — Nie chciałem ciebie przestraszyć. To jednak ważne.
Ruchem głowy wskazał na
detektywa. Dopiero wtedy Gerard zauważył, że nie są sami. Oliver przedstawił
ich sobie, nazwisko Frost zwróciło szczególną uwagę Brendana Hamiltona.
— Zna pan Liama Frosta?
Po kręgosłupie Gerarda
przebiegł zimny dreszcz. Mimo wszystko, spokojnie odpowiedział:
— Wstyd mi przyznać, ale to
mój tata.
— Tak się składa, że to co
mam do opowiedzenia — mówił mężczyzna — ma też związek z twoim ojcem
i Normanem Grantem.
Poczęstował się ciastkiem
oraz herbatą, potem opowiedział o wszystkim czego dowiedział się od
czasu, kiedy Gabriel zadzwonił do niego z kolejną prośbą.
*
W innej części miasta Ryan
i Elliott odwiedzali dilera używanych samochodów. To już był kolejny na
ich liście. Ogromna reklama przy wejściu, stojąca obok głównej drogi głosiła,
że są tu najlepsze modele starych samochodów i nowych, ale już
pochodzących z tak zwanej drugiej ręki.
— Mam dziesięć tysięcy,
nie mam co wybrać — jęknął Elliott zawiedziony tym, że wszystko tak długo
trwa. Cieszył się tym, że jest z Ryanem, ale planował szybciej kupić
samochód.
— Coś na pewno kupimy.
Zobacz, tu jest duża ilość samochodów. Sporo też klientów.
— Mam nadzieję. Jeżeli nie
kupimy, to przed wizytą u kolejnego, idziemy do jakiejś kawiarni.
— Z tobą zawsze i chętnie
— odpowiedział Ryan.
Mogli już kilka razy coś
kupić, ale Elliott wybierał i przebierał w modelach. Nie był
zdecydowany czego tak naprawdę chce, po za tym, że samochód musi mieć duszę
i zdobyć jego serce. Zbyt wiele modeli mu się podobało i w tym był
problem.
— Nie ma znaczenia czy auto
będzie mieć dwoje, czworo drzwi. Musi mieć jednak to coś. Inaczej bym u ostatniego
dilera wziął tamten samochód, który oglądaliśmy, handlarz już zacierał
ręce, że ubije dobry interes. Ale brakłoby mi dwóch tysiaków. A chcę za sumę,
którą mam na samochód, opłacić jeszcze ubezpieczenie, dokumenty i tak
dalej. No i mechanika, bo przecież jakiś przegląd trzeba będzie zrobić
i sprawdzić czy wszystko działa, czy jest coś do naprawy.
Chłopak mówił, Ryan już jakiś czas temu odkrył, że uwielbia go słuchać. Lubił też te obecne chwile z nim. Kiedy jeździli i szukali czegoś co mieli kupić. To był samochód dla Elliotta. Nic co będzie ich wspólne, ale on i tak się czuł, jakby kupowali coś dla ich wspólnego domu. Wyobraził sobie, że Elliott wprowadza się do niego. Jego dom był już urządzony, ale jakby chłopak zamieszkał z nim, to mógłby zmienić co tylko zechce. Nikomu innemu by na to nie pozwolił. Nawet mamie. Tylko jego studio musiałoby zostać nietknięte. Tam było jego miejsce pracy, jego królestwo.
Elliott Ross przez dłuższą
chwilę przyglądał się partnerowi, zanim zapytał:
— Nad czym tak
intensywnie myślisz? Wciąż marszczysz brwi. Zawsze tak robisz kiedy nad czymś
się mocno zastanawiasz.
Whitener uśmiechnął się na
to, że chłopak zapamiętał tak, zdawałoby się nieważną rzecz. To mu mówiło, że
partner go uważnie obserwował. To było miłe dla niego. Bez oporów wyjaśnił mu
o czym myślał. Po tym jak skończył, chłopak przysunął się bliżej niego
i trącił ramieniem jego ramię.
— Proponujesz mi wspólne
mieszkanie?
— Za szybko, co?
— Na razie tak, ale mogę
pomieszkiwać u ciebie w weekendy i dłuższe wolne od szkoły.
Zamierzam wysłać papiery do miejscowej uczelni. Jeśli mnie przyjmą, to
pomyślimy może o wspólnym zamieszkaniu. A twój dom podoba mi się taki jaki
jest i nie zamierzam niczego zmieniać. Może tylko garderobę posprzątać,
aby znalazło się miejsce na moje rzeczy. Jest duża, ale masz tyle ubrań,
w których… — umilkł wpatrując się w coś. — To jest ten samochód.
Ryan podążył wzrokiem tam gdzie patrzył jego chłopak. Zobaczył kabriolet koloru cytrynowego i przeraził się, że to właśnie ten samochód chce kupić Elliott. Oczy Rossa błyszczały niczym diamenty, kiedy stał i patrzył w tamtym kierunku.
Nagle przy nich, jak spod ziemi, wyrósł sprzedawca węszący dobrą okazję. Korpulentny, o bujnych włosach i poskręcanym wąsie mężczyzna od razu zaczął zachwalać swój towar, Elliott tylko stał i patrzył.
— Jest sprawna i wyjątkowa.
To stary model, ale nie ma ogromu na liczniku. Ma niezłe osiągi i sportowy
pazur — mówił mężczyzna, opisując po chwili dokładnie to, co znajduje się pod
maską. — Poprzedni właściciel bardzo o nią dbał. Megankę sprowadził
z Europy. Teraz tylko biedna stoi i się kurzy, bo nikt nie chce
kabrioletu z dwutysięcznego trzeciego roku. Proszę spojrzeć.
Ryan poszedł za mężczyzną,
który z lubością pogłaskał Renault Megane I Cabrio.
— Proszę spojrzeć, ani jednego zadrapania. Nic. A stare auta są zdecydowanie lepsze niż te nowe. Mój brat kupił nowego i co? Już dwa razy do serwisu oddawał. A to, pojeździ jeszcze długo.
Ryan oglądał samochód. Kolor mu nie pasował, ale jeżeli podobał się Elliottowi, to nie jego sprawa. Chłopak kupuje sercem, on był rozumem, który powinien mu odradzić zakup. Ale co miał mu powiedzieć, że to kolor jest zły? Bardziej pasował Quinnowi niż Elliottowi, ale przecież nie dobiera się koloru samochodu do człowieka. To ma jeździć i być sprawne, nie stać ciągle w warsztacie. Sam, swój pierwszy samochód, wybrał sercem. Nawet nie było wiadomo jakiego był koloru, tak był pokryty różnymi lakierami, którymi poprzedni właściciele chcieli zakryć korozję. Mimo to był tak szczęśliwy jak nigdy, kiedy zaparkował pod blokiem i pokazał zakup mamie. Wtedy miał zaledwie osiemnaście lat, wielkie marzenia i swój pierwszy samochód.
Sprzedawca rozkręcał się
coraz bardziej zachwalając zalety, nie wspominając w ogóle o wadach
oglądanej meganki. Wyraźnie było jednak widać, że samochód jest w dobrym
stanie. Pytanie, co z tym czego od razu nie widać, ale to pytanie
zamierzał zadać znajomemu z warsztatu, gdzie będzie chciał, aby przejrzeli
samochód. Może nawet zaprosi go tutaj. Cena pojazdu nie była wygórowana, bo
tylko pięć tysięcy, ale może dałoby się zbić jeszcze trochę.
— Jesteś zdecydowany go
kupić? — zapytał Elliotta, sądząc, że chłopak stoi obok niego. Ten jednak stał
nadal w tym samym miejscu patrząc na niego jak na wariata. — O co chodzi?
— dopytał Whitener.
— Nie chcę tego. Chcę
tamto co stoi za cytrynką. Nie lubię żółtego. Lubię wiśniowy — dodał i podszedł
do samochodu jaki wybrał.
*
— Powiedziałeś — ciocia
zwróciła się bezpośrednio do detektywa — że Frost faktycznie zrobił sobie
zdjęcie z Normanem? Przecież siedzi, takie coś nie jest możliwe.
— Naczelnik więzienia, w którym osadzono Normana Granta kocha pieniądze. Powiedziano mi, że przyjął sporo gotówki za specjalne widzenie u Normana. Grant nie miał pojęcia po co i dlaczego ktoś sobie robi z nim zdjęcie. Nawet dano mu koszulkę, by się dobrze prezentował. Na pewno lepiej niż w więziennym wdzianku. Znajomy strażnik zdradził mi, że mężczyzna, który robił sobie zdjęcie z więźniem, nie był zadowolony z tego. Podporządkował się jednak kobiecie, która wręcz szaleńczo nalegała na to. Nawet groziła mężowi.
— Mama — szepnął Gerard,
jego twarz pobladła.
— Potem wyszli —
kontynuował Hamilton. — Dalsza część, którą opowiem dotyczy już samego Normana.
Jakąś godzinę później bardzo się wkurzył. Wtedy nikt nie wiedział o co.
Dostał wiadomość, po której rozwalił celę. Poprosił o widzenie z naczelnikiem.
To, co teraz opowiem, nagrało się. Naczelnik nie miał już możliwości usunąć
tego. Tak samo jak nagrało się jego spotkanie z Frostami. W tym przypadku
był zbyt pewny siebie, aby pozbyć się nagrania. Norman wpadł w szał, po
tym jak się okazało, że szef więzienia nie chce mu odpalić nawet procenta za te
głupie zdjęcia. Byli sami w gabinecie, bo naczelnik nie chciał mieć
świadków tej rozmowy. To był błąd. W czasie kłótni, Norman kilkukrotnie
ranił mężczyznę nożem do otwierania listów. Naczelnik trzy dni później zmarł.
Tobias nerwowym gestem
przeczesał dłonią włosy. Jego ojciec po raz kolejny kogoś zamordował. W dodatku
spiskował z naczelnikiem. Jedna myśl go przeraziła.
— Czy mój stary planował
ucieczkę z więzienia? Czy naczelnik miał mu w tym pomóc?
Poczuł na swoim ramieniu
wspierającą dłoń Gabriela. To przyniosło ulgę, ale i strach o to, że
Lawrence już wszystko wiedział, na jego pytania mogła być tylko
twierdząca odpowiedź.
Czyli to jest ten moment kiedy aktywuje się ojciec Oliwiera. A niech gość spada na drzewo jabłka zbierać.
OdpowiedzUsuńNiech nie niszczy mu tu dobrych chwil naszych bohaterów.
OMG, noc spędzona u ryana mrrr ale biedny jest trochę bo trudno się powstrzymać przy takim Eliocie. Ale może teraz Ryan będzie częściej go atakował i zaczepiał by coś zainicjować i żeby młody się przyzwyczaił do jego dotyku.
Mieszkanie z kimś jest fajne ale trzeba się dotrzeć by nie powstawały zgrzyty.
Pozdrawiam Serdecznie
Deia.
🥰
Robi się coraz poważniej. Sprawa starego Granta coraz bardziej nabiera tempa. Mam nadzieję, że nie pojawi się w życiu swoich synów ponownie. Cioteczka miejmy nadzieję ,ciastkami kupi sobie sympatię detektywa. W końcu przez żołądek do serca.
OdpowiedzUsuńDziękuję za rozdział. Jak zawsze sprawia mi czytanie Twoich dzieł niezwykłą przyjemność. Już straciłam nawet rachubę, który to rok.
Japonia.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńco za wspaniały rozdział, kurcze ledwo zaczęłam czytać a to już koniec rozdziału... no fantastycznie, rozwiązuje się sprawa rodziców Frosta z ojcem Olivera i Tobiasa, i tak mi przemknęło przez myśl że to matka Gerarda jest tą siłą napędową, że z ojcem by się jeszcze dało dogadać... samochód Eliotta... och wyobraźiłam sobie jak Rayan wzdycha "uff" jak okazuje się, że Eliott nie mówił o "cytrynce" ;)
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, ale odnoszę wrażenie, że ojciec Gerarda nie jest taki zły, że z wszystko to matka jest odpowiedzialna... szkoda, że nie było jednego wielkiego "uff" id Rayana, na wieść, że to nie cytrynka zainteresowała Eliotta...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga