— Pytam o twoją
siostrę — mówił Ryan — gdyż nie obchodziła tamtego wieczoru urodzin, kiedy ty
i reszta mieliście imprezkę.
— Ona nie obchodzi urodzin
od kiedy skończyła sześć lat. Uznała, że tego nie lubi, zmusza to ludzi do
wydawania pieniędzy na prezenty, które w dziewięćdziesięciu procentach nie
są trafione. Zawsze jednak coś jej z rodzicami podrzucimy. Każdy wtedy
udaje, że to nie jest prezent urodzinowy. Nie pytaj, co ją do tego tak naprawdę
skłania, bo nie wiem.
— Nie pytam. Na razie to
czego chcę, to trzymać ciebie w ten sposób.
Mocniej ścisnął Elliotta,
obejmując go jedną ręką.
— Dobry sposób na dobre
towarzystwo przy piciu herbaty — odparł Ross, wpatrując się głęboko w oczy
Ryana, który upił łyk gorącego napoju.
— Bardzo dobra, ale od rana
mam ochotę zasmakować czegoś innego. Jestem przez to nawet zazdrosny o samochód.
Elliott wziął z ręki
mężczyzny kubek i odstawił go. Potem objął go rękoma wokół piersi, przez
co stali naprawdę blisko siebie i zapytał zalotnie:
— Pokażesz na co masz
ochotę?
Ryan uwielbiał to, że Ross
staje się przy nim tak pewny siebie i do tego coraz bardziej uczy się jak
go kusić. Przechylił lekko głowę na bok, zbliżył swoje usta do jego ust i zanim
je pocałował, szepnął:
— Pokażę ci.
Elliott wiedział co się
stanie, ale wyrwało się z jego ust niekontrolowane westchnienie, kiedy
poczuł jak Ryan nakrywa je swoimi. Partner pocałował go mocno i głęboko,
pokazując jak bardzo go pragnie. Trzymał go jeszcze mocniej przy sobie, jakby
bojąc się, że Elliott wycofa się. Jednak gwałtowność pocałunku, silne ciało
mężczyzny przy nim, sprawiły, że otarł się o niego i jęknął. Jęk
utonął w ustach Ryana, którego język czynił cuda, jego biodra
docisnęły się bardziej do bioder Rossa.
Whitener czuł, że chłopak
jest twardy, jemu też niewiele brakowało do tego stanu. Mógłby to przerwać, ale
nie chciał. Potrzebował tego jak spragniony wody na pustyni. Po tym jak
reagował chłopak, domyślił się z łatwością, że obaj nie mają w planach
odsunięcia się od siebie. To tym razem Elliott pocałował go głęboko i pierwszy
zaczął odpinać guzik w jego spodniach, potem zamek. Chwycił więc rękę
Rossa, ale nie po to, aby go powstrzymać, ale by ten go chwycił za członka, ale
nie przez bieliznę. Dziewiętnastolatek nie sprzeciwiał się temu.
— Bez obaw, możesz mnie
dotykać. Jestem czysty. Chodzi o higienę i w ogóle — powiedział na
chwilę odrywając się od ust Elliotta. Chciał go zapewnić, że wszystko jest
w porządku również wydawałoby się w tak zwyczajnych sprawach jak
higiena. Sięgnął do jego spodni.
— Wiem. Ja też i przestań
gadać — odparł Ross, owijając palce wokół jedwabistej i twardej długości.
Wyjął na wierzch penisa
mężczyzny, kiedy ten uwolnił także jego członka, Elliott spojrzał w dół
i sapnął. Ryan był równie twardy jak on. Nie tylko tym razem go czuł, ale
też widział. Przez jego ciało przebiegł prąd pożądania, silny jak nigdy
wcześniej.
Ryan chwycił ustami usta
Elliotta, na powrót całując go gorąco. Przysunął biodra bliżej chłopaka i swoją
dużą dłonią objął ich członki razem. Ross zrobił to samo splatając przy tym ich
palce. Obaj drżeli ze zbyt długo powstrzymywanej potrzeby, która teraz uwolniła
się w pełni.
Całowali się namiętnie, ich
języki ocierały się o siebie, zęby kąsały wargi, ich dłonie coraz
szybciej poruszały się na ich twardych jak skała kutasach, doprowadzając
wysoko, prawie na szczyt przyjemności. Sączący się obficie preejakulat dawał
doskonały poślizg, ich zamroczone rozkoszą umysły przysłaniały wszelki
rozsądek. Obaj byli zbyt mocno spragnieni, by myśleć nad tym gdzie są, że ktoś
może wrócić do domu, nakryć ich w tak intymnej sytuacji. Potrzebowali
siebie, uwolnienia z kajdan namiętności, chęć orgazmu była
silniejsza niż wszystko.
Elliott pokazał Ryanowi, że
potrzebuje by go trzymać mocniej. Jego ciało, jego penisa. Mężczyzna zawarczał
podniecony jeszcze bardziej i chętny sprawić partnerowi przyjemność.
Głęboko w duchu cieszył się, że Ross pokazuje mu czego i jak
potrzebuje, by było mu dobrze. On zaś uczył się i zapamiętywał każdy
najdrobniejszy szczegół. Nawet ten, że kiedy przesunął kciukiem po główce
penisa chłopaka, Elliott jęknął głośniej i zaczął dochodzić. Przez to
Whitener otrzymał impuls, który również posłał go ku orgazmowi.
Doszli gwałtownie, szybko i mocno.
Sperma lała się po ich dłoniach, znaczyła ubranie, kiedy wspólnie szczytowali
pochłonięci rozkoszą, której tak chętnie się poddali. Ryan pocałował chłopaka,
wsuwając mu język do ust, który Elliott chętnie zaczął ssać, wciąż nie
przestając wić się przy nim, jakby mu nadal było mało. Mimo, że ich ciała
powoli zaczęły odczuwać błogość, napięcie seksualne opadało. Pocałunek
z gwałtownego zamienił się w pełny czułości, aż zakończyło go słodkie
cmoknięcie w kącik ust. Było to doskonałym kontrastem tego co działo się
jeszcze przed chwilą.
— Potrzebowałem tego —
wyznał Ryan, całując oba policzki partnera, czoło.
— Ja też. Jak sądzisz,
dlaczego tak wyjątkowo pieściłem swój samochód dłonią? Widziałem co się z tobą
dzieje. Wyobrażałem sobie, że trzymam cię w ten sposób — mówiąc to
przesunął lekko po mięknącym członku.
Sam jeszcze był twardy.
Chciałby jeszcze. Chciałby, aby Ryan znów przy nim doszedł. Oznaczył go spermą,
mówiąc, że należy tylko do niego. Niektórzy mówili, że człowiek nie może
należeć do człowieka, bo to oznacza odebranie mu wolności, ale nie sądził tak.
Chciał być Ryana. Na każdy sposób.
— Ty cholerny, podstępny
diable — szepnął Ryan. — Dlatego zaprosiłeś mnie na herbatę.
— Nie tylko dlatego —
odpowiedział i sięgnął czystą rękę po stojący niedaleko ręcznik papierowy.
Nie zdążył jednak urwać ani kawałka, bo Ryan opadł przed nim na kolana. — Co
ty… — urwał, bo jakże miał mówić, kiedy mężczyzna pochylił się i wsunął
sobie jego członek do ust. Uśmiechnął się przy tym, gdy spojrzał w oczy
Elliotta, po czym zaczął mocno ssać jego kutasa.
Ross poddał się Ryanowi.
Jego ustom, językowi. W tej chwili mógłby dać wszystko, aby to się nie
skończyło. W dodatku Whitener na kolanach przed nim był widokiem, który zapisał
się w jego głowie już na zawsze. Coś w nim aż krzyczało, że tylko on
mógł go już takim widzieć. Palcami czystej dłoni chwycił jego długie, miękkie
włosy. I już poznał znaczenie cytatu: „Trwaj
chwilo, jakże jesteś piękna”.[1]
Patrzył jak jego penis
wystający ze spodni chował się, to pojawiał, kiedy wchodził i wychodził
z ust Ryana. Pomiędzy wargami pozostawała sama główka członka. Whitener po
chwili znów brał go całego, aż do gardła.
— O cholera — wyrwało się
Rossowi.
Oczarowany i w pełni
już ponownie pobudzony zaczął pieprzyć usta partnera. Figlarny błysk w oku
Ryana oznajmił, że to jeszcze nie koniec. Obsunął mu trochę spodnie. Wziął
członek głębiej do ust, aż nosem dotknął równo przyciętych włosów łonowych.
Rękę, na której wciąż miał swoją i Elliotta spermę sięgnął za chłopaka.
Patrząc Rossowi głęboko w oczy, wsunął palec pomiędzy jego pośladki,
odnajdując maleńką dziurkę. Partner sapnął, ale nie oponował przed tym krokiem.
Nie przestawał też wsuwać mu się do ust, wręcz teraz przyśpieszył, kiedy
on masował miejsce, gdzie jeszcze nikt inny Elliotta nie dotknął. Palec był
wciąż mokry, więc ostrożnie wsunął czubek.
Ross napiął się, ale nie
zatrzymał mężczyzny. Cały czas nie odrywał od niego spojrzenia. Ufał mu w pełni.
Poczuł jak palec wsuwa się w niego, jak go rozciąga. Nie było to dla niego
niekomfortowe, lecz przyjemne i na pewno nowe doznanie. To samo odczucie
pędziło od jego kutasa do całego ciała. Pełne, cudownie zarysowane usta Ryana
rozciągały się wokół jego kutasa robiąc mu dobrze.
Ryan poruszył w nim
palcem. Wsunął go i wysunął. On zacisnął swoje na włosach mężczyzny.
Nagle, gwałtowna rozkosz przemknęła przez każdą komórkę w ciele Elliotta.
Wiedział co to jest, ale nie sądził, że jest to aż tak wspaniałe i silne
odczucie. Takie wręcz nie do wytrzymania, chce się, aby ono nigdy nie
ustało. Doszedł ponownie, świat wokół niego zawirował.
Ryan przełknął tę odrobinę
spermy jaka wypłynęła z członka Elliotta. Wysunął z niego palec,
robiąc to powoli, by nie sprawić mu nawet małego ukłucia bólu, jakimś
gwałtownym ruchem. Wylizał do czyta penisa, który tym razem zmiękł do końca,
jakby to co dostał było w końcu wystarczające. Chciał koniecznie wiele
razy sprawdzać, czy Ross może często szczytować dwa razy pod rząd. Potem
podniósł się i wciąż zamroczonego Elliotta pocałował leniwie, wręcz sennie.
Zapiął mu spodnie i objął.
— Nie wiem czy jestem
w stanie ustać — szepnął chłopak czując się jakby nie miał już sił.
Ryan zaśmiał się cicho po
czym, wziął chłopaka na ręce. Elliott zaczął protestować mówiąc, że jest
ciężki, ale Whitener się z tym nie zgodził. Zaniósł go do jego pokoju.
Ross zasypiał mu w ramionach. Ułożył go na łóżku i nakrył kocem. Sam
poszedł do łazienki, gdzie umył ręce oraz wyczyścił ze śladów nasienia koszulę.
Potem wziął mokry ręcznik i wrócił do Elliotta. Wytarł mu porządnie rękę,
na której także były ślady spermy. Porzucił ręcznik na podłodze i wsunął
się pod koc.
— Zostanę z tobą przez
chwilę — szepnął.
Dziewiętnastolatek nie miał
nic przeciwko temu. Chętnie wtulił się w gorące ciało partnera. Mając
w głowie to, co przeżyli, oraz jak później się nim Ryan zaopiekował,
zasnął uśmiechając się. W tej chwili byli tylko dla siebie. Dla nich obu od
dzisiaj zaproszenie na herbatę, nabrało nowego znaczenia.
*
Liam stanął w otwartych
drzwiach. Widok zmęczonej twarzy ojca, któremu jakby nagle przybyło lat,
podpowiedział Gerardowi, że nie był to ten sam człowiek, z którym ostatnio
się spotkał. Oczy Liama chwilę spoczęły na Oliverze i jego stroju. Gerard
przygotował się do walki z mężczyzną. Ten jednak tylko westchnął i odsunął
się wpuszczając ich do środka.
— Co tu się stało? —
zapytał już po chwili chłopak, omiatając wzrokiem pomieszczenie, które
zapamiętał jako nieskazitelnie czyste, wiecznie białe, jakby sterylne.
Teraz śledził wzrokiem
rozlane na stoliku i dywanie wino. Rozbitą butelkę, która podzieliła los
wazonu. Tylko, że ten leżał pod ścianą, jakby specjalnie ktoś nim w nią
uderzył. To miejsce, w ogóle wyglądało jak pole walki. Fotel leżał na
boku, tak jak krzesło w części jadalnej mieszkania. Knapa była
przesunięta, obrazy na ścianach, które były wręcz chlubą pani domu, zrzucone
leżały smutno na podłodze. Zbierane przez Margaret Frost porcelanowe figurki,
których stałe miejsce znajdowało się na półce nad kominkiem, także podzieliły
los wazonu i obrazów. Jakby ktoś jednym ruchem ręki zmiótł je z ich
stałego miejsca. Wszystko to było tylko małym procentem tego, co widział
Gerard.
— Huragan tu przeszedł?
— Twoja mama — padła
odpowiedź tak samo zmęczonym głosem, na jaki wskazywał wygląd Liama.
Gerard obejrzał się na
ojca.
— Mama?
— Godzinę temu zabrali
ją karetką do szpitala psychiatrycznego. Ona całkiem oszalała. Co ja mówię —
przeciągnął dłonią przez twarz, na której jakby w jednej chwili przybyło
zmarszczek — cały czas była szalona. Cały ten czas, te minione lata. Szalona —
powtórzył. — Uświadomiłem to sobie wtedy w więzieniu. Wtedy zobaczyłem
kryjącego się w niej potwora. Ukrywał się w jej głowie cały ten czas.
Tamtego dnia pokazał się. Dzisiaj wyszedł.
Gerard spojrzał na Olivera,
który również na niego patrzył. W spojrzeniu chłopaka odnalazł dużo troski.
Potem ponownie zwrócił uwagę na ojca, który usiadł ciężko na kanapie, bezradnie
rozglądając się wokół zniszczeń.
— Widziałem to w niej
w ostatnich dniach, jak furia narastała. Była ciągle zła, jej plany
mnie przerażały. Chciała wszystkich zniszczyć. Tych którzy odebrali jej
idealność pod każdym względem. Idealność — zaśmiał się ponuro — co to w ogóle
za słowo. Często go używała. Chciała być bogata, ceniona w świecie, mieć
ważnych znajomych, nawet za cenę wszystkiego. Wszystko co jej przeszkadzało
potępiała i niszczyła. Nawet swoich synów. Willy jest głuchy, więc nie
pasował do jej wyobrażeń. Ty… — westchnął równie ciężko jak to co go
przygniotło. — Chciała cię wyzwolić. Planowała zmusić cię do terapii, byś się
wyleczył z tego jaki jesteś. Byłem głupi i nie widziałem, że to ona
jest chora i potrzebuje pomocy. Teraz jest za późno. Widziałem minę
lekarza. Jest źle.
— Co się dzisiaj stało? —
zapytał ostrożnie Gerard.
Postawił fotel na małe,
chromowane nóżki i usiadł na nim. Oliver przystanął niedaleko, nie
wtrącając się w rozmowę. Martwił się, ale nie o tę kobietę, o swojego chłopaka. Tym, jak ten to
zniesie. Spojrzał po sobie i nagle jego strój oraz plany, które miał,
przestały mieć znaczenie. Chcieli tu przyjechać. Skonfrontować się z rodzicami
Gerarda. Powiedzieć im, że znają całą prawdę i odciąć się od nich.
Pokazać, że dla Gerarda nie ma znaczenia, to jak ubrany jest Oliver. Czy nosi
spodnie, czy sukienkę, nie miało znaczenia, kiedy łączyły ich bezcenne uczucia.
Tak się jednak nie stało, bo zastali miejsce bez Margaret i pełne
bałaganu.
— Margaret — kontynuował
Liam — usłyszała, że Norman Grant został przeniesiony do innego więzienia
i jej plan pomocy mu w ucieczce nie wypalił. Chciała, aby dokończył
to co powinien jej zdaniem zrobić te parę lat temu.
Oliver mimo, że wiedział
o tym, to na te słowa aż wzdrygnął się. Zimne dreszcze wspięły się po jego
kręgosłupie, on miał ochotę otulić się ciepłym płaszczem. Dotknął jednego
z nadgarstków, uprzednio przesuwając wyżej bransoletki. Wśród nich była
ta, której bliźniaczy odpowiednik nosił jego chłopak. W jednej chwili
zdecydował się skorzystać z propozycji Gabriela. Chciał zapomnieć.
— Potem na dokładkę — mówił
dalej Liam Frost — zobaczyła twoje zdjęcie i twojego… — zawiesił głos,
jakby to słowo nie mogło przejść mu przez usta — chłopaka. Tak, twojego
chłopaka. Wściekła się. Już wiedziała, że plan rozdzielenia was nie powiódł
się. Zaczęła wszystko wokół siebie rozwalać. Była nie do opanowania. Jakby
demon szaleństwa ją całkowicie już opętał. Gdyby, w tamtej, chwili ktoś
poprosił mnie, abym opisał wygląd demona, wskazałbym mu moją żonę. Wrzeszczała,
że nas pozabija. Potem wyszła na balkon i chciała skoczyć. Złapałem ją.
Walczyła ze mną. Nie sądziłem, że może mieć tyle siły. Zamknąłem ją w łazience.
Całkiem ją zniszczyła. Nawet swoje ukochane lustro stłukła w drobny mak.
Wtedy nawet nie myślałem, że może wziąć szkło i podciąć sobie żyły. Ale
tak się nie stało. Albo już nie myślała o zabiciu siebie, albo… Sam nie
wiem. Zadzwoniłem po pomoc. Przyjechali szybko. Lekarz dał jej silne leki, ale
te ledwie zadziałały. Kiedy ją zabierali krzyczała, że zemści się na mnie za to
co jej zrobiłem. A ja ją tylko kochałem.
Liam wstał i podszedł
do okna. Chwilę pozostawał w ciszy, jakby chcąc poukładać sobie w głowie
dalsze słowa, potem mówił dalej:
— Margaret prawdopodobnie
nigdy nie opuści szpitala psychiatrycznego. Dzwoniłem tam przed waszym
przyjściem. Została na razie zamknięta w izolatce. Załatwię jej dobrą
opiekę, ale tylko tyle mogę zrobić. Nie chcę jej więcej widzieć. Mam dość.
Zniszczyła mi życie. Zostawiła w długach. Sprzedam to mieszkanie by je
spłacić. Może wyjdę na zero, ale pewności nie mam. Może spełnię swoje marzenie
z młodości.
— Jakie? — zapytał Gerard
robiąc to cicho, jakby zadanie tego pytania głośniej, miało zniszczyć chęć
spełnienia marzenia ojca.
— Chciałem zostać kierowcą
autobusu. Dla twojej mamy było to zajęcie nie do pomyślenia. A ja od zawsze
kochałem autobusy.
Gerard przypomniał sobie,
że jako mały chłopiec odkrył w piwnicy kolekcję modeli, która spakowana
wciąż czekała na właściciela. Modele robione były przeróżną techniką. Zwykły
plastik czy klejone, pięknie wykonane autobusy, jedne większe od dłoni
dorosłego mężczyzny, inne mniejsze, były dla kogoś czymś cennym.
— Co do ciebie, synu, to
żyj jak chcesz. Ja ci nie będę przeszkadzał. Nawet w adopcji Williama. I
nie myśl o matce, która tak naprawdę nią nie była. Ciesz się życiem. Idź
na studia, pracuj i kochaj. Idźcie już — rzekł, nie patrząc na nich. — Ja
tu posprzątam. Tak samo zamierzam zrobić w swoim życiu. Najwyższa na to
pora. Powiedz babci i dziadkowi co się tutaj stało. Dodaj, że ich
odwiedzę. Nie oczekuję wybaczenia, ale przeprosić muszę. W końcu klapka z oczu
spadła. Zmykajcie.
Gerard chciał zaproponować,
że zostanie i pomoże sprzątać, ale wyczuwał, że Liam chciał zostać sam
z potworami, które także jeszcze w nim tkwiły głęboko. Minie dużo
czasu zanim je pokona. Czy jednak do końca się ich pozbędzie, tego nikt nie
wiedział. Wyrwał się jednak spod złego wpływu toksycznej żony.
— Możesz być kierowcą
autobusu — powiedział wychodząc.
Po raz pierwszy dostrzegł
na twarzy ojca uśmiech, kiedy ten się odwrócił w jego stronę.
*
Godzinę później Gerard
rozłączył się po tym jak rozmawiał z Martinem. Chłopak zrobił pierwszy
krok, ku powrocie ich przyjaźni. To nic, że głównie pytał o radę, jak
sprawić, aby Quinn mu wybaczył. Dla Frosta to wiele znaczyło. Niewiele mu
poradził, poza tym, aby Reynolds był cierpliwy. Łatwe to nie będzie, ale
w końcu zostanie mu wybaczone. Nie mógł mu jednak powiedzieć, że to będzie
łatwe i szybko się stanie.
— Jest niecierpliwy —
powiedział do stojącego na zewnątrz Olivera.
Znajdowali się na dobrze
już sobie znanym wzgórzu. Na tym, na którym krzyczeli po spotkaniu z rodzicami
Gerarda. Wtedy krzyczeli ile sił w płucach, teraz po prostu chcieli tu
przez chwilę pobyć.
— Znajdzie cierpliwość.
Całował się z innym, Quinn nie odpuści łatwo — odparł Oliver przysiadając
na masce. Jego spódnica podwinęła się odsłaniając dużą część uda.
Oczy Gerarda od razu tam
podążyły, grzeszne myśli wróciły. Podszedł do chłopaka i stanąwszy
przed nim, przesunął palcami po nagiej, gładkiej skórze. Od dawna się już nie
kochali i coraz bardziej tego chciał. Nie umiał jednak o tym
powiedzieć swojemu chłopakowi, ani pokazać gestem o co mu chodzi. Tygodnie
rozłąki zrobiły swoje i chwilami czuł się tak, jakby dopiero zaczynali
bycie razem.
— Dostaniesz wszystko czego
chcesz — szepnął Oliver.
Po spotkaniu z Liamem
sądził, że nie powinien dzisiaj zaciągać Gerarda do łóżka, ale po tym jak chłopak
właśnie przesunął palcami po jego udzie, kierując się na wewnętrzną stronę,
jego plan na nowo rozpalił w nim ogień. Odchylił lekko nogę, aby pozwolić
swojemu chłopakowi zbadać wewnętrzną część uda. Dłoń Gerarda przesunęła się wyżej,
wzrok który posłał Oliverowi mówił, czego chce. Mogliby znów być tak
blisko siebie. Mówić, że chcą tego, przede wszystkim oddać się sobie
pełni pasji.
— Czego chcesz,
Gerardzie? — zapytał Grant, wychylając się do tyłu i podpierając na
łokciach.
— Ciebie — odpowiedział
Frost, którego penis, już twardniał, kiedy widział takiego Olivera.
Chłopak wyglądał tak, jakby
się miał mu oddać na masce jego samochodu. Wokół nie było żywej duszy, nigdy
nikt tu nie przyjeżdżał, czy w takim razie mógłby znaleźć się tu, głęboko
w nim schowany, Oli oplatałby jego biodra swoimi długimi nogami.
Pochylił się nad chłopakiem, który wpuścił go między swoje uda i pocałował
go. Opierając się na jednej ręce, drugą przesunął w górę jego uda.
Oliver poddał się
głębokiemu pocałunkowi. Język Gerarda splatał się z jego, kiedy on
rozłożył nogi i uniósł je, by nimi docisnąć chłopaka do siebie. Czuł jak
palce Frosta zahaczają o pasek jego koronkowych majtek. Potem przesuwają
się na pośladek, ściskają go.
— Jakie to wygodne jak masz
na sobie sukienkę lub spódnicę — szepnął Gerard, całując teraz chłopaka po
szyi. — Mógłbym teraz…
— Wejść we mnie. Dokończ to
mówić. Wejść we mnie.
— Wejść w ciebie.
Zatonąć w twojej małej, ciasnej dziurce i rozkoszować się, tym jak ci
dobrze — mówiąc to odsunął materiał majtek i dotknął miejsca o którym
mówił. Trafił na coś, co było wsunięte w odbyt Olivera.
— Nawet nie wiesz, jak to
cholerstwo mnie pobudza — oznajmił Grant, kiedy chłopak odnalazł wtyczkę
analną, która go rozciągała i pieściła. Zrobił to po to, aby być gotowym
dla swojego chłopaka. — Zdejmij je i wsuń się we mnie — mówiąc to sięgnął
do spodni Gerarda, aby je rozpiąć. Nie chciał czekać. Chciał go poczuć w sobie.
Chciał szybko i teraz.
Jęknął przeciągle, kiedy
Frost poruszył wtyczką analną. Odrzucił na kark głowę i rozchylił nogi.
Jego spódnica uniosła się wyżej, prawie owijając się wokół jego bioder. Gerard
teraz widział czarne, koronkowe majtki i penisa uwięzionego w nich.
Pochylił się trochę i docisnął usta do twardego kutasa. Materiał bielizny
był cały mokry. Polizał go, potem docisnął język do twardej długości.
Chłopak zafalował biodrami, jęczał cicho.
— Odwróć się — poprosił
Olivera, co ten szybko zrobił.
Gerard aż głośno wciągnął
powietrze przez nos, mają prawie przed swoją twarzą jędrne pośladki. Były
twarde od ćwiczeń. Jedną ręką zdjął majtki i rzucił je na trawę. Rozchylił
pośladki i wyjął ostrożnie wtyczkę. Potem pochylił się polizał rozluźnioną
dziurkę. Oliver natychmiast wypiął się, głośny, kolejny już jęk, wyszedł
z jego ust.
— Tak mi rób. Właśnie tak —
powtarzał Grant raz za razem, kiedy jego chłopak lizał go. Chciał szybkiego
seksu, by się nasycić, ale nie umiał z tego zrezygnować. Frost miał
niesamowicie dobry język i bardzo lubił mu to robić.
— Gdybym mógł, lizałbym cię
tak ciągle.
— Nie zawsze możemy, ale
teraz tak. Przygotowałem się dzisiaj dla ciebie.
— Wiem — odparł
i ponownie przesunął płaską częścią języka po dziurce odbytu.
Rozpiął spodnie, wyjmując
swojego penisa. Poruszał po nim dłonią, język starał się wsunąć do mokrej
od śliny i użytego wcześniej żelu intymnego dziurki. Jego jądra zaciskały
się, jakby miał zaraz dojść, ale chciał stopić się z tym chłopakiem.
Odsunął się i opuścił go tak, aby ten wciąż leżał na masce, ale jego wypięty
tyłek znalazł się tuż przy kroczu Gerarda.
Oliver obejrzał się przez
ramię. Sięgnął za siebie, by odchylić palcami pośladki.
— Wsuń się już.
Gerard patrzył na to jak
jego penis masuje wejście, w które się wsunie. Pomógł sobie ręką i powoli
zatonął w ciepłym wnętrzu. Gdy tylko tam się znalazł okrył swoim ciałem
ciało Olivera. Nie oparł się temu, aby nie poruszać się w nim. Tylko był
tak blisko szczytowania, że nawet za pierwszym razem nie był tak szybki.
— Przepraszam — powiedział,
kiedy zrobił o jeden ruch za dużo.
Oliver czuł, jak chłopak
dochodzi w nim, potem na niego, kiedy wysunął się i dokończył
ręką. Znów się obejrzał i widział z jaką fascynacją Frost przygląda
się jego pośladkom i odbytowi pokrytym spermą. Tak, dzisiaj chciał być
brudny dla swojego chłopaka. Ale chciał też mieć go w sobie i dojść,
kiedy ten kutas nabije go na siebie.
— Przepraszam, po prostu za
długo. Chodź do mnie.
Zamierzał dokończyć
chłopaka w swoich ustach lub ręką, ale Oliver nie tego pragnął.
— W porządku. Rozumiem. Ale
poczekajmy aż dotrzemy do domu.
— Nie chcesz? — zapytał
Frost patrząc na twardego kutasa Olivera. Główka była cała czerwona, kiedy
chłopak wstał, nawet spódnica nie potrafiła zasłonić tej twardości.
— Chcę. Och, chcę. Ale
poczekam, aż będziesz we mnie. Co stanie się szybko.
Schował penisa Gerarda do
jego spodni, ale nie zapinał go. Potem wrócił do samochodu. Na siedzenie
położył swoją bluzę, której ostatnio zapomniał i usiadł. Kiedy Gerard
znalazł się obok, zrobił dla chłopaka przedstawienie. Zaczął dotykać i masować
się po kroczu, przez spódnicę.
— Jedź do domu.
Frostowi nie trzeba było
niczego dwa razy powtarzać. Nie, kiedy jego chłopak tuż obok masturbował się,
potem wsunął dłoń pod bluzkę i pieścił swoje sutki. W dodatku wyginał
się przy tym i jęczał zachowując się jak kotka w rui.
— Kurwa, mam nadzieję, że
nie będzie korków i świadków tego jak wysiadamy z samochodu.
— Wjedziemy do garażu.
Wziąłem pilota — wysapał Oliver unosząc spódnicę i owijając palce wokół
swojego członka.
— Chciałbym abyś się teraz
spuścił w ten sposób. Zrób to, kochanie.
Oliver spojrzał na Gerarda
spod wpółprzymkniętych powiek. Jeszcze tego nie robił w ten sposób. Nie
kiedy jechali i każdy mógł go zobaczyć przez szybę samochodu, kiedy
stanęli na światłach. Ale miał to gdzieś. Objął palcami swojego kutasa, opuścił
się niżej by unieść nogi i je rozłożyć. Tylko po to, aby sięgnąć palcami
drugiej ręki do swojej dziurki, wciąż chcącej penisa w sobie.
Gerard mało nie oszalał obserwując
to przedstawienie. Jego penis ożywił się natychmiast. To, że nie był w zapiętych
spodniach, nawet dobrze schowany w bieliźnie sprawiło, że główka
wystawała lekko. Przeklinał ciągle wlekącą się drogę. Chciał dołączyć do
Olivera, dotykać go, być w nim. Przyjemnie jednak się oglądało to jak chłopak
sam sprawiał sobie rozkosz, potem jak doszedł pieprząc się palcami
i wbijając w swoją pięść. Sperma wylądowała na spódnicy, on
chciał wylizać to wszystko.
Jednak kiedy piętnaście
minut później dojechali na miejsce, Oli przez całą resztę drogi wciąż się
dotykał, by w końcu znów być twardym, myślał już tylko by go wziąć .
Dlatego jak tylko opuścili samochód w zamkniętym garażu, docisnął Oliego
do ściany, chwycił go i uniósł.
Oli owinął nogami biodra
Gerarda, kiedy ten opuszczał go na swojego penisa. Trzymał go mocno, by wbić
się ostro w niego. Tym razem Frost nie wyglądał jakby zaraz miał dojść.
Mimo to obaj wiedzieli, że to będzie szybkie. Nawet Gerard jęczał i rozkoszował
się, dociskając do ściany swojego chłopaka, co dopiero Oliver, który czuł
całym swoim ciałem sprawianą mu przyjemność jak i siłę tego, którego
kochał.
Gerard wbijał się niego
niemalże karnymi ruchami. Całował go po szyi. Spódnica ponownie była owinięta
wokół jego bioder, jej właściciel wychrypiał prosząco:
— Pieprz mnie. Mocno.
To było dla Frosta niczym
rozkaz. Poruszał się w nim szybciej, wciąż nie czując się zmęczonym
trzymaniem chłopaka. Ściana mu pomagała, silne nogi wciąż owinięte wokół
bioder także. Opuszczał i podnosił Olivera na siebie, czując jak ogarnia
go szaleństwo pożądania i namiętności. Patrzył jak penis jego chłopaka
cieknie pomiędzy nimi i kochał to. Wbił się mocniej w niego, warcząc
jak dzikie zwierzę.
Wkrótce orgazm targnął
Oliverem i doszedł tak jak chciał. Mając twardego penisa w sobie,
pieszczącego jego prostatę. Gerard dołączył dużo później, tym razem wypełniając
go sobą bez końca. Obaj sapali zmęczeni, ale wciąż jakby nie nasyceni.
— To jeszcze nie koniec,
przystojniaku — szepnął Oliver Gerardowi do ucha.
Tak, to nie był koniec. W
pełni sił witalnych, w wieku który pozwalał na dużo, wkrótce zaliczyli
schody, pieprząc się szybko. Kilkanaście minut później już mierzwili pościel,
tym razem kochając się już powoli, ale długo i czule. Potem znów, gdy
nadszedł wieczór Oliver wziął go w siebie, po tym jak się przespali
i odpoczęli. Jakby musieli nadrobić stracone tygodnie, chęć bycia
blisko łączyła się z pożądaniem czyniąc z tego mieszkankę wybuchową.
W końcu nie wiedzieli, gdzie kończy się jeden, zaczyna drugi, tak byli ze
sobą spleceni.
Tego dnia byli tylko oni.
Nie ważne było co przyniosą kolejne dni i tygodnie. Liczyła się ta chwila.
Nawet kiedy już zasnęli, tym razem naprawdę wykończeni, nic nie miało
znaczenia, poza tym, że nic i nikt już im nie zagraża i w końcu mogą
być razem.
[1]Johann
Wolfgang von Goethe, Faust.