Dziękuję za komentarze. :)
Micah od razu poczuł złość,
kiedy ujrzał Korna. Doskonale znał jego reputację i nie chciał mieć
z nim nic wspólnego. Pech jednak chciał, że ciągle go spotykał.
— Jesteś tutaj z jakąś
swoją randką, którą po spędzonej wspólnie nocy kopniesz w dupę? — zapytał
nie siląc się by zakryć mikrofon dłonią, więc każdy go usłyszał.
— Jestem ze znajomymi —
odpowiedział Korn, wskakując na scenę.
Już wcześniej wypatrzył
stojącą w rogu gitarę akustyczną. Wziął ją, nie pytając nawet, czy może to
zrobić. Sprawdził, czy jest dobrze nastrojona. Później, znów skupił całą uwagę
na chłopaku.
— Zagram, ty
zaśpiewasz.
— Nie.
Podszedł do uparciucha.
Micah nie cofnął się, kiedy Korn stanął tuż przy nim, ich twarze znalazł
się blisko siebie. Bardzo tym zapunktował u Mahawana. Młody nie bał się
go. Także nie podziwiał go jak inni. Nie wskoczył mu do łóżka. To dodawało mu
kolejnych plusów. Korn ostatnio miał dość uwielbienia. Fakt, często na tym
korzystał. Nawet jeżeli następnego dnia dostawał w twarz, warto było się
zabawić. Przecież nikomu niczego nie obiecywał. Czasami jednak, jeżeli czegoś
jest za dużo, może się to przejeść. Lub kiedy spotyka się na swojej drodze
czarnowłosego upartego chłopaka, który samym wzrokiem próbuje cię zabić.
Odwrócił głowę w stronę
mikrofonu i powiedział:
— Jestem Korn. Zagram wam
coś, wy namówcie Micaha, by zaśpiewał. Na pewno zna tę piosenkę.
Przysunął sobie krzesło
należące prawdopodobnie do właściciela gitary. Drugi z mikrofonów ustawił
tak, aby było słychać jak gra. Usiadł i zaczął grać.
Micah od razu rozpoznał
znany utwór Elvisa Presleya Love me
tender.
— Chyba żartujesz. Nie ma
mowy — powiedział.
Korn wpatrzony w chłopaka
wzruszył ramionami i rzekł:
— Próbowałem.
Zmienił utwór na ten, który
znało każde amerykańskie dziecko. Był pełen zabawy, żartów. Micah niechętnie
zaczął śpiewać, wszyscy ludzie włączyli się do zabawy. Śpiewali,
klaskali, Korn grał. Czuł się dobrze mogąc towarzyszyć Micahowi. Chciał
jeszcze coś zagrać znanego, aby chłopak to zaśpiewał, ale ledwie padły ostatnie
nuty piosenki o małym rekinie i jego przygodach, uparty chłopak
zniknął ze sceny. Mahawan pozostał sam. Jakby nigdy nic przysunął się ze
wszystkim do drugiego mikrofonu i w języku angielskim zaczął śpiewać jedną
z tajlandzkich piosenek, którą znał z dramy.
Śpiewał o walce
w zdobyciu czyjegoś serca. O tym, że nie jest idealny, ale chciałby stać
się kimś takim dla tej właściwej osoby. Piosenka była melancholijna. U
niejednego wywołała łzy, gdyż mocno chwytała za serce. Przede wszystkim
pochodziła z głębi duszy Korna. Tej części, głęboko zakopanej, o jakiej
on sam nie miał pojęcia. Wtedy zrozumiał, że po raz pierwszy w życiu
zakochał się. Bardzo chciał, aby Micah słyszał te słowa.
Micah stał z boku
sceny, w ciemności i słyszał wszystko. Nie chciał, aby kiedykolwiek
Korn się o tym dowiedział.
*
— Gabrielu — Dana zwróciła
się do mężczyzny, który ją bardzo interesował — jesteś tatuażystą, prawda?
— Chyba tak. Jeszcze
dzisiaj nim byłem. A co, chcesz tatuaż?
— Nie, dzięki. Wolę bez,
ale nie mam nic przeciwko nim na innych ciałach. Mam tylko pytanie. Robisz też
tatuaże, które zakrywają blizny? Po wypadkach, pooperacyjne?
Przy stoliku, przy którym
jeszcze chwilę jedni rozmawiali, inni słuchali występu Korna z Micahem,
nagle zrobiła się cisza. Szczególnie tym pytaniem zainteresował się Gerard.
— Blizny można zamaskować.
Ja nazywam to kamuflażem — odpowiedział. — Ale to zależy od wielu czynników.
Często potrzeba na to zgody lekarza. Dużo zależy także od wyglądu blizn.
— Ale można to zrobić? Bo
czytałam, że nie każdy tatuator podejmie się czegoś takiego.
— Do tego potrzeba
doświadczenia i trzeba być profesjonalistą w tym co się robi. Nigdy
nie wiem w jaki sposób tusz rozłoży się pod skórą. Jeżeli blizna jest
gładka, to wygląda inaczej niż kiedy mamy do czynienia z blizną wypukłą,
często taką której nie wolno niczym zakryć. Masz na myśli jakąś konkretną
osobę?
Dana pokiwała głową i sięgnęła
do ręki siedzącego po jej prawej stronie Olivera. Chłopak nie sprzeciwiał się,
kiedy podniosła jego rękę. Odsunęła bransoletki i pokazała na jego
nadgarstkach blizny po cięciu. Te były gładkie, ale białe, bardzo widoczne.
— Co powiesz o tym?
Gabriel znał sytuację, ale
nigdy nie widział tych blizn. Przytrzymał rękę Olivera i przyjrzał im się.
— Prosta sprawa. Mógłbym
zrobić coś delikatnego, co łączyłoby się z tymi liniami. Jakiś znak, wzór
roślinny. Co ty na to, Oli? — zapytał, puszczając rękę chłopaka.
Oliver nigdy nie sądził, że
cokolwiek mogłoby zakryć przykrą pamiątkę po ojcu. Miał przez te blizny tyle
problemów. Nazywanie go samobójcą szczególnie bolało. Może byłaby szansa zrobić
coś, by przemienić coś brzydkiego w piękno. Potarł palcem po bliźnie
i odpowiedział:
— Zastanowię się nad tym.
— Rozumiem. Ale jak tylko
podejmiesz decyzję, to zadzwoń do mnie. Umówimy się nawet na popołudniowe
godziny. Zrobię to za darmo, także tym się nie przejmuj.
Oliver zgodził się i powiedział,
że na pewno da mu znać. Nawet do czegoś takiego potrzebował chwili na
zastanowienie. Każdy z obecnych jednak był pewny, że się zgodzi, gdyż oczy
mu błyszczały równie mocno jak wtedy, kiedy patrzył na swojego chłopaka.
Tobias uścisnął rękę
Gabriela w podziękowaniu. Że też nie pomyślał o tym, by blizny brata
zamaskować. To sprowadziło jego myśli w stronę ojca. Postanowił później
porozmawiać z Lawrencem i zapytać, czy jego znajomy policjant nie
mógłby im pomóc. Faktycznie, spotykanie się z ojcem to zły pomysł. Musiał
w końcu powiedzieć najbliższym, że już raz był u niego. Tamten raz
wystarczył.
Korn niedługo po ich
rozmowie wrócił do stolika. Westchnął jakby właśnie przeniósł największy
z możliwych ciężarów. Potem wypił drinka, jakiś czas później kolejnego.
Cierpiał. Nigdzie nie znalazł Micaha. Szukał go jak głupi. Możliwe, że chłopak
ukrywał się na zapleczu, jeżeli był siostrzeńcem właściciela klubu, ale tam on
nie miał wstępu.
— Miłość czyni głupim — powiedział.
— Bez niej świat nie miałby racji bytu — odpowiedziała Dana i dyskretnie spojrzała ponownie na Darrena, przyłapując go na tym, że on patrzy na nią. W końcu odważyła się zapytać: — Pójdziemy jutro na ciacho?
— Nie jem słodyczy. Mam
cukrzycę, ale możemy wybrać się na spacer. A potem ty zjesz ciacho, ja
napiję się dobrej herbaty.
Tym samym rozpoczęła się
rozmowa o gatunku herbat, ich smakach, w której przodował Ryan.
Przyciśnięty do jego boku Elliott jedynie przysłuchiwał się rozmowie. W głowie
mu lekko wirowało od wypitych drinków więc postanowił, że już dzisiaj więcej
nie pije. Zresztą Ryan w ogóle nie pił, bo potem zamierzał prowadzić. Mógł
wypić kieliszek wina czy piwo, to było dopuszczalne, ale mężczyzna był zdania,
że siadając za kierownicę trzeba być całkowicie trzeźwym. Już podobno kieliszek
wina zmieniał szybkość reakcji człowieka. Dlatego Elliott wiedział, że jego
partner jest odpowiedzialnym człowiekiem.
Cieszył się też z tego,
że Ryan mógł tutaj dzisiaj z nim być. W soboty zawsze stremował, bo wtedy
miał dużo większą ilość widzów, ale ten weekend przeznaczył wyłącznie dla
niego. Włączając w to jego rodzinę na jutrzejszym obiedzie. Elliott wciąż
stresował się z tego powodu.
— O czym myślisz? — zapytał
go Ryan.
— O jutrze.
— Będzie dobrze.
Porozmawiam z twoją mamą. Nie martw się — odparł Whitener.
Czułym gestem odgarnął kosmyk włosów wpadający Elliottowi do oka. Potem chwycił w dwa palce jego brodę, uniósł mu lekko głowę i pocałował usta chłopaka. Tylko je musnął swoimi. Tyle wystarczyło, by wyrazić tym gestem więcej niż gdyby wypowiedział tysiąc słów.
Oczywiście wszyscy zapatrzyli się na nich. Korn jęknął jakby dostał jakichś boleśni. Dana zaklaskała radośnie. Po chwili ta dwójka dołączyła do ogólnego toastu. Ci, którzy nie pili alkoholu lub postanowili, że skończyli na tym co już krążyło w ich żyłach przyłączyli się unosząc szklanki to z wodą, to z napojami. Korn wypił bardzo chętnie. Kiedy Gabriel zamówił kolejną kolejkę, tym razem stawiając im, chętnie skorzystał. Następnie to on zapłacił za kolejne drinki i wybłagał u Lawrenca by poszedł je kupić. Sam nie mógł, bo nie miał fałszywego dowodu, jak Tobias czy Martin.
— Widział ktoś Martina? —
zapytał pijackim głosem zauważając, że kuzyna od jakiegoś czasu nie ma z nimi.
— Quinn go szuka —
odpowiedziała Dana. — Jak Reynolds poszedł do kibelka, tak zaginął w akcji.
To co? Kolejna kolejka?
Korn przystał na to bardzo
chętnie.
*
Nikt z osób siedzących
przy stoliku nie miał pojęcia, że Quinn przeżywa jedną z najgorszych
i najboleśniejszych chwil w swoim życiu. Żałował, że to widział. To
było gorsze od koszmaru, bo działo się na jawie. Nie można było się z niego
przebudzić i odetchnąć z ulgą, że to tylko zły sen, który minął.
Martin wybiegł za nim
z klubu. Złapał chłopaka za rękę, ale Greenwood ją wyszarpnął. Chłopak
odwrócił się do niego z wściekłością na twarzy i powiedział:
— Nie dotykaj mnie. Właśnie
widziałem jak obłapiałeś się z jakimś facetem w kiblu. To ten,
z którym dawniej spotykałeś się. Ten, z którym mogło coś wyjść, ale
nie wyszło, bo powtarzałeś, że kochasz tylko mnie?
— Całe swoje życie cię
kocham. To był…
— Błąd?! — Quinn podniósł głos zwracając tym uwagę innych osób.
Jedni opuszczali klub, inni
chcieli się do niego dostać.
— Nie to chciałem
powiedzieć. To on…
— Gówno mnie to
obchodzi! Właśnie widziałem jak lizałeś się z tym gościem. Nie chcę ciebie
widzieć. Spierdalaj.
Potem zauważywszy taksówkę,
która kogoś podwiozła, pobiegł w jej kierunku i wsiadł. Zamknął za
sobą drzwi i kazał kierowcy natychmiast odjechać. Kiedy już był pewny, że
Martin pozostał przed klubem, rozpłakał się. Znowu zaufał.
*
Kolejne godziny upływały
szybko. Elliott i Ryan już poszli, Oliver z Gerardem również. Jedynie
Dana tańczyła z Darrenem do upadłego, trójeczka po jednym z tańców
także wymknęła się gdzieś. Korn pozostał przy stoliku. Czuł się pijany i ledwie
trzymał się na nogach, kiedy postanowił, że pora wrócić do domu. Jego kuzyn
i Quinn nie odezwali się, więc na pewno już razem mierzwili pościel. On
pozostał sam. Schodząc z antresoli potknął się. Już widział w głowie
jak leci w dół po tych kilku schodach, kiedy czyjeś ręce objęły go wokół
pasa mocno przytrzymując. Odwrócił głowę i uśmiechnął się. Zaśmiał się
niczym szaleniec, po czym szepnął:
— Micah.
Micah nie wiedział po co
został. Przecież musiał się uczyć. Zbliżały się egzaminy. Tymczasem, coś kazało
mu tkwić w Protectorze. Obserwował, starając się pozostać nie zauważonym.
Nie chciał zbliżać się do Korna, ale kiedy ten prawie spadł ze schodów,
zareagował. Tłumaczył to sobie tym, że robi to dla wujka. Nie chciał, aby ten
musiał płacić odszkodowanie i ponosić konsekwencje, że pozwolił pić
osiemnastolatkowi. W Stanach Zjednoczonych trzeba mieć dwadzieścia jeden lat,
aby kupić alkohol, ale nikt nie pilnuje w jakim wieku są osoby, które go
piją. Każdy wie, że istnieją fałszywe dowody i inne sposoby na zakup
wysokoprocentowych trunków. Dopóki nic się nie stanie, nikt się tym nie
przejmuje.
— Ciężki jesteś — stęknął,
wyprowadzając chłopaka z klubu. — Odprowadzę cię do taksówki i pojedziesz
do łóżka.
— Do łóżeczka — powiedział
niemalże śpiewając Korn. Szedł uwieszony na ramieniu Micaha. Bez tej pomocy na
pewno runąłby jak długi na plac przed klubem.
— Do łóżeczka tak —
potwierdził Micah.
— Do twojego łóżeczka —
rzekł pewnie Mahawan i aż uniósł rękę z wysuniętym w górę palcem
wskazującym jakby pokazywał jakiś kierunek.
— Po moim trupie —
zacietrzewił się Micah.
— Nie chcę po trupie. Nie
bawią mnie takie rzeczy.
— Zamknij się. Gdzie
mieszkasz?
— W Tajlandii.
— Gdzie mieszkasz tutaj?
— W twoim łóżku? —
odpowiedział pytaniem Korn.
— Nie możesz mieszkać
w moim łóżku, kretynie.
Zatrzymali się. Poszli za
daleko, nie wiedział czemu, wokół nie było żywej duszy. Musiała być już północ.
Micah czuł, że traci siły ciągając za sobą tego imbecyla. Sięgnął do kieszeni
po telefon, ale bateria jasno dała mu do zrozumienia, że to jej ostatnie chwile
i ekran zrobił się czarny.
— Do łóżeczka — powtórzył po raz kolejny Korn i oparł głowę o ramię tego, który go podtrzymywał.
— Nie śpij mi tutaj,
cholera. Co ja mam robić?
Nie miał wyjścia. Także
zrobił to, czego nie chciał. Zabrał go do swojego, wynajmowanego w pobliżu
pokoju. Ledwie zdołał go wprowadzić po schodach. Korn zachowywał się tak jakby
nie miał władzy w nogach. Znalazł klucz i w niedługim czasie mógł
posadzić niewładne ciało na łóżku. Chciał odejść, ale silna ręka pociągnęła go,
on automatycznie zajął miejsce obok Mahawana.
— Co ty wyprawiasz? —
zapytał, kiedy Korn objął dłońmi jego policzki i zbliżył ich twarze do
siebie. Nagle wyglądał na bardziej trzeźwego niż dziesięć minut temu.
— Chcę cię pocałować.
Znowu, ku przerażeniu
siedemnastolatka, odległość ich twarzy od siebie zmniejszyła się.
— Co ty robisz?
— Chcę się z tobą
kochać — odpowiedział pijackim głosem Korn.
Potem Thapakorn pochylił
się bardziej i dotknął ustami ust Micaha. Chłopak otworzył szeroko oczy
i szybko odwrócił głowę przerywając niechciany przez niego kontakt.
Kornowi to nie przeszkadzało, bo z chęcią ucałował policzek Micaha, potem
zamierzał to zrobić z jego szyją. Lekko popychał go na materac, by ten się
położył. W ostatniej chwili siedemnastolatek odepchnął go i wstał.
— Co ty, do kurwy nędzy,
wyprawiasz?!
— Sam nie wiem. Tylko jeden
pocałunek.
Wstał i sięgnął po
Micaha, ale ten odskoczył do tyłu. Wyciągnął przed siebie rękę.
— Spokojnie. Musisz się
uspokoić i tyle. Nie jestem jak ci wszyscy, których wykorzystałeś. Weź się
z garść.
Przeszedł na bok łóżka,
kiedy Korn jakby był całkiem trzeźwy chciał go złapać, Micah wskoczył na
łóżko i zeskoczył z drugiej strony. Mahawan obszedł łóżko, by zdobyć
to co chciał. Właściciel pokoju po raz kolejny przeszedł po meblu, by jak
najbardziej oddalić się od niechcianych zalotów.
— Ogarnij się napaleńcze —
powiedział tak jakby przemawiał do rozjuszonego zwierzęcia.
Zaczęli ścigać się wokół
łóżka. Stało się to dla nich grą. Micah uciekał, Korn zamierzał go
złapać. Micah go próbował uspokoić, Korn nie zamierzał być spokojny.
Chciał go tylko pocałować.
— Nagle odzyskałeś władzę
w nogach. A jak ciebie tu taszczyłem, to chodzić nie umiałeś — mówił Micah
stojąc na łóżku. — Zaczekaj! — krzyknął, kiedy Mahawan chciał wskoczyć na nie.
— Stój i nie ruszaj się. Powiedziałem stój!
W ostatniej chwili zeskoczył
na podłogę, Thapakorn padł jak długi na materacu. Leżał na brzuchu, nogi
mu zwisały nad podłogą i zachrapał. Micah podszedł do niego ostrożnie.
— Naprawdę zasnął?
Nie podchodził zbyt blisko
woląc nie ryzykować, że ten nie śpi. Sądząc jednak po odgłosach chrapania
i wyrównującym się oddechu, Korn naprawdę usnął. Micah nie miał pojęcia,
dlaczego sprowadził do swojego pokoju ten kłopot. Nie chciał go zostawić
samego, ale przywleczenie go tutaj też nie było dobre.
Usiadł przy biurku
zamierzając się trochę pouczyć. Zawsze najlepiej uczyło mu się po nocach. Po
chwili westchnął. Wstał. Podszedł do łóżka i zdobył się na to, aby wziąć
leżący u wezgłowia złożony w kostkę koc, by zarzucić go na niewładne
ciało chłopaka.
— Przynajmniej rano
będziesz mieć kaca. Dobrze ci tak — szepnął. — Nie zamierzam ci współczuć.
Po chwili, kiedy Korn
chrapał w jego pokoju, Micah założył słuchawki, włączył muzykę i zaczął
się uczyć. Do rana było jeszcze wiele godzin.
Te combo będzie ciekawie.
OdpowiedzUsuńMARTINNNNN cos ty zrobił,albo czego nie zrobiłeś ale nie jesteś w stanie się wytłumaczyć! ?
Mów i to już.
Słucham no.....
Boże eliot i Ryan to dalej moi faworyci.
Czekam na więcej ich zbliżeń.
Pocałunki, tulenie, mizianie, sex i pieszczoty. 🥰🥰🥰
Dziękuję za nowy rozdział..
Pozdrawiam Serdecznie
Życzę zdrówka
Deia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, ten koncert och, Korn całkiem przepadł, zastanawiam się czy udawał, że jest pijany czy naprawdę tak był...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, Korn całkiem przepadł, ale i Mincho chyba jednak jest zaintetesowany Kornem, ten koncert wspaniale, schładza się z nieszczęścia czy udawał, bo potem nagle bardzo żywy był :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga