2023/04/02

W rytmie miłości - Rozdział 77

 Hej. Założyłam niedawno Instagrama. Nie wiem dlaczego mam problem z kopiowaniem linku. Jak go wklejam pisze, że strona nie istnieje. Możliwe, że to jakiś błąd. Także jak chcecie i macie możliwość to poszukacie mnie na Insta jako: 

opowiesci_luany

W profilu na razie mam zdjęcia białego krokusa i pszczoły, także to będę ja. :)

Tam i na moim fanpage macie info o nowym tekście i pojawi się więcej wiadomości już niedługo. 



Zapraszam na rozdział. :)



Quinn obudził się wyczerpany tak bardzo, że nie miał siły się poruszyć. Nie pamiętał jak wrócił do domu, ale doskonale pamiętał dlaczego tak się czuje. Dlaczego jego serce krwawi. Obrazy z nocy wciąż powracały do niego niczym upiory, prześladując go we śnie i na jawie. Przymknął powieki i znowu się tam znalazł.

 

Poszedł poszukać swojego chłopaka, który zbyt długo nie wracał z toalety. Martin już trochę wypił, więc zaczął martwić się o niego. Żałował, że nie poszedł razem z nim, aby mieć go na oku. Miał nadzieję, że nie potknął się o coś i nie leży teraz z rozbitą głową.

— Ty to masz wyobraźnię — skarcił sam siebie.

Ominął grupę kobiet stojącą przed damską toaletą. Tu, jak zawsze były kolejki. Obok znajdowała się też toaleta dla osób niebinarnych,  dalej męska. W sumie każdy mógł iść tam gdzie mu pasowało. Nikt tutaj nie zwracał na to uwagi. Protector było hasłem nie tylko z nazwy. Każdy mógł tutaj być tym kim jest, kim się czuje i nie miała dziać się nikomu tutaj krzywda.

Otworzył drzwi do męskiej toalety. Pierwszy raz gdy się tutaj pojawił spodziewał się zwykłego pomieszczenia, z którego ma się ochotę jak najszybciej wyjść. Okazało się, że jest zupełnie inaczej. Było nie tylko czysto, ale i to miejsce przypominało łazienki w hotelu. Marmurowa podłoga, mosiądzowe krany i ramy luster. Duże umywalki, pisuary umieszczone pod jedną ścianą i kabiny pod drugą. Do tego nie śmierdziało. Jego jednak interesował Martin.

Przy umywalkach nie było chłopaka,  drzwi do kabin były uchylone, więc też go tam nie odnalazł. Już chciał do niego zadzwonić, bo niepokój rósł, kiedy coś usłyszał. Dźwięk dochodził z wnęki za kabinami. Tam zazwyczaj stało wiadro i mop oraz różne płyny. Quinn podszedł tam szybko, mówiąc:

— Martinie, jak schla…

Słowa utknęły mu w gardle, bo nie mogło być inaczej, kiedy jego chłopak właśnie całował się z innym. Tamten trochę niższy od Reynoldsa owinął mu ręce wokół szyi,  Martin pochylił się lekko dotykając ustami nie tych ust, które powinien całować. To było gorsze niż koszmar. Kochasz kogoś niemalże całe swoje życie, w końcu ufasz tej osobie, jesteś z nią i nagle widzisz jak ta osoba całuje innego.

Quinn nie czekał. Odwrócił się. Coś potrącił po drodze, co wydało głośny stukot uderzając o podłogę, ale miał to gdzieś. Wybiegł z toalety. Usłyszał jak Martin go woła. Nie chciał słyszeć tego głosu. Po prostu biegł potrącając ludzi. Uciekał od tego, który go zdradził.

 

Zadrżał, kiedy odepchnął wspomnienie. W tamtej chwili był bardziej zły niż zraniony. Miał ochotę rozszarpać Martina. Potem, kiedy wrócił do domu i ledwie przekroczył jego próg, płakał o wiele bardziej niż w taksówce. Tu był sam. Nikt go nie widział. Przypomniało mu się to co zrobił Max, ale tamto było tylko ukłuciem bólu. Już bez znaczenia. Z Martinem Reynoldsem było to inne. Ten ból rozrywał mu klatkę piersiową, łamał serce, które krwawiło bezustannie. Czuł się jakby czarna dziura wisiała nad nim i powoli wchłaniała go w swoją bezdenną czeluść.

— Nie chcę już go widzieć — szepnął do siebie słabo.

Przekręcił się na łóżku na bok. Zamierzał pozostać tak na zawsze. W jego obecnym stanie to „zawsze” mogło nie potrwać długo.

Z dołu zaczęły dochodzić do niego hałasy. Zbyt głośne, aby nie mógł ich usłyszeć. W pierwszej chwili sądził, że to Reynolds, ale po chwili przypomniał sobie, że tata i Jocelyn mieli dzisiaj wrócić z podróży poślubnej. Ta miała trwać dwa tygodnie, ale ją przedłużyli. To był najgorszy dzień na ich powrót. Zaraz zaczną go wypytywać co się dzieje,  nie chciał tego. Nie mógł jednak udawać, że jest wszystko w porządku.

Zwlekł się z łóżka. Spojrzał w lustro wiszące na ścianie nad komodą. Wyglądał jakby był chory. Nie chciał ich martwić, więc nie wyszedł z pokoju zanim nie doprowadził siebie do względnego porządku. Wziął telefon, mimowolnie zerkając na ekran. Martin pisał do niego i dzwonił wiele razy. Przyciszony telefon na szczęście milczał. Nie zmieniał tej opcji.

Zszedł na dół, gdzie w holu stały bagaże i wiele toreb z zakupami. Domyślał się, że są tam prezenty. Cieszyłby się w innej sytuacji. Teraz tylko patrzył na nie, jakby były jego wrogiem.

— Cześć, synu — przywitał się tata, wnosząc do środka jeszcze jedną walizkę. — No to wszystko. Kochanie, mam już wszystko — poinformował żonę, która wyszła z kuchni wraz ze szczęśliwą Sophią.

— Położyłam w kuchni ciasto, które kupiliśmy po drodze — oznajmiła. — Cześć, Quinn. Wszystko dobrze?

— Poza tym, że przyłapałem jak Martin liże się z takim jednym, to super.

— Martin co? — zapytał Harry, uświadamiając synowi, że ten powiedział te słowa na głos.

Quinn jedynie wzruszył ramionami i uciekł do swojego pokoju. Żałował że nie mógł cofnąć czasu i wszystkiego zmienić.

 

*

 

Tego dnia jedna osoba szczególnie żałowała swoich czynów. O ileż łatwiej byłoby wypowiedzieć życzenie i wymazać wszystko co nadeszło wraz z tą okropną chwilą i wszystkim co po niej nastąpiło. Nie było na to żadnej możliwości. Trzeba było ponieść konsekwencje popełnionego błędu. Tylko Martin tak naprawdę nie wiedział co się dokładnie stało. Wiedział, że pocałował tamtego chłopaka, ale to pamiętał jak przez mgłę. Nie miał jednak pojęcia dlaczego to zrobił. Nigdy w życiu nie zdradziłby w żaden sposób Quinna. Dlaczego więc całował swojego byłego, do którego już dawno przestał cokolwiek czuć.

— Odbierz, proszę — mówił, po raz kolejny dzwoniąc do Quinna.

Siedział w swoim mieszkaniu przy stole. Na blacie rozłożone były zdjęcia, które jakiś czas temu wydrukował, by mieć pamiątkę na papierze. Każde jedno było przypomnieniem tego co może stracić, jeżeli nie zawalczy i nie przeprosi.

Żałował tego co zrobił. Tęsknił i martwił się. W dodatku tak bardzo się bał, że Quinn zerwie z nim. Czekał na niego wiele lat. Taki był szczęśliwy, kiedy chłopak poddał się i wyznał uczucia. Teraz on wszystko zniszczył. Nie znał ani jednego powodu, dlaczego miałby całować Adriena. Mgła jednak wciąż przesłaniała prawdę. Musiał przeprosić Quinna. Chłopak jednak nie odczytywał jego wiadomości i nie odbierał telefonów.

—Muszę do niego jechać.

Włączył aplikację i zamówił taksówkę. Potrzebował zawalczyć, błagać Quinna o wybaczenie. Potrzebował go. Tak jak w tej chwili potrzebował przyjaciela. Dzwonił do Korna, ale ten także nie odbierał. Nie odważył się zadzwonić do Gerarda.

 

*

 

Tymczasem, Korn czuł się jakby coś po nim przejechało. W ustach miał pustynię i po omacku szukał butelki wody, którą zawsze zostawiał sobie na noc. Niczego takiego nie wymacał. Będzie musiał wstać i pójść po coś do picia. To jednak była tylko myśl, bo ruszyć mu się nie chciało. Zresztą bał się, że te bębenki, które robiły hałas w jego głowie, staną się jeszcze głośniejsze. Zdołał jednak unieść powieki,  światło zakłuło go w oczy niczym szpilki. Zamknął powieki, po czym przygotował się na bolesne uderzenie słońca. Na szczęście tym razem nic takiego go nie spotkało. Poza odkryciem, że nie znajduje się w swoim pokoju w domu cioci i wujka. Nie znał tego pomieszczenia. Nie było duże, ale mieściło część sypialną ładnie urządzoną. Obok łóżka stało biurko. Porządek jaki na nim panował był miły dla oka. Nad biurkiem wisiała tablica korkowa z pocztówkami.

Korn usiadł na łóżku rozglądając się dalej. Przy wejściu do pokoju znajdował się mały aneks kuchenny. Dwie szafki, kuchenka na dwa palniki i dwie wiszące szafki oraz półki z poustawianymi na nich kolorowymi kubkami. Przy oknie natomiast stał nieduży okrągły stolik z dwoma krzesłami. Pokój był urządzony w beżach z akcentami zieleni. Podobało mu się tu. Za nic jednak nie mógł sobie przypomnieć u kogo spędził noc.

Uniósł koc. Miał na sobie ubranie, więc raczej nic nie wydarzyło się z osobą, z którą tu przyszedł. Usłyszał zgrzyt zamka i szybko opadł na łóżko. Zmrużył oczy tak, aby wyglądało, że jeszcze śpi. Zza małych szparek próbował obserwować wejście do pokoju.

Micah z torbą pełną zakupów otworzył drzwi pomagając sobie łokciem i nogą. Nie wiedział czemu się przejmował tym, aby jego gość miał dobre śniadanie. Sam jednak go tutaj sprowadził, nie mając innej opcji, więc zanim go wyprosi, to zadba o jego żołądek. Także jak tylko postawił torbę z zakupami na stoliku, zaczął wypakowywać jajka, zieloną cebulkę i inne smaczne jego zdaniem rzeczy. Miał nadzieję, że Korn nie jada mięsa na śniadanie. On już kilka lat temu zrezygnował z mięsa i dobrze się z tym czuł. Nie zamierzał tego narzucać innym, ale niczego takiego nie miał w lodówce. Zresztą potrawa, którą zrobi też będzie smaczna.

Przygotował wszystko do zrobienia szakszuki. Chciał zrobić syte i pożywne śniadanie dla na pewno skacowanego Korna. Zanim zaczął kroić pomidory, podszedł do łóżka i stanowczym głosem powiedział:

 — Wiem, że nie śpisz. Mam dobry słuch i twój oddech nie jest równy. Ruszaj tyłek. Możesz skorzystać z łazienki.

Po tym jak Korn zobaczył Micaha wszystko sobie przypomniał. Występ w klubie, to jak dużo pił, jak później nagle wytrzeźwiał znajdując się w pokoju chłopaka. Szczególnie do jego pamięci powróciło to jak ścigał go wokół łóżka i proponował całowanie go i kochanie się z nim. Nie czuł ani grama wstydu w tym względzie. Nie żałował jednak, że do tego nie doszło. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu, nie chciał tego robić w ten sposób z tym chłopakiem. Uczucia to paskudna rzecz — pomyślał.

Sądził, że będzie czuć się gorzej z rana, ale na szczęście tak nie było. Tylko pić mu się chciało ogromnie. Zanim zdążył poprosić o wodę, Micah rzucił mu butelkę. Uśmiechnął się do siedemnastolatka z wdzięcznością i próbował odkręcić nakrętkę. Ta ani drgnęła. Wydawało się jakby ktoś ją przykleił do szyjki.

Micah westchnął. Odłożywszy nóż podszedł do Korna, wyjął butelkę z jego rąk. Zawsze miał mocny uścisk w dłoniach więc z łatwością pozbył się nakrętki. Bez słów oddał chłopakowi wodę,  sam poszedł przygotować śniadanie.

Tymczasem Korn pił, jakby od tego zależało jego życie. Potem, skorzystał z łazienki by się wysikać. Umył ręce i przemył twarz. Wypłukał też dobrze usta. Nie czuł się świeżo. Marzył o prysznicu, nie chciał jednak zbytnio korzystać z gościnności. Micah go tu nie chciał, ale widać został tak wychowany, aby nakarmić swojego gościa. Kiedy Mahawan wrócił do pokoju, w którym pachniało jakby właśnie znalazł się w ogrodzie pełnym pomidorów, jedzenie było prawie gotowe. Usiadł więc przy stole, podparł brodę na dłoni i obserwował jak chłopak porusza się smażąc produkty na patelni.

Nie miał pojęcia, dlaczego Micah tak utknął mu w głowie, czemu chciał tak wczoraj z nim śpiewać. Nikt nigdy nie przykuł tak bardzo jego uwagi. Jedno spotkanie na szkolnym korytarzu i nie było sposobu na usunięcie Młodego z myśli.

— Nie wiem, czy ci będzie smakować, ale mam to gdzieś. Rodzice nauczyli mnie gościnności, więc staram się — powiedział chłopak stawiając przed Kornem talerz ze śniadaniem.

— Ładnie pachnie. Co to jest?

— Szakszuka.

Nic to Mahawanowi nie mówiło, ale nie pytał o nic,  chłopak nie zamierzał mu tłumaczyć co to jest za danie.

— Jesz i wychodzisz.

— W tym względzie za bardzo gościnny nie jesteś.

Micah usiadł naprzeciwko niechcianego gościa i odpowiedział:

— Jesteś tu całą noc. Nakarmię cię, więc wystarczy. Jedz.

Także Thapakorn Mahawan jadł. Smakowało mu, ale bardziej interesował go chłopak,  nie posiłek.

— Dlaczego wynajmujesz pokój? Nie jesteś z Adincton? — pytał.

— Jestem. Tak lepiej. Nie muszę siedzieć na głowie wujkowi. Ma swoje problemy. Jeżeli zapytasz o rodziców, to ich już nie mam. Zginęli w wypadku, kiedy miałem osiem lat. Wujek mnie adoptował i jest jedynym członkiem mojej rodziny. Mam jakąś rodzinę ze strony taty, ale udają, że nie istnieję ani ja, ani nie istniała moja mama, więc niech się odwalą. Coś jeszcze?

Takiej otwartości nie spodziewał się, ale jakimś cudem Micah wiedział, że Korn zapytałby go o rodziców. Chłopak po prostu zmasakrował jego przygotowywaną serię pytań. Miał jeszcze jedno.

— Nie masz telewizora?

— Nie oglądam telewizji, więc jej nie potrzebuję. Jedz, bo wystygnie.

Chwila, dwie lub kilka minęło zanim skończyli posiłek. Tym razem już w milczeniu. Spoglądali na siebie, jakby badali teren. Micah wciąż nie wyglądał na uradowanego, że ma go tutaj, ale on cieszył się z tych chwil. Zazwyczaj od innych uciekał najszybciej jak się da, ale w tym chłopaku było coś, co go przyciągało.

Kiedy wychodził, po tym jak zaproponował, że pozmywa i mu odmówiono, zrobił coś za co mógł dostać w pysk, ale zaryzykował. Tuż przy drzwiach odwrócił się i objął Micaha. Przycisnął go do siebie mocno. Nie na długo. Jedynie na moment, w którym chłopak był zbyt zaskoczony, aby go odepchnąć czy uderzyć. Potem odsunął się. Nie patrząc na nastolatka wyszedł. Usłyszał za sobą dwa słowa:

— Weź prysznic.

Uśmiechał się po nich bardzo długo. Nawet wtedy kiedy próbował zlokalizować to gdzie jest, aby wezwać taksówkę. Nawet nie odczuwał już bólu głowy. Wszelkie dolegliwości minęły. Jakby zastąpiło je dobre śniadanie, przygotowane przez tego, do którego chciał wrócić. Wolał jednak nie przesadzić. Micah na pewno zamknąłby mu drzwi przed nosem. Miał szczęście, że w nocy nie zostawił go samemu sobie, tylko zajął się nim. W dodatku rano jeszcze nakarmił.

— Micah — szepnął, uwielbiając dźwięk tego imienia. — Cholera, nadal nie wiem jak ma na nazwisko. Następnym razem go zapytam.

Podczas gdy Korn czekał na taksówkę rozmyślając, Micah stał oparty o drzwi wciąż czując wokół siebie ramiona tego chłopaka i nie miał pojęcia co ma robić dalej. Nigdy w życiu, poza rodzicami, nikt go nie przytulił,  teraz zrobił to ten irytujący chłopak, do którego nie chciał się zbliżać. Tej nocy po prostu mu pomógł i tyle. To nic nie znaczyło. Korn objął go, bo mu podziękował. Tyle. Nic więcej.

— Och, przestań się nad tym głowić — warknął zły na siebie.

Potrząsnął ramionami jakby chcąc zrzucić z siebie to wrażenie owiniętych wokół siebie rąk i zajął się sprzątaniem po śniadaniu. Potem zamierzał się uczyć,  nie głowić nad tym puszczalskim palantem.

 

*

 

Quinn z nikim nie rozmawiał. Nawet, jeżeli ktoś próbował zacząć z nim jakąś konwersację zbywał tę osobę. W końcu zarówno tata jak i macocha zrozumieli, że na tę chwilę wszelkie ich próby pomocy nie zostaną przyjęte. Chłopak chciał być sam.

Nie minęło południe, kiedy coś uderzyło w jego okno. Najpierw mu się wydawało, ale kiedy sytuacja się powtórzyła zwlekł się z łóżka, na którym po prostu leżał. Podszedł do drzwi balkonowych. Miał to szczęście, że jego pokój miał balkon. Nie był duży, ale jemu wystarczał. Otworzył drzwi i zobaczył kilka kamieni leżących na betonie. Wyjrzał przez barierkę i żałował, że w ogóle ruszył się z łóżka.

— Przepraszam! — krzyknął Martin pełen nadziei.

— Powiedziałem, że nie chcę cię widzieć! I nie wal tymi kamieniami, bo szybę wybijesz!

— Wybacz mi! Wysłuchaj mnie. Wyjaśnię ci wszystko!

— Co chcesz mi wyjaśnić?! — zapytał Quinn. Broda mu niebezpiecznie zadrżała. Nie chciał płakać. Na szczęście był bardziej zły w tej chwili. — Jak wyjaśnisz mi to, że całowałeś się z innym?! Złamałeś mi serce, skurwielu!

— Przepraszam. Przykro mi. Nie mogę cofnąć czasu, ale daj mi szansę wyjaśnić…

— Nie chcę twoich wyjaśnień! Wiem co widziałem! — podniósł głos Quinn. — Gdybym nie przyszedł pewnie byś go w kiblu przeleciał.

— Nigdy w życiu! Quinn, kocham cię!

— Tak, kochasz i całujesz się z innym! Wal się, Reynolds!

— Nie chciałem sprawić ci bólu!

Martin nie wiedział co robić. Chciał żeby chłopak do niego wyszedł i mogliby porozmawiać. Już wiedział co się stało. Pragnął by Quinn dał mu szansę na wyjaśnienia. Chłopak jednak był bardzo uparty. Nie mógł się mu dziwić. Sam też by pewnie źle zareagował widząc coś takiego. Jednak nie wszystko co czasami widzimy jest prawdą.

— Pocałowałem go, ale to nie do końca tak!

— Pocałunek, to pocałunek! Spieprzaj! — odkrzyknął Greenwood.

Był pewny, że wszyscy w domu już wiedzieli co się dzieje. Każdy by mu mówił, aby wysłuchał Martina, ale on nie chciał go słyszeć, widzieć. Dlaczego nikt nie rozumiał, że w tamtym momencie zawalił się cały jego świat, jaki łączył go z Reynoldsem.

— Przepraszam.

Martin znowu próbował walczyć o to co mieli i co zepsuł. Nie powinien się był na to zgadzać. Podobno dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane,  on nimi mógł zniszczyć coś co łączyło go z Quinnem. Jego serce na chwilę zatrzymało się, kiedy Quinn zniknął z balkonu i zaczęło bić o wiele szybciej, kiedy chłopak znowu się pojawił. Miał w rękach jakieś rzeczy. Po chwili Reynolds zrozumiał co to jest. Na trawie zaczęły po kolei lądować płyty z filmami jakie dał Quinnowi, książki, pamiątki. Wszystko co do tej pory chłopak od niego dostał znalazło się u jego stóp. Potem padło słowo, którego Martin bał się najbardziej i od razu je znienawidził:

— Zerwijmy.

Martin słysząc je, padł na kolana i zamierzał tak pozostać do czasu aż Quinn da mu szansę. Nawet jeżeli miną dni, będzie klęczał, przepraszał i prosił o wybaczenie.

7 komentarzy:

  1. Moje serce w tym momencie pękło.
    Boże nieee.
    Nie rób mi tego.
    Quini daj mu wyjaśnić, znasz tylko swoją wersję wydarzeń, ale Martin ma swoją.
    Proszę cię, wysłuchaj go.



    Życzę ci wesołego jajka.
    Pozdrawiam Serdecznie
    Deia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i nawzajem.
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  2. Hejeczka,
    mam nadzueje ze tak to się nie skończy i znów Quinn i Martin będą razem, może to tamten chłopak się "rzucił" i za nim Martin zareagował, Quinn wszedł do toalety i to zobaczył... a Michan tak kulturalnie zajęcie się gościem...
    Wesołych i zdrowych Świąt życzę
    weny i pomysłów życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    co za gościnność, chociaż Korn dostał śniadanko... ale wygląda że obu ciągnie do siebie... och Martin odkręć to, w ogóle co się stało tam, bo nie chcę wierzyć że mógł naprawdę zdradzić Quinna...
    Zdrowych i pogodnych Świąt
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej jeszcze czytam 2 tom Jest bardzo ciekawe :)
    piszę tutaj bo mam pytanie
    Mam pytanie co do książki Na fali uczuć czy będzie dostępna na stronie ? czy tylko kupna
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy tekst będzie dostępny tylko do kupna.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)