2023/02/19

W rytmie miłości - Rozdział 72

 Co tam u Was? 

Ja już sądziłam, że przyjdzie wiosna, bo zrobiło się ciepło i w końcu przekonałam się, że słońce istnieje, gdyż ostatnie dni były bardzo słoneczne. Niestety dzisiaj jedna wielka masakra. To deszcz, to deszcz ze śniegiem. Ech. 

Zapraszam na kolejny rozdział i życzcie mi weny, gdyż obecny tekst, który pisze idzie mi jak krew z nosa. Po prostu tworzę go po jednym zdaniu. Zawsze styczeń, luty, były dla mnie idealnymi miesiącami do pisania. W tym roku, tego powiedzieć nie mogę. 

Dziękuję za komentarze. :)


— Wiem co chcesz zrobić — powiedział Chris do swojego chłopaka, który wyglądał jakby lada chwila uszami miała buchnąć mu para. Chwycił Tobiasa za rękaw od bluzy i dodał: — Nie rób tego.

Zirytowany Tobias spojrzał na Nichollsa i syknął:

— Czego mam, kurwa, nie robić?

Szarpnął ręką, by Chris go puścił i wyszedł do ogrodu odcinając się od wszystkich. Niestety nie od swojego chłopaka, który chciał mu czegoś zakazać.

— Chcesz znowu spotkać się z ojcem. Nie myślisz, tylko działasz. To nie ma sensu…

— Co, kurwa mać, nie ma sensu?! — krzyknął Grant. — Grożenie mojemu bratu? To, że ten jebany chuj siedząc za kratkami wciąż mu zagraża?! A może to, że ci popierdoleni Frostowie mają jakiś z nim związek?! Powiedz mi, co nie ma sensu?!

Christopher nacisnął dwoma palcami nasadę nosa licząc w myślach do dziesięciu. Potem spojrzał na Tobiasa, mówiąc:

— Nie chcę się z tobą kłócić.

 To tego nie rób. Nie zakazuj mi tego bym do niego poszedł i zażądał wyjaśnień.

— Będę tak robił, bo w ten sposób tylko pokazujesz mu, że się boisz. Na twoim miejscu…

— Chris, kurwa, nie jesteś mną i nie będziesz na moim miejscu. Zrobię co zechcę,  ty nie masz nic do gadania!

Już wiedział, że ostatnie słowa nigdy nie powinny opuścić jego ust. Zraniona twarz chłopaka, była tym czego nigdy nie chciał oglądać. Przecież ceni go i kocha. Nie był zbyt wylewny i nie powtarzał tego ciągle, ale to co czuł było prawdziwe. Ranienie ukochanej osoby nie było w planach.

— Chris, słuchaj…

Wyciągnął rękę, by chwycić dłoń Chrisa, ale Nicholls cofnął się.

— Masz rację — szepnął przygnębiony Christopher — nie mam nic do gadania. Nie idź za mną.

Po tych słowach odwrócił się i wszedł do salonu skąd przez chwilę, jak drzwi były otwarte, dochodziły do uszu Tobiasa głosy rozmów przyjaciół. Drzwi po chwili zamknęły się odcinając hałas i pozwalając mu zatonąć w wieczornej ciszy. Przez to myśli stały się o wiele głośniejsze,  słowa, które tak niefortunnie wypowiedział do swojego chłopaka, odbijały się echem w jego głowie. Spieprzył. Nikt mu nie musiał tego mówić. Znowu w złości powiedział słowa, które nie powinny paść.

— Powinienem sam sobie przywalić — warknął do siebie pod nosem.

Przesunął palcami przez włosy burząc je i ruszył śladem Christophera. Chłopaka nie było w salonie, więc zajrzał do kuchni przyłapując swojego brata i Gerarda na całowaniu. Dawniej rzuciłby jakimś żartem, ale teraz nie miał na to nastroju.

— Widzieliście Chrisa? — zapytał, ale ci dwaj nawet go nie usłyszeli.

Zawrócił więc do salonu. Quinn rozmawiał z Martinem, którego mina jasno wskazywała, że chciałby być wszędzie, ale nie tutaj. Rozumiał go. Podszedł do nich pytając o Nichollsa.

— Wziął ode mnie kluczyki — odpowiedział Quinn — mówiąc, że ma coś ważnego do zrobienia i wyszedł. Coś się stało?

— Dzięki — odpowiedział Tobias, ignorując pytanie przyjaciela.

Teraz tylko musiał odnaleźć swojego chłopaka. Co, jak przypuszczał, może nie być łatwe. Odszedł na bok. Wyjął telefon z kieszeni i zadzwonił do niego. Niestety po długim oczekiwaniu chłopak nie odebrał. Po drugim razie nagrał mu się na pocztę głosową:

— Przepraszam. Jak zawsze palnąłem gówno. Proszę, odezwij się do mnie, martwię się.

Potem zadzwonił do drugiej osoby, która doskonale zrozumie jego niepokój.

— Co tam, Tobiasie? — zapytał Gabriel, który natychmiast odebrał. — Jak tam spotkanie? Wszystko wyjaśnione?

— Proszę, pomóż mi odnaleźć Chrisa — powiedział, będąc już w drodze do swojego samochodu.

 

*

 

— Porozmawiasz z Martinem? — zapytał Oliver, kiedy na chwilę zaspokoił swoje pragnienie całowania Gerarda.

Nadal stali objęci, jakby po tych tygodniach kiedy czuli się bez siebie bardzo samotni, musieli na nowo naładować się obecnością tej drugiej osoby.

— Próbowałem, ale udawał, że mnie nie słyszy. Spartaczyłem, co nie?

— Tak, ale ja ci wybaczyłem. Miałeś powody, aczkolwiek powinieneś nam wszystko powiedzieć.

— Tak bardzo byłem przerażony — powiedział Gerard. Przysiadł na brzegu szafki,  Oliver oparł się o niego. — Nie wiedziałem co robić. Byłem pewny tylko tego, że chcę cię chronić. To ciągle miałem w głowie. Nawet, kiedy obudziłem się w szpitalu, to było moim celem.

— Ja to rozumiem, ale dla Martina jesteś niczym brat. Trudno więc mu zrozumieć, że nie ufałeś przyjacielowi na tyle, aby go wtajemniczyć. Spróbuj jeszcze z nim porozmawiać — poprosił Oliver i cmoknął szybko usta Gerarda. — A potem będziesz już tylko mój. Zostaniesz, prawda? Ciocia wróci niedługo z kina, gdzie wybrała się z koleżanką, wszystko jej opowiemy,  potem zostań ze mną.

Frost mocniej przyciągnął do swojego ciała Olivera. Pocałował go w skroń, zatrzymując na niej dłużej usta i szepnął:

— Z tobą na zawsze.

Chwilę później, z niechęcią, puścił swojego chłopaka i skierował się do salonu. Elliott siedział z posępną miną wciąż na kanapie. Korciło go, aby zapytać co męczy chłopaka chociaż wiedział, że powinien zostawić go w spokoju, ale ciekawość wygrała. Tym bardziej, że dostrzegł wcześniej, że Martin wchodzi do łazienki. Także miał chwilę, czekając na przyjaciela. W każdym razie miał nadzieję, że wciąż nimi są.

— Co tam? — zagadnął do Rossa, który zaskoczony spojrzał na niego.

Niby byli w jednej paczce, ale niewiele mieli ze sobą interakcji. Zazwyczaj po prostu byli z innymi w jednym pomieszczeniu, nie rozmawiając ze sobą. Dlatego Elliott w pierwszej chwili miał ochotę rozejrzeć się, czy Frost na pewno jemu zadał pytanie. Powstrzymał się jednak przed tym gestem, nie chcąc głupio wyglądać.

— Co masz na myśli?

— Masz minę, jakby ktoś rzucił ci pod nogi kłopoty całego świata — odparł Frost i usiadł na kanapie skierowany przodem ciała w stronę Elliotta.

— Naprawdę chcesz się ze mną integrować i pytasz co mi leży na sercu?

Gerard zaśmiał się pod nosem,  potem wzruszył ramionami.

— W końcu mamy wspólnych przyjaciół, prawda? A do tego mój najlepszy przyjaciel nie widzi świata poza twoim najbliższym przyjacielem.

— Dobra, dobra, bo jak jeszcze raz w jednym zdaniu usłyszę słowo „przyjaciel”, to zacznę krzyczeć. Dana nie wyciągnęła ze mnie o co chodzi,  sądzisz, że tobie się uda?

— Przecież nic nie może być gorsze od moich gównianych starych. A wyglądasz jakby tak było.

— Bo mój facet zgodził się zjeść w niedzielę obiad z moimi rodzicami. A moja mama chyba go nie lubi. Tyle razy swatała mnie z różnymi chłopakami,  nagle ma coś przeciw Ryanowi. Do tego wymyśla głupie powody. Choćby to jak on się ubiera — potok słów płynął z ust Rossa jakby puściła jakaś tama — czy to, że jest starszy. Fakt, zazwyczaj umawiała mnie z kimś kto ma tyle lat co ja lub jest młodszy, ale pięć lat, w tym wieku, to już nie jest przepaść. Nie mam szesnastu lat,  dziewiętnaście. Za kilka miesięcy zaczynam studia.

— A może ona boi się, że cię straci. Z tym Ryanem wygląda mi to na coś bardzo poważnego.

— Bo tak jest. Gdyby mi się dzisiaj oświadczył, jutro wziąłbym z nim ślub. To cholernie poważne. Czuję to. Tak było od pierwszej chwili. Jakbyśmy już w innym życiu byli razem  teraz znów odnaleźli siebie — przerwał na chwilę, kiedy wreszcie dotarło do niego to co powiedział Gerard. — Mówisz, że boi się, że mnie straci, bo wie, że to bardzo poważne. Ja i on? Ale nigdy tak się nie stanie. Z kimkolwiek będę, wciąż będzie moją mamą.

— Chyba musisz porozmawiać ze swoją mamą. Zazdroszczę ci jej, więc ciesz się, że taka jest i martwi się o ciebie. Nie czekaj z rozmową. Ja muszę także z kimś pogadać.

Wstał, zerkając co chwilę na Martina, który wyglądał jakby zbierał się do wyjścia.

— Dzięki, Frost. Nie jesteś taki zły.

Gerard skinął głową. Ta rozmowa była prosta, ale czekała go teraz ciężka przeprawa. Kątem oka spostrzegł, że do salonu wszedł Oliver. Chłopak uniósł kciuk do góry. Wsparcie Oliego wiele dla niego znaczyło. Nawet nie chciał wiedzieć co czułby, gdyby jego chłopak mu nie wybaczył. Na szczęście tak się stało. Ciężarem na sercu był jednak Martin.

— Możemy pogadać?

— Już mówiłem, że nie mamy o czym. Zresztą wychodzę. Quinn, zbieraj się — zwrócił się do swojego chłopaka, który wąchał kwiatki doniczkowe, te które kwitły,  było ich w salonie całe mnóstwo.

— Martinie, próbowałem sobie wyobrazić jak czułbym się będąc na twoim miejscu…

— Chujowe uczucie, prawda? — przerwał Gerardowi. — Nie może być inne, kiedy dowiadujesz się, że ten którego nazywasz bratnią duszą, nie ufa tobie. Pomógł bym ci. Razem znaleźlibyśmy rozwiązanie. Ale tego nie zrobiłeś.

— Gdybyś był na moim miejscu…

— Zwróciłbym się po radę do tego, któremu ufam — odpowiedział Martin,  kiedy Greenwood do niech podszedł, chwycił swojego chłopaka za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.

Gerard stał i patrzył na odchodzącego Martina i czuł, że ktoś w jego sercu przekręca nóż. Sam był jednak winien całej sytuacji. Nie zaufał. Taka była prawda. Poczuł ręce swojego chłopaka, które obejmowały go od tyłu. Pocałunek ciepłych ust na karku, sprawił, że do jego płuc napłynęła świeża fala powietrza. Tak jakby siły, które zaczął tracić patrząc na odchodzącego przyjaciela, na nowo powróciły.

— Daj mu czas.

— Chyba nie mam wyjścia, Oli.

— Dzwoniła ciocia, zaraz będzie. Restauracja, do której miała iść z koleżanką po kinie, jest zamknięta więc wróci wcześniej.

— To dobrze. Porozmawiam z nią. Mam nadzieję, że też mi wybaczy, to na co cię naraziłem.

Oliver westchnął i obszedł swojego chłopaka, stając tuż przed nim.

— Cierpiałem, ale wiem, że mnie chroniłeś,  to dla niej będzie liczyć się najbardziej. Prosiła, abyśmy przygotowali coś do jedzenia i pogadamy. A raczej powiedziała, abyś ty to zrobił, bo nie chce, żebym wysadził kuchnię w powietrze.

— Kiedyś nauczę cię gotować.

— W tym względzie jestem tępym uczniem. Ale potrafię zrobić dobrą kawę.

— Mój utalentowany chłopak — powiedział Gerard i położywszy dłoń z tyłu głowy Oliego, przytrzymał ją i pocałował go w czoło. — Co powiesz na tosty, ale zrobione na patelni z jajkami, ziołami i kilkoma dodatkami?

— Jestem za — odpowiedział Oliver. Obejrzał się na jeszcze dwie osoby, które pozostały i zapytał: — Dołączycie do jedzenia?

— Też się zbieramy — rzekła Dana. — Miłego wieczoru i nocki — dodała, puszczając im oczko. — Elliocie, idziemy. Dziwny ten wieczór, prawda? — zapytała Rossa.

Oli nie słyszał już odpowiedzi chłopaka, ale sam w duchu przyznał jej rację. Aczkolwiek może wieczór był dziwny, jak i część tego dnia, ale powróciło do niego szczęście. Z tą myślą przytulił się do Gerarda, którego ramiona były dla niego domem.

— Co tam, Oli?

— Nic. Po prostu cię kocham.

— Ja ciebie także kocham. Mocno. Bardzo mocno.

— Zostańmy tak chwilę, co? — poprosił Grant.

— Mhm. Nie mam nic przeciw — odparł Frost, tuląc do siebie miłość życia.

 

*

 

Tymczasem kiedy jedni byli szczęśliwi, inni mieli wrażenie, że serce płacze w rozdzierającym smutku. Chris nigdy nie sądził, że kiedykolwiek usłyszy od Tobiasa, że nie ma nic do gadania w jego sprawach. Sądził, że są razem. Coś ich łączy. Może to nie trwa lata, ale przecież ani to, ani to w jakim są wieku nie miało znaczenia. Wiedział, że Grant potrafi być nadpobudliwy i łatwo wpadał w złość, ale i tak bolało.

Siedział w parku na ławce, wpatrując się w niewielkie jezioro. Księżyc odbijał się w wodzie i nie musiał patrzeć w górę, aby go widzieć. Otulił się szczelniej bluzą. Noc była chłodniejsza niż przepowiadały serwisy pogodowe. Powinien wracać do domu, ale nie potrafił się ruszyć. Nogi i tyłek jakby przyrosły mu do ławki. Nie miał pojęcia ile czasu upłynęło, ale na tyle dużo, aby nastała już noc. Spędzanie czasu samotnie w parku nie było dobrym pomysłem, ale nie przejmował się tym. Nic nie będzie gorsze od tego co czuł.

Mimo to, kiedy usłyszał za sobą trzask gałązki, wzdrygnął się. Obejrzał się za siebie. Światła dwóch latarek z telefonu podpowiedziały mu, że zbliżają się do niego dwie osoby. Serce mu mocniej zabiło. Jeżeli ktoś go napadnie, to odda. Umiał się bić. Zaraz jednak odetchnął, kiedy dwie znajome sylwetki zbliżyły się,  światło księżyca je oświetliło.

Dwóch mężczyzn podeszło do niego i usiadło po obu jego stronach. Dwie pary rąk objęły go. Dwie pary ust ucałowały,  potem usłyszał:

— Przepraszam.

Tyle wystarczyło, by to, co ściskało serce Christophera rozproszyło się niczym pył na wietrze. Wziął głęboki, drżący oddech. Poczuł się dobrze. Na tę chwilę niczego więcej nie potrzebował.


6 komentarzy:

  1. Mam mętlik w głowie po tym rozdziale.
    Dziękuję za niego ale kom napiszę jak ochłonę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, tobias przesadziłeś.
      Ale mam nadzieję że się to szybko poprawi.

      Pozdrawiam Serdecznie.

      Usuń
    2. U mnie pogoda w kratkę, raz ciepło raz zimno i szaro.
      Dzis było bardzo przyjemne i cieplutko, jak miło.

      Tobias przesadzil, mimo że czuje się zraniony i wkurzony oraz bezradny nie powinien mówić że coś jego chłopaka nie dotyczy nawet jeśli tak jest.
      On odczuwa to inaczej.
      Pozdrawiam Serdecznie
      Deia

      Usuń
  2. Hejeczka,
    o tam te słowa Tobiasa bardzo zabolały Chrostophera, ale dobrze że od razu zauważył swój błąd, choć też mnie ciekawi skąd rodzice Frosta znają i ojca... Marti na pewno wybaczy Gerardowi...
    weny, chęci i pomysłów życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. Ja tam w Ciebie wierzę , dasz radę , wszystko w swoim tempie i jak już wpadniesz w tryb pisania to już pójdzie :) pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    oj Tobias przesadziłeś, ale dobrze że od razu się zreflektowałeś, Martin na pewno wybaczy ale potrzebuje czasu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)