2023/01/15

W rytmie miłości - Rozdział 67

 :*

— To opowiadaj jaki masz pomysł. Aczkolwiek, ja bym tej całej Sharon nie pomagał — powiedział Tobias, za co otrzymał srogie spojrzenie od swojego chłopaka. — No co tak patrzysz? Jest wredną, zazdrosną małpą. Fakt, ma przejebaną sytuację życiową, ale moim zdaniem, to wciąż nie usprawiedliwia jej zachowania wobec ciebie. Nawet dla klientów nie jest miła. Także to dużo o niej mówi.

— Nie znamy pełnego obrazu sytuacji. Mamy tylko szczątki czegoś — odpowiedział Christopher. W dłoni trzymał kubek z kawą,  talerzyk leżący przed nim na stole zawierał jedynie okruszki po zjedzonym kawałku szarlotki, którym poczęstowała ich mama Elliotta.

Cała trójka siedziała w kuchni, podczas gdy pani Ross po poczęstunku udała się do sypialni poczytać.

— To nadal jej nie tłumaczy, Chris. Wiele osób jest w jej sytuacji,  nie są tak wredne jak ona. Dobra, Elliott, gadaj o tym pomyśle.

— Od dwóch lat w naszej szkole na wiosnę, lub wcześniej, są robione eventy, podczas których zbieramy pieniądze na jakiś cel.

— Eventy? — dopytał Tobias.

— Koncerty plenerowe, w których udział biorą uczniowie, wystawy prac. Mamy stoiska, podczas których można sprzedawać różne rzeczy lub swój talent. Rok temu jedna z grup sprzedawała to, co mają w głowie. Było zabawnie.

— Sprzedawali neurony mózgowe, czy od razu całe mózgi? To legalne? — zapytał Tobias, ale widać było, że żartuje, bo ledwie powstrzymywał się od śmiechu.

— To byli uzdolnieni matematycy z ostatniej klasy. Ludzie zadawali im bardzo trudne matematyczne zadania,  oni je rozwiązywali za odpowiednią sumę. Taka zabawa. W każdym razie wszystko co ludzie zarobili poszło na schronisko dla zwierząt. Jeszcze wcześniej zbierano pieniądze dla ciężko chorego chłopca, który dzisiaj jest zdrowy.

— Pewnie urządzenie eventu nie jest trudne — wtrącił Nicholls — ale podejrzewam, że aby zbierać kasę na jakiś cel, trzeba spełnić określone warunki.

— Tak. W przypadku mamy Sharon trzeba byłoby przedstawić dokumenty dotyczące jej choroby. Prognozy. Potrzebne byłyby konsultacje lekarskie, ale to sądzę, że jest dość proste. Tak było z tym chłopcem. Ważna jest też sytuacja rodzinna. Nikt nie zbierałby pieniędzy dla osoby, która ma kasę i może sama za wszystko zapłacić, ale nie chce tego zrobić.

— To tutaj mamy pewność, że oni takiej możliwości nie mają — rzekł Tobias.

— Właśnie. Można się jeszcze dowiedzieć co jest potrzebne, ale to są rzeczy, które mając dobrą wolę, można załatwić. No i potrzebujemy zgody osoby, osób dla których te pieniądze mają być zebrane.

Christopher wypuścił powietrze ze świstem.

— Z tym może być problem. Sharon jest zbyt dumna, aby sięgnąć po pomoc lub zgodzić się na nią.

— Twoja w tym głowa, aby się zgodziła — rzucił Elliott Ross. — No i musisz poznać więcej szczegółów. W tym roku organizatorem eventu jest nasza klasa. Dobrze by było już w lutym znać wszystkie szczegóły. Moglibyśmy przedstawić je dyrektorce i zarządowi.

— Nasza klasa? — dopytał Tobias. — Chodzę do tej szkoły już kilka miesięcy i widzę, że jeszcze wielu rzeczy nie wiem.

— Dowiesz się z czasem — powiedział Chris, dopijając kawę i wstał klepiąc swojego chłopaka po ramieniu. — Ruszaj cztery litery. Mamy dzisiaj randkę z Gabrielem, muszę się ogarnąć do tego czasu. Prosto ze szkoły pojechałem śledzić Sharon i jeszcze w domu nie byłem.

Wkrótce pożegnali się z Elliottem i wyszli. Na dworze powoli zapadał zmrok. Tobias odwiózł Chrisa, po czym wrócił do domu także przygotować się do dzisiejszego wieczoru. Mieli iść do kina,  co dalej, to miało się okazać już podczas spotkania. Nie mógł się tego doczekać. Wciąż chwilami nie wierzył, że odzyskał Gabriela. Nie musiał też rezygnować z Chrisa. Może nie był zbyt wylewny, nie wyznawał im uczuć co chwilę, ale kocha ich. Kiedy byli razem obserwował tych dwóch, drogich mu mężczyzn i cieszył się, że obu także łączyła więź. Z początku pomiędzy Gabrielem i Chrisem, to było pożądanie, ale podczas ostatnich tygodni zrodziło się dużo więcej.

Na razie nie spotkali się z przejawem nienawiści z powodu tego, że są razem we trzech. Może dlatego, że ludzie widząc ich razem, widzieli kumpli,  nie triadę. Nie ogłaszali wszem i wobec, że są ze sobą związani. Nie całowali i nie trzymali się ciągle publicznie za ręce. Nie to, że się czegoś bali, tylko to nie byli oni. Zachowywali większość dla siebie. Dla prywatnych chwil, pełnych czułości.

Rozmarzony, budując plany na dzisiejszy wieczór, wszedł do domu. W jednej chwili nastrój zepsuł się, kiedy ujrzał na schodach brata. Chłopak płacząc przeglądał coś w telefonie. Przysiadł obok niego i zajrzał co Oliver ogląda. Na ekranie pojawiały się raz po raz zdjęcia. Oliver z Gerardem uśmiechali się na nich wyglądając na szczęśliwych. Większość to były selfie, które sobie razem robili. Zdarzały się jednak takie, które ktoś im robił. Tobias pamiętał jak sam uwiecznił ich na szkolnym korytarzu, kiedy stali,  Gerard coś szeptał do ucha Olivera. Zrobił im zdjęcie z zaskoczenia,  potem przesłał.

— Może gdyby miał te zdjęcia… — zaczął Oliver i przerwał.

Tobias nie odezwał się, tylko objął ręką brata i przytulił go. Czasami tylko tyle wystarczyło, aby druga osoba poczuła się lepiej. Przeczuwał jednak, że Olivera nikt nie pocieszy poza samym Gerardem.

— Jeżeli chcesz, to zostanę — zaproponował Tobias.

— Nie. Zadbaj o swoich chłopaków. Z ciocią zaplanowaliśmy wieczór filmowy.

— Na pewno?

Oliver odsunął się na tyle, aby spojrzeć na brata i powiedział:

— Nie marnuj ani minuty, którą możesz z nimi spędzić. Każda chwila z kimś kogo kochasz jest bezcenna. Idź na randkę. No chyba że chcesz oglądać dramy BL.

Tobias skrzywił się. Nie zamierzał męczyć się przy czymś co go nudziło. Szczególnie te szkolne historie, które brat uwielbiał, były dla niego torturą.

— Chcesz oglądać seriale o miłości?

— Oglądać i marzyć, że jutro Gerard podejdzie i powie, że mnie pamięta, wciąż kocha i tęsknił.

Drzwi frontowe otworzyły się i weszła Martha niosąc w ręku torbę termoizolacyjną.

— Mam lody, Oli. Tobias, też się piszesz?

— Na nic się nie piszę. Nie zmusicie mnie do tego.

To był jedyny moment, kiedy Oliver uśmiechnął się. Chwila, gdy brat dosłownie uciekł, jakby mieli go przykuć do kanapy i kazać jeść lody owocowe, których nie lubił oraz oglądać seriale.

— Nie wie co dobre — szepnęła kobieta. — To ja to wypakuję,  ty przygotuj wszystko. Na pewno da się to oglądać na telewizorze? — zapytała siostrzeńca.

Dzisiaj miała wolne i chciała wieczór poświecić Oliverowi. Chłopak dzisiaj szczególnie nie miał najlepszego dnia. Czym więcej widywał w szkole Gerarda, tym bardziej tonął w smutku.

— Tak. Zaraz wszystko przygotuję — odpowiedział osiemnastolatek, starając się po raz kolejny nie oglądać zdjęć i filmików, na których zatrzymał się czas. Nie oparł się jednak spojrzeniu na fotografię, na której Gerard opierał się o barierkę na moście w parku patrząc na niego jak na najcenniejszy skarb. — Wiem, że odzyskam ciebie, ale nie wiem jak przetrwam oczekiwanie. Jeżeli będę musiał zdobyć ciebie od nowa, to tak zrobię. Wierzę jednak, że znów będziemy razem.

Wyłączył galerię,  potem poszedł przygotować wszystko na wieczór filmowy z ciocią. Zanim oboje usiedli na kanapie przed telewizorem z kubełkami lodów, Tobias zdążył wziąć prysznic, ubrać się i był gotów do wyjścia.

— Baw się dobrze i daj znać jeżeli nie wrócisz na noc — powiedziała Martha. — Nie chcę się martwić.

— W porządku — odpowiedział.

Rzucił jeszcze okiem na brata,  potem wyszedł.

— Niech przynajmniej on będzie szczęśliwy — powiedział Oliver i włączył „Kiss Blue”.

 

*

 

Gabriel zabrał swoich partnerów na premierę sensacyjnego filmu z wątkami fantasy, przy którym bawili się znakomicie. Kiedy seans dobiegł końca, dużo rozmawiali na temat zakończenia, z którego Christopher nie był zadowolony.

— To nie tak, że nie podoba mi się finał tej historii, tylko uważam, że można było to inaczej przeprowadzić,  nie zabijać jedną z dwóch głównych postaci. Śmierć aż tak dobrze się sprzedaje?

— Sądzę, że to był wstęp do drugiej części— wtrącił Tobias. — Jeżeli chcieliby pociągnąć ten wątek fantasy, to ta postać w tej drugiej części mogłaby się narodzić w nowym świecie. W tym, w którym mieszkał ten morderca, którego pokonali.

— Możliwe, ale i tak to nie zmienia mojego zdania. Gdybym pisał scenariusze, to bym to inaczej zrobił.

— A ja byłbym twoim fanem — oznajmił Gabriel zarzucając rękę na ramiona Chrisa. — Nie chcesz może zostać scenarzystą?

— Lubisz jak piekę?

— Uwielbiam.

— To musiałbyś się pożegnać z moimi ciastami, bo nie miałbym czasu piec, gdybym był scenarzystą. Musiałbym pisać i pisać i…

— Dobra, rozumiemy — rzucił Grant. Szedł tyłem zwrócony przodem w ich stronę. Wierzył, że gdy trafi na przeszkodę, to go przed tym uprzedzą. Pomachał w powietrzu kluczykami. — To co robimy dalej panowie? Jestem dzisiaj waszym kierowcą, więc przyjmuję życzenia.

— Jedziemy tam, gdzie wykorzystamy to, co włożyłem do bagażnika — odpowiedział Lawrence. — Daj telefon, wpiszę współrzędne GPS.

Tobias podał partnerowi swój telefon. Gabriel znał kod do odblokowania go, więc Grant nie musiał się tym kłopotać. Mężczyzna przystanął, aby wpisać do nawigacji potrzebne dane. Chris zaglądał mu przez ramię,  gdy aplikacja pokazała na mapie, gdzie jadą, uśmiechnął się.

— Wywozisz nas z miasta?

— Pochodzę z Denton, gdzie gwiazdy na niebie są zawsze widoczne w bezchmurną noc. Tam, gdzie ludzie wierzą w przeznaczenie i w to, że do każdego uśmiechnie się los. Tutaj, aby zobaczyć gwiazdy, trzeba wyjechać z miasta. Dawno mnie już nie było na tym wzgórzu.

— To gadamy dalej, czy jedziemy? — zapytał Tobias.

Zabrał z ręki Gabriela telefon i zostawiwszy partnerów ruszył pierwszy ku wyjściu z kina.

— Patrz, jak mu się śpieszy — szepnął Lawrence do Chrisa.

— Jeszcze nas zostawi, taką ma ochotę na gwiazdy i życzenia skierowane w ich stronę.

Gabriel roześmiał się, ale gdy Chris także poszedł, ruszył za nim prawie biegiem wołając do Nichollsa gdy go mijał:

— Kto ostatni przy samochodzie ten siedzi z tyłu.

— Dzieciak jesteś czy co? — zawołał Chris za Gabrielem.

Po chwili pobiegł za nim, nie zważając na to jak ludzie na niego patrzą. Nie obchodzili go inni. Tylko rodzina, przyjaciele i ci, których kochał mieli znaczenie. Dobiegł do samochodu Tobiasa jako ostatni i został nagrodzony szybkim całusem od obu partnerów. Usiadł w samochodzie na tylnej kanapie, co wcale mu nie przeszkadzało. Słuchał muzyki, którą włączył Tobias rozmyślając, co mógłby zrobić, aby Sharon zgodziła się na zbiórkę pieniędzy. Dyrektorkę szkoły i zarząd da się do tego przekonać, ale gorzej z dziewczyną.

— Najłatwiej będzie, jak któregoś dnia po prostu staniesz na progu jej domu i zorientujesz się we wszystkim — przemówił Gabriel, kiedy Chris wypowiedział na głos swoje obawy. — Mogę tam z tobą pojechać. Nie wiemy jaki jest jej ojciec. Ludzie po alkoholu różnie się zachowują. Ktoś będzie łagodny,  ktoś porywczy.

— Też się piszę na wizytę z wami u niej — wtrącił Tobias.

— Sądzicie, że sam sobie nie poradzę?

— Po co, kiedy masz nas i możemy ci pomóc — odpowiedział Gabriel.

Nicholls wyciągnął rękę i uścisnął ramię mężczyzny. To wystarczyło za odpowiedź. Tylko nie miał pojęcia w jaki dzień mógłby zastać Sharon Moore w domu. Może w ogóle jej nie potrzebował do tego. Powiedział o tym partnerom, kiedy już dojechali na wzgórze za miastem. Dało się tutaj podjechać samochodem, więc z tego skorzystali.

— Wścieknie się jak dowie się, że byłeś u niej w domu bez jej zgody.

— Wiem, Tobiasie, ale zrobię tak, jeżeli nie będzie wyjścia.

— Dobra, przestańcie już mówić o smutnych rzeczach — zwrócił się do nich Gabriel kierując się do otwartego bagażnika. Wyjął stamtąd koc i koszyk. — Nie zamierzałem was o głodzie zostawić. Mam tu wszystko co lubicie.

Rozesłał koc na masce samochodu. Trawa była pokryta rosą,  ziemia zbyt zimna, by mógł posłać pled na gruncie. Koszyk postawił na kocu. Zaczął wyjmować z niego jedzenie, które zazwyczaj kupowali na ulicy. Tortille i kebaby były głównym posiłkiem, do tego dołączyło piwo. Bezalkoholowe dla Tobiasa.

— To prawdziwa uczta. Sam to zrobiłeś?

Gabriel spojrzał na Tobiasa jak na wariata.

— Sądzisz, że sam bym to zrobił? Zamówiłem to i kupiłem u gościa, u którego najczęściej jemy. Latem zamierzam was zabrać na prawdziwy piknik. Jak byłem dzieckiem i mieszkałem jeszcze z rodzicami na farmie, to w każdą niedzielę robiliśmy pikniki. Co tam, całe miasto robiło. Po niedzielnej mszy wszyscy zbieraliśmy się wokół kościoła i integrowaliśmy się. Ale to działo się latem. Kiedyś was tam zabiorę. Na razie daję wam to.

— Dajesz nam coś więcej — powiedział Chris podchodząc do Lawrenca i całując go tak jakby świat miał się skończyć w tej chwili.

Gabriel oddał pocałunek owijając ramię wokół pleców chłopaka. Tymczasem, Tobias korzystając, że ci dwaj są zajęci, śliniąc się, wybierał co chciał zjeść jako pierwsze. Jego ukochany kebab wyszedł na pierwszy plan. Właśnie miał ugryźć spory kawałek, kiedy dwie pary oczu wpatrzyły się w niego.

— No co?

— Wolisz jeść niż się całować? — zapytał Christopher.

— Głodny jestem.

— Zjadłeś w kinie duży kubeł prażonej kukurydzy. Sam — przypomniał mu Gabriel.

— Rosnę jeszcze.

Mężczyzna wpatrzył się w jego krocze i zapytał:

— Gdzie?

— Gabrielu, kochanie, ostatnio mówiłeś, że jeżeli tam jeszcze trochę urosnę, to sam będę musiał sobie wkładać, bo żaden z was mi się nie odda. Także, jego zostawiamy w spokoju. Zaraz zrobi się ciemno. Jecie, czy sam mam to zjeść?

Nie czekał na odpowiedź, tylko ugryzł kebaba. Naprawdę był głodny. Nic nie mógł poradzić na to, że szybko spalał kalorie i potrzebował je uzupełniać. Jego partnerzy dołączyli do niego przy posiłku, po tym jak skończyli sobie wyobrażać, co i gdzie sobie Tobias wkłada. W czasie kiedy jedli ściemniało się. Dolina wokół wzgórza, jak i miasto, które stąd widzieli powoli pokrywały się cieniem nocy,  niebo zaczęły rozświetlać miliardy gwiazd. Kiedy po tym jak zjedli, wzięli butelki z piwem do ręki wszyscy trzej przysiedli na masce samochodu. Tak blisko siebie, że źdźbło trawy by się pomiędzy nimi nie przecisnęło.

— Przyjeżdżałem tutaj już w czasie kiedy byłem w gangu — odezwał się Lawrence. — To było moje miejsce. Prawie każdej nocy spoglądałem w niebo i życzyłem sobie by mieć takiego farta w życiu, aby w końcu wszystko się ułożyło.

— Czasami nie wypowiada się życzeń do spadających gwiazd? — zapytał Tobias.

— Co za różnica? Gwiazdy to gwiazdy. Czemu jedna spadająca ma spełnić życzenie, kiedy mogą to zrobić te miliony, które widzimy. Dzisiaj zabrałem was tutaj, bo wiem czego chcę sobie życzyć.

Gabriel patrzył w gwiazdy, kiedy Chris i Tobias patrzyli na siedzącego pomiędzy nimi mężczyznę. W ciemności widzieli tylko jego zarys, ale dla nich był tak znany jak ich własne ciała. Potem także spojrzeli w niebo i złożyli życzenia. Żaden z nich nie miał pojęcia, że życzą sobie tego samego. Nie tylko spełnienia marzeń i planów jakie mieli, czy zdrowia dla każdego z nich. Przede wszystkim życzyli sobie, by byli razem na zawsze. Nie ważne w jakie miejsca rzuci ich życie. Byle tylko nie zostali rozdzieleni.

Choćbym był na końcu świata, ale z nimi — pomyślał Gabriel.

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    o tak Oliver może liczyć na Tobiasa i toi się podoba, ale ta ucieczka na wzmiankę co Oliver z ciocią będą oglądać genialne było... trzymam kciuki z ich trójkę... trudno będzie przekonać Sharoon  ale pomysł z tym eventem dobry...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    no rozdział wspaniały, a pomysł jak pomóc Sharoon bardzo dobry, tylko teraz trudne zadanie aby ją przekonać... bardzo mi się podoba że Tobias tak wspiera Olivera, a randka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)