2022/10/16

W rytmie miłości - Rozdział 59

 Dziękuję za komentarze. :)


— Boli mnie brzuch — powiedział Elliott do Quinna rozmawiając z nim przez telefon. — Rodzice mają poznać Ryana. Nie planowałem, że stanie się to w taki sposób.

— Bez tego, pewnie przedstawiłbyś go za kilka miesięcy. Daj spokój, stary, facet spodoba się im. Po prostu przedstaw go przed imprezką. Zresztą, na zdjęciach wygląda super, to na żywo pewnie jeszcze lepiej. Ciacho z niego. Aj, kretynie, co robisz?

— Dobra, rozłączam się, bo muszę wziąć jeszcze prysznic. Pozdrów Martina i cokolwiek ci robi, niech zrobi bardziej. Słyszysz mnie? Quinn? Pewnie znów się obłapiają — szepnął do siebie, a później przerwał połączenie.

Odłożył telefon na biurko, a potem podszedłszy do szafy otworzył szufladę z bielizną. Brzuch go z nerwów nadal bolał, ale nie potrafił nic zrobić, aby nie stresować się. Za godzinę miał po niego przyjechać Ryan. Może tak zrobi i zapozna rodziców z nim w domu. Potem jak udadzą się na jego przyjęcie urodzinowe, które przestało być niespodzianką, będzie czuł się swobodniej.

— Tak zrobię.

Z bielizną i szlafrokiem w dłoni wyszedł z pokoju, aby wziąć prysznic. Niestety łazienka na piętrze była zajęta przez jego siostrę.

— Wyłaź. Siedzisz tam już wieki. Też chcę się wykąpać — zawołał, uderzając pięścią w drzwi do łazienki.

— Zaraz. Makijaż muszę skończyć. Tu jest dobre światło.

— To mnie wpuść. Zęby przynajmniej umyję. Przez cały tydzień samochód będzie twój — obiecał Emilly. Nadal brakowało mu pieniędzy , aby kupić swój samochód ale brakująca suma się zmniejszyła.

— Dobra, dobra.

Zamek w drzwiach zgrzytnął i po chwili dziewczyna uchyliła drzwi. Miała na sobie czerwony szlafrok, za co Elliott dziękował Bogu i wszystkim bóstwom. Nie chciał już nigdy więcej widzieć siostry w bieliźnie, jak to stało się już wiele razy.

— Dzięki. Na pewno zdążysz? — zapytał dostrzegając, że Emilly nie ma nawet fryzury zrobionej.

— Pewnie, że tak. Tylko rozczeszę włosy i tyle. Nic nie kombinuję. To myj te zęby.

Wróciła do lustra przesuwając się trochę. Chwyciła za tusz do rzęs i nachyliła się do szklanej tafli, by lepiej widzieć co robi. Jej brat nałożył pastę na szczoteczkę i zaczął myć zęby przyglądając się dziewczynie. Nie rozumiał po co ta się tak tapetuje, bo bez makijażu była bardzo ładna. Nie wnikał jednak w to. Dał jej czas na dokończenie makijażu, a kiedy ta wreszcie opuściła łazienkę, skorzystał z toalety i wziął prysznic.

Każda upływająca minuta przybliżała go do spotkania z Ryanem i tym co miało się stać. Musiał się pośpieszyć, gdyż nie chciał, aby mężczyzna czekał na niego. To by dało szansę jego rodzinie do przeprowadzenia przesłuchania na jego partnerze. Tego za wszelką cenę chciał uniknąć.

— Dlaczego czas nie może zwolnić? — narzekał zakładając na siebie spodnie.

Nie były za szerokie, ale i nie za wąskie. Takie w sam raz, w których czuł się dobrze. Do tego były eleganckie, czarne i do nich założył fioletową koszulę. Quinn powiedział mu, że idealnie wygląda we fioletach, więc chciał zaryzykować ubierając się w takie kolory. Patrząc na siebie w lustrze musiał przyznać, że przyjaciel nie mylił się. Poprawił trochę włosy. Dzisiaj uczesał je na fryzurę bardziej w stylu koreańskim. Część niesfornych włosów z lewej strony uczesał na prawo, zostawiając pośrodku przedziałek i unosząc je. Od spodu włosy miał krótsze. Po lewej zaczesał je do tyłu. Przód prawej, dłuższej strony, podniósł. To samo zrobił z grzywką. Ta częściowo trzymała się z dala od jego czoła, by po prawej delikatnie opaść i połączyć się z resztą włosów. Także z burzy gęstych włosów powstało coś co mu się bardzo spodobało. Musiał tylko użyć sporo lakieru, który podkradł siostrze. Na szczęście ten nie sklejał kosmyków, bo bardzo tego nie lubił.

— Przestań się stroić, bo twój książę chyba przyjechał — powiedziała Emilly zaglądając do pokoju.

— Co? To za wcześnie.

Zaczął panikować, że jeszcze nie jest gotowy, a potem przystanął na środku pokoju by wziąć głęboki oddech.

— Nie jestem Quinnem. Nie jestem jak on. Spokojnie. Spokojnie.

— Rób co chcesz, ja lecę go poznać.

Zanim wymknęła się, podbiegł do niej i złapał za rękę. Dopiero teraz zauważył, że bliźniaczka ma na sobie długą do kolan, czerwoną, rozkloszowaną sukienkę na ramiączkach, w której wyglądała jak księżniczka. Czerwony był jej ulubionym kolorem, także miała szczęście, że dobrze do niej pasował. Posłał siostrze błagalne spojrzenie.

— Proszę, nie męcz go.

— Spokojnie. Jak da sobie radę ze mną, to i z rodzicami.

Poklepała go po ramieniu, wysunęła rękę z jego chwytu i poszła w dół korytarza. Elliott ruszył za nią, ale kiedy spojrzał w dół zobaczył, że nie założył skarpetek i jęknął. Stwierdził, że ma to gdzieś i czym prędzej pobiegł za nią. Znalazł się przy schodach akurat w chwili, kiedy tata otwierał drzwi.

 

*

 

Ryan nie dostosował się do prośby Elliotta i nie poczekał w samochodzie. Wiedział, że chłopak denerwuje się tym spotkaniem, więc postanowił mu to ułatwić. Zadzwonił do drzwi poprawiając marynarkę. Ubrany był jak zawsze na czarno, ale zamiast tego co nosił zazwyczaj, założył wąskie spodnie bez dziur, ozdób i innych ekstrawaganckich rzeczy. Koszulę, jedną z wielu jakie miał, wypuścił na spodnie, by przykrywała mu chude biodra. Rękawy sportowej marynarki podwinął do łokci, włosy rozpuścił. Także denerwował się spotkaniem z państwem Ross, chciał bowiem wywrzeć na nich jak najlepsze wrażenie.

Drzwi otworzyły się i mógł dostrzec mężczyznę daleko po czterdziestce, w którym łatwo wyłapał podobieństwo Elliotta do tego człowieka. Brązowe włosy już lekko po bokach przyprószyła wczesna siwizna, a wokół ust i w kącikach oczu wyraźne były zmarszczki. Był to ewidentny dowód tego, że pan Ross często się śmieje.

— Witam, jestem Ryan i… — urwał, bo głośne kroki na schodach zwróciły jego uwagę.

Elliott właśnie z nich zbiegał, ale zatrzymał się nagle, gdy on zapatrzył się na niego. Nie było dla Whitenera tajemnicą, że ten chłopak mu się podobał, ale kiedy wyglądał jakby właśnie zszedł z ekranu, nie sposób było oderwać od niego spojrzenia. Dopiero głośne chrząknięcie zwróciło jego uwagę na mężczyznę, obok którego stała teraz śliczna dziewczyna. Mógł łatwo stwierdzić, że to musiała być siostra bliźniaczka jego chłopaka.

— Jestem Ryan…

— To już wiemy — odezwała się Emilly. — Nie denerwuj się, nie gryziemy.

— Tylko zjadamy w całości — dodał Andrew Ross z bardzo poważną miną.

— Tato, daj spokój — powiedział Elliott w końcu odzyskując rezon i pokonując resztę schodów.

Stanął u boku swojego chłopaka, czując, że policzki zaczynają go piec. Jeszcze bardziej, kiedy Ryan powiedział:

— Ładne stopy.

— Synu, nie wiedziałem, że to impreza na boso. A mówiłem twojej mamie, by nie zmuszała mnie do założenia tych nowych, ciasnych skarpetek.

— One są uciskowe, kochanie. Uciskowe — powiedziała Eleanor Ross. — Dobre dla twoich nóg, więc nie narzekaj.

Ciąża już była u niej doskonale widoczna, a prosta, szmaragdowa sukienka dodawała kobiecości jej pełniejszym kształtom. Blond włosy, które sięgały jej do ramion miała rozpuszczone.

— Dobre, nie dobre, ale ściskają. To jak w tym żarcie…

— Tato, nie mamy czasu na żarty. Jedziemy na moje przyjęcie niespodziankę.

— Co to za niespodzianka jak wiesz o nim?

Elliott tylko wzruszył ramionami, a potem wziął milczącego Ryana za rękę. Brzuch już go nie bolał, ale serce zbyt szybko biło. Nie był tylko pewny, czy to z powodu obecności mężczyzny, czy tego, że zapozna go z najbliższą rodziną.

— To jest Ryan. Mój chłopak. A to moi rodzice Eleanor i Andrew oraz moja siostra Emilly.

— Kochanie, naszemu nowemu dziecku musimy dać imię na literę A — wtrącił Andrew.

Zanim rodzice rozpoczęliby dyskusję o imionach, Elliott im przerwał mówiąc, że już trzeba wychodzić. Tata oponował, bo chciał bliżej poznać chłopaka swojego syna, ale jak mu powiedziano, że spędzi z nim prawie cały wieczór, tak dał się wyprowadzić z domu. Gorzej było z Emilly, która wpatrywała się w Ryana jak zaczarowana.

— Spadasz, czy jednak przez cały tydzień samochód będzie tylko mój? — zapytał Elliott. — Przez dwa tygodnie — dodał, kiedy się nie ruszyła.

W końcu wyszła z rodzicami, a on i Ryan zostali sami. Nastolatek miał wrażenie, że dziwnie to wszystko wyszło i chciał za to przeprosić mężczyznę, ale ten owinął rękę wokół jego pleców, zamknął drzwi i go pocałował.

Elliott był w stanie jedynie westchnąć, zanim oddał pocałunek. Usta Ryana wydawały mu się bardziej miękkie, niż je zapamiętał od ostatniego razu. Ocierały się delikatnie o jego wargi. Nie napierały, nie zmuszały do czegoś głębszego, a całowały czule i cierpliwie. Krótki zarost jaki miał na twarzy Ryan, a który wciąż wyglądał, jakby mężczyzna nie golił się jedynie dwa, trzy dni, kłuł go w brodę i policzki, ale mu się to podobało. Wszystko trwało zbyt krótko, ale w chwili, kiedy Whitener przerwał pocałunek Ross i tak wciąż czuł jego usta na swoich.

Ryan sięgnął do kieszeni i wyjął małe pudełeczko.

— Otwórz je. To mój prezent dla ciebie. Wszystkiego najlepszego.

Elliott uniósł wieczko, a wewnątrz na poduszeczce leżały dwa łańcuszki, u których wisiorki w kształcie połowy liścia były ze sobą złączone. Ryan sięgnął po nie mówiąc:

— Razem połączone tworzą całość. Oddzielnie są dwoma częściami całości i nawet jak będą daleko, to i tak zawsze zostaną częścią swojej, idealnej połówki.

Rozpiął jeden z łańcuszków i zawiesił na szyi swojego chłopaka. Dla niego ten gest był niczym założenie obrączki, a Elliott przyjął to bez żadnego sprzeciwu. Chłopak nawet wzruszył się, a kiedy zapinał Ryanowi drugą połowę tego co sam miał na szyi zyskał pewność, że warto było czekać na tę jedną osobę.

 

*

 

— Zrobiłem jeszcze szybkie zakupy babci i dopiero jadę do ojca — powiedział Gerard Oliverowi.

— Czyli będziesz późno. Później niż planowałeś — stwierdził Grant stojąc przed budynkiem restauracji.

Przyjechał z Tobiasem, który od razu zniknął zauważywszy, że Chris i Gabriel już są.

— Przyjadę najszybciej jak tylko będę mógł. Widziałem co sobie ostatnio kupiłeś i mówiłeś, że to założysz na imprezę urodzinową chłopaków. Chcę cię w tym zobaczyć.

— To nic niezwykłego. Tylko tunika ombre… — rzekł Oliver spoglądając po sobie.

Ubrany był w wąskie, bardzo wąskie czarne spodnie, kozaki na obcasie, których cholewki sięgały niemalże do kolan. Całości dopełniała tunika, wyglądająca trochę jak sukienka. Wzrok przyciągały kolory błękitu u samej góry, potem kolor przechodził w biel, a dół zamieniał się w róż.

— Dla ciebie. Wyślij zdjęcie, co?

— Poczekaj. Tylko wejdę na salę i ktoś mi je zrobi.

— To czekam i baw się dobrze. Przyjadę najszybciej jak będę mógł. Kocham cię.

— Też cię kocham.

Oliver wszedł na salę restauracyjną która wypełniała się ludźmi. Martin oraz Quinn także już byli. Podszedłszy do nich poprosił Greenwooda o zrobienie mu zdjęcia wyjaśniając o co chodzi. Niedługo później wysłał fotografię swojemu chłopakowi, a ten odpisał:

Seksowne. Dzisiaj na pewno zabieram cię gdzieś, gdzie będziemy sami.

Nienasycony jesteś.

Ciężko się nasycić, będąc ciebie ciągle głodnym.

Będę czekał.

Odpisał. Gerard faktycznie nie potrafił od niego oderwać rąk. Ich związek przeszedł wyżej, od czystych uczuć, do pragnień jakie razem dzielili prawie każdej nocy. Frostowi już nie przeszkadzało, że za ścianą jest Tobias. Zresztą chłopaka często w domu nie było. Spędzał czas z partnerami, a gdy ciocia szła do pracy na noc, tym bardziej mogli swobodnie cieszyć się sobą. Musiał przyznać, że jego chłopak uczy się szybko i staje się dobrym kochankiem. Potrząsnął głową odrzucając te myśli. Nie był to ani czas na to ani miejsce. Szczególnie, że na salę przyjechali rodzice Elliotta, jego dziadkowie, Emilly, a po chwili sam chłopak i jego bardzo seksowny partner. Brakowało jeszcze taty Quinna i cioci Marthy, która nie mogła się wyrwać wcześniej z zajęć rzeźbiarstwa jakie prowadziła w ośrodku w którym pracuje.

Kobieta jednak szybko się pojawiła. Szykownie ubrana podeszła do Tobiasa i jego chłopaków. Oliver obserwował jak wita Gabriela pocałunkiem w policzek, co mile zaskoczyło mężczyznę. Podszedł do nich, bo także chciał poznać Lawrenca.

— Hej, jestem Oliver.

— Cześć, Gabriel. Miło cię poznać. Tobias wiele mi o tobie i waszej cioci opowiadał.

— No już, nie podlizuj się — powiedział Tobias, dając kuksańca partnerowi.

— Zrobię wam zdjęcie — rzekła Dana, która do nich podeszła, nie zważając na to, że przerywa rozmowę.

Miała na sobie długą do ziemi, czarno-białą sukienkę. Rozcięcie z boku odsłaniało nogę dziewczyny, którą chętnie eksponowała. Całości kreacji dopełniały szpilki tak wysokie, że nawet Oliver, który bardzo dobrze radził sobie chodząc w takich butach, nie byłby w stanie na nich ustać. Cała piątka ustawiła się razem, a dziewczyna zrobiła kilka fotografii.

— Dzięki. Lecę dalej uwieczniać to wydarzenie.

Zdążyła zrobić kilka zdjęć grupowych, kiedy ktoś zastukał łyżeczką o kieliszek. Tą osobą okazał się być Harry Greenwood, który przekazał serdeczne życzenia synowi, jego chłopakowi i Elliottowi. Za nim poszły kolejne osoby, a potem wspólnie odśpiewano „Sto lat”.

W chwili, kiedy nadszedł czas prezentów, których Elliott bał się trochę, znając pomysły jego przyjaciół, telefon Martina zaczął dzwonić. Chłopak odrzucił połączenie, ale ono po chwili znów powtórzyło się. Przeprosił wszystkich i powiedział, że nie uciekną od tego by obdarować go prezentami, ale ma pilną rozmowę.

— Ross, wyjmij to, co jest w tej różowej torbie — powiedział Quinn.

— Jak to jest od ciebie, to naprawdę boję się co dostanę.

— Niczym się nie przejmuj. Kubek z penisem dostałeś na ostatnie urodziny — dodał Greenwood, a wszyscy roześmiali się.

Elliott znów poczuł jak robi się czerwony. Pokazał tylko środkowy palec przyjacielowi i zajrzał do torby. W środku był kardigan w jasnofioletowym kolorze. Na dole opakowania znalazł jeszcze szarą bluzę, bardziej wiosenną, bo była dość cienka.

— Resztę rzeczy dostarczę jutro — powiedział Quinn ściskając przyjaciela. — Sto lat i dużo miłości.

— Nawzajem — odpowiedział Ross. Potem pochylił się i podał swój prezent Quinnowi. — To dla ciebie i Martina. Lubicie sushi i inne tego typu rzeczy. Będziecie je mogli sobie sami… — urwał, kiedy przez stojących wokół nich ludzi przebił się Martin. — Dlaczego masz grobową minę?

Reynolds spojrzał po wszystkich. Po swoich rodzicach, krewnych, przyjaciołach, a potem odnalazł jedyną osobę, której musiał przekazać wiadomość. Podszedł do Olivera, który wpatrywał się w niego z niepokojem, a uśmiech, jaki jeszcze chwilę temu tkwił na ustach chłopaka, zniknął.

— Gerard miał wypadek — szepnął.

4 komentarze:

  1. Hejka,
    spełniły się moje przypuszczenia, że coś się stanie... proszę niech nie będzie z tego wielki dramat... Oliver nie zasłużył na to... pytanie tylko czy przypadek, czy celowe działanie kogoś działającego na zlecenie "ojca" chłopaków... jaki Eliott wystrojony...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rób mi tego, proszę.
    Dopiero co się wszystko ułożyło.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka, hejka,
    przeczuwałam, kłopoty w innym wydaniu i teraz mam wielkie obawy, nie chcę aby Gerard umarł... jak to Oli zniesie... tylko pytanie przypadek czy jednak nie... bo mogło to być celowe działanie...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam! Czułam, że coś będzie nie tak. Pytanie tylko czy z tym wypadkiem miał coś wspólnego ojciec Oliego. A może i ojciec Gerarda... ciężko orzec.
    Wiem jednak, że wszystko będzie dobrze. Oli po latach cierpienia zasługuje na szczęście, Gerard tak samo.

    Japonia.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)