2022/08/21

W rytmie miłości - Rozdział 51

 Dziękuję za komentarze. :)


Martina obudził ruch tuż przy nim. Otworzył oczy, więc mógł dostrzec jak Quinn we śnie przysuwa się do niego. Wyciągnął więc rękę i pozwolił chłopakowi ułożyć głowę we wgłębieniu ramienia. Ucałował go w jej czubek, a potem ponownie zasnął.

Następne jego przebudzenie było dość bolesne, kiedy Quinn śpiąc kopnął go w łydkę. Spanie z tym chłopakiem było czasami jak wejście na pole minowe. Nigdy nie wiedział, kiedy otrzyma cios. Młody Greenwood potrafił spać spokojnie, ale bywały noce, że lepiej byłoby założyć ochraniacze. W przeciwieństwie do Martina, który potrafił przespać całą noc w jednej pozycji, Quinn zmieniał je ciągle. To raz się do niego przytulał, by za chwilę chcieć skopać go z łóżka. Uniknął kolejnego kopnięcia zabierając nogę. Poderwał się i przewrócił chłopaka na plecy.

— Kwiatuszku, obudź się.

— Jak jeszcze raz nazwiesz mnie kwiatuszkiem, stracisz zęby — burknął jeszcze mocno zaspany Quinn.

— Nie chcesz być moim kwiatuszkiem?

— To dobra nazwa dla dziewczyn. Chcę spać.

Quinn próbował odwrócić się na bok, ale Martin mu na to nie pozwolił. Ułożył dłonie po bokach jego ciała i zaczął go łaskotać. Greenwood zaczął wić się i śmiać, próbując przy okazji uciec.

— Przestań, proszę, przestań.

— Nie przestanę. To za dzisiejsze kopniaki i za nie pozwolenie mi nazywania ciebie kwiatuszkiem.

— Dobra, przepraszam, nie będę cię kopał. We śnie — dodał i próbował tak się wywinąć, aby kopnąć swojego chłopaka. Niestety przegrał i teraz jeszcze trudniej było mu się ukryć przed napastnikiem zadającym mu łaskoczące tortury. — Nie będę już, obiecuję. Proszę, stop — błagał, śmiejąc się przy tym głośno.

Martin także śmiał się i postanowił zakończyć torturowanie swojego chłopaka. Przytrzymał go, podniósł koszulkę w której chłopak spał i pochylił się, aby przyłożyć usta do jego brzucha. Wydał głośne burczenie, co wzbudziło w Quinnie jeszcze więcej śmiechu.

— Powiedział ci ktoś, że jesteś draniem?

— Ale kochanym, co nie? — zapytał Reynolds zawisając nad chłopakiem.

Quinn pokręcił głową, za co znów dostał serię łaskotek.

— Dobra, dobra… Jesteś kochanym draniem. Poddaję się.

— To świetnie. Wygrałem. A nagrodą dla mnie jest…

— Seks? — zapytał Quinn z błyskiem w oczach. Już mu się nie chciało spać.

— Pójdziemy pobiegać — oznajmił Reynolds zrywając się z łóżka.

Spodnie od piżamy wisiały mu na chudych biodrach, na których spoczęły oczy Greenwooda.

— Wolałbym coś innego.

— Słońce pięknie świeci. Idziemy biegać. Potem prysznic i lecimy się zbadać. Wiem, że wszystko jest dobrze, ale chcę mieć pewność. Wstajesz… Kwiatuszku?

Uciekł, zanim oberwał pierwszą rzeczą jaką jego chłopak znalazł pod ręką. Nie chciał wiedzieć co to było, ale uderzyło w drzwi.

— I tak cię kocham. Całe moje życie ciebie kocham — szepnął, uśmiechając się lekko, po czym poszedł do łazienki umyć zęby i skorzystać z toalety.

Tymczasem Quinn próbował zwlec się z łóżka marudząc pod nosem, że każą mu w niedzielny poranek biegać. Trwało to kilka minut zanim usiadł, nogi opuszczając na podłogę. Wsunął palce we włosy i podrapał się mocno po głowie.

— Ja mu pokażę kwiatuszka. Znalazł się ornito… Nie, czekaj, to chyba ten od ptaków. Ten od kwiatów to kto? W sumie bez znaczenia — mruczał pod nosem rozmyślając nad nazwami i w końcu się poddał. — Znalazł się ogrodnik.

— Po co ci ogrodnik? — zapytał Martin wchodząc do sypialni i załapując się na ostatnie słowa swojego mało zadowolonego chłopaka. — I nie rób takiej miny. Bieg to zdrowie. W tygodniu możemy pójść na siłownię. Muszę odnowić karnet. Jak z twoim?

— Mój jest ważny jeszcze przez miesiąc. Elliott chciał zapisać się na siłownię, to może razem byśmy się wybrali. Środę chyba mamy luźniejszą.

— Chyba tak. Odkąd mamy za sobą ten konkurs, na który zresztą nie pojechaliśmy, nagle zrobiło się nam dużo więcej wolnego czasu — mówił Martin wyjmując rzeczy do biegania z szafy. Dla Quinna również. Kupił mu je jakiś czas temu, by ten nie miał wymówki od biegania z nim.

— Nawet nie żal mi, że nie pojechaliśmy. Co prawda pani Clay była z tego powodu smutna, ale zrozumiała, że chory nie mogłeś pojechać. Co to jest?

Quinn wskazał na męskie legginsy, bluzę, które idealnie nadawały się do biegania o tej porze roku. Obie rzeczy miał w kolorach żółto-zielonych. Drugi zestaw biało-szary należał do Martina.

— Jeżeli ty nie wiesz co to jest, to ja też nie. Zbieraj się, bo nie przestanę nazywać cię kwiatuszkiem.

Greenwood wstał, obrzucił swojego chłopaka ostrym spojrzeniem i powiedział:

— Dobra, tylko muszę do kibla najpierw.

Z kwaśną miną ruszył do wyjścia z sypialni. Martin jednak wiedział, że chłopak teraz bardziej udaje niezadowolenie. Przygotował mu także buty do biegania, także w kolorze zielonym, wręcz neonowym. Należały do Quinna, który jakiś czas temu je tu zostawił, więc nie martwił się, że nie będą dla chłopaka wygodne. Chciał z nim przeżyć aktywnie poranek. Poza tym na dworze faktycznie tak pięknie świeciło słońce, że szkoda byłoby ten dzień spędzić w łóżku.

Zanim Greenwood wrócił Reynolds już zdążył się ubrać i upiąć włosy w niedbały kok. Rzucił w swojego chłopaka bluzą, mówiąc:

— Ubieraj się.

— Apodyktyczny dupek — psioczył Quinn.

— Którego kochasz — szepnął Martin, po tym jak podszedł do drugiej połówki swojego serca. Wsunął mu palce pod brodę, nakierowując twarz chłopaka w swoją stronę i dodał: — I który ciebie kocha.

Potem pochylił się, by pocałować swojego chłopaka. Zanim jednak dotknęły się ich usta Greenwood cofnął się o krok.

— Nie ma całowania, jest bieganie.

Zanim jednak zdołał powiedzieć coś więcej, to Martin przyciągnął go do siebie z powrotem owijając rękę wokół talii chłopaka i cmoknął go w usta, po czym powiedział:

— Jest całowanie i bieganie, kwiatuszku.

— Zginiesz marnie jak to jeszcze raz powiesz — zagroził chłopak.

 

*

 

Spokojny poranek, pełen czułości, śmiechu i dobrych wspomnień po spędzonej razem nocy mieli także Chris z Tobiasem i Gabrielem. Razem zjedli także śniadanie, podczas którego długo rozmawiali. Żaden nigdzie nie śpieszył się. Podczas tej nocy puściły wszelkie bariery, również te, które były wynikiem niepewności i obaw. Te, w których istniał wstyd, a także zastanawianie się co będzie dalej. Cała trójka wiedziała, że nie będzie im łatwo. Związki zawsze wymagały dużo pracy. Przecież z czasem ta pierwsza miłość, pełna uniesień i fascynacji zmieniała się na inny rodzaj miłości. Tej, która mogła skruszyć się jak lód lub mogła przetrwać wszelkie burze i przeciwności. Pragnęli tego drugiego, ale zdawali sobie sprawę z tego, że im szczególnie będzie dużo ciężej.

— Nie wiem jak mama na to zareaguje — martwił się Chris.

Postanowił wyznać swoje obawy, po tym jak wyszli z restauracji najedzeni i każdy musiał wrócić do swojego domu. Bardzo chciał powiedzieć mamie o wszystkim, ale na samą myśl bolał go brzuch. Akceptowała go takim jakim jest, ale usłyszenie, że związał się z dwoma mężczyznami jednocześnie, a ci dwaj także są razem i z nim, może nie być niczym łatwym dla niej.

— Wiem jedno, że cokolwiek będzie nie zejdę z tej drogi. Nie zamierzam się wycofać — zapewnił swoich mężczyzn.

— Twoja mama to mądra kobieta — rzekł Tobias. — Moja ciocia, nie będzie mieć nic przeciw. Wie, że to moje życie. Poza tym, wie też o mnie wszystko. Natomiast Oliver mi kibicuje.

— W ogóle co u niego? — zapytał Gabriel. Całą trójką szkli na postój taksówek. Żaden nie czuł się na siłach prowadzić. Za dużo wczoraj wypili. — Ostatnio widziałem go jak miał piętnaście lat.

— Nie poznałbyś go teraz. Wtedy był wystraszonym chłopcem. Ale to, co go w życiu spotkało, ukształtowało go takiego jakim jest teraz. Silniejszego chłopaka nie spotkałem. Ja bym się poddał, po tym co przeszedł, nawet kilka tygodni temu, on wciąż walczy. I ma chłopaka. W końcu spotkał kogoś kogo kocha i kto kocha jego. — Wsunął ręce do kieszeni i spojrzał w jasne niebo. — Wszystko jest jeszcze nowe, ale mam przeczucie, które jest głęboko w moim sercu, że obaj są sobie przeznaczeni i to z nimi, to co ich łączy jest już na zawsze.

— Wciąż jesteś z nim blisko — stwierdził Gabriel.

— Nieustająco będę go kochał. Jest moim bratem, przyjacielem, ale i kimś więcej. Kimś, kto zawsze będzie w moim sercu. Z innego powodu niż wy, ale Oliver nigdy nie przestanie mieć dla mnie znaczenia.

Czasami wydawało mu się, że gdyby nie był bratem Olivera, mógłby poczuć do niego romantyczną miłość. Los jednak przeznaczył im coś innego i cieszył się z tego. Oli miał kogoś kogo kocha, a w jego sercu zamieszkało dwóch mężczyzn idących po jego bokach. Z tego powodu nie mógł przestać się uśmiechać.

— Weźmiemy jedną taksówkę — zarządził Lawrence. — Odwiezie po kolei każdego z nas.

Chris i Tobias zgodzili się i kilka minut później zajęli miejsce w taksówce, podając kolejno kierowcy adresy. Najpierw odwieźli Christophera, który powstrzymał się przed pocałowaniem ich obu. Umówili się, że spotkają się jutro całą trójką. Dalej przyszła kolej na Tobiasa i jak tylko podjechali pod dom chłopaka, ten od razu zauważył samochód mężczyzny, z którym spotyka się jego ciocia. Już miał wysiąść w nadziei, że w końcu będzie miał okazję porozmawiać z tym człowiekiem i osobiście zaprosi go w następną niedzielę na obiad, kiedy ręka Gabriela zatrzymała go.

— Co jest?

— Znam tego kolesia, który wyszedł z twojego domu. Tak mi się wydaje, że go znam. Jak się nazywa?

— Chyba Mark jakiś tam…

— Mark… Gość o którym myślę, nie ma tak na imię, ale bardzo mi go przypomina. I nie jest to miły facet. Będę musiał coś sprawdzić, ale jeżeli to ten sam człowiek, twoja ciocia niech trzyma się z daleka od niego.

— Ale o czym ty mówisz? Kto to może być? Kurwa, Gabe, mów.

— Kumpel twojego starego. Możesz go nie pamiętać, ale ja go pamiętam. Mogą być po prostu podobni.

Tobias wyskoczył z taksówki jakby go wewnątrz niej miał dopaść potwór i podbiegł do pary zamierzającej wsiąść do samochodu. Czuł, że Gabriel depcze mu po piętach.

— Może byśmy się w końcu poznali — powiedział Grant zbliżając się do tajemniczego mężczyzny. Za nic w świecie nie mógł go sobie przypomnieć. Tylko że w tamtym czasie nie miał za wiele kontaktów ze znajomymi ojca. — Widzieliśmy się wtedy, kiedy rozwalił nam pan skrzyknę pocztową, a to było jeszcze latem.

Mężczyzna odchrząknął i powiedział:

— Przepraszam, ale uważam, że na poznawanie… — nie dokończył kiedy jego wzrok padł na Gabriela.

To zawahanie się tego człowieka upewniło Lawrenca, że mógł być to ten sam mężczyzna o którym myślał. Może teraz ma eleganckie ubranie, dobry samochód, ale nigdy nie zapomni kogoś, kto współpracował także z jego szefem z gangu.

— Co tutaj robisz, Lowery?

— Pomylił mnie pan z kimś. Nazywam się Mark Turner. A teraz przepraszam, zabieram Marthę na wycieczkę.

— Tobiasie, porozmawiamy wieczorem — zarządziła kobieta, zanim wsiadła do samochodu.

Grant patrzył jak odjeżdżają i zastanawiał się co z ciocią Marthą robi ktoś, kto zna jego ojczulka.

— Policjant, który mi pomagał, ma u mnie dług — wyszeptał Gabriel — zadzwonię do niego i sprawdzi tego faceta. Jestem jednak pewny, że to nie jest Mark Turner.

Tobias skierował spojrzenie na partnera i powiedział:

— Zrób to, proszę. Nikt nie zagrozi mojej rodzinie. Nie pozwolę na to.

 

*

 

Wspólne bieganie, jak i prysznic, były przyjemną rzeczą tego dnia. Jednak wizyta w przychodni i badania zepsuły dobry nastrój Martina oraz jego chłopaka. Niestety było koniecznością, to, aby zrobili wszystko, by obaj byli bezpieczni. Po rozmowie z lekarzem, który wiele im uświadomił, a potem po pobraniu krwi, wybrali się na śniadanie do pobliskiego baru, w którym rano serwowano głównie omlety i sałatki. Żaden z nich jednak nie miał apetytu. Martin w dodatku przekręcał pierścień znajdujący się na kciuku lewej dłoni. To była wyraźna oznaka jego zdenerwowania; Pierścień służył mu po to, aby się uspokoić. Dlatego Quinn położył dłoń na jego, mówiąc:

— Z tego co nam ten lekarz wyjaśnił, to jesteśmy bezpieczni.

— Nie chcę, aby coś ci się stało — odpowiedział smutno chłopak.

— Nic mi się nie stanie, Martinie. Zjedzmy, a potem może pójdźmy do kina na jakiś przedpołudniowy film.

— Na jakiś horror? — zaproponował Reynolds ożywiając się.

— A w życiu. Do dzisiaj jak pomyślę o tym ostatnim horrorze, to robi mi się słabo. Wtedy ty wybrałeś film, teraz moja kolej.

— Ale nie jakieś romansidło. Nie przetrwam tego.

Quinn oburzył się i wycelował widelcem w swojego chłopaka.

— Nie oglądam jedynie tego. Oglądam wiele rzeczy. Lubię nawet filmy biograficzne.

— Jeszcze gorsza nuda. Zjedz tego omleta, bo wystygnie. Może po prostu po śniadaniu wrócimy do domu i zwyczajnie spędzimy czas razem. Jak chcesz film, to mam pokaźną kolekcję…

— Porno? — zapytał z nadzieją, Greenwood.

— Żadnego seksu do czasu, aż nie otrzymamy wyników badań — zarządził Martin.

Quinn udał, że płacze, ale rozumiał chłopaka. Reynolds przestraszył się, bo nie uważali w chwili słabości. On jednak nie żałował. Chciał z Martinem być blisko, jak najbliżej, ale mógł poczekać. Poza tym prezerwatywy nie są takie złe. W dodatku związek nie polegał jedynie na seksie.

— Dzisiaj niedziela, chcę się zrelaksować i pobyć z tobą. Może po śniadaniu idźmy na spacer, a dalej to zobaczymy. Hm? Popołudniu mam ochotę poczytać, a ty byś mógł obejrzeć swój horror, tylko zakładając słuchawki.

Martin chwycił dłoń Quinna i trzymając ją w swojej, powiedział:

— Dzięki, że robisz wszystko bym nie martwił się. Dzięki temu wiem, że ci na mnie zależy, a to co nas od lat łączy jest ważne i silne. Kocham cię.

— Ja ciebie także kocham — odpowiedział Quinn, będąc pewnym, że dobrze zrobił pozwalając sercu dojść do głosu.

 

*

 

Tobias nie mógł sobie znaleźć miejsca. Chodził w kółko tam i z powrotem. Jego brat coś robił na górze i to było mu na rękę. Nie chciał na razie nic mówić Oliverowi. Dopiero, kiedy uzyska pewność i dowie się czego ten facet chce, to wszystko mu opowie. Na tę chwilę, nie było co go martwić. I tak czekała go rozmowa z ciocią, która wydawała się zła jak to do niego mówiła. Do tej pory jednak może się czegoś dowie i wyjaśni jej kilka rzeczy.

Szybkie kroki na piętrze, a potem na schodach podpowiedziały mu, że jego brat schodzi na dół. Usiadł więc na kanapie i wziął do ręki leżącą na niej książkę. Otworzył ją udając, że czyta.

— Widziałeś moją szczotkę do włosów? — zapytał Oliver rozglądając się.

Na sobie miał szlafrok, a świeżo umyte włosy spiął spinką na środku głowy. Dostrzegłszy zaczytanego brata, co było nowością, zajrzał co takiego sprawiło, że Tobias wziął do ręki książkę. Rozpoznał, że ta należała do niego i powinien ją już dawno oddać do biblioteki.

— Nie wiedziałem, że umiesz czytać do góry nogami i to po francusku.

— Co?

— To chyba moja lektura. Ty nie uczysz się francuskiego. W dodatku nawet ja bym nie umiał czytać trzymając książkę do góry nogami. Ale jak masz taki talent, to nie przeszkadzam. Szukam tylko swojej szczotki.

Tobias wskazał półkę na regale, a Oliver podbiegł szybko do mebla.

— Jak ona się tutaj znalazła? — Zdjął spinkę i zaczął powoli czesać włosy. Wbił przy tym swoje oczy w brata i powiedział: — Coś ci leży na sercu. Gdybym nie musiał zrobić makijażu i miałbym więcej czasu, to wyśpiewałbyś mi wszystko. Muszę jednak lecieć. Jak przyjedzie Gerard, to wyślij go na górę — powiedział i już go w salonie nie było.

Tobias wybiegł za bratem i krzyknął w górę schodów:

— Co ty znowu kombinujesz?!

Oliver nieraz robił sobie makijaż, kiedy wychodził, ale ten zazwyczaj był lekki i podkreślający jedynie jego oczy. Ostatnio jednak w ogóle tego nie robił. Dlaczego więc nagle zamierzał się umalować i potrzebował na to więcej czasu niż zwykle? I dlaczego Tobias nagle zaczął się martwić?

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    rozdział fantastyczny, no ciekawe jak natka Christophera zareaguje że jej syn związał się z dwoma mężczyznami ale na pewno będzie chciała aby syn był szczęśliwy... zaniepokoiłaś mnie, czy wjechanie w tą skrzynkę było naprawdę przypadkowe...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    och fantastycznie, teraz to wjechanie w tą skrzynkę pocztową nabiera innego znaczenia... haha Tobias i czytanie książki do góry nogami... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)