2022/04/03

W rytmie miłości - Rozdział 35

 Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział. Życzę Wam wszystkiego dobrego. :)


Klub nocny Protector mieścił się w piwnicy jednego z budynków w centrum miasta. Nie było to miejsce tak ogromne jak Fever, który od lat przyciągał klientów. Miejsce bardziej przypominało bar z możliwością tańczenia. Miało jednak dwa poziomy, gdzie klienci mogli spędzić czas przy stolikach, barze lub na parkiecie. W dodatku wystrój w stylu retro, dobra muzyka, a przede wszystkim hasło głoszące, że to miejsce jest otwarte dla każdego bez względu na to kim  jest, jaką ma płeć, czy kogo kocha, bardzo zachęcały do tego by spędzić w nim czas.

Około dwudziestej miejsce już było pełne ludzi, którzy odwiedzali je samotnie lub ze znajomymi. Tu nie ważne kim i z kim byłeś. Zawsze znalazło się dla ciebie miejsce. Tak jak tym razem dla grupki osób, która zajęła lożę na parterze. Wszyscy chcieli odreagować miniony tydzień, jak i spędzić czas wspólnie. Dzięki kilku fałszywym dowodom, mogli zamówić trochę alkoholu, ale tylko część z nich piła. Do tej części na pewno należał Quinn Greenwood. Tym razem, chciał po prostu zapomnieć, że właśnie spędzałby czas z mamą. Ta, niestety, zrezygnowała ze spotkania, bo wszystko inne było ważniejsze od niego. Dla niego nigdy nie było nic ważniejszego niż rodzina i przyjaciele. Nie chciał iść w ślady mamy. Chociaż kochał muzykę, kochał grać, nie zamierzał zostać światowej sławy skrzypkiem. Mama nie dawała dobrego przykładu na to, że ta praca i rodzina mogą ze sobą iść w parze. Nie dla niego.

— Dzisiaj zamierzam się dobrze bawić — powiedział zajmując miejsce obok Martina.

— Tak jak na imprezie szkolnej, kiedy to musiałem cię odwozić do domu i zaprowadzić do łóżka? — zapytał Christopher, który nie zamierzał tu dzisiaj być, ale uległ namowom przyszłego przybranego brata. Jednak dla niego to nie był wieczór na imprezowanie. Nie chciał widzieć Tobiasa, bo miał ochotę go rozszarpać, by wymusić na nim wyjaśnienia swojego agresywnego zachowania. Ten, na nieszczęście, siedział obok niego. Nie mogło być gorzej, bo wciąż przypadkiem stykali się ramionami czy nogami.

— Tamto to była pomyłka. O jeden ochrzczony poncz za daleko — odparł Quinn, a jego oczy powędrowały do wyjątkowo cichego Elliotta udającego, że go tu nie ma. — A ty co?

— Co ja co?

— Jesteś tu, ale jakby cię nie było. Gadaj o co biega.

Ross wzruszył ramionami.

— Nie wzruszaj ramionami, tylko się rozkręć. Napij się.

Quinn podsunął przyjacielowi swojego drinka i zamierzał iść kupić kolejnego, kiedy został ściągnięty z powrotem na ławkę.

— Siedź, ja pójdę. Tobie i tak nic nie sprzedadzą — rzekł Martin.

— Ktoś się chwali fałszywym dowodem. Idź i kup mi coś dobrego. W ogóle to Oli i Gerard wpadną?

— Raczej nie — burknął Tobias mający ponurą minę. — W sumie to nie wiem.

— Aha. Napiszę do nich. Albo na naszej grupce. Dlaczego nikt tam nic nie pisze? Stworzyłem ją, by tam pisać i pogadać. A wy co? Nic. — Quinn wyjął telefon. Uruchomił odpowiednią aplikację i jeszcze nie zdążył nic napisać, kiedy wrócił Martin z drinkiem dla niego.

— Uśmiechasz się do mnie czy do tego co jest w szklance?

 — Chciałbyś, aby to był uśmiech przeznaczony dla ciebie. Jest zbyt piękny, żeby był dla ciebie, Reynolds.

Martin westchnął teatralnie niczym odrzucona dama i ponownie zajął miejsce obok chłopaka. Wcisnął się w niego o wiele bardziej niż wcześniej.

— Ej, za blisko siedzisz. Odsuń się.

— Siedzę na samym rogu kanapy, spadnę jeżeli się odsunę od ciebie.

— Jakoś wcześniej nie spadałeś.

— To było wcześniej, słoneczko.

— Uch, nie znoszę cię.

— To lepsze niż nienawidzę.

— Nie bądź tego taki pewny.

Tobias przewrócił oczami na ten jawny flirt Martina i Quinna. Dlatego nie chciał być zakochany. Miłość ogłupiała, czyniła bezwolnym. On wolał być panem samego siebie, a nie by rządziło nim serce. Je już dawno temu oddał. Taki był głupi. Nic dziwnego, miał tylko piętnaście lat. Wyglądał na znacznie więcej. Tym zmylił wtedy dwudziestoletniego Gabriela, który pozwolił sobie na wiele z nim. Potem gdy chłopak dowiedział się o jego wieku, było za późno, gdyż narodziły się uczucia. Spędzili razem jeszcze miesiąc, a potem Lawrence zniknął. Teraz śmiał się pojawić i znów rozpłynął się w powietrzu.

Poczuł na swojej dłoni dotyk palców. Spojrzał na nie, pytając:

— Co robisz?

— Zaraz zgnieciesz szklankę.

Pozwolił Chrisowi odstawić swojego drinka, zanim faktycznie pękłoby szkło. Nawet nie czuł, że je tak mocno ściska. W zamian zacisnął pięść i schował dłoń pod stolikiem.

— Pogadamy na zewnątrz? — zapytał Nicholls.

— Zamierzam dzisiaj pić, nie gadać — odpowiedział Tobias i chwycił drugą ręką odstawionego wcześniej drinka. Wypił zawartość szklaneczki jednym haustem.

— Dobrze mówi, dzisiaj pijemy, a nie gadamy — wtrącił Quinn sięgając po swojego drinka.

— Gadasz cały czas — rzucił Elliott, za co przyjaciel wycelował w niego palcem.

— Odzyskałeś głos. Gratuluję. Teraz mów co ty i Ryan…

— Idziemy potańczyć — przerwał Martin swojemu miał nadzieję przyszłemu chłopakowi. Chwycił go za nadgarstek i wstał ciągnąc za sobą. Nie zamierzał pozwolić mu by ten wypytywał przyjaciela o prywatne sprawy. Może dla niego Elliott był obojętny, ale rozumiał, że nie każdy chce wypluwać z siebie rzeczy, które zamierza chronić.

— Powaliło cię? Mam z tobą tańczyć? Jesteś…

Dalsza wypowiedź Greenwooda umknęła pozostałym, kiedy para oddaliła się, a muzyka połknęła słowa. Mogli jedynie patrzeć jak Martin przyciąga chłopaka do swojego ciała, a ten jak zawsze próbuje się wyrwać.

— Powinien ktoś zamknąć ich obu w pokoju, najmniejszym jaki jest i niech tam siedzą — powiedział Tobias, po czym zawołał kelnera. Tak, dzisiaj zamierzał pić. Jak już tu był, sam nie wiedział po co, to skorzysta. Tańczyć nie zamierzał, rozmawiać z innym nie chciał, także nic innego mu nie pozostało.

— Umarł ktoś? — zapytała Dana Ashford, która dopiero teraz przyszła, a jej postać rzuciła w świetle świateł cień na Elliotta. — Sądziłam, że idziemy się zabawić, a wy macie miny jakbyście stypę urządzili. Wiem coś o tym. Pochowałam niedawno babcię, ale na stypie było weselej niż tutaj. Wujek nawet dowcipy opowiadał. A wy tu… Mam wrażenie, że… — zamilkła, kiedy na jej słowa nikt się nie odezwał.

Zdjęła jesienny płaszcz i rzuciła go na oparcie kanapy. Usiadła przysuwając się do przyjaciela. Kątem oka spojrzała na niego i na pozostałą dwójkę. Tobias właśnie zamówił kolejnego drinka. Kelner nawet nie zapytał go ile ma lat. Prawdopodobnie przez to, że chłopak wyglądał jakby miał już te dwadzieścia jeden lat lub dzięki temu, że  na ich stoliku stało już kilka pustych szklanek po alkoholu. Była tu jedyną dziewczyną. Los chciał, że się z nimi skumplowała i na dodatek każdy z tych chłopaków był homoseksualny.  Do tego zakochani byli w sobie. Przynajmniej niektórzy z nich. Przydałby się jakiś hetero chłopak — pomyślała. Potem westchnęła jakby przed nią było trudne zadanie do wykonania.

— Nudy. Nuuudy. Lepiej się bawiłam oglądając Czarownicę z Angeliną Jolie.

— Nie lubisz takich filmów — wtrącił Elliott. Podpierając brodę na dłoni  przyglądał się tańczącym. Szczególnie Martinowi i Quinnowi, którzy ładnie razem wyglądali. Reynolds patrzył na jego przyjaciela jak na bezcenny skarb, a rudzielec robił miny jakby chciał go zabić.

— No właśnie. Nie lubię. — Wstała. — Zaraz wracam. Muszę was rozkręcić.

Zanim odeszła jeszcze raz przesunęła wzorkiem po grobowych minach chłopaków.

— To nawet nie stypa. To… Ech. Trzeba to ratować.

Skierowała się w stronę baru.

— Jutro będziemy martwi i to będzie jej wina — szepnął Ross. — Spije nas.

— Jestem za — odparł Tobias.

— W razie czego zadzwonię po siostrę, odwiezie nas — dodał Ross.

Nie miał dzisiaj nastroju. Od czasu jak Ryan do niego zadzwonił, rozmawiali już kilka razy. Tylko rozmowa to było za duże słowo. On się prawie nie odzywał. Co innego kiedy pisali. Natomiast w chwili, kiedy przychodziło do rozmowy nagle coś odbierało mu głos i mógł tylko dukać. Denerwowało go to i martwiło. Bardzo lubił Ryana. Chciałby się z nim kiedyś spotkać, ale jakby miał się tak zachowywać, to może lepiej byłoby gdyby ta znajomość nie przeszła dalej. Nie chciał widzieć tego jak Ryan się nim rozczarowuje. To by bolało. Bo chyba bardziej lubił go niż mu się od początku wydawało.

Kusiło go, aby wyjąć telefon i zajrzeć na streama mężczyzny, który w tej chwili trwał. Już go poinformował, że dzisiaj nie może mu moderować, bo ma spotkanie z przyjaciółmi, ale to nie przeszkodziło zerknąć co się tam dzieje. Zanim jednak cokolwiek zrobił wróciła Dana z tacą pełną tequili, cytrynami i napojami.

— Zabawimy się.

— A potem będziemy zdychać.

— Pesymista z ciebie, Elliocie. Mam silniejszą głowę niż ty, a jestem dziewczyną.

— A co to ma do rzeczy? Płeć nie ma znaczenia.

— To pij.

Podsunęła przyjacielowi kawałek cytryny, sól i swoją ukochaną tequilę. Potem namówiła do wspólnego picia Chrisa, który na początku odmawiał, ale poddał się, bo szlag go trafiał z powodu zachowania kochanka. Tobias za to chętnie skorzystał z napojów wyskokowych.

 

*

 

— Musisz mnie obłapiać? — zapytał Quinn próbując przesunąć ręce Martina wyżej. Te spoczywały bardzo nisko na jego plecach. Jeszcze niżej, a znalazłyby się na jego pośladkach.

— Tańczymy, a to wolny kawałek.

— No właśnie. Nie mogą zagrać tu czegoś lepszego. Gdybym ja… — urwał, bo Martin nachylił się i szepnął go jego ucha:

— Dla mnie mogą to grać całą noc, tak, abyś pozostał na długo w moich ramionach.

— Kretyn. Dość tego — odepchnął Reynoldsa od siebie i ruszył do stolika, odczuwając gorąco w całym ciele. Zrzucił to na barki tego, że już wcześniej wypił dwa drinki. Na pewno słowa tego imbecyla nic nie znaczyły. — W ramionach, też coś — fuknął i mógłby przysiąc, że Martin podążający za nim roześmiał się.

Zajęli swoje miejsca, witając się z Daną, która wypijała kolejny kieliszek alkoholu.

— Siadajcie chłopaki. Mam coś dla was. Dzisiaj ja stawiam, bo muszę zamienić stypę w imprezkę.

— Chętnie skorzystam — odezwał się Greenwood, pomimo że nie znosił tequili.

Martin obserwując chłopaka, poinformował dziewczynę, że nie zamierza pić. Chciał być trzeźwy na wszelki wypadek, jeżeli będzie trzeba zająć się Quinnem. Ten dzisiaj zachowywał się mało odpowiedzialnie. Poniekąd rozumiał go. Sam pewnie także nie znosiłby najlepiej tego, że mama wybrałaby wywiad w jakimś programie, zamiast niego. Pozwolił mu wypić jeden kieliszek. W międzyczasie napisał do Gerarda.

Jak tam u was?

Odpowiedź otrzymał od razu. 

Właśnie wracamy ze spaceru, a potem robimy popcorn i oglądamy film. Oli miał mi pokazać jakieś dramy, ale strona na której to ogląda, nie działa. A jak u Was?

Sam zobacz.

Napisał, a potem nakręcił krótki filmik. Nikt tego nie zauważył, a nagrywał ich, kiedy kolejna kolejka poszła w ruch. Wysłał filmik i dopisał:

Jutro będą umierać, ale nie moja sprawa. Bawcie się dobrze. Ja zaraz zabieram stąd Quinna.

Powodzenia.

Martin przeczytał odpowiedź i schował telefon, by mieć wolne ręce. W chwili, kiedy Greenwood zamierzał wypić następny kieliszek powstrzymał go przed tym. Zabrał mu go i odstawił na tacę.

— Co ty robisz?

— Pozwalam ci się nie upić.

— Pozwalasz? — zapytał zimnym głosem Quinn, czym zwrócił na siebie uwagę pozostałych. — Jakie masz prawo do tego by mnie powstrzymać przed tym czego chcę? Kim dla mnie jesteś, Reynolds? — zapytał i spojrzał na Martina odwracając się w jego stronę. — Kim? Nie pamiętam dnia, byś ze mnie nie szydził, a od jakiegoś czasu mówisz, że chcesz mieć ze mną dzieci. Ja nie wiem kim jestem dla ciebie. Każdego dnia mnie to zastanawia i nie potrafię dojść do odpowiednich wniosków.

— Może nie chcesz — szepnął Martin.

— Chcę, nie chcę? Gówno mnie to obchodzi, Reynolds! — syknął Quinn coraz bardziej zły. — Chcę tylko wiedzieć kim ja dla ciebie jestem? — zadając pytanie zaprzeczył swoim wcześniejszym słowom. — W jednej chwili zmieniłeś nastawienie do mnie. Od tamtej kolacji wszystko się odmieniło. Nagle z pedała stałem się… Nie wiem kim się stałem.

— Powiem ci, jeżeli się przymkniesz na chwilę.

— Mam się zamknąć, bo nie chcesz wiedzieć co myślę? Jakie mam pytania do ciebie? Mam ich wiele. Jakie mam… — przerwał, bo dłonie Martina znalazły się na jego policzkach, a twarz zbyt blisko niego. Ledwie był w stanie zarejestrować do końca co się dzieje, kiedy usta chłopaka znalazły się na jego.

Usta Martina przycisnęły się do ust Quinna. Naparły na nie, rozdzielając powoli dwie wargi. Kciukami pieścił policzki chłopaka, lekko przytrzymując jego głowę. Skorzystał, kiedy Quinn westchnął w jego usta i wsunął mu do środka język trącając ten należący do tego którego kocha. Chłopak jęknął, co było najpiękniejszą melodią dla Martina. Jego przyszły chłopak smakował tequilą i cytryną, a także trochę solą, którą zlizał wcześniej z dłoni. Było w tym coś odurzającego i podniecającego. Także coś słodkiego i niesamowitego jak sam Quinn Greenwood, który w jego oczach i sercu znaczył wszystko. Poczuł jak chłopak podnosi ręce, chcąc zrobić cokolwiek, ale równie nagle opuścił je. Palce zacisnął na jego koszulce, a wargi uległy pod naporem ust Martina. Język splótł się z jego. Oddechy zmieszały ze sobą.

To wszystko co odczuwał Martin było tak silne, jego ciało reagowało zbyt mocno, że nagle przerwał pocałunek. Spojrzał na chłopaka, który patrzył na niego z zaskoczeniem, ale i czymś co da nadzieję, jak i ją zniszczy. Jedno wiedział na pewno. Chciał Quinna ponad wszystko inne.

— Ja… — zaczął Greenwood jeszcze dysząc po gorącym, zniewalającym zmysły pocałunku. Nigdy w życiu nie czuł tyle emocji, tak ogromnej potrzeby zaspokojenia pożądania, które zbudziło się w nim. W dodatku, kiedy usta Martina były na jego, a on poddał się temu, zamiast walczyć, zrozumiał, że zapragnął iść drogą, którą chciał podążać dawno temu. Tylko wtedy był jeszcze zbyt młody, by czyste uczucie mogło zamienić się w ogrom pragnień i doznań, jakich przedsmak dał mu ten pocałunek. To była droga do zabicia go.

— Quinn… — zaczął Martin dostrzegając nutę przerażenia na twarzy Quinna. Czuł się tak jakby byli tutaj tylko oni, a przecież ich przyjaciele patrzyli na nich.

— Zamknij się, Reynolds. — szepnął chłopak, a potem sięgnął po swój kieliszek tequili i wypił szybko. Zbyt mocno odstawił puste szkło, mówiąc: — Wracam do domu.

Próbował wstać, ale zachwiał się. Poczuł wokół siebie ręce Martina. Chciał je zarazem odepchnąć, jak i tak pozostawić na zawsze, by mogły go dotykać, a usta chłopaka całować go.

— Za dużo wypiłem. O ten za dużo. — wymamrotał. Jego głowa opadła na ramię Reynoldsa.

— Odwiozę go. Tak będzie najlepiej — powiedział Martin do reszty, zabierając ich rzeczy i prowadząc chłopaka do wyjścia.

— Gdzie… Idziemy?

— Zabieram cię do siebie, abyś wytrzeźwiał.

— I znów mnie pocałujesz? — zapytał chłopak.

— Zrobię wszystko co zechcesz, słoneczko, ale musisz być trzeźwy.

Bał się, że pocałunek, który właśnie dzielili, jutro pozostanie zapomniany, a pragnienie, które Quinn poczuł odejdzie. Niemniej i tak cieszył się z tej ich małej chwili. To coś znaczyło.

4 komentarze:

  1. Hej. To dobrze ,że Quinn powiedział Martinowi , to co mu leżało na serduchu. Teraz Martin jeszcze bardziej musi mu pokazać ,że to nie są żadne żarty tylko jego prawdziwe uczucie. Z rozdziału na rozdział ta para jest coraz słodsza . Za to Elliott, chłopie nie poddawaj się . Trzeba przełamywać swoje bariery. Nawet nie wiesz droga autorko jak się nie mogę doczekać ,co będzie działo się między Ryanem i Elliottem. Pozdrawiam i życzę dużo weny i czasu na pisanie. W.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczny rozdział, nie rozumiem tylko oporu Quinna. Skoro sam coś czuje do Martina, to po co się wstrzymuje? Naprawdę pasują do siebie, oby szybko to zrozumiał.
    Tobias? Serio? Będzie sie teraz boczył na cały świat i traktował Chrisa jak wroga? Oj stracił w moich oczach.
    Elliott co Ty chłopie odstawiasz za cyrk? Kuj żelazo póki gorące a nie takie smęty i rozkminy...Ech
    Jak zawsze chcę więcej, i z utęsknieniem czekam aż tekst będzie w sprzedaży.

    Pozdrawiam i weny życzę :)
    Jenny H.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    dobrze że Quinn wyznał co go dręczy, Martin musi się starać ale ten pocałunek był cudowny... Tobias ogarnij się w końcu masz takiego wspaniałego chłopaka obok...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    cudownie Martin i Quuin z tym pocałunkiem wow, dobry pomysł z zamknięciem ich razem w pokoju... niech Tobias się ogarnie bo ma fajnego chłopaka obok...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)