2022/04/10

W rytmie miłości - Rozdział 36

 Hejka, zapraszam na kolejny rozdział. Prawdopodobnie w święta kolejny się nie ukaże. Spędźcie ten czas z najbliższymi. Nigdy nie wiadomo co przyniesie przyszłość, więc bądźcie z tymi, którzy są dla Was ważni. Ja zamierzam tak zrobić. 

Jest 80% szans, że jeszcze w tym miesiącu ukaże się całość drugiego tomu tej historii. Niczego nie obiecuję, bo pozostaje niepewność tych 20%. Ale będę się starać, abyście ebooka mogli zakupić jak najszybciej. :)


Dziękuję za komentarze i zapraszam na rozdział. 


Christopher odprowadził wzrokiem Quinna i Martina, a potem sprawdził godzinę na telefonie. Nie było późno. Dochodziła dwudziesta druga. Klub wypełnił się dobrze bawiącymi się ludźmi rozpoczynającymi weekend. Wszyscy byli w dobrych nastrojach, czego im zazdrościł. Dla niego ten wypad do Protectora okazał się niewypałem. Miało być miło, a grobowa atmosfera przepełniona fluidami złości, jakie odczuwał od Tobiasa, nie były znakiem dobrej zabawy. Zamierzał zadzwonić po taksówkę i wrócić do domu.

— Znikam, zadzwonię tylko po taksówkę — powiedział wstając.

— Czekaj, zadzwonię po Emilly — wtrącił Elliott. Także chciał wrócić do domu. Nie wypił dużo, bo jednego kolorowego i zbyt słodkiego drinka, oraz jeden kieliszek tequili, a i tak kręciło mu się trochę w głowie. Nie był przyzwyczajony do picia. — Powiedziała, że przyjedzie po nas i nas rozwiezie do domu. Sama mnie tu podrzuciła.

— Co jej obiecałeś? — zapytała wstawiona Dana, która uśmiechała się szeroko.

— To, że na weekend samochód będzie jej. W sumie i tak go nie potrzebuję, więc to niewielka strata.

— Poradzę sobie, ale dzięki. Poczekam na zewnątrz na taksówkę — rzucił Christopher.

— Tak szybko chcesz ode mnie uciec?

Pytanie Tobiasa sprawiło, że Nicholls miał ochotę albo go walnąć, albo śmiać się. Dodatkowo alkohol płynący mu w żyłach sprawiał, że trudno było powstrzymać się przed nie odpowiedzeniem na zaczepkę.

— A co chcesz, abym został? — zapytał, opierając jedną rękę na oparciu kanapy, a drugą na stoliku, pochylił się i patrząc prosto w oczy Tobiasa Granta po czym syknął przez zaciśnięte zęby: — Twoje zachowanie raczej mi mówi, bym spierdalał. Także to robię.

Wyprostował się i sięgnął po swoją bluzę, którą Tobias przytrzymał.

— Nicholls, może sądziłeś, że nagle będziemy gruchać do siebie jak dwa tęczowe gołąbki? To tylko ruchanie, nie miłość.

— Wal się, Grant.

— Emm, chłopaki, może nie będziecie się tutaj kłócić co?

— Nie, Elliocie — odpowiedział Chris — ja nie zamierzam się kłócić. Po prostu spadam stąd, bo nie mogę znieść patrzenia na tę wredną gębę.

Wyszarpnął bluzę z ręki Tobiasa i skierował się do wyjścia. Nie zamierzał spędzić z tym człowiekiem ani chwili dłużej. Poza tym był też zły na siebie za to, że po jego słowach poczuł ukłucie bólu. Przecież do cholery wiedział, że to tylko seks, a nie coś więcej. Mimo to, lubił spędzać czas z Tobiasem. Wszystko się jednak kończy.

Wszedł po schodach na górę, potem długim korytarzem skierował się do wyjścia. Na dworze odczuł jak rześkie, nocne powietrze uderza w niego. Co było niezwykle odświeżające po spędzeniu czasu w gorącym pomieszczeniu. Przez chwilę ta mieszanka sprawiła, że poczuł się bardziej pijany niż był. Odetchnął kilka razy, a potem wyjął telefon chcąc zadzwonić po taksówkę.

— Nie możesz znieść patrzenia na moją wredną gębę?

Przymknął powieki i westchnął. Tobias bywał upierdliwy i musiał za nim przyleźć.

— Nie kazałem ci za mną iść. Mogłeś zostać i pić.

Grant miał wielką ochotę w coś przywalić. Od wielu dni czuł się jakby jechał na rollercoasterze, który w pewnym momencie nie ma fragmentu torów, a on właśnie do niego się zbliża. Podszedł do Christophera i popchnął go, wciskając w ścianę.

— Mogłem zostać i pić, co? Kurwa, Nicholls, doprowadzasz mnie do szału. Gdzie się nie obejrzę tam ty jesteś.

— A ktoś ci każe na mnie patrzeć?

Nie ruszał się, tylko patrzył w pijackie spojrzenie chłopaka, który oparł dłoń na jego piersi.

— Wkurwiasz mnie, Chris. Naprawdę mnie wkurwiasz.

— Bo kazałem ci się odwalić?

— Bo kazałeś mi to zrobić, po tym jak wyszedłem rano zanim się obudziłeś? Sądziłeś, że po razem spędzonej nocy obudzimy się przytuleni do siebie niczym kochankowie telenoweli?! — krzyknął. —  Po prostu zasnęliśmy przypadkiem. I tyle!

Chris zaczął śmiać się, po czym odepchnął Tobiasa.

— Sądzisz, że to dlatego? Że jestem jakąś niewinną panienką, która płacze bo po dobrym seksie facet, z którym była, po prostu sobie poszedł? Wiesz dlaczego kazałem ci się odpierdolić ode mnie? Bo kiedy pieprzysz się ze mną to wymawiasz imię innego faceta, którego z nami nie ma. Co ty byś zrobił na moim miejscu?!

Tobias cofnął się jakby został uderzony w pierś taranem. Nie pamiętał, żeby coś takiego powiedział. Mogło tak być, bo od czasu spotkania z Gabrielem nie było dnia by o nim nie myślał. Facet dawno temu zalazł mu za skórę i jak widać nie wyszedł stamtąd pomimo trzech lat, które upłynęły. Gabriel Lawrence był kimś kto nie dawał o sobie zapomnieć. Na pewno nie wtedy, kiedy pojawił się i zniknął niczym zjawa. To tylko wzbudzało jego nerwy i przez to każdego by chętnie rozszarpał na kawałki. Chciał od niego wyjaśnień, dlaczego wtedy po prostu zniknął. Tylko tyle, nic więcej. Nie sądził jednak, że wypowie jego imię w trakcie seksu z kimś innym.

— Mogę mówić imiona jakie chcę kiedy się pieprzymy. Poza tym nic nas nie łączy — powiedział mając ochotę dowalić Chrisowi w sumie za nic.

Nicholls zaczął się śmiać, ale w tym śmiechu nie było ani odrobiny radości.

— Chrzań się, Grant. Pierdol się na całego! — wykrzyknął. — Nawet nie wiesz jakim jesteś skurwielem! Co tam, wiesz doskonale!

— Nie obiecywałem ci dozgonnej miłości!

— I o nią nie proszę! Proszę jedynie o szacunek, ale ty nie wiesz co to znaczy.

— Szacunek? Mówisz… — przerwał, bo potknąłby się na równym  chodniku, kiedy chciał podejść do Chrisa. Jednak był bardziej pijany niż sądził. — Mówisz jak…

— Nie kończ, bo ci przywalę, Tobiasie.

— To zrób to! Zrób to, a nie gadasz jak płaczliwa panienka! — krzyknął wściekły, już nie mając pojęcia co tu się dzieje i o co tak naprawdę chodzi. — Zrób to, do cholery i pokaż, że masz wielkie jaja, a nie jesteś cipą!

Cios prosto w szczękę, który sprawił, że głowa Tobiasa odskoczyła, był bolesny. Spojrzał na Christophera, który stał obok i w niczym nie przypominał grzecznego chłopaka. Światła latarni oraz te, które były na budynku klubu doskonale oświetlały jego rozwścieczoną twarz. Zaciśnięta pięść powoli została opuszczona, a kipiące gniewem spojrzenie wwiercało się w duszę Tobiasa.

— Sprowokowałeś mnie i więcej tego nie rób! Jak masz problemy ze sobą, to nie wyżywaj się na mnie! Można o tym pogadać! — wrzasnął Chris. Mógł krzyczeć do woli. Wokół i tak nie było żywej duszy, bo ludzie przebywali w klubie lub w innych lokalach. — Od dwóch tygodni jesteś niczym chmura gradowa. Nie da się z tobą na spokojnie porozmawiać. Nie wiem co cię doprowadziło do tego stanu, ale…

— Chyba ja tu jestem powodem.

Chris spojrzał w stronę skąd dochodził męski, głęboki głos, a Tobias zamarł, jakby właśnie z cienia wyłonił się potwór. Mężczyzna powolnym krokiem zbliżył się do nich.

— Jesteś tym facetem z cukierni — szepnął Chris.

— Mam na imię Gabriel. Musimy pogadać. We trójkę. Z tyłu jest mój samochód — wskazał na jeden z pojazdów zaparkowanych przy krawężniku — także zapraszam.

Tobias roześmiał się.

— Znów pojawiasz się niczym duch i zapraszasz na rozmowę. Wal się, Lawrence!

— Chcesz poznać prawdę, więc wsiadaj do samochodu — rozkazał Gabriel, a twarde spojrzenie ani na chwilę nie opuściło oczu Tobiasa, który wyglądał jakby miał zaraz się na niego rzucić. Po chwili jednak poddał się. Pierwszy ruszył do samochodu.

— Kim ty jesteś dla niego? — zapytał Nicholls nie zamierzając tak łatwo ulec poleceniu.

— Duchem z przeszłości — odparł Gabriel.

 

*

 

— Dlaczego tu jesteśmy? Gdzie my jesteśmy? — pytał bezustannie Quinn, opierając się o Martina, który pomógł mu wysiąść z windy.

— Powiedziałem, że zabieram cię do siebie. Mam mieszkanie, pamiętasz?

— Masz, ale ja mam dom. Dlaczego… A rozumiem chcesz mnie przeleszieć. W sumie możesz.

— Nie chcę cię przelesze… przelecieć.

Zatrzymał się z chłopakiem przy drzwiach do mieszkania i zaczął szukać kluczy. Musiał na chwilę puścić Quinna, by sprawdzić drugą kieszeń. Ten dzięki temu mógł odwrócić się i uwiesił się na nim zarzucając ręce na jego szyję. Brodę oparł na ramieniu Martina.

— Wiem, że chcesz. Nie całuje się tak kogoś, kogo nie chce się zabrać do łóżka.

Gorący oddech połaskotał szyję Reynoldsa, który nareszcie znalazł klucze i manewrując wiszącym na nim chłopakiem, jakoś otworzył drzwi.

— Wchodzimy.

— Dokąd?

— Do mieszkania. Jak to jest, że będąc pijanym nie seplenisz jak to zdarza się innym.

— Seplenię, ale wtedy gdy wypowia… wypowia…

— Wypowiadasz — podsunął Martin.

Odetchnął, kiedy znaleźli się w środku. Pstryknął włącznik i w całym salonie otwartym na kuchnię, zaświeciły się światła.

— No to robię. Jak to robię, to nie dzieje się to przy prostych słowach i… Przelsziesz mnie? — zapytał Quinn i jakoś utrzymując  się na nogach zaczął rozpinać bluzę chłopaka, macając go przy tym śmiało. — Chcę byś mnie przelesział. Dlaszego nie chcesz? — Kiedy uporał się z bluzą, zaczął rozpinać koszulę Martina.

Reynolds zamknął powieki starając się trzymać sam siebie w ryzach. Pewnie gdyby to był ktoś inny i zaczął go rozbierać, uległby. Nie obchodziłoby go, co po takiej nocy czułby ten drugi. W sumie po to zaprosiłby go do tego mieszkania. Z Quinnem sprawa przedstawiała się zupełnie inaczej. Bez względu jak bardzo go pragnął, jak mocno działały na niego czyny tego obmacującego go chłopaka, nie mógł przekroczyć granicy zaufania. To zniszczyłoby wszystko nad czym pracował, a wtedy mógłby swoje uczucia pogrzebać na zawsze. Ciężko było jednak nie odczuwać pociągu, kiedy zimne palce dotknęły jego skóry, a usta znalazły się zbyt blisko, by chęć ich ponownego pocałowania nie była silna i nagląca. Pamiętał jednak, że chłopak jest pijany. Chwycił jego ręce i je przytrzymał. Oczy Quinna odnalazły jego.

— To nie pragniesz mnie?

— Pragnę, ale nie mam zamiaru cię przelecieć. Zamierzam się kiedyś z tobą kochać i pokazać co czuję do ciebie. — Obawiał się, że jutro Greenwood nie będzie niczego pamiętał. Z drugiej strony mógł mu za to teraz wszystko powiedzieć. Kiedyś wypowie te słowa, kiedy Quinn będzie trzeźwy. — Pokazać ci, jak bardzo i mocno kocham. — Puścił jego ręce, a chłopak natychmiast przykleił się do  niego. — Teraz pójdziemy do sypialni…

— I zrobisz co szeba, prawda? — zapytał Quinn obejmując chłopaka wokół jego pleców. — W łóżku, jak szeba.

— Tak w łóżku i będziesz spał… — Spojrzał w dół, kiedy ręka Quinna odsunęła na bok jedną połę rozpiętej koszuli, a usta dotknęły skóry. — Cholera, wystawiasz moją samokontrolę na próbę, Quinnie.

Ponownie chwycił chłopaka mocniej, odwrócił go przodem w stronę drogi, którą musieli pokonać. Przytrzymując go, zaciągnął do swojej sypialni. Zaświecił tylko lampkę przy łóżku, na którym posadził chłopaka. Zdjął mu przez głowę jego bluzę, zostawiając go w koszulce, a potem ukucnął, aby pozbyć się butów i skarpetek.

— Mam nadzieję, że ci nogi nie śmierdzą.

— Mam to szeście, że nie. O — Quinn wysunął rękę z uniesionym palcem wskazującym — to też trudne słowo. Szeście — powtórzył i zaśmiał się pijacko.

Martin uśmiechnął się. Trudno było tego nie robić, kiedy teraz Quinn był słodki niczym wata cukrowa. W dodatku to jego „szeście” było lepsze od „chcesz umrzeć”. Pomógł mu się położyć na boku i przykrył kołdrą. Chłopak od razu przytulił poduszkę, uśmiechając się przy tym. Reynolds westchnął przyglądając się mu przez chwilę. Później pochylił się i ucałował Greenwooda w skroń.

— Miłych snów, ale nie zazdroszczę ci jutrzejszego kaca.

Wziął swoje rzeczy i poduszkę zamierzając spać na kanapie. Quinn rano by go zabił, gdyby obudził się z nim w łóżku. Wychodził z sypialni, kiedy zaspany głos doleciał do jego uszu:

— Ale odpowiesz na moje pytania?

— Odpowiem na wszystkie jakie zadasz. Śpij, moje pijane słońce.

Spojrzał przez ramię na postać leżącą w jego łóżku, otoczoną przez blade światło lampki. Mam nadzieję, że jutro nie zapomnisz o pocałunku i co ci powiedziałem — pomyślał.

Udał się do łazienki, gdzie skorzystał z toalety, a potem wziął długi prysznic. Zazwyczaj też masturbował się przy tym, ale dzisiaj tego nie zrobił. Nie kiedy za ścianą spał chłopak, który był dla niego ważny. Jakieś piętnaście minut później, po wysuszeniu włosów jedynie ręcznikiem, założeniu piżamy i wypiciu szklanki mleka, położył się na kanapie i zasnął.

 

*

 

Weszli do małego mieszkania wynajmowanego przez Gabriela. Było ono jedną otwartą przestrzenią. Niewielka kuchnia oddzielona była wyspą od pozostałej części salonu, która była zarówno nim jak i sypialnią. Jedyne drzwi do kolejnego pomieszczenia prowadziły do łazienki. Mieszkanie nie było duże, ale dla jednej osoby wystarczające i niedrogie. Lawrence nie zamierzał dużo wydawać nie wiedząc czy zostanie w Adincton. Nie było też nowoczesne, bo jego wystrój zatrzymał się w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, ale miał dach nad głową.

— Siadajcie — powiedział wskazując na dwa krzesła przy wyspie.

Obrzucił ich wzrokiem zanim odwrócił się do szafki, na której stał ekspres do kawy. Nie był jakiś nowoczesny ani wymyślny, ale mógł zaparzyć coś dobrego.

— Po co nas tu przywlokłeś? — zapytał Tobias nie ruszając się od wejścia. Wyszedłby, ale był zbyt ciekawy co się dalej stanie. Poza tym, ten sukinkot zamknął drzwi na klucz, który ma przy sobie.

— Chciałem, to zabrałem was tutaj. Siadajcie.

Kiedy zobaczył ich kłócących się, a potem usłyszał coś nie coś z tego, co mówili, nie potrafił po prostu odejść. Tak byłoby najlepiej. Odejść i nie wrócić. Zrobił błąd tamtego wieczoru, że w ogóle pokazał się Tobiasowi. Jego silna wola była słaba przy tym chłopaku. Odczuł to nie pierwszy raz. Nie żałował jednak tamtych chwil, bo wtedy też poznał Christophera. Teraz miał w swoim mieszkaniu dwóch młodych mężczyzn. Jednego z nich nigdy nie przestał pragnąć, a drugiego zaczął w tamtych chwilach w cukierni.

Podał im obu mocną, czarną kawę, mówiąc:

— Najpierw trochę wytrzeźwiejecie. Mamy przed sobą całą noc — dodał. 

Powinien od nich uciec. Tak byłoby najlepiej, bez problemów. Powinien zostawić ich w spokoju. Wyjechać i nie wrócić. Tymczasem zaprosił ich do siebie. Głupi. Głupi. Głupi. To była droga, która mogła ich zaprowadzić donikąd. Tylko gdyby odszedł mógłby żałować, że nie spróbował. Chciał by jego plan doszedł do skutku. Tylko najpierw musiał doprowadzić do tego, aby tych dwóch pogodziło się. W grę także wchodziły wyjaśnienia co do jego przeszłości z Tobiasem. Dołączały do tego inne rzeczy. Uważał też, że Chris będący jedną z trzech części całości, musiał znać prawdę.

Przysiadłszy tyłkiem na blacie szafki, założył ręce na piersi, wpatrując się w nich obu. Krzywili się pijąc kawę i narzekali, że jest za mocna i gorzka.

— To ma wam pomóc jasno myśleć, nie smakować. Jak wspomniałem czeka nas długa noc rozmowy. Macie to wypić do dna.

Nadal im się przyglądał, a w jego głowie pojawiły się obrazy, które podniecały. Ktoś mógłby go nazwać chorym, gdyby wiedział co siedzi mu w głowie. Nie rozumiał dlaczego, bo przecież trójka nie była gorsza od dwójki.

5 komentarzy:

  1. Ta końcówka rozdziału mnie totalnie zgromiła O.o Co ja przeczytałam...Jakby nie żeby to coś złego było,ale na tą chwilę nie chce o tym myśleć :|xD Z drugiej strony jestem ciekawa co tam będzie u Quinna,kiedy się obudzi hihi

    Jest tu tyle ciekawych wątków i ciężko czekać na rozwinięcie każdego z nich,ale i tak będę ciepłownie czekać na owoce Twojej ciężkiej pracy ;D

    Pozdrawiam i życzę weny :3

    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, Hej, czyżby szykował się jakiś trójkącik ? Ciekawie by było, zawłaszcza ,że Gabriel wpadł w oko też Chrisowi ,no i w sumie jakby potem znowu Gabriel chciał zniknąć to Tobias miałby chrisa, hmmm ciekawie się zapowiada, teraz będę jeszcze bardziej trzymać kciuki aby udało się wydać jak najszybciej ebooka . Co do Quinna to cukrowo i lukrowo u chłopaków, ciekawe jaki będzie poranek. Pozdrawiam weny i szczęśliwych i spokojnych chwil z rodziną .
    W

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    teraz to będę zastanawiać się o czym Gabriel chce rozmawiać bo z tych jego myśli wygląda że zależało mu na Tobiasie więc dlaczego zniknął i Christopher... czyżby trójkącik miał być, Martin wielka próba woli, oby Quunn pamiętał co mówił
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    no po takim rozdziale to jq teraz będę zastanawiać o czym Gabriel chce z nimi rozmawiać, i co wydarzyło się w przeszłości, dlaczego zostawił Tobiasa  bo z tych jego myśli wygląda, że zależało mu na nim... Quuin musi wszystko pamiętać zwłaszcza wyznanie Martina że ten go kocha i chce rozkochać Martina w sobie
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawno mnie nie było, więc trzeba nadrabiać. Rozdział obfituje w ciekawe zdarzenia, a końcówka? Jak ja dawno nie czytałam.o trójkącie w Twoim wykonaniu, zobaczymy czy tam razem on zaistnieje, czy też nasz Gabriel ma inną misję do spełnienia.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)