2022/03/27

W rytmie miłości - Rozdział 34

 Dziękuję za komentarze. :)


Żołądek go bolał. Wyraźny objaw jego zdenerwowania. Trudniej także mu się oddychało, ale nie dostrzegał symptomów nadchodzącej paniki. Dzisiaj chciał wrócić do szkoły, ale wszystko mu podpowiadało, że wyjście z domu to będzie cud. Przez ostatnie dni wychodził tylko wtedy kiedy wożono go do terapeutki. Dzięki temu, że przyjmowała go w swoim domu za miastem, gdzie obecność ludzi była ograniczona, nie miał problemów. Gerard starał się także zabierać go na spacery. Obecność chłopaka pomagała. Dotknął bransoletki, którą wczoraj od niego dostał. Nadal z trudem przychodziło mu uwierzyć, że Gerard Frost jest jego chłopakiem. To przecież było niemożliwe do spełnienia. Jeszcze tak niedawno zostało złamane jego serce.

 

— W ogóle nie powinieneś tu być. W ogóle w tej szkole, w tym mieście. Spierdoliłeś wszystko i mnie również — wypluł Frost.

— Ciebie, Gerardzie? W jaki sposób?

— Tym, że jesteś. Tym, że sprawiłeś… — Frost odetchnął głęboko i kontynuował z jakąś rozpaczą słyszaną w jego głosie. — Tym, że dałeś mi nadzieję na normalność. Pozwoliłeś mi poznać Olianę, a potem mi ją zabrałeś. Oszukałeś mnie. Starłeś na proch wszystko co się we mnie budowało. Spierdoliłeś mnie na całego. Wcześniej jakoś żyłem i miałem spokój. Od kiedy ona i ja, ona jako ty… namieszaliście mi w głowie, nie mogę uzyskać spokoju. Mogłem z nią rozmawiać. Znała mnie na wylot. Nie oceniała. Zabrałeś mi ją.

— Ona i ja to jedno — odpowiedział Oliver, a po policzku spłynęła mu łza. — Chciałem… Będąc nią chciałem…

— Wiem czego chciałeś. Pisałeś wszystko w tych popierdolonych wiadomościach i nawet nie wiem co w nich było prawdziwe, a co nie.

— Wszystko — wtrącił Oli. Nie chciał, aby Gerard uważał, że w tym co mu napisał przez ostatnie dwa tygodnie było jakiekolwiek kłamstwo. — Wszystko było prawdziwe. Każde słowo. Nawet Oliana była prawdziwa. Ona jest mną, ja jestem nią. A jej uczucia do ciebie, są moimi.

— Zamknij się — rozkazał Gerard unosząc palec i wskazując na chłopaka. — Nigdy więcej tego nie mów. Spierdoliłeś mi życie.

 

Teraz Gerard go chciał. Chciał go w swoim życiu. Wiele się wydarzyło w tak krótkim czasie od tamtej chwili. Atak, szpital i leżenie razem na tej samej sali. Rozmowy, przemyślenia, pomaganie sobie. Potem ogromna zmiana, kiedy Frost do niego przyjechał. Długie godziny przebywania razem, uczenia się siebie. Powróciły nocne rozmowy. Częściej pisali niż dzwonili wtedy do siebie. Oliver zakochiwał się w Gerardzie z każdym dniem bardziej. Wierzył także, że chłopak go kocha. Może przeszedł ogromną przemianę jeżeli chodzi o swoją seksualność, ale musi jeszcze zrobić ten ostatni krok. Zaakceptować uczucia.

Oliver podszedł do figurki, którą dostał od Gerarda. Stała na półce z płytami jego ulubionych zespołów. Uniósł dłoń, by jej dotknąć, ale pukanie do drzwi odwróciło uwagę od wykonania tej czynności.

— Wejdź.

Tobias wszedł do środka zauważając, że jego brat już był ubrany do wyjścia. Chłopak miał na sobie czarne spodnie o wąskich nogawkach i długą szarą koszulkę, której asymetryczny dół kończył się w połowie ud Oliego. Włosy związał w koński ogon pozostawiając wokół twarzy krótsze kosmyki. Dzięki temu, że rękawy miały długość trzy czwarte mógł doskonale dostrzec liczne bransoletki. Wśród znanych mu była nowa. Nie pytał o nią, bo tą samą zauważył u Gerarda. Akurat miał to szczęście spotkać chłopaka, kiedy wrócił do domu.

— Czyli co, stało się to na co tak czekałeś?

— Mhm. Masz coś przeciw?

— Nie. Wydaje się, że Frost jest w porządku. — Musiał to przyznać, ale słowa ledwie przeszły mu przez usta.

— No proszę, mój braciszek jest dobrze nastawiony co do Gerarda — powiedział Oliver podchodząc do Tobiasa. — Mówiłem ci, że jest dobrym człowiekiem. Nie wierzyłeś w to.

— Przyznam, że zmienił się. Nie jest dupkiem. Raz go zapytałem, gdzie się dupek podział, to powiedział, że ktoś kazał mu odejść.

Oliver natychmiast przypomniał sobie swoje słowa, które także wypowiedział tamtego dnia podczas ich bolesnej rozmowy na boisku:

— Życzę ci byś… kiedyś… miał też odwagę, by być tym kim naprawdę jesteś. I nie chodzi tu tylko o twoją seksualność, ale także o ciebie samego. Jesteś cudownym chłopakiem, opiekuńczym, ale udajesz dupka. Nie tędy droga, Gerardzie.

— Nie zmienia to faktu — kontynuował Tobias — że jak cię skrzywdzi to tak mu skopię dupę…

— Jak tam spotkanie z Christopherem wczoraj? — zapytał Oliver zmieniając temat.

— Nie spotykam się z nim.

— Tak, to tylko seks — prychnął sceptycznie Oli.

Podszedł do biurka i do niewielkiego plecaka spakował notatki, które wczoraj zostawił mu Gerard. Zapoznał się z nimi wczoraj, kiedy jego chłopak pojechał do domu. Na wszelki wypadek chciał je mieć dzisiaj przy sobie. Sama myśl o szkole zawiązała mu ponownie żołądek z supeł.

— Ostatnio to sam nie wiem co to już jest — przyznał Tobias.

Pomiędzy nim, a Chrisem sytuacja była bardzo napięta. Często się kłócili. Potem lądowali w łóżku i znów było dobrze. Ostatnio przespali w motelu całą noc. Rano wyszedł zanim Nicholls się obudził. Po treningu znów mieli nieprzyjemną wymianę zdań. Tobias wiedział, że to on jest temu winien. Od kiedy spotkał ponownie Gabriela napięcie jakie odczuwał i chęć znalezienia mężczyzny były ogromne. Do tego świadomość, że Christopher poznał Lawrenca i pomiędzy oboma coś zaiskrzyło, nie pomagała. Nie był zazdrosny. Po prostu był zły. Potrzebował wyjaśnień, a nie nagłego pojawienia się i zniknięcia. Czego jednak mógł się spodziewać. Gabriel zawsze był dobry w znikaniu.

— Połamiesz sobie palce, jeżeli nadal będziesz tak zaciskać pięści.

Głos brata natychmiast zgasił buzujący ogień wściekłości. Nie lubił tego u siebie. Oliver na szczęście umiał go uspokoić. Zawsze tak było. Nie ważne ile mieli lat. Brat znał go najlepiej i zawsze, tak jak teraz, podchodził do niego, kładł dłoń na jego szyi uspokajając go. Tobias nie był dumny z takich wybuchów. To niczego nie budowało, a niszczyło. Nie chciał zniszczyć relacji z Christopherem. Powinien mu opowiedzieć o Gabrielu i w ogóle o wszystkim.

— Dzięki.

— Zawsze do usług — odparł Oliver. Nie było potrzeby niczego więcej mówić. Opuścił dłoń, wziął plecak i zmusił swoje nogi do wyjścia z pokoju.

— Jesteś pewny, że chcesz dzisiaj wrócić do szkoły?

— Czy dzisiaj, czy jutro muszę to zrobić. Każdego dnia będzie to cholernie trudne. Nie chodzi o szkołę, a o ludzi. Dam radę. Chodźmy.

— Na dole ktoś na ciebie czeka.

— Kto taki?

— Zejdź i sam zobacz.

 

*

 

Frost odwrócił się po tym jak usłyszał kroki na schodach. Na jego ustach jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawił się uśmiech. Przyjechał tutaj, by zabrać Olivera do szkoły. Tak jak obiecał, zamierzał być przy nim. Na szczęście, pierwsze trzy lekcje mieli razem. Potem będzie mógł z nim być tylko na przerwach, ale wierzył, że jego chłopak sobie poradzi. Jeszcze się nie przyzwyczaił do tego określenia, ale podobało mu się ono. Nie czuł strachu, obaw z tym związanych. Dał sobie czas, a to przyniosło owoce.

— Hej — przywitał się.

— Cześć. Sądziłem, że zobaczymy się dopiero w szkole — rzekł Oli stając przed Gerardem.

— Pomyślałem, że lepiej będzie jak po ciebie przyjadę, a potem cię odwiozę do domu.

— Dzięki.

Oliver bardzo chciał pocałować Gerarda w policzek, ale użył całej swojej silnej woli, aby tego nie zrobić. Nie powinien się obawiać takich czynów, ale mimo wszystko bał się reakcji Frosta. Taka bliskość dopiero była przed nimi. Mimo że pocałunek w policzek to nic wielkiego, takiego buziaka mogą dać sobie i przyjaciele, ale czuł, że dla Gerarda to ma znaczenie.

Wyjął z szafy przy wejściu swoją bluzę. Pomimo jesieni w Karolinie Południowej mieli w listopadzie piętnaście stopni ciepła. Dopiero w grudniu i styczniu temperatura spadała. Nie tak drastycznie jednak, bo wciąż pozostała na plusie w okolicach dziesięciu stopni. Dlatego swój ukochany płaszcz wyciągnie wtedy. Na razie gruba bluza była wystarczająca.

Gerard pomógł Oliverowi odłożyć plecak na bok, a potem w założeniu bluzy. Kiedy chłopak sięgał po swój plecak, zabrał go mówiąc:

— Nie możesz dźwigać.

— Tam są tylko twoje notatki i długopisy…

— Och, pozwól mu ponieść twój plecak — głos  cioci rozbrzmiał u szczytu schodów. Miała na sobie szlafrok, a włosy potargane. Z pracy wróciła bardzo późno. —To romantyczne i chce ci pomóc.

— Dobra ja spadam — rzucił Tobias. Miał nadzieję złapać Nichollsa jeszcze przed lekcjami.

— Tego to ostatnio ciągle coś goni — powiedziała Martha. — Jedźcie ostrożnie. Oli…

— Dam radę, ciociu. Muszę.

— Wiem. Jesteś silniejszy niż my tu wszyscy razem.

Niedługo później wsiedli do samochodu Gerarda. To nie był pierwszy raz w tym wnętrzu. Zdarzało się, że Frost musiał zawieźć Olivera do terapeutki, bo ciocia była w pracy, a Tobias w szkole, a z niektórych lekcji nie mógł się wyrwać.

— Bardzo się denerwujesz? — zapytał Gerard wyjeżdżając na drogę.

— Tak. Mniej, kiedy jesteś obok. Po prostu — musiał to powiedzieć. Terapeutka uczyła go, by swoje obawy wypowiadał na głos bliskim mu osobom. Oni go kochali i mogli wspierać. Nie wiedząc co go dręczy, nie będą umieli pomóc. — Po prostu, ludzie to dla mnie problem. Od czasu ataku sama myśl przebywania w większej grupie budzi lęk. W dodatku przed atakiem słyszeli, to co mówili ci dwaj…

— Nie myśl o tym co kto słyszał. Ludzie zawsze gadali i będą gadać — rzekł Frost. — Znam to. Opowiadałem ci jak jest. Na szczęście tych co się tobą nie zainteresują jest znacznie więcej. Nie musisz się bać. Będę z tobą. — Wyciągnął rękę i na chwilę dotknął uda Olivera.

W miejscu, gdzie Oli został dotknięty poczuł ciepło, co było zupełnie normalne, bo Gerard miał gorącą dłoń, tylko w tym przypadku to odczucie podążyło w głąb jego serca wzmacniając miłość do tego chłopaka.

— Po prostu, muszę przejść przez to.

Pod szkołę dojechali kilkanaście minut później. Gerard zaparkował na swoim stałym miejscu. Stwierdził, że Martin już jest, bo jego samochód stał obok. To się nigdy nie zmieniało. Wysiedli i uległ temu, aby Oliver poniósł swój plecak. Ten faktycznie był lekki jak piórko. Razem podeszli pod drzwi szkoły. Oli nie patrzył w stronę stadionu, gdzie za jego trybunami został zaatakowany. Wyprostowany, ale spięty szedł u boku Gerarda czując jak czasami ocierali się ramionami. W pewnej chwili poczuł jak palce chłopaka dotykają jego dłoni. Spojrzał na niego z niemym pytaniem.

— Chwyć moją dłoń będzie lepiej. O ile chcesz — powiedział Frost.

— A ty chcesz? Wszystkim to pokaże…

— Jesteś moim chłopakiem, a tego czego nauczyłem się przez ostatnie dni, to tego, że czasami skok na głęboką wodę jest lepszy i bezpieczniejszy niż powolne wskakiwanie na płyciznę.

Oliver doskonale to rozumiał. Chłopak nie musiał bardziej tego tłumaczyć. Splótł swoje palce z jego i faktycznie poczuł się o wiele pewniej. Co z tego, że każdy ich razem zobaczy. To nie miało znaczenia.

— Dzięki.

— Jak słodko. Oni są naprawdę słodcy.

Głos Dany zwrócił ich uwagę i obaj podążyli wzrokiem w stronę głównych drzwi szkoły. Tam na schodach czekali na nich ci, którym na Oliverze zależy. Pomyśleć, że jeszcze jakiś czas temu Gerard ich nie lubił. Teraz był wdzięczny Elliottowi, Quinnowi, Danie, Chrisowi za to, że tu byli. Wśród nich wypatrzył także Daisy i Martina, nie licząc Tobiasa. Coś w nim, co było miękkie i delikatne, a co chronił od zawsze, wzruszyło się. Na zewnątrz jednak nie pokazał tego po sobie.

— Co wy tu robicie? — zapytał.

— Zaciągnęli mnie tu siłą — odpowiedział Elliott, ale po jego szerokim uśmiechu jasno można było wyczytać, że żartuje.

— Po prostu wsparcie przyjaciół jest ważne — odezwał się Quinn. Stał obok Martina, który nie potrafił oderwać od niego oczu.

— Nikt nam nie podskoczy — wtrąciła Dana. — Poza tym wszyscy mamy wspólną matmę. Ostatnio pan Whitener wkurzył się na mnie. Także potrzebuję wsparcia.

— Gdybyś nie starła tablicy, na której cały ranek wypisywał obliczenia, to by się nie wkurzył — wytłumaczył jej Ross.

— Oj, mój mały błąd. Zmieniając temat, to nie  każdy odpisał czy idzie do klubu w piątek. Jest nowy klub przyjazny dla każdej płci i orientacji. Prześlę wam później dane.

Gerard nie był pewny czy pójdzie. Nie chciał iść bez Olivera, a z przebywaniem w takim miejscu chłopak mógłby mieć trudność. Najwyżej sami sobie zrobią wypad na spacer do parku, a potem maraton seriali. Szczególnie  azjatyckich dram BL. Odkrył, że Oliver je uwielbia.

— Ruszcie w końcu tyłki — pogonił wszystkich Tobias.

Chłopak posłał niespokojny wzrok bratu, upewniając się, że z Olim wszystko w porządku. Potem skupił się na Christopherze, który w ogóle na niego nie patrzył. Chciał z nim chwilę porozmawiać, więc jak tylko wszyscy weszli do szkoły na czele z Oliverem i Gerardem trzymającymi się za ręce, zatrzymał Nichollsa.

— Musimy pogadać.

Chris wyrwał rękę z mocnego uścisku chłopaka i odpowiedział:

— Kazałeś mi się odpierdolić, więc to robię.

Potem posłał lodowate spojrzenie Tobiasowi i ruszył za przyjaciółmi.

 

*

 

— Twierdzenie Talesa jak każdy inny dział z matematyki wydaje się trudny, ale spróbujmy spojrzeć na niego w niecodzienny sposób — mówił JD Whitener rysując na tablicy głowę krokodyla z otwartym pyskiem. — Zaraz przedstawię sposób na metodę krokodylka, która pomaga zapamiętać proporcje występujące w tym stwierdzeniu. — Matematyk odłożył kredę i odwrócił się do klasy. — Kto przypomni na czym polega Twierdzenie Talesa?

Tobias, który nie znosił matematyki zsunął się na krześle tak, aby nie było go widać zza innych uczniów. Miał nadzieję, że oczy nauczyciela podążające teraz od twarzy do twarzy nie znajdą go. Ze swojego miejsca przyjrzał się mężczyźnie. Ciężkie, wysokie buty, wąskie spodnie z dziurami, czarna obcisła koszulka z narzuconą na nią tegoż samego koloru koszulą, która miała rozpięte mankiety rękawów. Lekko podłużna twarz ze srebrnym kolczykiem typu twister zakończonym kulkami, umieszczonym w lewej brwi oraz paroma innego rodzaju kolczykami w obu uszach. Te były jedynie lekko widoczne spod dobrze ostrzyżonych, wycieniowanych włosów, których czarny kolor był tak głęboki, że chwilami  od słońca wydawały się granatowe. Według Tobiasa było na czym oko zawiesić. Seksowny nauczyciel był w jego typie. Problem w tym, że miał męża i był nauczycielem. Czyli stał się nietykalny. Nie tak jak Christopher, który siedział w ławce obok.

Tobias był zły na siebie, że wszystko wczoraj spieprzył. Kiedy Chris chciał z nim porozmawiać o tym dlaczego wymknął się z pokoju, w którym spędzili noc, po prostu powiedział mu, aby się odpierdolił. Także mógł winić tylko siebie.

— Tobiasie Grant — głos nauczyciela przedarł się przez kurtynę, która zasłoniła to gdzie się znajdował — może wrócisz od patrzenia na pana Nichollsa i odpowiesz na pytanie jakie zadałem.

Siedzący za Tobiasem Gerard miał ochotę roześmiać się. Nie tyle z zaskoczenia Tobiasa, ale z tego, że JD widzi wszystko. Łatwo rozszyfrował sytuację pomiędzy Grantem a Nichollsem. Nie tylko dzisiaj, ale i wcześniej. Raz kiedy Frost był na kolejnej rozmowie u Caseya i jego męża, to Whitener coś napomknął o tych dwóch.

— Wiesz czy nie wiesz? O to jest pytanie — mówił JD. — Ale to brzmiało inaczej i nie dotyczy mojego przedmiotu.

— Nie wiem proszę pana. Nie pamiętam Twierdzenia Talesa.

— Mogę? — wtrącił cicho Christopher.

— Proszę panie Nicholls, niech pan powie koledze co to jest.

Chris podniósł się. Na chwilę przytrzymał wzrok na Tobiasie, a potem spojrzał na ich nauczyciela.

— Jeżeli dany jest kąt, którego ramiona są przecięte prostymi równoległymi, to odcinki powstałe w wyniku przecięcia tych prostych na jednym ramieniu kąta, są proporcjonalne do odpowiednich odcinków z drugiego ramienia kąta.

Tobias w czasie gdy chłopak mówił, zrobił minę, jakby ten właśnie mówił po chińsku.

— Doskonale. Proponuję, aby dał pan kilka lekcji koledze na ten temat. Takie korepetycje bardzo pomagają. Oczekuję za tydzień, że ćwiczenia które zadam, pan Grant dobrze rozwiąże. To jest ważne — przemówił do całej klasy — bo będziecie mieć to na egzaminie. Teraz na przykładzie krokodylka wyjaśnię wam jak  zapamiętać proporcje.

Oliver przyjrzał się tym dwóm idiotom, których niewątpliwie ciągnęło do siebie, ale nie potrafili znaleźć wspólnej drogi. Miał nadzieję, że wspólna nauka im pomoże. Co prawda wyczuwał, że było w tym coś więcej niż ich relacja. Coś, co działo się z jego bratem.

— W porządku? — zapytał szeptem Frost.

Siedzieli w jednoosobowych stolikach czego Oli żałował, bo najchętniej to dotknąłby teraz swojego chłopaka. Odpowiedział mu, że nic złego się nie dzieje, a jego niepokój, który niewątpliwie Gerard zauważył, dotyczy brata. Posłał mu delikatny uśmiech. Gdyby nie on i pozostali, to nie wiedział jak przetrwałby wejście do budynku szkoły. Chyba nigdy nie zapomni jak szli wszyscy razem w stronę szafek. Tego, jak każdy na nich patrzył. Zwrócono też uwagę na jego dłoń połączoną z dłonią Gerarda. Tym samym Frost wyszedł z szafy całkowicie. Oli nie wyczuł w nim obaw pod tym względem. Był także z niego dumny i szczęśliwy, że chłopak pomógł mu dzisiaj i może kolejny dzień także nie będzie łatwy, ale będąc u boku Gerarda Frosta będzie bezpieczny.

 

3 komentarze:

  1. Hej.JD jest poprostu rewelacyjny , tak na początek chciałam zaznaczyć :) Oli jest naprawdę dzielny tak jak wspomniała jego ciotka. Myślę ,że naprawdę trzeba mieć odwagę ,żeby stawiać czoła temu co się stało. Dobrze ,że Gerard stanął na wysokości zadania i pomaga Oliemu. Ach Tobias mam nadzieję ,że Wyżna całą prawdę jak na spowiedzi Chrisowi :) . Rozdział jak zawsze super . Pozdrawiam zdrówka i weny. W.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    och wspaniale, no Tobias napraw to co spieprzyłeś teraz... och nawet Jd zauważył że coś jest na rzeczy między Tobiasem a Christopherem... Oli otrzymał wsparcie przyjaciół wracając do szkoły, ale Gerard był tym największym wsparciem... zrobił wielki krok był obok i na dodatek pokazal że są razem... i inni go nie obchodzili...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    fantastycznie, no Tobias naprawiam teraz to co spieprzyłeś, haha nawet Jd już zauważył że coś jest jedak na rzeczy tutaj między Tobiasem, a Christopherem... Oli i jego powrót do szkoły... i ma wielkie wsparcie przyjaciół a przede wszystkim  Gerarda, który pokazał że są razem
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)