2021/06/27

W rytmie miłości - Rozdział 4

 Cześć. Zapraszam na kolejny rozdział. :)

Na Bucketbook można kupić trzecią część "Partnerów". Do końca czerwca wszystkie moje poprzednie ebooki można kupić 10% taniej.

Dziękuję za komentarze i miłego czytania. :)


 

— Mam cię w łeb walnąć czy co?

— Hm? Mówiłeś coś?

Quinn miał ochotę faktycznie przyłożyć Elliottowi, który w czasie całej ich rozmowy jedynie fizycznie siedział z nim w pokoju.

— W ogóle nie słuchasz tego co mówię.

— Słucham. Zastanawiałeś się jaką koszulę weźmiesz na dzisiejszą imprezę. — Już po swoich słowach Ross zrozumiał, że ten temat już dawno minął. Wziął ozdobną poduszkę ze swojego łóżka, na którym siedział opierając się o ścianę i wcisnął w nią twarz. — Masz rację walnij mnie.

— Żeby to pomogło, to bym to zrobił. — Zaczął obracać się na obrotowym krześle, które zawsze stało przed biurkiem jego przyjaciela. Po chwili zatrzymał się, mówiąc: — Po co to robię, porzygam się.

Wstał i przeniósł się na łóżko. Opadł na nie tak zamaszyście, że zaskrzypiało.

— Uważaj, kurwa, bo zniszczysz mi łóżko.

— W sumie już raz to zrobiłem. Ale to nie była moja wina, że te pręty trzymające materac były takie słabe. Wracając jednak do tego co mówiłem… Do tematu koszuli zaraz wrócimy — wtrącił. — Christopher chyba nie chce zamieszkać ze mną i moim tatą.

— Nadal nie mogę uwierzyć w to, że wasi rodzice się pobierają. A jak mama Chrisa zajdzie w ciążę z twoim tatą, to będą mieć piękne dzieci. Wiesz, ona ma skórę koloru mlecznej czekolady, on jest biały… Co, nie podoba ci się ten pomysł? — zapytał Elliot dostrzegając, że przyjaciel jest zielony na twarzy.

— Dlaczego musiałeś mi powiedzieć o tym, że oni będą uprawiać seks? To mój tata. Bleee.

— Wiesz, twój tata uprawiał już seks. Inaczej ciebie nie byłoby na świecie. — Rzucił w Quinna poduszką.

— Dobra, ale ja nie muszę o tym myśleć. Dla swoich dzieci ich rodzice nie uprawiają seksu i na odwrót. Rodzice niech dalej sądzą, że ich dzieci tego nie robią.

— Ja nie robię — rzucił Elliott i skrzywił się. Jak zawsze jego język wyprzedził mózg.

— I dlatego trzeba ci znaleźć chłopaka — rzekł Quinn wbijając palec z pierś przyjaciela. — Takiego, który dobierze ci się w końcu do spodni.

— Dziękuję, nie pożyczam spodni — zażartował, doskonale wiedząc o co chodzi Greenwoodowi. Oberwał za to tą samą poduszką, którą wcześniej rzucił w Quinna. — No co, nie każdy chce zaraz uprawiać seks. Mnie zależy na miłości. Z tym wiążę seks. Będę z tym czekał nawet do trzydziestki.

Quinn otworzył usta jakby miał coś powiedzieć, ale machnął ręką. Przyjaciel go osłabiał.

— Zmienisz zdanie jak poznasz gorącego faceta. Też mówiłem, że chcę czekać, a pojawił się Max i wszystko się zmieniło.

Elliott z łatwością wychwycił jak przemieniał się głos przyjaciela, kiedy mówił
o swoim chłopaku. Stawał się czuły i ciepły, bez tej zwykle towarzyszącej mu nuty infantylności i żartobliwości. Również twarz przyjaciela ulegała przeobrażeniu. Każdy kto w takiej chwili spojrzał na Quinna wiedział od razu, że chłopak jest zakochany po uszy.

— Ty naprawdę kochasz Maxa.

— No. Kocham jak głupiec. Szaleję za nim. Chciałbym ciągle z nim być. Przy nim — rozmarzył się Greenwood. — Już nie mogę doczekać się jak spotkania na imprezie. Potańczymy. Szkoda, że nie chodzi do naszej szkoły, bo byśmy się po rozpoczęciu roku szkolnego mogli często widywać, ale damy radę. Po zakończeniu szkoły idziemy na tę samą uczelnię i chcemy wynająć razem mieszkanie.

— Macie wielkie plany. — Zdaniem Elliota, to było zbyt szybkie, ale nie wtrącał się. — Totalnie i niezaprzeczalnie wpadłeś — stwierdził chłopak i ponownie rzucił w przyjaciela poduszką. Ten ją złapał i przytulił głośno wzdychając.

Ross odwrócił spojrzenie od Quinna i skierował wzrok w drugi kąt swojego niewielkiego, zagraconego pokoju. Też chciałby czegoś takiego dla siebie. Może nawet czegoś większego ze ślubem w przyszłości. Nigdy nie był typem, który chce mieć wiele miłostek, chłopaków na koncie czy zaliczonego seksu, bo nie wypada być prawiczkiem czy dziewicą. Według niego bardzo wypada. Wierzył, że jak pojawi się ta jedyna osoba, to to doceni. Zamierzał czekać na takiego kogoś tyle ile będzie trzeba. Owszem nie chciał czekać do śmierci, ale w końcu spotka tego dla którego jego serce mocniej zabije. W sumie biło mu już tak serce do pewnego streamera Ryana, ale to nie miało szans. Niemniej nie mógł wyprzeć z głowy ich rozmowy na czacie. Później, w nocy napisał do niego prywatną wiadomość, ale niestety jeszcze nie dostał odpowiedzi. Nie chciał sobie na razie zawracać tym głowy.

— To mówisz, że Christopher nie chce się do was wprowadzić? — Elliott powrócił do wcześniejszego tematu rozmowy.

— Noo, wyobrażasz to sobie? Wczoraj wieczorem jeszcze do niego zadzwoniłem, ale tak gadał jakby nie chciał.  Przecież u nas będzie miał lepsze warunki. No i Sophie stąd będzie mieć bliżej do swojej szkoły. Nie rozumiem go. — Wzruszył bezradnie ramionami. Nie sądził, że to go tak przybije. Uwielbiał Chrisa i uznał, że mieszkanie z przyjacielem pod jednym dachem będzie świetne. Zawsze chciał mieć brata.

— Czasami nawet z małego gniazda trudno się wynieść. Może potrzebuje czasu, aby przyzwyczaić się do tej myśli. Nie jest łatwo zmienić miejsce zamieszkania i nie czuć się tam jak obcy.

Greenwood pokiwał głową.

— Może masz rację. I wiesz co? Sprawię, że będzie czuł się jak w domu. — Uśmiechnął się szeroko. — Teraz jak to przedyskutowaliśmy, to pomóż mi wybrać koszulę.

Podniósł się z łóżka i podszedł do kilku koszul zawieszonych na wieszakach. Wszystko przywiózł ze sobą, kiedy Elliott powiedział mu, że na pewno nie przyjedzie do jego domu, bo musi dzisiaj nagrywać zapasowe odcinki. Na szczęście skończył to robić, zanim pojawił się chłopak.

— Tej różowej nie ubiorę, bo nie pasuje mi do włosów. — Odłożył jedną z koszul. — Nie wiem po co ją wziąłem. Wyobrażasz sobie mnie w tej koszuli?

— Co chcesz od swoich włosów?

— Są pomarańczowo czerwone. Dziwne. Róż do rudego moim zdaniem nie pasuje. Ale zobacz tę zieloną. — Zdjął koszulę z wieszaka i przyłożył do piersi. — Co o tym sądzisz?

— Ja wiem… Chyba może być. — Nie znał się na modzie.

— Może? Jest moim numerem jeden. W ogóle co ty na siebie założysz?

Elliott spodziewał się tego pytania. Znał Quinna. Chłopak bywał często tak stereotypowy, jak nikt inny. W dodatku jeżeli chodziło o wyjście na imprezę wręcz to się wzmacniało. Uwielbiał się ubierać, przebierać i tym samym go torturował. Także trochę z obawą odpowiedział ja jego pytanie.

— Zwykła koszulka i dżinsy.

— Co?! — pisnął zbyt wysoko Greenwood. — Jakie dżinsy? Mam nadzieję, że te wąskie w których twój tyłek wygląda seksi, że sam bym miał na ciebie ochotę, gdybyś nie był jak brat i gdybym nie miał Maxa. Moje koszule poczekają. Zobaczmy w co ciebie możemy ubrać. — Odwrócił się w stronę szafy przyjaciela i ją otworzył.

Pół godziny później pokój Elliotta był zawalony jego ubraniami a on sam znajdował się pod nimi z nieszczęśliwą miną. Za to Quinn wyglądał tak jakby właśnie schwytał największe szczęście za nogi. W dłoni trzymał najbardziej wąską koszulkę jaką znalazł i niewiarygodnie obcisłe spodnie.

— Ja się w to nie zmieszczę — jęknął Ross. — Spodni na pewno nie wcisnę na tyłek.

— Zmieścisz się i wszystko wciśniesz. Nawet miejsce na jajka będziesz miał. Spokojna twoja głowa. Będziesz gorąco wyglądał. — Wyszczerzył się Quinn.

Elliott nie chciał wyglądać gorąco. Chciał czuć się swobodnie w tym co założy na siebie. Lubił szersze koszulki i niedopasowane spodnie a te, które trzymał Quinn były wg niego zbyt opinające.

— Będzie mi wszystko widać. Ja to nie ty.

— Nic ci nie będzie widać. No chyba, że ci stanie to zarys penisa będzie, ale zawsze jakiś gorący facet będzie mógł się zająć problemem, co nie?

— Za co zostałem pokarany tobą? Za jakie grzechy? — jęknął Elliott i ukrył się pod stertą swoich ubrań, która razem z nim zajmowała miejsce na łóżku.

Quinn przykucnął przy łóżku i uniósł jeden z swetrów przyjaciela odsłaniając jego twarz. Potem uśmiechnął się słodko do chłopaka i rzekł:

— Ale i tak mnie kochasz, prawda?

— A kysz szatanie. Nigdzie nie idę. — Ponownie zasłonił twarz swoim swetrem. Potem uszy, kiedy doleciał do niego radosny śmiech przyjaciela. Uwielbiał Greenwooda mimo wszystko.

 

*

 

Tobias Grant zastał swoją ciocię w salonie. Podlewała kwiaty, mówiła do nich, a one odwdzięczały się jej pięknem. Nawet te, które biorąc od kogoś lub kupując, nie wyglądały najlepiej, teraz zachwycały. Czasami czuł się jak te jej kwiaty. Też był zemdlały, nijaki, kolczasty, jak niektóre z jej kaktusów. Wzięła go pod swoje skrzydła wraz z jego bratem i pozwoliła im wypięknieć. Nawet  kolce w nim złagodniały. On i Oliver mieli wspólnego ojca sukinsyna i różne matki, które w tym samym czasie ten drań zapłodnił. Potem równie szybko je zniszczył. Czasami Tobias zastanawiał się ile jeszcze może mieć braci i sióstr. Jego ojczulek nie umiał trzymać kutasa w spodniach, Brał wszystko co mu się nawinęło i było kobietą. Miał wygląd i charyzmę, więc każda, którą miał na oku rozkładała przed nim nogi. Także mógł mieć jeszcze rodzeństwo gdzieś w świecie. Szczęściem jedynie było to, że znał swojego jednego brata.

Obie kobiety były przyjaciółkami, zanim zaszły w ciążę z tym samym facetem. Potem kiedy jego mama zmarła przy porodzie, mama Olivera wzięła go pod swoje skrzydła wychowując jak swojego. Nigdy nie uwolniła się od skurwiela, który znęcał się nad  nią, zdradzał i w końcu pewnego letniego poranka zabił, oskarżając o to co sam robił, a świadkiem tego byli jej dwaj piętnastoletni synowie. Trafił do więzienia, a oni pod opiekę babci. Gdy ta zmarła przygarnęła ich niesamowita kobieta, na którą właśnie patrzył. Nie była jego ciocią z krwi i kości. To była młodsza siostra mamy Olivera. Mogła go zostawić, oddać do domu dziecka, ale adoptowała również jego. Nie miała z tym problemów. Szczególnie kiedy odebrano prawa rodzicielskie ich ojcu - mordercy i homofobowi. Nigdy nie zapomni jak ufny wtedy Oliver wyznał skurwielowi, że jest gejem. Sama myśl o tym sprawia, że włosy na karku mu się jeżą, a dłoń zaciska w pięść.

— Nie wiem o czym myślisz, ale uspokój się. To minęło.

Ciepły głos dobrej duszy, natychmiast wyrwał Tobiasa z mrocznych korytarzy przeszłości. Rzadko się to działo, ale niestety potrafił tam wracać.

— Nie warto wspominać — szeptała Martha Graham.

— To samo uderza w najmniej spodziewanym momencie. Pomyślałem o tym co zrobił Oliverowi.

— Twój brat wiele przeszedł, ale miał ciebie i mu pomogłeś. — Ciemne oczy kobiety uważnie obserwowały siostrzeńca. Tym dla niej był i zawsze będzie.

— Dziękuję ci, że możemy z tobą mieszkać.

— Jesteśmy rodziną. Trzeba sobie pomagać, więc mógłbyś wynieść śmieci?

Tobias roześmiał się. Choćby był w najgłębszej czarnej dziurze, to ciotka zawsze rozkaże mu, aby wyniósł śmieci, odkurzył, wykosił trawnik czy zrobił cokolwiek fizycznego, aby nie mógł myśleć. W przeciwieństwie do niego każdy narzekałby na te prace, ale on wykonywał je z radością. Oliver czasami stukał go palcem po głowie i mówił, że jest wariatem. Oliver rozumiał go bardzo dobrze. Poza więzami braterskimi łączyła ich też wspólna, niezbyt dobra przeszłość. To ich zbliżyło i jeden za drugiego oddałby życie.

— Wyniosę śmieci.

Ruszył w stronę kuchni, która była umieszczona w innej części domu. Zatrzymał go jednak głos ciotki.

— Wybierasz się na dzisiejszą imprezę szkolną?

— Sam nie wiem.

— Przygotowywałeś plakat. Wyglądało na to, że chcesz iść.

— Emilly mnie namówiła, kiedy zobaczyła moje rysunki graficzne. Nie planowałem dzisiaj wychodzić.

— Przysięgam, że ta dziewczyna wszystko wypatrzy — rzekła Martha.

Mając trzydzieści trzy lata była energiczna, wesoła, ekstrawertyczna i właśnie ta otwartość zjednywała jej od zawsze ludzi. Wszędzie było jej pełno, a bezczynne siedzenie traktowała jak stratę czasu.

— Kiedy sprowadziliśmy się tutaj przyszła z ciastem dyniowym i od razu wiedziała kim jestem i, że mam dwóch synów, którzy nie są moi z urodzenia.

— Taka jest. Poznałem też jej brata Elliotta i jest dziwny.

— Jak bardzo dziwny, dziwny?

— Ciociu, muszę wynieść śmieci o czym mi zaraz przypomnisz i nie, Elliott, nie jest w moim typie.

Sam nie miał pojęcia jaki jest jego typ. Spotykał się z różnymi chłopakami. Tymi delikatnymi i tak zwanymi prawdziwymi samcami. Z tymi dobrymi i tymi złymi facetami z ulicy, którzy nie zawsze chcieli pokazać się z chłopakiem. Pojawiała się chemia i szedł z nimi do łóżka. Bywał w związkach, również z dziewczynami, ale krótkich i nieudanych. Miał dopiero osiemnaście lat i nie czuł potrzeby wiązania się z kimś na stałe. Teraz też tak będzie. Niczego innego nie planował. Spotka kogoś i będzie wiedział, że to tylko na jedną noc, by podrapać swędzenie lub na kilka randek. Niczego więcej mu na razie nie potrzeba.

Wziąwszy worek ze śmieciami wyszedł tylnymi drzwiami przez kuchnię. Popołudniowe słońce natychmiast go oślepiło. Jeszcze było na tyle wysoko, że nie zdążyło się schować za rosnące drzewa w niewielkim ogrodzie cioci. Po raz pierwszy mieszkali w domu. Dlatego tak bardzo doceniał to, że mógł po prostu wyjść do ogrodu, usiąść przy stojącym na trawie stoliku i cieszyć się tym co jest wokół. Wcześniej jego domem były mieszkania i zawsze się w nich dusił. Miał nadzieję, że kiedyś spełni się jego marzenie i zamieszka na wsi na dużej farmie.

— Uśmiechanie się do samego siebie nie wróży dobrze twojemu mózgowi.

Tobias usłyszał dobiegający z niedaleka znajomy głos. Podążył oczami w kierunku domu sąsiadów zastając Elliotta również z workiem śmieci.

— To znaczy, że co? — zapytał.

— To znaczy, że to może doprowadzić do szaleństwa. Uśmiechasz się sam do siebie, mówisz do siebie.

— A może jestem zadowolony i mam powody do uśmiechu. — Tobias uniósł brew.

— Cokolwiek. — Elliott wzruszył ramionami. — Każdy powód do tego dobry. Nawet wynoszenie śmieci. — Wskazał na czarny worek, który trzymał Tobias, a potem spojrzał na swój. Krzywiąc się jakby wdepnął w coś śmierdzącego podszedł do miejsca gdzie stał kosz i wrzucił wszystko do środka. — No, załatwione.

Tobias Grant zrobił to samo. Obserwował przy tym sąsiada i nadal mógł stwierdzić, że chłopak jest dziwny. Ładny, dobrze zbudowany, ale dziwaczny. Gdyby go ktoś zapytał co to oznacza, nie wiedziałby jak to opisać. Chyba nigdy nie zapomni jak ten wpadł do pokoju siostry chcąc bronić jej cnoty. Zaśmiał się pod nosem.

— Znowu to robisz. Tylko teraz się śmiejesz.

— Mam do tego powody.

— Powody do uśmiechu, do śmiania się. — Elliott oparł się dłońmi o niski płotek, który oddzielał oba budynki i ogród od siebie. — Może się nimi podzielisz?

— Jesteś pewny siebie — stwierdził Grant, oparłszy się o róg budynku.

— Pewność siebie to moje drugie imię. Moje trzecie to mój głupi mózg, ale na niego nie zwracaj uwagi.

— Dlaczego głupi?

— Bo zanim zacznie myśleć, to podpowiada różne głupie rzeczy.

Tobias znów się zaśmiał i rzekł:

— Jak to, że po usłyszeniu „ale on jest taki wielki. Nie zmieści się” sądziłeś, że chodzi o mojego penisa. Dzięki pochlebiasz mi. — Puścił oczko do chłopaka.

— Emm… Eee… — Elliott czuł, że zaczyna się rumienić. Po co w ogóle zaczynał tę rozmowę. Mógł tego nie robić. W dodatku nie miał pojęcia co mu odpowiedzieć. Na szczęście już po chwili zalała go ulga usłyszawszy głos przyjaciela, który go wołał.

— Elliott, ty dupku, gdzie jesteś?

— Za domem. Śmieci musiałem wynieść. A ty — zwrócił się do Tobiasa — zapomnij o tamtym.

— Po co, jak ubawiłem się wtedy przednio — odpowiedział Grant, a swoje oczy kierował na pojawiającą się postać.

Chłopak był średniego wzrostu, szczupły, ale nie mógł go nazwać chudzielcem. Jego bardzo wąskie spodnie i koszulka z wielkim sercem na piersi były tak wąskie, że niczego nie ukrywały. Najbardziej jednak przyciągały go rude włosy, które z tyłu były bardzo krótkie, a z przodu długie. Chłopak poprawił grzywkę, a ta ponownie zajęła swoje wcześniejsze miejsce. Tobias miał nagłą ochotę, by wsunąć w nią palce i  odgarnąć. Chciał ją poczuć i sprawdzić jak miękkie są włosy tego chłopaka. Niestety miał jedną słabość. Lubił rudych. Bardzo lubił. Może mimo wszystko miał swój typ.

— Gdzie mi zniknąłeś? Impreza za dwie godziny… — zaczął Quinn, ale urwał dostrzegłszy, że nie jest sam z przyjacielem. — Hej, ty pewnie jesteś tym nowym sąsiadem Elliotta. — Podszedł do ogrodzenia i wyciągnął rękę. — Jestem Quinn, przyjaciel tego typka.

Tobias miał nadzieję, że nie miał spoconej dłoni. W razie czego otarł ją dyskretnie w spodnie i oddał uścisk. Dłoń chłopaka była delikatna i chłodna, wręcz zimna, mimo wysokiej temperatury panującej na zewnątrz. Mniejsza od jego i z długimi palcami. Przytrzymał ją dłużej niż to wskazane i czuł jak w ustach mu zasycha. To nigdy nie oznacza niczego dobrego, tylko kłopoty, bo ktoś mu się podoba. Zdobył się na to, aby puścić chłopaka, mając nadzieję, że chwila słabości nie została zauważona.

— Jestem Tobias. Miło cię poznać.

— Ciebie też — odrzekł Greenwood. W przeciwieństwie do Elliota w ogóle nie zauważył, że jego dłoń została przytrzymana na dłużej w dłoni drugiego chłopaka. — Mam nadzieję, że idziesz na imprezę. Może tam się spotkamy. Poznasz mojego chłopaka. Jest cudowny.

No tak, to oczywiste, taki chłopak jak on musi mieć kogoś — pomyślał rozczarowany Tobias, a na głos powiedział:

— Nie wiem czy idę, jeszcze nie zdecydowałem.

— Idź. Wbrew temu na co to wygląda, to nie ma tam tłumów. Są głównie starsze klasy i te co zaczynają. Niektórzy chcą pojawić się w szkole dopiero z pierwszym dniem rozpoczynającym semestr. Do nas, do liceum, nie chodzi tyle ludzi co do zwykłego — włączył się słowotok Quinna.

— Co, nie ma tylu artystów? — zapytał Grant.

— A może i tak być. W każdym razie wpadnij. Teraz zabieram tego głupka — poklepał Elliotta do ramieniu — i spróbuję go wcisnąć w naprawdę seksowne rzeczy. Jak przyjdziesz na imprę to zobaczysz.

— Może wpadnę. Też muszę znikać. — Wskazał za siebie, sam nie miał pojęcia po co. Może po to, aby pokazać tym gestem, że musi wejść do środka. — Miło było cię poznać — zwrócił się do Quinna. — Cześć.

Odwrócił się na pięcie, by uciec stamtąd jak najszybciej. Zanim zniknął we wnętrzu budynku doleciały go słowa Elliotta:

— Podobasz mu się.

— Pierdzielisz. Ale pasowałby do ciebie.

— Nie ja się mu podobam, tylko ty. Serio.

Dalszej dyskusji nie słyszał, bo wolał schować się w czterech ścianach. Podjął też decyzję, że pójdzie na tę imprezę szkolną. Przecież pomagał w przygotowaniu plakatu na nią. Tak naprawdę to będzie znów mógł zobaczyć Quinna, szkoda tylko że chłopak przyjdzie z kimś.

Udał się na górę, aby wziąć prysznic, ale wcześniej zapukał do pokoju brata.

— Tak?

Usłyszawszy zaproszenie uchylił drzwi i wcisnął przez powstałą szparę głowę. Oliver siedział na łóżku z telefonem w ręku i słuchawką w jednym uchu.

— Wybierasz się na tę imprezę? — zapytał Tobias.

— Miałem zamiar, ale nie mam ochoty. Brzuch mnie trochę boli. Tylko nie mów cioci, bo znów zacznie wciskać we mnie jakieś krople. Posiedzę, posłucham muzy i pośledzę na fejsie ludzi z tej nowej szkoły. — Śledził tylko jedną osobę obmyślając swój plan, ale jego brat nie musiał o tym wiedzieć.

— Dobra, ja się wybieram.

— Baw się dobrze.

— Dzięki.

Zamierzał bawić się bardzo dobrze. Szeroko uśmiechnięty skierował się do swojego pokoju po rzeczy na przebranie, a potem pod prysznic. Zapowiadał się interesujący wieczór.

11 komentarzy:

  1. Co takiego zrobił ojciec Oliverowii?? Jak tak napisalas ze mam az zle przeczucia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Rozdział jak zawsze świetny. Współczuję Tobiasowi i Olivierowi dobrze ,że trafili na tak dobra i spokojna osóbkę jaka jest Maryja :) co do Quinna to chłopak ma powodzenie, aż sie boję co może namieszać Tobias jeżeli ten mu wpadł w oko. Pozdrawiam i dużo weny.w.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cooo? O nie...A Chris i Queen? Nosz kurka. Ten Queen to ma branie...a co z Elliotem? Czy ktoś zwróci na niego uwagę? Gdzie jego książę?
    I niepodobna mi się co knuje Olivier... Mam złe przeczucia...
    Jak zawsze wspaniały rozdział, pełen tajemnic...
    Czekam na więcej☺
    Pozdrawiam i dużo weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z poprzednim komentarzem - Queen to ma branie. XD W sumie to wcale się nie dziwię - robi wrażenie, jest bardzo pozytywny, potrafi wzbudzić uśmiech w najgorszym ponuraku. No kurczę, niezłą nam dałaś zagwozdkę. XD
    Hmm, co ten Oli kombinuje... A tam, chrzanić to - trzymam kciuki za powodzenie jego akcji! XD
    Tobiasa ładnie ruszyło... Bardzo mu życzę, by znalazł sobie kogoś, kto będzie dla niego dobry - taki dowrotny los do tego, co przeżył.
    No i Elliot - mraau, bierz te obcisłe ciuchy, ciołku jeden! Niech wreszcie te ślepaki dostrzegą, jakie ciacho mają pod nosem, tylko skrywa się ono pod oversize'owymi ubraniami.
    Super było. ;3
    Odpiszę Ci w najbliższym czasie - ostatnio nie mogłam się zebrać. ^^"
    Dużo weny, Luanko!
    Pozdrawiam serdecznie. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zwykle brawo Ty.
    Twoje rozdziały czyta się tak przyjemnie a TY sama jesteś cudowna pisarką z którą jestem już tyle lat i zauważyłam jak bardzo wydoroślała Twoja twórczośc.
    Dlatego z przyjemnością będę czytać dalej i kibbicować w dalszym rozwoju.
    pozdrawiam mocno i dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. No no robi się interesująco ^^ Quinn to ma powodzenie ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ciekawie co tam Oliver kombinuje (◡ ω ◡). Czekam na tego kogoś dla Elliota, chłopak nie może być sam 。◕‿◕。
    Wypisałam sobie kto jest kim i już mi się nie mieszają,więc ten rozdział czytało mi się jeszcze lepiej (✷‿✷)

    Pozdrawiam i życzę weny ;)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  7. Akcja robi się zakręcona i to mocno. Fajnie. Ciekawe co ten Oliver wymyśli. Potrafi pokazać charakterek. Elliot jest biedny, nikt się nim nie interesuje? Może wpadnie w końcu w oko jakiegoś adoratora, który doceni jego osobę. Do boju Elliot!

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    co to takiego ojciec zrobił Oliverowi mam złe przeczucie, uu Tobiasowi spodobał się Quinn coś czuje że coś się tutaj zadziała... Eliott się wścisnie w te ciuchy? może znajdzie się jakiś przystojniak na tej imprezie co skradnie mu serce, ale myślę właśnie o tym tajemniczym Ryanie...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    co to takiego zrobił Oliverowi ojciec... cala ich przeszlosc nie ciekawa ale jest ktoś kto kocha ich... Tobias zaintersowany Quinn'em jak widać, no coś czuje że coś się wydarzy... och Eliott może znajdzie się jakiś przystojniak na tej imprezce dla Ciebie ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Taaak. Moje przeczucia póki co pokrywają się z tym co napisałaś. Jestem też nieco zakręcona... Mam wrażenie, że Max okaże się dupkiem i Tobias będzie miał wolną drogę, choć może z kolei to jest zbyt oczywiste. Niemniej mam także wrażenie, że niemożliwe okaże się całkiem prawdopodobne.
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)