2021/01/10

Skrawek nadziei - Rozdział 28

 Hejo. 

Nadal zastanawiam się co publikować po zakończeniu tego tekstu. Do tej pory miałam mieć mnóstwo gotowych rozdziałów opowiadania o którym parę razy wspominałam. Niestety ich nie mam. Mam tylko dwa. :/

Zaproponowano mi wrzucanie na bloga piątej części serii W cieniu ludzi. Jest to opowieść o zmiennych smokach Pod tytułem: "Największy skarb". Nadal jest on dostępny do pobrania za darmo na Beezar.pl. Są jednak osoby, które chcą go widzieć na blogu, gdyż wtedy mogą rozdziały skomentować, a nie każdy chciał ujawniać się na Beezarze pisząc komentarze. Nie wiem co Wy na to, ale przychylam się do prośby. Będzie można sobie przypomnieć ten tekst, a nawet całą serię, którą dostępna jest wciąż na poprzednim blogu: https://opowiadania-luana-slash.blogspot.com/p/w-cieniu-ludzi.html  Mam nadzieję, że linki działają.

Dziękuję za komentarze i zapraszam na rozdział. :)


JOSH

 

Tego co tej nocy przeżyłem od dawna nie czułem, a nawet śmiało mógłbym rzec, że nigdy tego nie czułem. Tak dawno nikt mnie nie dotykał. Nawet kiedy jeszcze nie wyłączyłem swoich potrzeb, nie znalazłem nikogo kto kochałby się ze mną w ten sposób. Nikt nie mógł, bo zawsze to był tylko seks. Zwykłe pieprzenie, a nie kochanie się. Nie było w tym miłości. Tej nocy miałem wszystko. Ogromne uczucie okraszone niezwykłą przyjemnością. Tego potrzebowałem. Potrzebowałem znaleźć się w silnych ramionach Camerona. Mogłem wić się pod nim, jęczeć i błagać o więcej. Mogłem czuć i być sobą.

— O czym myślisz? — zapytał Cameron kiedy leżeliśmy przytuleni do siebie po tym jak znów kochaliśmy się rankiem.

— O tej nocy. O wszystkim co czułem. — Wcisnąłem głowę pod jego brodę wtulając się w niego bardziej.

— A co czułeś poza przyjemnością? — Palcami lewej ręki przesuwał po moim ramieniu, a tą którą miał pode mną obejmował mnie.

— Wolny. Czułem się wolny. Przy tobie się taki czuję. Jestem sobą. — Podniosłem się na ramieniu tak, by móc spojrzeć na twarz Camerona. — Rozerwałeś trzymające mnie kajdany. Nie chodzi tu tylko o wiadomo kogo, ale o wszystkich z którymi byłem. Zawsze w łóżku myślałem czy wszystko dobrze robię, jak robię, czy mu się podoba, czy nie jestem za głośno. Nawet jak wyglądam. Głupie nie? Ale cholera — zakląłem — przy tobie nawet o tym nie pomyślałem. Nie myślę nawet teraz o tym, że może gadam jak kobieta i jaką mam fryzurę. Mam to gdzieś. Jak powiedziałem, jestem wolny, jestem sobą. Czynisz cuda panie Archer.

— Bo pana kocham panie Curtis. — Wsunął palce w moje włosy i nacisnął głowę, bym pochylił się do pocałunku. Przez chwilę drażniłem się z nim, na co wydał z siebie warknięcie, co mi się spodobało.

— Zrób to jeszcze raz.

— Co?

— Warknij.

— Nie warczałem.

— Warczałeś. Zrób to. — Dla zachęty chwyciłem zębami jego wargę i puściłem. Ponownie wydał z siebie ten przypominający warczenie dźwięk i sam sięgnął po moje usta całując je zachłannie.

Obaj żałowaliśmy, że nadszedł dzień przez co musieliśmy opuścić łóżko, rozstać się na kilka godzin by pójść do pracy. Najchętniej to spędzilibyśmy dzień całując się, kochając aż padlibyśmy z wyczerpania. Niestety na to żaden z nas nie mógł sobie pozwolić, na pewno nie Cameron. Dlatego kiedy skończyliśmy kolejną sesję całowania podnieśliśmy się z łóżka. Byliśmy brudni po tej wyczerpującej nocy, zmęczeni, bo niewiele spaliśmy, ale szczęśliwi.

Wzięliśmy razem prysznic trochę dłuższy niż byśmy kąpali się samotnie, a potem zrobiliśmy wspólnie śniadanie. Mieliśmy jeszcze dużo czasu, więc zajęliśmy się przygotowaniami do omletów. Zeszło nam dłużej, bo przerywaliśmy ich przyrządzanie by mieć czas na kolejne pocałunki. Czułem się w dalszym ciągu tak jakbyśmy właśnie przeżywali miesiąc miodowy.

— Jesteśmy dwoma zakochanymi głupkami — powiedziałem wrzucając czerwoną paprykę na patelnię.

— Czy to źle? — zapytał Cameron roztrzepując w misce jajka.

— Absolutnie nie jest to złe. Ale na pewno dzisiaj też nie będę na kuchni u Almy, bo znów coś pomieszam. Nadal jestem rozkojarzony. Przed chwilą prawie posypałem paprykę cukrem.

— Jestem ciekaw z jakiego to powodu jesteś tak rozkojarzony, Josh.

— Pomyślmy — postukałem się palcem po ustach. — Hm… Znalazłoby się tego trochę.

— A wymienisz taki jeden powód?

Wlał jajka na patelnię zalewając paprykę, trochę szynki i pomidory. Kiedy odstawił miskę, chwyciłem go za koszulkę i przyciągnąłem do siebie.

— Ty. Ty jesteś tym powodem. Jesteś ze mną. Sprawiasz, że znów czuję, kocham i żyję. Wprowadziłeś do mojego świata kolory. Dziękuję. — Pocałowałem go z miłością, a on odwzajemnił się tym samym. Naprawdę czułem się tak jakbyśmy przeżywali miesiąc miodowy. Do chwili zanim nie poczułem zapachu spalenizny.

— Omlet! — krzyknął Cameron, po czym zajęliśmy się ratowaniem naszego śniadania, a raczej tego co po nim pozostało.

 

*

 

Kilka kolejnych dni upłynęło na pracy, spotkaniach z terapeutą oraz spędzaniem czasu z Cameronem i jego rodziną. Moje życie rozkwitało na nowo. Bywały momenty, że przeszłość stawała się czymś co odczuwałem tak jakby spotkało to inną osobę. Potrafiłem zapominać o zagrożeniu, które mogło wciąż na mnie czyhać. Coraz częściej myślałem o tym, aby przekazać dane mojego byłego Cameronowi. Przecież to nie była wielka sztuka. Nadal jednak tkwił we mnie przesąd, że jak powiem jego imię i nazwisko on mnie znajdzie. Akurat tego nie byłem w stanie się pozbyć. Na szczęście nie miałem czasu o tym wszystkim myśleć. Nie kiedy moje serce przypominało mi o cudownym mężczyźnie w moim życiu.

Cameron sprawił, że mogłem każdego dnia wstawać z uśmiechem na ustach i zaczynać dzień z nagromadzonym we mnie szczęściem i siłami, których sądziłem, że nie mam. Zasypianie i budzenie się przy nim stało się czymś normalnym. Coraz więcej czasu spędzałem u niego w domu. W jego szafie pojawiały się moje rzeczy i to działo się jakby samo. Ot raz zostało u niego moje ubranie na następny dzień, bo po co miałem wracać do domu się przebrać, jak mogłem do pracy iść prosto od niego. Powoli wszystko się nam układało samo. Łączyliśmy nasze życia w jedno wspólne.

— Od dwóch tygodni chodzisz z głową w chmurach — powiedziała Alma stawiając przede mną posiłek. — Jedz, bo od rana nic nawet nie przekąsiłeś. Nie wracaj mi do niejadka.

— Jak długo trwa taki stan upojenia? — zapytałem siadając przy stoliku na zapleczu.

— Potrafi i całe życie. Trzeba tylko umieć rozdzielić to od normalności dnia, jak ja to mówię. Ale masz na to czas. Jesteście na etapie związku, gdzie w brzuchu znajdują się motyle, a serce wariuje na widok drugiej osoby. Z czasem się to unormuje, ale jak na was patrzę to nie wiem czy minie. Ale dobrze, chłopcze, że tak jest. Dobrze widzieć cię takiego.

— Też się z tego cieszę. Powoli zaczynam też dojrzewać do tego, by pozwolić Cameronowi sprawdzić co dzieje się z tym draniem. Chcę zobaczyć moją rodzinę. Wrócić do normalności, do mojego nazwiska. Uczyć się, by ukończyć studia.

— A co się stanie, kiedy się z nimi spotkasz? — Usiadła naprzeciwko mnie, także korzystając z chwili przerwy.

— Co masz na myśli? — Wbiłem widelec w sałatkę.

— Życie Camerona jest tutaj. Poświęca się dla miasta, pomaga ludziom, ale wiem, że pójdzie za tobą wszędzie. Nie wiem czy opowiadał ci o Bradley’u.

— Opowiadał. Facet zostawił go, bo chciał uwolnić się z Sunriver. To było ważniejsze od miłości. Boisz się co będzie w przyszłości? — dopytałem woląc się upewnić czy mamy to samo na myśli.

— Tak. Co będzie dalej.

— Jak to co? Nie wyobrażam sobie, że mógłbym mieszkać gdziekolwiek indziej niż tutaj. Tu jest moje miejsce. Kocham moją rodzinę, ale w sumie w dzisiejszych czasach sto czy trzysta mil to nie tak daleko. Mogę ich odwiedzać. Będą mogli tutaj przyjeżdżać. Chcę by spotkali się z rodziną Camerona. Ale mój dom już nie jest tam. Jest tutaj i powiedziałem to Cameronowi. — Położyłem dłoń na dłoni Almy. To był gest, którego wcześniej bym nie zrobił. — Jesteś dla mnie jak matka. Zastąpiłaś ją w jakiś sposób przez ostatnie miesiące. Dałaś pracę nieznajomemu, z fałszywymi dokumentami, które cudem zdobyłem tuż po ucieczce. Mogłem być zbiegłym przestępcą, ale ty mi zaufałaś.

— Josh, wyglądałeś jak wystraszone zwierzę, kiedy cię pierwszy raz zobaczyłam. Nie mogłam ci nie pomóc i nie zaufać. Zdobywasz serca ludzi i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Nawet bracia Whinks cię uwielbiają. Rozmawiałam z ich mamą i mówiła tylko o tobie i o tym jak zaprosiliście z Cameronem ją i jej synów na obiad.

To było tydzień temu. Razem z Camem chcieliśmy się odwdzięczyć za podwieczorki u Whinksów i zaprosiliśmy ich na niedzielny obiad. Było miło i zamierzaliśmy to powtórzyć.

— Nie martw się — powiedziałem do Almy — nie zabiorę stąd Camerona. Zostaję tutaj z nim. Tu jest mój dom.

— Najważniejsze byście byli szczęśliwi. — Podniosła się z krzesła. — Jedz i przyjdź na kuchnię. Pora zacząć uczyć się jak żyć w obłokach i nie dodać soli tam gdzie powinien być cukier. Tak, nadal pamiętam smak solonej kawy. — Uśmiechnęła się do mnie, a potem zostawiła samego.

Kilka godzin później wyszedłem z pracy wprost w październikowe chłodne popołudnie. Spojrzałem w niebo i nie zapowiadało się na deszcz. Co przyjąłem z uśmiechem, bo ostatnio pani natura szalała darując nam codzienne ulewy. Zobaczyłem Camerona rozmawiającego z Paddym, który skinął do mnie i za chwilę wsiadł do samochodu należącego do posterunku. Podszedłem do Camerona. Uwielbiałem go w mundurze. Dzisiaj miał na sobie kurtkę na której plecach wypisane było to, że jest szeryfem.

— Hej — przywitałem się.

— Hej. — Pochylił się i pocałował mnie w policzek.

Nie ukrywaliśmy się, bo nie było takiej potrzeby. To było zbyt małe miasto, by nikt o niczym nie wiedział. Zresztą nie zamierzałem być niczyją tajemnicą i nie chciałem tego, by Cameron musiał się ukrywać.

— Zazdroszczę, że już jesteś po pracy. Ja muszę zostać dłużej, bo jak jutro zaczynam urlop to dzisiaj chcę zrobić wszystko co do mnie należy — rzekł. Wpatrywał się we mnie intensywnie, a ja poczułem gorąco na policzkach. — Dzisiaj twoje urodziny.

— Robię się stary. Dwadzieścia cztery lata na karku. — Skrzywiłem się żartobliwie.

— Za pięćdziesiąt lat będziemy starzy i będziemy spędzać czas przy kominku. A dzisiaj świętujemy. Przyjadę po ciebie o osiemnastej. Mam nadzieję, że nie zapomniałeś.

Jak mogłem zapomnieć to, o czym mówił od kilku dni. Przyznał się do tego, że on i jego rodzina przygotowywali dla mnie małe przyjęcie urodzinowe. Z początku się przed tym broniłem, ale zostałem przegłosowany. I tak podobno miałem szczęście, że nie zrobili mi niespodzianki. U Archerów mieli być obecni Whinksowie, Alma, Kate, Betty z synkiem i pani Hudson. Wszyscy ci, którzy stali się moją drugą rodziną.

— Nie, nie zapomniałem. Będę czekał na ciebie.

— Osiemnasta — przypomniał.

— Osiemnasta, będę pamiętał.

Pożegnaliśmy się delikatnym pocałunkiem, mając wrażenie, że okna w każdym z budynków wokół nas mają oczy. Wziąłem rower i wróciłem do domu. Tak naprawdę do osiemnastej nie było dużo czasu, więc od razu po przyjściu wziąłem prysznic i ubrałem na siebie koszulę, którą ostatnio kupiłem. Na tym też się złapałem. Zacząłem kupować sobie ubrania, a nawet myślałem nad wymianą ekspresu do kawy. Naprawdę się osiedlałem w Sunriver.

Dostałem wiadomość od Camerona kilka minut przed osiemnastą, że już po mnie jedzie. Ja byłem prawie gotów do wyjścia. Jeszcze tylko raz wróciłem się do lustra w łazience by poprawić włosy. Potem kopnąłem się mentalnie w tyłek za bycie narcyzem, ale w sumie nikt mi nie zabroni chęci by się podobać osobie, którą kocham.

— Czeka cię cudowny wieczór, Josh — powiedziałem do chłopaka w lustrze. — Kolejny dzień twojego nowego życia.

Pomyślałem o mojej rodzinie, o tym co teraz czują, co robią i coraz mocniej zdawałem sobie sprawę z tego, że chcę się z nimi spotkać. Dlatego wyszedłszy z łazienki wyrwałem karteczkę z leżącego na lodówce notesu i napisałem na niej nazwisko tego, który tak długo był moim koszmarem. Przez którego dwa lata spałem w szafie i o którym chciałem się czegoś dowiedzieć. Przecież byłem silny i mogłem walczyć z nim o moje szczęście gdyby wciąż mnie szukał.

— Nie zabierzesz mi już niczego — szepnąłem do siebie odkładając karteczkę na szafkę. Zamierzałem dać ją Cameronowi. Nie dzisiaj, ale w ciągu najbliższych dni.

Usłyszałem pukanie do drzwi i moje zakochane serce opuściło jedno bicie.

— Już idę — zawołałem i poszedłem otworzyć drzwi Cameronowi.


4 komentarze:

  1. Nie opuszcza mnie wrażenie/uczucie, że pojawi się coś "złego"... Oby to było mylne.
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny, motywacji oraz wszelkiej inspiracji na nowe jak i pisane w trakcie historie ;)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając ten rozdział mam wrażanie że pojawi sie coś złego. Boję sie ze coś sie stanie Joshowi. Obym sie myliła.
    Dziękuję ci jak zawsze za następny rozdział, oraz za to ze udostępnisz nam następna część swojego opowiadania w cieniu ludzi.
    Życzę ci dużo weny, czasu by te wene wykorzystać i cierpliwości.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aj czemu taki krótki?
    I chyba nie tylko ja mam wrażenie, że to tylko cisza przed burzą.
    Czuje że wielkie bum będzie jeszcze przed finałem.
    Aj kochana co się stało że straciłaś swoje zapiski?
    Podpowiem że ja większosć swoich historii trzymam na dysku zewnętrznym bo z kompami bywa różnie. Już kiedyś straciłam przez kompa parę dobrych tekstów i ciężko je było odzyskać.
    p.s. publikowanie historii o smokach zmiennokształtnych jest dobrym pomysłem. To jedna z Twoich mega cudownych historii.
    Życzę dużo weny i mnóstwa pomysłów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka, hejka,
    cieszę się, że Josh dojrzewa do momentu aby spotkać sie z rodziną, ale ze i chce zostac w sunriver że teraz to jest jego dom... ale także cieszę się że chce aby Cameron poznał to nazwisko jego byłego... mam nadzieję, że ten który puka to Cameron a nie właśnie były (mam jakieś takie wrażenie - oby nie)...
    weny, chęci, pomysłów i motywacji życzę...
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)