2021/01/03

Skrawek nadziei - Rozdział 27

Szczęśliwego Nowego Roku. :)

Ta opowieść powoli dobiega końca. Już widać metę. Przypominam, że rozdziałów jest 30 plus epilog. Co dalej? Tego nie wiem. Chciałam publikować tekst o którym wspominałam, coś ala Sidła miłości. Niestety mam dopiero jeden rozdział, a chcę mieć zapas rozdziałów inaczej będą się one pojawiać bardzo nieregularnie. Czyli rzadziej, dużo rzadziej niż raz na tydzień. Także życzcie mi nie tylko weny, ale czasu do pisania, chęci i motywacji. :)


Dziękuję za komentarze. :)

 

Cam

 

Moje serce tłukło się jak szalone nawet w chwili kiedy byłem w drodze na posterunek. Ta noc, ten poranek z Joshem sprawiły, że miałem wrażenie jakbym lewitował. Chciałem spędzić ten dzień z nim, ale pomimo że na posterunku niewiele się działo, to ktoś musiał mieć dyżur. Z powodu grypy jelitowej moich ludzi nie miałem kogo dać na zastępstwo za mnie. Poza tym dostaliśmy dofinansowanie i także tym musiałem się zająć. Czekała mnie papierkowa robota, czego nie znosiłem. Zamierzałem dzisiaj wszystko dokończyć i mieć to z głowy. Planowałem też kilka dni urlopu, ale to dopiero jak mój zespół będzie w całości. Zachorowała trójka pełnoetatowych pracowników i jeden stażysta. Miałem więc takie braki, że na wolny dzień nie mogłem sobie pozwolić. Dzisiaj szedłem na poranną zmianę i jutro także, bo popołudnie musiałem mieć obowiązkowo wolne, aby zawieźć Josha do terapeuty. Nie wyobrażałem sobie, by zrobił to ktoś inny. Owszem jeżeli będzie taka konieczność to poproszę o to moją mamę.

Zaparkowałem przed budynkiem posterunku i natknąłem się na Sida Callowaya, który chciał rzucić niedopałek na chodnik, ale ujrzawszy mnie pomruczał coś pod nosem o tym, że znów dostanie mandat i podszedł do znajdującego się niedaleko kosza, gdzie umieścił to co zostało z jego papierosa. Skinąłem do niego w podziękowaniu, a potem wszedłem na posterunek, gdzie już urzędowała nasza dyspozytorka Anette i Adam jeden z praktykantów. Felix Samuelson wraz w Owenem mieli przejąć dyżur później.

— Hej, szefie, mamy świeżo zaparzoną kawkę. — Adam uniósł dzbanek do góry.

— Dzięki, staram się ograniczać.

Dwójka moich ludzi spojrzała na mnie tak jakby właśnie usłyszała, że idę zaplanować morderstwo.

— Oj, coś się w szefie zmieniło. I oczy ci błyszczą. — Anette podeszła bliżej, przyglądając mi się. — I jakiś taki inny się wydajesz. Poza tym szczerzysz się jak jakiś wariat.

— Może nocka wypaliła — rzucił praktykant.

Posłałem mu spojrzenie spod byka i wskazując na niego palcem powiedziałem:

— Grabisz sobie, Moore.

— Szef jest spoko. Szczególnie zakochany szef. — Zaśmiała się Anette.

— Wracać do pracy. Adam, ty dzisiaj masz patrol.

— Spoko, ale odkąd nie ma turystów, to nie ma komu dawać mandatów.

— Wrócą jak tylko spadnie śnieg. Poza tym mamy tych od survivali. Niedługo będą zjeżdżać. Do tego wycieczki szkolne, co zazwyczaj gwarantuje nam emocje, kiedy przewodnicy pogubią młodzież. Także ciesz się tym chwilowym spokojem. — Poklepałem go po ramieniu. — Anette, nie wiesz kiedy chociażby Paddy wraca co pracy?

— Wczoraj go wzięło, więc jeśli to jelitówka to trzy dni gwarantowane. Jego żona urodziła miesiąc temu i na czas jego choroby wyniosła się do matki, bo by jeszcze ją i maluszka zaraził. Morgan dzwonił i powinien jutro być. Wcześniej zachorował, to jest już prawie zdrów.

— Dobrze, że nas nie wzięło — rzuciłem. — Wiecie co macie robić, ja idę zająć się papierkową robotą. — Zerknąłem na dzbanek z kawą, ale nadal trzymałem się swojego postanowienia. Wypiję kubek przy lunchu i tym się pocieszałem.

Wśród wielu spraw, które miałem dzisiaj do załatwienia, była ta związana z moimi praktykantami. Niedługo miałem ich stracić, więc walczyłem o to by zostali ze mną jako pełnoetatowi funkcjonariusze. Szczególnie, że obaj tego chcieli. Adam poznał tutaj dziewczynę i zamierzał się z nią ożenić, a Owen nadal był dla mnie w tym względzie zagadką. Może nie do końca, bo zdążyłem zauważyć, że wodzi wzrokiem za synem Felixa Samuelsona, ale chłopak miał dopiero siedemnaście lat. Jeżeli Owen był gejem to się do tego nie przyznawał i nie nalegałem na to, bo to była jego sprawa. Ja wolałem żyć otwarcie, bo tak było mi łatwiej. Może gdybym tak jak Owen Brigston pochodził z miasteczka, gdzie homofobia była bardzo akceptowana i na porządku dziennym, także wolałbym trzymać język za zębami.

Wypełniłem wnioski o to, by zostały utworzone dwa nowe etaty i wyjaśniłem dlaczego są potrzebne. Może i mieszkaliśmy w sennym miasteczku, w którym nic się nie działo, ale tylko czterech ludzi plus ja to było zbyt mało. Szczególnie w czasie napływu turystów. Poza tym dobrze by było, aby ktoś zostawał na noc. Zazwyczaj kiedy mieliśmy więźniów to albo ja pełniłem dyżur w nocy, albo któryś z pozostałych funkcjonariuszy. Najczęściej siedzieliśmy tylko do północy, bo każdy musiał odpocząć by móc przyjść w dzień do pracy. Może i zdejmowaliśmy koty z drzew, jeździliśmy na interwencję do zbyt hałaśliwie zachowującej się młodzieży czy rodzinnych awantur, ale mieliśmy efekty i miałem nadzieję, że komendant w sprawie moich praktykantów dotrzyma słowa.

Dochodziło południe kiedy odsunąłem papiery i postanowiłem wyjść na lunch. Tego nie mógłbym sobie odmówić nie tylko ze względu na to, że byłem głodny jak wilk, ale bardzo chciałem zobaczyć Josha. Podczas ostatnich dwóch godzin starałem się jak mogłem, by o nim nie myśleć, więc kiedy tylko Anette wróciła z lunchu wraz z Adamem ja udałem się do baru Almy. Jak zawsze usiadłem przy tym samym stoliku, a po chwili podeszła do mnie Betty.

— Jak się masz, szeryfie?

— W porządku. Co u ciebie?

— Odkąd Alma dała mi pracę to dużo lepiej. Nie muszę się martwić jak spłacę kredyt i mogłam w weekend zabrać synka na wycieczkę.

— Cieszę się. Jeżeli byś potrzebowała pomocy to nie krępuj się — powiedziałem. Mimo tego i tak byłem pewny, że tego nie zrobi. Nawet w chwili największych kłopotów zawsze radziła sobie sama. Tylko raz poprosiła o pomoc, kiedy miała problemy z byłym mężem.

— Podać to co zwykle? — zapytała.

— Tak. — Mogłem zacząć rezygnować z dużych ilości kaw, ale nie z tego co lubiłem. Nie wszystko na raz. — Josh jest w pracy?

— Tak, dzisiaj na zmywaku, bo nie mógł skupić się w kuchni i Alma go wyrzuciła — mówiąc ostatnie słowo zakreśliła w powietrzu palcami cudzysłów. — Dosypał cukru do frittaty, pokroił pomidory w kostkę zamiast w plasterki i posolił kawę Almie. Gdybyś widział minę szefowej. Bezcenna. — Roześmiała się. — Chłopak chodzi jakby miał głowę w chmurach. I to zdecydowanie lepsze niż ta jego ostrożność i unikanie nas.

— Pójdę się z nim zobaczyć. — Wstałem, a ona uśmiechnęła się aprobująco.

Wchodząc na zaplecze usłyszałem jak Roy woła do Betty by nalała mu kawy, a ona zaproponowała mu wodę, a jeżeli nie chce to może wyjść. Po kolejnym ostrzeżeniu o możliwym zawale nie mógł już w ogóle pić kawy. Facet poburczał coś i wziął sok ulegając Betty. Dało mi to dowód, że sobie radziła, a szkoła Kate w poradzeniu sobie z Royem MacDonaldem pomogła.

Josha zastałem jak odkładał talerz na suszarkę. Wyczuł mnie niemalże natychmiast i w chwili gdy jego oczy spoczęły na mnie poczułem się tak jakby fizycznie mnie dotknął.

— Hej. — Wytarł ręce w ścierkę i pokonał dzielący nas dystans, by stanąć tuż przy mnie.

— Hej — odpowiedziałem i nie przerywając kontaktu naszych oczu położyłem dłoń na jego karku i pocałowałem Josha wypełniając tęsknotę za nim. Dla wielu to może być śmieszne, by nie widzieć ukochanej osoby parę godzin i już za nią tęsknić, ale dla mnie oznaczało to coś ważnego. Pokazywało siłę moich uczuć, które fakt, teraz były okraszone nieustannym podnieceniem, ale w przyszłości wszystko się unormuje. — Musiałem cię zobaczyć, Josh.

— A ja ciebie. Wciąż o tobie myślę i popełniłem tyle błędów w kuchni, że wolałem już zostać tutaj. Jeszcze nie stłukłem żadnego talerza, więc jest dobrze. — Uniósł ręce i przesunął opuszkami palców po moich policzkach.

— Nie zdążyłem się rano ogolić.

— Nie przeszkadza mi to. Musiałem cię dotknąć — wyznał. Zjechał dłońmi ma moją szyję, a potem na ramiona i wzdłuż moich rąk. Jego dotyk pozostawiał za sobą palące ślady. Jakby to nie palce Josha, a języki ognia mnie pieściły. — I pocałować — dodał, spełniając swoją obietnicę, a ja temu uległem.

Zapomniałem o tym gdzie jesteśmy. Istniały tylko usta Joshuy na moich, palce splatające się z moimi palcami, oddechy mieszające się ze sobą i serca, które biły dla siebie. Jego pocałunek sprawiał, że wszystko odpływało w nicość. Pozostawało jedynie uczucie, które płonęło w nas obu. Była to miłość, która nas pochłaniała i pragnienia, którym coraz mocniej poddawaliśmy się. Nie czułem już obaw, kiedy rano przekroczyliśmy granicę. Jedynie mały okruch rozsądku, który gdzieś się we mnie znajdował pozwolił zapanować nad tym, bym nie odpłynął za daleko. To nie było miejsce abym robił z Joshem rzeczy, które chciałem robić.

Zakończyłem pocałunek przytrzymaniem jego dolnej wargi, którą tak uwielbiał podgryzać. Westchnął przeciągle, a jego oczy błyszczały, mówiąc mi o tym, że czuł to samo co ja.

— Pamiętaj, że dzisiaj przychodzę — szepnął.

— Znajdę jakiś dobry film — powiedziałem, ale obaj wiedzieliśmy, że żaden film tej nocy nie będzie nam potrzebny.

— Nie wiem czy film będzie nam potrzebny — wypowiedział na głos moje myśli.

Nachyliłem się do jego ucha, by szepnąć:

— Nie jeśli będziesz patrzył na mnie tak jak robisz to teraz. — Słyszałem jak wstrzymuje oddech, a potem go wypuszcza. Ucałowałem go w płatek ucha, mówiąc: — Do zobaczenia wieczorem. I upewniłem się. Mam zapasową szczoteczkę. — Zanim cokolwiek powiedział wyszedłem, bym nie mógł przyciągnąć go do siebie i całować do utraty tchu.

 

*

 

Z jakiegoś dziwnego powodu denerwowałem się dzisiejszym wieczorem. Przygotowałem film, który chciałem obejrzeć z Joshem. Nasypałem do miski chipsów i wstawiłem piwo do lodówki. Przez chwilę rozmyślałem nad zrobieniem jakiejś kolacji, ale Josh zastrzegł, że już jadł i chce wieczór spędzić ze mną, a nie z jedzeniem. Sam w ogóle nie miałem ochoty jeść mając zaciśnięty żołądek. Nie miałem powodów do zdenerwowania, ale nic na to nie mogłem poradzić.

Wziąłem prysznic, ogoliłem się i nałożyłem na siebie zwykłe dżinsy oraz koszulkę z długim rękawem. Moje zdenerwowanie wzrosło, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi, a gdy szedłem je otworzyć prawie dostałem zawału. Na szczęście wszystko minęło po ujrzeniu uśmiechu Josha, jego pięknych oczu i w chwili, kiedy jego usta znalazły się na moich, a ręce objęły moją szyję, wszystkie nerwy zostały zapomniane. Nie miałem co się denerwować, bo przecież to był Josh. Ten sam chłopak, który zwrócił moją uwagę na siebie kilka miesięcy temu. Może teraz był otwarty, pewny siebie i nie bał się mnie. Wciąż jednak pozostawał tym kochanym, fantastycznym prawie dwudziestoczteroletnim facetem, który mnie pokochał.

— Niezłe powitanie — powiedziałem, kiedy pozwolił mi na to.

— Tylko niezłe?

— Jak na powitanie może być — drażniłem się z nim, a on tylko zaśmiał się pewny tego, że całując mnie poruszył ziemię u moich stóp. Robił to za każdym razem.

Wszedł głębiej do przedpokoju, a ja zamknąłem za nim drzwi. Potem udałem się do kuchni po piwo. Josha zastałem w salonie czytającego opis filmu który chciałem puścić. Kiedy spojrzał na mnie wiedziałem już, że piwo i film przestały mieć znaczenie. Odstawiłem butelki na pierwszą płaską powierzchnię jaką miałem po drodze i podszedłem do mojego gościa. Przesunąłem dłonią po jego policzku, potem skierowałem się na szyję, a on westchnął wpatrując się we mnie oczami pełnymi pożądania.

— Jesteś pewny? — zapytałem, mimo że chciałem tego przez ostatnie tygodnie. — Nie musimy… — zamilkłem, bo położył palec na moich ustach.

— Zdecydowanie za dużo myślisz. Ale rozumiem to, Cam. Boisz się, że coś przez to pryśnie. Czy tak się stało po dzisiejszym poranku? Nie — odpowiedział za mnie. — Obaj wiemy jaki jest seks, co się z nim wiąże, chociaż tak dawno z nikim nie byliśmy. Też się denerwuję i może nie zajdziemy tak daleko jak tego pragnę, ale chcę spróbować. Także przestań myśleć. Chcesz mnie? — zapytał.

— Najbardziej na świecie — powiedziałem obejmując go i obsypując pocałunkami jego twarz. — Najbardziej na świecie — powtórzyłem szeptem.

Josh wsunął dłonie pod moją koszulkę pieszcząc moje plecy. Miałem ochotę jęknąć namiętnie, bo uwielbiałem jak mnie ktoś tak dotykał. Zsunął ręce niżej chwytając dół koszulki, którą pozwoliłem z siebie zdjąć. Zacząłem powoli rozpinać jego jasną koszulę, którą dzisiaj założył do czarnych, wąskich spodni. Robiłem to powoli, powstrzymując się przed tym by nie zedrzeć jej z niego. Chciałem dotknąć jego skóry, pocałować, polizać, by poczuć jej smak.

— Weź mnie do swojego łóżka — szepnął, kiedy udało mi się rozpiąć ostatni guzik i koszula lekko opadła na podłogę.

Patrząc mu w oczy, jakby jeszcze szukając upewnienia się, że nie robi czegoś do czego się zmusza, przesunąłem kciukiem wzdłuż kręgosłupa Josha, wywołując u niego zmysłowy dreszcz. Podejrzewałem, że Joshua będzie wrażliwym, spragnionym dotyku kochankiem, bo to jak reagował na moje lekkie muśnięcia mówiło wszystko. Także to, że pragnie kochać się ze mną.

— Chodź. — Chwyciłem jego rękę i poprowadziłem wzdłuż salonu do korytarza w którym znajdowały się drzwi do mojej sypialni. Jeszcze nie gościłem tutaj mężczyzny i powiedziałem mu o tym zanim zatonęliśmy w pełnym namiętności pocałunku.

Położyłem go na łóżku, w świeżej pościeli, kontynuując długi, ognisty pocałunek. Josh obejmował mnie drżącymi dłońmi i kochał się ze mną swoimi ustami. Nie mogłem doczekać się kiedy zobaczę go zupełnie nagiego. Josh nie był umięśniony, tak jak ja, ale nie miał już wydatnych kości. Jego brzuch był płaski i sprężysty. Miał piękne ciało, które chciałem całować. Po to też sięgnąłem odrywając usta od jego warg. Zszedłem pocałunkami na szyję chłopaka, na ramię, na jego pierś. Zakreśliłem językiem kółka wokół sutków, na co zareagował wygięciem się bardziej w moją stronę. To jak reagował doprowadzało mnie do szaleństwa i potęgowało pożądanie. Czułem jak jego sutki twardnieją pod moim językiem. Zawsze się dziwiłem, kiedy mężczyźni unikali takich pieszczot jakby one były zarezerwowane tylko dla kobiet, a przecież to jest tak wrażliwa i erogenna część męskiego ciała.

— Zabijasz mnie — sapnął Josh unosząc biodra wysoko pragnąc więcej.

Uniosłem się i przesunąłem palcami po jego torsie, zatrzymując się na klamrze paska. Nasze oczy ponownie się spotkały i w jego spojrzeniu odczytałem pozwolenie. Rozpiąłem pasek i zdjąłem jego spodnie. Podniósł się, by powoli rozebrać mnie i kiedy zostaliśmy w samej bieliźnie popchnąłem go ponownie na materac. Moje usta opadły na jego, a jęk Josha utonął w nich, kiedy dłonią zacząłem pieścić go przez cienki materiał bielizny. Wił się pode mną z rozkoszy robiąc się coraz twardszy. Wydawało mi się, że nie wytrzymam dłużej, tak bardzo chciałem leżeć pomiędzy jego rozchylonymi udami. Wejść w niego i dać mu przyjemność. Jeżeli zechce innej konfiguracji pozwolę mu na to, ale dzisiaj widzę, że on chce mnie w sobie.

— Mówiłeś, że może nie zajdziemy tak daleko jak pragniesz, ale… — szepnąłem.

Dłonie Josha objęły moją twarz, przytrzymując tak, bym patrzył mu w oczy.

— Cameron, przestań myśleć i kochaj się ze mną.

Nie musiał nic więcej mówić. Pocałowałem go dając ujście całej czułości jaka się we mnie nagromadziła od kiedy go poznałem. Pocałowałem go tak jakby nie było jutra, a ta noc miała trwać bez końca. Pocałowałem go tak jak mężczyzna całuje tylko kogoś, kogo kocha. Tak samo pieściłem go, a on pieścił mnie dając rozkosz, która była w stanie mnie zabić.

Pozbyliśmy się bielizny i ocieraliśmy o siebie, a twardy materac wydawał się nam sprzyjać. Napawałem się bliskością ciała Josha i tak bardzo jak chciałem go wziąć, tak chciałem przeciągnąć tę chwilę jak to tylko możliwe. Błądziłem dłonią po jego brzuchu, masowałem delikatną skórę wokół pępka, na co zaśmiał się pokazując, że ma tam łaskotki. Zszedłem palcami niżej, by wreszcie chwycić jego członek. Masowałem penisa Josha, a on poruszał wolno biodrami dopraszając się o więcej. Pieściłem i całowałem tego mężczyznę chcąc mu dać tej nocy wszystko.

Objąłem dłońmi jego jądra, a po chwili palcami dotarłem pomiędzy jego pośladki. Josh rozsunął bardziej nogi, zaciskając jedną z dłoni na prześcieradle, a drugą przesunął wzdłuż mojej twardej długości. Potarłem opuszką palca po jego zaciśniętym miejscu z lubością obserwując reakcje dwudziestotrzylatka. Szybko oddychał i nieustająco patrzył na mnie. Nie był przestraszony. W jego oczach widziałem głębokie pragnienie. Pocałowałem go ponownie dziko, namiętnie, z wielką pasją, wsysając się w chętne wargi. Gdyby widział ktoś oglądający nas z boku, mógłby stwierdzić, że Josh jest bierny. Nic bardziej mylnego. Z zapałem oddawał pocałunek zasysając się na moim języku i pozwalając mi na wszystko. Jego dłoń na moim penisie doprowadzała mnie do szaleństwa.

— Josh? — zapytałem, aby upewnić się, że tego właśnie chce.

Odpowiedział mi głębokim pocałunkiem i rzucił się na mnie, a ja znalazłem się pod nim pozwalając mu się całować do utraty tchu. Miałem wrażenie, że w ten sposób także wyznawał mi uczucia. Jego dotyk, jego wzrok wszystko o nich krzyczało do mnie. Przekręciłem nas tak, że tym razem to on leżał pode mną, a potem znów był na mnie. Nasze nogi, nasze ręce były na nas, niecierpliwe w swym dotyku.

— Kochaj się ze mną — szepnął do mojego ucha, kiedy znów to ja wisiałem nad nim. — Kochaj i nie przestawaj. — Tym razem nie chodziło mu o seks i doskonale to zrozumiałem.

— Nie zamierzam przestać, Feniksie — powiedziałem, tym razem chcąc by spłonął w ogniu przyjemności, a potem wzniósł się z niego.

Odkręciłem buteleczkę, żelu, którą nawet nie pamiętam kiedy wyjąłem z nocnej szafki i wylałem trochę na palce. Wsunąłem rękę pomiędzy jego nogi, by po chwili pieścić palcem zewnętrzny krąg mięśni. Patrzyłem z czułością w jego oczy, a potem znaczyłem pocałunkami i mokrymi śladami języka jego słoną skórę. Usłyszałem krzyk Joshuy, kiedy w tym samym czasie wziąłem członek do ust i wsunąłem w niego palec. Położył ręce na mojej głowie i próbował złapać palcami włosy, ale były zbyt krótkie, by mógł to zrobić, więc tylko gładził je, podczas gdy ja mu obciągałem. Dołączyłem do pierwszego drugi z palców pieszcząc go, rozciągając.

— O, tak dobrze. Tak mi rób — mamrotał pod nosem w gorączce ekstazy, gdy po kilku minutach rozciągania cały drżał i patrzył na mnie błagalnie. — Chodź do mnie. Wejdź we mnie — poprosił.

Nie mogłem oderwać od niego oczu, kiedy ponownie zawisłem nad nim, gdy wysunąłem z niego palce czyniąc go pustym i spragnionym. Jeszcze pamiętałem jak to jest i kiedyś w przyszłości on mi da to samo. Chociaż wyczuwałem, że częściej wolał być na dole niż topować. Ale jeżeli zechce, tak jak wspomniał, dam mu wszystko. Nawet rzucę mu do kolan świat. Wszystko dla niego, bo stał się najważniejszą osobą na świecie. W ten też sposób patrzył na mnie. Zakochiwałem się w nim po raz kolejny. W jego pięknych oczach, policzkach pokrytych rumieńcami, ciele zroszonym kroplami potu i wspaniałym, wrażliwym sercu. W nim całym.

— Kocham cię, Josh. — Pocałowałem go znów tak jakby jutro nie miał wstać dzień.

Robiłem to kiedy pomagał mi założyć prezerwatywę, a potem powoli wszedłem w niego. Poczułem się w tamtej chwili jak w niebie. Dałem mu czas na przystosowanie się, a on owinął nogi wokół mojego pasa.

— Tak to sobie wyobrażałem — przyznał zdradzając, że myślał o tym tak samo jak ja.

Starałem się w nim z początku poruszać wolno, nie przestając go pieścić ustami.

— Tyle razy marzyłem o tej chwili — szepnąłem. — O tym by się z tobą kochać i chciałem robić to długo, powoli.

— To rób to, Cam. Pozbaw mnie tchu. Pragnę czuć cię całego.

Owinął ręce wokół mojej szyi. Nasze usta znów się spotkały. Moja pierś ocierała się o jego pierś, brzuch o brzuch, pomiędzy którymi ściskany był jego twardy penis. Kochaliśmy się spokojnie, bez pośpiechu. Zagłębiałem się w niego raz za razem, aż obaj znaleźliśmy się na granicy zapomnienia. Niesamowita bliskość jaką czuliśmy, powodowała, że zatracaliśmy się w sobie. Oddaliśmy się sobie nawzajem zatopieni w cielesnej rozkoszy i uczuciach pochodzących z naszych serc.

— Kocham cię — szeptałem.

Przyśpieszyłem ruchy bioder wyczuwając, że Josh jest blisko orgazmu. Starał się nie wydawać żadnego dźwięku, ale przegrał z tym. Jęczał i zaciskał się na mnie z większą siłą. Także zbliżałem się do końca, a jeszcze chciałem się z nim kochać. Znaleźliśmy się zbyt blisko punktu kulminacyjnego, by móc zwolnić. Usłyszałem jak Josh wymawia moje imię, a potem jego twarz wykrzywia się w przyjemności, a ciało napina pode mną w istnej agonii. Porwał mnie ze sobą, bo już dłużej nie potrafiłem się powstrzymywać. Orgazm wstrząsnął moim ciałem przywołując wspaniały błogi stan upojenia i nasycenia.

— To nie koniec — szepnął Josh w chwili wytchnienia. — Przed nami jeszcze cała noc. Całe życie, kochanie.

— To obietnica? — zapytałem wciąż połączony z jego ciałem.

Znów jego uśmiech odpowiedział na moje pytanie, a ja go pocałowałem odpowiadając na jego przyrzeczenie swoją przysięgą miłości.


6 komentarzy:

  1. Ja tam Ci życzę dużo weni i trzymam kciuki żeby szybko Ci poszło pisanie bo każde twoje opowiadanie przeczytałam minimum 2 razy jak nie więcej. Także czekam na jakieś świeżynki :D
    Życzę też Szczęśliwego Nowego Roku

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam
    Nareszcie.
    Dziękuję za nowy rozdział, jest cudny.
    Życzę Ci dużo weny oraz czasu na pisanie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. wow!
    rety trzy rozdziały tylko?
    aż nie mogę w to uwierzyć. zdecydowanie za szybko je dodajesz ;p nie żebym narzekała, wręcz przeciwnie ale wszystko co dobre szybko się kończy.
    rozumiem cię doskonale. sama staram się mieć zapas tekstów ale nie zawsze to się udaje.
    trzymam więc mocne kciuki i życzę dużo dużo weny oraz czasu! żeby doba trwała więcej niż 24 h.
    ściskam mocno i czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    rozdział cud, miód... o to było fantastycznie, Cameron myśli o Joshu, a Josh buja w obłokach, wyobraźiłam sobie tak: ma zrobić jajecznice i skorupki trafiają na patelnię, a jajka do kosza ;) ale jak tylko pojawił się Cameron to od razu podszedł, nie spinał się, tylko od razu dopraszał się pocałunku, a w zasadzie to sam go zainicjował (a to pokazuje jak długą drogę przeszedł)... a to w sypialni cudownie opisane...
    ale tak teraz pomyślałam, że po zakończeniu publikowania tego opowiadania, mogłabyś publikować piąty tom "W cieniu ludzi"... wiem, że na beazar jest jednak w moim akurat przypadku obecnie, to czego nie mogę skomentować to nie czytam... a w ten sposób ewentualnie zyskałabyś jakiś czas spokoju na pisanie...
    zatem multum weny, chęci, pomysłów i ogromnej motywacji życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry pomysł. W sumie nawet nie pamiętałam, że tego tomu nigdy nie publikowałam na blogu. Muszę to wszystko rozplanować i zobaczyć co było publikowane, a co nie tak naprawdę. :)
      Dzięki za podrzucenie pomysłu. :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, przepięknie... nasz Josh buja w obłokach, a to wiele pokazuje jak trudna drogę przeszedł aby byc w miejscu, w ktorym teraz się znajduje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)