2021/01/17

Skrawek nadziei - Rozdział 29

 Finał już tuż za zakrętem. Czyli za tydzień ostatni rozdział plus epilog. Naprawdę nie wiem kiedy to zleciało. :)


Dziękuję za komentarze i zapraszam na ciąg dalszy tej historii. :*


Cam

 

— Tak, mamo, już jestem pod jego domem — powiedziałem do głośnika w telefonie. — Nie będę dawał ci sygnału, że już wyjechaliśmy, bo zaraz to robimy i za dosłownie chwilę jesteśmy u was. — Wysiadłem z samochodu biorąc ze sobą kluczyki. Co robiłem już automatycznie. — Rozłączam się — poinformowałem ją, kiedy zaczęła mówić o torcie. Moim zdaniem i tort i wystrój domu były idealne, i nie mogłem doczekać się tego, aby Josh to zobaczył.

Schowałem telefon do kieszeni. Bawiąc się kluczykami, pokonałem te kilka schodów, przypominając sobie jak po raz pierwszy stanąłem na tym ganku przywożąc czek temu, którego wybrało moje serce, ale jeszcze nie wiedziało czy nie zostanie przez niego złamane. Wtedy Josh nawet mi drzwi nie otworzył, a dzisiaj zabierałem go na jego przyjęcie urodzinowe. Dużo się zmieniło tak samo jak pogoda. Letni dzień przekształcił się w jesienne zimno.

Drzwi do domu Josha były uchylone, ale i tak zapukałem w nie. Nie chciałem go wystraszyć nagłym wejściem. Poczekałem chwilę, ale nikt ani mi nie odpowiedział, ani nie podszedł do drzwi. Zapukałem drugi raz i nadal nic się nie działo.

— Może bierze dopiero prysznic — szepnąłem pod nosem. — Ale wątpię, aby wtedy zostawił otwarte wejście.

Postanowiłem wejść do środka i zastałem tam przewrócony wieszak, jakby ktoś w pośpiechu zabierał kurtkę, a na podłodze leżały kawałki błota. Natychmiast wyjąłem broń i odbezpieczyłem. Josh zawsze pilnował porządku, więc nigdy by czegoś takiego nie zostawił. W dodatku zawsze zamykał drzwi na klucz, a zastając je otwarte powinienem był wiedzieć, że coś jest bardzo nie w porządku. Moje serce zadrżało z niepokoju. Przeszedłem najciszej jak się da do dalszej części domu i nikogo nie zastałem.

— Josh? — zapytałem tak na wszelki wypadek, ale przecież chłopaka nie było. Sprawdziłem nawet szafę.

Wyjąłem telefon i kliknąłem na jego nazwisko. Jeszcze starałem się sobie wszystko wytłumaczyć, ale obawiałem się najgorszego. Mogły zdarzyć się dwie rzeczy, Joshua musiał uciekać, co było mało prawdopodobne, bo mówił mi, że gdyby coś się działo pojawi się u mnie. Drugą rzeczą był najgorszy scenariusz, o którym przestałem myśleć oddając się sielance spokojnych dni z moim chłopakiem.

— Cholera jasna! — krzyknąłem, kiedy nikt nie odpowiadał, a dzwonek telefonu dotarł do moich uszy z sypialni.

Niemalże natychmiast podjąłem działania, które podsuwało mi nie tylko moje wyszkolenie, ale i instynkt. Zawiadomiłem moich funkcjonariuszy mówiąc im o porwaniu Josha. Tylko to mogło się wydarzyć, a wiele mówiące ślady błota przy wejściu podpowiadały mi, że był tutaj ktoś kogo nie powinno być.

Wyszedłem na dwór, by z samochodu wyjąć latarkę. Na dworze było już na tyle ciemno, że potrzebowałem czegoś co wspomoże światło padające z ganku. Dopiero teraz zauważyłem kolejne ślady błota na schodach. Wokół domu dzięki trawnikowi nie było możliwości, by one się tu ot tak wzięły. Przeszukując teren wokół domu zauważyłem wygniecione pasy trawy po kołach samochodu, które na pewno nie należały do tego którym ja jeździłem. Przez cały ten czas starałem się myśleć racjonalnie i nie kierować emocjami, ale to było bardzo trudne. Zacząłem poznawać na swojej skórze to, co czują ludzie w takich przypadkach. Niemożliwym jest nie włączać w to emocji. Musiałem jednak panować nad sobą.

Mój telefon zaczął dzwonić i szybko odebrałem:

— Josh? — Napiąłem się oczekując tego, że może jakimś cudem zadzwoni i powie gdzie jest.

— To ja. — Usłyszałem głos mamy. — Czemu was jeszcze nie ma?

Jak zawsze uwielbiałem to, że do mnie dzwoniła, tak tym razem poczułem złość na nią jakby to była jej wina, że to nie Josh zadzwonił i, że nie zabiorę go na przyjęcie, do gości, którzy na niego czekali. Zanim się odezwałem postarałem się zapanować nad głosem, ale i tak drżał gdy jej przekazałem:

— Mamo… Josh został porwany.

 

*

 

W krótkiej chwili dom Joshuy wypełnili ludzie. Byli moi funkcjonariusze szukając i zabezpieczając ślady. Przyjechali John i Jack Whinks wraz z moimi rodzicami i Almą. Cała piątka szykowała się na walkę z porywaczem i nawet moja mama klęła jak szewc. Nie starałem się ich uspokoić, gdyż sam nie byłem spokojny. Czułem rosnącą panikę. Starałem się stłumić strach. Powinienem wykonywać swoją robotę, a odczuwałem bezsilność.

— Szefie, coś znalazłem — podszedł do mnie Adam podając mi kartkę wyrwaną z notatnika.

Wziąłem ją od niego i odczytałem imię i nazwisko:

— Carter Links. — Potem były podane inne dane tego człowieka. Od razu wiedziałem kto to jest. Poczułem jak wspina się po mnie lód sprawiając, że dygotałem, ale tym razem nie z zima. Ogarnęła mnie wściekłość. Na tego skurwiela, na Josha, bo nie powiedział mi wcześniej jak nazywał się ten facet i na siebie, bo nie ochroniłem tego, którego kochałem, a obiecałem to zrobić. — Zabiję go.

— Powiedział, że chce ci w końcu przekazać jego dane. — Alma stanęła obok mnie, a ja ledwie stłumiłem wściekłość i na nią.

— Gdybym wiedział, sprawdziłbym tego faceta. Mogłem go poszukać wbrew woli Josha.

— Nie mogłeś, bo wiedziałeś jakby się czuł.

— Ale nie zostałby porwany. — Spojrzałem na nią ze łzami w oczach przez chwilę tracąc panowanie. Zamrugałem szybko i wziąłem kilka głębokich oddechów. Musiałem działać.

Owen Brigston przywiózł ze sobą sprzęt elektroniczny, a w tym dwa laptopy. Wziąłem jeden i usiadłem przy stole. Podłączyłem się do Internetu i po chwili wpisywałem dane mężczyzny, który chciał mi zabrać kogoś tak bezcennego jak Joshua. W międzyczasie moi ludzie przekazali mi informacje, że ślady opon prowadzą na pola Whinksów.

— Sprawdzimy to — powiedział John.

— Nie narażajcie się — przekazałem mu, ale on tylko pokręcił głową, a Jack rzekł:

— Josha uważamy za przyjaciela. Znajdziemy skurwiela, który go porwał choćby w piekle i odstrzelimy mu łeb. Chodź Jack.

Zanim mogłem cokolwiek powiedzieć zniknęli. Wiedziałem, że w bagażniku swojego samochodu mają strzelby i mogłem im zabronić cokolwiek robić, ale ufałem tym dwóm mężczyznom. Jeżeli na ich ziemi ktoś się ukrywa, to go znajdą. Na szczęście ich mama została w domu moich rodziców z panią Hudson i bliźniakami oraz psami więc nie była w niebezpieczeństwie.

— Paddy, idź z nimi i zabierzcie krótkofalówki — rozkazałem, ale Williamson już działał. — Ja muszę…

— Zrobię to szefie — zaoferował Owen Brigston, który na pewno był lepszy w wyśledzeniu kogoś w Internecie.

— Znajdź go. — Wskazałem palcem na kartkę, którą napisał Josh. — Prześledź każdy jego krok, który prowadził go do Sunriver. Dowiedz się nawet tego kiedy korzystał z kibla. Chcę wiedzieć o nim wszystko.

— Zrobię to.

Ruszyłem do moich ludzi, ale na drodze stanął mi mój tata.

— Działaj rozważnie synu. Inaczej popełnisz błędy.

— Już popełniłem nie dowiadując się tak ważnej rzeczy i ufając, że nic złego się nie stanie — powiedziałem, a za chwilę usłyszałem trzeszczenie w mojej krótkofalówce. Nacisnąłem przycisk odbierania i powiedziałem:

— Co tam, Williamson?

— Mamy kolejne ślady. Skierowali się w las. Facet jeździ jakąś terenówką, ale nie zajedzie daleko. Po ostatnich deszczach jest tu tyle błota, że prędzej się zakopie.

— Nie, kiedy ma dobry samochód. Zaraz wyruszamy. Musimy ich znaleźć jak najszybciej, bo zapowiada się bardzo zimna noc.

Znałem październikowe noce u nas. Potrafiło być około zera stopni, a w wyższych partiach gór nawet pojawiały się minusowe temperatury. Zniknęła kurtka Josha, która nie była tak gruba jakiej by potrzebował, aby nie zmarznąć. Mogłem liczyć jedynie na to, że Links nie pójdzie wyżej i zostanie w lesie, gdzie będzie cieplej. W lesie pełnym wąwozów i pułapek. W lesie, którego nie znał, ale ja go znałem doskonale i w tym miałem nadzieję na przewagę. Wiedziałem, którymi szlakami mógł przedostać się samochodem.

— Musimy wyruszać — rzekłem do ojca. — Każda minuta zwłoki nas od nich oddala. — Poczułem mdłości na samą myśl o tym, że mógłbym Josha nie znaleźć.

— Trzymaj się synu. — Tata położył mi swoją wielką dłoń na ramieniu. Spojrzałem mu w oczy dostrzegając w nich determinację. Poczułem to samo, a uczucie bezsilności i strach zastąpiła wściekłość i chęć działania.

— Potrzebuję ludzi i broni. Przetrząśniemy ten cholerny las i znajdziemy Josha żywego.

— Swoich ludzi masz, Whinksów masz i mnie. Zadzwonię do kumpli — powiedział tata i odszedł wyjmując telefon.

Ufałem jemu i jego kolegom z klubu strzeleckiego, do którego zapisał się kilka lat temu. Kilku z nich było dawniej w wojsku i wiedziałem, że są dobrze wyszkoleni w tropieniu śladów. W tym przypadku ich pomoc będzie nieoceniona.

— To kiedy ruszamy? — zapytała Alma biorąc duży nóż ze stojaka na noże.

— Żartujesz sobie?

— Nie. Ten chłopak jest dla mnie jak syn i zamierzam go ratować.

— Odłóż go zanim zrobisz sobie krzywdę — mówiłem wychodząc na dwór. Od razu uderzył we mnie chłód, ale powstrzymałem chęć otulenia się bardziej kurtką. I tak by mnie to nie uchroniło. Nie kiedy zimno znajduje się także wewnątrz mnie.

— Synu, masz zapewnioną pomoc. Od razu pojadą na farmę do Johna i Jacka — poinformował mnie tata przechodząc obok mnie. Skierował się do samochodu skąd wyjął strzelbę, a mama wyszła z domu z patelnią.

— Cholera — mruknąłem.

Kobieta z kuchennym nożem w ręku, emerytowani wojskowi, mój tata, mama gotowa także do walki i paru małomiasteczkowych, ale dobrze wyszkolonych policjantów oraz dwóch awanturniczych farmerów wyglądających jak niedźwiedzie ze strzelbami, to był mój zespół gotowy do ratowania Josha. Może inni by się śmiali, ale byłem dumny z tych ludzi. Ufałem im ponad wszystko inne.

Zacząłem wydawać instrukcje dotyczące tego jak mamy działać i od czego zaczynamy, kiedy podbiegł do mnie Owen i wręczył mi spis tego co znalazł o Linksie.

— Facet przybył z grupą survivalową. Są w lesie. Tutaj masz podane wszystkie dane. Skontaktowałem się z nimi, ale powiedzieli, że odłączył się od nich po południu i do tej pory go nie widzieli. Mówili, że był jakiś dziwny. Przyłączył się do nich w ostatniej chwili, ale powiedział im też, że był już tu kilka razy.

Poczułem kolejne ogarniające mnie mdłości. Carter Links był tutaj w Sunriver, przed naszymi oczami i polował na odpowiednią chwilę, by porwać Josha. Zacisnąłem pięści zły na siebie, że tego nie przewidziałem, ale jeszcze bardziej wściekły na tego mężczyznę, który nie był godzien miana człowieka.

— Ruszamy! — krzyknąłem do wszystkich, którzy czekali na mój rozkaz.

Zanim wsiadłem do samochodu spojrzałem przed siebie w ogarniającą wszystko ciemność i zacząłem się modlić o to by Josh jeszcze żył.

7 komentarzy:

  1. Aj i przeczucie okazało się prawdziwe :/ Niech Josh trzyma się tam i wróci bez większego uszczerbku, choć spotkanie z oprawcą to już jest jakiś powrót traumy :| W każdym razie, mocno trzymam kciuki za uratowanie Josha przez grupę poszukiwawczą Cama :)
    Pozdrawiam i dużo weny życzę ;)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki za powodzenie w misji ratowniczej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Luano jesteś niczym Polsat. Ukrywasz w najlepszym momencie. XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    o nie moje przeczucia się potwierdziły, ale tak Cameron szybko podjął działania, ale i ludzie od razu zaczynają także poszukiwania Joshuy... niech Josh sie trzyma... jeśli bywał w miasteczku to mają utrudnione zadanie bo zna teren, mam nadzieję że mają zdjęcie tego faceta, bo może ich oszukać, albo na przykład okazało by sie że był, rozmawiał z ludzmi... wypytywał, obserwował... patelnia to niezwykła broń...
    multum weny i pomysłów życzę...
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. wiedziałam! Wiedziałam że to zrobisz!
    Intuicja mnie nie zawiodła, Naprawdę jest mi mega szkoda Josha!
    Mam nadzieję, że Cam się postara i go uratuje.
    Jesteś wspaniała! Niecierpliwie będę oczekiwać niecierpliwie i aby szybko nadszedł.
    Bardzo boję się o Josha! Mam nadzieję że chłopak szybko do siebie dojdzie.
    zasługuje na szczęście,
    pozdrawiam mocno i czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, ale zwrot akcji...
    Coś podejrzewałam po ostatnim rozdziale, ale nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.
    Nie mogę się już doczekać, dalszego rozwoju sytuacji. Mam nadzieję że Josh się nie podda i nie załamie ponownie po spotkaniu z oprawcą.

    Życzę mnóstwa weny <3

    P.S. Druga część Partnerów, świetnie się czyta i wciąga do ostatniej linijki tekstu. Zżera mnie ciekawość co im zafundujesz w kolejnej części o ile będzie.

    Pozdrawiam
    Margott

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzecia część na pewno będzie w tym roku. Nie wiem dokładnie kiedy, ale będę chciała napisać ją jak najszybciej. :)

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)