2020/12/06

Skrawek nadziei - Rozdział 23

 Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział. :)


Cam

 

Powoli, z każdym mijającym dniem lato dobiegło końca. Jesień powoli wkradła się w życie zwierząt i ludzi. Malowała liście drzew zastępując czerwienią i żółcią soczystą zieleń. Upały także odeszły w zapomnienie, pozostawiając po sobie tylko wspomnienia. Nadal jednak bywało bardzo ciepło, ale deszczowe dni zdarzały się znacznie częściej niż latem. Druga połowa września zapowiadała się na piękny czas, tak jak pierwsze dwa tygodnie tego miesiąca. Zresztą nie mogło być inaczej, bo wciąż był przy mnie Josh. Sprawiał, że dla mnie lato wciąż trwało, a w deszczowy, chłodny dzień świeciło słońce. Josh całkowicie skradł mi serce. Nie było w nim nawet fragmentu mniejszego od okruszka, który by nie lgnął do dwudziestotrzylatka.

Wpadłem jak śliwka w kompot. Coś co jeszcze choćby w czerwcu próbowałem odtrącać, by nie zostać zranionym, zamieniło się w chęć pozostania u boku Joshuy. Powoli, każdego dnia zdobywał mnie. Nawet wtedy kiedy uciekał ode mnie. By się do niego zbliżyć zaplanowałem spacery z psami i z każdym mijającym dniem przestawał się mnie bać. Nie tylko mnie, ale tego, że ciągnęło go do mnie. Wierzę, że połączyło nas coś wyjątkowego, bo tak miało się stać. Przeznaczenie czy coś innego, nie dociekałem. Po prostu nasze serca zaczęły bić w tym samym rytmie i to wystarczyło, by każdego dnia iść krok za krokiem do przodu i zbliżać się do siebie.

Czasami zdarzało się, że Josh jednego dnia robił maleńki krok do tyłu, ale następnego dnia brał się w garść i pokonywał mile. Byłem z niego dumny. Nieważne było czy ma dobre chwile czy złe. Te drugie zdarzyły się kilka razy i podobne były do wieczoru kiedy kilka tygodni temu znalazłem go w jego domu. Za radą mamy pozwalałem mu się załamać, a potem pomagałem mojemu Feniksowi się podnieść. Zauważałem, że po takich chwilach stawał się bardziej zdeterminowany i silniejszy. Chciał być Joshuą Curtisem, a nie trzęsącym się ze strachu Joshem Finleyem. Udawało mu się to. Na tyle wracał do siebie, że przestał spać w szafie, a dokonanie tego, było dla niego czymś bardzo znaczącym.

Bardzo dużo pomagałem mu ja i moja rodzina oraz Alma wraz z panią Hudson.  Jednak szczególną pomocą służył mu terapeuta polecony przez moją mamę. Znałem Glena, szpakowatego mężczyznę po czterdziestce, od dziesięciu lat. To był jeden z najlepszych ludzi jakich kiedykolwiek poznałem. O takich osobach mówi się, że mają złote serce. W dodatku jeżeli wykorzystują je by pomagać innym stają się kimś szczególnie wyjątkowym. Często powtarzał, że to co go spotkało z rąk osoby, z którą chciał spędzić życie, doprowadziło do tego kim jest teraz. Dzięki temu mógł pomagać ludziom, bo wcześniej jego plany życiowe bardzo różniły się od tego co robi teraz. Zamienił zło na coś dobrego.

Josh wykonał dobry ruch kontaktując się z nim. Z początku Glen przyjeżdżał do niego i spotykali się w domu moich rodziców. Potem chłopak by iść dalej do przodu miał za zadanie pojechać do domu terapeuty. Nazwaliśmy to mianem egzaminu i zdał go pozwalając zawieźć się do Glena. Jeździliśmy do niego dwa, trzy razy w tygodniu i często dodatkowa wizyta była zwykłym spotkaniem towarzyskim, w którym uczestniczyłem ja, żona Glena i jego dwójka dzieci które miały dziesięć i dziewięć lat. Joshua na własne oczy widział, że można zamknąć przeszłość za sobą i rozpocząć całkiem nowy, dobry, rozdział życia.

Dzisiejszego dnia także wypadła wizyta u doktora Oldmana. Ta bardziej towarzyska, ale Josh poprosił Glena o chwilę rozmowy. Zostawili mnie na tarasie w ten wyjątkowo słoneczny dzień, w towarzystwie eklerek i espresso. Dzisiaj byliśmy tylko we trójkę. Patrzyłem jak dwudziestotrzylatek i jego terapeuta spacerują po rozległym, pełnym roślinności ogrodzie. Mój ukochany o czymś żywo rozprawiał i bardzo lubiłem kiedy był taki. Zawsze wtedy przez całą drogę do domu dużo mówił. Wtedy odkrywałem pokłady drzemiącej w nim energii, która uwalniała się po długim uśpieniu.

Nie tylko to w nim zauważałem. Od jakiegoś czasu Joshua bardzo często przebywał w moim domu. Spędzaliśmy czas razem gotując, oglądając filmy lub grając w gry planszowe. Zawsze wtedy kończyliśmy leżąc lub śpiąc na kanapie. To były chwile niemalże magiczne, bo w takich momentach miałem go blisko siebie. Nasze ciała dotykały się niemalże na całej płaszczyźnie i wtedy też najłatwiej było mi wyczuć, że jest podniecony. Z początku uciekał, potem zaczęliśmy to obaj ignorować i udawać, że nic się nie dzieje. Ostatnio było to coraz trudniejsze. Moje ciało reagowało na jego podniecenie tym samym. Dotychczas po części uśpione przez brak drugiej osoby, obudziło się. W ciągu trzech lat od ostatniego kochanka, zdarzały mi się małe sesje pod prysznicem, ale bardzo rzadko.

Seks nigdy nie stał u mnie na pierwszym miejscu. Poza tym zawsze uważałem, że powinien odbywać się z kimś, kogo się kocha. Może jak na te czasy byłem dziwakiem, ale to było dla mnie ważne. Dlatego nie miałem wielu partnerów seksualnych. Wciąż czekałem na wyjątkową osobę. Takim kimś stał się Josh i wiele zmieniał, również w sferze erotycznej. Czułem się prawie cały czas pobudzony. Na tyle, że sesje pod prysznicem zdarzały się teraz prawie każdego dnia. Nadszedł ten czas, gdzie nie tylko moje serce, ale ciało pragnęło chłopaka o różnokolorowych oczach. Reagował na mnie tak samo jak ja na niego, ale do tej pory nawet nie pocałowaliśmy się. Tego również pragnąłem, ale miałem opory przekonany, że być może Josh jeszcze tego nie chce. Przecież kilka tygodni temu prosił o czas. Wtedy nie miałem pojęcia, że czekanie stanie się aż tak trudne. Starałem się jak tylko mogłem, trzymać pożądanie na wodzy. Do czasu aż będzie gotów, ale stawało się to coraz trudniejsze i męczące.

— Twój mężczyzna błądzi myślami daleko stąd.

Usłyszałem głos Glena. On i Josh szli w stronę tarasu. Oldman prawie od początku mówił o mnie jak o partnerze Josha, pomimo że oficjalnie nie byliśmy razem. Nie rozmawialiśmy o tym, niczego nie uzgadniając. Tak jakbyśmy tego nie potrzebowali, bo i tak czuliśmy się ze sobą związani niewidzialnym węzłem.

Spojrzałem na Josha, by sprawdzić kolejny raz jego reakcję na słowa terapeuty. Zawsze uśmiechał się wtedy tajemniczo to zabawnie, ale dzisiaj to, co zobaczyłem w jego cudownych oczach, sprawiło, że przeszedł przeze mnie dreszcz. Nie wiem o czym rozmawiał z Glenem, ale intensywność jego spojrzenia zniewalała i budziła pragnienia. Może mi się to wydaje — pomyślałem.

— W dodatku stracił słuch.

Tym razem do moich uszu dotarły słowa Josha, a potem jego cichy śmiech. Nawet jego śmiech działał na mnie stymulująco, a to już była katastrofa prowadząca do utraty zmysłów z powodu tak naturalnego uczucia jak pożądanie.

— Dlaczego miałbym stracić słuch? — zapytałem otrząsając się z niepotrzebnych myśli. W niczym to jednak nie mogło pomóc.

— Mówiłem, że chcę już wracać do domu, ale nie usłyszałeś.

— Wybacz. — Natychmiast podniosłem się z rozmachem przez co potrąciłem stolik, przewracając na szczęście pustą filiżankę po kawie. Na całe szczęście nie stłukła się, bo serwis kawowy, który stał na stoliku pochodził z prezentu ślubnego Oldmanów i był dla nich znaczący. — Przepraszam — powiedziałem, szybko stawiając filiżankę na talerzyk.

Terapeuta zaczął się śmiać, a Josh przyglądał mi się z uniesioną brwią. Miałem nadzieję, że nie będzie widać mojego zdenerwowania, ale nie udało mi się go ukryć. Wszystko przez to o czym rozmyślałem i miałem wrażenie, że obaj znają każdą moją myśl. Szczególnie Glen.

— Nie przejmuj się tym. Zawieź Josha do domu i spędźcie miło czas. Dam wam jeszcze małą radę na drogę. Czasami przestańcie myśleć. To rozwiązuje niektóre sytuacje.

Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc tego co ma na myśli. Josh zrozumiał, ale nie zamierzał mi tego wyjaśniać gdy go o to poprosiłem idąc do samochodu tuż po pożegnaniu się z Glenem. Udał, że sznuruje usta, a ja tylko westchnąłem. W ciągu tylu lat pracy jako stróż prawa, stanąłem przed wieloma zagadkami, które trzeba było rozwiązać, ale z tym miałem problem. Coś we mnie mówiło, że w głębi serca wiem o co chodzi i lepiej nikogo postronnego o to nie pytać.

— Mam zaćmienie umysłu, ale dobra, ważne, że wiem jak dojechać do domu. — Zapiąłem pas, a Josh zrobił to samo na siedzeniu pasażera.

— Może to z powodu twojego wieku. Starzejesz się. Masz już w końcu trzydzieści dwa lata. Starość nie radość — zażartował Josh. Ostatnio coraz częściej to robił.

— Ha, ha, mówi ten, który niedługo skończy dwadzieścia cztery i każdego dnia jest bliżej trzydziestki.

— Do tego jeszcze dwa tygodnie, a to dużo. I tak będę od ciebie młodszy, staruszku.

— Stary, ale jary — wyrwało mi się.

— Taką mam nadzieję — odpowiedział bez wahania chłopak, a ja po raz kolejny musiałem przywołać moje zaćmienie umysłu. To bezpieczniejsze od dostania wzwodu siedząc za kierownicą.

Uruchomiłem silnik skupiając się jedynie na jeździe.

 

*

 

W pewnej chwili, kiedy mieliśmy za sobą połowę drogi usłyszałem z jednej strony coś niesamowitego, z drugiej zabawnego. W życiu bym nie brał tego pod uwagę.

— Ty chichoczesz — powiedziałem do mojego towarzysza podróży.

— No i?

— Kurwa, chichoczesz. — Zaśmiałem się.

— Co w tym zabawnego?

— Tu chodzi raczej o to, co zabawnego musiałeś sobie pomyśleć, by chichotać jak dziewczyna — mówiąc mu to, wiedziałem, że się nie oburzy.

— Odpowiedziałem sobie na jedno pytanie.

— Na jakie? — dopytałem kiedy zamilkł.

— Odpowiem ci, kiedy się zatrzymasz. Nie chcę byś spowodował kraksę.

Spojrzałem na niego, potem na drogę przed nami, znów na niego i zatrzymałem się zjeżdżając na pobocze. Nie tłumaczyłem mu, że żadnej kraksy bym nie spowodował, ponieważ przed nami była tylko pusta droga na pustkowiu i nic więcej, bo wtedy nic by mi nie powiedział. Moja ciekawość jednak wygrała i wolałem się zatrzymać.

— Zrobiłem co chciałeś.

— Widzę. Teraz wysiądź, bo tu niewygodnie. — Odpiął pas.

— Że co? — Posłał mi takie spojrzenie, że mogłem zrobić dla niego wszystko. Uwielbiałem go w starej wersji i w tej, którą odkrywałem, kiedy stawał się dawnym sobą. Coraz częściej nim był. Na tyle, że z trudem mogłem uwierzyć, że dał się tak zgnębić. Co za mentalną siłę musiał mieć tamten człowiek, by stłamsić tego chłopaka, pomyślałem. Szybko jednak odpowiedziałem sobie na to pytanie. Jakikolwiek by Joshua nie był, miał w sobie wrażliwość i to dzięki niej ten drań miał możliwość by styranizować kochanka.

— Co, co? Wysiądź, bo nie poznasz odpowiedzi.

Westchnąłem ciężko udając cierpiącego, ale z chęcią zrobiłem to czego chciał. Znajdowaliśmy się na totalnym pustkowiu, bo Sunriver od Camwood dzieliły wielkie połacie pól. Rozciągały się one aż po horyzont i jeszcze dalej. Należały do miejscowych farmerów z okolicznych wsi i gdzieś tam, gdzie okiem sięgnąć łączyły się one z polami Whinksów.

— Dobra, to co cię rozśmieszyło? — zapytałem jak obszedłem samochód i stanąłem naprzeciwko chłopaka.

Ten którego kochało moje serce zamiast mi odpowiedzieć, jedynie uśmiechnął się tajemniczo. Zbliżył się bardziej do mnie. Patrzył tak intensywnie w moje oczy, że zrobiło mi się gorąco. Kiedy przygryzł lekko dolną wargę czułem, że przepadłem i na nic zdawały się moje działania by uspokoić moje szalejące pragnienia.

— Zadałem sobie pytanie, Cameronie Archer, czemu jeszcze nie zrobiłeś jednej rzeczy i wiem czemu. Boisz się, że ucieknę. — Jego głos był niemalże szeptem, ale i tak doskonale go słyszałem. Jakby mój słuch stał się wyczulony na wszystko co powie.

— Czego nie zrobiłem? — Ledwie wydobyłem z siebie te słowa, kiedy Josh stanął jeszcze bliżej. Tak blisko, że stykaliśmy się ciałami.

— Jednej rzeczy.

— Jakiej?

— Takiej — szepnął i położywszy jedną rękę na moim karku sprawił, że przebiegły przeze mnie dreszcze. Zamarłem kiedy przechylił głowę i powoli, niczym w zwolnionym tempie mnie pocałował. Byłem w takim szoku, że kiedy jego usta dotknęły moich ust, a nie policzka jak dotychczas, nic nie zrobiłem. Dosłownie stałem jak kołek nie reagując. Nie przeraziło go to, bo znów zachichotał i odsunął się, ale nieznacznie. Jedynie na tyle, że nasze ciała już się nie stykały ze sobą. Nie zabrał dłoni z mojego karku i zaczął głaskać mnie po nim.

— Chyba, szeryfie, zapomniałeś jak się całować — zakpił.

To mnie otrzeźwiło jakbym został polany lodowatą wodą. Również i we mnie wstąpił chochlik.

— Zapomniałem? Może trochę zardzewiałem, ale tego się nie zapomina.

— Pokaż mi — powiedział stawiając mi wyzwanie, które odbijało się również w jego oczach.

Wyciągnąłem rękę i wsunąłem ją w jego włosy z tyłu głowy.

— Nie wiesz o co prosisz, Josh.

— Wiem.

— Przekroczymy tę linię.

— Czas najwyższy — odparł. — Czasami przestańmy myśleć.

Po jego słowach drugą rękę owinąłem wokół jego pasa i przyciągnąłem do swojego ciała tak ciasno jak to tylko stało się możliwe. Jakbyśmy byli jednym. Patrząc mu w oczy i odczytując, że tego naprawdę chce, nakryłem jego usta swoimi. Tym razem w pocałunku nie było bierności. Moje oczy nie zamknęły się wciąż czujne i obserwujące reakcje Josha. Ale on jedynie zadrżał w moich ramionach i rozchylił wargi ocierając się o moje. Chciał tego samego co ja i tym razem to ja zadrżałem na świadomość, że mogłem wreszcie dotknąć jego ust. Chwytałem raz jego dolną raz górną wargę, a on idealnie na to odpowiadał, a gdy do mnie jeszcze mocniej przylgnął, chociaż sądziłem, że to już niemożliwe, pozwoliłem sobie na długi, kuszący pocałunek pogłębiając go.

Josh jęknął, a ja nie byłem w stanie oprzeć się temu. Potarłem jego język swoim, a on również na to odpowiedział. Tak samo jak robiłem to ja na każdy jego gest, drżenie i ruch warg. I przepadłem całkowicie, totalnie zagubiony w pragnieniach, które obudziły się nieokiełznane. Moje ciało przy jego, moje usta na jego ustach i splecione języki, brak oddechu i wspólne bicie naszych serc, i chwila naszego pierwszego pocałunku, która mogła nigdy się nie kończyć.

6 komentarzy:

  1. Oooo no uwielbiam ^w^ <3 A końcówka i przekroczenie jednej granicy, aż miło się czytało :3

    Pozdrawiam i weny życzę :D
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  2. Och w końcu przekroczyli granicę.
    Wciąż nie mogę w to uwierzyć!
    Cam i Josh, czuje że to idzie w dobrą stronę.
    Jeżeli Josh po wizycie u terapeuty odważył się na taki krok, będzie już tylko lepiej.
    Nie wiem jednak czemu, ale boję się iż to tylko cisza przed burzą.
    pozdrawiam i czekam na kolejny rozdzialik!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka, hejka,
    cudownie, Josh walczy z przeszłością i stawia kroki ku lepszej przyszłości, te wizyty u terapeuty odnoszą sukces, a jeszcze ten pocałunek...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak, o tak ! W końcu. Josh pokazuje swojego ukrytego głęboko chochlika ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Az mi sie zrobiło gorąco od tego pocałunku.
    Dziękuję za ten rozdział i następny też. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, o jeah Jashua taki wielki krok do przodu, Camerona nic nie wykonuje, bo się boi że Josh się spłoszy... q tu dobrze że Josh wykonal ten krok i cudowny pocałunek...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)