2020/11/29

Skrawek nadziei - Rozdział 22

 

JOSH

 

Trzy lata wcześniej

 

— No wrzucaj to na insta, stary. Fota jak się patrzy. Polecą lajki — powiedział podekscytowany Will.

— Zaraz, niech tylko trochę to obrobię — odpowiedziałem, włączając na telefonie program do edycji zdjęć. Nie zawierał wielu funkcji. Poprawiał jedynie kolor i ostrość oraz kontrast, a dla mnie było to najważniejsze. Dopiero po takiej zabawie mogłem wrzucić coś w sieć.

— Prześlij mi potem fotę. Wrzucę ją u siebie — wtrąciła Virginia. Poprawiała makijaż. Bez niego nigdzie się nie ruszyła nie wierząc w to, że jest ładna i bez niego.

— Mnie też — dołączył do prośby Gilbert. — Tylko pośpiesz się.

— Kurwa, ludzie, chwila — wycedziłem nerwowo. — Nie pali się. Dajcie mi kilka minut niecierpliwcy. — Odszedłem na bok i przysiadłem na trawie po turecku. Nie odrywałem wzroku od ekranu. Zdjęcie na nim przedstawiało mnie i moich przyjaciół, jak leżymy na trawie ze stykającymi się czubkami naszych głów. Każdy na ustach miał uśmiech będący oznaką naszego dobrego nastroju z powodu rozpoczętych wakacji.

Mieliśmy za sobą zdane egzaminy, a przed nami rysował się plan fantastycznych tygodni. Ci którzy pracowali, tak jak ja, wzięli urlopy, byśmy mogli spędzić czas razem i, aby nic nas nie ograniczało. Dzisiejszy dzień spędzaliśmy w parku, rozkładając się w pobliżu stawu. Było na tyle wcześnie, że jeszcze nikt nie zakłócał nam tych chwil. Dopiero koło południa zbierali się tutaj inni chcąc skorzystać z letniej, słonecznej pogody.

— Zapowiada się upalny dzień — rzuciła Heather układając się na kocu i patrząc w niebo. Jedynie ona nie pośpieszała mnie z niczym.

— Nawet mi o tym nie przypominaj — jęknął niemalże boleśnie Will. Zdecydowanie wolał chłodniejsze dni. — No, Josh, masz już to gotowe?

— Taa… Jakimś cudem przy tym waszym marudzeniu dałem radę — zakpiłem, ale posłałem wszystkim szeroki uśmiech. — Już wam ją wysyłam.

Po kilku chwilach telefony wszystkich zaczęły wydawać dźwięki, każdy inny, a do nich dołączyły ochy i achy pełne zachwytu.

— Ludzie to tylko zdjęcie — powiedziałem sięgając po butelkę wody niegazowanej, którą wcisnęła mi mama mówiąc, że w upał pić lepiej mineralną bez gazu. Miałem inne zdanie, ale i tak jej posłuchałem.

— Tylko zdjęcie? To nasze zdjęcie, stary — przemówił Simon. — Przyjdzie taki czas, że spojrzysz na nie i zaczniesz wspominać ten dzień. Dzisiaj wydaje się ono banalne, ale kiedyś tak nie będzie.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że miał rację.

 

Obecnie

 

Odłożyłem zdjęcie do innych, próbując skupić się na czymś innym. Problem w tym, że kiedy nie ulegałem wspomnieniom moje myśli przenosiły się do domu Camerona i chwili na kanapie. Wpierw budząc się przy nim wystraszyłem się, ale potem kiedy zobaczyłem, że to on, a nie kto inny, wszystko się zmieniło. Nadszedł spokój, a za nim bezpieczeństwo i miłość. Kiedy Cam na mnie patrzył dawał mi więcej niż przypuszczał. Nie bałem się też wtedy, kiedy wsunął palce w moje włosy, a po chwili przeczesywał je powolnymi ruchami. Poczułem się komfortowo z jego ciałem przy moim. Nie wiem czy przez to, czy z innego powodu stało się coś co myślałem, że jest niemożliwe, a co sprawiło, że musiałem uciec od szeryfa i dać sobie chwilę na uspokojenie się. Wszystko przez to, że zacząłem się podniecać. Moje ciało, które tyle czasu było uśpione zareagowało na bliskość tego mężczyzny. Nawet sobie wcześniej nie próbowałem wyobrażać, że jeszcze kiedykolwiek to poczuję.

Zawsze uwielbiałem seks, a przez mężczyznę, którego nazywałem moim koszmarem, z czasem zabiłem w sobie tę potrzebę. Przy nim nie chciałem nic czuć. Stawałem się niczym dmuchana lalka pozwalając na to, by się wyładowywał. Nauczyłem się wykorzystywać seks do tego, by mnie nie bił. Odebrałem sobie prawo do przyjemności, a jego to nie obchodziło.

W czasie wykańczającej ucieczki, ciągłego strachu o swoje życie oraz walki o to, by mnie nie znalazł, wyłączyłem potrzebę seksu. Nie sądziłem kiedykolwiek, że jest to możliwe. Dałem jednak radę kodując sobie w głowie, że nie potrzebuję dotyku, nie chcę go, a orgazm jest mi w ogóle niepotrzebny i wszystko inne związane z cielesnością. Mój penis był mi potrzebny tylko do sikania i do niczego więcej. Przecież nawet poznając Camerona nie sądziłem, że będę w stanie czegokolwiek pragnąć. Dzisiaj odkryłem, że prawda jest zupełnie inna, a to prowadziło do tego, że jeszcze bardziej chciałem pokonać swoje demony.

Zwróciłem uwagę na kartkę przyczepioną magnesem do lodówki. Na niej znajdował się numer telefonu, z którego mogłem skorzystać. To była ważna decyzja. Podjęcie jej oznaczało, że prawdopodobnie będę normalny, będę mógł kochać, zaufać i wejść w związek z człowiekiem, który zaczął mieć dla mnie znaczenie. Większe znaczenie niż miał ten, który mnie prawie zabił.

 

*

 

Dałem sobie dwa dni, aby zdecydować czy chcę skorzystać z pozostawionego numeru. Nie było chwili, bym o tym nie myślał. Złapałem się nawet na tym, że buduję w głowie obrazy wspólnego życia z Cameronem. Jednak by stało się to możliwe potrzebowałem pomocy kogoś kto przeszedł to samo co ja. Nie ważna była płeć osoby, która temu komuś zrobiła z życia piekło. Doświadczenia były podobne.

— Ciągle mi odlatujesz — powiedziała Alma, której dzisiaj pomagałem na kuchni.

Zdarzało się to coraz częściej i podobało mi się, chociaż nie to chciałbym w życiu robić. Gdybym mógł ukończyć studia informatyczne wybrałbym jedną ze ścieżek która się przede mną otworzy. Jedną z nich była typowa praca informatyka, ale ta druga ciągnęła mnie bardziej. Wymagała także ukończenia kursu pedagogicznego, ale nauczanie dzieciaków informatyki było jednym z moich planów zawodowych.

— Znów mi odfrunąłeś myślami.

— Zastanawiam się.

— Nad czym?

— Nad tym czy powinienem z czegoś skorzystać czy nie.

— Archer zaprosił cię na randkę do restauracji i nie wiesz czy iść?

Wiedziałem, że żartuje, ale jej słowa uświadomiły mi, że nigdzie nie byłem w stanie wyjść z Cameronem. Nie liczę spacerów po polach i kolejnej wizyty u Whinksów. Ludzie nadal stanowili dla mnie problem. W dodatku unikałem obcych jak ognia i nawet obecność szeryfa nie pomagała mi pokonać strachu. W każdym z tych ludzi, w sumie wyłącznie w mężczyznach, dostrzegałem mojego byłego. Nikt nie był nawet w jednym procencie do niego podobny, a i tak mnie przerażali. Dlatego to też mówiło mi, że potrzebuję pomocy.

— Josh, wszystko dobrze czy udajesz, że tak jest? — Oparła ręce na biodrach wpatrując się we mnie intensywnie. Czasami jak tak patrzyła, odnosiło się wrażenie, że prześwietla człowieka do głębi mając kosmiczne moce niczym Supermen.

— W Sunriver znalazłem ostoję — zacząłem, ale przerwałem, kiedy do kuchni weszła Betty Petersen odebrać zamówienia. Pracowała tu krótko, ale dawała sobie radę. Często posyłała Almie pełne wdzięczności spojrzenie, dziękując jej w ten sposób za pracę, dzięki której mogła utrzymać siebie i synka.

— Jak tam na sali? — zapytała ją moja szefowa.

— Gorąco i gwarno. Ludzi dużo, ale z Kate dajemy sobie radę. A na razie każdy zajęty jedzeniem to i ty możesz chwilę odetchnąć. Lecę, bo mój stolik czeka na jedzenie.

Była pora lunchu, co oznaczało, że Cameron musiał być na sali lub niedługo się na niej pojawi. Będąc zamyślony nie zwróciłem uwagi, czy zostało już przygotowane to co zawsze zamawiał. Poczekałem aż Betty odejdzie i kontynuowałem:

— Jak wspomniałem w Sunriver znalazłem ostoję. Dwuletnia ucieczka wymęczyła mnie. Przez pierwszy miesiąc tutaj oglądałem się ciągle za siebie. Jestem tutaj już prawie cztery miesiące i zaczynam oddychać. Mam ciebie, Camerona, ale wciąż trudno mi ruszyć dalej. Zrobiłem kilka kroków do przodu i chcę więcej, ale… — Westchnąłem, bo trudno było mi wytłumaczyć o co chodzi. — To tak jakby mieć kajdany na rękach. One są już luźniejsze niż wcześniej i to jest świetne, ale coś je jeszcze trzyma. Nie mogę pozbyć się tego czegoś.

— To z czym masz problem?

Jej pytanie trafiło w sedno. Odpowiedź na nie była tylko jedna. Z niczym nie miałem problemu. Nie chciałem żyć tak jak dotąd. Wiedziałem czego pragnąłem i potrzebowałem zerwania kajdan.

— Tak bardzo przyzwyczaiłeś się do tego co miałeś przez ostatnie lata, że boisz się od tego uwolnić? — zadała drugie pytanie, na które tym razem stanowczo odpowiedziałem:

— Nie, nie boję się. Może tylko tego, że to sprawi, że przestanę oglądać się za siebie. Przestanę być czujny.

— Kiedyś i na to przychodzi pora. — Usłyszałem głos Camerona. Obejrzałem się. Stał w przejściu oddzielającym zaplecze od kuchni. Moje serce na jego widok mocniej zabiło i wołało, bym podszedł bliżej. — Nie możesz iść przez życie ciągle żyjąc w strachu. Jestem obok i tym razem możesz odetchnąć, Feniksie.

Zaczął mnie tak nazywać i podobało mi się to. Przypominało, że chcę walczyć o coś dobrego w moim życiu i że chcę walczyć o nas.

— Idźcie porozmawiać na zapleczu. — Alma wygoniła nas i miała rację. Kuchnia w barze przeznaczona była do gotowania, a nie zebrań towarzyskich. Poza tym często wpadały tu dziewczyny z zamówieniami niszcząc prywatność.

Zabrałem go do miejsca gdzie spędziłem bardzo dużo czasu na zmywaku. Nadal to był mój kącik i zaraz po lunchu zabierałem się do pracy. Na razie jednak miałem czas, aby porozmawiać z szeryfem. Odważyłem się pierwszy zabrać głos:

— Jak długo już tu jesteś? Nie zauważyłem twojego zamówienia, a do tej pory byłem na kuchni.

— Już chwilę, ale niczego nie zamawiałem. Bardziej chciałem zobaczyć ciebie niż coś zjeść. — Wyciągnął rękę, robiąc to zawsze ostrożnie i położył dłoń na moim policzku okazując ogromną czułość. Mój były tak naprawdę nigdy mi jej nie dał. Obaj mężczyźni różnili się od siebie jak ogień i woda. Żałowałem, że to nie Camerona spotkałem pierwszego. Ale z drugiej strony dzięki koszmarowi nauczyłem się rozróżniać prawdziwą miłość od zauroczenia i zaślepienia drugą osobą. — Może to nie miejsce, aby ci to mówić, ale kiedy wczoraj rozstaliśmy się, to tęskniłem. Jesteś dla mnie ważny Josh.

— Ty dla mnie również — szepnąłem kładąc dłoń na tej która spoczywała na moim policzku. Oczy zatopiłem w tych należących do niego, pełnych uczuć. Wyczuwałem, że chce powiedzieć coś więcej, ale powstrzymywał się. Na te słowa przyjdzie czas w chwili kiedy i ja będę gotów dać mu odpowiedź. Zresztą słowa nie były ważne. Więcej mówiły gesty i czyny, a to nimi Cameron cały czas mówił, że mnie kocha.

— Chciałem ci coś dać, co powie dużo na temat tego co czuję i… — odetchnął, a potem wolną ręką sięgnął do kieszeni. Wyjął z niej wysłużonego iPoda. — Jest na nim jedna piosenka. Bardzo ważna dla mnie piosenka, której ostatnio wciąż słucham. Chcę abyś i ty jej posłuchał… to do niczego cię nie zobowiązuje… — Cofnął się lekko. Dłoń z mojego policzka przeniósł na swój kark i pomasował go. — Po prostu to mówi więcej niż słowa i mam nadzieję, że ci to pomoże. To bardzo stary utwór. Tylko słowa mówiące o kobiecie przerób sobie na faceta. — Zaśmiał się lekko z zakłopotaniem. Podał mi urządzenie, a ja je wziąłem i pocałowałem go w policzek. Tak jak zrobiłem to po pierwszej wizycie w jego domu.

— Dziękuję — powiedziałem, po czym Cam wyszedł bym mógł w samotności włączyć utwór. Kiedy to zrobiłem na małym ekranie pojawił się autor i tytuł piosenki Glenn Medeiros - "Nothing's Gonna Change My Love For You”. Nie znałem wokalisty, ani piosenki. Włączyłem ją i po chwili do moich uszu zaczęły dobiegać spokoje dźwięki muzyki, a po paru sekundach męski głos i słowa, które sprawiły, że moje serce waliło w piersi mocno i szybko. Słowa, które pomogły mi podjąć decyzję o skorzystaniu z numeru telefonu, dzięki któremu miałem uwolnić się od mężczyzny, który zamiast kochać, przyniósł ze sobą piekło. Słowa, które zagościły w moim sercu wraz z coraz większą nadzieją.

Gdybym miał żyć bez Ciebie,
Dni byłyby puste
A noce wydawałyby się takie długie.
Z tobą przyszłość maluje się w jasnych barwach
Może już byłem kiedyś zakochany
Ale nigdy nie czułem tego tak mocno.

Nasze marzenia są młode i obaj wiemy,
Że one zabiorą nas tam, dokąd tylko będziemy chcieli.
Przytul mnie
Dotknij mnie
Nie chcę żyć bez Ciebie.

Nic nie jest w stanie zmienić mojej miłości do Ciebie
Powinieneś wiedzieć, jak bardzo Cię kocham.
Jeśli czegoś możesz być pewny
To tego, że nigdy nie poproszę o więcej niż Twoją miłość.

Jeśli drogi, które nas czekają, nie będą łatwe
Nasza miłość poprowadzi nas
Jak gwiazda przewodnia.
Będę przy tobie, jeśli będziesz mnie potrzebował
Ty nie musisz nic zmieniać
Kocham Cię takim, jakim jesteś.

Więc chodź ze mną i dzielmy życie
Pomogę Ci spoglądać w przyszłość.
Przytul mnie
Dotknij mnie
Nie chcę żyć bez Ciebie.

Nic nie jest w stanie zmienić mojej miłości do Ciebie
Powinieneś wiedzieć, jak bardzo Cię kocham.
Jeśli czegoś możesz być pewny
To tego, że nigdy nie poproszę o więcej niż Twoją miłość.

Nic nie jest w stanie zmienić mojej miłości do Ciebie
Powinieneś wiedzieć, jak bardzo Cię kocham.
Świat może odmienić całe moje życie,
Lecz nic nie zmieni mojej miłości do Ciebie.[1]



[1]Przetłumaczony tekst piosenki Glenn Medeiros - "Nothing's Gonna Change My Love For You” pochodzi ze strony Tekstowo.pl. Nie jestem obyta z angielskim by sama móc przetłumaczyć tę piosenkę. Utwór towarzyszył mi od początku przy pisaniu „Skwarka nadziei” i czekałam na moment, kiedy Cameron da tę piosenkę Joshowi.

5 komentarzy:

  1. Powtórzę się, ale cudo po prostu :3 I czekam na dalsze rozdziały :)
    Pozdrawiam i weny życzę ^^
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam.
    Piosenka jest cudowna. Właśnie ją odsłuchałam i się zakochałam.
    Z każdym rozdziałem coraz więcej się do dzieje między naszymi bohaterowami. Ich miłość jest piękna i niezwyciężona.
    Nie mogę się doczekać na nowy rozdział.
    Dziękuję i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka, hejka,
    cudo po prostu, ale widać że Josh się otwiera na ludzi, bo czy kiedyś Almie by się zwierzył? opowiedział nad czym rozmyśla? i sam Cameron pokazuje, że jest obok, ale jednak nie naciska... a ta piosenka...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, Josh powoli się otwiera na ludzi, bo czy kiedyś jednak by się zwierzył?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)