2020/10/25

Skrawek nadziei - Rozdział 17

 Dziękuję za komentarze. :) Przypominam, że na Bucketbook do kupienia jest kolejny tom Partnerów, a także inne moje teksty. W tym roku nic się już nie ukaże. To jest okropny rok, także pod względem pisania. Niestety nie będzie też prezentu na święta. Nie wiem co z obiecanym opowiadaniem o nastolatkach. Nadal nie piszę. Staram się, próbuję to robić, ale mam blokadę i jest ciężko. Chcę ją pokonać i pisać. Trzymajcie za to kciuki. :)

Cam

 

Czekając na Josha ustawiłem na wąskim, prostokątnym stoliku talerz ze stosem placków naleśnikowych oraz butelkę syropu klonowego. Najchętniej dodałbym do tego maliny, ewentualnie inne owoce, ale w lodówce Finleya, nawet zamrażarka nie była wyposażona w takie rarytasy. W ogóle chłopak miał wszystkiego tak mało, że zastanawiałem się kiedy ostatni raz robił zakupy.

Umyłem patelnię i garnek starając wypełnić czymś czas, aby mijał szybciej oraz by nie myśleć o tym co powiedział Josh. Chciał mi wszystko opowiedzieć, a ja zamierzałem go zapewnić, że nie musi tego robić. Nie chciałem, aby czuł się do czegoś przymuszany. Pragnąłem dać mu wybór. Cokolwiek wydarzyło się w jego życiu, stało się dla niego traumą i nie zamierzałem jej pogłębiać przez to, że będzie zmuszony wspominać to, co złego się wydarzyło. Aczkolwiek podobno czasami lepiej było wszystko z siebie wyrzucić dzieląc z kimś ciężar. Mogłem go z nim dźwigać, a najchętniej całość wziąłbym na siebie. Nie wiedziałem tylko na ile mi pozwoli. Wczorajszy wieczór coś w nim zmienił. Jak wiele, to się miało dopiero okazać.

Skończyłem robić herbatę, kiedy wykąpany Josh wrócił do kuchni. Jego jasne włosy były wilgotne. Miałem ochotę wyciągnąć rękę i odgarnąć mu z czoła opadający kosmyk. Powstrzymanie tego gestu nie było łatwe, więc by zająć czymś ręce podałem mu kubek z herbatą.

— Mam nadzieję, że będzie ci smakować — powiedziałem kiedy usiedliśmy przy stole.

— Nie jem dużo — szepnął.

— To tylko kilka placków. Zjemy, a potem porozmawiamy, jeżeli nadal chcesz. Wiesz, że nie musisz… — zacząłem, ale mi przerwał.

— Chcę. To dla mnie ważne.

Przez chwilę patrzył na placki wyglądając tak jakby kalkulował coś w głowie, a potem nałożył sobie trzy na talerz i polał obficie syropem.

— On zawsze powtarzał, że jestem gruby. Nigdy nie byłem gruby. Chudy też nie. Nie licząc tego jak teraz wyglądam. Byłem taki… Jak to się mówi… Taki w sam raz. A nawet jeżeli miałbym więcej ciała, to czy jest to coś złego? Dla niego pewnie tak. Zawsze karał mnie jak za dużo zjadłem. Sprawił, że jedzenie stało się dla mnie czymś złym.

Słuchałem tego co mówił i upewniałem się w tym, że Josh na swojej drodze życia, w pewnym momencie napotkał kogoś kto był przesiąknięty złem. Ten człowiek nie musiał mordować, by być zły. Niszczył w inny sposób i robił to skutecznie. Czego dowiadywałem się z każdym kolejnym słowem dwudziestotrzylatka. Coraz bardziej miałem ochotę spotkać tę osobę na swojej drodze. Wypomniałbym mu każdą niegodziwość jaką uczynił, sprawiając mu przy tym ból i czekając aż zacznie mnie błagać bym przestał. Nikt we mnie nie wzbudził takiej nienawiści i agresji jaką czułem wobec tego drania. Jako stróż prawa nie powinienem tak myśleć, ale nie łatwo było się przed tym powstrzymać. Nie w chwili kiedy z ust Josha padały kolejne słowa:

— Sprawił, że stałem się nikim nawet we własnych oczach. Totalnym zerem. Nic nie wartym śmieciem — wyliczał. — Nawet nie człowiekiem. Zwykłym śmieciem.

Mówił to tak spokojnie, bezosobowo, jakby opowiadał o obejrzanym filmie. Mimo tego, że jego usta nie zdradzały emocji, robiły to jego oczy. Cierpiał. Chciałem mu to odebrać, ale nie byłem w stanie tego zrobić. Mogłem mu pomagać, słuchając go. W czasie rozmowy zjadł śniadanie, nawet dołożył sobie jeszcze dwa placki, a kiedy skończył posiłek, wziął kubek, z ledwie co upitą herbatą, w obie dłonie i patrząc na płyn kontynuował:

— Z początku kiedy go poznałem było super. Zachowywał się jak anioł. Sądziłem, że jest dobrym człowiekiem. Pierwszy miesiąc naszego związku, a rozpoczął się on zaraz po tym jak go poznałem, pamiętam jako coś cudownego. Potem każdego dnia, wszystko ulegało zmianie. Zaczęło się od drobnych rzeczy. Od tego, że odłożyłem coś inaczej niż on to robił. Zaczął krzyczeć na mnie z byle powodu. Nawet wtedy kiedy założyłem nie taką koszulkę, jaką on chciał na mnie widzieć. Już wtedy mogłem uciec, ale byłem tak w nim zadurzony, że jeszcze długo nie zapaliła się żarówka nad moją głową, mówiąca o tym, że coś jest nie tak. Powoli jednak opadały mi klapki z oczu. Tylko wtedy byłem mu już bardzo podporządkowany. Sprawił, że porzuciłem studia. Odseparował mnie od bliskich. Mojej rodziny, przyjaciół. Dawniej nie byłem taki jakiego mnie poznałeś. Miałem plany, marzenia i uwielbiałem towarzystwo innych ludzi. W weekendy spotykałem się z przyjaciółmi w klubach. Tańczyłem z nimi, piłem. Szalałem korzystając z młodości. — Ucichł na chwilę i kiedy już miałem coś powiedzieć, chociaż nie wiedziałem co, szepnął: — Wszystko mi zabrał. Nawet mnie samego. Ale na tym nie koniec. Jest tego dużo.

Joshua którego poznałem był małomównym chłopakiem, a ten który siedział przede mną bardzo dużo mówił. Czułem, że nie była to tylko potrzeba mówienia, ale pojawił się chłopak, który lubił to robić.

— Każdy dzień, każda noc stała się koszmarem. Groził mi, że zabije moich bliskich i mnie jeżeli spróbuję się z nimi skontaktować. Bałem się, że jest w stanie to zrobić, więc nie próbowałem kontaktu z rodziną i nie odchodziłem. — Upił kilka łyków herbaty, po czym kontynuował: — Ostatni raz kiedy mnie pobił, poczułem, że następnym razem mnie zabije. Coraz bardziej nie panował nad sobą. Wystarczyło, że na czas nie umyłem naczyń po obiedzie i miał powód by wyzwolić swoją agresję. Po tym ostatnim pobiciu obiecałem sobie, że już nigdy mu nie pozwolę na coś takiego. Czułem w sobie determinację, by uciec. Czekałem na odpowiedni moment i znalazłem go. Musiał pilnie wyjechać służbowo i był przekonany, że jestem już tak pod jego kontrolą, że niczego nie zrobię. Obiecał mi tylko, że jeżeli nie będzie mnie kiedy wróci, to w chwili kiedy mnie odnajdzie to zabije. Od dwóch lat uciekam. Z miasta do miasta. Wiem, że on mnie goni jak drapieżca swoją ofiarę i nie poddaje się. — Spojrzał na mnie. Oczy miał wypełnione strachem. — Wiem, że to robi. Raz mnie odnalazł i tylko cudem mu uciekłem. Zdradził mnie terapeuta, któremu zaufałem. Wiedziałem, że aby żyć normalnie potrzebuję pomocy i sięgnąłem po nią. Facet jakoś wyciągnął ode mnie dane mojego byłego i chciał z nim porozmawiać. Znów musiałem uciekać.

Na chwilę przerwał, a ja zastanawiałem się czy nie odnaleźć tego rzekomego terapeuty i nie oskarżyć go o zdradę zaufania pacjenta i narażenie go na utratę zdrowia, a nawet i życia. Taki ktoś powinien być świadomy tego co robi, kiedy kontaktuje się z katem osoby, której pomaga. Postanowiłem na razie dać sobie z tym spokój, bo teraz musiałem myśleć o Joshu.

— Miesiąc później — mówił Finley — trafiłem do Sunriver. — Miałem być tutaj dosłownie chwilę. Pozostawanie zbyt długo w jednym miejscu — tłumaczył — stawało się ryzykowne. Mijały jednak tygodnie, a ja wiele razy próbowałem opuścić to miasto i nie potrafiłem tego zrobić. — Spojrzał w okno z rozmarzeniem. — Poznałem Almę, która dała mi pracę nie pytając o moje prawdziwe dane. Jakoś to wszystko załatwiła tak, że mogłem u niej pracować na zmywaku. Pokochałem ją jak matkę, którą mi bardzo przypominała. Potem ty zbliżyłeś się do mnie. Zacząłeś te spacery i powoli zacząłem czuć się normalnie. — Popatrzył na mnie. — Cam, nie chcę już dłużej uciekać. Jestem jednak zbyt słaby, aby walczyć.

— Nie jesteś słaby — odpowiedziałem natychmiast.

Wstałem i obszedłem stół. Znajdując się przy chłopaku ukucnąłem przed nim. Bez zastanawiania się nad tym co robię, wziąłem jego dłonie w swoje.

— Jesteś silny. Uciekłeś od niego. Walczysz od ponad dwóch lat o przetrwanie. Jesteś cholernie silny, Josh. A teraz masz mnie i ci pomogę, o ile mi na to pozwolisz. Nie będziesz sam walczył. Już nie. — Uniosłem jego dłonie do ust i ucałowałem je, patrząc mu głęboko w oczy, w których zniknął strach, a pojawiła się nadzieja.

— Kiedy mnie wczoraj znalazłeś — powiedział, a ja usiadłem na krześle obok niego nie puszczając jego dłoni. Powoli przesuwałem po jej wnętrzu kciukiem, a on pozwalał mi się dotykać. Przełom był większy niż z początku sądziłem. — Kiedy mnie znalazłeś — powtórzył — byłem w dziwnym stanie. Miła atmosfera u Whinksów, ciepło gospodyni i… i to uczucie, którego doznałem przy padoku. Uświadomienie sobie prawdy o tym co czuje moje serce… — mówiąc to patrzył w moje oczy, a ja tonąłem w dwóch kolorach zwierciadeł jego duszy. — Wszystko we mnie uderzyło. Przeszłość kiedy mieszkałem z rodzicami i bratem. Potem chwile z nim i złamałem się. To bombardowanie przez wspomnienia ciągle trwało. Czułem wszystko fizycznie i psychicznie tak, jakby to się właśnie działo. Potem wszystko ustało, bo pojawiłeś się ty.

— I zawsze chcę być. Na tyle na ile mi pozwolisz — szepnąłem.

Bardziej ścisnął moją dłoń. Oddałem uścisk. Stykaliśmy się jedynie dłońmi, a jednak było to coś tak niezwykłego, coś tak niesamowitego jak zorza polarna pojawiająca się tam, gdzie nigdy nie miała prawa się pojawić. Moje serce biło tak mocno, że ledwie pozwalało mi oddychać. Czułem szum krwi w uszach i to jak bardzo ważna jest ta chwila. Jak ona burzy resztę murów. Nie chciałem psuć tej chwili, woląc pozostać w tej bańce, ale miałem kilka pytań do niego.

— Josh, mogę cię o coś zapytać?

— Zastanawiasz się jak naprawdę mam na imię i na nazwisko?

— Między innymi tak.

— Od dawna nie wypowiadałem swojego nazwiska.

Wysunął dłoń z mojej i wstał, a ja natychmiast za nim zatęskniłem. Pozwoliłem mu jednak odejść. Przeszedł do salonu obejmując się ramionami. Stanął przy oknie i zapatrzył na coś co przez nie widział. Zbliżyłem się do niego dostrzegając, że drży. Stanąłem za jego plecami i znów zadziałałem instynktownie. Objąłem go ramionami gotowy na to, że się wyrwie. To prawdopodobnie było dla niego za dużo, ale znów mnie zaskoczył. Oparł się o mnie i westchnął jakby z ulgą.

— Nie wiem co się dzieje. — Usłyszałem jego szept. — Nikomu bym na to nie pozwolił. Ty jesteś inny, Cameron. Od samego początku czułem, że taki jesteś i unikałem ciebie bardziej niż innych.

— Zauważyłem. Nadal tego chcesz? — zapytałem, przytulając go. Był tak wysoki jak ja, ale dużo szczuplejszy. Pasował do moich ramion tak samo jak do mojego serca.

— Nie chcę. Już nie. Jesteś dla mnie kimś ważnym — przyznał. — Naprawdę nazywam się Joshua Curtis. Wiem, że znając moje nazwisko łatwo możesz mnie sprawdzić i zgadzam się na to. Zrób to. Nie podam ci tylko jego danych. Pewnie je poznasz, o ile zechcesz, ale wolałbym, abyś go nie szukał. Boję się, że wtedy mnie znajdzie.

— Nie pozwolę, aby cię kiedykolwiek tknął — obiecałem jemu i sobie.

 

*

Spędziłem z Joshem pół dnia pełnego emocji, które tkwiły we mnie jak i w nim. Chciałem z nim zostać do jutra, ale moja praca mi na to nie pozwoliła. Otrzymałem telefon, że na posterunku ma się pojawić jutro komendant i musiałem wszystko przygotować. Natomiast Josh jakby nigdy nic udał się do pracy. Rozumiałem go, bo zarówno mnie jak i jemu zajęcie się pracą pozwalało nie myśleć o wszystkim co opowiedział. Ale gdyby był słaby, tak jak mówił, nie wyszedłby z domu. Z drugiej strony gdyby tak było to słabość nie jest niczym złym wbrew temu co wielu na ten temat sądziło. Kochałbym go bez względu na wszystko.

Nie byłem jasnowidzem, aby przewidzieć co będzie dalej, ale jedno wiedziałem na pewno. Cokolwiek w przyszłości się wydarzy, zrobię wszystko aby ochronić Josha. Nawet jeżeli kosztowałoby mnie to życie.

W domu wziąłem szybki prysznic nie przestając myśleć o dwudziestotrzylatku. O tym co przeżył, o naszej sytuacji oraz szansie o jakiej marzyłem. Byłem blisko bycia z kimś kogo pokochałem i nie zamierzałem tego zmarnować. Zrobiłem to przed laty, tracąc szansę na udany związek.

 

 

Osiem lat temu.

 

— Nie mówisz poważnie. Cameron, na tym zadupiu nic na nas nie czeka.

— Kocham to miasto. Do tej pory sądziłem, że ty również — odpowiedziałem Bradleyowi. — Nie takie mieliśmy plany.

— Plany planami, Cam, ale jesteśmy młodzi. Chcę zobaczyć świat, a nie utknąć w tej budzie i pracować na dwa etaty, by związać koniec z końcem jak mój stary. Jeżeli nie chcesz ze mną wyjechać to oznacza, że nie chcesz być ze mną.

Zdenerwowały mnie jego słowa, więc powiedziałem do niego ostro:

— Nie szantażuj mnie, Brad. To co robisz jest nie fair. Zawsze mówiłem ci, że po akademii wracam do Sunriver. Do cholery, mam już tam robotę na posterunku. Nie miałeś nic przeciwko temu. Chcieliśmy tutaj zamieszkać. Wyremontować dom Thompsonów. Teraz kiedy prawie możemy spełnić nasze marzenia, ty zmieniasz zdanie. — Nerwowym ruchem przesunąłem ręką przez włosy. — Kocham cię, ale nie zrobię tego czego chcesz.

— W takim razie nie kochasz mnie, Cam.

— Mógłbym to samo powiedzieć o tobie — wycedziłem.

— Mógłbyś, ale to ty jesteś chujem, Archer. Gnij w Sunriver, bo ja nie zamierzam tego z tobą robić. Chcę żyć.

 

 

Obecnie.

 

Po tych słowach wyszedł zostawiając mnie oszołomionego i ze złamanym sercem. Bolało mnie zarówno to co on mi zrobił i co ja jemu zrobiłem. Obaj nie potrafiliśmy znaleźć kompromisu. Nawet nie braliśmy go pod uwagę. Wyjechał z Sunriver tego samego dnia i nigdy go już nie spotkałem. Jego mama tylko raz mi powiedziała, że ożenił się z kobietą i mieszka gdzieś w Ameryce Południowej.

Przez minione lata winiłem siebie za utratę szansy na miłość, na związek, na coś wspaniałego. Ważniejsze dla mnie stało się Sunriver, życie tutaj, a nie ten którego kochałem. Zniszczyłem coś ważnego i już nigdy nie chciałem powtórzyć tego błędu. Jeżeli kiedykolwiek Josh mnie zechce, porzucę wszystko dla niego. Stał się moją częścią serca i duszy i odejdę z nim nawet na koniec świata. Na tę myśl przez głowę przebiegło mi pytanie. Czy Bradley był dla mnie kimś takim? Kimś za kogo bym umarł?

6 komentarzy:

  1. Partnerzy zakupieni i przeczytani. Zresztą jak każda historia , która wydałaś. Będę trzymać mocno kciuki żeby jednak blokada minęła. Może akurat zdarzy się cud i jednak uda ci się coś stworzyć na święta . Lubie poczuć ten świąteczny klimat z twoimi historiami . Także trzymam kciuki bardzo mocno i pozdrawiam w .

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawse trzymałam, trzymam i będe trzymać za ciebie kciuki.
    Życzę Ci dużo weny i by blokada minęła.
    Ten rok jest okropny, nie sądziłam że dożyje takich czasów. ( mam tylko 21 lat ale no...)
    Rozdział jest dłuższy czy mi się tylko zdaje?
    Dziękuję za próbujesz pokonać blokadę ale nic na siłę. Ona sama przejdzie.
    Mam tak samo w malowaniu.
    Pozdrawiam Cię serdeczne.
    ~DEIA

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny rozdział. Chyba najpiękniejszy do tej pory.
    Z każdym rozdziałem odkrywamy nowy kawałek Josha i jestem poruszona.
    Nie spodziewałam się, że ten biedny chłopak aż tyle przeszedł.
    Mam nadzieję, że los wynagrodzi mu wszystko.
    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka, hejka,
    cudowne, Cameron wiele się dowiedział o przeszłości Joshuy i chce mu pomóc, Josh zrobił duży krok do "normalności", bo chce o nią walczyć..., i tak ma racje Cam gdyby Josh nie był silny to by nie uciekł, to by nie szukał pomocy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, ciesze się że Joshua powiedział o swojej przeszłości, ale tak jak Cameron ma racje, Josh jest silny bo nigdy by nie znalazł odwagi na ucieczkę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, cieszy mnie, że Joshua powiedział o swojej przeszłości, Cameron ma racje, Josh jest silny bo nigdy by nie znalazł odwagi na ucieczkę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)