2020/11/02

Skrawek nadziei - Rozdział 18

 Dziękuję za komentarze, za zakup "Partnerów 2" i za każdy tekst jakikolwiek kupiliście. Nadal w sprzedaży są papierowe wersje "Spontanicznej decyzji" i opowiadania świątecznego "Świąteczne życzenie".

Muszę się przyznać, że po ukończeniu Skrawku nadziei miałam już dodawać ten tekst o nastolatkach, który na razie nosi tytuł: "W rytmie miłości", ale od dawna mam napisane tylko kilka zdań i tyle. Wnerwia mnie to, bo mam pomysły i nie potrafię zacząć pisać tekstu. Czuję się zmęczona pisaniem, wypruta z sił, nie mam motywacji do pisania. Mam tylko jeden rozdział drugiego tomu "Uśmiechu losu" którego bohaterem ma być Hunter Clark, pan którego poznaliście w tomie pierwszym "Odmienione serce". Także wciąż jest ciężko z pisaniem, ale nadal z tym walczę. :)

 

Zapraszam na rozdział. :)

 

JOSH

 

Myłem naczynia w barze Almy, ale czułem się tak, jakbym nadal znajdował się w domu i rozmawiał z Cameronem. Nieustająco czułem jego obecność. W chwili kiedy podszedł i objął mnie, a ja mogłem wtulić plecy w jego pierś, upadła kolejna część muru, którym się obudowałem. W dodatku znowu stało się coś czego nie oczekiwałem. Pozwoliłem się dotknąć po raz kolejny i chciałem tego ponownie.

Musiałem z kimś o tym porozmawiać i jedyną osobą, z którą mógłbym to zrobić była pani Archer lub Alma. Zasługiwała na to, abym powiedział jej prawdę. W ciągu dnia jednak nie było na to szans. Moja szefowa była bardzo zajęta. Z powodu wakacji napływ turystów zwiększył się, co składało się także na zwiększenie klientów baru. Nie chciałem przeszkadzać jej w pracy. Tym bardziej, że miałem wyrzuty sumienia z powodu spóźnienia. Do południa ona i dziewczyny musiały sobie same radzić, a pora lunchu była zawsze najgorętsza. Przeprosiłem Almę za spóźnienie, ale ona tylko popatrzyła na mnie tak jakby o wszystkim wiedziała i kazała zabierać się do pracy.

Do końca dnia był dosłowny zapieprz, bo inaczej tego nie można było nazwać. Nawet nie miałem czasu na jakiekolwiek rozmyślania. Co dobrze mi zrobiło. Po pracy także nie miałem okazji porozmawiać z Almą, która wyszła wcześniej musząc załatwić kilka spraw urzędowych. Także rozmowę przełożyłem na kolejny dzień.

Wracałem do domu piechotą, bo do pracy podwiózł mnie Cameron. Idąc obserwowałem z zaciekawieniem wszystko to, co działo się wokół. Dzisiaj wszystko wyglądało inaczej. Liście na drzewach miały bardziej głęboką zieleń. Tak samo jak trawa i krzewy przy chodnikach czy domach. Nawet niebo było bardziej błękitne, a ludzie bardziej uśmiechnięci. Jakby życie po jednej nocy nabrało innych barw. Żywszych, pełniejszych, niesamowitych. Przez ponad dwa lata musiałem mocno spać, by przez mgłę strachu nie dostrzegać otaczającego mnie piękna. Może po prostu nie miałem na to czasu musząc walczyć o życie. Teraz wszystko uległo zmianie, nie byłem już sam, a dzięki temu do mojego życia wróciły kolory.

— Witam chłopcze. — Usłyszałem kiedy skręciłem w ulicę prowadzącą do mojego domu. Pani Hudson siedziała na tarasie przy małym stoliku. Na jej kolanach leżał biały kot. Ten który łasił się do mnie, kiedy zabierali pana Hudsona do szpitala.

Podszedłem bliżej i przywitałem się z kobietą. Kocur uniósł łeb i spojrzał na mnie, a pani Hudson uśmiechnęła się i zapytała:

— Dołączysz do mnie? Mam mrożoną herbatę i domowe ciasteczka. Będzie mi miło cię ugościć.

Zgodziłem się z chęcią. Już parę razy gościłem u niej. Robiła najlepszą mrożoną herbatę na świecie i piekła wyborne herbatniki. Usiadłem na drugim krześle, a kot z jej kolan przeniósł się na moje, na co kobieta zaśmiała się.

— On cię uwielbia. Zaraz przyniosę filiżankę.

Czekając na nią głaskałem białego kocura, który mruczał głośno z zadowoleniem. Na imię miał Shan. Był zwykłym, nieufnym dachowcem, który dawał się pogłaskać tylko swojej pani i Cameronowi. Jakimś cudem zaufał mi i to mnie cieszyło.

Kiedy gospodyni wróciła, nalała do filiżanki herbaty, w której pływały plasterki cytryny i okrągłe kostki lodu. Shan pozostał na moich kolanach, a zza drzwi wyglądała Lady. Czarna kotka z rudymi plamami. Podeszła do swojej pani i po chwili zajęła miejsce na jej kolanach.

— Częstuj się. Dobrze z kimś porozmawiać. Wyglądasz dzisiaj inaczej, Josh. Weselej. Oczywiście cieszę się z tego. Masz jakiś powód do takiej zmiany?

Zazwyczaj kiedy z nią rozmawiałem, to ona dużo mówiła. Ja wypowiadałem zaledwie kilka słów. W chwili kiedy zadała to pytanie, coś we mnie puściło. Pomijając wiele szczegółów, w skrócie opowiedziałem jej o sobie. Patrzyła na mnie ze współczuciem, ale nie zauważyłem w tym cienia litości. Co było dla mnie ważne.

— Potrzebujesz bliskości — powiedziała po tym, kiedy wyznałem, że nie uciekłem kiedy Cam mnie dzisiaj objął. — Wiesz, że nasz szeryf jest dobrym człowiekiem. W szkole robił psikusy i bywał urwisem, ale wyrósł na wspaniałego mężczyznę. Niewielu już takich się spotyka w dzisiejszych czasach. Przeżyłeś piekło, chłopcze, a podświadomie wiesz do kogo się zwrócić.

— Zrozumiałem, że moje serce lgnie do niego — zwierzyłem się.

— I jego do ciebie, co pewnie wiesz lub się tego domyślasz, bo nie sposób inaczej interpretować tego jak on na ciebie patrzy. W jego oczach widać wszystko. — Jedyną moją odpowiedzią było kiwnięcie głową, na co się uśmiechnęła. — Wspomniałeś o rodzicach. Przez ten cały czas nie kontaktowałeś się z nimi?

— Nie. — Upiłem łyk herbaty chłodząc gardło. Zauważyłem, że łatwiej mi przychodziło rozmawiać o moim koszmarze niż o rodzicach i bracie. — Powiedział, że ich zabije jeżeli kiedykolwiek się do nich zbliżę, zadzwonię czy zrobię cokolwiek mając na celu skontaktowanie się z nimi. Wiem też, że kiedy mnie dopadnie, stracę życie.

— Cam na to nie pozwoli — odpowiedziała natychmiast. — Tego strasznego człowieka spotka kara. Nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej. Życie to nie film, ale i w życiu dobro potrafi wygrywać.

Spędziłem z nią jeszcze godzinę poruszając już lżejsze tematy, wesołe oraz słuchając wspomnień o jej mężu, który był żartownisiem i w młodości pracował jako komik. Dużo mówiła, ale jak wyjaśniła mieszkała już sama i nie często, poza kotami, miała okazję do kogoś się wygadać. Nie chciała ciągle zawracać głowy Almie czy Esterze Archer. Chociaż miała pewność, że obie kobiety nie odrzuciłyby jej towarzystwa. Szczególnie moja szefowa, która była tak samo samotna jak pani Hudson.

Pożegnałem się z nią i jej kotami po czym spacerkiem wróciłem do domu. Tym razem kiedy znalazłem się sam w czterech ścianach nie uderzyły we mnie wspomnienia tak złe jak te z wczoraj i z wcześniejszych miesięcy. Odczuwałem zaskakujący spokój. Miałem też wrażenie, że znów czuję zapach Camerona, słyszę jego słowa, widzę życzliwe oczy i czuję jego ciało przy swoim.

Myśląc o nim usiadłem przy stole w kuchni, gdzie rano jedliśmy wspólnie śniadanie i gdzie wypowiedziałem rzeczy, których, poza jego mamą nie powiedziałem wcześniej nikomu. Nie liczę terapeuty zdrajcy, bo on stracił znaczenie. Wyjąłem telefon którego prawie nie używałem i nabrawszy odwagi napisałem do szeryfa:

Jestem już w domu. Jest dobrze.

Wysłałem wiadomość, ale po chwili napisałem drugą:

Jest dobrze, bo nadal czuję Twój zapach tutaj.

Po wysłaniu tej wiadomości od razu pożałowałem, że to zrobiłem. Jeszcze bardziej kiedy nie przysłał odpowiedzi. By się czymś zająć pomyłem talerze i kubki z rana, o których zapomnieliśmy. Dopiero może po dwudziestu minutach telefon odezwał się ptasim trelem, a moje serce znów chciało mi wyskoczyć z piersi.

Z ociąganiem wziąłem telefon w dłoń i przeczytałem wiadomość.

Przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam, ale miałem zebranie z moimi ludźmi. Będę w pracy do północy. Jutro jest ta wizyta komendanta i żałuję, że dopiero po południu Cię zobaczę. Nawet na lunch nie przyjdę, chyba że z moim przełożonym. Co jest nieplanowane, ale on lubi jeść. Niestety i tak nie będę mógł zajrzeć na zaplecze. Co oznacza uzbrojenie się w cierpliwość.

Czytając to co napisał, powoli traciłem nadzieję, że cokolwiek odpisze na moje słowa z drugiej wiadomości, jednak kiedy zauważyłem jego postscriptum serce zabiło trochę mocniej.

A ja wciąż czuję jak trzymam Cię w ramionach i to jak pachniesz cytrusami.

I to było coś, co sprawiło, że byłem w stanie walczyć z każdym nachodzącym mnie koszmarem.


6 komentarzy:

  1. Mrrr.
    Czuję te chemię która rośnie z każdym rozdziałem.
    Nie mogę się doczekać ich pocałunku. Oni obaj toną w swych ramionach.
    Dziękuję za rozdział, teraz muszę się uzbroic w cierpliwość i czekać na następny.
    Pozdrawiam Dwia..

    OdpowiedzUsuń
  2. szkoda że taki krótki rozdział ale przyjemni!
    Uwielbiam ich oboje razem.
    Muszę przyznać że to opowiadanie robi się długie w rozdziałach i umiesz tamować zaciekawienie ;)
    No cóż pozostaje czekać do kolejnego rozdziału.
    ściskam mocno i pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. Awwww, jak słodko i uroczo się zrobiło na końcu :3
    Pozdrawiam i dużo weny życzę :D
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze nawet nie wiem co ci mogę poradzić ale cały czas trzymam kciuki, że jednak przeskoczysz ta blokadę która cie dopadła i zpowrotem wróci ci radość z pisania i chęć do niej. Także pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    cudownie, Josh stawia kolejny krok, bo następnej osobie powiedział o przeszłości, już nie ucieka, nie chowa się... a ten sms a raczej post scriptum Camerona...
    weny życzę, i aby ta blokada poszła zwiedzać inne miejsca...
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    cudnie, Josh się otwiera na otoczenie, kolejnej osobie opowiedział o swojej przeszłości, o tym co go spotkało... jest spokojniejszy... a Cameron cudownie odpisał na tego drugiego smsa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)