2020/09/13

Skrawek nadziei - Rozdział 11

 Hej, wpadam do Was z nowym rozdziałem i życzę miłego czytania. 

Dziękuję za komentarz. :)


Cam

 

Kilka łyków porannej kawy mnie rozbudziło, jednak nadal odczuwałem konsekwencje niewyspania. Z posterunku wróciłem dopiero o pierwszej w nocy, a potem przez kolejne dwie godziny nie mogłem zasnąć. Powodem była moja wyobraźnia, która nie dawała mi spokoju. Spotkanie Josha w sklepie wyzwoliło we mnie pragnienie pozostania przy nim, zrobienia z nim zakupów i powrotu razem do domu, który byłby nasz. Wizja, która w tamtej chwili opanowała mój umysł sprawiła, że poczułem, jakby pode mną usuwał się grunt. Wrażenie było tak mocne, że bałem się by Josh czegoś nie zauważył. Gdybym miał więcej czasu zaproponowałbym mu swoje towarzystwo. Może jednak lepiej się stało, że mogłem tylko na kilka chwil wyskoczyć po zakupy i nie wpadłem bardziej w to, co się ze mną działo, kiedy znajdowałem się tak blisko tego chłopaka.

Na śniadanie zrobiłem sobie dwa tosty i nic więcej. Dzisiaj prawie cały dzień spędzałem u rodziców i byłem pewny, że wyjdę stamtąd z pełnym brzuchem. Miałem nadzieję, że Josh zmieni zdanie i pojawi się na grillu. Pragnąłem go mieć blisko siebie, przy swoim boku. Najbardziej pragnąłem jednak , aby przełamał się, zapomniał o tym co złego stało się w jego życiu i mi zaufał. Oczywiście po sobie wiedziałem, że łatwo się mówi o zaufaniu komuś, pokochaniu kogoś, a rzeczywistość była inna. Miałem tylko nadzieję, że kiedyś to nastąpi. Jeżeli nie, to naprawdę moje serce roztrzaska się, jednak wolę to niż zmuszać go do czegokolwiek.

Do rodzinnego domu pojechałem godzinę później. Sprawdziłem czy na pewno wziąłem ze sobą wszystko to, co wczoraj kupiłem do czyszczenia grilla. Mój tata nigdy nie był w tym dobry i nie znosił tego zajęcia. Zawsze z tego powodu bardzo marudził, więc sam wolałem się tym zająć niż później przez pół dnia słuchać jak mój tata mówi o tym, że trudno było oczyścić palenisko. Był w tym naprawdę denerwujący.

 

Uśmiechnąłem się kiedy zajechałem na miejsce, a psy podbiegły do ogrodzenia merdając ogonami i poszczekując. Od razu nasunęły mi się myśli, że ostatnio bywałem tutaj po to by je zabrać na spacer z Joshem. Już mi tego brakowało. Tych jedynych chwil, kiedy mogłem z nim przebywać.

— Hej, mordy wy moje — powiedziałem do psiaków, kiedy znalazłem się przy nich. Potarmosiłem je po łbach. — Dzisiaj nie jedziemy do Josha. Super by było jakby do nas przyszedł, co nie? — zapytałem, a one ponownie zaszczekały, jakby zgadzając się ze mną.

Spędziłem jeszcze chwilę z psami, a potem wziąłem worek z wszystkim co wczoraj kupiłem i przeszedłem do ogrodu. Zostawiłem rzeczy na stojącej pod ścianą ławce, a później kuchennymi drzwiami wszedłem do domu. W kuchni rankiem zawsze panował rozgardiasz, jednak dzisiaj było wyjątkowo głośno. Niby przebywały w niej jak zawsze tylko cztery osoby, ale dwie z nich najwyraźniej postanowiły narobić więcej hałasu.

— To było moje! — krzyknęła Emma.

— Ja byłem pierwszy!

— Ja sięgnęłam po to pierwsza!

— Ty już zjadłaś banana! Ten był mój!

— Gówno prawda, pacanie!

Moje rodzeństwo wymieniało się coraz to wymyślniejszymi wyzwiskami i tylko chwile dzieliły ich od wybuchu mojej mamy. Podczas gdy tata mył naczynia po śniadaniu, mama patrzyła na Emmę i Lucasa stukając palcami po stole. Domyślałem się, że już obmyśla dla nich karę. Poza tatą nikt nie zauważył, że wszedłem razem z psami. Te od razu pobiegły do misek z karmą, a ja z założonymi na piersi rękami oparłem się o framugę, czekając na to co będzie.

— Jesteś skończonym kretynem!

— A ty masz mały móżdżek!

— Mówisz, że jestem idiotką?!

Uderzenie otwartą dłonią w blat stołu sprawiło, że oboje zamilkli i spojrzeli na mamę.

— Od paru dni nie można z wami wytrzymać. Nie chcecie mi powiedzieć o co poszło i nie zamierzam tego z was na siłę wyciągać. Nie pozwolę jednak, aby ta sytuacja dłużej trwała. Oboje dostajecie karę. Macie wysprzątać swoje pokoje zanim sama zajmę się tym bajzlem. Sprawdzę każdy kąt. Ciężko znieść ten wasz bałagan tak samo jak kłótnie.

— Mamo, my przecież ciągle się kłócimy, nawet bijemy — wtrąciła Emma.

— Ostatnio to narosło. — Mama wstała od stołu i podeszła do ekspresu, by dolać sobie kawy. Tak samo jak ja, piła jej za dużo i tata zawsze nas oboje za to karcił. — Jak powiedziałam, nie chcę zmuszać was do wyznania tego o co chodzi, ale dzisiaj wyczerpaliście już moją cierpliwość.

Patrzyłem jak Emma zaczyna wiercić się na krześle. Nienawidziła sprzątania i była gotowa zrobić wszystko, żeby tylko tego nie robić. Dlatego jej pokój wyglądał tak jakby przeszło przez nie tornado. Lucas miał podobnie i nie zaskoczyła mnie wyznaczona przez mamę kara. Była znacznie surowsza od odebrania im możliwości korzystania z telefonów czy komputera. Akurat moje rodzeństwo nie było uzależnione od elektroniki i kontaktu ze znajomymi przez Internet. Zdecydowanie woleli zawiązywać więzy z ludźmi spotykając się z nimi osobiście. Byłem taki sam. Dlatego tak trudno mi przychodziło zrozumieć ludzi, którzy komunikowali się głównie przez media społecznościowe. Owszem to było dobre dla osób mieszkających daleko od siebie, w innych miastach, stanach, ale nie kiedy przebywało się przykładowo w bliskim sąsiedztwie. Choćby dzieci jednego z moich podwładnych rozmawiały ze swoimi kolegami ze szkoły za pomocą Messengera zamiast umówić się na spotkanie twarzą w twarz.

— Ależ, mamuś… — jęknęła błagalnym głosem Emma, co przywróciło mnie do rzeczywistości. Patrzenie na moją siostrę próbującą wybłagać ułaskawienie, było zabawne. Natomiast Lucas siedział cicho kończąc banana. Nie zawsze walczył, a jeżeli tak było oznaczało, że to on jest winien sytuacji pomiędzy nim, a Emmą.

— Nie mamusiuj mi tu, bo niczego nie wskórasz. Po śniadaniu sprzątanie pokoi i na tym dyskusja się kończy — powiedziała nasza rodzicielka, tym samym kończąc dyskusję.

— Tato… — Emma próbowała jeszcze coś ugrać u taty, ale ten tylko pokręcił głową.

— Mam takie samo zdanie jak wasza mama.

— Czy wy zawsze musicie być tacy zgodni? O, Cam, jesteś tu. — Emma jakby dopiero teraz mnie zauważając podeszła do mnie z miną zbitego szczeniaka.

— Nie pomogę ci. Twój pokój naprawdę wymaga sprzątania — rzekłem. — Za to chętnie bym zjadł śniadanko — dodałem, patrząc z uśmiechem na mamę, która robiła najlepsze placuszki bananowe jakie kiedykolwiek jadłem.

 

*

 

Szorowanie grilla zacząłem godzinę później. Podjąłem się tego zadania, bo dawało zajęcie, a zarazem odprężało mnie. Tak było co roku. Wbrew pozorom pracy przy tym trochę było, bo moja rodzina po sezonie nigdy nie doprowadzała rożna, siatek i samego paleniska do porządku. Dlatego kiedy rozpoczynał się nowy sezon musiałem poświęcić trochę czasu by wyczyścić cały sprzęt. Każdego roku wyciszałem się przy tym i teraz także się tego spodziewałem. Dopiero kiedy zabrałem się do pracy zrozumiałem, że tym razem nie będzie jak co roku. Tym razem zamiast pozbyć się myśli, miałem ich zbyt wiele. Powodem tego był Josh. Kotłowanina pytań, które mi się nasuwały w związku z tym chłopakiem była spora. Jedno z nich wybijało się na pierwsze miejsce. Czy on skorzysta z mojego zaproszenia. Bardzo chciałem go dzisiaj zobaczyć. Równie mocno pragnąłem aby poznał moją rodzinę. Nie zamierzałem go jednak do tego zmuszać, tak samo jak do wspólnych spacerów. Na nie się zgodził, co na pewno nie było łatwe. Dlatego robiłem sobie nadzieję, że pojawi się na grillu.

Skończyłem szorować ruszt, kiedy podeszła do mnie Emma.

— Pomóc ci? — zapytała.

— Co z pokojem?

— Jakoś mi nie idzie.

— Nie wiesz gdzie masz pochować te wszystkie porozrzucane ubrania? Podpowiem ci. Do szafy. To ten mebel z lustrem, który stoi koło twojego biurka.

— To jest szafa? A ja sądziłam, że wejście do innego wymiaru. — Pstryknęła w powietrzu palcami. — Oświeciłeś mnie.

Zaśmiałem się, po czym pacnąłem ją palcem w nos.

— To co tam dzieje się pomiędzy tobą, a Lucasem? Co zrobił?

Westchnęła ciężko i zaczęła pomagać mi próbując wyskrobać z paleniska zaschnięty popiół.

— Jest taki jeden chłopak. Starszy. Ma szesnaście lat. Podoba mi się, a ja jemu i raz umówiliśmy się na randkę. Lucas w tym przeszkodził.

Nie byłem zaskoczony tym, że moja siostra zaczęła zwracać uwagę na chłopaków. W końcu miała trzynaście lat. Jeszcze mogła nie zawracać sobie głowy nastoletnimi miłostkami, ale sam byłem w jej wieku i wiedziałem jak to jest. Nie podobało mi się jednak to, że zwrócił na nią uwagę starszy chłopak. Szesnaście lat także miałem i zarówno ja oraz moi koledzy kierowaliśmy się w tym wieku głównie penisem. Nie zawsze i nie każdy tak robi, to też wiedziałem, ale znając Lucasa to nie przeszkodziłby w randce siostry, gdyby chłopak, z którym się umówiła był w porządku.

— Przeszkodził bo? — dopytałem, kiedy zamilkła.

— Powiedział, że Brandon chce ode mnie tylko jednego i nie zwraca uwagi, że jestem na to za młoda. Naskoczył na mojego niedoszłego chłopaka i mu przywalił. Brandon powiedział, że nie chce mieć już ze mną nic wspólnego. Nienawidzę swojego brata.

Zanotowałem sobie w głowie, aby w nagrodę za to co zrobił Lucas zabrać go na hamburgera. Wiedziałem o kim Emma mówiła. W Sunriver był tylko jeden chłopak pasujący imieniem i wiekiem do tego, którego pozbył się Lucas z życia siostry. Brandon Murray był typem podrywacza. Niby miał tylko szesnaście lat, ale dużo już przeżył i miał na swoim koncie kilka złamanych serc. Nie chciałem, aby jedno z nich należało do Emmy. Dlatego po wysłuchaniu tego co chciała powiedzieć, porozmawiałem z nią na spokojnie. Dało mi to też chwilowy oddech od tęsknoty za Joshem.

Przez cały dzień byłem zajęty, ale nie narzekałem. Czas spędzony z moją rodziną zawsze uważałem za coś niesamowicie dobrego. Nie każdy mógł to mieć. Rodziny były różne jak choćby biorąc pod uwagę panią Hudson. Jej dzieci zostawiły ją samą i wyjechały, by kontynuować życie w wielkim mieście. Dlatego tak bardzo lubiłem dni takie jak ten. Wspólne spędzanie czasu, przygotowywanie posiłków czy granie z bratem w kosza celebrowałem jako coś cennego. Chciałem przy tym, aby do tego wszystkiego dołączył Joshua. Ktoś kto skradł moje serce, co do tego nie miałem już wątpliwości.

— Wydajesz się zamyślony — rzuciła moja mama przyglądając się jak przygotowuję marynatę do karkówki, którą zamierzaliśmy upiec. Byłem w tym mistrzem i każdy chciał, abym to ja się zajął tą częścią zbliżającego się wieczoru. Poza oczywiście staniem przy grillu i przewracaniem mięsa by się dopiekło. Na szczęście mój tata także lubił się tym zajmować, więc nie obawiałem się, że utknę w jednym miejscu.

— Zaprosiłem Josha na wieczór.

— To wiem. Boisz się, że nie przyjdzie?

— Boję się, że tym pytaniem zrujnowałem to coś, co narodziło się między nami. Niby nic się nie działo, ale nie chciałbym stracić naszych wspólnych spacerów.

— Pół miasta, jak nie całe o tym mówi. Słynni bracia nie umieją trzymać języka za zębami — powiedziała z uśmiechem.

— Często spacerujemy w pobliżu ich farmy. Zaprosili nas nawet na nalewkę — Wrzuciłem mięso do miski z marynatą i odstawiłem wszystko do lodówki. W przygotowaniu były także szaszłyki, ale tym miało się zająć moje rodzeństwo. Odbyli swoją karę, ich pokoje lśniły więc teraz siedzieli w ogrodzie i rozmawiali. Szło im chyba nieźle, bo śmiali się kiedy ostatnio wyglądałem na nich przez okno.

— Chciałabym, aby tu przyszedł. Chętnie go poznam — rzekła podając mi ścierkę, bym wytarł ręce po umyciu.

— Ja też — odpowiedziałem i wyszedłem na zewnątrz, by pomóc tacie w przeniesieniu mebli ogrodowych. Starałem się każdą minutę mieć zajętą, aby nie wsiąść w samochód i nie pojechać po Josha. Gdybym to zrobił oznaczałoby to, że nie szanuję jego zdania i prawa do decydowania o sobie. Czułem, że wtedy ponownie skryłby się za tym murem którym się otoczył i zalepił każdą szczelinę dzięki którym pozwalał bym go odwiedzał.

Nadszedł wieczór i prawie wszystko było już gotowe, kiedy przyjechała Alma wraz z panią Hudson. Moja była nauczycielka wyglądała znacznie lepiej od czasu pogrzebu męża. Dzisiaj rano jej dzieci wyjechały do wielkiego miasta zostawiając ją samą. Ona podkreślała, że poradzi sobie i nie wyobraża sobie tego by mogła opuścić Sunriver. Też sobie tego nie wyobrażam. Wystarczyło, że wyjechałem do akademii policyjnej i tęskniłem za moim miastem.

— Zapowiada się piękny wieczór — powiedziała Alma stawiając dużą misę surówki na przygotowanym stole. — Widzę, że macie już wszystko.

— Tak, tylko picie jest w lodówce i zaraz się tym zajmę — rzucił Lucas, któremu pod nogami plątały się psy.

Rozpaliłem grilla oczywiście z pomocą taty, który najlepiej wiedział jak to zrobić i kiedy można położyć pierwsze kawałki mięsa.

— Trzeba poczekać aż wypali się rozpałka. Inaczej wszystko pieczone byśmy musieli wyrzucić. Czujesz jak śmierdzi?

Jedynie kiwnąłem głową, bo przecież doskonale wiedziałem co robić, ale pozwalałem mu na te drobne nauki, które mnie nie złościły. Emma od razu by coś odpyskowała, bo nie lubiła być pouczana. Lucas był jakby pośrodku nas.

— Dobra, za trochę będzie można kłaść pierwsze kawałki karkówki — powiedziałem do zebranych osób. — Przyniosę jeszcze ketchup — dodałem, kiedy zauważyłem, że nie ma najważniejszego dodatku.

Ruszyłem w stronę domu, a za mną pobiegł Buck. W kuchni od razu stanął przed lodówką czekając na to co smacznego wyjmę. Po chwili odwrócił głowę i pobiegł w stronę wejścia. Tylko raz zaszczekał, a potem zanim zniknął mi z oczu, zobaczyłem przez moment jak machał ogonem. Mieliśmy gościa, a moje serce zabiło zdecydowanie szybciej, kiedy pomyślałem o tym kim ten gość może być. Starałem się uspokoić na tyle, by nie robić sobie dużych nadziei, ale to było trudne. Dlatego z ketchupem w dłoni ruszyłem śladem Bucka sprawdzić kto przyszedł.


10 komentarzy:

  1. Jeej! Oby to był Josh.
    Rozdział wspaniałe się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  2. ���������� Tak nie można... Przecież ja skonam do następnego rozdziału z niecierpliwości... Mam ogromną na dzieje że to Josh.
    Dużo weny ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooooby to był Josh ^w^ Mam nadzieję , że to on :3
    Pozdrawiam i weny życzę :D
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    super, czyta się tak rewelacyjnie, także podoba mi się forma, że każdy rozdział jest przemysleniami, uczuciami jednej osoby...
    cieszę się, że Cam nie wywołuje nacisku i szanuje zdanie Josha, czyżby się pojawił jednak bo zachiwanie Buck'a to mi sugeruje...
    weny, weny, pomysłów życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. O rety jak mnie dawno nie było!
    wybacz ale od kiedy siedzę na wattpadzie kompletnie zapominam o istnieniu blogspota. Tak już chyba to wygląda. Tymczaem ty pokazujesz, że nadal warto tu wpadać.
    Oczywiście jednym tchem nadrobiłam zaległości.
    Jesteś przecudowna a ja chcę więcej.
    Po za tym mega mi się podoba Buck! Kocham koty, ale psy też mają swój urok.
    Postaram się wpadać częściej. Ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  6. O rety, rety. Nowy rozdział..
    Jak sie ciesze.
    Spacery z pieskami dużo zrobiły. Nie sądzę zby propozycja od Cama była jakoś zbyt nachalna. Josh sam wie że chce byc juz wolny od więzów przeszłości.
    Bawi mie to jak sąsiedzi wszystko wiedzą z prędkością światła.
    Mam wielką nadzieję ze to on przyszedł i ze otworzyć aie na nowe znajomości.
    Ciekawi mnie jak to dalej sie potoczy. To dopiero 11 rozdział, a jeszcze tyle przed nami.
    Życzę ci dużo wenyizdrowia.
    Dziękuję ze piszesz i sie z nami tym dzielisz.
    Pozdrawiam serdecznie~DEIA 💜💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omg ile literówek tu mam. 😳🤣

      Usuń
    2. E tam literówki. :) Dziękuję za komentarz i pozdrawiam cieplutko. :D

      Usuń
  7. Hejeczka,
    cudnie, Cameron bardzo szanuje Josha i nie chce wpływać na niego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniale, Cameron bardzo szanuje Josha... daje mu przestrzeń...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)