Cam
Ulewa minęła, ale deszcz nie
przestał całkowicie padać, jakby pokazywał nastrój zebranych osób. Tego dnia
nie miałem na sobie munduru, tylko czarną koszulę i spodnie od garnituru.
Stałem koło mojej mamy i taty oraz rodzeństwa pod czarną parasolką na cmentarzu,
słuchając przemówienia pastora. Ludzie zebrani wokół mnie wpatrywali się w
trumnę, której wieko ozdabiał przepiękny bukiet białych frezji. Ulubionych
kwiatów Edwarda Hudsona, który zmarł przedwczoraj. Minął tydzień od kiedy Josh
zadzwonił do mnie po pomoc, a ja wezwałem karetkę do tego mężczyzny.
Przeniosłem spojrzenie z trumny
na wdowę i jej trójkę dorosłych dzieci, które wraz ze swoimi rodzinami
przyjechały wczoraj. Wszyscy siedzieli pod baldachimem chroniącym ich od
deszczu. Zastanawiałem się czy żałowali tego, że nie pojawili się wcześniej, by
nie tylko pomóc mamie, aby zobaczyć ojca kiedy żył. Najmłodsza z córek Lucy
płakała tuląc się do matki. Jej siostra Gwen co jakiś czas dyskretnie ocierała
oczy, a najstarszy syn pani Hudson siedział wyprostowany z posągową twarzą
i ciężko było stwierdzić co czuje. Chodziłem z nim do jednej klasy i zawsze
wyglądał tak jakby połknął kij od szczotki. Sztywny, zimny, wyrachowany. Nie
oczekiwałem, że będzie płakał, ale wydawało mi się, że ujrzę w nim jakąś emocję.
Jeżeli coś przeżywał to głęboko w sobie. Obok niego miejsce zajmowała jego
żona, której nie znałem osobiście. Ich dwójka dzieci w wieku około pięciu,
szczęściu lat wyglądała na znudzoną. Ledwie znali dziadka i pewnie za
kilka lat o nim zapomną. Ja ledwie pamiętałem obu swoich dziadków, bo odeszli
kiedy byłem dzieckiem, a miałem większy kontakt z nimi.
Jakiś ruch w głębi cmentarza
zwrócił moją uwagę. Spojrzałem w tamtą stronę i przez chwilę wydawało mi
się, że widzę Josha, ale musiało to być moje wyobrażenie, bo po tym jak coś na
chwilę oderwało moją uwagę, ponownie zerknąłem w tamto miejsce, ale nikogo już
nie było. Poczułem rozczarowanie, bo bardzo chciałem go zobaczyć. W ciągu
ostatniego tygodnia prawie go nie widywałem. Tym bardziej nie miałem szans, by zamienić
z nim kilka zdań. Nie nadarzyła się taka okazja a przez to, że zakosztowałem
tych krótkich chwil z nim, chciałem więcej. Od początku miał w sobie coś czym
mnie przyciągał, a to tylko uległo wzmocnieniu, kiedy mogłem być bliżej niego
przez te kilka razy. Narodziła się we mnie tęsknota oraz determinacja w walce
by mu pomóc, by bliżej poznać i by mi zaufał, co będzie najtrudniejsze z tego
wszystkiego. Dzięki temu upewniłem się w realizacji mojego planu, który mógł
się nie udać, ale przynajmniej spróbuję. Jednak dzisiejszy dzień ze względu na
paskudną pogodę, nie nadawał się do tego. Owszem nie byłem egoistą i brałem pod
uwagę, że on nie zechce nawet znajomości ze mną. Wtedy się wycofam.
Powróciłem myślami do
rzeczywistości akurat w chwili, kiedy pastor zakończył swoje długie
przemówienie i modlitwy, a wszyscy uczestnicy pogrzebu stłoczyli się, by złożyć
kondolencje rodzinie zmarłego. Na pogrzeb przyszła niemal połowa miasteczka.
Zawsze tak było kiedy odchodził członek wspólnoty oraz ktoś kogo dobrze znano i szanowano.
Wycofałem się prawie na sam koniec pielgrzymki i dopiero kiedy nadeszła moja
kolej by złożyć wyrazy współczucia, przestał padać deszcz. Złożyłem parasolkę
zanim podszedłem do mojej byłej nauczycielki, a jej opuchnięte od płaczu oczy
spoczęły na mnie.
— Bardzo mi przykro, pani Hudson —
powiedziałem. — Proszę przyjąć moje kondolencje. Jeżeli tylko będzie pani
potrzebować pomocy, to proszę się nie wahać o nią poprosić.
— Dziękuję, Cameron.
Skłoniłem głowę i podszedłem do
jej córek, a potem do Morgana, któremu podałem rękę i odszedłem do czekającej
na mnie rodziny. Mieliśmy udać się na stypę, która była zorganizowana w barze
Almy, bo dom Hudsonów był zbyt mały, by przyjąć tyle zaproszonych na przyjęcie
osób. Idąc alejką w stronę wyjścia z cmentarza rozejrzałem się w poszukiwaniu
Josha. Możliwe, że przez to jak bardzo chcę go zobaczyć przywidziało mi się to,
że był na cmentarzu.
— Szukasz kogoś? — zapytała mama.
Miała na sobie czarną, długą do kolan asymetryczną sukienkę. W dłoni trzymała
małą torebkę.
— Tak… nie. — Mając na względzie
to, że ta odpowiedź jej nie usatysfakcjonuje pozwoliłem, aby moje rodzeństwo i
tata nas wyprzedzili, zanim powiedziałem: — Wydawało mi się, że widziałem
Josha. Nie jestem jednak do końca tego pewny.
— Możliwe, że przyszedł na
pogrzeb. Po tym co mi opowiedziałeś jak pomógł pani Hudson, to nie zdziwiłoby
mnie to — stwierdziła. — Dowodzi to, że ta kobieta nie jest mu obca, obojętna,
więc przynajmniej tak chciał być obecny na pogrzebie jej męża.
Kiwnąłem głową przez chwilę
milcząc. Odezwałem się dopiero kiedy przeszliśmy przez bramę cmentarną kierując
się w dół wzgórza, na którym znajdował się cmentarz. Stąd był dobry widok na
miasto i turyści często tutaj ustawiali się, by robić zdjęcia.
— Chciałbym, żeby przestał się
mnie bać. — Deszcz znowu zaczął kropić, więc rozłożyłem parasolkę i użyłem jej,
by osłonić nas oboje. Mama wzięła mnie pod rękę stąpając ostrożnie po śliskim
asfalcie.
— Mówiłam ci, że tylko
cierpliwością możesz to uzyskać, ale nawet na to nie ma gwarancji. Mówiłam ci
też, że nie warto go męczyć. Bądź w pobliżu, ale nie naciskaj.
— Nie robię tego i nie chcę.
Widziałem jak rozmawia z Emmą, kiedy pomógł jej zatrzymać Bucka i wtedy był
bardzo odmieniony. Przypuszczam, że znów mógłby taki być. Pomogłabyś mu gdyby
była taka możliwość?
— Jako twoja matka czy terapeuta?
— zapytała spoglądając w moją stronę. Odsunęła z twarzy kosmyk włosów wkładając
go za ucho.
— Jedno i drugie? —
odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
Dochodziliśmy do miasteczka,
gdzie drogą obok kościoła mieliśmy iść prosto do centrum i baru Almy. Inni
uczestnicy pogrzebu szli w znacznym oddaleniu od nas dzięki temu nikt nam nie
przeszkadzał.
— Musiałby przyjść do mnie i
poprosić o pomoc. Inaczej nie zmuszę go do niczego. Nawet mnie nie zna. Nie wie
kim jestem.
— Ale gdyby chciał pomocy, to nie
odmówiłabyś?
— Oczywiście, że nie. On jest dla
ciebie ważny, prawda?
Uśmiechnąłem się lekko do niej i
tym razem to wystarczyło jej za odpowiedź.
— To dobrze — odparła.
— Dlaczego dobrze?— spytałem z
ciekawości. — Jest dużo młodszy ode mnie.
— Bo to dobry chłopak, a ty
jesteś ciepłym człowiekiem i nie mówię tego, bo jesteś moim synem. Różnica
wieku pomiędzy wami nie jest tak ważna. On potrzebuje kogoś takiego jak ty, a
ty kogoś takiego jak on.
— Co masz na myśli?
— Kiedyś zrozumiesz.
Nie pytałem o nic więcej, bo
dotarliśmy do innych żałobników, którzy zbierali się przed barem Almy. Moje
rodzeństwo miało miny jakby czekała ich kara, ponieważ w ogóle nie miało
ochoty na takie imprezy, co rozumiałem, ale obiecali, że zostaną przynajmniej
na obiedzie.
*
Nigdy nie rozumiałem chęci
urządzania stypy. Zmarłemu nie była ona potrzebna. Jako dziecko często pytałem
dlaczego po pogrzebach organizuje się przyjęcia i każdy pytany odpowiadał, że
to dla pożegnania i uczczenia pamięci zmarłej osoby lub to radość z tego, że
ten który umarł jest już w lepszym świecie. Czego także nie ogarniałem, bo
patrząc na rodziny osób, które odeszły nie dostrzegałem w nich radości. Minęło
wiele lat, a nadal nie załapałem o co w tym wszystkim chodzi. Wiedziałem tylko
jedno. Na stypie można się było nieźle najeść i spotkać ludzi, których nie
widziało się od dawna. Tak jak Bena Bringstona, który był siostrzeńcem
zmarłego. W dzieciństwie każde wakacje spędzał u wujostwa. Jako nastolatek
także nie unikał naszego miasteczka. Pamiętam go jako piegowatego, rudego,
zwariowanego chłopaka marzącego by w przyszłości zostać burmistrzem
Sunriver. Pamiętam go też jako kogoś z kim miałem swój pierwszy pocałunek i
pierwszy seks w stodole za miastem. Warunki na zbliżenie nie były sprzyjające,
ale dobrze to wspominam. Nigdy nie byliśmy razem. Po prostu zdobywaliśmy
doświadczenie. Kiedy skończył dwadzieścia lat, więcej się nie pojawił i dopiero
teraz miałem okazję go zobaczyć. Niewiele się zmienił, może poza tym, że nosił
brodę i urósł tak, że był znacznie wyższy ode mnie.
— Kopę lat — powiedział obejmując
mnie. Zauważyłem na palcu obrączkę i od razu odpowiedział na moje jeszcze nie
zadane pytanie: — Mam męża. Nie ma go tutaj, bo musiał pracować, ale
ustatkowałem się. W pewnym wieku doszedłem do wniosku, że skakanie z kwiatka na
kwiatek jest niewiele warte. A ty?
— Ja? Jestem sam. — Sięgnąłem po
kieliszek wina.
— Zamierzasz to zmienić? — spytał
biorąc ze stołu szwedzkiego, których tutaj było kilka, talerz i powoli nakładał
sobie na niego różne potrawy. Zawsze lubił jeść i jak widać to się nie
zmieniło.
— Możliwe, że tak. Tylko muszę
znaleźć idealnego kandydata — odpowiedziałem nie zamierzając wspominać o Joshu.
— Mnie nie bierz pod uwagę. Od
trzech lat szczęśliwy małżonek ze mnie. Co tak w ogóle robisz? — zapytał
objadając się. — Od wczoraj prawie nic nie jadłem — wytłumaczył.
— Jestem szeryfem. — Spojrzałem
przez okno sprawdzając czy jeszcze pada, ale przywitał mnie widok słońca
rozsyłającego promienie na ziemię.
— O, brawo, chłopie.
— A co z tobą? — zapytałem
dopijając wino do końca i odstawiłem kieliszek.
— Znałeś moje plany.
Burmistrz Sunriver, a daleko mi do tego. Jestem zwykłym urzędasem, ale z planów
nie zrezygnowałem.
Rozmawiałem z nim jeszcze długo,
dowiadując się wielu rzeczy o Benie jak i o jego mężu. Wspominaliśmy stare
czasy, nawet to co działo się w stodole Smithów. To spotkanie oderwało mnie od
myśli o Joshu. Tak było do czasu kiedy Ben został porwany przez swoją rodzinę,
a ja wiedziony swoją ciekawością zapytałem Almy czy Josh jest dzisiaj w barze.
— Nie, dałam mu wolne. Nie musiał
pomagać na stypie. Jest pewnie w domu. Wybacz, ale widzę, że kawa się kończy.
Cokolwiek chcesz zrobić to masz moje błogosławieństwo.
— Nic nie chcę zrobić. —
Wzruszyłem obojętnie ramionami, chowając ręce do kieszeni.
— Coś knujesz i o ile to go nie
skrzywdzi, to nie mam nic przeciw. — Uśmiechnęła się, po czym odeszła do
obowiązków.
W tym czasie ja niepostrzeżenie
wyszedłem z baru i udałem się do mojego samochodu, który zaparkowałem po
drugiej stronie ulicy wiedząc, że po stypie może być mi potrzebny choćby po to,
aby kogoś odwieźć do domu gdyby za dużo wypił. Zmieniłem zdanie, bo nie tylko
ja mogłem to zrobić, a naszła mnie ochota na coś innego. Mój pomysł chciałem
wprowadzić w życie jutro, ale czy dzisiaj był na to gorszy dzień? Wyszło
słońce, popołudnie było ciepłe, jednak nie upalne. Idealna pogoda na mój plan.
Jeszcze przez moment przemyślałem sobie to czy dobrze robię i zanim straciłem
odwagę uruchomiłem silnik. Pojechałem do domu, aby się przebrać w coś
codziennego, a potem po moich pomocników.
Ostatnio, nieważne czy coś czytam czy oglądam, trafiam na właśnie takie momenty, kiedy to znienacka i "złośliwie" kończy się rozdział czy odcinek. I mam wielką ochotę krzyczeć z tego powodu, że tak szybko i tak ciekawe się kończy. I tu mamy ta samą sytuację. Pragnę więcej wiedzieć. Co dalej, jakim sposobem Cameron dotrze do serca Josha i co może źle czy samego Josha spotka ta okrutna przeszłość i czy Cam go uratuje. Nie wiem czego spodziewać się po takiej sielskości z dramatyczną przeszłością w tle i kiedy widzę koniec rozdziału to czyje mały zawód, że to już koniec :c
OdpowiedzUsuńCzekam, aż Cameron wprowadzi swój plan w życie i oby nie wystraszył jego "celu" :)
Pozdrawiam i weny życzę oraz miłego tygodnia :D
~Tsubi
Opowiadanie zaintrygowało mnie. Jestem Twoją fanka od 8 lat. Naprawdę fantastycznie piszesz. Te emocje i to napięcie jakie budujesz opisując historię bohaterów...sprawia że nigdy nie mam dość. Historia Josha musi byc bardzi bolesna i az serce sie kraja... Cam to ideał. Liczę, że mimo wszystko oni będą razem. Muszą. Szczęśliwe zakończenie poproszę. Jak nie dopisze własne ��
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, ale bardzo smutny (nie lubię po prostu pogrzebów), ale wracając do rozdziału, coś mi się zdaje że jednak Cam dobrze widział i był tam Josh... szykuje się spacerek z psami i przekupstwo Josh'a do wyjścia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, ale bardzo smutny... (nie lubię po prostu pogrzebów), coś mi się jednak zdaje że Cameron dobrze widział i był tam Josh... och szykuje się nam spacerek z psami i przekupstwo Josh'a do wyjścia... ;)
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńtaki smutny rozdział (biorąc pod uwagę pogrzeb), czyżby Cam miał zamiar wybrać się z psami do Josha?
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka