2020/07/12

Skrawek nadziei - Rozdział 2

Dzisiaj nie rozpisuję się, jedynie bardzo dziękuję za komentarze i życzę Wam dobrego tygodnia. :)




JOSH

Patrzyłem jak szeryf po rozmowie z Almą wychodzi i nie wiem co w tym momencie czułem. W ogóle nie byłem pewny czy miałem w sobie jakiekolwiek uczucia. Czułem się pusty. Strach, który odczuwałem to także jakaś emocja, ale może tak było dla innych, nie dla mnie. Dla mnie strach był czymś co łaziło za mną jak mój cień. Pewnego dnia stał się moim towarzyszem i został ze mną. Nie pozwalał mi zapomnieć. Chociaż ja tego nie chciałem, bo wtedy, przestałbym oglądać się za siebie tracąc czujność. On mógłby mnie wtedy dopaść, a na to nie mogłem sobie pozwolić.
Odszedłem od małego okienka w drzwiach, kiedy Alma skierowała się w stronę zaplecza. Powróciłem do mycia naczyń. Czekał na mnie niewielki stos i mogłem użyć zmywarki, ale wolałem myć wszystko ręcznie. Potem każde naczynie wkładałem do specjalnej wyparzarki. Tutaj na zapleczu zawsze był spokój. Miałem swój kąt oddzielony od kuchni i bardzo to lubiłem. Nie chciałem przebywać zbyt blisko ludzi. Na pewno nie mężczyzn. Dlatego nie mogłem się zgodzić na bycie kelnerem. Poza tym pracowały tutaj same kobiety i to też było dobre od samego początku jak tylko Alma zgodziła się mnie przyjąć dwa miesiące temu.
Właścicielka baru podeszła do mnie kładąc tacę z brudnymi talerzami na szafce.
— Cameron Archer był tutaj.
Spojrzałem ostrożnie na nią, bo była jedyną osobą, której mogłem patrzeć w oczy. Przypominała mi moją mamę, o której myśl po raz kolejny rozerwała mi serce na strzępy. Alma musiała zauważyć coś w moich oczach, bo ostrożnie położyła rękę na moim ramieniu i je uścisnęła. Postępowała ze mną ostrożnie od samego początku, ale nigdy o nic nie pytała.
— Widziałem. Jak co dnia zjadł tonę tłuszczu.
— Też mu o tym wspomniałam i dla przykładu podałam Roya, ale on wie swoje. Słuchaj, na posterunku mają problem z komputerami, a zauważyłam, że masz do nich dryg i czynisz cuda…
— Nie — przerwałem jej. Powróciłem do mycia talerza.
— Dlaczego? Miejscowy informatyk wyjechał, a wątpię, aby z Twin Falls ktoś się pojawił.
Co jej miałem powiedzieć? Nie pójdę, nie pomogę, bo są tam mężczyźni… Bo on tam jest? Widziałem jak na mnie patrzy. Nie pozwolę mu się do siebie zbliżyć. Już nigdy nie stanę się niczyją własnością.
— Nie — dodałem cicho.
— Poszłabym tam z tobą. Cam może swoich ludzi wysłać na patrol.
Już miałem zapytać się jej czy szeryf siebie też wyśle, ale nie zrobiłem tego. Po raz kolejny zamierzałem jej odmówić, ale kiedy na nią spojrzałem, patrzyła na mnie prosząco. Tylko jej jednej nie mogłem odmówić. Nawet wtedy, gdy wciskała we mnie jedzenie, a miałem takie dni, że w ogóle nie chciałem jeść. Dlatego jestem taki chudy i pewnie widać moje żebra, ale nie mogłem tego stwierdzić, bo nie lubiłem oglądać swojego ciała.
— Dobrze, pójdę im pomóc.
— Cieszę się. Zadzwonię do Cama i pójdziemy tam za godzinę.
Kiwnąłem głową i nie odważyłem się na nią spojrzeć, aby nie zobaczyła mojego przerażenia wynikającego z tego co miałem zrobić. Od początku jak tylko przyjechałem do Sunriver unikałem posterunku jak tylko mogłem. Nie lubiłem gliniarzy. Nigdy nie stali po mojej stronie. Nawet kiedy miałem piętnaście lat i napadnięto mnie z powodu mojej orientacji seksualnej, śmiali się i mówili rzeczy które potem słyszałem wiele razy. Nie one jednak zabiły prawdziwego mnie. Z tym dawałem sobie radę. Słowa obcych nie mogły zranić, w przeciwieństwie do osoby, której oddało się serce.
Pozmywałem wszystkie naczynia, a pora lunchu dobiegła końca. Nadszedł czas by pójść na posterunek, a ja czułem niemalże fizyczny ból z tego powodu. Planowałem nawet odmówić, ale przecież nie stanie się nic złego. Szeryf nie zbliży się do mnie, bo mu na to nie pozwolę. Nie ważne z jak dużą życzliwością patrzyłyby na mnie jego oczy. To nie miało znaczenia.
— Gotowy? — zapytała Alma. Nie miała już na sobie fartucha, który zawsze okrywał jej sukienki, które uwielbiała. W ręku trzymała torebkę i uśmiechała się ciepło.
— Nie jestem gotowy, ale nigdy nie będę. — Również zdjąłem swój fartuch i czapkę, która podtrzymywała mi włosy. Grzywa włosów opadła mi na czoło, więc ją odgarnąłem. Po bokach tuż nad uszami i z tyłu miałem bardzo krótkie włosy, ale dłuższe na czubku.
Wyszliśmy na dwór i musiałem zmrużyć oczy, kiedy oślepiło mnie słońce. Sunriver jak zdążyłem się przekonać, potrafiło być upalnym miejscem w lecie. Poza tym było bardzo urokliwe. W ogóle nie przypominało miast, w których do tej pory zdarzyło mi się przebywać. Otoczone farmami, polami i wiejskim krajobrazem sprawiało, że od dwóch miesięcy mieszkałem tutaj, mimo że wcześniej nigdzie nie zagrzałem miejsca na dłużej niż kilka dni. Sunriver było pierwszym miastem od dwóch lat, w którym utkwiłem. Każdego dnia powtarzałem sobie, że ten jest ostatnim jaki tutaj spędzam. Mimo tego w głębi siebie żywiłem maleńką nadzieję, że może tutaj znajdę dom. Ucieczka i ciągłe oglądanie się za siebie wykańczało mnie. Potrzebowałem oddechu. Nie byłem jednak pewny czy kiedykolwiek będę jeszcze mógł oddychać pełną piersią. Nie wolno mi się było na długo zatrzymywać w jednym miejscu. W przeciwnym razie przeszłość kiedyś mnie dopadnie, a wtedy nic mnie nie uratuje.
— Powinieneś kiedyś pójść ze mną do pani Archer. Złota kobieta. Jej dobroć przeważa nad wszystkim i czasami mam wrażenie, że ona żyje w takim świecie, w którym nie ma zła. A jej życzliwość jest wprost zadziwiająca. Dlatego nie zaskakuje mnie to, że wychowała syna na tak dobrą osobę.
Starałem się słuchać tego co mówi Alma, kiedy szliśmy poboczem w stronę posterunku. Często powtarzała mi, że mama szeryfa, a także jego tata to porządni ludzie. Możliwe, że tak było. Nie chciałem ich poznawać niezależnie od tego jacy by nie byli. To nie miało sensu, kiedy i tak pewnie stąd niedługo wyjadę. Poza tym jakakolwiek bliskość z każdą nową osobą przerażała mnie do tego stopnia, że miałem ochotę poszukać mysiej dziury i do niej wpełznąć.
Czułem jak w moim żołądku zawiązuje się supeł, kiedy z każdym krokiem zbliżaliśmy się do niewielkiego budynku. Przed nim stał tylko jeden samochód. Ten którym jeździł szeryf.
— Obiecał, że nie będzie tam nikogo poza nim i Anett. Znasz ją.
Znałem. Dyspozytorka była kolorową dziewczyną. Zawsze wesoła, uśmiechnięta, uwielbiająca mówić. Znałem kogoś takiego w przeszłości. Byłem tą osobą zanim wszystko się zmieniło. Lubiłem rozmawiać z ludźmi, przebywać wśród nich. Obecnie nie lubię mówić i unikam ludzi jak tylko mogę.
Weszliśmy na posterunek, w którym działała klimatyzacja. Z ulgą powitałem chłodniejsze, ale nie zimne powietrze. Pomimo tego i tak kusiło mnie, aby zawrócić i wejść ponownie w ponad trzydziestostopniowy upał byle tylko nie być tutaj. Mógłbym nawet wskoczyć w ogień by stąd uciec. Jestem bardziej popieprzony niż sądziłem — pomyślałem.
Rozejrzałem się dyskretnie po głównym pomieszczeniu. Anett uśmiechnęła się do nas i pomachała nam. Nie oddałem uśmiechu, ani drugiego gestu. Nie przejęła się tym, gdyż każdy kto mnie już raz spotkał wiedział, że tak będzie. Dziewczyna wstała i podeszła do nas.
— Super, że jesteście. Cam powiedział mi, że Josh przyjdzie sprawdzić komputery. Nie wiemy co się stało. Po prostu najpierw jeden się zawiesił, a potem cały system szlag trafił — mówiła gestykulując mocno rękami. Czasami zastanawiałem się czy ona zdaje sobie z tego sprawię, że poza ustami mówi także rękoma. Nie przeszkadzało mi to. Szczególnie, że dziewczyna była pełna energii i to pasowało do niej. — Wiecie, niby nic się tutaj nie dzieje takiego, żeby nam komputery były potrzebne, ale i tak chłopaki wariują.
Mówiła znacznie więcej, ale tylko to mój mózg zdołał sobie zakodować. Część jej słów odpłynęła ode mnie szczególnie wtedy, kiedy pojawił się szeryf. Szare oczy od razu spoczęły na mnie, a ja wewnętrznie skuliłem się. Nie miałem powodu by tak robić, gdyż ten człowiek nie zrobił mi krzywdy. Niemniej jednak to było silniejsze ode mnie. Kiedy jakiś czas temu znalazłem się zbyt blisko niego, odskoczyłem od Archera tak jakby mnie oparzył. Przez to omalże nie przewróciłem regału w sklepie. Wolałem nie zastanawiać się ile by mnie kosztowała zapłata za zniszczony towar.
Z ulgą przyjąłem to, że szeryf nie zbliżył się do mnie. Dzieliła nas stosowna odległość. Cieszyło mnie to, że zauważył jak bardzo nie chciałem mieć z nikim kontaktu. Nie każdy to dostrzegał i ludzie często naruszali moją przestrzeń osobistą. Zdarzało się, że ktoś to zauważył i śmiał się ze mnie nazywając dziwakiem, a ja po prostu panicznie się bałem. Szczególnie mężczyzn, jednak żaden z nich nie budził we mnie tak dużego lęku jak szeryf Cameron. Potrafiłem jednak zauważyć, że ten lęk był inny. Dotyczył sfer życia, o których już nigdy nie chciałem myśleć. Szeryf nie potrafił ukryć tego, że mu się podobam. Owszem gdybym był inny, gdybym był dawnym sobą, nie oparłbym mu się. Miał krótkie czarne włosy, wyraziste szare oczy przepełnione dobrem. Ale już raz się w takim osądzie pomyliłem i zapłaciłem srogą karę. I choćby mnie ten mężczyzna w jakikolwiek sposób pociągał, nie zniósłbym już bliskości. Wiem, że powinienem zwrócić się do kogoś o pomoc, ale nie chciałem na jawie wspominać tamtych rzeczy. Wystarczy, że i tak cały czas tłukły się gdzieś z tyłu mojej głowy i prześladowały nocami.
— Cieszę się, że przyszedłeś — powiedział do mnie, a spokojny tembr jego głosu aż prosił o zaufanie. — Alma wspomniała mi, że znasz się na komputerach.
Skinąłem głową nie mówiąc ani słowa. Nie patrzyłem też mu w oczy. Nie potrafiłem się na to zdobyć.
— Zna się jak nikt inny — wtrąciła Alma. — Nie chce powiedzieć skąd wie takie rzeczy, ale niektórzy mają do tego smykałkę.
Miała rację. Od dziecka miałem zamiłowanie do techniki, programowania i ogólnie komputerów. Jak tylko dostałem swój pierwszy PC wiedziałem co chcę robić w życiu. W tym też kierunku podjąłem naukę, ale nigdy jej nie ukończyłem. Moja wiedza wynikała przede wszystkim z tego, czego sam się nauczyłem.— Mogę… — zająknąłem się — mogę zająć się tym po co tu przyszedłem? — zapytałem, nie chcąc dłużej stać jak słup soli pośrodku pomieszczenia.
— Tak, pewnie że tak. Biuro zapłaci ci za twoją usługę — powiedział szeryf. — Pomogę… Anett ci pomoże i pokaże co się stało.
Dziewczyna ochoczo zaklaskała przypominając mi nastolatkę zakochaną w japońskich mangach, a nie dwudziestopięcioletnią osobę. Zaprowadziła mnie do jednego z komputerów i usiadłem na krześle uruchamiając maszynę. Komputer nie był stary z tego co zauważyłem. Przypominał mi ten który miałem, a swój kupiłem cztery lata temu. Został w domu rodzinnym, a na nim zdjęcia moich bliskich oraz przyjaciół. Ponownie zatęskniłem za tamtymi pełnymi beztroski czasami, zanim popełniłem błąd i się zakochałem.
— Paddy wspominał, że przeglądał coś i sprzęt nagle dostał takiej totalnej zawiechy, że zazwyczaj spokojny facet jak on, chciał go rozwalić. A teraz, o, nawet się nie chce uruchomić.
— Uruchomi się — powiedziałem. Nie chcąc by Anett wisiała nade mną poprosiłem ją o szklankę wody.
Kiedy odeszła mogłem zająć się swoją pracą. Ta nie była trudna, bo szybko odkryłem jaki był problem i dlaczego, wszystko przestało działać. Ten policjant musiał otworzyć jakiś plik lub stronę, która natychmiast zainfekowała komputer wirusem. Ten rozprzestrzenił się bardzo szybko, gdyż wszystkie komputery były tutaj ze sobą połączone siecią. Nawet najlepsze zabezpieczenia nie zawsze powstrzymają infekcję, jak czasami nazywałem takie ataki. Tym bardziej kiedy system był przestarzały jak ten na posterunku.
Niestety odkrycie winnego, który spowodował awarię poszło szybko, ale jego usunięcie już nie. Nie liczyłem czasu jaki spędziłem na posterunku zatopiony w swojej pracy. Odpłynąłem i docierały do mnie jedynie strzępki rozmów większej ilości osób. Zdawałem sobie sprawę z tego, że Alma musiała wracać do baru, inni policjanci wrócili na posterunek i wiedziałem też, że szeryf cały czas znajdował się w pobliżu. W tamtej chwili w jakiś dziwny sposób dzięki temu odczuwałem spokój, a mój lęk został ułagodzony. Niemniej, kiedy powoli moja praca dobiegała końca, a ja zdołałem wydukać przyczynę awarii i pouczyć wszystkich co mają robić, mój lęk powrócił. Zrobił to z na tyle dużą siłą, że czułem się tak jakby ktoś zaczął rozrywać moją klatkę piersiową i nawet nie czekając na czek po prostu wybiegłem z posterunku. Słyszałem jak Archer mnie woła, ale nie zatrzymywałem się. Musiałem się schronić.
Na początku, po tym jak przyjechałem do Sunriver wynajmowałem nad barem u Almy pokój. Robiłem to do chwili gdy trafiłem na drewniany dom na końcu jednej z ulic, trochę oddalony od innych domów. Kiedy tylko na niego spojrzałem poczułem coś bardzo dziwnego i do dnia dzisiejszego nie umiem wytłumaczyć co to było. Dom musiał stać się mój, choćby na chwilę. Z pomocą Almy skontaktowałem się z właścicielką, która przeniosła się do córki i wynająłem budynek. Nie był duży, miał niebieskie okiennice i huśtawkę na tarasie. Od tamtej pory to miejsce stało się moim azylem.
Po tym jak otworzyłem drzwi kluczem wbiegłem do salonu, czując jak palą mnie płuca. Zamknąłem drzwi przekręcając klucz. Nigdy o tym nie zapominałem. Kilka razy musiałem sprawdzać czy pamiętałem to zrobić. Nie interesując się niczym, udałem się do mojej sypialni i tylko zerknąłem na nietknięte łóżko. Leżała na nim pikowana błękitno-szara narzuta, a na niej tego samego koloru poduszki. Każdy normalny człowiek położyłby się na łóżku i uspokoił nerwy, lęki i wszystko inne.
Ja jednak nie byłem normalny.

8 komentarzy:

  1. Niezwykle wyraziście przedstawiasz emocje. Łatwo wczuć się w sytuację Josha.Czytając ten rozdział czuje się napięcie i niepewność co do tego co będzie dalej. Nie mogę się doczekać czytania następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mów, że siada w jakimś koncie pokoju?! 0.0 Co mu się takiego przytrafiło, że boi się niemal wszystkiego (chyba, że nie wszystkiego, ale tak brzmi tak bardziej hmm dramatycznie? Nie wiem czy to właściwe słowo określające :/). Już uwielbiam to opowiadanie, a dopiero się zaczęło <3 <3
    Pozdrawiam i weny życzę :D I miłego tygodnia :D
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  3. O rety kochana wspaniały rozdział.
    Taki poruszający i sposób w jaki wszystko opisujesz. Te emocje i uczucia.
    Tu najbardziej widać Twój rozwój. W sposób w jaki Twoje pisanie rozdwoiło swoje skrzydła jeśli to dobre słowo.
    Nie wiem ile lat jestem z Tobą ale nigdy mnie nie znudzisz.
    każda Twoja historia to poczatek nowej przygody jaką poleciłabym każdemu, kto polubiłby ten świat.
    czekam na kolejne odcinki i ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    przepięknie przedstawiasz uczucia towarzyszace postacią, z łatwością można wczuć się i przeżywać razem z nami... jak widać coś bardzo strasznego spotkało Josha, czy teraz skryje się w ciemnym kącie?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejo.
    Co mu się stało ze tak sie boi ludzi i dotyku?
    Obraz jaki udało ci sie pokazać jest niesamowity ale tez przerażające.
    Idr czytać dalej. Życzę weny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    przepięknie przedstawione uczucia jakie towarzyszą postaciom, można wczuć się i przeżywać emocje razem z nami... widać, że coś bardzo strasznego spotkało Josha w przeszłości...
    weny...
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    och to cudowne, wspaniale opisujesz wszystko, można się wczuć w postać przeżywać to co on, jak widac Josh bardzo został skrzywdzony w przeszłości, ale też i widac że jednak przy Cameronie uspokaja się... co skuli się w kącie teraz aby uspokoić się...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, wspaniale tutaj wszystko przedstawiasz, wczuwa się w postać, przeżywa to co on... jak widać Josh został  bardzo skrzywdzony w przeszłości, ale przy Cameronie uspokaja się... co skuli się w kącie teraz aby uspokoić się...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)