JOSH
Patrzyłem jak szeryf po rozmowie
z Almą wychodzi i nie wiem co w tym momencie czułem. W ogóle nie byłem pewny
czy miałem w sobie jakiekolwiek uczucia. Czułem się pusty. Strach, który
odczuwałem to także jakaś emocja, ale może tak było dla innych, nie dla mnie.
Dla mnie strach był czymś co łaziło za mną jak mój cień. Pewnego dnia stał się
moim towarzyszem i został ze mną. Nie pozwalał mi zapomnieć. Chociaż ja tego
nie chciałem, bo wtedy, przestałbym oglądać się za siebie tracąc czujność. On
mógłby mnie wtedy dopaść, a na to nie mogłem sobie pozwolić.
Odszedłem od małego okienka w
drzwiach, kiedy Alma skierowała się w stronę zaplecza. Powróciłem do mycia
naczyń. Czekał na mnie niewielki stos i mogłem użyć zmywarki, ale wolałem myć
wszystko ręcznie. Potem każde naczynie wkładałem do specjalnej wyparzarki.
Tutaj na zapleczu zawsze był spokój. Miałem swój kąt oddzielony od kuchni i
bardzo to lubiłem. Nie chciałem przebywać zbyt blisko ludzi. Na pewno nie
mężczyzn. Dlatego nie mogłem się zgodzić na bycie kelnerem. Poza tym pracowały
tutaj same kobiety i to też było dobre od samego początku jak tylko Alma
zgodziła się mnie przyjąć dwa miesiące temu.
Właścicielka baru podeszła do
mnie kładąc tacę z brudnymi talerzami na szafce.
— Cameron Archer był tutaj.
Spojrzałem ostrożnie na nią, bo
była jedyną osobą, której mogłem patrzeć w oczy. Przypominała mi moją mamę, o
której myśl po raz kolejny rozerwała mi serce na strzępy. Alma musiała zauważyć
coś w moich oczach, bo ostrożnie położyła rękę na moim ramieniu i je uścisnęła.
Postępowała ze mną ostrożnie od samego początku, ale nigdy o nic nie pytała.
— Widziałem. Jak co dnia zjadł
tonę tłuszczu.
— Też mu o tym wspomniałam i dla
przykładu podałam Roya, ale on wie swoje. Słuchaj, na posterunku mają problem z
komputerami, a zauważyłam, że masz do nich dryg i czynisz cuda…
— Nie — przerwałem jej.
Powróciłem do mycia talerza.
— Dlaczego? Miejscowy
informatyk wyjechał, a wątpię, aby z Twin Falls ktoś się pojawił.
Co jej miałem powiedzieć? Nie
pójdę, nie pomogę, bo są tam mężczyźni… Bo on tam jest? Widziałem jak na mnie
patrzy. Nie pozwolę mu się do siebie zbliżyć. Już nigdy nie stanę się niczyją
własnością.
— Nie — dodałem cicho.
— Poszłabym tam z tobą. Cam może
swoich ludzi wysłać na patrol.
Już miałem zapytać się jej czy
szeryf siebie też wyśle, ale nie zrobiłem tego. Po raz kolejny zamierzałem jej
odmówić, ale kiedy na nią spojrzałem, patrzyła na mnie prosząco. Tylko jej
jednej nie mogłem odmówić. Nawet wtedy, gdy wciskała we mnie jedzenie, a miałem
takie dni, że w ogóle nie chciałem jeść. Dlatego jestem taki chudy i pewnie
widać moje żebra, ale nie mogłem tego stwierdzić, bo nie lubiłem oglądać
swojego ciała.
— Dobrze, pójdę im pomóc.
— Cieszę się. Zadzwonię do Cama i
pójdziemy tam za godzinę.
Kiwnąłem głową i nie odważyłem
się na nią spojrzeć, aby nie zobaczyła mojego przerażenia wynikającego z tego
co miałem zrobić. Od początku jak tylko przyjechałem do Sunriver unikałem
posterunku jak tylko mogłem. Nie lubiłem gliniarzy. Nigdy nie stali po mojej
stronie. Nawet kiedy miałem piętnaście lat i napadnięto mnie z powodu mojej
orientacji seksualnej, śmiali się i mówili rzeczy które potem słyszałem wiele
razy. Nie one jednak zabiły prawdziwego mnie. Z tym dawałem sobie radę. Słowa
obcych nie mogły zranić, w przeciwieństwie do osoby, której oddało się serce.
Pozmywałem wszystkie naczynia, a
pora lunchu dobiegła końca. Nadszedł czas by pójść na posterunek, a ja czułem
niemalże fizyczny ból z tego powodu. Planowałem nawet odmówić, ale przecież nie
stanie się nic złego. Szeryf nie zbliży się do mnie, bo mu na to nie pozwolę.
Nie ważne z jak dużą życzliwością patrzyłyby na mnie jego oczy. To nie miało
znaczenia.
— Gotowy? — zapytała Alma. Nie
miała już na sobie fartucha, który zawsze okrywał jej sukienki, które uwielbiała.
W ręku trzymała torebkę i uśmiechała się ciepło.
— Nie jestem gotowy, ale nigdy
nie będę. — Również zdjąłem swój fartuch i czapkę, która podtrzymywała mi
włosy. Grzywa włosów opadła mi na czoło, więc ją odgarnąłem. Po bokach tuż nad
uszami i z tyłu miałem bardzo krótkie włosy, ale dłuższe na czubku.
Wyszliśmy na dwór i musiałem
zmrużyć oczy, kiedy oślepiło mnie słońce. Sunriver jak zdążyłem się przekonać,
potrafiło być upalnym miejscem w lecie. Poza tym było bardzo urokliwe. W ogóle
nie przypominało miast, w których do tej pory zdarzyło mi się przebywać.
Otoczone farmami, polami i wiejskim krajobrazem sprawiało, że od dwóch miesięcy
mieszkałem tutaj, mimo że wcześniej nigdzie nie zagrzałem miejsca na dłużej niż
kilka dni. Sunriver było pierwszym miastem od dwóch lat, w którym utkwiłem.
Każdego dnia powtarzałem sobie, że ten jest ostatnim jaki tutaj spędzam. Mimo
tego w głębi siebie żywiłem maleńką nadzieję, że może tutaj znajdę dom.
Ucieczka i ciągłe oglądanie się za siebie wykańczało mnie. Potrzebowałem oddechu.
Nie byłem jednak pewny czy kiedykolwiek będę jeszcze mógł oddychać pełną
piersią. Nie wolno mi się było na długo zatrzymywać w jednym miejscu. W
przeciwnym razie przeszłość kiedyś mnie dopadnie, a wtedy nic mnie nie uratuje.
— Powinieneś kiedyś pójść ze mną
do pani Archer. Złota kobieta. Jej dobroć przeważa nad wszystkim i czasami mam
wrażenie, że ona żyje w takim świecie, w którym nie ma zła. A jej
życzliwość jest wprost zadziwiająca. Dlatego nie zaskakuje mnie to, że
wychowała syna na tak dobrą osobę.
Starałem się słuchać tego co mówi
Alma, kiedy szliśmy poboczem w stronę posterunku. Często powtarzała mi, że mama
szeryfa, a także jego tata to porządni ludzie. Możliwe, że tak było. Nie
chciałem ich poznawać niezależnie od tego jacy by nie byli. To nie miało sensu,
kiedy i tak pewnie stąd niedługo wyjadę. Poza tym jakakolwiek bliskość z każdą
nową osobą przerażała mnie do tego stopnia, że miałem ochotę poszukać mysiej
dziury i do niej wpełznąć.
Czułem jak w moim żołądku
zawiązuje się supeł, kiedy z każdym krokiem zbliżaliśmy się do niewielkiego
budynku. Przed nim stał tylko jeden samochód. Ten którym jeździł szeryf.
— Obiecał, że nie będzie tam
nikogo poza nim i Anett. Znasz ją.
Znałem. Dyspozytorka była
kolorową dziewczyną. Zawsze wesoła, uśmiechnięta, uwielbiająca mówić. Znałem
kogoś takiego w przeszłości. Byłem tą osobą zanim wszystko się zmieniło.
Lubiłem rozmawiać z ludźmi, przebywać wśród nich. Obecnie nie lubię mówić i
unikam ludzi jak tylko mogę.
Weszliśmy na posterunek, w którym
działała klimatyzacja. Z ulgą powitałem chłodniejsze, ale nie zimne powietrze.
Pomimo tego i tak kusiło mnie, aby zawrócić i wejść ponownie w ponad
trzydziestostopniowy upał byle tylko nie być tutaj. Mógłbym nawet wskoczyć w
ogień by stąd uciec. Jestem bardziej popieprzony niż sądziłem — pomyślałem.
Rozejrzałem się dyskretnie po
głównym pomieszczeniu. Anett uśmiechnęła się do nas i pomachała nam. Nie
oddałem uśmiechu, ani drugiego gestu. Nie przejęła się tym, gdyż każdy kto mnie
już raz spotkał wiedział, że tak będzie. Dziewczyna wstała i podeszła do
nas.
— Super, że jesteście. Cam
powiedział mi, że Josh przyjdzie sprawdzić komputery. Nie wiemy co się stało.
Po prostu najpierw jeden się zawiesił, a potem cały system szlag trafił —
mówiła gestykulując mocno rękami. Czasami zastanawiałem się czy ona zdaje sobie
z tego sprawię, że poza ustami mówi także rękoma. Nie przeszkadzało mi to.
Szczególnie, że dziewczyna była pełna energii i to pasowało do niej. — Wiecie,
niby nic się tutaj nie dzieje takiego, żeby nam komputery były potrzebne, ale i
tak chłopaki wariują.
Mówiła znacznie więcej, ale tylko
to mój mózg zdołał sobie zakodować. Część jej słów odpłynęła ode mnie
szczególnie wtedy, kiedy pojawił się szeryf. Szare oczy od razu spoczęły na
mnie, a ja wewnętrznie skuliłem się. Nie miałem powodu by tak robić, gdyż ten
człowiek nie zrobił mi krzywdy. Niemniej jednak to było silniejsze ode mnie.
Kiedy jakiś czas temu znalazłem się zbyt blisko niego, odskoczyłem od Archera
tak jakby mnie oparzył. Przez to omalże nie przewróciłem regału w sklepie.
Wolałem nie zastanawiać się ile by mnie kosztowała zapłata za zniszczony towar.
Z ulgą przyjąłem to, że szeryf
nie zbliżył się do mnie. Dzieliła nas stosowna odległość. Cieszyło mnie to, że
zauważył jak bardzo nie chciałem mieć z nikim kontaktu. Nie każdy to dostrzegał
i ludzie często naruszali moją przestrzeń osobistą. Zdarzało się, że ktoś to
zauważył i śmiał się ze mnie nazywając dziwakiem, a ja po prostu panicznie się
bałem. Szczególnie mężczyzn, jednak żaden z nich nie budził we mnie tak dużego
lęku jak szeryf Cameron. Potrafiłem jednak zauważyć, że ten lęk był inny.
Dotyczył sfer życia, o których już nigdy nie chciałem myśleć. Szeryf nie
potrafił ukryć tego, że mu się podobam. Owszem gdybym był inny, gdybym był
dawnym sobą, nie oparłbym mu się. Miał krótkie czarne włosy, wyraziste szare
oczy przepełnione dobrem. Ale już raz się w takim osądzie pomyliłem i
zapłaciłem srogą karę. I choćby mnie ten mężczyzna w jakikolwiek sposób
pociągał, nie zniósłbym już bliskości. Wiem, że powinienem zwrócić się do kogoś
o pomoc, ale nie chciałem na jawie wspominać tamtych rzeczy. Wystarczy, że i
tak cały czas tłukły się gdzieś z tyłu mojej głowy i prześladowały nocami.
— Cieszę się, że przyszedłeś —
powiedział do mnie, a spokojny tembr jego głosu aż prosił o zaufanie. — Alma
wspomniała mi, że znasz się na komputerach.
Skinąłem głową nie mówiąc ani
słowa. Nie patrzyłem też mu w oczy. Nie potrafiłem się na to zdobyć.
— Zna się jak nikt inny —
wtrąciła Alma. — Nie chce powiedzieć skąd wie takie rzeczy, ale niektórzy mają
do tego smykałkę.
Miała rację. Od dziecka miałem
zamiłowanie do techniki, programowania i ogólnie komputerów. Jak tylko dostałem
swój pierwszy PC wiedziałem co chcę robić w życiu. W tym też kierunku
podjąłem naukę, ale nigdy jej nie ukończyłem. Moja wiedza wynikała przede
wszystkim z tego, czego sam się nauczyłem.— Mogę… — zająknąłem się — mogę zająć
się tym po co tu przyszedłem? — zapytałem, nie chcąc dłużej stać jak słup soli
pośrodku pomieszczenia.
— Tak, pewnie że tak. Biuro zapłaci
ci za twoją usługę — powiedział szeryf. — Pomogę… Anett ci pomoże i pokaże co
się stało.
Dziewczyna ochoczo zaklaskała
przypominając mi nastolatkę zakochaną w japońskich mangach, a nie
dwudziestopięcioletnią osobę. Zaprowadziła mnie do jednego z komputerów i
usiadłem na krześle uruchamiając maszynę. Komputer nie był stary z tego co
zauważyłem. Przypominał mi ten który miałem, a swój kupiłem cztery lata temu.
Został w domu rodzinnym, a na nim zdjęcia moich bliskich oraz przyjaciół.
Ponownie zatęskniłem za tamtymi pełnymi beztroski czasami, zanim popełniłem
błąd i się zakochałem.
— Paddy wspominał, że przeglądał
coś i sprzęt nagle dostał takiej totalnej zawiechy, że zazwyczaj spokojny facet
jak on, chciał go rozwalić. A teraz, o, nawet się nie chce uruchomić.
— Uruchomi się — powiedziałem.
Nie chcąc by Anett wisiała nade mną poprosiłem ją o szklankę wody.
Kiedy odeszła mogłem zająć się
swoją pracą. Ta nie była trudna, bo szybko odkryłem jaki był problem i
dlaczego, wszystko przestało działać. Ten policjant musiał otworzyć jakiś plik
lub stronę, która natychmiast zainfekowała komputer wirusem. Ten
rozprzestrzenił się bardzo szybko, gdyż wszystkie komputery były tutaj ze sobą
połączone siecią. Nawet najlepsze zabezpieczenia nie zawsze powstrzymają infekcję,
jak czasami nazywałem takie ataki. Tym bardziej kiedy system był przestarzały
jak ten na posterunku.
Niestety odkrycie winnego, który
spowodował awarię poszło szybko, ale jego usunięcie już nie. Nie liczyłem czasu
jaki spędziłem na posterunku zatopiony w swojej pracy. Odpłynąłem i docierały
do mnie jedynie strzępki rozmów większej ilości osób. Zdawałem sobie sprawę z
tego, że Alma musiała wracać do baru, inni policjanci wrócili na posterunek i
wiedziałem też, że szeryf cały czas znajdował się w pobliżu. W tamtej chwili w
jakiś dziwny sposób dzięki temu odczuwałem spokój, a mój lęk został ułagodzony.
Niemniej, kiedy powoli moja praca dobiegała końca, a ja zdołałem wydukać
przyczynę awarii i pouczyć wszystkich co mają robić, mój lęk powrócił. Zrobił
to z na tyle dużą siłą, że czułem się tak jakby ktoś zaczął rozrywać moją
klatkę piersiową i nawet nie czekając na czek po prostu wybiegłem z
posterunku. Słyszałem jak Archer mnie woła, ale nie zatrzymywałem się. Musiałem
się schronić.
Na początku, po tym jak
przyjechałem do Sunriver wynajmowałem nad barem u Almy pokój. Robiłem to
do chwili gdy trafiłem na drewniany dom na końcu jednej z ulic, trochę
oddalony od innych domów. Kiedy tylko na niego spojrzałem poczułem coś bardzo
dziwnego i do dnia dzisiejszego nie umiem wytłumaczyć co to było. Dom musiał
stać się mój, choćby na chwilę. Z pomocą Almy skontaktowałem się z
właścicielką, która przeniosła się do córki i wynająłem budynek. Nie był duży,
miał niebieskie okiennice i huśtawkę na tarasie. Od tamtej pory to miejsce
stało się moim azylem.
Po tym jak otworzyłem drzwi
kluczem wbiegłem do salonu, czując jak palą mnie płuca. Zamknąłem drzwi
przekręcając klucz. Nigdy o tym nie zapominałem. Kilka razy musiałem sprawdzać
czy pamiętałem to zrobić. Nie interesując się niczym, udałem się do mojej
sypialni i tylko zerknąłem na nietknięte łóżko. Leżała na nim pikowana
błękitno-szara narzuta, a na niej tego samego koloru poduszki. Każdy normalny
człowiek położyłby się na łóżku i uspokoił nerwy, lęki i wszystko inne.
Ja jednak nie byłem normalny.
Niezwykle wyraziście przedstawiasz emocje. Łatwo wczuć się w sytuację Josha.Czytając ten rozdział czuje się napięcie i niepewność co do tego co będzie dalej. Nie mogę się doczekać czytania następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńNie mów, że siada w jakimś koncie pokoju?! 0.0 Co mu się takiego przytrafiło, że boi się niemal wszystkiego (chyba, że nie wszystkiego, ale tak brzmi tak bardziej hmm dramatycznie? Nie wiem czy to właściwe słowo określające :/). Już uwielbiam to opowiadanie, a dopiero się zaczęło <3 <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :D I miłego tygodnia :D
~Tsubi
O rety kochana wspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńTaki poruszający i sposób w jaki wszystko opisujesz. Te emocje i uczucia.
Tu najbardziej widać Twój rozwój. W sposób w jaki Twoje pisanie rozdwoiło swoje skrzydła jeśli to dobre słowo.
Nie wiem ile lat jestem z Tobą ale nigdy mnie nie znudzisz.
każda Twoja historia to poczatek nowej przygody jaką poleciłabym każdemu, kto polubiłby ten świat.
czekam na kolejne odcinki i ściskam.
Hejka,
OdpowiedzUsuńprzepięknie przedstawiasz uczucia towarzyszace postacią, z łatwością można wczuć się i przeżywać razem z nami... jak widać coś bardzo strasznego spotkało Josha, czy teraz skryje się w ciemnym kącie?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejo.
OdpowiedzUsuńCo mu się stało ze tak sie boi ludzi i dotyku?
Obraz jaki udało ci sie pokazać jest niesamowity ale tez przerażające.
Idr czytać dalej. Życzę weny.
Pozdrawiam
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńprzepięknie przedstawione uczucia jakie towarzyszą postaciom, można wczuć się i przeżywać emocje razem z nami... widać, że coś bardzo strasznego spotkało Josha w przeszłości...
weny...
Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńoch to cudowne, wspaniale opisujesz wszystko, można się wczuć w postać przeżywać to co on, jak widac Josh bardzo został skrzywdzony w przeszłości, ale też i widac że jednak przy Cameronie uspokaja się... co skuli się w kącie teraz aby uspokoić się...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, wspaniale tutaj wszystko przedstawiasz, wczuwa się w postać, przeżywa to co on... jak widać Josh został bardzo skrzywdzony w przeszłości, ale przy Cameronie uspokaja się... co skuli się w kącie teraz aby uspokoić się...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza