Hejo, po nowe informacje co u mnie zapraszam na fejsa (link po prawej stronie) lub na instagram do mnie: opowiesci_luany
Dziękuję za komentarze przypominam, że na Bucketbook ukazał się mój kolejny tekst. Link do niego macie jak klikniecie na okładkę po lewej stronie. Zapraszam na rozdział. :)
Ryan z łatwością
wyczuwał stres u Elliotta. Nawet mimo tego, że spotkanie z jego
rodzicami przebiegało wyśmienicie. Obiad był bardzo dobry, i dobrze
mu się rozmawiało z tatą Elliotta. Z mamą także nie poszło źle. Co prawda
przesłuchiwała go, ale rozumiał to. Nagle w życiu jej syna zjawił się
dorosły mężczyzna, który tak naprawdę zakochał się w nim od pierwszej
chwili. Zanim go jeszcze osobiście poznał. Teraz o tym już wiedział,
wcześniej trudno było się domyślić o co chodzi z tą całą sympatią
i chęcią ciągłej rozmowy z Nieznajomym. Elliott nadal miał ten nick
na jego streamach. Wciąż je moderował. Na czacie krążyły już plotki o nich
i był już czas, aby ich poinformować, że są razem.
To jednak planował zrobić wieczorem o ile Elliott się zgodzi. Na razie skupiał się na tym co działo się obecnie. Na obiedzie była też babcia i dziadek jego partnera. Starsi państwo przyjechali tuż po mszy, więc jak tylko przybyli podano obiad. Dziadek okazał się drobnym, chorowitym mężczyzną, do tego upartym, bo nie chciał wziąć leków, które strzegły go przed kolejnym zawałem serca. Na szczęście dał się na to namówić wnuczce. Za to babcia Ellliotta wyglądała jakby zakochała się w Ryanie. Whitener nie sądził, że spotka tak otwartych ludzi, nie licząc jego rodziny. Co więcej, podobało mu się , kiedy babcia pytała ich o datę zaręczyn.
Także Ryan nie miał
wątpliwości, że czuł się tutaj bardzo dobrze i na każdym kroku starał się
zapewnić swojego partnera, że wszystko mu się podoba. Najbardziej chłopak
jednak denerwował się w momencie, kiedy Whitener zaproponował pani Eleanor
pomoc w zmywaniu. Kobieta z chęcią skorzystała z pomocy. Dzięki
temu, w tamtej chwili, mogli porozmawiać na spokojnie. W kuchni, poza
nimi, nie było nikogo innego. Każdy, jak tylko usłyszał o zmywaniu,
zniknął w salonie, gdzie niedługo miało pojawić się ciasto i kawa.
Elliott dobrze został
odczytany przez Ryana. Faktycznie przez całe popołudnie był zestresowany. Nawet
mało zjadł, na obiad mama podała naprawdę dobry posiłek. Żołądek jednak
miał ściśnięty. Nawet wtedy, kiedy szło wszystko dobrze. Dopiero dwie godziny
później, kiedy on i Ryan poszli na spacer chłopak wypowiedział swoje
obawy.
— Po prostu wiedziałem, że
moja mama zrobi ci przesłuchanie. Wiem, że nie jesteś zbytnio towarzyskim
człowiekiem. Ale postarałeś się wczoraj w klubie i dzisiaj i…
— Ej, ej, o czym ty
mówisz? — zapytał Whitener.
Szli po chodniku, przy
ulicy, przy której mieszkał Elliott. Trzymali się za ręce. Ross nigdy nie
ukrywał się i nie zamierzał tego robić. Chętnie chwycił partnera za dłoń
i nie planował jej wypuszczać.
— Tak, wolę zamknąć się
w domu, ale to nie znaczy, że to źle mieć od czasu do czasu kontakt
z ludźmi. I to nie jest tak, że chcę unikać tych, których znam i lubię.
Podobało mi się wczoraj i dzisiaj. Przesłuchanie twojej mamy także mi nie
przeszkadzało. Szczerze odpowiedziałem na jej pytania. W sumie jest bardzo
podobna do mojej mamy. Przekonasz się już niedługo. Rozumiem, że martwi się
o ciebie. Tak robi dobra matka. Ale też nie zakazuje ci niczego. To twoje
życie i ona wie o tym.
Przystanęli na końcu ulicy
skąd już był tylko ślepy zaułek i widok z góry na część innej ulicy.
Ryan chwycił drugą rękę Elliotta i położył obie na swojej piersi. Stali
blisko siebie, wpatrując się sobie w oczy, które wyrażały więcej niż
słowa.
— Kocham cię, Elliocie
Ross. Nasza znajomość zaczęła się nietypowo, chociaż w tych czasach,
w erze znajomości i przyjaźni internetowych wszystko jest możliwe —
dodał — ale wiem, że z mojej strony to nie jest zabawa.
— Z mojej także nie.
Kocham ciebie — wyznał Elliott, co nie było jego pierwszym wyznaniem, ale
i tak zawsze lekko się wtedy rumienił. Pocałował swojego partnera w usta.
Lekko, czule. Ot, podarował mu jedynie muśnięcie, ale tyle wystarczyło na
teraz.
— Mam pytanie — zaczął
Whitener — czy możemy dzisiaj na streamie powiedzieć innym o nas?
—Ale nie będę musiał się
pokazywać do kamery?
— Nie, jeżeli nie chcesz.
Dlaczego tak się tego boisz? Czemu nie pokażesz innym jak wygląda Tollie?
Jeszcze nie powiedziałeś nawet o nim przyjaciołom.
— Nie wiem czego się boję —
odpowiedział Ross po chwili namysłu. Zawrócili, więc szli wolnym krokiem
w stronę jego domu. — Może oceniania. Nie wiem. Dobrze mi z tym jak
jest teraz. To znaczy powiem innym co robię, chociaż i tak pewnie wiedzą
tylko nic nie mówią, ale nie chcę się pokazywać. Zawsze proszę moich widzów
o to, by to uszanowali. Wczoraj robiłem Live i ciągle o to
pytali. Ale nie ugnę się. Takie mam zasady i się tego trzymam. Co będzie
za pół roku, rok, nie wiem. Może zmienię zdanie, może nie.
— To twoja decyzja i ją
szanuję. Ale co powiesz na to, byś w chwili kiedy powiem innym o nas
był blisko mnie? Zza kamery, ale przy mnie?
Elliott wiedział, że
dzisiejszy stream Ryana zaczyna się dopiero o dwudziestej drugiej. To by
oznaczało, że zostanie na noc u mężczyzny. Nic wielkiego, bo spędzał
w jego domu wiele czasu, też powoli zbliżali się do siebie intymnie, ale
nie wiedział co oznacza wspólna noc.
Ryan ponownie łatwo
odczytał myśli Elliotta. Przyciągnął go do swojego boku, zarzucił mu rękę na
ramiona i pochylając się do jego ucha, szepnął:
— Będziesz bezpieczny.
Gwarantuję ci to. Ale marzy mi się już spanie u twojego boku.
Elliott przełknął ślinę.
Tak otwarcie miał w domu powiedzieć, że spędzi noc u Ryana? Od razu
każdy pomyśli, że będzie robił tam niecne rzeczy. Już wyobrażał sobie żarty
taty i przytyki o prezerwatywach i nawilżeniu. Z drugiej strony,
to nie było złe. Pokiwał więc głową i uśmiechnął się do partnera dając mu
tym samym jasną odpowiedź.
*
— Nie chcę przerwy, ale
rozumiem — szepnął Martin.
Leżał z Quinnem na łóżku. Quinn był małą łyżeczką, on większą i trzymał chłopaka, jakby to był ostatni raz kiedy mógł go dotknąć. Na razie Greenwood nie kazał mu się wynosić, ale czuł, że ta sytuacja nie potrwa długo. Powinien sam wyjść, ale nie potrafił. Wciągnął nosem znajomy zapach, chcąc go zapamiętać na długo. Nie miał pojęcia na jak długo.
Quinn nie był, tak
naprawdę, pewny co zrobić. Nie potrafił po prostu kazać wyjść Martinowi, równocześnie
nie umiał go na tę chwilę traktować tak jak zawsze. Jeszcze nie był w stanie
zapomnieć tego co widział.
— Lepiej będzie jak już
wrócisz do domu.
W końcu to zdanie musiało
paść. Tylko co z tego, jak wciąż trzymał rękę Martina przy swojej piersi.
Słowa czyny to dwie różne rzeczy. To te drugie szczególnie mówiły czego
chcemy. Słowa mogą kłamać, ale czynami ciężko oszukać. Dlatego Martin wiedział
dobrze, że jeszcze mógł chwilę tak poleżeć. Quinn wbrew temu co mówił, chciał
go tutaj.
— Ja bardzo… — zaczął, ale
chłopak mu przerwał.
— Lepiej nic nie mów. Po
prostu leż.
Quinn poczuł za plecami jak
Martin głęboko oddycha na te słowa. Ten spokój nie trwał jednak długo. W końcu,
parę minut później, puścił rękę chłopaka, odsunął się od niego i usiadł na
kraju łóżka. Reynolds wiedział co ma robić. Wychodząc spojrzał na Greenwooda
smutnymi oczami. Nie było w nich tej znajomej iskry. Ona także zniknęła
z oczu Quinna. Chłopak był zbyt smutny, aby pozostał w nich jakiś jej
zalążek.
Nie miał pojęcia jak długo
tak siedział. Pół godziny, godzinę, dwie. Nikt mu nie przeszkadzał. Nikt nie
próbował zagadywać. Dzięki temu mógł myśleć. Mimo to, nijak nie potrafił sobie
odpowiedzieć na pytanie, co zrobić z tym wszystkim. Jak miał postąpić? Czy
traktować to jako jakiś rodzaj zdrady, czy spróbować zapomnieć, przede
wszystkim wybaczyć? Nie sądził, że ma w pewien sposób tak głupiego
chłopaka. Pomagać komuś całując go. To nawet byłoby złe, gdyby tamten umierał
i powiedział, że chce dowiedzieć się jak to jest całować się. Może nie tak
okrutne jak wersja, którą opowiedział mu Martin, ale równie bolesna. Są rzeczy,
które można zrobić inaczej. Na pewno, jeżeli chodziło o sytuację z klubu.
Pukanie do drzwi upewniło
Quinna, że jego czas samotności skończył się. Podreptał, aby je otworzyć. Harry
patrzył na syna z niepokojem i jeszcze czymś co tak szybko uleciało,
że chłopak nie umiał tego wyłapać.
— Masz gościa — powiedział
jedynie mężczyzna.
— Kto to?
— Twoja mama przyjechała.
Quinn zacisnął pięści i wyprostował je. Pokręcił niezadowolony głową. Ta kobieta przypomniała sobie w końcu o nim. Od tygodni jakoś nie miała czasu nawet z nim porozmawiać. Ciągłe koncerty, wywiady, które jesienią i zimą nasilały się, nie sprzyjały rodzinnym kontaktom. Podejrzewał, że gdyby tego chciała, to znalazłaby czas dla niego. Zawsze jednak to ona była ważniejsza, jej kariera i to czego chce. Dlatego nie mogła tego pogodzić z byciem żoną, matką i życiem w jednym domu i ich zostawiła.
— Ten dzień nie mógł być
gorszy — szepnął chłopak ni to co siebie ni to do taty.
Nie chciał, ale po chwili
zszedł na dół, aby się zobaczyć z mamą.
*
Tymczasem w innej części miasta Martin wrócił do domu. W pierwszej chwili zamierzał pozostać w swoim mieszkaniu, gdzie wciąż czekały na niego rozsypane na stole zdjęcia, z nimi wspomnienia, ale czuł, że to nie najlepszy wybór. Wolał być tam gdzie są ludzie, jego psy, z którymi pobawił się w ogrodzie. Wyszalały się, on je poprzytulał, nawet zwierzył im się. Nie dały mu żadnych rad, ale wzmocniły jego bolące serce swoją psią miłością.
— Jestem głupi. Sam siebie
doprowadziłem do takiego stanu.
Wraz z psami wrócił do
wnętrza domu. W kuchni nasypał im do misek karmy, nalał świeżej wody. Po chwili
już spały. On umył ręce, wziął sobie szklankę wody z miętą i cytryną,
którą zawsze przygotowywała jego mama i poszedł do salonu.
— Gdzie są rodzice? —
zapytał Korna.
— Ciocia i wujek
poszli na romantyczny spacer — odpowiedział Thapakorn i westchnął ciężko.
— Też masz nienajlepszy dzień?
— Miłość jest durna —
odpowiedział Mahawan.
Siedział na kanapie,
z okularami na nosie udając, że czyta. Książka jednak leżała na jego
kolanie od dawna nie ruszana, on wpatrywał się w ścianę.
— Podobno, kiedy jest
miłość jest i ból — rzekł Martin. — To rzeczy, które są nierozłączne.
Dołączył do kuzyna na kanapie. Milczeli. Żaden nie pytał drugiego o co chodzi, czemu wyglądają jakby właśnie przegrali życie. Do chwili, aż Korn odezwał się mówiąc:
— Dzwoniłem do niego, nie
odbiera. Piszę, nie odpisuje i nie czyta moich wiadomości.
Jeszcze rano był w euforii,
teraz czuł jakby zapadał się w coraz głębszy dołek.
— Dał ci w końcu numer
telefonu?
— Kiedy poszedł do
łazienki, to go sobie spisałem. Muszę mu powiedzieć, aby lepiej zabezpieczał
telefon. Aby w ogóle to zrobił.
— Po co go ścigasz, jak za
parę tygodni wyjedziesz na dobre?
— Bo jest pierwszym, który
zobaczył we mnie osobę, nie kogoś do zdobycia. Nie wiem w sumie. Coś
w nim jest, co mnie do niego ciągnie. Nie chcę się jeszcze poddawać.
Wstał, mając ochotę wrócić
do pokoju i pobrzdąkać na gitarze. Może napisze jakąś piosenkę, którą
pokaże Micahowi, że nie żartuje sobie z niego. Liczył, że namówi chłopaka
na wspólny koncert na marcowym evencie. Aczkolwiek wiedział, że łatwiej byłoby
wejść na szczyt góry.
Słowa kuzyna utkwiły
Martinowi w głowie. Też nie zamierzał się poddawać. Tylko, na jakiś czas
pozwoli się ukarać, bo na to zasłużył. Sięgnął po pilota i włączył telewizor.
Akurat puszczali jakiś romans, więc przełączył na inny kanał. To samo i znów
to samo. W końcu zostawił telewizor w spokoju i także udał się do
swojego pokoju. Korciło go, aby napisać do Quinna, ale wolał mu nie
przeszkadzać, mimo że brak kontaktu z nim bolał.
— Zasłużyłeś na to,
kretynie — skarcił sam siebie, pewny, że jego chłopak właśnie to by mu
powiedział.
Miałby rację. Jak zawsze.
*
— Jak dobrze cię widzieć,
Quinnie. Stęskniłam się za tobą — mówiła kobieta, po tym jak przytuliła syna do
piersi. Teraz patrzyła na niego, nie dostrzegając, że jest smutny czy nie
cieszy się z jej wizyty. Widziała zawsze tylko to, co chciała.
— Dlaczego nie uprzedziłaś
mnie, że przyjedziesz? — zapytał chłopak.
Znajdowali się w salonie, w którym kilka miesięcy temu Martin grał na fortepianie. Instrument nadal stał w tym samym miejscu. Od tamtego czasu, nikt go nie używał. Nawet on stracił serce do grania na swoich skrzypcach. Tylko tyle robił, by zaliczyć lekcję czy egzamin. Kochał skrzypce, ale zrozumiał, że nie wiąże przyszłości z nimi czy muzyką. Przeciwnie niż Martin. Chłopak jednak chciał nauczać. Nawet zaproponował mu, by w przyszłości robili to razem, ale on wolał znaleźć dla siebie inne zajęcie. Wspólna praca nie zawsze wychodziła na dobre. W sumie, nie wiedział czego chciał od życia zawodowo. Wiedział jedynie na chwilę obecną, że wolałby być wszędzie, ale nie z mamą, która wciąż opowiadała o sobie.
— I wyobraź sobie, jak
ucieszyłam się, kiedy mój menager powiedział mi o koncercie w Adincton
i okolicach. Przyjęłam tę wiadomość z pełnią szczęścia. Mam nawet
bilety, dla ciebie i Martina i twoich przyjaciół.
— Kiedy ten koncert?
— Dzisiaj. Nie wspomniałam
o tym? — zapytała zdezorientowana.
Sięgnęła do eleganckiej
torebki i wyjęła pięć zaproszeń. Jej paznokcie były jak zawsze doskonale
zrobione. Tak jak cała ona. Idealna pod każdym względem. Rude włosyzostały
pięknie upięte przez zawodowego fryzjera, który zawsze z nią jeździł.
Sukienka została także na pewno wybrana przez kogoś, kto się na tym doskonale
znał. Szkoda tylko, że nie było nikogo, kto by powiedział tej kobiecie, że syn
za nią tęskni. Nawet by ją uspokoić po tym, jak w listopadzie krzyczała na
niego dowiadując się, że przez chłopaka nie wziął udziału w tak znanym
konkursie. Dla niego to był tylko konkurs szkolny, dla niej jakby był światowy.
Nie zapomniał jej ostrych
słów i tego, że powiedziała: „Do niczego się nie nadajesz”.
— Dziękuję, mamo, ale już
za późno na takie prezenty.
— Dlaczego? Mam koncert
o dwudziestej pierwszej. Po nim wyjeżdżam i bardzo chciałabym…
— Mamo, jest niedziela
wieczorem. Jutro muszę iść do szkoły. Jeszcze lekcji nie odrobiłem. Do tego mam
z angielskiego napisać do jutra wypracowanie…
— Jak zwykle czekasz do
samego końca. Gdybym ja tak czekała, nie byłabym w tym miejscu w którym
jestem…
— Tak, wtedy byłabyś po
prostu moją mamą! — wykrzyknął łamiącym się głosem. — Mam gdzieś, to co robisz,
że jesteś sławna. Ja po prostu czasami potrzebuję mamy — dodał i uciekł,
pozostawiając kobietę z otwartymi ustami i łzami w oczach.
*
Mijały godziny. Elliott doskonale spędzał czas siedząc z laptopem w pokoju, w którym Ryan stremował. Chłopak moderował dzisiejszy czat. Nie miał dużo pracy, bo ludzie zachowywali się dobrze i przestrzegali regulaminu. W dodatku nie był sam. To właśnie inni moderatorzy na prywatnym czacie ciągle pytali Ryana o to, dlaczego mężczyzna spogląda nieustannie poza kamerę. Podobne pytania można było też znaleźć na ogólnym czacie.
— Bo tam, znajduje się miłość mojego życia —
odpowiedział im godzinę po rozpoczęciu nadawania na żywo. — Znacie
Nieznajomego. Ja znam go trochę lepiej. Oddałem mu serce.
Ja również oddałem serce
Ryanowi.
Napisał Elliott. Wtedy
zaczęły padać pytania o to kiedy się pokaże.
— Mój partner ceni sobie
prywatność, więc go nie zobaczycie. Może kiedyś zmieni zdanie. Na razie mówi
wam cześć i cieszymy się, że tak dobrze przyjęliście tę wiadomość.
Oczekuję, że nie będziecie nas męczyć i unikniecie pytań o naszą
prywatność. To było coś czym chcieliśmy się z wami podzielić. Jeżeli
zechcemy o czymś powiedzieć, to sami to zrobimy. A teraz, pożegnam się już
z wami na dzisiaj i zapraszam na wtorek.
Ryan wymienił jeszcze gry,
jakie miał testować we wtorkowy wieczór i zakończył streaming wcześniej
niż planował. Dzisiaj chciał położyć się do łóżka i zasnąć u boku
Elliotta.
— Chyba dobrze poszło —
powiedział Ross, wyłączając laptopa i po chwili podszedł do mężczyzny. Już
po tym jak był pewny, że kamera jest wyłączona. Nawet to sprawdził.
— Doskonale. Nigdy nie
udawałem, że będę kiedyś z kobietą, więc nie było zaskoczenia z kim
się związałem. Jednak są i będą ciebie ciekawi.
Wziął chłopaka za rękę
i zaprowadził na piętro, gdzie znajdowała się jedynie sypialnia, łazienka
oraz garderoba.
— Kiedyś pewnie wyłapią
jakieś nasze wspólne zdjęcie. Ale to co innego — odpowiedział Elliott. — Mogę
pierwszy do łazienki?
— Idź. Ja pójdę do tej na
dole.
W łazience Elliott wziął,
kolejny już dzisiaj prysznic, potem założył spodenki i koszulkę,
w których lubił spać i na szczęście były świeżo wyprane. Potem umył
zęby. Wziął z domu wszystko swoje, przygotowując się, jakby miał zostać tu
na zawsze. Wysuszył dokładnie włosy i wrócił do łóżka. Ryan już na niego
czekał. Mężczyzna podniósł kołdrę, Ross wsunął się pod nią.
— Spokojnie, będę grzeczny
— obiecał Ryan.
Chętnie mógłby posunąć się
dalej, ale czuł, że chłopak nie był gotów na nic więcej niż pieszczoty, czy
wspólne ocieranie się i dojście na kanapie. Mógł czekać. Dzisiaj chciał po
prostu spać z nim. Wyłączył lampkę i zgarnął w swoje ramiona
Elliotta. Także miał na sobie piżamę, mimo że zazwyczaj spał nago lub w bieliźnie.
Pościel też zmienił zanim pojechał do Rossów. Miał już wtedy nadzieję, że
Elliott zgodzi się spędzić noc u niego.
— Twoja mama mnie lubi —
szepnął, by rozwiać wszelkie wątpliwości jakie mógł mieć chłopak w związku
z mamą i Ryanem. — Poznała mnie bliżej. Wie, że ciebie szanuję. No
i twoja babcia już mnie kocha, więc to ogromny krok do sukcesu.
— Jesteś w łóżku ze
mną. Możesz nie mówić o innych, szczególnie o mamie i babci?
— zapytał Elliott śmiejąc się cicho. — Wolałbym, abyś mnie pocałował na
dobranoc.
To życzenie Ryan spełnił
z radością. Zawisł nad chłopakiem, spojrzał mu w oczy. Dzięki temu,
że w pokoju mimo zgaszonego światła wciąż było nie ciemno, szaro
przez włączoną stację pogodową, która mocno świeciła, mógł dobrze widzieć
Elliotta. Potem pochylił się i pocałował go. Ich usta zetknęły się w miękkim,
słodkim pocałunku pełnym miłości. Wargi otarły się o siebie już dobrze
zaznajomione ze sobą. Nie było obaw, niepewności. Była czułość i delikatność,
potem uśmiech, kiedy ostatni raz ich usta dotknęły się.
— Dobrej nocy — szepnął
Ryan.
— Dobranoc — powiedział
Elliott.
Nie miał pojęcia jak
zaśnie, taki był podekscytowany. Tylko, że kiedy ułożył głowę na ramieniu
partnera, zmęczenie szybko dało o sobie znać. Wczesna pobudka, stres,
teraz poczucie, że jest bezpieczny i szanowany, spowodowało u Rossa
szybkie nadejście snu.
Ryan jeszcze długo leżał,
przysłuchując się spokojnemu, równemu oddechowi Elliotta. Pamiętał, że zegar
w stacji pogodowej wskazywał pierwszą w nocy, kiedy poczuł jakby mu
w oczy ktoś sypnął piachem i również zasnął.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńobiadek wypadł pomyślnie, nawet babcia polubiła Rayana, Korn zakochany, i ciekawe co Miho myśli o tych połączeniach, esemesach...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńrodzinny obiadek i Rayan przyjęty do rodziny w zasadzie... Korna naprawdę wzięło... nie ma zamiaru się poddawać i dobrze...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Ryan jest cudny. Czeka na swojego partnera i okazuję mu miłość i troskę. Mam nadzieję że Eliot się otworzy bardziej dla partnera i pozwoli ponieść się chwili.
OdpowiedzUsuńBardzo na to liczę.
Sytuacja quinna i Martina też mnie bardzo martwi ale sądzę że jak przyjdzie ta chwila to Martin pokaże partnerowi że są stworzeni dla siebie. Oni się za bardzo kochają dlatego tak to zraniła quina.
Życzę ci dużo zdrówka, weny, odpoczynki i byś miała też czas dla siebie.
Dziękuję za każdy nowe rozdział .
Pozdrawiam Serdecznie Deia