2023/04/16

W rytmie miłości - Rozdział 78

 Hejo. Z radością informuję, że na Bucketbook.pl pojawił się mój kolejny tekst. Nosi on tytuł: "Na fali uczuć". Jest to pierwszy tom z dwóch części i przenosimy się w nim z akcją do Tajlandii. Spotkacie tam ponownie Korna i Micaha. 

Tekst nigdy nie będzie publikowany w wersji na blogu ani w innej darmowej wersji.

Tom do kupienia tutaj: https://bucketbook.pl/pl/p/Na-fali-uczuc/592



Zapraszam na kolejny rozdział i dziękuję za komentarze.


Chris już z daleka widział klęczącą na trawniku postać. Podjechawszy bliżej przed dom rozpoznał kim jest ta osoba. Zmarszczył brwi próbując dociec o co tu chodzi. Możliwe, że Martin oświadczał się Quinnowi, ale nigdzie nie mógł zauważyć drugiego zainteresowanego przyszłym ślubem. Dopiero po chwili dostrzegł przybranego brata na balkonie.

— Bawią się w Romeo i Romeo? To jakaś gra wstępna?

Zaparkował na placu przed domem, obok samochodu Harry’ego. Miał nadzieję, że Quinn nie ma mu za złe, że na tak długo pożyczył jego samochód. Możliwe, że zgodzi się na pomoc ojczyma, by kupić coś swojego, bo samochodu potrzebował coraz częściej. Zamierzał zobowiązać się, że spłaci całość. Zresztą, już trochę odłożył ze swoich zarobków. Na YouTube jeszcze nie zarabiał. Cieszył się, że ostatnio mu przybyło tysiąc subskrybentów i mógł używać zakładki „społeczność”.

Wysiadł. Zamierzał podejść do Reynoldsa, zapytać o co chodzi, ale zrezygnował, kiedy przed chłopakiem wylądowało kilka rzeczy w kartonowym pudle. Czyli to nie gra wstępna — pomyślał i zawrócił, aby wejść do domu.

— Co się dzieje? — zapytał mamy, która wraz z Harrym stała w salonie, wyglądając przez okno.

— Quinn oszalał, ale podobno Martin pocałował kogoś — odpowiedziała mama,  potem mocno uścisnęła syna na powitanie. Stęskniła się za nim, tak samo jak za córką. — Porozmawiasz z bratem? Nas wyrzuca z pokoju.

— Spróbuję.

Chwilę później pukał do pokoju Quinna, który otworzył mu zamaszyście.

— Przysłali ciebie, abyś mi przegadał do rozumu i abym nie zrywał z tym kretynem?

— Zrywasz z Reynoldsem? Czy nie przesadzasz?

— Kurwa, lizał się w kiblu ze swoim byłym. Na pewno to nie tamten go całował i nie zmusił do tego.

— A może pogadałbyś z Martinem…

— Nie będę gadał ze zdrajcą! — krzyknął i wyszedł na balkon, by powtórzyć to samo: — Jesteś zdrajcą, Reynolds i spadaj z mojego trawnika!

— Nie mam zamiaru się stąd ruszać — odpowiedział Martin, którego bolały już kolana. Nie zamierzał się jednak poddać.

Ciemne chmury, zasnuwające niebo nie były mile widziane. Przepowiadali ładną pogodę,  zbierało się na deszcz. Trudno. Zostanie tutaj nawet jakby lało jak z cebra. Quinn musi go wysłuchać,  potem może zdecydować. Co nie znaczyło, że Martin się podda. Zamierzał wziąć w przyszłości ślub z tym wściekającym się rudzielcem i nic temu nie przeszkodzi.

— A możesz tam klęczeć! Nic mnie to nie obchodzi — krzyknął Quinn.

Widział nadciągające chmury, lecz nie obchodziły go one. Był tak bardzo zły i zraniony, że sam by chętnie wylał wiadro wody na Martina. Wrócił do pokoju, zatrzasnął drzwi i padł na łóżko.

— Jeszcze tu jesteś? — zapytał Christophera. — Jeżeli chcesz mu pomóc, to idź dotrzymać mu towarzystwa. Ja jestem zajęty.

Wstał, wziął laptopa i wrócił do łóżka. Uruchomił sprzęt,  potem udawał, że jest bardzo, ale to bardzo zainteresowany tym co przegląda. Nie odzywał się do Christophera. W końcu chłopak wycofał się, ku jego uldze. Odłożył laptopa na bok,  potem podniósł się i podszedł do okna tak, aby go nie było widać zza firanki, by wyjrzeć na swojego byłego już chłopaka.

— A klęcz sobie, nie ugnę się. Nie chcę twoich wyjaśnień łamaczu mojego serca. Zaufałem ci, cholera jasna — szepnął,  pod koniec wypowiedzi jego głos załamał się.

Wróciwszy do łóżka, zwinął się w kłębek. Cicho płakał, próbując odgonić obrazy z nocy. Z jakiegokolwiek powodu Martin pocałował Adriena, nie miało dla Quinna znaczenia. Zrobił to i nie było na to usprawiedliwienia.

 

*

 

Stres stał się dzisiaj od rana drugim imieniem Elliotta. Chłopak nie umiał się go pozbyć. Nie miał pojęcia czy wszyscy tak mają, kiedy nadchodzi oficjalny moment zapoznania sympatii z rodzicami, czy tylko jemu się przytrafiło takie zdenerwowanie. Kiedy w nocy Ryan odwiózł go do domu i pocałował na dobranoc, wydawało się, że wstanie rano i będzie czuł się na pełnym luzie. Tak się nie stało. Od rana ręce mu się trzęsły, brzuch go bolał. Przez chwilę przypuszczał, że rozchorował się, ale temperaturę miał normalną.

— Kiedy miałem po raz pierwszy gościć na obiedzie u moich przyszłych teściów — mówił Andrew Ross, dotrzymując bliskim towarzystwa w kuchni, kiedy przygotowywali obiad. W razie gdyby mieli zaprosić go do pomocy już przygotował wymówki, aby uciec — to rano tak się denerwowałem, że aż biegunki dostałem.

— Nie mów o tym, kiedy przygotowujemy posiłek — upomniała go żona.

— Przecież jeszcze nie jemy — wybronił się mężczyzna. — Nałykałem się tabletek, by sobie pomóc. No bo przecież nie mogłem co pięć minut w domu rodziców mojej przyszłej narzeczonej latać do kib… toalety — poprawił się.

— I pomogły? — zapytał Elliott krojąc marchewkę.

— Za bardzo. Nie mogłem wys… — urwał, bo żona spojrzała na niego z ostrzeżeniem w oczach. W ręce trzymała nóż, więc wolał nie ryzykować. — Nie mogłem wiesz czego zrobić przez prawie tydzień. Ale obiad był sukcesem. Polubili mnie.

— Brawo, tato — pochwaliła Emilly. — A ty się nie denerwuj. To tylko obiad. Ja tam lubię Ryana. Tata również.

Elliott spojrzał na mamę, kiedy siostra nie dodała do swojej wypowiedzi części o ich rodzicielce.

— Nie wymyślaj, że chodzi o to jak się ubiera. Nigdy nie oceniałaś w taki sposób ludzi.

— Lubię go i to jak się ubiera. Seksowna bestia z niego. Nie patrzcie tak, mam oczy i wiem co widzę. Lubię jego długie włosy. Nie chcę tylko by ktokolwiek cię skrzywdził. Chłopcy, z którymi umawiałam ciebie…

— Byli bezpieczni. Nie ryzykowałaś, że ktoś ci mnie zabierze — dokończył za nią Elliott. — Ale już ci mówiłem, zawsze będziesz moją mamą. Jeżeli Ryan mnie skrzywdzi, czy ja jego, to już nasz problem. Nie uchronisz mnie przed wszystkim. Za kilka miesięcy zaczynam studia, na pewno chcę zostać z Ryanem. Gdyby dzisiaj zaproponował, żebym z nim zamieszkał, zrobiłbym to.

— Jest taki jak ty — wtrącił Andrew kierując wypowiedź w stronę żony. — Sądzisz, że nasz syn pozwoliłby się skrzywdzić?

— Muszę poznać Ryana. Elliott nie bardzo nam na to pozwalał. A ty, zamiast siedzieć i nic nie robić, obrałbyś ziemniaki.

— Kochanie, muszę sprawdzić, czy na pewno dobrze wczoraj odkurzyłem w salonie. W razie czego zrobię to jeszcze raz.

Po chwili już go nie było.

— Wasz ojciec jest po prostu jedyny w swoim rodzaju. Tak samo jak nienawidzi gotować, równie mocno nienawidzi odkurzać.

— Jak ma wybór, to woli odkurzać — odpowiedziała Emilly. — Ja obiorę ziemniaki. Ty, Elliocie, może idź weź w końcu prysznic. Ryan będzie tu za ponad godzinę. Ech, jeszcze na dodatek zaczęło padać.

Chłopak posłuchał siostry. Zrobił w kuchni wszystko co miał zrobić i zwolniony z reszty obowiązków zamierzał zająć się sobą. Zanim pobiegł do swojego pokoju, zajrzał co robi tata. Andy siedział wygodnie na kanapie z pilotem w ręce i przełączał kanały w telewizji. Zauważywszy syna, powiedział cicho:

— Czysto jest, to postanowiłem odpocząć. Niedziela przecież. Nie mów mamie.

— Spoko. To nasza tajemnica.

— Synu i nie martw się, twoja mama po prostu musi się upewnić czy dobrze wybrałeś. Kiedy Emilly w końcu przyprowadzi chłopaka, to dopiero będzie się działo. No uciekaj, bo mnie jeszcze obie przyłapią.

Elliott obiecał tacie, że go nie zdradzi i przemknął do swojego pokoju. Przygotował wszystko do wzięcia prysznica, kiedy dioda migająca na telefonie zwróciła jego uwagę. Sądził, że może Ryan dzwonił, ale osobą, która chciała się z nim skontaktować, był Chris. Szybko oddzwonił do przyjaciela.

— No co tam?

— Jak uspokoić wściekłego rudzielca?

— Co się dzieje?

Chris krótko opowiedział mu o całej sprawie z pocałunkiem. Elliottowi trudno było uwierzyć, że Martin coś takiego zrobił. Jednak z tego co zrozumiał, to chłopak nie wypierał się czynu. Prosił tylko o możliwość wyjaśnienia wszystkiego, ale Quinn nie zamierzał go słuchać.

— Dajcie Quinnowi czas. Jest uparty jak coś mu leży na sercu. Tylko leje jak z cebra, więc zabierzcie stamtąd Martina. Jak ten się pochoruje, to Quinn wtedy będzie zły na was, bo na to pozwoliliście. Jak widzisz, tak źle i tak niedobrze. Niech pogadają. Zresztą zadzwonię do tej rudej furii.

— Dobra, to nara i udanego obiadu.

— Dzięki — odparł. Rozłączył się od razu i zadzwonił do Greenwooda.

— Już ci pewnie powiedzieli.

— Ano. Dlaczego z nim nie pogadasz?

— A ty byś pogadał z Ryanem, kiedy widziałbyś jak liże się z innym? Na pewno nie był do tego zmuszany.

Ross, na samą myśl o takiej sytuacji, poczuł głęboko w sercu bolesne ukłucie. Szybko się jednak opanował i odpowiedział:

— Nawet winny ma szansę do obrony. Ja bym pogadał.

— Nie dzisiaj i nie jutro.

Elliott wiedział, że niewiele wskóra, ale może to co powiedział przyjacielowi w końcu do niego dotrze. Każdy ma prawo do obrony i tego zawsze zamierzał się trzymać. Martwił się o przyjaciela, ale dzisiaj musiał myśleć także o sobie i o mężczyźnie, który ma niedługo się pojawić. Wziął rzeczy i poszedł pod prysznic.

 

*

 

Martin dygotał. Zrobiło się zimno i padał deszcz. Włosy oblepiały mu twarz,  ubranie przesiąkło wodą, nieprzyjemnie lepiąc się do skóry. Przymknął powieki, wziął głębszy oddech. Potem znów wpatrzył się w okno pokoju swojego chłopaka. Nie przyjmował do wiadomości zerwania. Na pewno nie teraz. Za głupotę się płaci, ale nie chciał zapłacić aż takiej ceny.

Drzwi od domu Quinna otwarły się i w chłopaku wzrosła nadzieja. Niestety zaraz opadła, kiedy wyszedł Harry. Mężczyzna miał parasolkę i podszedł do niego. Ustawił parasol nad nim,  potem pochylił się, by złapać Martina za łokieć chcąc go zmusić do wstania.

— Chodź. On nie wyjdzie,  ty się rozchorujesz. W domu będziesz miał szansę z nim porozmawiać.

Martin jeszcze przez chwilę klęczał,  potem pozwolił sobie pomóc przy wstaniu z klęczek. Nogi mu zdrętwiały, kolana bolały, ale jak zajdzie potrzeba to tu wróci. Dał się zaprowadzić do środka, gdzie czekała na niego już Jocelynn z ręcznikiem i ubraniami.

— To ubrania Chrisa. Bielizna jest nowa. Idź się ogarnij,  swoje rzeczy wrzuć do pralki. Wiesz, gdzie jest pralnia.

Jedynie skinął głową i zrobił to co mu kazano. W pół godziny wykapał się, wysuszył włosy, wypił gorącą, rozgrzewającą herbatę z imbirem,  potem przeprosił wszystkich i udał się na górę. Modlił się w duchu do wszystkich świętości na ziemi i na niebie, by drzwi do pokoju Quinna nie były zamknięte na klucz. Kiedy tylko nacisnął klamkę, ta puściła, więc odetchnął. Wszedł do pokoju i od razu przekręcił klucz, który schował do kieszeni dresowych spodni. Jego chłopak go nie widział, bo leżał tyłem do drzwi.

— Które z was chce mnie namówić, abym zwolnił z kary tego zdrajcę.

— To ja.

Greenwood słysząc ten głos, poczuł gorąco i wszechogarniającą wściekłość. Zerwał się z łóżka i popchnął chłopaka, chcąc go wyrzucić za drzwi.

— Oddaj klucz. Oddaj ten pieprzony klucz!

— Nie zrobię tego, dopóki mnie nie wysłuchasz.

Chwycił Quinna za ręce i przytrzymał. Był znacznie silniejszy od swojego chłopaka, więc ten nie miał sił się wyrwać.

— Nie chcę ciebie słuchać. Pocałowałeś innego. I nie mów, że się pomyliłeś, bo byłeś pijany. Jak mogłeś?

Łzy ciurkiem płynęły po policzkach Quinna. Martin z trudem opanował się. Bardzo chciał go przytulić, ale musiał wyznać prawdę. Jak jechał do domu swojego chłopaka nie pamiętał dokładnie co się wydarzyło. Zadzwonił jednak do niego Adrien i opowiedział mu wszystko. Nic go nie usprawiedliwia, bo nie powinien był się na to zgadzać, ale stało się i tego bardzo żałował.

— Posłuchaj. Pocałowałem Adriena, bo był w złym stanie. Ma problemy z chłopakiem. Chwilę z nim gadałem. Wpadł na pomysł, żeby zadzwonić do niego i sprowadzić go do toalety,  ten zobaczy jak Adrien całuje się z innym i będzie zazdrosny. Zgodziłem się na to i pocałowałem go. Pech chciał, że ty to zobaczyłeś,  nie ten chłopak. To nic nie znaczyło. Chciałem tylko pomóc.

— Pomóc?! Powaliło cię? Pomóc można inaczej, ale nie całując faceta, kiedy jesteś z innym! To żadne usprawiedliwienie. I jak mogło to mu pomóc?! Jesteś taki ślepy? Adrien zawsze cię chciał i opowiedział ci bajeczkę.

— On naprawdę ma chłopaka. Znam go z widzenia. Tamten byłby zazdrosny i może dałby mi w twarz, ale już nigdy nie pozwoliłby Adrienowi się od siebie oddalić. Mają dziwny układ, ale nie wnikam w to.

Quinn kiedy jego ręce zostały uwolnione usiadł na łóżku. Zasłonił usta dłonią, płacząc i chcąc się obudzić z koszmaru. Przecież to byłoby takie proste. Otworzyć oczy i wszystko co złe by się rozwiało. Nie miał pojęcia co ma teraz robić. Może to nie była zdrada, ale jego chłopak zgodził się na tak głupią rzecz.

— To głupie co zrobiłeś. Nie bolałoby, gdybym nic do ciebie nie czuł.

— Wiem. Przepraszam. Kocham cię. Tamto nie miało znaczenia.

Martin padł na kolana przed chłopakiem. Te zaprotestowały, ale zignorował ból.

— Co mi dadzą przeprosiny, kiedy wciąż widzę jak go całujesz. Już wolałbym wersję, że myślałeś, że to ja. Trochę jest do mnie podobny.

— Tylko podobny. Nigdy nie pomyliłbym cię z nikim. Przysięgam, że pocałowałem go w chwili, kiedy ktoś podchodził do nas. To było tylko…

— Ale jak wszedłem do toalety, to coś powiedziałem. Musieliście mnie słyszeć.

— Ja nie słyszałem. Rozmawialiśmy i potem dostrzegliśmy, że ktoś się zbliża i go pocałowałem.

— Powiedziałbyś mi, gdybym tego nie zobaczył?

Dla Quinna to było ważne pytanie. Czuł, że od tej odpowiedzi zależy wszystko.

— Tak. Zrobiłbym to. Niczego przed tobą nie ukrywam. Zachowałem się idiotycznie, ale ledwie dotknąłem jego ust. Potem zobaczyłem, że to nie przyszedł jego chłopak,  ty. Proszę — położył głowę na udach Quinna,  nogi owinął rękoma, tuląc się — proszę, wybacz mi. Żałuję tego co zrobiłem. Pewnie czułbym się tak samo na twoim miejscu. Ukarz mnie. Zrób co chcesz, ale błagam nie zrywaj ze mną. Jestem głupi, wiem, ale żałuję tego. Wybacz mi. Proszę. Proszę. Proszę — mówił, pociągając nosem.

Quinn z góry patrzył na swojego chłopaka. Nie dotykał go. Nie umiał ot tak wybaczyć. Co z tego z jakiego powodu zrobił to Martin. Wystarczyło, że zrobił. Powiedziałby mu o tym, ale czy na pewno. Nie powinien mieć wątpliwości, przecież zna Martina całe swoje życie i chłopak tylko w jednym go okłamał. W sprawie swojej orientacji seksualnej. Mimo wszystko nie mógł tak łatwo zapomnieć. Zdobył się jednak na to, aby wpleść palce w jego włosy i jedyne co powiedział to:

— Zróbmy sobie przerwę po prostu.

Dla Martina to także były okrutne słowa, ale lepsze niż „zerwijmy”. Poniesie karę za swój czyn. Miał tylko ogromną nadzieję, że ta przerwa nie będzie na zawsze.

 

*

 

Przestało padać i wyszło słońce, kiedy Ryan wjeżdżał przed dom Rossów. Wysiadł z samochodu, sięgnął na tylną kanapę po trzy bukiety kwiatów oraz torbę prezentową z czymś mocnym, dla pana domu. Jeszcze nie dotarł do drzwi, kiedy te się otworzyły i wyszedł Elliott. Chłopak był ubrany elegancko, ale na pełnym luzie. Nieodłączny kardigan jaki dostał od Quinna Greenwooda w prezencie urodzinowym zarzucił na ramiona.

— Cześć — przywitał się Ryan.

— Cześć — rzekł Elliott, nie mogąc oderwać oczu od mężczyzny.

Ten miał na sobie czarną koszulę rozpiętą pod szyją i wąskie spodnie,  mimo to wyglądał niesamowicie.

— Wpuścisz mnie do środka, czy będziemy tak tu stać?

— Ups, wybacz. Zagapiłem się.

— Widzę.

Ryan ominął niewielką kałużę i wszedł na schody. Elliott nawet na moment nie ruszył się stojąc w otwartych drzwiach. Dopiero po tym jak Ryan chciał go pocałować, chłopak zarumienił się i uciekł do holu.

— Rodzice są obok — szepnął do niego.

— Mam nadzieję, bo chcę się z nimi spotkać. To dla ciebie — powiedział dając chłopakowi bukiet róż.

Miał nadzieję, że nie przesadził, bo nie każdy osobnik płci męskiej preferuje kwiaty w prezencie od partnera. Odetchnął jednak, kiedy Ross uśmiechnął się, ale to oczy dziewiętnastolatka pokazały mu jak bardzo jest zadowolony.

— Uwielbiam takie kwiaty.

— Mam też coś dla twojej mamy, siostry i taty.

— Co tam masz dla mnie dobrego? — zapytał Andrew od razu wyskakując z salonu, jakby podsłuchiwał. — Jak mówią daj, to ja udaję, że nie słyszę, ale jak mówią, że mają coś dla mnie, to jestem pierwszy.

Ryan zaśmiał się, wyciągnął rękę z prezentem dla tego mężczyzny i powiedział:

— To tak jak moja najmłodsza siostra. Polubiłaby pana.

— A pewnie, bo dam się lubić. Musimy kiedyś urządzić grilla i zaprosić twoją rodzinę. Przecież trzeba będzie się poznać.

Andrew zajrzał do torby i uśmiechnął się na widok okazałej butelki jego ulubionej whisky.

— Mam nadzieję, że posiedzisz u nas długo i wypijesz szklaneczkę tego cuda.

— Chętnie.

Niedługo później z kuchni wyszła także mama Elliotta, która dostała ogromny bukiet frezji. Whitener zdążył już wypytać partnera o to jakie kwiaty kocha jego mama. Także postarał się znaleźć frezje, o które w ich mieście było trudno. Emilly dał bukiet przypominający ten stworzony z polnych kwiatów. Z radością go przyjęła.

— Bracie, bierz z nim ślub.

Elliottowi nie umknęło to jak po tych słowa Ryan na niego spojrzał. Wtedy był całkowicie pewny, że ślub wcale nie był czymś niemożliwym do spełnienia.

7 komentarzy:

  1. Na czekałam się na ten rozdział ale było warto.
    Martin ty debilu, jak mogłeś na taki głupi pomysł wpaść? Prawie straciłeś quina za te głupotę. Oby ta przerwa nie trwała wiecznie tylko kilka dni bo ja też już tęsknie za tych shipem. XD

    Rodzice eliota są cudnie. Jego tata szczególnie jest udany.
    Ogólnie to ciekawe ja przebiegnie ten obiad, nie ukrywam że serce mi bije jak przez jakimś egzaminem gdy czytam o tej patrzę. Może dlatego że ich relacja się kształtuje nie jest taka wybuchowa czy też dynamiczna. Tylko rozkręca się w swoim czasie .
    Ale czekam na ich zbliżenie a szczególnie na pocałunki które zabiorą oddech eliotowi.

    Życzę dużo weny, zdrówka.
    Za to że nie napisałm na Wielkanoc przepraszam.
    Mam nadzieję że odpoczęłas, nabrała nowej energii i motywacji.

    Pozdrawiam Serdecznie
    DEIA
    Twoja wieczna fanka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Również życzę zdrówka. Ono jest najważniejsze. Nic się nie stało, że nie napisałaś na Wielkanoc. Ja sama tutaj się nie odzywałam, bo przyznam, coraz częściej mam dość blogowania. :/ Teraz to odpoczywam przy pracach w ogrodzie, moich roślinkach. Choćbym cały dzień robiła, lepsze to niż siedzenie. :)
      Pozdrawiam serdecznie, Deio. :)

      Usuń
    2. Spędzanie dnia w ogrodzie przy kawusi czy przy kwiatach jest jak najbardziej wskazane.
      Nie ukrywam że czekam na każdy nowy rozdział z tego bloga, a ostatnio czytam od nowa poprzednie opowiadania by przypomnieć sobie te historię.

      Mam nadzieję że mimo tej przerwy jednak nie przestaniesz pisać.

      Pozdrawiam Serdecznie

      Usuń
    3. U mnie to nie odpoczywanie, ale zapieprz totalny. Warzywnik, rabata, tworzenie tego sianie, wożenie ziemi... Ale kocham to. :) Na razie nie zamierzam przestawać pisać, mimo że mam coraz mniej serca do tego. :/

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Hejeczka,
    ok sprawa z tym pocałunkiem wyjaśniona, choć i Andrew powinien też sam wszystko wyjaśnić Quinnowi... Rayan już siostrze i ojcu Elliota przypadł do gustu, a matce?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za Twoją pracę , tekst zakupiony i zaraz zabieram się do czytania . Oczywiście czekam na kolejne Twoje pracę ♥️
    Pozdrawiam W

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka, hejeczka,
    cudnie, no i mamy wyjaśnienie tamtej sytuacji to toalety, ale no tak raczej nie powinien się zgadzać... choć i Andrew powinien o tym porozmawiać z Quinnem... och Rayan wywołałeś piorunujące wrażenie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)