Hejo. Z radością informuję, że na Bucketbook.pl pojawił się mój kolejny tekst. Nosi on tytuł: "Na fali uczuć". Jest to pierwszy tom z dwóch części i przenosimy się w nim z akcją do Tajlandii. Spotkacie tam ponownie Korna i Micaha.
Tekst nigdy nie będzie publikowany w wersji na blogu ani w innej darmowej wersji.
Tom do kupienia tutaj: https://bucketbook.pl/pl/p/Na-fali-uczuc/592
Zapraszam na kolejny rozdział i dziękuję za komentarze.
Chris już z daleka
widział klęczącą na trawniku postać. Podjechawszy bliżej przed dom rozpoznał
kim jest ta osoba. Zmarszczył brwi próbując dociec o co tu chodzi.
Możliwe, że Martin oświadczał się Quinnowi, ale nigdzie nie mógł zauważyć
drugiego zainteresowanego przyszłym ślubem. Dopiero po chwili dostrzegł
przybranego brata na balkonie.
— Bawią się w Romeo
i Romeo? To jakaś gra wstępna?
Zaparkował na placu przed
domem, obok samochodu Harry’ego. Miał nadzieję, że Quinn nie ma mu za złe, że
na tak długo pożyczył jego samochód. Możliwe, że zgodzi się na pomoc ojczyma,
by kupić coś swojego, bo samochodu potrzebował coraz częściej. Zamierzał
zobowiązać się, że spłaci całość. Zresztą, już trochę odłożył ze swoich
zarobków. Na YouTube jeszcze nie zarabiał. Cieszył się, że ostatnio mu przybyło
tysiąc subskrybentów i mógł używać zakładki „społeczność”.
Wysiadł. Zamierzał podejść
do Reynoldsa, zapytać o co chodzi, ale zrezygnował, kiedy przed chłopakiem
wylądowało kilka rzeczy w kartonowym pudle. Czyli to nie gra wstępna —
pomyślał i zawrócił, aby wejść do domu.
— Co się dzieje? — zapytał
mamy, która wraz z Harrym stała w salonie, wyglądając przez okno.
— Quinn oszalał, ale
podobno Martin pocałował kogoś — odpowiedziała mama, potem mocno
uścisnęła syna na powitanie. Stęskniła się za nim, tak samo jak za córką. —
Porozmawiasz z bratem? Nas wyrzuca z pokoju.
— Spróbuję.
Chwilę później pukał do
pokoju Quinna, który otworzył mu zamaszyście.
— Przysłali ciebie, abyś mi
przegadał do rozumu i abym nie zrywał z tym kretynem?
— Zrywasz z Reynoldsem?
Czy nie przesadzasz?
— Kurwa, lizał się w kiblu
ze swoim byłym. Na pewno to nie tamten go całował i nie zmusił do tego.
— A może pogadałbyś z Martinem…
— Nie będę gadał ze
zdrajcą! — krzyknął i wyszedł na balkon, by powtórzyć to samo: — Jesteś
zdrajcą, Reynolds i spadaj z mojego trawnika!
— Nie mam zamiaru się stąd
ruszać — odpowiedział Martin, którego bolały już kolana. Nie zamierzał się jednak
poddać.
Ciemne chmury, zasnuwające
niebo nie były mile widziane. Przepowiadali ładną pogodę, zbierało się na
deszcz. Trudno. Zostanie tutaj nawet jakby lało jak z cebra. Quinn musi go
wysłuchać, potem może zdecydować. Co nie znaczyło, że Martin się podda.
Zamierzał wziąć w przyszłości ślub z tym wściekającym się rudzielcem
i nic temu nie przeszkodzi.
— A możesz tam klęczeć! Nic
mnie to nie obchodzi — krzyknął Quinn.
Widział nadciągające
chmury, lecz nie obchodziły go one. Był tak bardzo zły i zraniony, że sam
by chętnie wylał wiadro wody na Martina. Wrócił do pokoju, zatrzasnął drzwi
i padł na łóżko.
— Jeszcze tu jesteś? —
zapytał Christophera. — Jeżeli chcesz mu pomóc, to idź dotrzymać mu
towarzystwa. Ja jestem zajęty.
Wstał, wziął laptopa
i wrócił do łóżka. Uruchomił sprzęt, potem udawał, że jest bardzo,
ale to bardzo zainteresowany tym co przegląda. Nie odzywał się do Christophera.
W końcu chłopak wycofał się, ku jego uldze. Odłożył laptopa na bok, potem
podniósł się i podszedł do okna tak, aby go nie było widać zza firanki, by
wyjrzeć na swojego byłego już chłopaka.
— A klęcz sobie, nie ugnę
się. Nie chcę twoich wyjaśnień łamaczu mojego serca. Zaufałem ci, cholera jasna
— szepnął, pod koniec wypowiedzi jego głos załamał się.
Wróciwszy do łóżka, zwinął
się w kłębek. Cicho płakał, próbując odgonić obrazy z nocy. Z
jakiegokolwiek powodu Martin pocałował Adriena, nie miało dla Quinna znaczenia.
Zrobił to i nie było na to usprawiedliwienia.
*
Stres stał się dzisiaj od
rana drugim imieniem Elliotta. Chłopak nie umiał się go pozbyć. Nie miał
pojęcia czy wszyscy tak mają, kiedy nadchodzi oficjalny moment zapoznania
sympatii z rodzicami, czy tylko jemu się przytrafiło takie zdenerwowanie.
Kiedy w nocy Ryan odwiózł go do domu i pocałował na dobranoc,
wydawało się, że wstanie rano i będzie czuł się na pełnym luzie. Tak się
nie stało. Od rana ręce mu się trzęsły, brzuch go bolał. Przez chwilę
przypuszczał, że rozchorował się, ale temperaturę miał normalną.
— Kiedy miałem po raz
pierwszy gościć na obiedzie u moich przyszłych teściów — mówił Andrew
Ross, dotrzymując bliskim towarzystwa w kuchni, kiedy przygotowywali
obiad. W razie gdyby mieli zaprosić go do pomocy już przygotował wymówki, aby
uciec — to rano tak się denerwowałem, że aż biegunki dostałem.
— Nie mów o tym, kiedy
przygotowujemy posiłek — upomniała go żona.
— Przecież jeszcze nie
jemy — wybronił się mężczyzna. — Nałykałem się tabletek, by sobie pomóc. No bo
przecież nie mogłem co pięć minut w domu rodziców mojej przyszłej
narzeczonej latać do kib… toalety — poprawił się.
— I pomogły? — zapytał
Elliott krojąc marchewkę.
— Za bardzo. Nie mogłem wys… — urwał, bo żona spojrzała na niego z ostrzeżeniem w oczach. W ręce trzymała nóż, więc wolał nie ryzykować. — Nie mogłem wiesz czego zrobić przez prawie tydzień. Ale obiad był sukcesem. Polubili mnie.
— Brawo, tato — pochwaliła
Emilly. — A ty się nie denerwuj. To tylko obiad. Ja tam lubię Ryana. Tata
również.
Elliott spojrzał na mamę,
kiedy siostra nie dodała do swojej wypowiedzi części o ich rodzicielce.
— Nie wymyślaj, że chodzi
o to jak się ubiera. Nigdy nie oceniałaś w taki sposób ludzi.
— Lubię go i to jak
się ubiera. Seksowna bestia z niego. Nie patrzcie tak, mam oczy i wiem
co widzę. Lubię jego długie włosy. Nie chcę tylko by ktokolwiek cię skrzywdził.
Chłopcy, z którymi umawiałam ciebie…
— Byli bezpieczni. Nie
ryzykowałaś, że ktoś ci mnie zabierze — dokończył za nią Elliott. — Ale już ci
mówiłem, zawsze będziesz moją mamą. Jeżeli Ryan mnie skrzywdzi, czy ja jego, to
już nasz problem. Nie uchronisz mnie przed wszystkim. Za kilka miesięcy
zaczynam studia, na pewno chcę zostać z Ryanem. Gdyby dzisiaj
zaproponował, żebym z nim zamieszkał, zrobiłbym to.
— Jest taki jak ty —
wtrącił Andrew kierując wypowiedź w stronę żony. — Sądzisz, że nasz syn
pozwoliłby się skrzywdzić?
— Muszę poznać Ryana.
Elliott nie bardzo nam na to pozwalał. A ty, zamiast siedzieć i nic nie
robić, obrałbyś ziemniaki.
— Kochanie, muszę
sprawdzić, czy na pewno dobrze wczoraj odkurzyłem w salonie. W razie czego
zrobię to jeszcze raz.
Po chwili już go nie było.
— Wasz ojciec jest po
prostu jedyny w swoim rodzaju. Tak samo jak nienawidzi gotować, równie
mocno nienawidzi odkurzać.
— Jak ma wybór, to woli
odkurzać — odpowiedziała Emilly. — Ja obiorę ziemniaki. Ty, Elliocie, może idź
weź w końcu prysznic. Ryan będzie tu za ponad godzinę. Ech, jeszcze na
dodatek zaczęło padać.
Chłopak posłuchał siostry.
Zrobił w kuchni wszystko co miał zrobić i zwolniony z reszty
obowiązków zamierzał zająć się sobą. Zanim pobiegł do swojego pokoju, zajrzał
co robi tata. Andy siedział wygodnie na kanapie z pilotem w ręce
i przełączał kanały w telewizji. Zauważywszy syna, powiedział cicho:
— Czysto jest, to
postanowiłem odpocząć. Niedziela przecież. Nie mów mamie.
— Spoko. To nasza tajemnica.
— Synu i nie martw
się, twoja mama po prostu musi się upewnić czy dobrze wybrałeś. Kiedy Emilly
w końcu przyprowadzi chłopaka, to dopiero będzie się działo. No uciekaj,
bo mnie jeszcze obie przyłapią.
Elliott obiecał tacie, że
go nie zdradzi i przemknął do swojego pokoju. Przygotował wszystko do
wzięcia prysznica, kiedy dioda migająca na telefonie zwróciła jego uwagę.
Sądził, że może Ryan dzwonił, ale osobą, która chciała się z nim
skontaktować, był Chris. Szybko oddzwonił do przyjaciela.
— No co tam?
— Jak uspokoić wściekłego
rudzielca?
— Co się dzieje?
Chris krótko opowiedział mu o całej sprawie z pocałunkiem. Elliottowi trudno było uwierzyć, że Martin coś takiego zrobił. Jednak z tego co zrozumiał, to chłopak nie wypierał się czynu. Prosił tylko o możliwość wyjaśnienia wszystkiego, ale Quinn nie zamierzał go słuchać.
— Dajcie Quinnowi czas.
Jest uparty jak coś mu leży na sercu. Tylko leje jak z cebra, więc
zabierzcie stamtąd Martina. Jak ten się pochoruje, to Quinn wtedy będzie zły na
was, bo na to pozwoliliście. Jak widzisz, tak źle i tak niedobrze. Niech
pogadają. Zresztą zadzwonię do tej rudej furii.
— Dobra, to nara i udanego
obiadu.
— Dzięki — odparł.
Rozłączył się od razu i zadzwonił do Greenwooda.
— Już ci pewnie
powiedzieli.
— Ano. Dlaczego z nim
nie pogadasz?
— A ty byś pogadał
z Ryanem, kiedy widziałbyś jak liże się z innym? Na pewno nie był do
tego zmuszany.
Ross, na samą myśl o takiej
sytuacji, poczuł głęboko w sercu bolesne ukłucie. Szybko się jednak
opanował i odpowiedział:
— Nawet winny ma szansę do
obrony. Ja bym pogadał.
— Nie dzisiaj i nie
jutro.
Elliott wiedział, że
niewiele wskóra, ale może to co powiedział przyjacielowi w końcu do niego
dotrze. Każdy ma prawo do obrony i tego zawsze zamierzał się trzymać.
Martwił się o przyjaciela, ale dzisiaj musiał myśleć także o sobie i
o mężczyźnie, który ma niedługo się pojawić. Wziął rzeczy i poszedł
pod prysznic.
*
Martin dygotał. Zrobiło się
zimno i padał deszcz. Włosy oblepiały mu twarz, ubranie przesiąkło
wodą, nieprzyjemnie lepiąc się do skóry. Przymknął powieki, wziął głębszy
oddech. Potem znów wpatrzył się w okno pokoju swojego chłopaka. Nie
przyjmował do wiadomości zerwania. Na pewno nie teraz. Za głupotę się płaci,
ale nie chciał zapłacić aż takiej ceny.
Drzwi od domu Quinna
otwarły się i w chłopaku wzrosła nadzieja. Niestety zaraz opadła, kiedy
wyszedł Harry. Mężczyzna miał parasolkę i podszedł do niego. Ustawił
parasol nad nim, potem pochylił się, by złapać Martina za łokieć chcąc go
zmusić do wstania.
— Chodź. On nie wyjdzie,
ty się rozchorujesz. W domu będziesz miał szansę z nim porozmawiać.
Martin jeszcze przez chwilę
klęczał, potem pozwolił sobie pomóc przy wstaniu z klęczek. Nogi mu
zdrętwiały, kolana bolały, ale jak zajdzie potrzeba to tu wróci. Dał się
zaprowadzić do środka, gdzie czekała na niego już Jocelynn z ręcznikiem
i ubraniami.
— To ubrania Chrisa.
Bielizna jest nowa. Idź się ogarnij, swoje rzeczy wrzuć do pralki. Wiesz,
gdzie jest pralnia.
Jedynie skinął głową
i zrobił to co mu kazano. W pół godziny wykapał się, wysuszył włosy, wypił
gorącą, rozgrzewającą herbatę z imbirem, potem przeprosił wszystkich
i udał się na górę. Modlił się w duchu do wszystkich świętości na
ziemi i na niebie, by drzwi do pokoju Quinna nie były zamknięte na klucz.
Kiedy tylko nacisnął klamkę, ta puściła, więc odetchnął. Wszedł do pokoju
i od razu przekręcił klucz, który schował do kieszeni dresowych spodni.
Jego chłopak go nie widział, bo leżał tyłem do drzwi.
— Które z was chce
mnie namówić, abym zwolnił z kary tego zdrajcę.
— To ja.
Greenwood słysząc ten głos,
poczuł gorąco i wszechogarniającą wściekłość. Zerwał się z łóżka
i popchnął chłopaka, chcąc go wyrzucić za drzwi.
— Oddaj klucz. Oddaj ten
pieprzony klucz!
— Nie zrobię tego, dopóki
mnie nie wysłuchasz.
Chwycił Quinna za ręce
i przytrzymał. Był znacznie silniejszy od swojego chłopaka, więc ten nie
miał sił się wyrwać.
— Nie chcę ciebie słuchać.
Pocałowałeś innego. I nie mów, że się pomyliłeś, bo byłeś pijany. Jak mogłeś?
Łzy ciurkiem płynęły po
policzkach Quinna. Martin z trudem opanował się. Bardzo chciał go
przytulić, ale musiał wyznać prawdę. Jak jechał do domu swojego chłopaka nie
pamiętał dokładnie co się wydarzyło. Zadzwonił jednak do niego Adrien i opowiedział
mu wszystko. Nic go nie usprawiedliwia, bo nie powinien był się na to zgadzać,
ale stało się i tego bardzo żałował.
— Posłuchaj. Pocałowałem
Adriena, bo był w złym stanie. Ma problemy z chłopakiem. Chwilę
z nim gadałem. Wpadł na pomysł, żeby zadzwonić do niego i sprowadzić
go do toalety, ten zobaczy jak Adrien całuje się z innym i będzie
zazdrosny. Zgodziłem się na to i pocałowałem go. Pech chciał, że ty to
zobaczyłeś, nie ten chłopak. To nic nie znaczyło. Chciałem tylko pomóc.
— Pomóc?! Powaliło cię?
Pomóc można inaczej, ale nie całując faceta, kiedy jesteś z innym! To
żadne usprawiedliwienie. I jak mogło to mu pomóc?! Jesteś taki ślepy? Adrien
zawsze cię chciał i opowiedział ci bajeczkę.
— On naprawdę ma chłopaka.
Znam go z widzenia. Tamten byłby zazdrosny i może dałby mi w twarz,
ale już nigdy nie pozwoliłby Adrienowi się od siebie oddalić. Mają dziwny
układ, ale nie wnikam w to.
Quinn kiedy jego ręce
zostały uwolnione usiadł na łóżku. Zasłonił usta dłonią, płacząc i chcąc
się obudzić z koszmaru. Przecież to byłoby takie proste. Otworzyć oczy
i wszystko co złe by się rozwiało. Nie miał pojęcia co ma teraz robić.
Może to nie była zdrada, ale jego chłopak zgodził się na tak głupią rzecz.
— To głupie co zrobiłeś.
Nie bolałoby, gdybym nic do ciebie nie czuł.
— Wiem. Przepraszam. Kocham
cię. Tamto nie miało znaczenia.
Martin padł na kolana przed
chłopakiem. Te zaprotestowały, ale zignorował ból.
— Co mi dadzą przeprosiny,
kiedy wciąż widzę jak go całujesz. Już wolałbym wersję, że myślałeś, że to ja.
Trochę jest do mnie podobny.
— Tylko podobny. Nigdy
nie pomyliłbym cię z nikim. Przysięgam, że pocałowałem go w chwili,
kiedy ktoś podchodził do nas. To było tylko…
— Ale jak wszedłem do
toalety, to coś powiedziałem. Musieliście mnie słyszeć.
— Ja nie słyszałem.
Rozmawialiśmy i potem dostrzegliśmy, że ktoś się zbliża i go
pocałowałem.
— Powiedziałbyś mi, gdybym
tego nie zobaczył?
Dla Quinna to było ważne
pytanie. Czuł, że od tej odpowiedzi zależy wszystko.
— Tak. Zrobiłbym to.
Niczego przed tobą nie ukrywam. Zachowałem się idiotycznie, ale ledwie
dotknąłem jego ust. Potem zobaczyłem, że to nie przyszedł jego chłopak, ty.
Proszę — położył głowę na udach Quinna, nogi owinął rękoma, tuląc się —
proszę, wybacz mi. Żałuję tego co zrobiłem. Pewnie czułbym się tak samo na
twoim miejscu. Ukarz mnie. Zrób co chcesz, ale błagam nie zrywaj ze mną. Jestem
głupi, wiem, ale żałuję tego. Wybacz mi. Proszę. Proszę. Proszę — mówił,
pociągając nosem.
Quinn z góry patrzył
na swojego chłopaka. Nie dotykał go. Nie umiał ot tak wybaczyć. Co z tego
z jakiego powodu zrobił to Martin. Wystarczyło, że zrobił. Powiedziałby mu
o tym, ale czy na pewno. Nie powinien mieć wątpliwości, przecież zna
Martina całe swoje życie i chłopak tylko w jednym go okłamał. W
sprawie swojej orientacji seksualnej. Mimo wszystko nie mógł tak łatwo
zapomnieć. Zdobył się jednak na to, aby wpleść palce w jego włosy i jedyne
co powiedział to:
— Zróbmy sobie przerwę po
prostu.
Dla Martina to także były
okrutne słowa, ale lepsze niż „zerwijmy”. Poniesie karę za swój czyn. Miał
tylko ogromną nadzieję, że ta przerwa nie będzie na zawsze.
*
Przestało padać i wyszło
słońce, kiedy Ryan wjeżdżał przed dom Rossów. Wysiadł z samochodu, sięgnął
na tylną kanapę po trzy bukiety kwiatów oraz torbę prezentową z czymś
mocnym, dla pana domu. Jeszcze nie dotarł do drzwi, kiedy te się otworzyły
i wyszedł Elliott. Chłopak był ubrany elegancko, ale na pełnym luzie.
Nieodłączny kardigan jaki dostał od Quinna Greenwooda w prezencie
urodzinowym zarzucił na ramiona.
— Cześć — przywitał się
Ryan.
— Cześć — rzekł Elliott,
nie mogąc oderwać oczu od mężczyzny.
Ten miał na sobie czarną
koszulę rozpiętą pod szyją i wąskie spodnie, mimo to wyglądał
niesamowicie.
— Wpuścisz mnie do środka,
czy będziemy tak tu stać?
— Ups, wybacz. Zagapiłem
się.
— Widzę.
Ryan ominął niewielką
kałużę i wszedł na schody. Elliott nawet na moment nie ruszył się stojąc
w otwartych drzwiach. Dopiero po tym jak Ryan chciał go pocałować, chłopak
zarumienił się i uciekł do holu.
— Rodzice są obok — szepnął
do niego.
— Mam nadzieję, bo chcę się
z nimi spotkać. To dla ciebie — powiedział dając chłopakowi bukiet róż.
Miał nadzieję, że nie
przesadził, bo nie każdy osobnik płci męskiej preferuje kwiaty w prezencie
od partnera. Odetchnął jednak, kiedy Ross uśmiechnął się, ale to oczy dziewiętnastolatka
pokazały mu jak bardzo jest zadowolony.
— Uwielbiam takie kwiaty.
— Mam też coś dla twojej
mamy, siostry i taty.
— Co tam masz dla mnie
dobrego? — zapytał Andrew od razu wyskakując z salonu, jakby podsłuchiwał.
— Jak mówią daj, to ja udaję, że nie słyszę, ale jak mówią, że mają coś dla
mnie, to jestem pierwszy.
Ryan zaśmiał się, wyciągnął
rękę z prezentem dla tego mężczyzny i powiedział:
— To tak jak moja
najmłodsza siostra. Polubiłaby pana.
— A pewnie, bo dam się
lubić. Musimy kiedyś urządzić grilla i zaprosić twoją rodzinę. Przecież
trzeba będzie się poznać.
Andrew zajrzał do torby
i uśmiechnął się na widok okazałej butelki jego ulubionej whisky.
— Mam nadzieję, że
posiedzisz u nas długo i wypijesz szklaneczkę tego cuda.
— Chętnie.
Niedługo później z kuchni
wyszła także mama Elliotta, która dostała ogromny bukiet frezji. Whitener
zdążył już wypytać partnera o to jakie kwiaty kocha jego mama. Także
postarał się znaleźć frezje, o które w ich mieście było trudno.
Emilly dał bukiet przypominający ten stworzony z polnych kwiatów. Z
radością go przyjęła.
— Bracie, bierz z nim
ślub.
Elliottowi nie umknęło to jak po tych słowa Ryan na niego spojrzał. Wtedy był całkowicie pewny, że ślub wcale nie był czymś niemożliwym do spełnienia.
Na czekałam się na ten rozdział ale było warto.
OdpowiedzUsuńMartin ty debilu, jak mogłeś na taki głupi pomysł wpaść? Prawie straciłeś quina za te głupotę. Oby ta przerwa nie trwała wiecznie tylko kilka dni bo ja też już tęsknie za tych shipem. XD
Rodzice eliota są cudnie. Jego tata szczególnie jest udany.
Ogólnie to ciekawe ja przebiegnie ten obiad, nie ukrywam że serce mi bije jak przez jakimś egzaminem gdy czytam o tej patrzę. Może dlatego że ich relacja się kształtuje nie jest taka wybuchowa czy też dynamiczna. Tylko rozkręca się w swoim czasie .
Ale czekam na ich zbliżenie a szczególnie na pocałunki które zabiorą oddech eliotowi.
Życzę dużo weny, zdrówka.
Za to że nie napisałm na Wielkanoc przepraszam.
Mam nadzieję że odpoczęłas, nabrała nowej energii i motywacji.
Pozdrawiam Serdecznie
DEIA
Twoja wieczna fanka.
Dziękuję za komentarz. Również życzę zdrówka. Ono jest najważniejsze. Nic się nie stało, że nie napisałaś na Wielkanoc. Ja sama tutaj się nie odzywałam, bo przyznam, coraz częściej mam dość blogowania. :/ Teraz to odpoczywam przy pracach w ogrodzie, moich roślinkach. Choćbym cały dzień robiła, lepsze to niż siedzenie. :)
UsuńPozdrawiam serdecznie, Deio. :)
Spędzanie dnia w ogrodzie przy kawusi czy przy kwiatach jest jak najbardziej wskazane.
UsuńNie ukrywam że czekam na każdy nowy rozdział z tego bloga, a ostatnio czytam od nowa poprzednie opowiadania by przypomnieć sobie te historię.
Mam nadzieję że mimo tej przerwy jednak nie przestaniesz pisać.
Pozdrawiam Serdecznie
U mnie to nie odpoczywanie, ale zapieprz totalny. Warzywnik, rabata, tworzenie tego sianie, wożenie ziemi... Ale kocham to. :) Na razie nie zamierzam przestawać pisać, mimo że mam coraz mniej serca do tego. :/
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńok sprawa z tym pocałunkiem wyjaśniona, choć i Andrew powinien też sam wszystko wyjaśnić Quinnowi... Rayan już siostrze i ojcu Elliota przypadł do gustu, a matce?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dziękuję za Twoją pracę , tekst zakupiony i zaraz zabieram się do czytania . Oczywiście czekam na kolejne Twoje pracę ♥️
OdpowiedzUsuńPozdrawiam W
Hejeczka, hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, no i mamy wyjaśnienie tamtej sytuacji to toalety, ale no tak raczej nie powinien się zgadzać... choć i Andrew powinien o tym porozmawiać z Quinnem... och Rayan wywołałeś piorunujące wrażenie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga