2022/11/27

W rytmie miłości - Rozdział 63

 Hejo. Przypominam, że jeszcze dzisiaj jest możliwość zakupienia moich starszych tekstów z 20% rabatem. Także jeżeli czegoś nie macie, to jest dobra okazja, by uzupełnić biblioteczkę. Z góry dziękuję. Każdy zakup jest dla mnie dużą pomocą i daje mi możliwość pisania. :)

https://bucketbook.pl/pl/producer/Luana/25

Dziękuję za komentarze. :)


Dźwięk trzaśnięcia w policzek rozległ się na szkolnym korytarzu tuż przed rozpoczęciem lekcji. Uderzenie od drobnej dziewczyny było silne,  policzek Korna zapiekł. Przyłożył dłoń do niego i zapytał:

— Dlaczego?

— Jeszcze się pytasz?! — krzyknęła dziewczyna. — Dostałeś co chciałeś i nagle masz mnie w dupie! Znałam twoją reputację, ale nie wierzyłam w to co mówią! Chuj z ciebie. Mam nadzieję, że kiedyś nadziejesz się na kogoś, kto złamie twoje serce. Życzę ci tego, skurwysynie!

— Taka śliczna dziewczyna,  tak przeklina. Nie jesteś taka niewinna. Gdybyś nie dała…

Kolejne uderzenie w ten sam policzek sprawiło, że ten zapiekł o wiele ostrzej.

— Niech cię szlag trafi! — wrzasnęła dziewczyna, po czym odwróciwszy się na pięcie odeszła, nie zaważając na liczne wpatrujące się w nią pary oczu.

— Co za babsztyl — warknął ze złością Korn. — Na co się gapicie? Nie macie nic do roboty?! — krzyknął do tłumu.

Oparłszy się o ścianę pomasował bolący policzek, który na pewno był czerwony. Niski chichot dochodzący z prawej strony zwrócił uwagę Mahawana. Niedaleko na parapecie siedziała postać o włosach czarnych niczym heban. Przebijały się przez nie granatowe refleksy, kiedy padały na nie promienie słońca, w chwili jak chłopak poruszył głową. W jednej ręce trzymał książkę,  w drugiej zielony zakreślacz. Obok niego leżały jeszcze pisaki w innych kolorach.

— Z czego się śmiejesz? — zapytał niezbyt zadowolony Korn.

— Z ciebie? — odpowiedział pytaniem na pytanie nieznajomy chłopak. Zakreślił kolejne miejsce w książce. Nie patrzył na Mahawana. — Tyle razy dostałeś po pysku i wciąż niczego się nie nauczyłeś.

— Jakiej lekcji? — Korn podniósł rękę, aby poprawić okulary, ale przypomniał sobie, że dzisiaj założył szkła kontaktowe. Okulary zazwyczaj nosił jedynie w domu.

— Tej, że wykorzystywanie ludzi w sposób jaki ty to robisz, krzywdzi ciebie, nie ich.

Thapakorn Mahawan roześmiał się. Jakiś gówniarz chce go pouczać.

— Sami wskakują do mojego łóżka, więc nie zamierzam odmawiać — powiedział i podszedł bliżej chłopaka wpatrując się w niego. Ten jednak ani na moment nie podniósł na niego wzroku. — Nie lubię, kiedy ktoś ze mną rozmawia i nie patrzy na mnie.

— Tak bardzo potrzebujesz atencji? Wybacz, ale to mogę okazać tylko komuś, kto na to zasługuje.

— Ty cholerny szczeniaku…

— Widzisz gdzieś tutaj psa? Przykro mi, że masz zwidy — dodał chłopak i zamknął książkę. Schował ją do torby, tak samo jak zakreślacze. — Na leczenie nie jest za późno — rzucił zeskakując z parapetu. Na ramieniu zawiesił pasek od workowatej torby i oddalił się.

Korn był coraz bardziej zły. Miał ochotę chwycić bachora i nim potrząsnąć. Nie będzie go tu jakiś młodszy od niego dzieciak pouczał. Najchętniej coś by z nim zrobił… Nie miał pojęcia co by z nim zrobił, ale na pewno nie byłoby to nic miłego. Zanim jednak zdecydował się na jakikolwiek ruch młodego już nie było. Po nim pozostało jednak nieprzyjemne wrażenie narastającej furii. Nikt go tak nie wnerwił jak ten szczeniak. Nazywał go tak, bo ewidentnie chłopak był młodszy. Może o rok, ale i tak dla niego to był ktoś, kto go powinien szanować. Przecież był starszy od tego dzieciaka.

— Gdybyś mieszkał w Tajlandii, nauczyłbyś się by być posłusznym starszemu — szepnął do siebie Korn i spojrzał przez okno, które wychodziło na tyły szkoły, gdzie znajdowały się obiekty sportowe i boisko.

— Ale mieszkam w Stanach Zjednoczonych — powiedział głos, który Korn zapamięta na zawsze.

Mahawan odwrócił się i nagle coś lodowatego zostało wciśnięte w jego piekący policzek. Chłopak chwycił jego rękę i docisnął ją do butelki napoju.

— Trzymaj. Nie ma lodu, ale to też pomoże. Inaczej jutro będziesz chodził opuchnięty — powiedział chłopak.

Nawet nie rzucił jednego spojrzenia na Mahawana i odszedł, pozostawiając zdumionego Korna stojącego bez ruchu, trzymającego zimną butelkę przy policzku.

 

*

 

Tymczasem na parkingu przed szkołą Oliver czuł się tak jakby miał dostać ataku paniki. Brakowało mu tchu, ale delikatny masaż dłoni Tobiasa na jego plecach, uspokajał go. Dłonie jednak nie przestawały się trząść. Oparł je na udach.

— Nie wiem co zrobię jak go zobaczę.

— Nie będę ci mówił co i jak, bo nie wiem jak się czujesz w tej chwili, ale jestem obok. Dzisiaj mamy prawie wszystkie lekcje razem.

— Gerard też na nich będzie — dodał Oli.

Dzisiaj zaczynali od matematyki, potem mieli angielski i resztę lekcji obowiązkowych. Oliver tego dnia miał jeszcze zajęcia z tańca i dopiero wtedy nie będzie tak blisko Frosta.

— Gotowy?

— Nie, ale jak nie wysiądę z samochodu teraz, to nigdy tego nie zrobię. Jak mam udawać, że jest dla mnie obcym? — zapytał brata, patrząc na niego ze łzami w oczach. — Jak mam wytrwać, kiedy znów nazwie mnie ciotą, popchnie? On jest taki jak dawniej.

— Posłuchaj mnie — powiedział Tobias, kładąc obie dłonie na policzkach brata i przytrzymując mu głowę, aby ten nie odwrócił wzroku. — Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam. Wytrwałeś wiele i dasz sobie z tym radę. Pamiętaj, że on odzyska pamięć i wróci do ciebie.

— Wiesz czego jeszcze się boję? Lekarze powiedzieli, że dla jego dobra nie wolno mu o niczym przypominać, ale w szkole, nie można go przed tym uchronić. Martwię się także o niego.

— Podobno dyrektorka wczoraj odwiedziła klasy i opowiedziała im o tym, że po wypadku Gerard stracił pamięć z ostatnich miesięcy i dla dobra jego zdrowia koniecznym jest, aby o niczym ważnym mu nie opowiadali. Zresztą część szkoły, szczególnie młodsi uczniowie, wciąż się go boją. Nikt nie piśnie słówkiem o tobie i o nim, czy o jego dawnych kumplach, których już tu nie ma.

Oliver odsunął dłonie brata od twarzy, ścisnął je i rzekł pewnym siebie głosem:

— Dam radę i będę cierpliwy.

— Tak trzymaj.

Tobias sięgnął na tylne siedzenie i podał bratu plecak.

— Dzięki. Chodźmy zanim się spóźnimy. Pan Whitener nie lubi spóźnialskich.

— Ciekawe, czy marudziłby coś, gdyby to Elliott się spóźnił — rzucił Tobias.

— Nikt tego nie wie, ale pewnie tak. Każdego traktuje równo i nikogo nie wyróżnia.

Oliver wysiadł z samochodu, od razu rozglądając się, czy gdzieś nie widzi znajomej twarzy. Gerard miał przyjechać z Martinem, ale samochodu chłopaka jeszcze nie było. Poniekąd było to dobre, bo miał nadzieję pojawić się pierwszy. Poczekał na brata, który znów miał problem z zamknięciem samochodu.

— Musisz w końcu naprawić zamek.

— Muszę, ale jak widzisz jakoś mi to nie wychodzi. Ale dobra, zamknąłem.

Niedługo później mogli w końcu wejść do budynku szkoły. W progu od razu doszedł do nich Christopher, który śmiało objął Tobiasa. Nie ukrywali się ze swoim związkiem. Żadnemu nawet przez myśl to nie przeszło. Krążyły już plotki, że tworzą z kimś jeszcze triadę, ale ani tego nie dementowali ani nie potwierdzali.

We trójkę ruszyli pod klasę, w której mieli mieć matematykę. Pod nią spotkali Korna, który stał z butelką napoju i przykładał ją do policzka.

— To się pije,  nie robi okłady — szepnął mu do ucha Chris, zaskakując tym chłopaka.

— A to wy. Myślałem, że to znów ten szczeniak.

— Jaki szczeniak? — zapytał Tobias.

Poznał Korna w szkole, kiedy Martin ich sobie przedstawił, ale średnio polubił tego chłopaka. Nie podobał mu się sposób bycia Mahawana. Chłopak łamał serca jedno po drugim. Kiedy jeszcze Grant popierał nie bycie w związkach, to przynajmniej nie niszczył innych. Podchodził do sprawy jasno. Chodziło o seks. Za to Korn uwodzi, zaprasza na randki, daje nadzieję,  potem niszczy, kiedy dostanie co chce. Życzył mu tego, aby kiedyś, tego skurwiela, trafiła strzała Amora. Z drugiej strony chłopak jest wolny,  ci co znając jego reputację, wciąż nabierając się na jego słodkie słówka, są po prostu naiwni. Każdy jednak sądzi, że zmieni tego chłopaka. Niektórych, niestety nie dawało się odmienić. Jednym z tych ludzi jest właśnie Mahawan.

— Nie wiem, ale gówniarz chciał mnie pouczać. Jest chyba rok niżej.

— Co ty w ogóle robisz z tym napojem?

Na pytanie Chrisa Korn odkręcił butelkę i napił się, po czym odpowiedział:

— Piję. O, i jest mój drogi kuzyn i jego przyjaciel.

Oliver nie interesujący się wcześniej rozmową, od razu zwrócił uwagę na słowa chłopaka. Tylko z jednej strony Gerard mógł nadejść, więc spojrzał tam. Serce od razu zaczęło mu szybciej bić. Frost nic się nie zmienił przez ten miesiąc. Miał tylko krótsze włosy od kiedy Grant go po raz ostatni widział. Rozmawiał z Martinem. Ani na chwilę nie spojrzał w ich stronę.

— Chodźmy do klasy — zaproponował Oli,  reszta zgodziła się.

— Usiądź w ławce obok mnie — powiedział Tobias.

— Nie, usiądę tam gdzie zawsze.

Jak powiedział, tak zrobił. Zajął swoje miejsce w ławce, tuż obok stolika Elliotta. Ross już był w klasie i coś pisał,  kiedy zauważył ruch obok siebie, skoncentrował się na tym co dzieje się w sali.

— Jakiś ty punktualny — zagadał do Rossa Tobias siedzący za nim. — Chcesz wywrzeć jak najlepsze wrażenie na przyszłym szwagrze.

— Po prostu wstałem wcześnie i przyszedłem też wcześniej — odpowiedział Elliott, nie chcąc wdawać się w dyskusję z Grantem. Ostatnio chłopak ciągle go zaczepiał, jakby wielką sensacją było to, że ma kogoś. Miał i co z tego? Wiele osób kogoś miało, więc dlaczego to z niego sobie żartowali?

— Mówię ci, zdobywasz punkty u jego rodziny. Spotkałeś się w końcu z nimi?

— Planowaliśmy to, ale doszliśmy w końcu z Ryanem do wniosku, że jeszcze mamy czas na ten krok. Czemu nikt mi nie powiedział, że Gerard wraca? — zapytał wpatrując się w wejście do klasy. — Nie wygląda jakby stracił pamięć.

— Tylko te kilka miesięcy mu uciekło — wyjaśnił Oliver, mimo że nie musiał, bo każdy o tym wiedział.

To były jego ostatnie słowa jakie był w stanie wypowiedzieć, patrząc na Frosta, który nawet nie zerknął w jego stronę i od razu podszedł do ławki, którą zajmował przed wakacjami. Dziewczyna, siedząca tam, szybko pozbierała swoje rzeczy i zajęła miejsce obok Oliego, który obejrzał się, nie potrafiąc nie patrzeć na Gerarda. Serce wyrywało się do tego chłopaka, wręcz wrzeszczało za nim, tak jak oni krzyczeli pamiętnego wieczoru po wizycie w domu rodziców Gerarda. Tylko wtedy to przyniosło ulgę. Tym razem krzyk jaki Oliver odczuwał w swej duszy, był agonią.

 

*

 

— Macie na jutro rozwiązać te zadania — powiedział JD, pod koniec lekcji, odsłaniając jedną z tablic, którą przygotował wcześniej.

Cała klasa jęknęła jakby właśnie mieli zostać torturowani. Uciszyli się jednak kiedy spojrzenie ich matematyka skierowało się w ich stronę.

— To nie są trudne zadania. Wystarczy znać wzór i rozwiążecie je w jednej chwili. Gerardzie, przerabialiśmy to w ostatnich miesiącach ktoś ci z pewnością pomoże.

— Martin mi pomoże.

— Dobrze, jakby co, to zwróć się do mnie. Reszta nie ma żadnej ulgi. To tylko dziesięć zadań. Jeszcze raz jękniecie i będzie ich drugie tyle do odrobienia. Dzisiaj, może się wam wydawać, że matematyka nie przyda się w życiu. Mylicie się. Każdego dnia korzystacie z matematyki. Choćby robiąc zakupy. Trzeba za nie zapłacić, prawda? Może na co dzień nie będziecie rozwiązywać skomplikowanych wzorów, ale niejednokrotnie przyda się wam to, czego się uczycie. Pewnie myślicie już o studiach, jeżeli tego nie robicie, to tym się zajmijcie. Może pójdziecie na kierunek, gdzie matematyka będzie bardzo ważna. Trudniej wam będzie, jeżeli nie będziecie uczyć się już teraz. I nie chcę nigdy więcej słyszeć, że dwa plus dwa, to pięć — mówiąc to, mężczyzna spojrzał na jednego z uczniów siedzących w pierwszym rzędzie. — Spiszcie te zadania i na dzisiaj już koniec. Jeżeli macie jakieś pytania, to wiecie gdzie mnie znaleźć.

Po tych słowach mężczyzna zabrał swoje rzeczy i wyszedł z klasy, w której nagle zrobiło się głośno. Połowa osób narzekała, że muszą spędzić wieczór na rozwiązywaniu tak trudnych zadań. Druga już planowała weekend, który zbliżał się. Najcichszą osobą był Oliver. Drżącą ręką spisywał zadania z tablicy, ale kilka razy pomylił się, więc pożyczywszy od Dany jej ulubioną gumkę, zmazywał wszystko i spisywał od nowa. Niektórzy robili zdjęcia tablicy, ale on nie chciał ryzykować, że coś źle potem odczyta.

Dzwonek na przerwę sprawił, że ludzie wypadli z klasy całym hurmem, jakby właśnie ktoś uwolnił ich z niewoli. Tobias z przyjaciółmi poczekał na sam koniec. Zresztą on też musiał jeszcze dokończyć spisywanie zadań. Trącił ołówkiem w ramię Elliotta, który odwrócił się do niego.

— Nie możesz go poprosić, aby nam odpuścił? Przecież to twój przyszły…

— Powiesz coś więcej, to zjesz własne, brudne skarpetki.

— Jesteś dla mnie okrutny — odpowiedział Grant udając smutnego. — Christopherze, dlaczego mnie nie obronisz?

— Bo mnie także każe jeść brudne skarpetki. Idziemy?

— Spisałeś już to?

— Zrobiłem kilka zdjęć. Tak, prześlę ci je, Tobiasie — dodał Nicholls.

Oliver schował notatki do plecaka i wstał chcąc uciec z klasy. Może inni zachowywali się jak zawsze, ale on nie potrafił udawać, kiedy kilka ławek dalej siedział Frost. Co prawda, chłopak był zajęty słuchaniem tego, co mu Martin tłumaczy i nie zwracał na niego uwagi, ale nie chciał się z nim skonfrontować, więc wolał uciec. To i jemu przyda się. Jakoś przetrwał lekcję, bo starał się wyłączyć na Gerarda, ale dłużej tak nie mógł. Potrzebował oddechu. Inaczej podejdzie do chłopaka i powie mu wszystko.

— Poczekaj na mnie — zawołał za nim Tobias.

Obaj wyszli na korytarz pełen rozmów, dźwięków z gier jakie zostały puszczone na telefonie, czy muzyki. Po chwili dołączyli do nich Chris, Elliott i Dana. Quinna dzisiaj w szkole miało nie być, bo wczoraj dostał gorączki i został w domu. Niestety Martin musiał opiekować się Gerardem w czasie szkolnych godzin i z tego co Oli wiedział, to dopiero później odwiedzi swojego chłopaka.

— W porządku? — zapytała Dana, która dołączyła do klasy tuż przed tym zanim wszedł matematyk.

— Średnio — odpowiedział Oliver. — Dam sobie radę. Czekaj, oddam ci gumkę.

Zajrzał do plecaka, ale nie znalazł tego czego szukał. Miał wrażenie, że schował ją do kieszonki w plecaku, ale mógł tego nie zrobić.

— Dobra, nie szukaj, znajdzie się.

— Chyba zostawiłem ją w klasie. Przyniosę ci ją — powiedział i zawrócił w stronę klasy.

Dana zawołała do niego, że sama ją odnajdzie, ale nie słuchał jej. Wiedział, że dziewczyna bardzo lubi tę gumkę do mazania o wyglądzie Myszki Miki. Wszedł do klasy próbując jeszcze przeszukiwać plecak i nagle wpadł na coś twardego. Serce mu zabiło jakby chciało wyrwać się z jego piersi,  znajomy zapach ukochanego, wdarł się do jego nozdrzy. Z trudem przełknął ślinę i spojrzał na chłopaka, w którego uderzył. Wściekłe spojrzenie owinęło się wokół niego jak kajdany,  lód wspiął się po plecach Olivera, kiedy padły słowa:

— Patrz jak idziesz dziewczynko.

4 komentarze:

  1. Tak mnie boli obecny tom.
    Ciekawi mnie kiedy dozyskamy starego Frosta.
    Ale jeszcze ciekawsze jest jak tam u Eliota. Mozemy się spodziewać jakiś smaczków w następnym rozdziale?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    oj Korn chyba to zaraz zostanie trafiony strzałą amora... i coś mi się wydaje, że to ten "szczeniak" będzie miał w tym swój udział... choć fajnie by było, że Korn wchodzi do klasy tam siedzi właśnie on...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    och Korn chyba twój los właśnie został przesadzony, już czuję w kościach, że ten "szczeniak" jak go nazywasz wywoła lawinę w Twoim życiu... kiedy Gerard sobie przypomni Olivera, może jakaś sytuacja się wydarzy, że wspomnienia powrócą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Kim jest ów szczeniaczek? Czyżby Korn ukręcił na siebie już wystarczająco bicz? Martwi mnie sytuacja Oliego, ale będzie dobrze. Coś się na pewno wydarzy, co sprawi, że Gerard sobie wszystko przypomni. Liczę na to bo jestem niepoprawną optymistką

    Weny życzę. Japonia.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)