2022/11/20

W rytmie miłości - Rozdział 62

 Zapraszam na kolejny rozdział. Przypominam, że moje teksty można kupić tutaj: Kliknij mnie :)

 

Dziękuję za komentarze i z całego serca tym, którzy zdecydowali się kupić mój nowy tekst. Jest to piąty tom z cyklu "Uśmiech losu" pod tytułem "Nieodparty urok". Można go zakupić tutaj: Klik :)

 

 

— Skąd miałem wiedzieć, że ta pizzeria jest zamknięta, bo mają remont?

— Najpierw, ćwoku, trzeba było to sprawdzić — powiedziała Dana, zwracając się do Quinna. — Przecież już od paru tygodni na drzwiach wisiała kartka, że jest planowany remont po nowym roku.

— Oj, tam, kto by się przejmował jakąś kartką. Posiedzimy w domu u Martina. Zamówimy pizzę, coś do picia i będzie ekstra. Szkoda tylko, że Chrisa nie będzie,  Tobias ma od dzisiaj robotę.

— O, jego ciocia w końcu zgodziła się, aby poszedł do pracy? — zapytała dziewczyna.

Oboje siedzieli w samochodzie Martina, który starał się skupić na jeździe,  nie na ich rozmowie. Oliver zajmował miejsce obok dziewczyny, ale także ich nie słuchał, pogrążony w myślach.

— Uległa. Ciągle mu powtarzała, że ma się uczyć, bo to jego główny obowiązek, ale kiedy znalazł pracę w stadninie, to błagał ją na kolanach, aby mu pozwoliła złożyć podanie. To praca tylko co drugi weekend i dwa popołudnia w tygodniu.

— Zawsze powtarza, że chce żyć na farmie, to będzie miał praktykę przy koniach. Jestem ciekawa, jak to swoje marzenie pogodzi z marzeniem Chrisa i tego ich Gabriela. Swoją drogą, byłam w niemałym szoku, jak zobaczyłam ich razem. Czasami dwóm osobom trudno się dogadać, co do ich przyszłości,  co dopiero trójce.

— Nie wiem jak z Chrisem — odezwał się Oliver, co było odpowiedzią na to, czy słucha rozmowy przyjaciół czy nie — ale Tobias mówił, że Gabriel pochodzi z małego miasteczka Denton.[1]

— No właśnie, o tym mówię. Co jak zechce wrócić do domu? Mówimy o tym Denton koło Dallas? — dopytał Quinn.

— Nie, to małe miasteczko, ale nie wiem dokładnie gdzie. Na pewno są tam już srogie zimy, nie jak u nas.

— Ja tam wolę lato i wiosnę — stwierdziła dziewczyna. — Nie wiem czy potrafiłabym żyć, gdzie jest mróz i gruba warstwa śniegu zimą.

Oliver nic na to nie odpowiedział. Także jemu pasuje życie w Południowej Karolinie, ale czasami chciałby znaleźć się gdzieś, gdzie jest jak w bajce o Królowej Śniegu. Westchnął cicho i wyłączając się tym razem całkowicie z rozmowy przyjaciół, zatonął we własnym, obecnie smutnym świecie. Jak za mgłą usłyszał tylko jak Quinn mówi, że Chrisa nie będzie, bo nie da rady wyjść wcześniej z pracy.

 

*

 

— Ja pierdolę — zaklął Christopher po wyjściu na zaplecze. Musiał zmienić fartuch i koszulkę, bo te które miał na sobie były całe oblane kawą. Wiedział, że Sharon zrobiła to specjalnie, ale nie miał na to dowodów. Miał szczęście, że to była mrożona kawa,  nie gorąca.

Zdjął z siebie koszulkę i założył tę, którą trzymał na zapas. Fartuch oraz brudne ubranie wrzucił do plecaka, który zawsze zabierał do pracy. Zawiązał go, umył ręce i na końcu nałożył czapeczkę z daszkiem. Znów wyglądał profesjonalnie, ale choć ze zmianą ubrania poszło gładko, gorzej było z jego nastrojem.

— W porządku? — zapytała Bethany, której udało się na chwilę wyrwać na małą przerwę.

— Nie do końca. Nie wiem co ta suka ma do mnie, ale dowiem się tego w końcu.

— Nie widziałam co się stało, bo byłam wynieść śmieci, ale może powiedz to szefowi. Dał jej ostatnią szansę i ją zmarnowała. Mamy kamery…

— Które nie działają. Już dwa dni temu mieli przyjść je naprawić i nic z tego jak widać. Zresztą sam się nią zajmę. Czekałem zbyt długo na to. Jeszcze sądziłem, że dam jej spokój, ale nie po tym co zrobiła. Niby przypadkiem mnie popchnęła i cała taca z kawą, którą niosłem do stolika wylała się na mnie. Wracam do pracy. Dobrze, że dzisiaj pracuję przynajmniej także z tobą.

Odkąd do cukierni zaczęło przybywać więcej klientów, dwie osoby na zmianie nie dawały sobie rady. Właściciel musiał wszystko przeorganizować, zmienić ich grafiki i przyjąć nowe osoby. Chris brał też więcej zmian w pracy. Starał się jakoś godzić z tym naukę i randki. Mama tylko martwiła się o niego, czy da sobie radę, ale potrzebował pieniędzy na swoją przyszłość. Cieszyło go jednak to, że rodzicielka zaakceptowała Gabriela. Wtedy na niefortunnie zakończonych urodzinach miała niewiele szans na rozmowę z Lawrencem, dlatego zaprosiła go na kolację do ich domu. Potem powiedziała mu, że w chwili, kiedy zobaczyła całą trójkę razem, to jak się traktują, jak patrzą na siebie, nadal mając obawy, zyskała pewność, że wszyscy troszczą się o siebie, że jej syn nie stoi na uboczu, i zgodziła się na ich związek. Niby tej zgody nie potrzebował, ale dzięki temu kamień spadł mu z serca. Ciążył jeszcze inny, który nazywa się Sharon Moore.

Dziewczyna nawet nie spojrzała na niego. Udawała, że nic się nie stało, jak zwykle zresztą. W tej chwili chciałby jeść pizzę z przyjaciółmi,  nie znosić humory współpracowniczki.

— Nie myśl, że tak to zostawię — szepnął do niej,  zanim ona zareagowała, podszedł do kontuaru, by przyjąć nowe zamówienia.

 

*

 

Korn Thapakorn Mahawan obserwował osoby, które objadały się pizzą. Nie przepadał za tego rodzaju jedzeniem. Zjadł tylko kawałek, ponieważ w ogóle mu to nie smakowało. Musiałby być bardzo głodny, aby zjeść coś tego typu. Dlatego siedział wygodnie, w dłoni trzymając wysoką szklankę coli z lodem. Quinna znał od dawna. Od czasów, kiedy chłopak przyjaźnił się z jego kuzynem. Wakacje, które w przeszłości Korn spędzał w Stanach, często wypełnione były wspólnymi zabawami z tą dwójką. Czasami tęsknił za czasami, kiedy miał dziesięć lat. Lubił Quinna, ale lubił go też drażnić. Swojego kuzyna kochał jak najlepszego brata i przyjaciela. Dziewczynę Danę znał z liceum, ale nie miał do tej pory z nią większego kontaktu. Była bardzo ładna i ciekawiło go czy ma chłopaka. Podobała mu się. Olivera poznał niedawno. Chciałby wiedzieć jaki ten chłopak był przed wypadkiem Gerarda Frosta. Obecnie wydawał mu się osobą przepełnioną cierpieniem. Nie znał tego uczucia, które dotyczy drugiej połówki. Nigdy nie miał nikogo na dłużej niż dwa spotkania i jedną noc. Uważał, że coś więcej w życiu człowieka to tylko problem. Poza tym, jak mógł wybrać jedną osobę, kiedy tak wiele ludzi mu się podobało. Nieważna była dla niego płeć.

Mówiono o nim, że jest panseksualny, ale on nie zamierzał się w żaden sposób określać. Uważał, że to głupie. Po prostu jest się tym kim jest i czy ma znaczenie coś więcej?

— Korn — zagadała do niego Dana — nie sądziłam, że wrócisz dokończyć tutaj szkołę.

— Tak sobie zaplanowałem, więc zamierzam to zrobić.

— Nie lepiej uczyć się w Tajlandii? Tam mieszkasz — kontynuowała.

— Zacząłem tutaj liceum, kiedy rodzice przenieśli się na jakiś czas do Stanów i tutaj chcę je skończyć. Jego poziom jest wyższy niż w Tajlandii. Jednak studiować tutaj nie zamierzam. Mam plany na przyszłość, które chcę tam realizować — odpowiedział, uśmiechając się słodko do dziewczyny, co nie umknęło Quinnowi.

— Łapy precz od niej. Nie zasługuje na to byś ją zmarnował. Nie dalej jak wczoraj dostałeś po pysku od jednego chłopaka. Chcesz od niej też jutro oberwać,  Dana bije mocniej niż facet.

— Głupi jesteś i tyle. Tylko rozmawiamy — rzekła dziewczyna. Chwyciła kawałek pizzy i na siłę próbowała ją wcisnąć do ust przyjaciela. — Masz. Zapchaj się czymś.

Greenwood otworzył usta, aby ugryźć kawałek. Jak trzeba będzie to obroni cnotę przyjaciółki i ten złotousty typek nie zbliży się do dziewczyny. Dana zasługiwała na porządnego chłopaka,  nie na nadzieję, która zostanie zburzona po jednej nocy. Że też drań nigdy się niczym nie zaraził — pomyślał. Od razu przypomniał sobie jak on z Martinem robili badania na obecność wirusa HIV i inne choroby przenoszone drogą płciową. Wyniki w każdym przypadku okazały się ujemne, ale jeszcze je muszą powtórzyć za jakiś czas.

— Co tak na mnie patrzysz? Zakochałeś się we mnie, czy jak? — zapytał Korn, chcąc podrażnić Quinna. Chłopak rzucił w niego poduszką, którą Mahawan złapał i położył sobie na kolanach. Kiedy Greenwood chciał rzucić w niego drugą poduszką, został powstrzymany przez swojego partnera.

— Przestań i tak mu tym krzywdy nie zrobisz. A jak wylejesz jego picie, to mama każe ci czyścić i suszyć kanapę. Daj mi to — powiedział Martin usiłując odebrać z rąk Quinna poduszkę. Ten jednak bronił się przed tym.

— Twoja mama mnie kocha. Muszę go czymś walnąć.

Korn wstał i wyszedł przez rozsuwane drzwi do ogrodu. Na dworze już się ściemniło, ale lampy umieszczone wokół dawały trochę światła. Zerknął przez ramię na kuzyna i jego odwieczną miłość. Nadal siłowali się ze sobą. Dana próbowała obu wepchnąć do ust ostatnie kawałki pizzy,  Oliver wciśnięty w kanapę udawał, że go nie ma. Kornowi podobał się ten chłopak z wyglądu i gdyby był wolny, to zainteresowałby się nim. Miał jednak jedną zasadę, nie uwodził zajętych osób. Dostał za to solidną lekcję. Tylko wtedy nie było jego winą, to, że dziewczyna z którą spędził noc, miała narzeczonego. Nie wiedział o tym. Okłamała go. Następnego dnia wylądował w szpitalu. Dlatego, tylko randki z wolnymi osobami wchodziły w grę i nie wolno mu się było zakochać. Miłość to kłopoty. Znał to z doświadczenia rodziców w przeszłości. Poza tym życie samemu może przynieść wiele innych korzyści. Jak choćby to, że możesz co noc mieć w łóżku kogoś innego.

Na tę myśl uśmiechnął się. Dzisiaj czekała go miła noc i gorąca dziewczyna.

 

*

 

— Co masz do mnie? — zapytał Christopher Sharon, kiedy skończyli swoją zmianę,  cukiernia była już zamknięta.

— Do ciebie? Nic nie mam, bo do takich jak ty trudno coś mieć — odpowiedziała ironicznie. Chciała wyjść, ale chłopak oparł się o drzwi. — Złaź mi z drogi.

— Nie,, dopóki nie dowiem się o co ci chodzi. Masz problem ze mną. Chodzi o mój kolor skóry?

— Nie bądź taki głupi i jedną z tych osób, które sądzą, że coś się dzieje, ktoś ich nie lubi przez ich kolor skóry, czy orientację. Czasami może zwyczajnie ktoś komuś nie pasować i tyle. Nie bądź taki wrażliwy. Zbytnia wrażliwość nie jest dobra w życiu człowieka.

— To co masz do mnie? Nie wyjdziesz stąd dopóki nie pogadamy.

Sharon wyjęła z torebki telefon, kliknęła w niego parę razy,  potem pokazała mu ekran na którym widniał telefon na policję.

— Jedno kliknięcie i jesteś ugotowany, kiedy powiem, że próbowałeś mnie zgwałcić.

— Jestem gejem, to przemawia po mojej stronie. Nie interesują mnie dziewczyny.

— Powiem, że chciałeś poeksperymentować. Kamery nie działają, pamiętasz? Kto ci uwierzy?

Chwyciła dłonią bluzkę przy szyi, jakby chcąc ją rozerwać. Chris nie zamierzał się wpakować w jakieś gówno przez, jego zdaniem, niezbyt zdrową psychicznie osobę. Na razie mógł odpuścić. Odsunął się od drzwi,  Moore wypadła przez nie jakby chcąc uciec.

— Jeżeli nie chodzi o moją skórę, o orientację seksualną, to o co?

Nic mu nie przychodziło do głowy. Sharon ogólnie nie była miłą osobą i ciężką we współpracy, ale ewidentnie go nienawidziła. Godzinę później powiedział to samo Gabrielowi kiedy spotkali się w studiu tatuażu mężczyzny. Dzisiaj Lawrence miał otwarte do późna, by w kolejny poniedziałek mieć wolne.

— Nie znałeś jej w przeszłości?

— Nie. Poznałem ją dopiero jak zacząłem pracę u Harveya. Wtedy była inna dla mnie. Potem coś się zmieniło.

— Może czegoś ci zazdrości? — zapytał Gabriel, biorąc klucze i zamierzając zamknąć studio.

— Czego niby?

— Tego, że byłeś biedakiem,  teraz mieszkasz w wielkim domu. Twój ojczym jest współwłaścicielem znanej firmy transportowej. Z żebraka stałeś się księciem. Może to ją kłuje. Zazdrość to silne uczucie. Potrafi zabić. Nie wiesz z jakiego środowiska pochodzi i dokąd wraca?

Christopher przesunął ręką po głowie. Włosy miał bardzo krótkie po wczorajszej wizycie u fryzjera.

— Nie wiem. Co do reszty, to nic nie jest moje, więc czego mi zazdrościć?

— Ale niektórzy ludzie widzą tylko biel lub czerń. Nie dostrzegają szarości. Pomyśl o tym — dodał, podchodząc do Chrisa i całując go lekko w usta. — Jedziemy coś zjeść?

— Nie jesteś zmęczony?

— Jestem, ale nie odmówię sobie twojego towarzystwa i głodny jestem. Ty nie jesteś?

— Jestem. Ciasta mogę robić, ale jeść je cały czas… Podziękuję.

— To chodź. Znam przydrożną budkę z dobrymi makaronami. Jeszcze powinni być czynni.

Nicholls spojrzał na zegarek. Zbliżała się dwudziesta pierwsza. Powinien wrócić do domu i odrobić lekcje, ale nie chciał zrezygnować ze spotkania z Gabrielem. Tobias miał pracować do dwudziestej trzeciej, więc do nich nie dołączy. Zresztą, wiele razy już organizowali randki lub mini randki, takie jak ta, również we dwóch. Tobias wręcz to im nakazywał, mówiąc: „Macie się spotykać także we dwóch. Powinniście się lepiej poznać.” Miał rację. Chris jeszcze wielu rzeczy nie wiedział o Gabrielu, zresztą z wzajemnością. Obaj jednak uważali, że powoli dowiedzą się wszystkiego o sobie,  ich uczucia, które były najświeższe, dojrzeją.

— Jestem dzisiaj motorem, pasuje ci?

— Pewnie. Przyjechałem taksówką,  nie lubię ich, mogę i motorem jechać mając ciebie za kierowcę.

Gabriel roześmiał się. Podszedł do potężnej, czerwonej maszyny i podniósł siedzenie podając kask Chrisowi. Swój także założył, wsiadając na motor. Poczekał aż zrobi to Chris, ale chłopak miał problem z zapięciem kasku. Lawrence wychylił się i kiedy Nicholls pochylił się do niego, zapiął mu sprzączkę przy pasku.

— Gotowy?

— Pewnie — odpowiedział chłopak, siadając za Gabrielem.

— Trzymaj się mocno. Najlepiej trzymaj się mnie — rzekł Lawrence. Wyciągnął ręce za siebie i chwyciwszy ręce Chrisa położył je na swoim ciele. Poczuł jak chłopak od razu obejmuje go, przysuwając się bliżej niego. Potem w uchu usłyszał szept:

— Tak blisko wystarczy?

— Na ten moment tak. Jeszcze bliżej, to chyba już tylko bez ubrań.

— Panie Lawrence, jesteśmy na ulicy. Nie będziemy zdejmować ubrań. To byłoby nieprzyzwoite.

Gabriel roześmiał się głośno.

— To trzymaj się mocno i bądź ze mną blisko — poprosił.

— Nie zamierzam oddalać się ani teraz, ani nigdy — obiecał Nicholls.

Mocno złapał się mężczyzny, kiedy ten odpalił silnik. Trochę się bał, bo po raz pierwszy będzie jechał na motorze, ale ufał umiejętnościom Gabriela. Chwilę później poddał się przyjemności jazdy i wciskaniu się w ciało swojego partnera, tak blisko jak tylko mógł w danej chwili.



[1]W mojej serii pod wspólnym tytułem „Uśmiech losu”, opowiadam historie dziejące się w tym miasteczku.

 

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    cudnie, no właśnie o co chodzi Sharon? podkochuje się mimo wszystko, czy zazdrosna o jego talent cukiernika... spodobała mi się postawa Korna że z zajętymi osobami nie interesuje się w ten sposób... choć może jakoś wesprze Olivera...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    rozdział jest wspaniały, Korn u mnie zapunktował, choć może i da siłę Oliverowi do walki...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)