2022/09/25

W rytmie miłości - Rozdział 56

Dziękuję za komentarze. :) 

 

Pierwszy dzień grudnia dla Elliotta stał się najbardziej pechowym czasem jaki go spotkał od dnia narodzin. Nic mu się nie udawało. Narzekał, że to wina tego, że wstał lewą nogą. Wylanie na siebie kawy, czy runięcie jak długi w kuchni wprost pod stopy chichoczącej siostry, kiedy ta już upewniła się, że nic mu się nie stało, to tylko jeden z wielu przypadków. W szkole dostał dwie złe oceny, co mógł zrzucić na to, że się nie uczył, ale zrzucenie winy na pecha, było lepszym wyjściem. Do tego wszedł w ścianę na wuefie, bo źle wymierzył kroki podczas ćwiczeń. Od razu zaczęła mu z nosa lecieć krew, więc go zaprowadzono do szkolnej pielęgniarki, która mu nie tylko udzieliła pierwszej pomocy, ale też odprawiła do domu, by wypoczął. Nos go do tej pory bolał. Cudem go nie złamał. Najgorszym dla Elliotta jednak okazał się fakt, że po lekcjach nagrał kolejny film z nowej gry, a potem gdy chciał go zmontować, by jutro móc go wrzucić na YouTube okazało się, że nagrany został jedynie jego głos. Potem zaczął się śmiać, by wkrótce zacząć płakać.

Wycierał właśnie oczy dłońmi, kiedy pukanie do drzwi jego pokoju, dość już natarczywe, trwające od dobrej chwili, w końcu zwróciło jego uwagę.

— Właź.

Emilly najpierw wsunęła głowę do środka, a potem stwierdziwszy, że jest bezpiecznie i nic na nią nie spadnie kiedy wejdzie do pokoju dzisiejszego największego na świecie pechowca, wkroczyła do jaskini króla pechowców. Powstrzymała śmiech na widok stojących i zaplątanych włosów brata. W środku jednak zwijała się ze śmiechu.

— Wsadziłeś palce do gniazdka?

— Cicho, nie czepiaj się. Do jutra nie wstanę z tego fotela. Wszystkiego czego się dzisiaj chwytam, to się wali.

— I z tego powodu ryczałeś?

Chłopak wzruszył ramionami. Zrobił smutną minę, chcąc współczucia i wsparcia, ale siostra zaczęła przeglądać jego półkę, na której trzymał podręczniki oraz wiele innych książek, których potrzebował do nauki.

— Czego szukasz?

— Muszę zrobić pracę domową na temat jednego z osiemnastowiecznych poetów. Mam wypisać tytuły jego wierszy. Zacytować jakiś i opisać jego znaczenie.

— A nie masz neta?

— No właśnie, niewiele znalazłam. Jakby się nikt nie interesował tym gościem. A ty tu miałeś taką książkę, która by mi pomogła.

— Co to za autor?

— Jakiś William Peters.[1] Pisał na początku osiemnastego wieku. Z tą książką, może i w necie jakieś wiersze znajdę. Ale muszę mieć tytuły.

— Górna półka, piąta książka od lewej. Ta gruba.

Emilly była niższa od Elliotta, więc sięgnięcie przez nią na górną półkę było nie lada wyczynem. Choćby robiła cuda, bez drabinki nie byłaby w stanie sięgnąć tak wysoko. Podskoczyła kilka razy nie uzyskując pożądanego efektu. Spojrzała więc błagalnie na brata.

— Obiecałem sobie się stąd nie ruszać. Nie wstaję.

Złapał podłokietniki krzesła na wszelki wypadek jakby bliźniaczka chciała go z niego ściągnąć.

— Ale proszę, podasz mi ją i znikam z twoich oczu. Jestem twoją ukochaną siostrą bliźniaczką.

— Jedyną.

— No właśnie.

Westchnął. Po tym jak opuścił swoje bezpieczne miejsce podszedł do regału i sięgnął po książkę. Ta była dość gruba i ciężka. Zawierała bowiem spis wielu pisarzy, a także poetów oraz tytuły utworów jakie napisali. Przy niektórych wymienionych postaciach zostały dodane też fragmenty tego co stworzyli. Dlatego pięćset stron, pięknie oprawionego wydania było czymś bardzo pożądanym przez dziewczynę, która musiała napisać pracę domową. Elliott chwycił opasły tom, chcąc go wyjąć, ale po chwili zachwiał się i cała górna półka książek poleciała na niego.

Emilly odskoczyła, ale jej brat nie zdążył i kilka spadających wolumenów uderzyło go w głowę. Chłopak spojrzał na nią z wściekłością. Wyciągnął przed siebie to, co ją interesowało.

— Weź to i znikaj.

Sięgnęła ostrożnie po książkę z pytaniem:

— Ten pech to nie jest zaraźliwy, co?

— Zaraz cię kopnę. Spadaj.

Po chwili został sam otoczony bałaganem, którego nie chciało mu się sprzątać. Obawiał się, że jakby zaczął to wszystko układać, to jeszcze regał by na niego poleciał. Nie miało kompletnie znaczenia to, że mebel został solidnie przymocowany do ściany. Jak pech to pech.

Spojrzał na komputer. Powinien cofnąć zapis w grze i jeszcze raz nagrać odcinek, ale ostatecznie stwierdził, że to nie ma sensu. Nie dzisiaj. Chociaż chwilę się musiał nad tym zastanowić. Nie będzie miał co jutro wrzucić, a starał się zawsze trzymać ramówki, którą stworzył. Widzowie to lubili i doceniali. Nie miał też filmów na zapas. Ostatnio mało nagrywał. Wieczorami nie miał czasu, bo Ryan robił prawie codziennie wejścia na żywo. Każdego dnia święta Bożego Narodzenia były coraz bliżej i mężczyzna przez to grudzień miał zajęty. Tak było co roku, odkąd Elliott go obserwował. Dlatego starał się być na każdym streamie jako moderator. Mógł odmówić, byli przecież inni którzy pomagali mężczyźnie. Nie chciał jednak tego robić.

Nadal nie powiedział Ryanowi, że nagrywa filmy na YouTube i kim tam jest. Quinn namawiał go by to w końcu zrobił on jednak wciąż się wahał. Poza tym inni, poza Oliverem, także nie wiedzieli co robi. Nigdy nie czuł potrzeby by o tym opowiadać.

— Cholera, może powinienem im powiedzieć.

Usiadł na łóżku z telefonem w dłoni i otworzył czat grupowy. Wpatrywał się przez chwilę we fragmenty ich ostatniej rozmowy, a potem aplikacja wyłączyła się. Jęknął głośno. Odwrócił się na brzuch i wcisnął twarz w poduszkę. Zaraz ją jednak podniósł, bo wydawało mu się, że z jego dzisiejszym pechem, może się udusić.

Położył się na plecach zamierzając obserwować sufit oraz nie ruszać się, ale jego telefon, a raczej osoba, która chciała się z nim skontaktować miała inne zdanie. Sprawdził kto dzwoni i aż usiadł, kiedy zobaczył, że to Ryan. Ostatnio rzadko się widywali. Niektóre wspólne plany musieli odwołać. Mężczyzna często wyjeżdżał na kilka dni. Miał promocje, spotkania oraz bywał na organizowanych ostatnio dość często zlotach miłośników gier. Nawet takich starych sprzed dwudziestu lat, które ostatnio nawet on polubił. Popularne Tetris, Final Fantasy, czy Diablo II przecież do dzisiaj miały wielu zwolenników.

— Hej.

— Hej, panie E. Masz ochotę na szybki wypad na jakieś dobre jedzonko? Może kino? Dzisiaj popołudnie i wieczór mam wolny. Streama zacznę późno, bo koło dwudziestej drugiej.

Elliot z ekscytacją, która go nawiedziła, aż wstał.

— Pewnie, że tak.

— To co powiesz na to, że za godzinę podjadę po ciebie, a potem po filmie znajdziemy jakąś knajpkę z grillem. Mam ochotę na coś grillowanego.

— Jestem za. Będę na ciebie czekać.

— To jesteśmy umówieni. Do zobaczenia.

— Do zobaczenia.

Ross rzucił telefon na łóżko, a potem podbiegł do szafy. Lustro zawieszone na jednych z drzwi pokazało mu odbicie chłopaka o czerwonych oczach, rozczochranych włosach, których ujarzmienie zajmie mu wieki, oraz w powyciąganym swetrze i opadających spodniach.

— Człowieku ogarnij się. Nie zdążę. Na pewno nie zdążę — powtarzał raz zarazem wybierając szybko ubrania. — Powinienem wziąć prysznic?

Powąchał się pod pachami i nie skrzywił, więc nie było źle, ale na wszelki wypadek i tak chwilę później popędził do łazienki. Musiał coś zrobić z włosami, a umycie po raz kolejny zębów też nie zaszkodzi. Tak na wszelki wypadek.

Nagle zapomniał o swoim pechu, ponieważ teraz miał w głowie tylko to, by zdążyć na czas.

 

*

 

JD Whitener wpatrywał się w swojego brata. Lekki uśmiech na ustach chował za kubkiem aromatycznej, tym razem czarnej, mocnej herbaty.

— Nie poznaję cię. Ty naprawdę wpadłeś. Wychodzisz częściej z domu. Uśmiechasz się. Hmm… Zakochałeś się w moim uczniu. Nie wiem czy to mnie przeraża, czy cieszy.

— Jest twoim uczniem, nie moim.

— A jak zostanie moim szwagrem?

Ryan posłał bratu spojrzenie typu: „chcesz przeżyć, zamknij się”.

— Tak daleko nie sięgam w moich planach. Lubię go. Może i zakochałem się, jak mówisz. Nie planuję jednak na razie życia z nim, ani z nikim innym.

— Tak, tylko mów.

— Co tam mruczysz pod nosem? — zapytał Ryan brata zakładając koszulkę z długim rękawem. — Co sądzisz o tej? Tamta była lepsza?

— Czarna. Tamta też była czarna.

— Ale miała inny napis. Wiem, założę tę, którą miałem na sobie podczas naszego pierwszego spotkania.

Pobiegł na górę do garderoby znajdującej się obok jedynej na piętrze sypialni. Wśród wielu ubrań, których część była podarunkami od fanów czy od firm, znalazł koszulkę, której szukał. Po drodze na dół przebrał się. Jego brat nadal siedział przy stole w tej samej pozycji.

— Przyrośniesz do tego krzesła.

— Dobrze mi tu. Stroisz się jak panna, która idzie na swoją pierwszą randkę.

Ryan nie uważał, że to źle chcieć się podobać tej drugiej osobie, na której nam zależało. Szczególnie, że to co działo się pomiędzy nim a Elliottem było dopiero początkiem czegoś. Jeszcze sam nie był pewny do czego zmierza ich relacja, ale wiedział jedno, że chce częściej spotykać się z tym chłopakiem. Praca mu jednak zabrała ostatnie dwa tygodnie. Dlatego dzisiejszy luźniejszy dzień zaplanował tak, aby po południu znaleźć czas dla Elliotta Rossa.

— Tak już bez żartów — zagadnął JD wstając i idąc do kuchni umyć kubek — to jak poważne jest to, co czujesz? Szybko to idzie pomiędzy wami. Nikogo wcześniej nie zapraszałeś do swojego domu. I przypominam, on ma dopiero osiemnaście lat.

— Za dwa dni skończy dziewiętnaście — odpowiedział Ryan. Oparł się o wyspę kuchenną, założył ręce na piersi, a nogi skrzyżował w kostkach. — Dzieli nas pięć lat, ale nie ma to dla mnie znaczenia. Jest w nim coś, co mnie przyciąga. Na tyle, że po tamtym dniu w szkole, wziąłem jego rzeczy do siebie i kazałem mu przyjechać. Co do mojego domu… On jest pierwszym facetem, który mógłby zostać w moim domu na zawsze — dodał, po czym zamyślił się.

Nie mógł zobaczyć reakcji brata na swoje słowa. Gdyby jednak mógł to zrobić, łatwo dojrzałby zadowolenie na jego twarzy.

 

*

 

Elliott zbiegł po schodach na parter. W domu poza siostrą nie było nikogo innego, ale i tak wolał wyjść przed dom by tam poczekać na Ryana. Potem po prostu wsiądzie do jego samochodu, najlepiej najszybciej jak się da. Ucieknie przed siostrą, jej pytaniami i chęcią poznania jego wybranka. Wolał, na razie nie konfrontować mężczyzny ze swoją rodziną. Uznał, że to było zdecydowanie za wcześnie.

Poprawił swój fioletowy płaszcz i sprawdził czy jego włosy są idealne. Próbował przejrzeć się w oknie, ale słońce akurat tak świeciło, że nic nie widział.

— Jesteś piękny, kochanie.

Elliott przymknął oczy i odetchnął mówiąc sobie, żeby być spokojnym. Niewiele to jednak dało, więc zrezygnował z tej mantry. Odwrócił się w stronę skąd pochodził głos.

— Co ty nie powiesz.

— Humorek nie dopisuje? — zapytał Tobias.

— Dopisuje. Jest wręcz idealny. Czekam na kogoś — powiedział Ross, wsuwając ręce do kieszeni. Trochę mu zmarzły dłonie.

— Na tajemniczego pana w czarnym samochodzie, który kilka dni temu cię odwiózł?

— Taa. Może. A ty też gdzieś się wybierasz.

— Zdecydowanie tak. Idę na randkę. Muszę lecieć, bo moi faceci na mnie czekają.

— Faceci. Czyli plotki okazują się prawdą.

Słyszał coś nie coś, ale Tobias, a także Chris jeszcze niczego oficjalnie nie potwierdzili. Nie był zwolennikiem trójkątów, ale jak ktoś chce tego, to on nie będzie się temu sprzeciwiał. Nikogo tym nie krzywdzili. Cała trójka była dorosła i wiedziała czego chce.

— Może niedługo nie będą to plotki. To lecę, bo widzę, że twój książę już jedzie.

Elliott omal nie skręcił sobie karku, kiedy gwałtownie odwrócił głowę w stronę skąd miał nadjechać Ryan. Automatyczny, ale pełen szczerości uśmiech rozkwitł na ustach Elliotta niczym kwiat, którego kielich jest zamknięty do chwili aż nie ujrzy słońca. Dla niego Ryan Whitener był takim słońcem. Rozkwitał przy nim. Czuł się pewniejszy siebie.

Mężczyzna wjechał na podjazd i zatrzymał się. Potem pochylił się nad siedzeniem pasażera i otworzył drzwi.

— Zapraszam.

Ross żwawym krokiem zbliżył się do samochodu i już miał wsiąść, kiedy pośliznął się na czymś i przewracając się wpadł do wnętrza pojazdu. Nie byłoby to niczym najgorszym, ale kiedy wylądował z twarzą tuż w pobliżu krocza mężczyzny zaczął modlić się, aby w tej chwili ziemia go pochłonęła.

Ryan próbował się nie śmiać. Naprawdę próbował. Kosztowało go to wiele wysiłku, ale wygrał. Patrząc w dół, zapytał:

— Wygodnie ci tam?

Elliott szybko poderwał się, co sprawiło, że uderzył czubkiem głowy w jego brodę. Chłopak nie mógł być bardziej czerwony niż w tej chwili.

— O Boże, przepraszam. Za to i za to — dodał wskazując na krocze mężczyzny i na jego brodę.

— To było dość interesujące przywitanie — stwierdził Ryan masując się po brodzie.

Na jego słowa Elliott jęknął. Wcisnął się w siedzenie chcąc udawać, że go tu nie ma.

— Przepraszam. Mam dzisiaj ogromnego pecha. Miałem w planach nie wstawać z łóżka do jutra.

— Nie wierz w to. Pecha to sobie ludzie wmawiają. Zdarzają się takie dni, kiedy nic nie wychodzi. Nie przejmuj się tym.

— Łatwo ci mówić, bo to nie ty wylądowałeś twarzą… — nie dokończył tylko zaczął machać rękoma próbując określić co miał na myśli. Wstydził się powiedzieć to na głos.

— Nie narzekałem — rzucił Ryan. — Zamknij drzwi, zanim tamten chłopak padnie ze śmiechu.

Przerażony Elliott spojrzał w stronę zwijającego się ze śmiechu Tobiasa. Grant widział wszystko co się stało. Ross jeszcze bardziej chciał paść trupem. Gorzej być nie mogło.

— To Tobias. Mój sąsiad i jak tylko komuś o tym powie, to przestanie być przyjacielem.

Zamknął drzwi, trochę za mocno, a po chwili spostrzegł, że dół jego płaszcza został nimi przytrzaśnięty. Od tej chwili mógł tylko modlić się, aby dalsza część dnia upłynęła o wiele spokojniej.



[1]Fikcyjna postać stworzona przeze mnie tylko dla tej sceny.

4 komentarze:

  1. OMG randka mojej ulubionej pary.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    cudowny rozdział, och już tęskniłam za Eliottem i Rayanem, obaj wpadli ale cieszę się że Rayan myśli że Eliott mógłby bywać w jego domu... haha to lepsze niż pocałunek na powitanie... wyobrażam sobie teraz Tobiasa siedzi z Christopherem i Gabrielem i nagle wybucha śmiechem bo przed oczami pojawia się ta scena ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka, hejeczka,
    cudownie, Rayan może nie chce wybiegać za bardzo do przodu, ale widzi Eliotta w swoim domu, to było no naprawdę,  Tobias teraz to chyba będzie Eliottowi to wypominał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Złoto! Eliot to urocza niezdara. Kocham ten komiczny moment. Miałam iść spać, ale dawka śmiechu nieco mnie wybudziła.

    Dziękuję. Japonia.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)