2022/06/12

W rytmie miłości - Rozdział 43

 Co zrobi Ryan, po odpowiedzi jaką dostał od Elliotta? 

Odpowiedź na to pytanie otrzymacie czytając kolejny rozdział. 

Dziękuję za komentarze i życzę miłego czytania. 

Pamiętajcie, że całość tego tomu, jak i część pierwszą można zakupić tutaj: KLIK. 

Każdy zakup wspiera mnie i dzięki temu mogę pisać. :) 

Tom trzeci jest nadal w trakcie tworzenia.

 

Zapraszam też na mojego fanpage'a, gdzie przypominam o starych moich tekstach. W tej chwili na scenie jest "Spontaniczna decyzja" KLIK. 

Przypominam, że nie trzeba mieć Facebooka, aby móc czytać na mojej stronie wiadomości, a teraz zapraszam na rozdział.



Ryan nie spodziewał się kłamstwa. Patrzył na chłopaka, który wyglądał zdecydowanie na winnego. Mógł się mylić, ale ten głos znał jak własną kieszeń. Nie miał pojęcia, czy na świecie są choćby dwie osoby o takim samym głosie.

— Oddam ci długopis, jak zdradzisz mi swoje imię — powiedział, nie zważając na to, że piętnaście osób patrzy na nich.

Elliott jeszcze bardziej skulił się w sobie. Najchętniej to by stąd uciekł. Ryan rozpoznał jego głos. Nie tak miało wyglądać ich pierwsze spotkanie.

— Pytałem jak masz na imię?

— Ee…

— Ee i co dalej?

— Elliott.

Może nie miał stuprocentowej pewności, ale Ryan mógłby przysiąc, że to właśnie z tym chłopakiem rozmawiał od tygodni. Nawet wiek się zgadzał i pierwsza litera imienia. Nie sądził, że przez cały ten czas rozmawia z pieprzonym kłamcą. Wystarczyłoby, aby chłopak powiedział, że się znają i tyle. Zwykłe „nie” skreśliło wszystko. Nie znosił kłamców. W swoim życiu napotkał ich zbyt wielu, by teraz nawet nad czymś drobnym przejść do porządku dziennego.

— Czy wszystko w porządku? — zapytał nauczyciel, który zazwyczaj prowadził te zajęcia. — Ross, co znów przeskrobałeś?

Elliott opuścił głowę próbując się ukryć. Coś go w środku dusiło. Na sto procent wiedział, że Ryan go rozpoznał i teraz uważa za kłamcę. Mężczyzna tyle razy mu mówił, że nie chce kłamców w swoim życiu. Jak miał mu wytłumaczyć, że zrobił to, bo jest pieprzonych tchórzem?

— Ross, możesz wstać jak do ciebie mówię? — zapytał nauczyciel.

— Nic się nie stało — odpowiedział Ryan, kładąc długopis na ławce chłopaka. — Podniosłem tylko długopis. Możemy zaczynać, jeżeli pan pozwoli.

Podszedł do biurka nauczyciela, który skinął głową. Mężczyzna przeszedł na bok, by mu nie przeszkadzać. Ryan przez chwilę stał tyłem do klasy, a potem odwrócił się i rzekł:

— Wielu z was pewnie wie kim jestem — przemówił, a w klasie zapanowało poruszenie. — Dla tych, którzy nie wiedzą, nazywam się Ryan Whitener. Tak, wasz matematyk jest moim starszym bratem. Mówię to, by potem nie było różnych, dziwnych spekulacji. Jestem streamerem, graczem, ogólnie swoje życie związałem z grami komputerowymi. Niektórzy z Was na pewno to planują, ale nie jest to łatwy kawałek chleba. Na początku jest ciężko — mówił przysiadając na rogu biurka i nie robiąc sobie nic z tego, że nauczycielowi może się to nie podobać. — Zanim jakakolwiek firma podpisze z wami umowę, da wam grę do testowania, czy zapłaci, mijają wieki i człowiek ma ochotę się poddać, kiedy otwiera lodówkę, a ta jest pusta. Ale nie o tym chcę dzisiaj mówić. Poproszono mnie tutaj, bym opowiedział wam o hejcie, jak sobie z nim radzić, o tym, że każde wasze okrutne słowo skierowane do kogoś kogo film oglądacie, kogo bloga czytacie, może tę osobę zniszczyć lub nawet zabić. Ludzie, którzy hejtują czują się bezkarni, mocni, bo sądzą, że są anonimowi. Nie każdy jest w stanie znieść hejt skierowany w swoją stronę. Nawet ktoś silny może upaść. Dodam jeszcze, że jest różnica pomiędzy komentarzem hejterskim a konstruktywnym. Zaraz wam przytoczę kilka cytatów, uprzedzam, że niektóre będą mocne. Byłem, jestem i pewnie będę hejtowany, ale ja nauczyłem się tego jak sobie poradzić. Porozmawiamy też, czego nie było w planach, o kłamstwach. Jak to może wpłynąć na drugiego człowieka. Nawet tego, którego oglądasz lub on ogląda ciebie. Nie akceptowałem i nie zaakceptuję kłamstw, a osoby, które to robią zostają odsunięte z mojego życia. Kłamczuchom i hejterom mówimy nie.

Każde słowo Ryana wbijało się niczym nóż w serce Elliotta. Doskonale wiedział kogo mężczyzna nazywa kłamczuchem. Jeden błąd, jedno głupie słowo zabrało Ryana z jego życia. Mogłoby się wydawać, że to nic wielkiego, ale tyle razy mężczyzna opowiadał mu, że zawsze jak poznawał kogoś, to ludzie kłamali. Nawet tak zwani przyjaciele. Zaczynało się od jednego, nic nie znaczącego słowa, a potem to rosło do niewyobrażalnych rozmiarów. Dlatego, każdą osobę jaką Whitener złapał na kłamstwie odsuwał ze swojego życia. Nieważnie kto to był. Oddzielał złe ziarno od dobrego. Nikt taki jeśli nie należał do jego rodziny nie miał prawa być w jego życiu. Wszystko stracone — pomyślał Ross, a świat nagle zamglił się przez łzy napływające do oczu. W uszach zaczął słyszeć jedynie szum, a głos Ryana, który począł czytać hejterskie komentarze, zaniknął.

Elliott kierowany emocjami, nagle poderwał się i nie zważając na nic przeszedł wzdłuż rzędu ławek w stronę drzwi.

— Elliocie Ross, wracaj natychmiast do ławki — krzyczał nauczyciel — bo wstawię ci naganę! Ross!

Ryan zamilkł obserwując co się dzieje. Chłopak wybiegł z klasy, nie zważając na krzyczącego na niego nauczyciela. Oczy Whitenera spoczęły na rzeczach, które Elliott zostawił. Nie miał pojęcia czemu się w ogóle nimi zainteresował. Zanim pomyślał, podszedł do ławki, wziął notatnik oraz pozostałe rzeczy i przeniósł je na biurko, mówiąc nauczycielowi, że zna Elliotta i mu je odda. Spojrzał na okładkę notatnika, a widniejący na niej rysunek poruszył coś w nim. Odłożył go ze złością, bo nie powinien się tym przejmować. Zawsze zaczynało się od małego kłamstwa. Mimo to, jego własna twarz patrząca na niego z okładki, narysowana ołówkiem i otoczona sercem, sprawiała, że ciężko było pozostać obojętnym.

 

*

 

Pobiegł w górę korytarza tak szybko jakby go goniono. Potrzebował uciec i zrobił to, jednak myśli szybko go dogoniły. Skrył się w niewielkiej wnęce gdzie znajdowało się wejście do schowka. Drzwi były jednak zamknięte, więc oparł się o ścianę ciężko oddychając. Po chwili zsunął się po niej by usiąść na podłodze. Ukrywszy twarz w dłoniach poczuł, że ma mokre policzki. Nawet nie wiedział, że płakał. Ze smutku, złości, to nie miało znaczenia. Aczkolwiek więcej było w tym złości na samego siebie. Znów zanim pomyślał zrobił coś, co możliwe, że odsunęło od niego Ryana.

— Jeszcze zanim poznaliśmy się tak naprawdę…

— Gadasz do siebie?

Elliott drgnął zaskoczony tym, że ktoś coś do niego powiedział. Uniósł głowę, by spojrzeć na przyjaciółkę. Dana zauważywszy to jak wyglądał chłopak, usiadła przy nim i objęła go ręką.

— Powiedz co się stało, skarbie. Mamusia ci pomoże — szepnęła do ucha chłopaka, który skrzywił się i ją odepchnął.

— Nie żartuj sobie. Co tu w ogóle robisz?

— Wychodziłam z łazienki, kiedy zobaczyłam biegnący korytarzem huragan. Co się dzieje?

— Spieprzyłem — odpowiedział i wszystko jej wyjaśnił.

— Ale on nie może oceniać ciebie tylko po tym co zrobiłeś. Ja rozumiem, że typek jest przeczulony na pewne rzeczy, może ze względu na przeszłość, ale powinien pogadać z tobą. Tak naprawdę, nie znając ciebie nie wie, że twój mózg działa inaczej.

— No, dzięki. — Elliott westchnął z rezygnacją.

— A proszę bardzo. No, ale taka prawda. Kiedy chcesz się ukryć, robisz coś nieprzemyślanego. Jak tym razem zaprzeczyłeś, że się znacie. Broniłeś się.

Elliott przesunął palcami obu rąk przez włosy, sprawiając, że każdy kosmyk stał w inną stronę.

— Nie wiem czy będę miał odwagę spotkać się z nim.

— No właśnie, musi wiedzieć, że mieszka w tobie mały tchórzyk i dlatego skłamałeś. Ale pamiętaj, że kłamstwo jest złe — dodała i uszczypnęła chłopaka w bok.

— Cholera, to boli. Szczypawka z ciebie.

Pomasował bolące miejsce w duchu dziękując Danie za próbę odwrócenia uwagi. Nie powinien się zamartwiać, a raczej powinien spróbować porozmawiać z Ryanem. Mógłby do niego napisać, bo nie odważy się zadzwonić. Ten pomysł wyjawił przyjaciółce za to dostał pacnięcie w głowę.

— Ałć, za co?

— Za twój głupi czerep. Takich rzeczy nie prostuje się pisząc. Masz okazję pogadać z nim osobiście. Wróć tam i zrób to jak skończy się lekcja. Mówię ci, tak będzie najlepiej. Ja muszę zmykać, zanim nauczycielka pomyśli, że mam biegunkę i nigdy nie wyjdę z łazienki. To do potem — rzekła, kiedy podniosła się z podłogi i otrzepała ubranie.

— Taa… Do potem.

Zostawszy samemu nagle znów ujrzał wszystko w czarnych kolorach. Przyznał jednak rację Danie Ashford. Zawsze najlepszym wyjściem jest rozmowa w cztery oczy. Odetchnął kilka razy, a potem wstał i postanowił wrócić do klasy. Po chwili dzwonek oznajmił przerwę. Nagle pusty korytarz zamienił się w płynący w różnych kierunkach tłum, który uniemożliwiał szybkie dotarcie do celu. Kiedy w końcu znalazł się pod klasą, ta już była pusta.

— Mówię ci stary. To jak w tym filmie Truman Show[1]. Zbliżam się do skrzyżowania, puste. Nie ma ani jednego samochodu. Dojeżdżam, a tu nagle z jednej, z drugiej, trzeciej strony po kilka samochodów. Jakby te nagle pojawiły się znikąd. No i wkurwa dostaję, bo tak jest za każdym razem, a tu się człowiek śpieszy.

Elliott usłyszał głos jednego z chłopaków, z którymi chodził na lekcje vlogowania. Ken, który mówił, intensywnie wymachiwał rękoma, jakby chcąc nimi podkreślić wagę swoich słów. Podszedł do nich, unikając uderzenia i zapytał:

— Widzieliście tego streamera?

— Wyszedł jakiś czas temu. Chyba nie miał dobrego humoru — wytłumaczył kolega, tego, który machał rękoma.

— Dobra, dzięki.

Odszedł na bok zrezygnowany. Stracił ostatnią szansę. Z drugiej strony naprawdę mógł do niego napisać. Wyciągnął telefon z kieszeni i dopiero wtedy ujrzał wiadomość. Wcześniej nie miał pojęcia, że coś otrzymał, bo zarówno dźwięk, jak i wibracje wyłączył przed lekcją. Wiadomość była od Ryana i Elliottowi zakręciło się w głowie z tego powodu. Bał się ją odczytać, ale obiecał sobie być odważny. Przyłożył palec do czytnika linii papilarnych, a potem kliknął na imię, gdy wyskoczył pasek z wiadomością.

Mam twój notatnik, pisaki i resztę. Przyjedź dzisiaj o siedemnastej do…

Elliott wpatrywał się w adres i nie mógł uwierzyć, że Ryan chce się z nim spotkać. Bo jeżeliby nie chciał, to po co zabierał jego rzeczy. Szybko sprawdził gdzie jest ten adres i aplikacja pokazała osiedle nowoczesnych domów z basenami w ogrodach i oknami, które zajmowały całą ścianę.

— Mam przyjechać do jego domu? Cholera.

— Ej, Ross, wszystko dobrze, bo zbladłeś? — zapytał jeden z tych chłopaków, którzy udzielili mu informacji o Ryanie.

— Tak, dzięki — odpowiedział, a potem na miękkich nogach, z duszą na ramieniu i szumem w głowie ruszył w stronę stołówki, przypominając sobie, że na tej przerwie miał spotkać się z przyjaciółmi.

 

*

 

Christopher usiadł przy długim stole na stołówce. Nie powstrzymał się przed przeczytaniem kolejnego komentarza pod jego pierwszym filmem. Dopiero wczoraj go wrzucił, a miał już stu subskrybentów i niewiele mniej komentarzy. Dla kogoś to niewiele, a dla niego to ogromny sukces. Już od dawna nie cieszył się z tak małej rzeczy.

— I jak? — zapytał Tobias wskazując na niego widelcem.

Na talerzu miał makaron spaghetti polanym zielonym sosem. Dzisiaj na stołówce mieli włoski dzień i Grant z tego korzystał.

— Dobrze. Ludzie to oglądają i tylko jeden komentarz brzmiał bardziej jak pouczenie. Ale niektórzy już upiekli ciasto i im smakuje. Podobają im się też ozdoby jakie zrobiłem i pytają czy jestem cukiernikiem. Odpisałem na każdy komentarz.

— Chris, jak będziesz miał tysiące komentarzy, nie będziesz w stanie odpisać każdemu, czego ci życzę — odezwała się Dana unosząc oba kciuki.

— Dlatego dopóki mogę odpisuję. Kolejny film… — urwał, kiedy do ich stolika przysiadł się Elliott. Nawet zajęci sobą Oliver i Gerard zwrócili na chłopaka uwagę. Chris jednak pierwszy zabrał głos: — Wszystko u ciebie dobrze? Może chory jesteś.

— Nie. Tylko głupi.

— O tym już wiemy — rzucił Quinn pijąc oranżadę.

— On chce żebym przyjechał do jego domu.

— Kto chce? — zapytał Oliver.

— Ryan — odparł i oparł czoło na stole.

— Oświeci mnie ktoś? — zapytał Tobias.

Elliott wskazał na Danę, która z radością opowiedziała o problemie przyjaciela. Ross wpatrywał się w nią ze zgrozą. Dziewczyna tak wszystko ubarwiała w słowa, że mogłaby powstać z tego historia na kilka stron.

— Powinnaś pisać książki — burknął.

— A myślisz, że mi się chce? Phi. Nie mam na to czasu. Ale z tego wynika, że on chce, abyś przyjechał do jego domu, to chyba nie jest źle. Dobrze, żeście porozmawiali.

— Nie rozmawiałem z nim. Nie chcę tam jechać — jęknął.

— Musisz. Odpisałeś mu?

— Nie.

— Głupek. Masz zjedz coś, to ci rozjaśni umysł.

Dana podsunęła Rossowi ravioli, ale chłopak pokręcił głową. Nie był w stanie niczego przełknąć. Miał wrażenie, że w żołądku pojawił się kamień, który już nigdy nie pozwoli mu na nic.

— Przestań się stresować, bo to nie pomoże — poradził Chris. — Moim zdaniem to dobrze, że chce się z tobą zobaczyć. Ale jeżeli jest tak uczulony na kłamstwa, to na twoim miejscu już bym tego nie robił.

— To nie było specjalnie.

— Nasz Elliot zestresował się i palnął głupotę. — Dana wzięła przyjaciela w obronę. — Ma szansę wszystko naprawić, a potem zakwitnie z tego miłość, niczym kwiaty wiśni w Japonii.

Ponownie się rozmarzyła.Każdy wiedział, że Dana bardzo chciała w przyszłości pojechać do kraju kwitnącej wiśni. Zamierzała studiować japonistykę, którą chciała ukończyć już mieszkając w Japonii. Już teraz chodziła na kursy języka japońskiego i pracowała w sklepie obuwniczym, aby na nie zarobić.

— Albo dostanę kopa w dupę i tyle.

— To po co brał twoje rzeczy? — odezwał się Quinn, marszcząc brwi i tym razem to on wpatrywał się w ekran telefonu.

— Może zrobił to nieświadomie?

— Taa. Podszedł nieświadomy swoich działań do twojej ławki, zebrał wszytko i wziął ze sobą. Kretynie, odezwij się w końcu.

— Jeżeli mówisz o Martinie — wtrącił Frost trzymając Oliego za rękę — to jest chory. Obudził się rano z gorączką.

Quinn natychmiast spojrzał na Gerarda.

— Mnie powiedział, że tata kazał… A to pierdolony kłamca. Zaraz do niego zadzwonię.

— Czekaj. Kazał ci nic nie mówić, abyś się nie martwił. Pisał, że do jutra się wykuruje.

— Sruje, a nie wykuruje, pacan jeden. Przecież znam go nie od dzisiaj i jak choruje to tydzień przynajmniej. Mam gdzieś konkurs. Ważny jest on. Zadzwonię do imbecyla. — Podniósł się zabierając ze sobą pusty talerz. Już miał odejść, kiedy zatrzymał się i wbiwszy wzrok w Elliotta, powiedział: — Jak ci zależy na nim to walcz, ale nie zachowuj się jakby ktoś pozbawił cię resztek mózgu. A jeżeli nic z tego nie wyjdzie, to podnieś głowę do góry i odejdź. A teraz muszę kogoś opierdolić. Ja mu ukryję, że jest chory. Głupek.

Ross spojrzał po wszystkich i zapytał:

— O co mu chodziło?

Dana roześmiała się i jeszcze raz podsunęła mu talerz z ravioli.

— Nie pytaj tylko żryj. Musisz mieć siłę, aby po południu spotkać się z tym Whitenerem.

— Taa… Sądzicie, że przemyślał, to zanim do mnie napisał? — zapytał chłopak, ale jego pytanie pozostało bez odpowiedzi.

 

*

 

Ryan wpatrywał się w telefon, a po chwili rzucił go na kanapę. Wystarczyłoby tylko napisać, że spotkanie jest nieaktualne, a notatnik odeśle kurierem. Z jakiegoś powodu nie potrafił tego zrobić. Nacisnął nasadę nosa, bo głowa od myślenia zaczęła go boleć. Postanowił zrobić sobie herbatę, ale ledwie dotarł do kuchni musiał się wrócić, bo jego telefon zaczął dzwonić.

— Cześć, Gabe. Dzwoniłem, ale nie odbierałeś. Nie przyjadę dzisiaj. Mam spotkanie. Umówimy się na inny dzień. Tatuaż poczeka. Wybacz, stary.

— Poniedziałki zawsze masz wolne, co takiego, a może kto chce zabrać ci czas?

— Powiem ci jak się dowiem, ale to dopiero za kilka godzin. — Jego wzrok padł na leżący na stole notatnik i znów skupił się na rysunku swojej twarzy. To chyba to zdecydowało, że chce spotkać się z tym małym kłamcą. — Ktoś mi wlazł za skórę — wyjaśnił — i muszę się go pozbyć.

— To powodzenia. Zadzwoń jak ustalisz termin na nowy tatuaż. Zrobić ci go mogę nawet po godzinach.

— Dzięki. Na razie.

Rozłączył się, a potem postanowił zrealizować swój plan i napić się herbaty. Co będzie dalej, dopiero dowie się tego później. Może, bo nadal nie otrzymał odpowiedzi na swoją wiadomość. Coraz bardziej miał w głowie jednak to, aby nie zawracać sobie głowy tym chłopakiem.

To po co brałeś jego rzeczy? — zapytał wewnętrzny głos Ryana.

— Nie wiem — odpowiedział szeptem sam do sobie, a potem z kubkiem parującej, cytrynowej herbaty usiadł przy stole, wpatrując się w notatnik.



[1]Truman Show – tragikomedia produkcji amerykańskiej z 1998 roku, w reżyserii Petera Weira. Główną rolę grał Jim Carrey.

8 komentarzy:

  1. Nieeee, w takim momencie?! (╯°□°)╯︵ ┻━┻Tak bardzo czekałam na ich spotkanie i jeszcze przychodzi czekać ರ╭╮ರ
    Apetyt wzrasta w miarę czekania,ale już zdążyłam polubić parę Elliota i Rayana,więc i tak jestem mało cierpliwa ¯\_(ツ)_/¯

    Pozdrawiam i życzę weny (ʘᴗʘ✿)

    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam to opowiadanie 🥰 ile rozdziałów ma 2 tom?

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze znów w takim momencie kończysz rozdział.. Dlaczego mnie tak karasz.
    Dziękuję za rozdział.
    ELLIOT jak się nie ogarniesz to ja ciebie ogarnę.
    Ryan proszę wybacz mi te jedno małe kłamstwo.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak lubię parę Elliot&Ryan ❤️ oby Ryan wybaczył te małe kłamstewko! O nich najbardziej chce czytać! Jakoś ich bardzo polubiłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu mogę pozwolić sobie na zakup ,,Partnerów’’. Jestem ciekawa bardzo tej opowieści! 🤭❤️

      Usuń
  5. Hejka,
    Martina przeżyje to spotkanie z Quinnem? ;) ojć jednak Rayan rozpoznał że to ten Elliott, ale mam nadzieję że jeszcze uda się uratować tą sytuację... niech no Elliott napisze, że przyjdzie i dziękuje za zabranie rzeczy...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    no i jak się okazuje Rayan rozpoznał Elliotta, nóż chłopie ty weź się w garść i to odkręć... Rayan daje Ci szansę...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)