2022/05/01

W rytmie miłości - Rozdział 38

 Zapraszam na kolejny rozdział. :)

 

Quinn targany budzącymi się w nim uczuciami oraz pragnieniami, odsunął się od Martina, przerywając najczulszy pocałunek jaki otrzymał w swoim życiu.

— Ja… Ja już pójdę. Tylko… wezmę swój… telefon.

Odszedł kawałek w stronę sypialni i przystanął. Przełknął ślinę. To nie powinno iść w tym kierunku. Nie powinno tak być. Od tylu lat on i Martin byli dla siebie kimś, kogo nie można było nawet nazwać kolegami. Tamto nieporozumienie, niechęć do rozmowy by sobie wszystko wyjaśnić zerwało ich przyjaźń i coś więcej, co mogłoby być. Kierowali się emocjami i to nie wyszło na dobre. Teraz także to robił i powinien stąd odejść.

— Quinn…

— Nic nie mów — rozkazał Greenwood przerywając Martinowi to, co chłopak chciał powiedzieć. — Nie mów lepiej. Nie w tej chwili.

Zrobił krok do przodu i znów się zatrzymał. Nie tędy droga, podpowiadał mu jakiś głos, który wręcz rozkazywał mu wrócić do chłopaka. Czy to było jego serce, czy coś innego, nie wiedział. Zebrawszy się na odwagę, odwrócił się na pięcie. Przymknął oczy by po chwili je otworzyć. Ciepło w oczach Martina było niezwykłe. Usta jednak wykrzywiały się w lekkim wyzwaniu. Niech go szlag, jeżeli Quinn nie poddałby się temu.

— Jesteś najbardziej irytującym… — mówił podchodząc do chłopaka krok po kroku — przebiegłym… pełnym zagadek skurwielem — dokończył kiedy ich klatki piersiowe prawie dotknęły się. W tej chwili najbardziej na świecie nie znosił tego, że był niższy od Reynoldsa i drobniejszy.

— Jesteś jedyną osobą, która zna odpowiedzi na te zagadki — odparł Martin. Unosząc dłoń przesunął delikatnie palcem po policzku Quinna. — Jedyną uprawnioną do tego osobą.

— Potrafisz mówić piękne słowa.                                                                                                

— One są prawdziwe, Quinnie Greenwoodzie.

Martin bez żadnego wysiłku wyczarowywał u Quinna niesamowite emocje. Tym jak mówił, jak patrzył, uśmiechał się.

— Niech cię szlag — szepnął chłopak, którego rude włosy po umyciu były rozczochrane.

Nadal był zdania, że powinien wyjść, ale już nie potrafił tego zrobić. To naprawdę nie powinno iść w tę stronę — powtarzał sobie w myślach. Pomimo to napięcie jakie odczuwał, wskazywało tylko jeden kierunek. Jutro, może za godzinę będzie tego żałować, ale jeżeli nie spróbuje, nigdy nie dowie się jak to może być z Martinem. Wsunął wskazujący palec za szlufkę jego spodni, a drugą ręką zaczął rozpinać koszulę chłopaka. Ten, nawet w domu je nosił, a on chciał go zobaczyć bez niej.

— Wczoraj powiedziałeś, że nie chcesz mnie przelecieć, tylko kochać się ze mną. Powiedziałeś, że chcesz mi pokazać jak mnie kochasz. Zrób to — dodał patrząc w jego oczy. — Pokaż mi.

Martin zacisnął usta. Był tak cholernie, mocno kuszony. Quinn zaskakiwał go na każdym kroku, ale w tej chwili przekraczał każdą granicę. Powinien był go powstrzymać przed rozbieraniem go. Powinien odsunąć się i czekać na inny czas, ale nie chciał. Spełnienie życzenia tego chłopaka było niczym rozkaz, który trzeba wykonać. Poza tym, pragnął go zbyt mocno, by się wycofać. Rozsądek uciekł w chwili, kiedy sięgnął do koszulki, którą miał na sobie Quinn i zdjął mu ją. Ledwo wiszące na biodrach spodnie odsłaniały idealne kości miednicy, a jego wyobraźnia podążyła w stronę kiedy trzyma je dłońmi, mając swojego penisa głęboko w tym chłopaku. Na tę myśl jego członek zareagował jeszcze bardziej ochoczo. Nie był osamotniony w podnieceniu. Dresowe spodnie, jakie dał Greenwoodowi niczego nie ukrywały.

— Sam tego chciałeś — powiedział, a potem podniósł chłopaka i przerzucił go sobie przez ramię.

— Idiota. Postaw mnie, co ty robisz? — krzyczał Quinn wisząc głową w dół.

— Spełniam tylko twoje życzenie — odpowiedział Martin niosąc go do sypialni.

— W sumie dość tu ciekawie — rzekł Quinn zainteresowany pośladkami Martina.

Ten tylko się roześmiał, a kiedy stanął przy łóżku opuścił chłopaka na materac. Zrobił to delikatnie i ostrożnie. Od razu wspiął się na niego, a ich ciała dotknęły się na całej długości. Uczucie gorącej skóry na jego własnej było oszałamiające. Prąd przeszedł przez całe ciało Martina, kiedy ich usta także znalazły drogę do siebie. Quinn rozsunął nogi wpuszczając go pomiędzy nie, a ręce owinął wokół szyi, oddając z zapałem pocałunek. Ich języki splotły się ze sobą, a Quinn rozpiął spinkę w jego włosach, które opadły na ich twarze. Chłopak wsunął w nie palce, a jego wargi były dla Martina najsmaczniejszym deserem. Zawarczał atakując go w pocałunku mocniej, a Quinn odczuł wibracje tego i siłę w swoim twardym penisie, który napierał na wilgotny już materiał bokserek i dresów.

Ogień. To jedno słowo przychodziło na myśl Greenwoodowi, któremu wydawało się, że płonie od stóp do głowy. Pożądanie, które tak mocno odczuwał po raz pierwszy sprawiało, że oddychanie stawało się trudnością. Jego ręce nagle znalazły się oparte o materac nad jego głową, a nadgarstki ściskane. Podobało mu się to. Pchnął biodrami w górę potrzebując tarcia. Chciał czegoś. Doznań tak intensywnych, że powodowały utratę panowania nad sobą. Kim był Martin, że paroma pocałunkami i dotykiem doprowadzał go do szaleństwa.

— Chcę… — jęknął, kiedy jego usta zostały uwolnione. Czuł mrowienie na wargach. Nie wiedział co ma powiedzieć, jak wyrazić to czego chciał.

— Wiem — szepnął Martin, wpatrując się w zamglone pożądaniem oczy Quinna. — Wiem czego chcesz i dam ci to.

Głos chłopaka był kojący, obiecujący. Zakołysał biodrami, a z ich ust wyrwało się jednocześnie głębokie westchnienie przynoszące ulgę. Ta jednak trwała tylko chwilę, by spotęgować podniecenie torturujące ich obu.

— Daj mi… Chcę… — szeptał Quinn. Chciał dojść. Miał wrażenie, że traci rozum. Potrzebował być nagi pod Martinem.

Usta i język na jego sutku doprowadziły do głośnego, przeciągłego jęku. Dołączyły kąsające zęby, a on zaskomlał z potrzeby.

— Podoba ci się to, kochanie?

Pytanie na chwilę sprawiło, że Quinn wrócił do rzeczywistości. Próbował coś powiedzieć, ale nie potrafił. Zapomniał jak wymawia się słowa. Potrzebował więcej. Był tak twardy.

— Sprawię, że nigdy tego nie zapomnisz.

Głos Martina był ciepły, obiecujący, przeszywający jego wilgotną od potu skórę igłami rozkoszy. Quinn poczuł, że drży spalany pod spojrzeniem Reynoldsa. Znów próbował coś powiedzieć, ale utonął w kolejnym westchnieniu, kiedy usta Martina przesunęły się na jego szyję ssąc skórę mocno, potem język łagodził ból. Wiedział, że Martin zrobił mu malinkę, nie jedną dzisiaj i nic go to nie obchodziło. Chciał tylko więcej, tego czegoś, co było w zasięgu ręki, ale wciąż zbyt daleko, aby to dotknąć.

Martin puścił nadgarstki chłopaka, a ręce nadal pozostały nieruchome, jakby ktoś je przywiązał do materaca lub jakby Quinn zapomniał, że może nimi ruszyć. Przesunął dłońmi po bokach ciała osiemnastolatka, docierając do jego wklęsłego brzucha, szczuplej talii i tych kuszących kości miednicy. Chwycił za materiał ubrań powoli zdejmując je z chłopaka, który automatycznie uniósł biodra, aby mu w tym pomóc. Ślina zebrała mu się w ustach na widok penisa i mokrej główki. Włosy łonowe Quinna były starannie przycięte, ale nie ogolone, co mu się podobało. Zsunął odzież wzdłuż nóg chłopaka. Palcami dotykając skóry i czując maleńkie włoski. Po chwili miał go nagiego, podnieconego i pięknego. Dojrzał liczne piegi na jego jasnej skórze. Miał ochotę każdy wycałować.

— Nigdy nie pragnąłem nikogo bardziej niż ciebie — powiedział, spoglądając w szare oczy rudowłosego chłopaka. — I nigdy nie będę pragnąć — mówił, zdejmując szybko spodnie i bieliznę. — Nigdy też nie byłem tak podniecony.

Quinn zagryzł dolną wargę maltretując ją niemalże aż do krwi. Wygiął się niespokojnie, pełen pragnienia, na widok nagiego Martina, którego penis stał dumnie, kropla preejaculatu opadła pozostawiając za sobą rozciągniętą nić, a on go chciał. W sobie. Cholera, to nie tak miało iść. Nigdy nie był na dole. Mimo tego, na tę chwilę odczuwał silną potrzebę oddania się. Poczucia czegoś, czego nie znał. Poruszył ręką i wyciągnął ją w stronę Martina. Chłopak chwycił jego dłoń, a on poprowadził ją między swoje nogi.

— Chcę…

Miał wrażenie, że dygocze i płakać mu się chciało. On też nigdy nie był tak podniecony. Nie rozumiał co się dzieje, ale nie obchodziło go to.

— Szsz... — Martin pochylił się nad Quinnem uspokajając go. — Dziś będziesz mój. Jutro i pojutrze i zawsze. Nikomu nie pozwolę, aby cię takim widział. Spójrz na siebie. Na to jaki jesteś spragniony. Jaki piękny i gotowy dla mnie.

— Chcę, abyś… Dotknij mnie. Błagam.

— Dotknę cię gdziekolwiek zechcesz. Będę w tobie wyrywając krzyki z twoich ust.

Składając powolne pocałunki wzdłuż ciała Quinna, wielbiąc je i kochając, tak jak jego całego, znalazł się pomiędzy jego rozłożonymi udami. Na brzuchu wylizał ścieżkę do pępka i niżej, gdzie penis intensywnie kapał na skórę preejaculatem. Ominął spragnionego penisa całując biodra z obu stron. Wsunąwszy nos w pachwinę chłopaka poczuł zapach mydła i podniecenia. Jego kutas nie mógł być po tym bardziej twardy. Chwycił go w dłoń i przesunął po nim lekko palcami, ledwie powstrzymując się, aby nie owinąć ich wokół siebie i nie dojść na Quinna. Powstrzymał się przed tym zamierzając zająć się chłopakiem, który autentycznie dygotał. Polizał jego członek po całej długości płaską częścią języka. Z ust Greenwooda wyrwało się coś w rodzaju przekleństwa, ale nie miał co do tego pewności. Chwycił mocno podstawę tej twardej długości, liżąc główkę, zanim wziął całość do ust. Do jego uszu dobiegło wycie Quinna, a palce zacisnęły się na jego włosach, ponaglając do czegoś więcej.

Quinn już nie był w stanie myśleć. Nie kiedy jego penis był w ustach Martina, a on tak blisko dojścia. Nie kiedy dłoń chłopaka dotknęła jego jąder, głaszcząc je, a potem przesunęła się dalej. Jego dziurka zacisnęła się na dotyk. Szybko go straciła, by ten po chwili powrócił w postaci wilgotnego palca. Gładząc go kilka razy i naciskając, ale nie wchodząc głębiej. Wrażenie było dziwne, ale nie nieprzyjemne. Na pewno nowe i ekscytujące.

Martin powoli wypuścił penisa z ust. Quinn był zbyt blisko, a nie mógł mu teraz pozwolić dojść. Chciał, żeby chłopak doszedł z nim wewnątrz siebie i na to już nie mógł dłużej czekać. Odsunął się od Greenwooda, który zaskomlał z protestem.

— Zaraz, kochanie. Nie chcę ci zrobić krzywdy.

Wychylił się do nocnego stolika po żel i paczkę prezerwatyw. Wyjął jedną, czując jak Quinn mu się przygląda. Chłopak wysunął otwartą dłoń, czekając. Podał mu jedno opakowanie, które szybko zostało rozerwane. Przyglądał się, jak jego słońce wyjmuje kondom, a potem usiadłszy sięga do jego penisa. Bał się, że jak tylko zostanie dotknięty dojdzie, ale na szczęście opanował się.

— Już jesteś ubrany — zażartował Quinn, a potem został popchnięty ponownie na materac. Jego nogi znów rozszerzone, a usta pocałowane.

— Byłeś na dole? — zapytał Martin woląc mieć pewność. Otworzył buteleczkę żelu. — Nie kłam.

— Nie.

Uśmiech Martina był niczym gwiazda na niebie w pochmurną noc. Rozjaśniał wszystko. Znów został pocałowany, ale tak, że wygiął palce u stóp. Ich języki podjęły wspólny taniec. Dłonie Quinna ochoczo sięgały do Martina, a potem jęk bardziej bolesny niż pełen przyjemności wkradł się pomiędzy nich.

— Jesteś spięty, słońce.

Pozwalając zrelaksować się Quinnowi przesunął się po jego ciele, by ponownie zająć się jego mięknącym penisem. Po omacku wylał na palce więcej żelu. Zarzucił sobie jego jedną nogę na ramię, unosząc biodra chłopaka. Wrócił palcem do jego dziurki masując ją. Tym razem łatwiej wsuwając końcówkę do środka.

Quinn poddał się. Przyjemność płynąca z jego penisa zagłuszała każdy dyskomfort. Pożądanie znów rozpaliło się niczym ogień w dogasającym ognisku. Gdzieś w głębi swojego umysłu wiedział na co pozwala, ale nie czuł sprzeciwu. Nie jeżeli chodziło o Martina. Czuł, że ten go nie skrzywdzi, a da przyjemność. Czuł, że chłopak będzie się z nim kochał, a bliskość pomiędzy nimi jest dobra. W tym czasie Martin dodał drugi palec, wciskając oba głębiej, rozszerzając go. Zafalował biodrami, kiedy pieczenie minęło, a zaczął odczuwać przyjemność i to coś co wołało, by go wypełnić. Odsunął nogę, którą miał ułożoną na materacu, a ta spoczywająca na ramieniu chłopaka, także chciała odchylić się, by go otworzyć na każdą niesamowitość jakiej doświadczał. Palce rąk zaciskał na prześcieradle, mnąc je. Dolną wargę przygryzał starając się nie jęczeć, co i tak mu się nie udawało.

— Nie milcz — szepnął Martin, masując go od środka. — Chcę usłyszeć twoje jęki. To jak ci jest dobrze. Jak ja robię ci dobrze.

— Jeszcze… wpadniesz w samozach… Mmmm — jęk, który rozszedł się po pokoju był doskonałą muzyką dla pieszczącego go Martina.

— Już wiem czym będę cię w przyszłości torturować i jak przy tym będziesz dochodził — powiedział Reynolds, lekko ponownie masując prostatę chłopaka, który znów drżał, oddawał mu się, wyginając biodra do tej przyjemności jaką mu podarował.

Martin uwielbiał robić palcówkę kochankom. Jeszcze bardziej mu się to spodobało , kiedy tym kochankiem był Quinn. Już pokochał nie tylko chłopaka, ale pieszczenie go, doprowadzanie do szaleństwa. Lubił dawać od zawsze, ale to co teraz czuł, przygotowując Quinna na siebie było wisienką na najsmaczniejszym na świecie torcie. Wysunął ostrożnie palce i sięgnął ponownie po żel starając się wylać odpowiednią ilość na swojego członka.

— Mam się przekręcić na brzuch? — zapytał Quinn, kiedy mógł oddychać. Szare oczy skierował na chłopaka klęczącego pomiędzy jego nogami.

— Chcę ciebie tak, ale zrób jak ci będzie wygodniej.

Uwolnił nogę chłopaka, który zawahał się i przekręcił na brzuch. Potem uniósł biodra, a Martin był pewny, że właśnie będzie szczytować.

— Tak będzie łatwiej na pierwszy… raz — szepnął Quinn.

— Ale potem się odwrócisz — dodał Martin.

Rozsunął bardziej jego uda. Pogłaskał po plecach, a jego wzrok padł na te fantastyczne kości biodrowe. Zacisnął na jednej z nich palce, ale potem je przesunął by odchylić jeden z pośladów. Odbyt Quinna był wilgotny, pod jego dotykiem otwierał się. Przytrzymał swój członek i lekko nacisnął wejście.

Słodkie uczucie rozlało się po Quinnie.

— Zrób to. Proszę.

Sekundę później szeroka główka przebiła się przez opór jaki mimo wszystko pojawił się. Sapnął na uczucie rozciągania go, pieczenia i bólu, ale otworzył się na chłopaka, a ten był po chwili cały w nim.

— Cholera — zaklął Martin wpychając się do ciasnego wnętrza, które uwięziło go. Chwycił biodra chłopaka. Pochylając się oparł czoło o jego plecy, starał się opanować. Nie miał pojęcia, w którym momencie zaczął drżeć. — Jesteś doskonały i błagam, nie ruszaj się, bo to będzie koniec.

— Podobno… podobno myślenie o sekcji żaby… działa… — podsunął pomysł Quinn czując się niesamowicie. Szczególnie, że ból zamieniał się w kłujące coś, co w przyszłości mogło być tylko rozkoszą jakiej dotąd nie zaznał.

Poczuł jak Martin powoli opanowuje się i porusza na próbę.

— W porządku?

— Jak najbardziej. Tylko jeżeli mogę mówić i myśleć, to wciąż mało.

Reynolds roześmiał się. Po chwili zaczął poruszać się mocniej i szybciej. Wysuwając się do końca, a potem go wypełniając. To było niesamowite i wstrząsające. Niewiarygodnie dobre. Quinn zacisnął palce na pościeli, opuścił głowę, poddając się pchnięciom, które z każdym ruchem dawały coraz silniejszą rozkosz. Tym większą, kiedy Martin opadł na jego plecy, poruszając się tym razem dużo wolniej, ale nie mniej przyjemnie. Usta całowały skórę karku, a jedna z rąk, na której chłopak nie podpierał się, podążyła wzdłuż jego torsu, brzucha, do penisa, by owinąć palce wokół niego i przesuwać w rytm pchnięć.

— Nie waż się dojść — rozkazał ciepły głos, a gorący oddech musnął muszelkę ucha Quinna, który otworzył się na Martina jeszcze bardziej ufając mu ponad wszystko.

Nie musieli nic więcej mówić, gdy pozwolili się sobie zagubić w gwałtowności uczuć i przyjemnych doznań. Martin całkowicie skupiony na Quinnie odczytywał z każdego jego ruchu, sapnięcia czy jęku, te momenty, kiedy chłopakowi było bardzo dobrze. Uczył się tego, jak i mapy jego ciała, kiedy puścił penisa, dotykając wilgotnej skóry, piersi, pleców i tych wspaniałych bioder. Wielbił, czcił tego młodego mężczyznę, przysięgając sobie, że da mu wszystko to, czego tylko ten zapragnie. Nawet nie zauważył, kiedy przestał się poruszać, ale pełen desperacji głos mu o tym przypomniał:

— Nie przestawaj, błagam. Nie zatrzymuj się.

— Nie mam takiego zamiaru. Odwróć się — powiedział, kiedy wysunął się z chłopaka.

Roztrzęsiony Quinn, który był tak blisko, a teraz orgazm oddalił się, upadł na brzuch, a potem przy pomocy Martina odwrócił się na plecy. Zanim zdążył przetworzyć co się dzieje, chłopak rozszerzył mu nogi i wślizgnął się z powrotem do środka, wypełniając go centymetr po centymetrze. Jego ręce zostały ułożone nad głową, a palce splotły się z jego. Greenwood wiedział, że leżąc w ten sposób nie pomoże sobie w tym by dojść. Martin leżący na nim, jakby czytając w jego myślach szepnął:

— Dojdziesz i bez tego.

Potem Quinn mógł tylko jęczeć, gdy uderzenia przyspieszyły, a każdy ruch penisa w nim ocierał się o jego prostatę. Czuł, jak jego jądra się napinają, i jak orgazm powraca będąc blisko, ale niezbyt by go posłać na szczyt.

— Martinie. Proszę! Proszę!— głos Quinna był wysoki i napięty z potrzeby. Słyszało się w nim łzy i pożądanie tak silne, że mogło być tylko udręką.

— Możesz dojść — szept był cichy, ale Greenwood doskonale go usłyszał. Chwilę później wygiął się w łuk, palce aż do bólu zacisnął na palcach chłopaka i doszedł, pomiędzy ich ciałami, tak intensywnie, że pociemniało mu w oczach, a łzy ulgi spłynęły z kącika jego oczu. W tym czasie Martin ścigał swoje uwolnienie, wbijając się niego mocno i dochodząc.

Obaj dyszeli. Ich ciała drżały w poorgazmowych dreszczach, a oni wpatrywali się w siebie, uśmiechając. To co zrobili było głupie, szalone, ale nie zamierzali tego żałować.

Martin scałował łzy z kącików oczu chłopaka, ucałował jego usta. Wysunął się z niego ostrożnie, wiedząc jak bardzo chłopak jest tam teraz delikatny. Pozbył się prezerwatywy, zawiązując ją. Quinn uśmiechał się z zadowoleniem. Czuł, że się cały lepi od potu i spermy, ale nie chciało mu się ruszać by iść pod prysznic. Wciągnął powietrze przez nos, kiedy Martin pochylił się nad nim, a włosy chłopaka połaskotały w twarz. Odgarnął je.

— Lubię jak się uśmiechasz — szepnął Reynolds składając czuły pocałunek na jego ustach. W porównaniu do tego co zrobili, całus wydawał się niewinny i za grzeczny.

— A ja chyba lubię, kiedy jesteś ze mną i mnie całujesz — przyznał Quinn. Przytrzymując jego kark namówił do pocałunku, którego niewinnym nie można było nazwać.

Greenwood nie zamierzał na tym poprzestać. Mieli przed sobą cały weekend.

5 komentarzy:

  1. Hej. W końcu Martin dostał to co chciał ;) ciężko mi pisać komentarz,bo ja już dobrze wiem jak to wygląda dalej ,ale ten ogień między nimi jest tak ogromny że aż im zazdroszczę ,byle dalej między nimi nic się nie zepsuło . Życzę dużo weny i czasu . Pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, bardzo gorący rozdział... nasuwa mi się na myśl, kurcze dobrze że zwlekakam z czytaniem bo teraz to mam krótszy czas oczekiwania na następny rozdział ;) " — W sumie dość tu ciekawie — rzekł Quinn zainteresowany pośladkami Martina." - a ja sobie wyobraźiłam że jeszcze pomacał je ;) Martin o tak zadbał bardzo o Quinna, to było fantastyczne...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo tak! Quinn dał się ponieść. Marin to cudowny kochanek, który dba o swoich partnerów. Tyle słodyczy ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    fantastycznie, bardzo gorący rozdział... Martin o tak zadbał o Quinna, i cieszę się coś ruszyło między nimi do przodu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Fantastyczny rozdział.
    NARESZCIE! tak sie cieszę że Martin i Quinn zrobili to. Mam nadzieję se teraz będą parą.
    Wzruszyło mnie to jak Martin dbał o samopoczucie i komfort Quinna.
    Życzę Ci bardzo dużk weny jak i zdrówka.
    Pozdrawiam Serdecznie Deia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)