2022/03/13

W rytmie miłości - Rozdział 32

 Zapraszam na kolejny rozdział i dziękuję za komentarze. :)


W stołówce Quinn wypatrzył Elliotta siedzącego przy jednym, z  wieloosobowych stolików ustawionych dalej od wejścia. Najpierw jednak podszedł do lady i zamówił u pani, która pracowała na stoisku szklankę soku pomarańczowego. Wziął tacę i z długiego rzędu ustawionych posiłków wybrał sałatkę z arbuza. Potem odebrał sok, podziękował i  ruszył w stronę przyjaciela. Ten pisał coś na telefonie, a potem gdy go odłożył westchnął i podrapał się po głowie obiema dłońmi burząc jeszcze bardziej już i tak rozczochrane włosy.

Greenwood podszedł powoli by być jak najciszej i zajrzał chłopakowi przez ramię. Elliott wyczuł go i poderwał głowę zakrywając telefon.

— Daj spokój i tak widziałem. Wciąż nie dałeś mu swojego numeru telefonu?

Usiadł po przeciwnej stronie stawiając tacę na stoliku. Podejrzał co ma Ross, a szklanka coli oraz makaron z kurczakiem wydawały być się nie ruszone.

— To nie jest łatwe — burknął Elliott.

— Jak to nie? Dawaj, ja mu prześlę numer.

Quinn sięgnął po telefon przyjaciela, który został przed nim natychmiast schowany.

— Ani się waż. Dzisiaj mu go prześlę. Chyba. Jestem do kitu — jęknął, uderzając głową w blat stolika. Cudem nie trafił w talerz z jedzeniem.

— A może zadzwoń do niego. Przecież już dawno dał ci swój numer. Cykor z ciebie — dodał, dostrzegłszy jak Elliott zbladł.

— Nie no… Po prostu wydaje mi się, że rozmawiając nie będę dość ciekawy. Wolę pisać. Wie o tym.

— Ale i tak chce z tobą pogadać.

— Taa.

Greenwood zjadł trochę sałatki, odsuwając na bok czarne oliwki. Rozejrzał się po świeżo wyremontowanej stołówce. Pomieszczenie było duże, bardzo jasne. Ściany w kolorze kremowym harmonizowały z płytkami o bardzo zbliżonym odcieniu na podłodze. Sala wydawała się być bardzo sterylna, niczym szpitalne korytarze. Pozbawiona została kolorów, co według gustu Quinna było trudne do przyjęcia. Stoliki także były proste, zwyczajne. W sumie miało się tu tylko coś zjeść i uciekać na lekcje, a nie przesiadywać godzinami.

Zjadł kawałek arbuza, a kiedy jego oczy wypatrzyły Martina zbliżającego się do ich stolika, odsunął miseczkę.

— Straciłem apetyt.

— Dlaczego na mnie nie poczekałeś, słoneczko? Przecież umawialiśmy się, że dzisiaj zjemy razem — powiedział Martin siadając obok Quinna bardzo blisko. Zbyt blisko, według rudowłosego chłopaka.

— Ja się na nic nie umawiałem.

— Tak? Mówiłem, że…

— Reynolds, nie słuchałem tego co mówisz.

Gerard, który dotarł do ich stolika chwilę później z ogromną porcją makaronu ze szpinakiem, zaśmiał się.

— I to jest dowód, mój drogi przyjacielu — zwrócił się do Martina ze złośliwym uśmieszkiem — że nie każdy cię słucha, a szczególnie tego co wychodzi z twoich ust.

— No cóż, będę musiał się z tym pogodzić, mimo że Quinn zostanie ojcem moich dzieci.

— A ty znów swoje. Ciekawe, który z nas je urodzi, może ty? — zapytał Greenwood rzucając spojrzenie na Martina.

— Ty czy ja? Co za różnica — odpowiedział podsuwając sałatkę Quinnowi. — Jedz lepiej. — A może spróbuj tego co mam.

— A co masz? — Quinn zerknął na posiłek, który wybrał Martin. — Masz sushi? Mają tu sushi? Dają tu coś takiego? Skąd to masz? Uwielbiam to.

— Dzisiaj jest dzień japońskich potraw. Wielki napis przy wejściu to głosi — wyjaśnił Reynolds. Musi podziękować mamie, która jako jeden z członków rady i właścicielka restauracji, dostarczającej też posiłki do szkolnych stołówek, była w stanie przeforsować ten pomysł i zafundować dla całej szkoły smaczne jedzenie. — Tylko trzeba je zamówić u tej pani co tam pracuje. — Wziął opakowanie z pałeczkami i otworzył je. Wyjął drewniane pałeczki, a potem ułożył odpowiednio pomiędzy palcami.

— Pójdę zamówić…

Quinn próbował wstać, ale Martin go przytrzymał.

— Siedź. Wziąłem więcej.

Chwycił jedną rolkę futomaki i podsunął pałeczki pod usta Quinna.

— Te są chyba twoje ulubione.

— Pamiętałeś — szepnął. Max nigdy nie pamiętał. Odgonił myśl o tamtym draniu i otworzył usta by wziąć kawałek pyszności.

— Zawsze pamiętam  i będę pamiętał to co lubisz, a czego nie.

Quinn przełknął zapatrzywszy się na chłopaka, który go karmił. Bez protestów wziął kolejny kawałek. Z jakiegoś głupiego powodu jego serce przyśpieszyło bicie, a do piersi wpływało ciepło.

— Wiem, że lubisz jeszcze tempure maki, ale nie mają tego. Wiem też, że nie lubisz oliwek — mówił Martin przysuwając sobie miseczkę z sałatką arbuzową Quinna — mimo to zawsze bierzesz tę, która je zawiera.

— Nie mają innej wersji.

Martin zakodował sobie w głowie, aby poprosić mamę, dzięki której dzisiaj jest w stołówce także sushi, o wprowadzenie do menu innej wersji ulubionej sałatki jej przyszłego zięcia. Tymczasem pałeczkami zaczął wyjmować oliwki i odkładał na swoją tackę, na której leżały kawałki japońskiej potrawy. Robił to dokładnie, aby nie zostawić ani jednej.

— Nie zapomnij o tej koło pomidora. Dasz mi jeszcze jedną rolkę?

— Wszystko jest twoje. Trzymaj tę.

Elliott przyglądał się siedzącej na przeciwko parze. Jego oczy podążały od jednego do drugiego. Do ich posiłków, potem znów przesuwały się na chłopaków. Przed chwilą wyglądało to tak jakby Quinn chciał zgnieść Reynoldsa niczym karalucha, a teraz pozwala mu się karmić. Jakby tego mało, wbił kawałek arbuza na widelczyk i przysunął do ust Martina, który go wziął powoli, wpatrując się w oczy chłopaka, który uśmiechał się. Quinn uśmiechający się do Martina Reynoldsa to był jakiś cud.

— Co oni odpierdalają? — zapytał Gerarda, który od dwóch tygodni jadał z nimi. Czasami dołączała do nich Daisy, ale zazwyczaj trzymała się z przyjaciółkami. Tak jak Dana.

— Wydaje mi się, że to jest miłość — odpowiedział Frost także nie potrafiąc oderwać od chłopaków wzroku. Do tej pory nie rozumiał co Martin widzi w Quinnie, ale jak tak przyjrzał się Greenwoodowi to zrozumiał. Chłopak był cholernie ładny. Średniego wzrostu, smukły, z twarzą o idealnych proporcjach. Prostym nosie i pełnych ustach. Nieliczne piegi, które można było dostrzec dodawały uroku, a kiedy się uśmiechał, mógł sobie wyobrazić, że wtedy dla Martina wychodziło słońce zza chmur, które od lat nie ustępowały.

— Ale przecież Martin go nienawidził.

— Nie wierz w to co widzisz, Ross. Nie zawsze to jest prawdą. Jedno jest pewne i to się nie zmieni. Martin będzie kochał twojego przyjaciela najmocniej na świecie. W końcu ma szansę to udowodnić.

Elliott zmarszczył brwi patrząc na Frosta, a potem znów jego oczy skupiły się na Quinnie i Martinie. Ten drugi właśnie wyciągnął rękę i wskazującym palcem przesunął po dolnej wardze Quinna usuwając ryż, który tam pozostał.

— Od tego są serwetki — burknął Quinn czując jak rozgrzewają mu się policzki. Pewnie znów jest cały czerwony. Na jego jasnej skórze było to aż za dobrze widać.

Martin zebrał ustami ziarenko ryżu ze swojego palca i odpowiedział:

— Po co? To jak pocałunek.

— He? Znów mówisz o pocałunkach?

— Pojedziesz ze mną po szkole na zakupy?

— Nie. I zamiast mówić głupoty to jedz — rzucił Quinn. Wyjął z palców chłopaka pałeczki, a potem nakarmił go rolką swojego ulubionego sushi.

Elliott oderwał wzrok od tej dwójki i spojrzał na swój telefon. Także chciał, aby ktoś go kochał najmocniej na świecie. Nie miał pojęcia czy tą osobą jest Ryan, czy ktoś inny został mu przeznaczony, ale jeżeli nie spróbuje to nigdy się tego nie dowie. Uruchomił aplikację dzięki której rozmawiał z mężczyzną i napisał do niego.

Przepraszam, że to tyle trwało, ale musiałem to przemyśleć. Dla mnie… Dla mnie nie jest to łatwe. Podaję Ci numer telefonu.

Odetchnął, wpisał numer i wysłał wiadomość nie myśląc nad tym dłużej. Gdyby nie zrobił tego od razu, to nigdy nie zdecydowałby się przesłać tego na co Ryan czekał. Nie powinno być to problemem, przecież  od tygodni pisali do siebie, a ich rozmowy przeciągały się na długie nocne godziny. Do tego moderował streamy Ryana, podczas których także rozmawiali, a widzowie mężczyzny bardzo aprobowali, to co rodziło się pomiędzy nimi na odległość. Miał nadzieję, że Ryan nie mieszka na końcu świata.

Podskoczył, kiedy jego telefon zaczął dzwonić. Serce podeszło mu do gardła, kiedy spojrzał na wyświetlacz. Nie sądził, że Whitener tak szybko zadzwoni.

— Ratunku — szepnął, po czym wziął telefon, wstał i ruszył w stronę wyjścia ze stołówki. Wpatrując się w ekran wpadłby na jakiś stolik, ale na szczęście w porę go ominął. W końcu kciukiem przesunął w bok zieloną słuchawkę. Przystawił telefon do ucha i powiedział: — Halo.

— Już sądziłem, że nigdy nie odbierzesz.

Tak znajomy przecież głos, a teraz jakby po raz pierwszy usłyszany sprawił, że Elliott wstrzymał oddech.

— Jesteś tam? Halo?

— Jestem, tylko nie wiem co mówić.

Wyszedł na korytarz i oparł się o ścianę. Serce mu biło tak mocno, że miał wrażenie, jakby za chwilę mogło ono wyrwać mu dziurę w piersi. Rozmawiał z Ryanem. To znaczy próbował, bo naprawę nie wiedział co mówić. Dlaczego nie mógł stać się na chwilę Quinnem, który zawsze wiedział co powiedzieć. Gdyby mógł pisać… a tak to brakowało mu słów.

— Przepraszam — szepnął. — Denerwuję się — dodał i zaklął w myślach na to co powiedział. Po co gada takie rzeczy? Ryan jeszcze pomyśli, że jest jakiś dziwny.

— Doskonale to rozumiem. Także denerwuję się. Pozwól więc, że ja będę mówić, dobrze?

— W porządku. Tak na rrrazie — zająknął — będzie lepiej.

Po chwili czując jak mu jest gorąco, wciąż z szalejącym sercem, wypiekami na twarzy, niepokojem o to jak zostanie odebrany, słuchał tego co mówił Ryan.

 

*

 

— To porwanie! — krzyknął Quinn dwie godziny później, wysiadając z samochodu Martina.

Znajdowali się na jednym z piętrowych parkingów w centrum handlowym. Nie wierzył, że chłopak go tutaj przywiezie. Co prawda wspomniał coś o zakupieniu butów do gry w piłkę nożną, ale najpierw miał odwieźć go do domu.

— Podstępna żmija z ciebie. Jesteś tak… — zamilkł, kiedy palec chłopaka znalazł się na jego ustach.

— Ciii, bo znajdę inny sposób na zamknięcie ci ust.

Quinn odepchnął rękę Reynoldsa i powiedział:

— To molestowanie seksualne.

Miał jeszcze zamiar coś dodać, ale Martin cmoknął go w usta. Zrobił to tak szybko, że nie był w stanie w ogóle obronić się przed tym.

— Chcesz zginąć? Naprawdę ci się do tego śpieszy?

Potem jego nadgarstek został owinięty palcami chłopaka. Po chwili dłoń przesunęła się niżej, a palce splotły się z jego. Patrzył na ich połączone dłonie. Na kciuk przesuwający się delikatnie po jego skórze. To było tak surrealistyczne, a zarazem prawdziwe, że zamarł. Do jego głowy wpadły wspomnienia dotyczące Maxa. Chłopak nigdy nie trzymał go za rękę. W miejscu publicznym zawsze znalazł wytłumaczenie. Co nie przeszkadzało mu całować się z tamtym chłopakiem na placu, po którym zawsze kręciło się wielu ludzi. Teraz, jego dłoń była trzymana przez chłopaka, który jeszcze parę tygodni temu nazywał go pedałem. Co więcej, Quinn nie miał wtedy pojęcia o prawdziwej orientacji seksualnej Martina pomimo, że znał go wiele lat. Dowiedział się o  niej podczas proszonej kolacji i od tamtego dnia wszystko się zmieniało. Martin pajacował, to był poważny, to mu pomagał, ale ani razu już go nie wyzywał. Musiał znać prawdę o tym co kieruje tym chłopakiem.

— Co ty robisz? Podobno mnie nienawidziłeś.

Reynolds, który także patrzył na ich złączone dłonie, przesunął spojrzenie na twarz Quinna. Przez chwilę nic nie mówił, tylko patrzył mu w oczy. Powoli uniósł dłoń chłopaka do swoich usta i ucałował. Opuścił ją na tyle, by ułożyć na swojej piersi. Tam, gdzie serce śpiewało od długich lat, widząc w pobliżu Greenwooda.

— Nigdy cię nienawidziłem. Wyzywałem cię… Czasami człowiek musi się bronić, odsunąć i to był najlepszy sposób.

— Dlaczego?

Martin nagle poczuł się niepewny i niespokojny. Zawsze wiedział co robić, mówić, teraz odpowiedzenie na tak proste wydawałoby się pytanie, stało się wręcz rzeczą trudną do zrealizowania. Poza tym jeszcze na to był czas.

— Kiedyś wszystko zrozumiesz. Tymczasem po prostu pozwól mi się o ciebie starać.

— He? Starać co?

Martin uśmiechnął się.

— Proszę, nie zamieniaj się w Elliotta.

Pisk opon na parkingu, trzaśnięcie drzwiami, kroki w oddali, uświadomiły Reynoldsowi, że stoją w najmniej romantycznym miejscu do takich wyznań. Poza tym, nie chciał mu jeszcze wszystkiego mówić. Wystraszenie Quinna, kiedy w końcu mógł zawalczyć o jego serce nie było brane pod uwagę. Przytrzymał mocno jego rękę, opuszczając ich dłonie wzdłuż ciała i pociągnął chłopaka w stronę wejścia do centrum handlowego.

— Chodź, zimno tu. Chcę ciepełka.

— Ale nie powiedziałeś… Chwila — Quinn próbował zatrzymać tego, który go całe lata denerwował, ale próba wykonania tego  zakończyła się fiaskiem. Także podążył zanim, próbując ułożyć sobie w głowie to co usłyszał. Nie rozumiał o co chodzi z tym „staraniem się”. Może po prostu nie chciał zrozumieć.

Chwilę później znów próbował kilka razy wyrwać rękę, ale nadal nie udawało mu się to. W końcu ostatecznie zrezygnował i idąc obok chłopaka, narzekając na to, że został porwany, uwięziony zgodził się pomóc w wybraniu butów.

— Dobra, ale masz mi postawić pizzę. Ogromną, z masą sera i dodatków. Nie ma nic za darmo. I masz odpowiedzieć na parę moich pytań.

Martin zgodził się, ale nie zamierzał jeszcze do końca odkryć siebie. Naprawdę nie chciał, aby Quinn uciekł, kiedy wyznałby co do niego czuje i chce by został jego chłopakiem. Quinn potrafił być czasami zbyt dociekliwy. Liczył jednak, że zapanuje nad jego pytaniami.

— Na razie chodź, bo w necie wypatrzyłem naprawdę świetne buty, ale jest teraz na nie ogromny  popyt i nie chciałbym, aby ktoś wykupił ostatnie dwie pary, jakie tu są — powiedział i pociągnął chłopaka w stronę ruchomych schodów. Nie lubił ich, bo jako dziecko spadł z nich, ale by dostać się na piętro zmuszony był je pokonać.

Greenwood posłusznie poszedł za nim obserwując go i wciąż czując splecione ze sobą ich palce. Bał się przyznać przed samym sobą, że podobało mu się to.

5 komentarzy:

  1. Omg! Martin i Quinn zachowują się jakby byli parą byli od zawsze! Tak idealnie zgrani i te ich sprzeczki! Cud miód! Oby byli razem:)
    Aaaaa Rayan! Taak tyle czekania i taki króciutki rozdział.
    Więcej! Chce więcej:p

    Czy ten tekst będzie do kupienia?
    Chętnie kupię i przeczytam na już :D

    Pozdrawiam i dużo weny życzę.
    Jenny H.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, będzie do kupienia. Liczę, że uda się to zrobić w kwietniu. W marcu raczej na taką możliwość nie Liczę.
      Dziękuję i również pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. No to Martin sobie pozwala na coraz więcej :) za to Quinn zaczyna pomału rozumieć ,że może Martin to to na co zawsze czekał. No pięknie razem wyglądają ,byle tak dalej, trzymam kciuki za Martina i jego wytrzymałość w końcu ,,staranie się ,, to naprawdę wielkie wyzwanie. Elliott czemu ciebie było tak mało w tym rozdziale ? A tak serio to czekam aż się akcja rozwinie już jest jakiś początek. Weny weny i czasu na pisanie . Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    cudo, cudo... to było fantastyczne Martin karmiący Quinna modliłam się żeby ktoś nie palnął jakiegoś głupstwa, które sprawiło by że Quinn zareagował by na to wszystko tak buntowniczo... cieszę się że Eliot w końcu podał ten numer Rayanowi...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    cudowny rozdział... to na stołówce jak Martin karmił Quinna było cudowne, modliłam się żeby ktoś nie powiedział czegoś głupiego co by sprawiło, że sielanka by się skończyła...
    weny i chęci życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)