2022/01/23

W rytmie miłości - Rozdział 30

 Hej, przed Wami ostatni rozdział tomu pierwszego. Niestety będzie trzeba czekać na kolejny tom. Żałuję, że nie jestem robotem, bo wtedy mogłabym pisać i pisać. Jak wspominałam chyba poprzednio, to skupiam się na czwartym tomie Uśmiechu losu. Część jest już prawie napisana. Potem wracam do chłopaków z rytmu i będę pisać ile się da, aby mieć zapas rozdziałów i móc publikować je na blogu, a potem jak skończę tom pisać, to wydać go jako ebook. Proszę uzbrójcie się w cierpliwość. 

W tym czasie będzie tutaj przerwa, ewentualnie coś pomyślę. Planowałam wstawiać co tydzień pierwsze rozdziały tekstów, które są w sprzedaży, by zachęcić kogoś do kupna choćby serii Obrazy miłości. A może Was coś konkretnego interesuje, to piszcie.  Planuję, że za miesiąc już będę mogła wstawiać kolejny tom W rytmie miłości. Na blogu pojawi się wtedy 31 rozdział. 

Pozdrawiam serdecznie każdego  Was. Dziękuję za zakup moich tekstów i za komentarze. 😘

 

 

 

Gerard nie mógł znaleźć sobie miejsca. Odkąd wrócił ze szpitala, wszelkie próby znalezienia jakiegokolwiek zajęcia spełzały na niczym. Znał powód i przez to ostatnie noce od powrotu do domu także były nieprzespane. Nie widział Olivera od dwóch dni. Dwa dni, dwie noce wystarczyło, że coś się z nim działo. Chciał zobaczyć tego chłopaka. Byłoby łatwiej, gdyby Oli nadal przebywał w szpitalu. Wypisano go jednak i Gerard nie miał odwagi pojechać do jego domu. Co niby miałby mu powiedzieć. Po co przyjechał? Odpowiedź była prosta, bo zwykłe odwiedziny chorego to coś wskazanego, ale i tak tchórzył. Ostatnio też pisał z Oliverem wczoraj rano. Niby taka przerwa jest mu potrzebna, bo mówi wiele o tym czego chce. Dzięki temu nie działa pod wpływem chwili, ale mimo wszystko to nie było dobre.

Wstał z łóżka, na którym dotąd leżał bezczynnie. Podszedł do okna,z którego rozciągał się widok na okolicę. Po chodnikach spacerowali nieliczni ludzie, a na skwer, gdzie znajdował się niewielki park i plac zabawbył pusty. Latem, każdego dnia, to miejsce  było okupowane przez dzieci. Często chodził tam z Williamem. Chłopiec lubił wspinać się po drabinkach i udawał, że jest jednym z jego ulubionych transformersów. W sumie, kto by nie chciał być Optimusem Primem.[1]

Gerard przypomniawszy sobie o czymś, zbliżył się do biurka i wysunął górną szufladę. Tam, wśród notatników i innych szpargałów, leżała figurka przywódcy Autobotów. Wziął ją do dłoni. Miała nie więcej niż osiem centymetrów. Uśmiechnął się na wspomnienie, które napłynęło samo.

 

Jego siedmioletni brat wyciągnął dłoń na której leżała figurka.

— To dla mnie? — zapytał Gerard, tworząc słowa za pomocą gestów, po czym wziął figurkę.

— Dla ciebie — odpowiedział w ten sam sposób chłopiec. — Jest po to, aby cię chronić. Jeżeli kiedyś spotkasz ważną osobę w swoim życiu, to podaruj jej Optimusa. Teraz będzie cię chronił przed mamą i tatą, a potem tę osobę przed wszystkim co złe. A będąc z tym kimś, także będziesz pod jego ochroną. Daj ją jednak temu komuś, jeżeli będziesz pewny, że to jest ktoś naprawdę dla ciebie ważny.

Wzruszony, piętnastoletni Gerard, był w stanie tylko pokiwać głową i zacisnął figurkę w dłoni.

 

Teraz osiemnastoletni chłopak zrobił to samo mrugając szybko powiekami, aby odgonić łzy. Jedna i tak uciekła na wolność i potoczyła się po jego policzku pokrytym krótkim zarostem. Od szesnastego roku życia musiał się golić, ale ostatnio nie chciało mu się tego robić.

— Dziękuję ci za twoją mądrość braciszku.

Nie miał pojęcia kim w przyszłości będzie Willie, którego mądrość przekraczała wszelkie granice, ale wiedział, że ten chłopiec wyrośnie na dobrego człowieka. Na pewno mu w tym pomoże. Tak jak on mu pomógł podjąć decyzję. Dzięki tej małej figurce.

Wyszedł z pokoju zdecydowany co ma robić. Wpierw jednak zajrzał do kuchni, gdzie jego rodzina siedziała przy stole i grała w Scrabble. Sobotnie popołudnia lubili tak spędzać. Czasami do nich dołączał. Dzisiaj jakoś nie miał na to ochoty.

— Wychodzę. Mam pewną sprawę do załatwienia. — Zauważywszy, że brat wpatruje się figurkę w jego dłoni, dodał: — Chyba mam ją komu podarować.

Willie uśmiechnął się do niego, a dziadek poinformował, aby nie wracał późno. W razie czego ma zadzwonić, co Gerard obiecał zrobić. Nie chciał, aby się martwili. Nie miał potrzeby sprawiać im problemów.

Wyszedł z mieszkania i poczuł stres, który wspinał się po nim, doprowadzał jego serce do szybszego bicia, a w żołądek wiązał w supeł. Wystarczyłoby zawrócić i wszystko puściłoby, ale to byłoby zrobienie kroku do tyłu. Nie chciał już powrotu do swojej skorupy. Musiał spróbować zawalczyć o siebie, o to kim jest i może zapytać Olivera, czy zgodziłby się z nim spotykać. Do związku było jeszcze za wcześnie, ale kilka niezobowiązujących spotkań, rozmów, odwiedzin w ulubionej cukierni zbliżyłoby ich do siebie. Potrzebował tego i czuł całym sobą, że Oliver również.

Często wspominał już nie ich rozmowy kiedy chłopak udawał Olianę, ale te ze szpitala. Sytuację z łazienki, kiedy mył chłopakowi włosy, zamierzał zapamiętać na zawsze. Niby to nie było nic wielkiego, ale chyba właśnie takie chwile wiele człowiekowi uświadamiały. Właśnie od tego czasu, wszystko się odmieniło w stu procentach.

— Jesteś zapewne w dobrym nastroju, skoro się tak uśmiechasz.

Głos pana McPhersona przywrócił uwagę Gerarda do rzeczywistości, w której się znajdował. Stał na korytarzu i uśmiechał się.

— Mam powody. Podjąłem decyzję. Pytanie tylko czy ta druga osoba… Czy Oliver też tego zechce. I przepraszam, że nie powiedziałem panu podczas naszych rozmów, że chodzi o Oliego. Nie mogłem…

— Doskonale to rozumiem. Nie mogłeś zdradzić jego tajemnicy. — Casey wyrzucił worek śmieci do zsypu, a potem skupił uwagę na Froście. — Zawsze możesz ze mną porozmawiać, jeżeli tego będziesz potrzebować.

— Właściwie to… — urwał Gerard, ale szybko kontynuował: — Ma pan czas… Teraz?

— Nadal nie jesteś pewny tego czego chcesz?

— Jestem, wiem czego chcę. Nie zrezygnuję. Mimo to, czuję potrzebę pogadania z kimś. Po raz pierwszy w życiu przyznaję się przed samym sobą, że chcę zbliżyć się do chłopaka, mieć coś z nim w przyszłości. Boję się jak cholera, ale jeżeli on mnie zechce to nie wycofam się. Tylko muszę się upewnić, że robię dobrze, bo on mnie kocha, ja nie wiem co czuję. Chyba go lubię. Inaczej niż Martina, moją rodzinę. Lubię przez takie mocne lubię. Może mnie pan rozumie. — Przestąpił z nogi na nogę denerwując się. Nie potrafił wyjaśnić tego co ma na myśli.

— Wyjaśnij mu to na początku. Nie ukrywaj niczego. To najgorsze co mógłbyś zrobić. Udawanie nie prowadzi do niczego dobrego. Lubienie kogoś w ten znaczny sposób, to już krok do czegoś dobrego. Ja kocham mojego męża i lubię go także. Wszystko przyjdzie z czasem.

— Może być też, że nie przyjdzie.

— Tak. Ale nigdy go nie okłamuj w żadnej kwestii, a tym bardziej jeżeli chodzi o uczucia. I mam czas. Zapraszam na herbatę — powiedział Casey wskazując drzwi do swojego mieszkania.

Frost jeszcze spojrzał w głąb korytarza. Miał dużo czasu, aby pojechać do Olivera, a rozmowa była mu potrzebna. Dlatego chętnie skorzystał z zaproszenia.

 

*

 

— Muszę cię przeprosić za te insynuacje naszej drogiej pani Moore — powiedział do Christophera jego szef. — Nie rozumiem skąd w niej tyle nienawiści i złośliwości. Dostała ostatnią szansę. Zostanie zwolniona, jeżeli jeszcze raz zrobi coś co może zaszkodzić nam obu i cukierni, a dodam, że takie rzeczy mogą tego dokonać, szczególnie jeżeli zacznie opowiadać o molestowaniu.

— Ja się tym nie przejmuję — rzekł Chris. — Niemniej, źle się pracuje z taką osobą. Wszystko zaczęło się od spóźnienia. Mieliśmy mecz w szkole. Była dogrywka, potem korki. Dzwoniłem do pana, że się spóźnię.

— Tak i wspomniałeś, że przegraliście jednym punktem.

— Następnym razem wygramy. Jeszcze mamy szansę dostać się do finału. Dobra, to ja wracam do pracy. — Wstał z zajmowanego krzesła. — Wieczorem cukiernia jest oblegana. Zresztą pan to wie.

Podszedł do drzwi i zatrzymał się.

— Byłbym zapomniał… Może mnie pan wyśmiać, ale chcę założyć kanał na YouTube, na którym dodawałbym filmy jak piekę ciasta. Dodawałbym przepisy i na pierwszy film chcę umieścić torcik makowy z masą kokosową. Chcę przy tym wspomnieć o tej cukierni. Zareklamować ją i powiedzieć, że to ciasto można tu kupić. Mógłbym to zrobić?

Brice Harvey uśmiechnął się i podszedł do chłopaka. Położywszy mu rękę na ramieniu, powiedział:

— Nawet nie musisz pytać. Dziękuję. Mam nadzieję, że kiedyś spełnisz swoje marzenie i założysz coś własnego i życzę ci powodzenia. Jak już wszystko będzie gotowe, do prześlij mi link. Teraz jednak wracaj do pracy.

Nicholls już nic nie powiedział, jedynie uśmiechnął się. Wyszedłszy z gabinetu szefa był bardzo podbudowany i pełen nadziei. Po pracy zamierzał wrócić do domu i zająć się przygotowaniami do założenia kanału. Zanim dotarł na salę, jego telefon zawibrował oznajmiając, że ma wiadomość. Sądził, że to Tobias, ale ta pochodziła od Quinna.

Jestem już w domu. Dzięki, że się martwiłeś i pisałeś. Musiałem pobyć z dala od domu. Pogadamy jak wrócisz.

Odpisał mu szybko i wrócił do pracy. Kamień spadł mu z serca, kiedy już wiedział, że jego przyjaciel przejdzie przez to co zrobił mu Max. Rozwaliłby tego chłopaka w pył, ale nie chciał sobie zaszkodzić. Więzienie nie wchodziło w grę. Miał plany na przyszłość, do realizacji których dążył. Zamierzał zdobyć wykształcenie związane z tym co kochał czyli pieczeniem, przyda mu się też zarządzanie i parę innych rzeczy, by móc prowadzić cukiernię. Nadal pragnął się z kimś związać i żyć spokojnie. Marzenia nic nie kosztują, ale dodają życiu celu — pomyślał.

Cukiernia była wypełniona w szczególności młodymi ludźmi. Wielu już znał z widzenia, gdyż stali klienci zamawiali tutaj niemalże kilka razy w tygodniu. Dlatego też przez kolejną godzinę był zajęty tak, że nie miał chwili dla siebie. Sharon pracowała na swoim stanowisku i starali się sobie nie wchodzić w drogę, o ile nie było to konieczne. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że poza ich dwójką powinien być tu jeszcze jeden pracownik, ale byli tak dobrze zorganizowani i wprawieni w to co mieli robić, że wkrótce każdy miał swoje zamówienie, a Chris pakował zamówiony rano tort truskawkowy.

— Proszę i życzę wszystkiego dobrego dla solenizanta — powiedział podając tort młodej kobiecie.

— Dziękuję. Przekażę mężowi. A ten tort jest jego ulubionym, więc będzie miał niespodziankę.

Zapłaciła za ciasto już wcześniej więc teraz wyszła, a Nicholls odprowadził ją wzrokiem. Dzięki temu dostrzegł mężczyznę wchodzącego do cukierni. Na pewno ten człowiek był tu pierwszy raz. Zapamiętałby kurtkę moro, której rękawy nieznajomy podciągnął do łokci. Dzięki temu odsłonił skórę pokrytą tatuażami. Te sięgały nawet serdecznych palców. Mężczyzna miał paznokcie pomalowane na czarno, ciemne włosy zaczesane do góry. Ostre spojrzenie, które spotkało się z jego i trochę zaniepokoiło Christophera, a trochę sprawiło, że poczuł przyjemny uścisk w podbrzuszu. Człowiek ten na pewno był wysoki i bardzo dobrze zbudowany. Co podkreślały nawet wąskie, imitujące skórę spodnie, a ciężkie, wojskowe buty dopełniały całości. W ręku trzymał papierosa.

— Jest gorący.

Chris usłyszał słowa Sharon, która także wpatrywała się w ich nowego klienta. Zresztą nie tylko ona. Część osób obecnych w cukierni śledziła mężczyznę i Nicholls mógłby bezbłędnie odgadnąć, że sporo z nich śliniła się. Zresztą jemu także nie umknęło to, że nieznajomy i jemu się spodobał. Naprawdę był gorący. Zarazem, biło od niego to i coś niebezpiecznego, co tylko podkręcało atmosferę.

— Tutaj się nie pali. — Christopher usłyszał swój głos, a potem wskazał na znak informujący o tym o czym powiedział.

— No tak, jak wszędzie. Człowiek już sobie nie może przy kawie zapalić — odpowiedział głębokim głosem mężczyzna. Swoje bardzo ciemne, brązowe oczy skierował na Christophera. — W takim razie gdzie mam się tego pozbyć. — Uniósł rękę z papierosem.

Zanim mógł odpowiedzieć Sharon podsunęła plastikowy kubek z wodą. Klient nawet nie zwrócił na nią uwagi, wciąż wpatrzony w Christophera. Wrzucił tylko papierosa do wody, a potem złożył zamówienie:

— Poproszę czarną kawę, mocną. Taką by łyżeczka w niej stanęła — mocno zaakcentował ostatnie słowo — i gorzką. Plus sernik. Wybierz coś dla mnie. Lubię wszystkie kombinacje.

Christopher nie był pewny, czy mężczyzna nadal mówi o serniku, czy o czymś innym, bo patrzył na niego tak jakby rozbierał go oczami. I do cholery, jego ciało reagowało na tego człowieka. Nie miał pojęcia, czy bardziej niż na Tobiasa, ale przyciąganie było tak silne, że miał wrażenie, że za chwilę dostanie zawrotu głowy z powodu krwi wędrującej na południe. Ledwie mógł oddychać. A w chwili, kiedy mężczyzna pochylił się bliżej i szepnął:

— Najchętniej to zlizałbym ten sernik z ciebie.

Christopher był pewny, że stanie w ogniu pożądania i zacznie w nim goreć zanim znajdzie ujście. Kurwa, był wolny, więc mógł pragnąć kogoś… Czegoś… Tobiasa lubił, ale chłopak nie chciał niczego poza seksem. Tylko on teraz chciał tego samego z tym, który spalał go wzrokiem. Nieznajomy chyba był zadowolony z tego jaką w nim wywołał reakcję. Jedynie uśmiechnął się znacznie i zajął ostatni wolny stolik.

— Kurwa — wyrwało się zbyt głośno Nichollsowi, który właśnie został porażony czymś, czymkolwiek to było. 

 

*

 

Tobias pomógł cioci z kolacją. Oliver nadal niewiele mógł zrobić z jedną zdrową ręką i zrastającym się żebrem. Całą trójką usiedli przy wczesnym posiłku. Martha szła na noc do pracy, więc chcąc zjeść razem, musieli to zrobić teraz. To była ich mała tradycja. Raz w tygodniu jedli wszyscy razem. Na szczęście zdarzało się to częściej, ale odkąd Oli wyszedł ze szpitala był to pierwszy raz.

— Jutro może byśmy zaprosili Rossów… — zaczęła Martha, ale Tobias jej przerwał.

— Jutro to masz randkę z panem rozwalaczem skrzynek pocztowych.

— Och, nie nazywaj go tak. — Zdzieliła siostrzeńca serwetką. — On ma imię. A w słowniku nie ma słowa ‘rozwalacz’.

— Będzie miał imię, kiedy w końcu zgodzi się spotkać z nami. Na razie woli tylko ciebie. Wie, że masz nas?

— Wie, ale chyba się trochę was boi. Dajcie mu czas.

— Jak dla mnie ma czas całego świata — odpowiedział Oliver.

Chciał zjeść i pójść do siebie na górę. Zamierzał pierwszy napisać do Gerarda. Ustalili, że kilka godzin bez rozmowy, dobrze im zrobi, bo wszystko biegło do przodu w szybkim tempie, a on robił sobie coraz większe nadzieje, na coś więcej z Frostem. Tylko te kilka godzin przedłużyło się i powoli nachodziły go czarne myśli, że chłopak wykorzystał okazję i to koniec. Koniec tego cokolwiek się pomiędzy nimi rodziło. Nie chciał tego. Kochał Gerarda. Tak naprawdę kochał, nie było to zauroczenie. Wiedział też, że Frost nie czuje tego do niego, ale coś jest w nim z uczuć. Dlatego, w głębi siebie wierzył, że będzie dobrze. Tylko musi to iść powoli. Krok za krokiem. Do czasu, aż zrobią ten milowy. Chcę tego — pomyślał, jakby to było życzenie.

Dzwonek do drzwi poruszył całą trójką, ale to Tobias był szybszy i wstał od stołu.

— Jeżeli to twój chłopak, ciociu, to ma u mnie plusa.

— Idź lepiej sprawdzić kto to.

Nie chciał dokuczać cioci, ale chciałby wiedzieć z kim się spotyka. Jakoś nie ufał facetowi, ale kobieta, która przyjęła ich pod swój dach miała prawo do szczęścia. Przecież on mógł się mylić.

— A ty co tu robisz? — zapytał, kiedy otworzył drzwi.

— Chciałbym zobaczyć się z Oliverem — odpowiedział pewny siebie Gerard. Akurat musiał trafić na Tobiasa. Jeszcze chłopak go nie wpuści. Wtedy pozostanie mu krzyczenie i wołanie, aby Oli wyszedł do niego. Potem da mu figurkę i poprosi o szansę na coś, co mogłoby być pomiędzy nimi. Chciał tego.

Tobias zmrużył oczy przyglądając się chłopakowi. Obiecał sobie nie wtrącać się i dać sposobność temu typkowi na poznanie jego brata. Grozić nie zamierzał, już to zrobił.

— Chodź.

Oliver już wcześniej słyszał głos Frosta, ale kiedy dotarło do niego, że brat wprowadzi chłopaka do kuchni próbował ułożyć byle jak spięte słowy, teraz trochę rozczochrane, ale ciocia uśmiechając się do niego, szepnęła:

— Zostaw. Nie trzeba być idealnym, by zdobyć uczucie. Bycie sobą, to jedyna możliwość.

Serce mu przyśpieszyło, kiedy w drzwiach pojawił się Tobias, a za nim Gerard. Wstał i podszedł do chłopaka ignorując brata i jego opiekuńczą obecność.

— Hej.

— Hej — odpowiedział Frost, a jego usta same uśmiechnęły się na widok tego chłopaka. Już wiedział, że dobrze zrobił przyjeżdżając tutaj. — Mam coś dla ciebie.

Wyciągnął dłoń, na której leżała figurka. Oliver uśmiechnął się na jej widok i wziął ją ostrożnie.

— Jeden z najlepszych Autobotów.

— Mój brat gdy mi ją dawał, powiedział bym podarował ją ważnej dla siebie osobie. Czuję, że ty nią jesteś i… lubię cię.

Oczy Olivera natychmiast wypełniły się łzami. Rozumiał, że to nie jest prośba o związek, wyznanie miłości, ale to początek czegoś co się rodziło pomiędzy nimi.

— Krok za krokiem — szepnął i spojrzał głęboko w oczy Gerarda.

W tym czasie Martha wypychała z kuchni Tobiasa, który opierał się chcąc obejrzeć do końca to, co się stanie. Kiedy już wykonała zadanie zamknęła drzwi zostawiając tę dwójkę, aby porozmawiali.

— Nie miałeś jechać do Chrisa?

— Miałem?

— Coś o tym wspominałeś — rzuciła patrząc na niego sugestywnie.

— A, rozumiem, chcesz aby zostali sami.

— Tego potrzebują.

Tobias jedynie westchnął i zdjął z wieszaka kurtkę.

— Mam nadzieję, że posprzątają ze stołu w czasie tej rozmowy — dodał i wyszedł. Może spotkanie z Chrisem nie byłoby takie złe. Chłopak pracował do dwudziestej, ale mógł na niego poczekać.

Kilkanaście minut później odetchnął kiedy znalazł wolne miejsce jak najbliżej cukierni. Wszędzie było tak dużo samochodów, jakby wszyscy ludzie z miasta zmówili się i spotkali na tej ulicy. Zamiast pisać zadzwonił do chłopaka.

— No, hej, co tam? Przetrwałeś Elliotta i film?

— Elliott mi nie przeszkadza. Tylko ten film… Zresztą nieważne. Jestem niedaleko cukierni zaraz będę.

— Szkoda, że nie przyjechałeś wcześniej. Właśnie wyszedł od nas cholernie gorący facet.

— Nie mów, że ci stanął na jego widok. — Tobias roześmiał się. Nie był zazdrosny. Chris nie był jego. Miał prawo się z kimś innym spotkać, a na pewno miał oczy i dostrzegał przystojnych mężczyzn.

— Prawie.

— Czy będę musiał się tym zająć?

— Naprawdę chcesz, abym zrobił tu przedstawienie?

— Masz fartuch, nic nie byłoby widać. Chętnie się nim zajmę. Masz czas? Pokój w motelu…

— Wolę twój samochód. Później. Po pracy. Na szybko.

— Trzymam za słowo. — Tobias potarł się dłonią po kroczu wyobrażając sobie jak gorąco będzie w jego samochodzie. — Już jestem twardy.

— Zawsze jesteś. Zapraszam na ciacho. I muszę kończyć, mam klienta.

— Kurwa, Christopherze podniecasz mnie, a teraz każesz czekać.

Tobias mimo to lubił czekać. To wzmacniało apetyt, a Nicholls był dobrą i chętną dupcią. Dobrym też kumplem. I na tym miało się to zakończyć. Nie chciał niczego więcej.

Nie zamierzał czekać w samochodzie i chętnie zje coś, co nie jest słodkie. A wiedział, że w cukierni mieli też słone przekąski. Wysiadł i zamknął samochód. Nie zrobił jednak żadnego kroku, bo kiedy się odwrócił zauważył opartego o ścianę budynku ducha z przeszłości.

— Kurwa. Jednak nie miałem przywidzenia.

Podszedł do mężczyzny, który powinien być daleko stąd. Którego miał już nigdy nie spotkać.

— Pieprzony Gabriel Lawrence. Co za niemiła niespodzianka — syknął zły.

— Tobias Grant. Ja tam się cieszę, że cię widzę. Nie pierwszy raz. Byłeś w motelu. Nie sam. — Mężczyzna wskazał na róg cukierni. — Masz seksowną dupcię do pieprzenia — powiedział, a potem pochylił się i wypuścił dym z papierosa prosto na twarz Tobiasa. — Pilnuj go, bo chyba miał na mnie ochotę. Cieszę się, że nadal lubisz kutasy — dodał, pochylając się teraz tak, że szeptał do ucha Granta. — Nadal pamiętam co obaj robiliśmy.

Po plecach Tobiasa przebiegł dreszcz przyjemności. Tego, co było nie mógł zapomnieć, mimo że był jeszcze wtedy w sumie dzieciakiem. Ledwie skończył piętnaście lat mając swoje pierwsze doświadczenie seksualne. Niestety, zdarzyło się z tym człowiekiem, który jak się okazało wciąż gdzieś tkwił głęboko zakopany w jego pamięci. Kurwa, mam przerąbane — pomyślał zatapiając się głęboko w przeszłości i jej urywanych obrazach jakie wyświetlał mu mózg.

Gabriel uśmiechnął się pod nosem. Wrócił tu i miał plan. Może teraz dwa. Postara się je oba zrealizować. Rzucił niedopałek pod nogi, przydeptał go i odszedł w ciemność.

Tymczasem Tobias zanim zorientował się, był już sam, ale szybki oddech, podniecenie i bijące zbyt mocno serce, upewniało go, że to spotkanie nie było snem. Po chwili ruszył w stronę cukierni i był pewny, że dzisiaj sesja szybkiego w samochodzie mu nie wystarczy. Kiedy dzwonił do motelu, dostrzegł jak bardzo trzęsą mu się ręce. Duch z przeszłości sprawił, że nie tylko był dwa razy bardziej podniecony, ale i roztrzęsiony.

Duch z przeszłości, którego dawno temu kochał.



[1] Optimus Prime – postać z uniwersum Transformers, przywódca Autobotów. Optimus nie ma sobie równych zarówno jeśli chodzi o zdolności bojowe, jak i inteligencję. Jedną z głównych jego cech jest współczucie, które okazuje wszystkiemu co żyje. Walczy w obronie słabych i tych, których wolność jest zagrożona — źródło Wikipedia.

5 komentarzy:

  1. Hej. Trzymam kciuki,żeby Ci się wszystko udało tak jak zaplanowałaś :) też bym chciała żebyś była robotem ;) mogłabym czytać i czytać twoje prace . (Niektóre to pewnie znam już na pamięć ,ale lubię do nich wracać. ) Za chłopakami będę tęsknić , mam nadzieję ,że miesiąc szybko minie i do nas wrócisz. Bardzo chętnie zakupie następna pozycję :) pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka, hejka,
    bardzo Ci dziękuję za tak wspaniały rozdział... Gerard o tak nie chce już się kryć, chce zawalczyć o to... a Will jest bardzo mądrym chłopcem... ten nieznajomy który pojawił się w cukierni, miałam podejrzenia że to mógłby być ten ktoś kogo widział Tobias wtedy w motelu i nie pomyliłam się... a jak widać nie zjawił się w cukierni przypadkowo... Tobias go kochał i być może został zraniony na tyle, że teraz nie chce żadnego związku...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka, hejeczka,
    och dzięki za tak wspaniały rozdział jak i tak cudowne zakończenie tomu pierwszego...
    Gerard trzymam kciuki, ale właśnie podoba mi się że podjął ten krok... że chce zawalczyć o Olivera, i widać ma bardzo mądrego brata ;) ten nieznajomy aż ciarki mi przeszły po kręgosłupie wywołuje takie zaniepokojenie... i jak się okazuje to właśnie był ten ktoś kogo Tobias nie był do końca pewny czy go jednak widział... i jak widać nie było przypadku, że zjawił się w cukierni... ale też mamy Tobiasa i można wyjaśnić sobie dlaczego teraz nie chce być w związku... coś musiało się wydarzyć w przeszłości z naszym nieznajomym...
    weny i chęci życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej.
    Będę czekac na noe rozdziały tyle ile trzeba.
    Nikt nie jest robotem nawet jak byśmy chcieli, potrzebujemy odpoczynku i przerwy.
    Dlatego też życzę Ci byś sobie odpoczęła i wróciła do nas z nową wena i energią..

    Czy następny tom buntownika jest gdzieś dostępny? Ponieważ ta opowieść mnie nurtuje od kilku miesięcy od przeczytania 2 tomu.
    Pozdrawiam Serdecznie
    Angelika Deia..

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzeci tom jest dostępny tutaj: https://bucketbook.pl/pl/p/Buntownik.-Powrot-do-domu-tom-3-e-book/289 także zapraszam do zakupu. :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)