2022/01/16

W rytmie miłości - Rozdział 29

 Zapraszam na przedostatni rozdział pierwszego tomu. :D


Dziękuję za komentarze. :)


Po trzech dniach, Quinn nadal nie mógł uwierzyć w to co się stało. Nigdy w życiu nie przypuszczał, że będzie się czuł jak nic nie warty śmieć. Coś co wyrzuca się do kosza i zapomina o nim. Nie ważne, że ten śmieć może mieć jakieś uczucia i kochać.

— Ja pierdolę, człowieku, przestań użalać się nad sobą — powiedział Elliott siadając na kanapie obok przyjaciela. — Nie jesteś śmieciem.

— Znów powiedziałem parę rzeczy za głośno — burknął Greenwood.

Od czasu jak dowiedział się, że był zdradzany, a właściwie wykorzystywany koczował w salonie Rossów zajmując kanapę, a w nocy połowę łóżka przyjaciela. Nie chciał wracać do domu, nie chciał wychodzić. Najchętniej to zostałby tak i przesiedział do końca życia. Nawet jego ukochane opowiadania z serii Boys Love, które uwielbiał czytać, odrzucały go. W nich zawsze wygrywała miłość. Tymczasem w realnym życiu było inaczej.

— Życie jest do dupy.

Skulił się na kanapie przytulając do piersi poduszkę. Nie potrafił już płakać. Wypłakał chyba wszystkie łzy. Gdyby mógł to robić, może byłoby mu lżej na sercu. Niestety, łzy już nie chciały przychodzić, pozostawał tylko żal i złość na samego siebie.

— Życie czasami ssie, ale jest wporządku — odpowiedział Elliott.

Nie miał pojęcia jak pomóc przyjacielowi. Nie miał doświadczenia z czymś takim. Nie zamierzał mówić Quinnowi, że przecież każdy widział jaki jest Max. Jednak nie przypuszczali, że wykorzystywał chłopaka dla pieniędzy i próbował wkupić się w łaski ojca swojego partnera, aby ten przyjął znów do pracy jego rodzica. Co nie wchodziło w grę, bo jak powiedział rozwścieczony Harry Greenwood, który tu był wczoraj, nigdy nie przyjąłby do pracy kierowcy, pijącego alkoholika. Cudem mężczyzna nie doprowadził do czyjejś śmierci prowadząc ciężarówkę po spożyciu alkoholu. Mężczyzna miał szansę wrócić do pracy, po leczeniu. Tylko nie chciał się leczyć.

— Tata był naprawdę zły. Nie przypuszczał, że ten jest synem jego pracownika, który sprawił tyle problemów ponad pół roku temu. Nawet nie są do siebie podobni. A mówił, że Max mu się nie podoba. Wszyscy mówiliście, że jest śliskim typem, nawet Martin, tylko ja byłem wpatrzony w niego jak w obrazek. Zakochany po uszy. Głupi. Wiesz co, Elliott?

— No co?

Quinn spojrzał na przyjaciela opuchniętymi, czerwonymi oraz bezgranicznie smutnymi oczami.

— Masz rację, że się z niczym nie śpieszysz. Czekaj. Nie warto się śpieszyć i ufać pierwszej lepszej osobie. To najgorsze co może być. Z seksem też się nie śpiesz. — Westchnął ciężko. — Jak dobrze, że mu się nie oddałem, a chciał skurwiel.

— To znaczy…

— Byłem topem, tylko i wyłącznie — wyjaśnił Greenwood. — Czułem, że nie chcę więcej. Sądziłem, że po prostu wolę być na górze, mimo że ciekawi mnie cała reszta. Z Maxem jednak odpychało mnie to. Powinienem słuchać tego głosu. I wiesz co ci powiem? Następny seks, jaki będę uprawiał, to z kimś kogo pokocham naprawdę. I upewnię się, że to jest to. Nie śpiesz się.

Elliott wzruszył ramionami.

— A z kim niby mam się śpieszyć. — Oczami powędrował do swojego telefonu, który leżał na stoliku do kawy. To na nim znajdowały się liczne rozmowy z Ryanem, a nawet pytanie, czy Whitener mógłby do niego zadzwonić. Nie miał pojęcia co odpisać. Rozmawianie pisząc, to co innego niż mówienie. — Może mam za sobą parę nieudanych randek, ale nigdy mnie nie ciągnęło do przypadkowego seksu z tymi osobami. Czekam na tę jedną, jedyną miłość, przecież wiesz.

— Ja, teraz już tak. Wiem to aż za dobrze.

Elliott usłyszawszy jak pod dom podjeżdża samochód wstał i podszedł do okna.

— Dana przyjechała. Mamy robić projekt na grafikę. Nauczyciel dołączył też do nas Tobiasa. Jedyne zajęcia jakie z nim mam i od razu musimy razem współpracować.

Quinn nic na to nie odpowiedział pozostając zakopany głęboko w swoich myślach. Elliott tylko westchnął i poszedł wpuścić do domu przyjaciółkę. Byli sami. Rodzice pojechali do dziadków, a Emma na szkolną wycieczkę, czego jej bardzo zazdrościł. Też by gdzieś wyjechał.

— Hejka, mam pewien pomysł — zaczęła dziewczyna zanim weszła do środka. Już w progu zaczęła zdejmować jesienną kurtkę — teraz tak dużo mówi się o środowisku, o tym jak je niszczymy. Może pokażmy na naszej grafice, że ciężko naprawić coś teraz, kiedy wieki zaniedbań, niszczenia ziemi wpłynęły tak bardzo… Hej, Quinn — przywitała się dostrzegając przyjaciela na kanapie. — Co mu jest? — zdjęła buty i w samych skarpetkach weszła do salonu. — Co ci jest?

— Miłość jest do dupy, a zdradziecki fiut powinien mieć urwanego kutasa i łeb najlepiej.

— Oho, mamy kryzys. Elliott, nie wiem jak długo to trwa, ale przynieś kubeł… — spojrzała na Quinna ze zmarszczonymi brwiami i dodała: — Wielki kubeł lodów, łyżki i włącz najbardziej łzawy film na świecie. Ratujemy rudzielca. Jak już chce facetowi urwać łeb i obciąć penisa, to jest dobrze.

— Mamy coś… — zaczął Ross, ale dzwonek do drzwi przerwał mu wypowiedź. — To pewnie Tobias.

Udał się by powtórzyć proces sprzed chwili. Gościem faktycznie był Tobias Grant. Chłopak spojrzał na niego swoimi zielonymi oczami, które w niektórych warunkach przypominały trochę szare, a czasami ich kolor trudno było rozpoznać. Chciał coś powiedzieć, ale Elliott pierwszy odezwał się:

— Lubisz lody i łzawe filmy?

— Że co? Chyba nie zapraszasz mnie na randkę.

Elliott skrzywił się na to wyobrażenie. Tobias mógł być przystojny, seksowny jak diabli, ale w życiu nie poszedłby z nim na jakąkolwiek randkę.

— Prędzej piekło zamarznie. To lubisz lody i łzawe filmy?

 

*

 

Christopher rozpoczął swoją drugą zmianę lekko spóźniony. Wszystko przez sobotnie korki. Przez co jego ulubiona współpracowniczka od razu zaczęła coś burczeć pod nosem.

— Sharon, możesz powiedzieć co myślisz bardziej na głos, czy będziesz tak coś do siebie pod nosem szeptać — powiedział zwróciwszy się do panny Moore. — Jeszcze ludzie pomyślą, że gadasz do siebie. To podobno nie jest oznaką czegoś normalnego.

— Powiedziałam tylko, że trzeba mieć niezłe chody u szefa, aby się spóźniać ponad pół godziny. Ciekawe, co mu musiałeś zrobić, by ci na ten temat słówka nie powiedział.

— Obrażasz mnie i pana Harveya mówiąc takie rzeczy. Poza tym mamy dwóch klientów, nie mogłaś sobie dać z nimi rady? Współczuję — odgryzł się.

Nie znosił mieć z nią zmiany. Zazwyczaj z Bethany i Santiago pracowało im się doskonale. Mogli się pośmiać, pogadać o czymkolwiek, a z Sharon dzień pracy ciągnął się w nieskończoność. Nie raz próbował wyciągnąć z niej co ma do niego, ale podejrzewał, że po prostu taka była. Niektórzy nie nadawali się do pracy z ludźmi. Do pracy ze zwierzętami także by jej nie posłał.

Nie zamierzał się z nią użerać. Przebrał się, umył ręce i wrócił na salę, akurat w chwili, kiedy do cukierni weszła czwórka dorosłych z liczną grupą dzieci. Te hałasowały niemiłosiernie, ale Christopherowi to nie przeszkadzało. Uśmiechnął się do dziewiątki małych istot w wieku jak na jego oko od siedmiu do dwunastu lat.

— Witam szanowne istotki. Co wam pysznego podać?

Pytanie sprawiło, że dzieciarnia zaczęła przekrzykiwać siebie nawzajem, a dorośli nie umieli sobie z nimi poradzić. Znał takie przypadki, a dzięki temu wiedział co robić.

— Kto pierwszy zamilknie dostanie ode mnie w prezencie dodatkowo czekoladową muffinkę do swojego zamówienia.

Może przekupienie nie było dobrą oznaką wychowania, ale zawsze działało. Poza tym udowadniało też, że za dobre i grzeczne zachowanie dostaje się nagrodę. Dzieci prawie jednocześnie zamilkły, a wokół zapanowała błoga cisza. Zdążył zaobserwować, że zwycięzcą była blond włosa dziewczynka z plecionymi warkoczami.

— Teraz przyjmę wasze zamówienia, jedno po drugim, a jeżeli ktoś odezwie się niepytany, będzie musiał zjeść spalone ciasto.

Dzieci skrzywiły się, bo przecież każdy wiedział, że spalone na węgiel ciasto było tak gorzkie i pod każdym innym względem niedobre, że stawało się niejadalne.

— Doskonale. Teraz może na moje pytanie odpowie nasza zwyciężczyni. Jak masz na imię?

— Tasha.

— Piękne imię. A na co masz największego smaka?

Dziewczynka rozpromieniła się, a jej brązowe oczy podążyły to niewielkiego torciku makowego z masą kokosową, który samodzielnie wykonał. Oliver ciągle go zamawiał. Wśród innych klientów także cieszył się sławą. Chyba właśnie miał pomysł co jako pierwsze nagrałby na swój kanał. Ciasto było bardzo proste do zrobienia, a przy okazji mógłby powiedzieć, gdzie można je kupić. Tylko musiałby porozmawiać z szefem na ten temat, a to nie było trudne. Dzisiaj, mimo że była sobota, właściciel cukierni był obecny. W niedzielę go nigdy nie było. Zamierzał więc po pracy zająć się tym.

— Czyli kawałek torciku dla panienki. Już zapisuję. Oczywiście plus muffinka.

— A może być waniliowa? — zapytała nieśmiało. — Nie lubię czekolady.

— Może być waniliowa. Pani zamówienie zostanie zrealizowane jako pierwsze. Teraz może dziewczynka w czerwonym swetrze…

Dziesięć minut później miał już spisane wszystkie zamówienia, ogarnął też czwórkę dorosłych i zaprosił, by zajęli stoliki. Dzieci znów zaczęły głośno rozmawiać, ale tym już sobie głowy nie zawracał. Miał to czego chciał i z pomocą Sharon zaczął przygotować zamówienie. Jego telefon zawibrował mu w kieszeni spodni informując go o dotarciu wiadomości. Akurat czekał aż ekspres przygotuje kawę, więc miał czas zajrzeć.

Pomocy.

Zaśmiał się po cichu na wiadomość od Tobiasa.

Kto cię napadł?

Każą mi oglądać łzawe romanse. Lody mogę zjeść. Też je średnio lubię, ale tego łzawego gówna nie zdzierżę.

Chris wiedział, że nie powinien teraz pisać, ale to było od niego silniejsze. Zaniósł do stolika filiżanki z kawą, a potem wrócił za ladę i znów wyjął telefon.

Miałeś robić projekt.

Odpowiedź nadeszła natychmiast.

Miałem, ale torturują mnie tu. Pomocy!

Przykro mi. Jestem w pracy. Musisz sobie sam radzić. Jesteś duży chłop przecież.

Następnym razem jak będziemy w motelu też powiem, że musisz sobie sam poradzić, Nicholls.

Christopher uśmiechnął się na to i odpisał.

A ty będziesz patrzył. Także to żadna kara. Podoba mi się to. Ale teraz zmykam, bo muszę nakarmić stado którym przewodzi czworo dorosłych i sam nie wiem kto tu kim rządzi.

Stado?

Dzieci.

To gorsze niż łzawe romanse.

Nie chcesz mieć dzieci?

Nie moja bajka. Kuźwa Elliott podsuwa mi łyżkę z lodami. Odgryzę mu łeb.

Powodzenia.

Odpisał Christopher. Schował telefon i napotkał wściekłe spojrzenie Sharon.

— Chyba naprawdę musisz robić loda szefowi, jeśli masz jeszcze czas na gadki przez telefon.

— Panno Moore, proszę do mojego gabinetu — rozległ się głos Brica Harveya.

Christopher tylko się do niej uśmiechnął wrednie, kiedy przestraszona odłożyła tacę z ciastkami, które miała zanieść do stolika z ich małymi gośćmi. Musiał jednak dowiedzieć się co ona ma do niego i dlaczego wysnuwa takie podłe insynuacje. Kobieta może zaszkodzić, zarówno jemu jak i ich szefowi oraz ogólnie cukierni. Na miejscu właściciela po prostu zwolniłby ją za takie słowa. Nie mógł jednak zawracać sobie głowy w tej chwili współpracowniczką. Jak wspomniał Tobiasowi miał małe stado do nakarmienia. To mu przypomniało o chłopaku i o tym, że ten nie chce dzieci. Tu się bardzo rozbiegali, gdyż on w przyszłości chciał mieć dzieci. Najlepiej trójkę. Nie mam co jeszcze nad tym rozmyślać. I nie kiedy z Tobiasem łączy mnie tylko seks — pomyślał zanosząc zamówienie, a raczej jego część, bo nie był w stanie wszystkiego wziąć na raz.

 

*

 

Quinn czuł się jakby nagle znalazł się w jakimś komediowym horrorze. Dana płakała z powodu jednej ze scen z filmu i coś mamrotała pod nosem o złych facetach z piekła rodem, których trzeba egzorcyzmować na dobrych. Natomiast Elliott siłował się z Tobiasem, który nie chciał wziąć do ust kopiatej łyżki karmelowych lodów. Niby wszyscy próbowali mu pomóc, ale zaczęli go męczyć. Kochał Elliotta i Danę. Tobiasa nawet polubił. Niestety, nie chciał jeść lodów, oglądać filmów, a wolał leżeć, użalać się nad sobą. Po prostu było mu źle i oni tego nie rozumieli. Może na filmach działają tak zwane lody pocieszenia. Może w realnym życiu na niektórych także. Nie na niego. Nie miał pojęcia czego on potrzebuje, aby wyjść z dołka.

Wstał z kanapy i poszedł do pokoju Elliotta po swoje rzeczy. Nadszedł czas, aby wrócić do domu. Sam nie wiedział dlaczego tego od razu nie zrobił. Może nie chciał widzieć współczucia od taty. Wczoraj i tak mężczyzna tutaj przyjechał, by przywieźć mu jakieś ubrania. Porozmawiali tylko chwilę, ale chyba potrzebował tego więcej. Zawsze wyjaśniali sobie z tatą problemy, rozmawiali otwarcie o wszystkim. Poza tym tylko tata wiedział co znaczy być odrzuconym przez osobę, którą się kocha.

Zebrał swoje rzeczy do plecaka i zszedł do salonu. Trójka osób nadal jakby zajmowała się tylko sobą. Nie miał im tego za złe. Nawet cieszył się, że w jakiś sposób znaleźli wspólny język i potem jak zajmą się swoim projektem, to powinno im to dobrze pójść. Na pewno się dogadają. On musiał wyjść, by nie zatruć wszystkich swoim nastrojem. Zostawił więc im kartkę, a kiedy kierował się do drzwi podbiegł do niego Elliott.

— Gdzie ty idziesz?

— Wracam do domu.  — Założył buty i wyprostował się. — I tak przez ostatnie dni mi pomogłeś. Muszę jednak sobie sam poradzić. Przejdę przez to. Podobno to nie koniec świata. W sumie nawet nie mnie zdradzał. Tylko byłem tym drugim. Wiesz, szkoda mi tego chłopaka. Chyba też został skopany, bo raczej nie wiedział o niczym. Zmykam.

— Odwiozę cię…

— Nie. Pojadę autobusem. To też mi dobrze zrobi, kiedy pogapię się na ludzi. Masz robotę do wykonania z Daną i Tobiasem. Odpuść te lody i film. Szczególnie film, bo Tobias myślałem, że pawia puści na ten romans.

— Dobra, ale dzwoń jak coś — powiedział Elliott i przytulił przyjaciela. Nie nalegał, aby ten został, bo znał dobrze Quinna. Jeżeli czuł, że pora wrócić do domu, to nic go od tego nie odwiodło. Miał nadzieję, że jego wesoły przyjaciel wróci. Nienawidził Maxa za to, że odebrał uśmiech Quinnowi.

Greenwood pożegnał się z Rossem, zdjął z wieszaka płaszcz i wyszedł na dwór. Akurat było już po piętnastej i słońce już nie świeciło tak wysoko na niebie jak w samo południe. Niestety już też nie grzało tak mocno. Odstawił plecak na podłogę werandy i założył płaszcz. W tej samej chwili sportowy samochód podjechał pod dom Elliotta. Bardzo znajomy sportowy samochód.

— Co on tu robi?

Wziął plecak i ruszył w stronę drogi. Nie dotarł tam jeszcze, gdy zaparkowanego na poboczu samochodu otworzyły się drzwi i wyjrzała blond głowa.

— Nie odbierasz moich telefonów, także pomyślałem, że w końcu wpadnę zobaczyć co u ciebie. Także jestem — oznajmił Martin.

Obrysował spojrzeniem lekko przygarbioną sylwetkę Quinna i szlag go trafiał na to, że ktoś miał możliwość uczynienia zła temu człowiekowi. Kiedy tamtegodnia chłopak płakał w jego ramionach, tulił go mocno, był dla niego i najchętniej to zawiózłby go do swojego mieszkania. Nie mógł jednak tego zrobić. Nie był lubiany przez tego, którego kocha, a wiedział, że dla Greenwooda najlepszą osobą będzie Elliott Ross. Chłopak, który czasami wyglądał i zachowywał się tak jakby zapomniał własnej głowy.

— Ale po co mnie odwiedzasz? Przecież nic nas nie łączy.

— Oj, mylisz się. Łączy nas wspólny cel, czyli wygrany konkurs. Nie pozwolę, abyś to zaprzepaścił przez jednego śmiecia. Także, jeżeli myślisz, że pozwolę ci się dłużej rozczulać nad sobą, to jesteś w grubym błędzie. Wsiadaj, odwiozę cię tam gdzie chcesz jechać i ustalimy nowy plan prób. Teraz kiedy nie masz randek, to możemy spotykać się wieczorami i ćwiczyć. Nie przyjmuję do wiadomości odmowy.

Musiał coś zrobić, aby wyciągnąć Quinna z dołka. Trzy dni wystarczyły na łzy i na wszystko inne. Osobnik Thompson nie zasłużył nawet na jedną łzę pochodzącą od tego chłopaka o ognistych włosach. Trudno jednak nie płakać, kiedy ktoś cię krzywdzi.

— Robisz się apodyktyczny i wolę iść pieszo — odpowiedział Quinn, a potem ruszył poboczem w stronę przystanku.

Słyszał za sobą jak Martin uruchomił silnik samochodu, a potem jak powoli jedzie za nim. Także on przyśpieszył kroku, a Reynolds dodał gazu, aż ryknęło i zajechał mu drogę.

— Powaliło cię totalnie? Mogłeś mnie przejechać! — krzyknął. Chłopak doskonale go słyszał, bo miał odsuniętą szybę.

Martin zerknął na odległość dzielącą Quinna od jego pojazdu i rzucił:

— Dwa meteory odległości. W sumie bym cię rozjechał na miazgę. Powtórzyć?

— Powiedziałeś „meteory”? Czy może powinienem przeczyścić sobie uszy, bo źle słyszę.

Próbował ominąć samochód, ale wszedł w nagle otwarte drzwi.

— Metry, miałem na myśli metry. Każdy może się przejęzyczyć. Wsiadaj, tylko odwiozę cię do domu i tyle — powiedział Reynolds, po czym uśmiechnął się szeroko. — No wsiadaj, bo mnie szczęka boli od tego uśmiechania i udawania miłego.

— A idź ty, bo cię zaraz kopnę.

— Nie dasz rady, ja siedzę. Jestem bezpieczny. No wskakuj.

Quinn westchnął ciężko i rozejrzał się wokół. Ulica była pusta, spokojna. Typowa dla takich miasteczek, z domami jednorodzinnymi po obu stronach. Idealnymi trawnikami. Wszystko wokół wyglądał tak jak zawsze, tylko jego serce było jakieś puste. Oczy ponownie skierował na wyszczerzonego Martina. Pokręcił głową.

— Nie rozumiem cię. Wyzywałeś mnie od pedałów, kiedy sam nim się okazałeś. Nie lubiłeś mnie nigdy, a teraz, nagle, wydajesz się być kumplem. Chcesz mi pomóc. Dlaczego?

Martin po tych słowach, które usłyszał spoważniał. Wpatrzył się w lusterko boczne, w którym dostrzegł swoją twarz i powiedział:

— Bo czasami dobrze kogoś odepchnąć, by ochronić siebie. Tylko to nie zadziałało.

Quinn niestety nie usłyszał co powiedział chłopak, bo obok nich przejechał właśnie samochód, w którym ktoś włączył muzykę na pełną głośność.

— Żeby mu tak bębenki popękały — warknął Greenwood. — Co powiedziałeś?

— Nic — odpowiedział Reynolds. Może dobrze się stało, że chłopak tego nie usłyszał. Jeszcze było za wcześnie na cokolwiek więcej. — Wsiadaj.

— Uparty kretyn — burknął Quinn i wsiadł do samochodu.

Musiał przyznać, że ani przez chwilę nie myślał o Maxie, o tym jak się czuje i to było tak cholernie dobre. Takie odświeżające jak chłodny prysznic w upalny dzień. Nie chciał już więcej mieć nic wspólnego z tym człowiekiem. Także myśli o nim nie były w ogóle wskazane. Musiał zrobić coś, aby nie myśleć. Jeszcze przedwczoraj nie miałby na to sił. Dlatego chwilę później zgodził się na zwiększenie czasu spędzanego z Martinem. Więcej zajętych godzin będzie dobre dla niego, a zwiększona ilość prób pozwoli im zwyciężyć.

6 komentarzy:

  1. Hejeczka,
    fantastycznie, Quinn bardzo cierpi, ale ten gest wsparcia ze strony przyjaciół był wspaniały, cieszę się że Martin się pojawił może będzie jakaś szansa aby spełniło się jego marzenie, może właśnie w nim Quinn znajdzie tego jednego jedynego...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może spełni się marzenie Martina, kto tam wie, co będzie pomiędzy nimi. A pewnie będzie różnie.
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  2. Witam,
    Cieszę sie z nowego rozdziału. Bardzo..
    Quinn musi zapomnieć o tym debilu, a pomoże mu w tym jego przyszły chłopak Maartin. Nie mogę sie doczekać jak zostaną para..
    Najbardziej czekam na wątek Eliota i Rayana ( dobrze to napisałam?).

    Fajnie że piszesz,. Życzę ci dużo weny i zdrowia.

    Pozdrawiam
    ~ DEIA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze to napisałaś. Chociaż imię Elliotta pisze się tak jak go właśnie napisałam, ale to mały szczegół. To nie tekst, że muszę się tego trzymać. :)
      Pozdrawiam i dziękuję. Zdrówka. :)

      Usuń
  3. Hejeczka,
    fantastyczny rozdział, Quinn w wielkim dołku, ale ma wspaniałych przyjaciół, a Tobias lody i łzawy film ;) mam nadzieję że ta dziewczyna wyleci z pracy za to co powiedziała... Martin bądź wsparciem...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjaciele, ci prawdziwi, zawsze pomogą, więc dobrze, że Quinn ma takich. No i ma Martina. :)
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)