Szczęśliwego Nowego Roku. 💓
Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział.
Oliver wrócił do pokoju, a wzrok Gerarda padł na niego niemalże od razu. Nie przeszkadzało to Grantowi. Lubił jego uwagę. Mimo tego jakaś część i tak chciała się schować. Wciąż czuł się upokorzony, ale wiedział, że nie może kierować się w tę stronę, bo zagłębi się w to tak bardzo, że nie odnajdzie wyjścia. Rozmowa z panią psycholog wiele mu uświadomiła, ale też własna przeszłość dawała siłę. Powtarzał sobie, że dał radę po tym jak chciał go zabić ojciec, da radę i tym razem. Poza tym Gerard może tak naprawdę nie widział jego bielizny. Oliver wolałby tę opcję. Jeżeli natomiast chłopak znał prawdę, to zachowywał się jakby to nie miało znaczenia. To też było dobre. Chciałby przy swoim chłopaku móc założyć wszystko, a nie bać się wyśmiania przez niego. Z drugiej strony Frost nie był jego chłopakiem. Owszem, coś się ostatnio zmieniło i czuł, że Gerard chce spróbować, ale Oli wolał dmuchać na zimne. Naprawdę więcej by nie przetrwał. Bał się też jeszcze jednego. Mianowicie tego, że Gerard widział w nim nie Olivera a Olianę. Przecież to w niej się zakochał. To byłoby gorsze od odtrącenia przez niego.
— Dzień dobry — powiedział Oliver zwracając się do starszej kobiety, która siedziała na krześle przy łóżku.
Potem jego uwagę zwrócił wpatrujący się w niego chłopiec. Grant przypomniał sobie, jak Gerard wspomniał o głuchoniemym bracie. To zdecydowanie musiał być Willie. Zresztą obaj byli do siebie bardzo podobni. Oli uśmiechnął się do dziecka i zamigał by również i z nim się przywitać. Chłopiec od razu uśmiechnął się. Odpowiedział mu, a potem zapytał o jego imię samemu się przedstawiając. Dzięki temu wywiązała się pomiędzy nimi sympatyczna dyskusja, a kątem oka Oliver dostrzegał jak brat chłopca wpatruje się w niego. Mógł tylko żałować, że nie wie o czym Frost myśli.
Tymczasem Gerard był zafascynowany tym jak łatwo Oliver nawiązał kontakt z jego bratem. Willie nie każdemu ufał. Tym razem, wyglądało na to jakby z miejsca chłopak zdobył sympatię jego braciszka. To też odpowiedziało mu na jedno z pytań jak te dwie osoby na siebie zareagują. Już dawno chciał poznać Williama z Olianą. Też by się dogadali — pomyślał — przecież Oliana i Oliver to jedna osoba.
We czwórkę spędzili jakiś czas zanim goście wyszli. Babcia Gerarda bardzo polubiła Olivera. Znała prawdę o tym co przydarzyło się chłopakowi, ale nie poruszyła tego tematu. Frost był jejza to wdzięczny. Również za to, że akceptowała Oliego, gdyż miał plany wobec tego chłopaka. Naprawdę chciał spróbować być z nim. Tylko może faktycznie powinien najpierw jeszcze sobie wszystko przemyśleć.
— To pomożesz mi umyć głowę? Nie wytrzymam do wieczora zanim przyjdzie Tobias. — Oli wolał zapytać ponownie zanim zaciągnie chłopaka do łazienki.
— Pewnie. — Gerard podniósł się z łóżka. — Masz jakiś szampon?
— Tak i odżywkę. Mam też suszarkę. Weźmiesz je? Są w szafce. Ja wezmę ręcznik.
Frost wyjął z szafki chłopaka potrzebne rzeczy i razem udali się do łazienki. Mieli szczęście, że nikt jej w tym czasie nie zajmował. Musiał przyznać, że trochę denerwował się tym, że ma myć głowę innemu chłopakowi, ale przecież jeżeli chciał być z nim, to nie powinno mu przeszkadzać coś takiego. Mimo wszystko stres się pojawił.
— Nie zjem cię. Nie dam rady z tą ręką umyć sobie głowy, a nie pochylę się nad wanną mając złamane żebro.
Na razie każdy ruch Olivera był ostrożny. Poza żebrem, które nie bolało, bolały go krwiaki i nie było to nic przyjemnego.
— Spoko. To jak to zrobimy?
— Usiądę na krześle tyłem do wanny i odchylę głowę do tyłu.
Gerard przysunął stojące w rogu łazienki krzesło. Postawił je bardzo blisko do wanny bokiem. Tak by oparcie nie przeszkadzało im obu. Potem zwrócił się do Olivera i spojrzał na jego ubranie. Obaj mieli na sobie dresy, nie piżamy. Z tym, że bluza Olivera była tak zrobiona, że zasłaniała szyję, więc łatwo można było zmoczyć materiał przy myciu głowy.
— Chyba powinieneś to zdjąć, jeżeli nie chcesz, aby było mokre.
Oliver popatrzył po sobie i przyznał rację Frostowi.
— No tak.
Rozsunięcie zamka miało nie stanowić problemu, ale ten zaciął się i jedną ręką nie było możliwe rozpiąć bluzy. Gerard zauważywszy, że chłopak mocuje się z zamkiem, podszedł do niego. Delikatnie odsunął jego dłoń, po czym sam chwycił suwak. Zauważywszy, że to kawałek materiału wsunął się pomiędzy ząbki delikatnego zamka, wyjął go sprawnie i powoli oddzielił od siebie dwie części ubrania. Przez cały czas Grant patrzył na chłopaka odczytując każdą emocję jaka pojawiła się na twarzy Frosta. Szczególnie kiedy materiał rozchylił się ukazując jego szyję, kawałek obojczyka i piersi. Oczy chłopaka uważnie śledziły ukazujące się skrawki skóry, a kiedy fioletowe wykwity zajęły miejsce zdrowego ciała, pojawiła się w nich złość.
— Zabiłbym ich za to co ci zrobili.
Oliver chwycił dłoń Gerarda, przytrzymał ją przy swojej piersi. A ich oczy znów się spotkały. Kiedy Grant nie miał szpilek, to Frost był od niego wyższy, ale tylko o parę centymetrów. Na pewno był dużo lepiej zbudowany, a szerokie ramiona mogłyby łatwo ukryć smukłe ciało Olivera. Chłopak nagle zapragnął, aby tak się stało. Jednak szybko wypchnął to pragnienie daleko od siebie. Może kiedyś je spełni.
— Nie żyj tym, bo nie warto.
— Upokorzyli cię, pobili…
— Bo im nie pasowałem. Bo nie tylko jestem homoseksualny, ale dowiedzieli się, że lubię sukienki. Nie wiedzą jednak o co w tym chodzi. Osądzili. Poniosą za to karę. Ci policjanci, którzy byli rano…
— A jak nic nie zrobią?
— Nie żyj zemstą, Gerardzie. Ja wiem, że nie warto. Wierzę, że spotka ich kara. Umyjesz mi w końcu głowę?
Na odpowiedź musiał chwilę czekać, bo gdy tak stali blisko siebie z dłonią Gerarda w dłoni Olivera, czuli, że nie mają ochoty się ruszać. Mogliby tak stać i patrzeć na siebie. W chwili jednak kiedy Frost chciał znów pod wpływem emocji powiedzieć za dużo, Oli mu przerwał.
— Jestem zmęczony. Pomóż mi proszę i wracam do łóżka. Muszę się przespać.
Gerard tylko pokiwał głową odurzony rzeczami, które czuł mając przy sobie tego chłopaka, jego odsłonięte ramię i kawałek torsu. Naprawdę chciał spróbować, ale rozumiał ostrożność Oliego. Pomógł mu zdjąć bluzę i powiesił ją na wieszaku. Jakiś czas później wysunął ze spiętych włosów chłopaka spinkę, a te opadły na ramiona pokryte bardzo jasną skórą. Frost miał ochotę sprawdzić gładkość tej skóry. Pragnienie to zaskoczyło go bardzo pozytywnie.
— Puszczę wodę i sprawdzisz czy jest okej?
— Tak. Taka letnia będzie najlepsza.
Wziął do ręki umieszczoną na stojaczku przy kranie słuchawkę do prysznica. Wąż był długi co tylko ułatwiało zadanie. Odkręcił kran i poczekał, aż zimna woda wymiesza się z gorącą. Najpierw sam sprawdził czy temperatura jest dobra, a potem zrobił to Oli.
— Idealna.
— To zaczynamy.
Kiedy chłopak odchylił trochę głowę Gerard ostrożnie polał ją wodą mocząc włosy, których długość go fascynowała. Zawsze lubił długie włosy. Sam nigdy by takich nie zapuścił, ale u kogoś podobały mu się. Przesunął powoli palcami po jasnych kosmykach. Tuż przy skórze i w dół, upewniając się, że są wystarczająco mokre. Potem wziął szampon. Nalał trochę na dłonie i roztarł go. Zauważył, że Oli ma zamknięte oczy, a na twarzy błogi wyraz.
— Lubisz jak ktoś ci myje włosy?
— Lubię jak ktoś się nimi zajmuje — odpowiedział chłopak i zamruczał, kiedy dłonie Gerarda masowały lekko skórę głowy, rozprowadzając szampon. — Zawsze to lubiłem. Mógłbym tak zostać na zawsze.
Frost przez chwilę zapatrzył się na błogi wyraz twarzy chłopaka, powoli kontynuując czynność mycia. Zapach szamponu był miły dla nosa, ale nie przypominał zapachu, który znał zarówno u Oliany jak i Olivera. Po tym jak spłukał pierwszą dawkę szamponu, drugi raz umył chłopakowi głowę i znów oczyścił włosy z piany. Potem wytarł mu je. Dopiero nakładając odżywkę poczuł to co tak bardzo kojarzył z Olianą i teraz z Olim. Coś nęcącego, upajającego, wręcz niesamowitego. Nie spojrzał wcześniej na etykietę na butelce, także nie wiedział co to jest, ale nie miało to znaczenia. Wiedział jedno, że uwielbiał ten zapach od początku i to się nie zmieni.
— Tylko pamiętaj nie spłukuj jej. Nałóż jedynie. Ona jest bez spłukiwania — wyjaśnił Oliver.
— Dobra. Mam nałożyć na całe włosy?
— Tak, delikatnie. Nie trzyj tylko nałóż.
— Dobra.
Jak mu radzono, tak też zrobił by po chwili jego zadanie dobiegło końca. Przesunął jeszcze raz palcami przez kosmyki i wyprostował się. Zauważywszy suszarkę wziął ją i włączył do gniazdka.
— Mogę już je wysuszyć, czy trzeba czekać?
Oliver otworzył oczy ukazując jasność tęczówek, na które Gerard zagapił się.
— Nigdy nie widziałem osoby z tak jasnymi oczami. Podobają mi się. — Po chwili orientując się co powiedział, odchrząknął. — To mam je już suszyć?
— Możesz, ale najpierw je rozczesz. I dziękuję za komplement. — Uśmiechnął się przechylając głowę.
Gerard odłożył suszarkę i wziął szczotkę. Odwrócił Olivera na krześle, tak, że stał za chłopakiem. Uważając by nie sprawić mu bólu powoli rozczesywał pasmo za pasmem. Robił to nieśpiesznie znów zauważając, że Oliver czerpie z tego przyjemność. Jemu także się to podobało. Mógłby tak go czesać codziennie. Ta czynność dzięki dobrej odżywce niestety szybko dobiegła końca. Po chwili włączył suszarkę i powoli skierował zimny strumień na włosy.
— Zimna? Myślałem, że suszarki mają tylko gorące powietrze.
— Ta ma jedno i drugie, ale zimne lepsze jest dla moich włosów. W ogóle nie suszę włosów jak nie muszę. Pozwalam im wyschnąć, ale tu nie ma na to warunków.
Frost zaczął powoli suszyć włosy, które pod wpływem strumienia suszącego je powietrza z mokrych stawały się puszyste, falujące. Odgarniał kolejne jedwabiste kosmyki robiąc to wręcz z fascynacją. Oliver miał piękne włosy. Gęste, zdrowe i lśniące. Nie miał pojęcia dlaczego wcześniej tego nie zauważał. Bo wcześniej go gnębiłeś — podpowiedział mu głos sumienia.
Przeszedł na przód chłopaka, by dokończyć suszenie. Zaśmiał się, kiedy zauważył, że Oli ma całą twarz we włosach. Delikatnie odgarniał pasemko za pasemkiem.
— Wybacz, nie wiedziałem, że sporo ich zdmuchnęło na twoją twarz.
— Spoko. To normalne.
Oliver uniósł głowę spoglądając na Gerarda skupionego na swojej pracy. Po chwili chłopak zauważył, że Grant na niego patrzy i uśmiecha się do niego. Również oddał uśmiech i tyle wystarczyło, by powoli zacieśniały się więzy. Jeszcze nie miłości, pomimo że jeden już mocno kochał, ale jakiejś podstawy do czegoś niezwykle ważnego i silnego.
*
Kolejna koszula, potem koszulka wylądowały na łóżku. Quinn nie miał się w co ubrać. Martin miał niedługo przyjechać po niego, a on stał przed szafą jedynie w bokserkach i skarpetkach.
— W ogóle czym ja się przejmuję? Nie mam mu się podobać. Założę to co zwykle i już.
Tylko dla Quinna „to co zwykle” nie oznaczało tego co dla innych. Z tym także miał ogromny problem. Przejrzał koszulki z długim rękawem i w końcu zdecydował się na jedną w ombre, na który składały się kolory różowego i błękitnego. Tylko do niej nie pasowała mu połowa jego spodni. Druga połowa, ta lepsza, leżała w koszu do prania. Zdecydował się w końcu na zwykłe, o wąskich nogawkach dżinsy w czarnym kolorze. Przyglądając się sobie w lustrze stwierdził, że wygląda elegancko, ale z pełnym luzem. Jeszcze zastanowił się, czy na pewno nie założyć koszuli, ale do niej znów musiałby zmienić spodnie.
— Opanuj się. Co się z tobą dzieje? — skarcił sam siebie.
Włosy już wcześniej ułożył. Zaraz po tym jak wziął długą kąpiel. Dłuższy przód miał postawiony do góry, a krótszy tył lekko nastroszony. Wyglądał dobrze. Powinien spodobać się Martinowi…
— Jakiemu, kurwa, Martinowi? Jego babci. Pamiętaj, babci. Po to, aby staruszka była zadowolona, że jej wnuk sobie kogoś znalazł.
Już miał wychodzić z pokoju, kiedy przystanął po tym jak dotarła do niego ważna rzecz. Przecież babcia Martina, jedyna jaką miał, znała go. Nie rozumiał dlaczego Martin nie powiedział jej wprost z kim się spotyka. Tylko musiał pokazywać jej jego zdjęcie. O ile pokazywał. Coś mu to nie pasowało. Dlatego musiał tam pójść, by dowiedzieć się co było nie tak.
Zszedł na parter i zajrzał do salonu, gdzie jego tata rozpalał w kominku. Z tego co wiedział to Jocelynn była w pracy, Sophia u koleżanki, a Christopher w kuchni coś piekł.
— Tato, wychodzę.
— Na spotkanie z Maxem?
Mężczyzna obejrzał się na syna. W dłoni trzymał drewno, które miało dołączyć do pozostałych już ułożonych w palenisku.
— Z Martinem. Nie pytaj. W każdym razie jakbyś usłyszał w wiadomościach, że mówią o jakimś morderstwie, to będę ja. Ja będę mordercą, Reynolds ofiarą. Ale nie martw się postaram się, aby mnie nigdy nie złapali.
— Powodzenia synu.
— Przyda się.
Dźwięk klaksonu doleciał do uszu Quinna.
— Po jaką cholerę on to robi? — zapytał ni to siebie, ni taty, ale odpowiedź się dla niego nie liczyła, bo ruszył do wyjścia. — Myśli, że jestem panną, która przyleci na jego wołanie?
Kolejny klakson rozległ się, a Quinn, pomimo że chłopak go nie słyszał, zawołał:
— Już idę idioto!
— Pieszczotliwie go dalej nazywasz — powiedział Chris, który wyjrzał z kuchni. Dłonie miał całe w mące. — Ach ta miłość.
— Zamknij się — odparł Grant zakładając buty, a potem cienki płaszcz, którego dół sięgał lekko poza pośladki.
— Myślałem, że wychodzisz z Maxem.
— Dzisiaj nie. Dzwoniłem do niego i umówiliśmy się na jutro. Wychodzę, cześć.
— Cześć.
Zamknął drzwi i przystanął. Słońce nadal pięknie świeciło, ale było już dosyć zimno. Wokół przyroda przybierała przeróżne kolory, które będąc oznaką jesieni przypominały, że czas nieuchronnie płynie do przodu. Lubił jesień, ale to oznaczało powrót zimy. To z nią właśnie utożsamiał czekającego na niego chłopaka. Tak, zdecydowanie Martin był zimą, a on jesienią. Dwie pory roku zawsze żyjące obok siebie. Choć od sportowego samochodu Martina dzieliło go niewiele, mógłby jeszcze zawrócić. Ciekawość jednak co kombinuje chłopak wygrała.
— Czuję, że będę tego żałować. I co on robi?
Martin dostrzegłszy Quinna wysiadł z pojazdu i obszedłszy go otworzył drzwi pasażera. Na sobie miał wygodne spodnie, koszulę bez kołnierza z zapięciem pod szyję, a na to narzucony lekki, rozpinany granatowy sweter. Można by powiedzieć, że taki zestaw nie będzie do siebie pasował, ale do tego chłopaka wszystko pasowało.
— Podobam ci się, że tak mi się przyglądasz?
— Właśnie obmyślam, czy jak cię będę mordował to czy nie za bardzo poplamię twoje ubranie. Co ja, dziewczyna jestem, że musisz mi otwierać drzwi? — zapytał stając blisko chłopaka. Znów jego nos został połechtany zapachem drzewa sandałowego i tym czymś unikalnym, wprost pysznym, co towarzyszyło temu chłopakowi.
— Jako dżentelmen, chłopakowi także otwieram drzwi. Zapraszam.
Reynolds skłonił się teatralnie, a Quinn jedynie westchnął. Już się w to wpakował, więc jakoś wszystko wytrzyma. Zanim jednak zajął miejsce, Martin pochylił się i ucałował go w policzek.
— Ćwiczymy — zastrzegł chłopak, zanim Greenwood zrobił mu awanturę.
Poczekał aż chłopak wsiądzie, a potem obiegł samochód i zajął miejsce za kierownicą. Uruchomił silnikby chwilę później wyjechać na ulicę. Wtedy Quinn zapytał:
— Jedno nie daje mi spokoju. Dlaczego powiedziałeś, że pokazałeś moje zdjęcie swojej babci, kiedy ona mnie zna? Nie mogłeś powiedzieć, że jestem twoim chłopakiem i tyle?
Martin przyłapany na tym drobnym kłamstwie skrzywił się lekko. Wjechał na główną drogę włączając się do ruchu.
— Tak powiedziałem, żebyś się zgodził i bardziej nie wściekł. Ona doskonale wie z kim przyjadę.
— Czyli od początku to ukartowałeś? Nie miałem wyboru? — Nagle coś tknęło Quinna i zapytał: — A na co jest chora twoja babcia? Ostatnio jak ją widziałem na przyjęciu z okazji rocznicy ślubu twoich rodziców, to była w pełni sił.
— Wiesz jak to jest. Dzisiaj jesteśmy zdrowi, jutro przeciwnie. Ma coś z układem nerwowym.
— To znaczy co?
Martin zerknął na Quinna, potem znów skupił się na jeździe. Wiedział, że Greenwood nie ustąpi i prawda wyjdzie na jaw. Także wolał już ją teraz powiedzieć.
— Dobrze, babcia nie jest chora. Nic jej nie jest. Ale mam dość tego jak ciągle pyta mnie o to czy z kimś jestem. Mówię, że nie, to naciska, że będę spełniony tylko mając drugą połówkę.
— I powiedziałeś, że ja nią jestem. Poniekąd mi to pochlebia, ale dlaczego ja? — Quinn nie mógł powiedzieć, że się nie zdenerwował.
— Bo ona cię lubi. Tak jak moi rodzice, ona też widzi nas razem. Pomożesz mi? — zapytał Martin patrząc na chłopaka swoim najlepszym, smutnym spojrzeniem.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, kurcze tyle myśli mi się kłębi... ale tak Gerard jest na dobrej drodze jedynie co jest potrzebne to samemu to zaakceptować i nie przejmować się opiniami innych, będzie miał wsparcie Martina, Diany jak i pewnie chłopaków... I widać, że William od razu polubił Olivera, Martin, Martin... ciekawe co wyniknie z tego wieczoru...
weny, weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Najbardziej mi się podobają wątki z Oliverem i Gerardem, reszta mam wrażenie, że jest nierozwinięta. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach akcja pójdzie do przodu. :D
OdpowiedzUsuńNiech onk będą razem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Deia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Gerard och jest na dobrej drodze jedynie co musi zrobić to samemu to zaakceptować i nie przejmować się opiniami innych, a na pewno będzie miał wsparcie Martina, Diany jak i pewnie jeszcze chłopaków... William od razu polubił Olivera...Quinn coś się bardzo stroił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
To opowiadanie jest ekstra. Właśnie skończyłam czytać całość i już nie mogę się doczekać 2 i 3 tomu. Chciałabym przeczytać już dalsze losy chłopaków, proszę nie każ nam czekać bardzo długo na koleje części.
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę i Pozdrawiam :D
Super rozdział, jak zawsze! :D Dopiero teraz się zorientowałam, że można kupić pierwszy tom tego opowiadania. Czy w stosunku do tego co już zostało opublikowane na blogu, zostało jeszcze sporo rozdziałów do końca tomu? :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZostały do opublikowania jeszcze trzy rozdziały.:)
Usuń