2021/11/28

W rytmie miłości - Rozdział 23

 Cześć. 

Już dzisiaj wiem, że Tom 1 tej historii w postaci ebooka nie zostanie wydany w tym miesiącu. Trzymajcie kciuki za grudzień. 

Kochani, jedna sprawa. Postaci w tym tekście jest dużo, zdradzę, że kiedyś pojawią się nowe osoby. Może to źle, może dobrze. W każdym razie nie mogę pisać o jednej parze. Muszę każdemu poświęcać uwagę i czas. Rozumiem, że ktoś może lubić tylko Tobiasa i Chrisa, ktoś inny Gerarda i Oliego itd. i chciałby tylko o nich czytać. Natomiast jak są inne pary, to nie może się doczekać rozdziałów z ulubieńcami. Tak jest, kiedy nie czyta się opowiadania, gdzie jest tylko jedna para. Każda musi mieć swoje pięć minut. Czasami musi się ktoś wycofać na dłużej, bym mogła poprowadzić inny wątek. A w drugim tomie dochodzi wątek Elliotta... Także będzie jeszcze trudniej w czekaniu na ulubieńców. Zaręczam jednak, że każdy będzie miał szansę poczytać o tym kogo lubi. :)

Dziękuję za komentarze. :)


Gerard zaparkował przed szkołą, na parkingu przeznaczonym dla uczniów. W ogóle nie miał żadnej ochoty się tutaj pojawiać, ale nie mógł wiecznie udawać chorego. To i tak cud, że lekarz do którego chodziła jego babcia zgodził się wypisać mu jakiekolwiek zaświadczenie. Przecież był zdrowy pod każdym względem. Może pod jednym nie, ale starał się to jakoś ugryźć i żyć ze sobą. Samoakceptacja, pamiętaj — pomyślał. Tylko wiedział jakie to było trudne. Przecież to, że lubił chłopaków romantycznie czy cieleśnie nie było niczym złym. Przez wiele lat, dla niego takim niestety było. Złym, odrażającym i chorym.

— Jesteś normalny. Byłeś, jesteś i będziesz — powtórzył do siebie pod nosem, zaciskając dłonie na kierownicy.  — No i nie zabijesz oszusta.

Przyrzekł sobie unikać Olivera Granta jak ognia. Nic więcej nie mógł zrobić. Na szczęście chłopak przestał do niego pisać. To nic, że każdej nocy oczekiwał od niego wiadomości, a kiedy te nie przychodziły coś nieprzyjemnego ściskało się w jego żołądku. Nawet powiedział o tym panu McPhersonowi, a ten zadał mu dość trudne zadanie. Miał przemyśleć swoje uczucia do Oliany, a tym samym do chłopaka, który się w nią wcielił. Czy mu się podobał jako on, a nie ona. Czy byłoby to złe gdyby miał z tym chłopakiem to co miał z Olianą. Może by miał jeszcze więcej niż to, co do tej pory. Przyznał przed mężczyzną, że jestem gejem. To był dla niego milowy krok. Nie wiedział czy był gotów na więcej. Możliwe, że podświadomość znała prawdę o prawdziwej płci Oliany, ale nie był jeszcze gotów na to, co do tej pory zrobił.

Pukanie w szybę wyrwało go z zastanawiania się nad tym wszystkim. Martin stał na zewnątrz i mu pomachał mając na twarzy szeroki uśmiech. Czasami zazdrościł przyjacielowi zdolności bycia sobą. Czy świat zawaliłby się, gdyby on też spróbował? Prawdopodobnie nie.

Wyjął kluczyki ze stacyjki i zabierając plecak z przedniego siedzenia, wysiadł.

— Już sądziłem, że tam zamarzłeś — zagadnął Reynolds.

— Zamknij się.

— Ale…

— Nic nie mów, Martinie. Czy on jest w szkole? — zapytał, ale nie usłyszał odpowiedzi. Popatrzył na przyjaciela, którego usta były zaciśnięte. Przewrócił oczami i rzekł: — Na to możesz odpowiedzieć. I czy ktoś ci kiedyś powiedział, że jesteś kretynem?

Na ustach Martina pojawił się szeroki uśmiech.

— Jeden rudy chłopak ciągle mnie tak nazywa. Myślę, że to dla niego jest coś pieszczotliwego.

Frost pokręcił głową. Wiedział, że Reynolds sobie żartuje, ale i tak przyjaciel czasami go osłabiał. Razem, ramię w ramię, ruszyli w stronę wejścia do szkoły.

— Jak wam idą próby? I naprawdę go wtedy pocałowałeś?

— Na próbach jesteśmy profesjonalistami. I tak. Zrobiłbym to jeszcze raz, ale prawdopodobnie dostanę w pysk. A wracając do pewnego blondyna, który podawał się za dziewczynę, chyba właśnie przyjechał.

Gerard obejrzał się na samochód parkujący po drugiej stronie parkingu i pożałował, że w ogóle wrócił do szkoły. W chwili, kiedy zobaczył wysiadającego z pojazdu Olivera wszystko odżyło. Uczucia, powróciły rozmowy, napięcie seksualne. Spacery z Olianą, jej gesty, uśmiechy. To jak chodziła.

— Ależ ja byłem ślepy — szepnął do siebie dostrzegając teraz w długowłosym blondynie te same cechy jakie zapamiętał u Oliany.

Martin nie skomentował tego. Przyglądał się jedynie przyjacielowi gotów zatrzymać go, gdyby ten chciał zrobić coś czego nie powinien. Na jego miejscu, też pewnie byłby zły i rozczarowany, ale z drugiej strony blondyn był smacznym kąskiem. Czy w sukience czy bez, brałby go. Problem w tym, że w głowie zawrócił mu pewien rudzielec, który udawał, że ich pocałunek, a także mentalne kochanie się, wtedy gdy grali po obiedzie, nie miało miejsca. Quinn Greenwood go nie lubił, a poza tym był zbyt wierny temu osobnikowi imieniem Max. Do tego wciąż nie widział prawdy. Prawdy, którą Martin poznał od razu.

— Chodźmy do środka — powiedział do Gerarda, ale chłopak jakby go nie słyszał.

 

*

 

Rano nadeszło zbyt szybko dla Olivera. Droga do szkoły minęła jeszcze szybciej. Stres pogłębiał się, a żołądek bolał przez to wszystko. Najchętniej to zostałby w domu, Nie było to jednak możliwe. Musiał wrócić do szkoły. Nie ona była tu problemem, ale pewien chłopak o ciemnych włosach i niebieskich, niemalże granatowych oczach. Ktoś, kogo jego serce wybrało ponad rozumem. Czuł się jak ćma, która zamiast bezpiecznego miejsca wybrała ogień, bo jest piękny, ciepły zapominając, że z bliska pali na popiół. Naprawdę obawiał się zobaczyć po tylu dniach Gerarda, a tu złośliwy chochlik przeznaczenia postawił go już w pierwszych minutach na jego drodze.

— Uspokój się, nic ci nie zrobi — zapewnił go Tobias.

— Nie chodzi o to, czy on mi coś zrobi, ale o to co ja mogę zrobić — szepnął Oliver.

— Nie przeszło ci.

— Kiedyś kogoś pokochasz, nie zakochasz się, ale pokochasz, to zobaczysz jak to jest.

Opuścił samochód i otworzył tylne drzwi, by zabrać plecak. Wszystkie książki miał w szafce szkolnej, dzięki czemu nie musiał ich dźwigać, ale tak jak każdy z uczniów nosił resztę rzeczy, których potrzebował w szkole. Zarzucił pasek plecaka na jedno ramię starając się nie patrzeć w stronę dwóch chłopaków stojących na schodach. Pragnienie było jednak znacznie silniejsze niż rozsądek i jego oczy powędrowały w stronę Gerarda. W tej samej chwili serce przyśpieszyło swoje bicie, a oddech utknął mu w płucach. Frost patrzył prosto na niego. Byli za daleko, aby Oliver mógł odczytać wszystko z oczu chłopaka, ale jego postawa wykazywała niezadowolenie z tego powodu, że go widzi. Nie wyglądał jednak na tak wściekłego jak w pizzerii. Wtedy naprawdę Gerard by go obił i to porządnie. Mógł się mylić, bo tak naprawdę chłopak nie był zły. Siedział tylko zamknięty w swojej klatce i Oli to rozumiał. Każdy ma swoją klatkę, z różnych powodów ją tworzy. On też miał i to właśnie Oliana go uwolniła.

— Muszę iść, bo spóźnię się na historię sztuki — powiedział do Tobiasa.

Brat stanął obok niego i razem ruszyli w stronę szkoły. Każdy krok był dla Oliego trudny do zrobienia. Miał wrażenie jakby jego stopy zostały zatopione w betonie, a droga wyłożona smołą. Wokół nie było żadnych uczniów, albo on nikogo nie widział poza Gerardem Frostem i otaczającymi go wspomnieniami spędzonego z chłopakiem czasu. Tak bardzo chciał do niego podejść, powiedzieć co czuje, poprosić o jedno spotkanie, nic więcej. Czuł, że obaj tego potrzebowali.

— Chodź, nie chcę mieć do czynienia z tym czymś.

Oli usłyszał głos Frosta, który pociągnął przyjaciela w stronę szkoły. Dobre było to, że chłopak nie chciał go zabić, ale bardzo bolało bycie dla niego „tym czymś”. Odgonił cisnące się do oczy łzy.

— Sądziłeś, że wpadnie w twoje ramiona?

— Pierdol się, Tobiasie — syknął do brata nie wierząc, że ten zadał takie pytanie. — Poszukaj może swojego serca. Mając je nie mówiłbyś w ten sposób — dodał i wyminął go, nie chcąc znajdować się w jego pobliżu.

 

*

 

Główny hol olbrzymiej szkoły wypełniony był uczniami. Gerard miał ochotę ich wszystkich zmieść z powierzchni ziemi. Wystarczy, że istnieli. Niektórzy śmiali się, inni rozmawiali, jeszcze inni drżeli przed jakimś czekającym ich egzaminem. Denerwowali go, nieważne co robili. Dotarł do szafek tak szybko jak mógł i przywalił w swoją pięścią.

— Nienawidzę go, kurwa.

— Na pewno? Bo nie zachowujesz się jakbyś go nienawidził. Obserwowałem cię. Wkurza cię to co czujesz — stwierdził Martin. Nie od dzisiaj znał przyjaciela. Znał go lepiej niż chłopak sam siebie.

— Chrzań się, Reynolds — burknął Gerard.

Z rozmachem otworzywszy swoją szafkę omalże nie wyłamał drzwiczek. Martin nie miał, kurwa, żadnej racji. Mylił się. Może nie do końca, bo coś czuł do Oliany, ale na pewno nie do tego przebierańca.

— To mimo wszystko jest jedna i ta sama osoba.  

Po słowach Martina Gerard zrozumiał, że wypowiedział swoje myśli na głos.

— Idziemy na lekcję — rozkazał.

— Tak, mój panie.

— Och, przymknij się.

Jego słowa spotkały się jedynie ze śmiechem przyjaciela.

— Czasami sądzę, że masz coś nie tak pod sufitem.

— Chyba mówi się, że mieć nierówno pod sufitem — poprawił Martin. Wyjął z szafki również i swoje książki. Pierwszą mieli matematykę. Co oznaczało dzień lekcji ścisłych, a potem trening. Cholernie żałował, że dzisiejszy dzień nie skończy się próbą w klasie muzycznej z Quinnem.

— Jak zwał, tak zwał. — Ruszył w stronę schodów. — Wynik z tego jest nam znany.

— Sądzisz, że jestem wariatem? — zapytał Reynolds idąc za przyjacielem.

Gerard już nie odpowiadał na to pytanie. Nie było sensu, bo wywiązała by się jeszcze bardziej bezsensowna rozmowa. Nie miał do tego głowy, ale z drugiej strony przestał się złościć. Martin go dobrze znał.

— Dzięki stary.

Uniósł rękę, kiedy przyjaciel już otwierał usta, by powiedzieć mu swoje „do usług”, lub „tak, mój panie”.

 

*

 

Kolejne godziny zlatywały raz szybciej, raz wolniej, zależnie od zajęć w jakich uczestniczyli Gerard i Oliver. Obaj starali się nie wchodzić sobie w drogę i udawało im się to, do czasu. W końcu nadszedł język angielski, zajęcia które mieli wspólnie. Oliver co prawda siedział od Frosta daleko, bo aż po drugiej stronie dość obszernej sali, ale i tak czuł, jakby chłopak znajdował się tuż obok. Ledwie mógł się skupić na lekcji. Za każdym razem jak poprawiał za ucho wystające kosmyki włosów, które nigdy nie dawały się zebrać z resztą, kiedy je upinał, zerkał dyskretnie na chłopaka, który także nie skupiał się na tym co mówiła nauczycielka. Wpatrywał się w okno lub we własne dłonie, ale nie w niego. Mimo to Grant i tak miał odczucie jakby ktoś mu się ciągle przyglądał. To już działo się od rana. Do tego słyszał jakieś dziwne żarty i śmiech. Miał złe przeczucie, które gnieździło się w jego żołądku, znów go ściskając. Może się mylił, może jego mózg podpowiadał mu coś czego nie było, ale odnosił wrażenie, że ktoś wie więcej niż powinien. Wątpił, aby Frost i jego kumpel coś powiedzieli o nim i Olianie. Możliwe, że to nie o to chodziło, ale zazwyczaj nie mylił się, a jego przeczucia okazywały się prawdziwe.

Kolejny raz skierował spojrzenie na Gerarda. Chłopak teraz wpatrywał się groźnie w Avery’ego. Jednego z jego świętej grupki kretynów. Avery i Lowell wyglądali tak jakby zaraz mieli pęknąć ze śmiechu, a Gerard ich zabić.

Oni wiedzą — przemknęło przez myśli Olivera. Avery i Lowell skądś dowiedzieli się prawdy. To musi być to. Wiedzą, że był Olianą i wiedzą, że Grant spotykał się z nim. W pewien sposób z nim. Bał się jak to odbije się na Froście. Jeżeli żarty skierują się w jego stronę, to nigdy nie będzie szansy, choćby na rozmowę z nim. A tej rozmowy pragnął jak każdego haustu powietrza, kiedy wpadał w panikę i dusił się. Czuł, że bez tej chwili sam na sam nic nie zostanie zakończone lub zaczęte na nowo. Wszak nie tracił nadziei, że coś połączy go jako Olivera z Gerardem Frostem. Odpędził te wszystkie myśli i skupił się na lekcji. Potem miał lekcję tańca, a później będzie co ma być.

Tak mu się wydawało, ale nie mógł usiedzieć na lekcji. W pewniej chwili po prostu wstał i podszedł do nauczycielki informując ją, że źle się czuje. Ta wiedząc, że był chory pozwoliła mu wyjść, nawet napisała mu przepustkę, ze wskazaniem, aby udał się do pielęgniarki. Oliver nie zamierzał nawet się tam pojawić. Opuścił klasę nie mając pojęcia gdzie pójść. Chciał tylko być sam.

 

*

 

Jak tylko skończyła się lekcja angielskiego, z której Frost niczego nie zapamiętał i wyszli na korytarz, dopadł Avey’ego przyciskając go ręką do ściany. Chłopak może i był umięśniony, ale przy sile wściekłości jaka władała Gerardem nie był w stanie nic zrobić. Na wszelki wypadek zacisnął palce na szyi kolegi. Pomyśleć, że kumplował się z nim i wziął go do drużyny. Chętnie by go wywalił, ale Avery był dobrym bramkarzem.

— Co cię tak, kurwa, śmieszy? Cały dzień ty i Lowell wpatrujecie się we mnie i śmiejecie się.

Miał gdzieś to, że wokół nich zebrali się inni uczniowie. Jedynie jakiś nauczyciel mógł mu zagrozić.

— No bo, stary, wiemy, że to nie twoja wina, ale musiałeś być naprawdę wkurwiony, kiedy dowiedziałeś się co twoja dziewczyna ma pod sukienką.

Gerard czuł jak robi mu się słabo, a cała krew spływa cholera wie dokąd, bo zrobiło mu się zimno i musiał być blady jak płótno. Mógł nawet wyglądać na bliskiego omdlenia, ale na pewno był od tego bardzo daleko. Ci chuje skądś poznali prawdziwą tożsamość Oliany.

— Skąd o tym wiesz?

— Kuzyn Lowella widział scenę w pizzerii. Zna przecież ciebie, resztę mu opisał, a Lowell powiedział mi. Resztę sobie z opisu dopowiedzieliśmy. I jak, podobał ci się jego kutas? Lubisz jak zakłada sukienkę?

To  były ostatnie pytania jakie Avery mógł zadać. Gerard puścił go tylko na tyle, by zwinąć dłoń w pięść i wyprowadzić solidny cios prosto w szczękę kumpla. Ten przewrócił się i nawet Lowell nie był w stanie go złapać. Nawet nie próbował, bo był bardzo chudy i bał się ratować większego chłopaka, żeby samemu na tym nie ucierpieć.

— Ktokolwiek, cokolwiek i kiedykolwiek o tym wspomni, pożałuje. Wy dwaj, dzisiaj macie się nie pokazywać na treningu, bo was rozpierdolę — rozkazał Frost. Poczuł jak przy jego boku pojawił się Martin. — Tylko słowo padnie z waszych ust, a będziecie wąchać kwiatki od spodu.

Furia jaką czuł nie oddawała tego co zrobiłby tej dwójce. Do tego wiedzieli z kim się spotykał. Musiał jakoś temu zaradzić.

— Nie wiedziałem, kurwa mać, kim on jest! Nie zaglądałem pod sukienkę. Też byście się pomylili. I pierdolcie się! Nie jestem pedałem, wiecie o tym.

— Chodź już, bo zaraz ktoś wezwie nauczycieli. O ile już ktoś tego nie zrobił — powiedział Martin, chwytając przyjaciela za przedramię i odciągając go od tłumu gapiów i przedstawienia jakie zrobił.

— Ej, Frost uważaj, bo twojemu chłoptasiowi może się coś stać. Nie lubimy tu dziwaków — zawołał Avery.

Gerard zamierzał zawrócić i poprawić to co zrobił, ale Martin go przytrzymał.

— Daj spokój, nie warto. Wystarczy na chwilę spuścić cię z oczu i rozrabiasz. Jak nie chcesz być zawieszony to chodź.

— Pierdol się i ty.

Wyrwał ramię z ucisku przyjaciela i pobiegł długim korytarzem przed siebie. Musiał uciec, bo czuł się tak jakby gonił go potwór. W głowie miał tylko jedno, że spotykał się z chłopakiem w sukience i ludzie o tym wiedzą. Tylko przecież nie wiedział tego. Nie znał prawdy. Przecież od tamtego czasu nie spotkał się z nim. Nie był taki jak sądzą. Głos w nim, jego prawdziwe ja wołało, żeby w końcu przestał walczyć.

           Pobiegł przed siebie korytarzami, potem pamiętał, że pokonywał schody, ktoś go wołał, ale on nie zamierzał się zatrzymywać goniony przez własne myśli i słowa Avery’ego. Nawet nie wiedział kiedy znalazł się na boisku, którego zielona trawa i wielkość sprawiły, że w końcu poczuł się dobrze. Potem krzyknął… Nie, nie był to krzyk. Porównać go było można do wrzasku wypluwającego z niego całą energię i pół życia. Wrzeszczał ile sił w płucach i miał nadzieję, że w końcu poczuje się dobrze.

6 komentarzy:

  1. Gerard... współczuję mu. Zagubiony, przestraszony, niepewny. Mam nadzieję, że odnajdzie wiele by zaakceptować siebie i być sobą.

    Coraz bardziej lubię Martina, wydaje się być dobrym przyjacielem.

    Weny, weny, spokoju i zdrowia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Gerard chociaż nie do końca za nim przepadam ,to mu bardzo współczuję. Taka sytuacja ,życie w takich przekonaniach ,a teraz jeszcze świadomość ,że coraz więcej osób o tym wie co się stało. Chłopak ma naprawdę przerąbane. Ale jedno jest pewne, jest silny i w końcu sobie wszystko poukłada w głowie. Za to Oli to będzie miał ciężko: słabiutki ,drobniutki ,mam nadzieje ,że nie stanie mu się krzywda .
    Pozdrawiam życzę weny i czasu na pisanie. W.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ajć... Gerard...Oli. Ileż smutku i cierpienia. Biedactwa, obaj czują się skrzywdzeni. Do tego jeszcze drwiny. Racja Frost jest silny i sobie poradzi. Ma Martina.
    Oli zaś jest kruchy, ma wsparcie w bracie i reszcie chłopaków. Niestety odrzuca je. Boję się o niego. Naprawdę mam wrażenie, że on sobie coś zrobi przez to wszystko. Targa nim poczucie winy.
    Martin cudowny pajac i dobry przyjaciel.
    Kiedy znowu będzie sie droczył z Quinnem?
    Ja uwielbiam wszystkich chłopaków. Szkoda, ze nie da się pisać o wszystkich na raz. Czekam cierpliwie na wszystkich.
    Tobias i Chris i tak wierzę w nich. Może obaj nie szukają miłości, ale czy ktoś ich pyta o zdanie?
    Póki co dobrze sie bawią i oby jak najdłużej. Najwyżej będą mieli przyjaźń z benefitami.
    Elliott...dalej czeka na swojego księcia. To i ja poczekam z nim :)
    Wracając do Olivera, czy on zniesie tę płotki i drwiny?
    Martwię się, że coś złego wisi w powietrzu.
    Tak samo było z Emośkiem i Caseyem... musiało dojść do tragedii aby te dwa imbecyle zrozumiały że się kochają.
    Czekam na ebooka.
    Dużo weny i wszystkiego dobrego kochana :D
    Pozdrawiam Jenny Hardy

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    och naprawdę bardzo długa droga przed Gerardem... kiedy wydaje się, że zrobił krok do przodu to następnie robi dwa kroki w tył... aż mnie przeraziły te słowa Averego, że mógłby coś zrobić Oliemu, ale właśnie czy gdyby jednak (oby nie) coś zagrażało Oliverowi i Gerard by to zobaczył czy nie było by tutaj bodźca dla niego...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć. Fajnie, że Frost zaczyna się powolutku zmieniać i bardziej siebie akceptować. Jestem bardzo ciekawa jak potoczy się ich relacja. Czekam też na przygody miłosne mojego ulubieńca elliota. Pozostałe pary również zapowiadają się obiecująco.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka,
    wspaniale, ale Gerarda czeka długa jeszcze droga do pełnej akceptacji siebie... tutaj krok do przodu a następnie dwa w tył... ale słowa Averego, że coś mogło by stać się Oliver'emu sprawia, że ciarki przeszły mi po kręgosłupie... ale i reakcja Gerarda jak chciał jeszcze poprawić poprzedni cios pokazuje, że mu zależy jednak... i jeszcze tutaj niby się cieszy że już Oli nie pisze do niego, a jednak wyczekuje na te wiadomości... więc coś jednak jest na rzeczy...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)