2020/11/15

Skrawek nadziei - Rozdział 20

 Hej. Podrzucam Wam kolejny rozdział, dziękuję za komentarze i pozdrawiam ciepło. :)


JOSH

 

Coś się działo. Nie, właściwie nie coś, tylko dużo się działo. Od tygodnia mój świat stanął do góry nogami i bardzo mnie to cieszyło. Odnosiłem wrażenie, że do tej pory zagubiony dryfowałem po cichych morzach życia, bojąc się, że dogoni mnie pozostawiona w tyle burza, a teraz wpadłem w ogromny sztorm. Rzucał mną to w jedną, to w drugą stronę próbując zatopić, jednak ja miałem ogromną wolę walki i nie poddawałem się. Płynąłem wbrew wzburzonym wodom, chociaż w oczach wielu osób powinny mnie one zniszczyć. Nie można było jednak zniszczyć czegoś po raz drugi. Teraz kiedy załamałem się ostatecznie tamtego wieczoru tydzień temu, w czasie rozmowy z panią Archer, mogłem tylko narodzić się na nowo. Powstać niczym Feniks z popiołów, jak powiedział Cameron, który dawał mi tyle oparcia, że z trudem mogłem uwierzyć w istnienie tego mężczyzny. Wyjątkowego. Takiego, jakiego zawsze szukało moje serce, niestety spotykało zawsze mężczyzn, którzy Archerowi nie dorastali nawet do pięt.

Spędzałem z nim każdą wolną chwilę. Nadal kontynuowaliśmy nasze spacery, bo tak właściwie od nich wszystko się zaczęło i lubiliśmy je. Dużo też czasu przebywaliśmy w moim domu. Szeryf był u mnie częstym gościem tak jak jego mama. Podjąłem u niej terapię, ale powoli szykowała mnie dla innego terapeuty. Nie mogła przecież leczyć kogoś, kogo kochał jej syn. Jego chłopaka, bo do tego zmierzała moja i Cama relacja. Poprosiłem go o czas i dawał mi go. Powiedział, że mógłby na mnie czekać całe życie. Na szczęście nie potrzebowałem aż tyle czasu. Bardziej potrzebowałem Camerona, co mnie zaskakiwało. Przecież byłem pewny, że nigdy z nikim się nie zwiążę.

W chwili kiedy zrozumiałem co mówiło do mnie moje serce ciągnące w stronę szeryfa z Sunriver, dotarło do mnie również to, że wciąż mogę kochać. Jestem w stanie to czuć, a każdy nowy dzień uświadamiał mi, że mój koszmar do końca mnie nie zniszczył. Owszem nadal tkwiła we mnie nuta strachu przed goniącą za mną przeszłością, ale tłumiłem ją z pomocą dobrego człowieka o życzliwych oczach oraz jego mamy. Zacząłem wierzyć w to, że cokolwiek w przyszłości się wydarzy, jeżeli mój koszmar mnie odnajdzie, to stawię mu czoła, bo nie byłem sam.

Wcześniej moim błędem było to, iż pozwoliłem mu odseparować mnie od wszystkich bliskich mi osób i tego co znałem. Godziłem się na to poddany jego powolnej,  jednak regularnej manipulacji, później groźbom. Wierzyłem mu we wszystko co mówił. Gdybym nie uciekł po tym jak mnie skatował, pewnie już bym nie żył.

— To co zrobiłeś, pokazało, że ten człowiek jeszcze nie do końca zapanował nad tobą — powiedziała pani Archer podczas naszej codziennej rozmowy. — Wiele osób będących na twoim miejscu nigdy by się nie uwolniła. Rozmawialiśmy o tym.

— Pozwoliłem, aby pomimo ucieczki on wciąż był w mojej głowie. Gdzieś tam nadal jest. — Postukałem palcem wskazującym w skroń. — Siedzi i mówi, że jestem bezużyteczny. Teraz jednak wiem, że kłamie. Zawsze kłamał. Robił wszystko, aby poprawić tym swoje samopoczucie, by czuć się silnym. Boże — jęknąłem ukrywając twarz w dłoniach — byłem ślepy tak długo. Tak długo mu ufałem.

— Nie jestem Bogiem, ale pozwól, że opowiem ci coś. Mogę to zrobić, bo pewna osoba mi na to pozwoliła. Zrobię jeszcze po herbacie i posłuchasz historii człowieka podobnego do ciebie. Nie jest to historia któregoś z moich pacjentów. Takiego zaufania bym nie zdradziła, chyba że sami by ci o wszystkim opowiedzieli. To mój przyjaciel. Kiedy był w twoim wieku poznał kobietę, która z życia zrobiła mu piekło. Tak, kobiety także mogą to zrobić — dodała kiedy zaskoczony spojrzałem na nią. — Niszczyła go psychicznie, a on w nią wierzył. Ufał jej i nie widział zła, które czyniła. Zobaczył dopiero wtedy, kiedy wbiła w niego nóż.

Ostatnie jej słowa zmroziły mnie. Pomimo że w domu było bardzo ciepło ja poczułem się tak, jakbym nagle znalazł się na lodowcu.

— Kobiety często są okrutniejsze od mężczyzn — mówiła przygotowując herbatę. W mojej kuchni czuła się tak jak w swojej. — Na pewno bardziej zawistne i zaciekłe oraz zazdrosne. Zanim go prawie zabiła powiedziała mu, że ją zdradza. Nie mógł tego robić, bo go z domu nie wypuszczała. Na szczęście rana nie była głęboka, ale kilka dni, ten o którym opowiadam, spędził w szpitalu. Ta kobieta uciekła i szukała jej policja. W końcu ją znaleźli, ale nie chciała się poddać. Miała broń i próbowała do nich strzelać. Zabili ją. Mój przyjaciel, którego jeszcze wtedy nie znałam, w ten sposób wyrwał się spod jej kontroli. Od tamtego czasu minęło wiele lat. Ma teraz żonę, dzieci, a przy tym jest doskonałym terapeutą. Pomaga takim osobom jak ty i on. Dokładnie wie co przeżywają, bo sam to przeżył. — Postawiła przede mną kubek napełniony napojem i usiadła naprzeciwko. Wbiła we mnie spojrzenie pełne troski niczym dobra matka, która chce pomóc i zależy jej na kimś. — Mówię ci o tym, bo chciałabym, żebyś się u niego leczył. Jest moim przyjacielem i rozmawiałam z nim o tym. Nie mieszka w Sunriver tylko w Camwood. To większe miasto znajdujące się na wschód od Twin Falla, półgodziny drogi stąd. Glenn mieszka na jego obrzeżach w domu z dużym ogrodem. Tam mógłbyś go odwiedzać, a nie w jego gabinecie. Sam musisz zdecydować czy tego chcesz. Dam ci jego numer. Zadzwonisz kiedy zechcesz. Rozumiemy, że możesz powiedzieć nie i masz do tego prawo. Zanim jednak odrzucisz od razu ten pomysł, pozwól, że ze szczegółami opowiem ci historię Glena. Jego drogę ku upadkowi, a potem o tym jak się podnosił.

Skinąłem głową dając jej jedyną odpowiedź na jaką mogłem się zdobyć. Miałem gardło mocno ściśnięte przez obawy, które targały mną przed poznaniem kogoś nowego. Powtarzałem sobie w myślach, że nikt mnie do tego nie zmuszał. To miała być moja decyzja. Coś wewnątrz mnie było bardzo ciekawe tego człowieka i tego czy czyni cuda swoją terapią. Aczkolwiek wiedziałem jedno, że sam też muszę walczyć, a nie oddać tę walkę w czyjeś ręce. Bez tego nie będzie poprawy. Nawet cuda robione przez innych mi nie pomogą, jeżeli sam nie będę się starał. Chciałem się dowiedzieć jak jeszcze mogę to zrobić i z chęcią słuchałem opowieści o kimś kto przeżył to samo co ja. Pragnąłem zobaczyć dzięki tej historii, że jeszcze można żyć normalnie. Domyślałem się, że można, bo zacząłem to rozumieć przez ostatnie dni, ale tak jak każdy potrzebowałem jakiegoś zapewnienia, dowodu, a to co usłyszałem dało mi to wszystko.

 

*

 

Następnego dnia, w sobotnie popołudnie, podekscytowany dobrym zakończeniem tego co opowiedziała pani Archer, postanowiłem zawalczyć o to czego pragnęło moje serce. Nie było tym łapanie uczuć pierwszego, lepszego poznanego mężczyzny. Było to sięgnięcie po kogoś, kto stał się częścią mojej duszy. Możliwe, że był nią zawsze tylko musiałem tę osobę odnaleźć. Moją brakującą połówkę, której zawsze pragnąłem. Od kiedy miałem pierwszego chłopaka zawsze szukałem tej jedynej osoby i wydawało mi się, że w każdym z nich kogoś takiego znajduję. Myliłem się. Dopiero teraz wiedziałem co czuje się odnajdując kogoś takiego. Dlatego miałem też pewność, że nie lgnę do Archera bo okazał mi miłość, dobroć. Po prostu pokochałem tego mężczyznę. Właśnie jego. To co czułem do innych nie było miłością, pomimo że tak to nazywałem. Tylko wtedy nie potrafiłem rozróżnić wielu rodzajów uczuć od tego prawdziwego.

Kochałem Camerona i chciałem go. Na pewno uczuciowo, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że związek polega nie tylko na patrzeniu sobie w oczy i trzymaniu za ręce. Z biegiem czasu wchodzi w to seks. Coś co dawniej uwielbiałem. W pewnym momencie stał się dla mnie bardziej niczym karta przetargowa chroniąca mnie przed pobiciem niż czymś mającym sprawić przyjemność. Zamknąłem się na nią, moje ciało przestało jej chcieć. Do tej pory nie miałem powodów, aby to się zmieniło. W dodatku myślałem o seksie jak o czymś złym, ale to powoli ulegało zmianie. Wierzyłem, że dzięki cierpliwości Camerona i z tym sobie poradzę.

Zdeterminowany wolą walki tego dnia kiedy Cameron zadzwonił i chciał do mnie przyjechać, powiedziałem mu, że to ja go odwiedzę. Kilka razy zapraszał mnie do siebie, ale zawsze odmawiałem. Tym razem to ja wprosiłem się do jego domu i z głosu mężczyzny wywnioskowałem, że jest z tego powodu szczęśliwy. Chciał po mnie przyjechać, ale powiedziałem, że sam dotrę na miejsce.

Dlatego teraz stałem przed jego białym domem z zielonymi okiennicami i ukwieconym gankiem. Było to pewnie dziełem jego mamy, bo to samo czyniła z moim miejscem zamieszkania, które dzięki kwiatom zaczęło żyć, tak jak ja. Cameron otworzył dobrą chwilę po tym jak nacisnąłem dzwonek. Jego widok sprawił, że zaschło mi w ustach. Przede mną stał mężczyzna, jakiego jeszcze takim nie widziałem. Wyglądało na to, że wywołałem go spod prysznica. Na sobie miał jedynie spodnie dresowe, które wisiały tak nisko, że odsłaniały górne kości bioder. Tors miał nagi, pozbawiony owłosienia. Na brzuchu odznaczał się sześciopak podpowiadający mi, że jego właściciel lubił ćwiczyć. Pod ubraniem nie dawało się tego zauważyć, a może starałem się tego nie dostrzegać. — Wybacz, ćwiczyłem i chciałem jeszcze zdążyć wziąć prysznic. — Założył szybko koszulkę, której wcześniej nie zauważyłem. Natychmiast pożałowałem, że zasłonił swoje ciało, co zaskoczyło mnie tak samo jak wiele rzeczy w ciągu ostatnich dni. Żałowałem też, że moje ciało już nie jest tak piękne. Odrzuciłem myśli, które wkradały się do mojej głowy chyłkiem. Nie robiły niczego dobrego należąc do głosu mojego byłego.

— Wejdź proszę.

Wszedłem do niewielkiego przedpokoju, z którego prowadziły schody na piętro. Znajdowały się tutaj otwarte drzwi zza których mogłem dostrzec salon i zarys kuchni. Wszystko było minimalistycznie urządzone, widać było w tym wyłącznie męską rękę. Znajdowały się tutaj tylko potrzebne rzeczy i nic ponadto. Jedyny wyjątek stanowiły kwiaty, ale tych mogłem się spodziewać wszędzie.

— Proszę. — Po wejściu do chłodnego pomieszczenia podałem Cameronowi pudełko ze słodkościami, które kupiłem.

— Super, będą do kawy. Na obiad mam zamiar zrobić tacos chips i przy jedzeniu obejrzymy jakiś film. Co ty na to?

— Idealny plan. Uwielbiałem… Uwielbiam jeść i coś oglądać — odparłem.

— Ja też, ale moja mama zawsze za to karci mnie i moje rodzeństwo.— Ruszył do kuchni, dzięki czemu odkryłem, że te drzwi na wprost wejścia prowadzą bezpośrednio do niej.

Poszedłem za nim wciąż mając w pamięci jego półnagie ciało i coraz bardziej docierało do mnie to, że Archer jest mężczyzną z krwi i kości. Potrzebującym seksu. Czy powinienem wymuszać na nim czekanie? Może mieć każdego.

— Co się stało? — zapytał, kiedy odłożył pudełko na jedną z szafek.

Kuchnia była przestronnym, jasnym pomieszczeniem, w którym czuć było obecność gospodarza. Na okrągłym stole przy jedynym, ale dużym oknie, leżały czasopisma, obok nich znajdował się pusty kubek po kawie, której nadal za dużo pił. Na parapecie stały doniczki z fiołkami afrykańskimi. Moja mama uwielbiała te kwiatki i zawsze je wszędzie ustawiała. Obok nich znajdowała się bazylia i inne zioła, których nie rozpoznawałem.

— Josh, odpowiesz na moje pytanie? Jeżeli nie chcesz nie musisz, ale wydajesz się przygnębiony. — Spojrzał na mnie tak ciepło, że wystarczyło tylko to, by ponure myśli wyparowały.

— Chcę odpowiedzieć, tylko nie wiem jak. Jeszcze o tej części życia nie rozmawialiśmy. — Podszedłem do okna, by przez nie wyjrzeć. Widok prowadził do niewielkiego ogródka, gdzie na skoszonym trawniku stał stół, a przy nim fotele wiklinowe. — Jesteś niesamowitym mężczyzną i człowiekiem. Potrzebujesz… — Odetchnąłem głęboko zanim dokończyłem: — Chcąc być ze mną musisz czekać ze wszystkim i zdaję sobie z tego sprawę.

— Chodzi o seks? — zapytał wprost bez wstydu czy oporu.

— Tak. — Tym razem postarałem się skupić wzrok na nim. Dlatego łatwo dostrzegłem jak jego usta zaczynają układać się we wspaniały uśmiech, a w oczach pojawiają się iskierki rozbawienia.

— Kochanie, sądzisz, że to dla mnie najważniejsze? Dla mnie ważniejsza jest miłość. Potem seks. Tak, jest ważną częścią związku i lubię go, ale dla mnie to dodatek do czegoś więcej. Od osiemnastego roku życia miałem tylko czterech kochanków. Nie potrafiłem być z kimś tylko dla wyładowania seksualnego. Jedynie ten ostatni był bardziej przygodą niż czymś więcej, ale i wtedy sądziłem inaczej. — Potarł dłonią po karku i tym razem uśmiechnął z zakłopotaniem. — Nie uprawiałem z nikim seksu od trzech lat. Mogę czekać kolejne trzy o ile osobą, dla której zmienię ten stan rzeczy, będziesz ty. Jeżeli nie, to życie w białym związku, jak to się mówi, chyba nie jest złe.

— Cholera, jesteś w tym lepszy niż ja — wymsknęło mi się co rozładowało resztki napięcia, które stworzyłem.

— Chyba w tym wygrywam — wtrącił.

— Nie kiedy i tak nie byłeś do końca grzeczny. Pełny celibat to tylko ja. — Wskazałem palcem na siebie.

— W takim razie jakiej oczekujesz nagrody? — zapytał. Tym razem jego uśmiech przerodził się w coś łobuzerskiego.

— Może takiej, że mnie przytulisz.

Ledwie dokończyłem te słowa, a już znalazłem się w jego silnych ramionach. Odetchnąłem głęboko czując się naprawdę szczęśliwy.

— A co do seksu — szepnąłem wciskając nos w jego szyję i wąchając go — to mam nadzieję, że nie będziemy czekać trzech lat. — Na moje słowa roześmiał się także szczęśliwy, a ja dołączyłem do niego.

5 komentarzy:

  1. Aa ten rozdział był taki krótki, chcę więcej i więcej xd Cudowny rozdział i czekam na więcej ��
    Pozdrawiam i weny życzę ;)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz jak się cieszę z tego rozdziału.
    Mimo że krotki to tam mnie wzruszył, że zrobiło mi się ciepło na serduszku..
    Dziękuję i życzę duzo weny.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    cudownie, Joshua naprawdę stawia kroki do normalności, chce zawalczyć o siebie o swoją przyszłość... już ten krok że sam chciał się zjawić w domu Camerona wiele wnosi... jak i to, że był zawiedzony jak ten założył koszulkę to znaczy że jednak pragnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm widzę, że sytuacja rozwija się w obiecującym tępie.
    Wspaniale dla Josha, który zasługuje na wszystko co najlepsze.
    Muszę przyznać, że po tym co chłopak przeszedł dobrze, że ma przy sobie Camerona.
    Przy nim znacznie łatwiej będzie mu dojść do siebie.
    Szkoda tylko że taki krótki! Będę czekać na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, Cameron zrobi wszystko dla Josha, wesprze go w każdej sytuacji...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)